Wczoraj
Se siedzę w parczku nad jeziorkiem.
Niby słonko.
Zdejmuję ciepłą kurtkę rugając się lekko za niecelowość brania jej do parczku.
Po paru minutach niebo stalowieje a wietrzyk uderza z impetem w mą nikczemną postać.. zakutaną już w wyklętą kurtkę.
Wiaterek robi sympatyczne preludium czochrając zmierzwione konary drzewek, po czym już bez dalszych konwenansów przekazuje batutę sążnistemu opadowi.
Ludziki umykają.
Ja jednak siedzę sobie wygodnie na ławeczce ufny-dufny w moc zielonego parasola, który raczył nade mną roztoczyć usłużny dąb lub buk.
Jako że po dwóch minutach zielony parasol wykazał tendencję do przepuszczania pojedyńczych kuleczek H20 na mą bidną głowisię, zadecydowałem dobyć mej wundwerwaffe na tego typu okoliczność.
Pstrykło a ja zabezpieczony pod czarnym brezentem, wtuliwszy nasadę nosa z lewym oczodołem w konstrukcję metalu, wtopiłem wzrok w płytę jeziora przy akompaniamencie miarowego dudnienia nawałnicy.
Dziwny był to widok.
Jakby ktoś butami na płaskiej podeszwie starannie podeptał ową pomalowaną na stalowy kolor płytę stawu, zostawiając rozciamkane ślady na jego powierzchni.
Nadto nawałnica zafundowała mi gratisowy efekt stopklatki.
Owa rozciamkana powierzchnia stawiku w owej stopklatce na czas nawałnicy utknęła i tak została przez następne trzy minuty.
Z niejakim rozbawieniem obserwowałem kaczki krzyżówki, które leniwie opuszczały zbiornik, tylko po to by wyczłapać na stały grunt i rozsiąść się niedaleko brzegu w strugach deszczu.
Jeszcze większą zabawę miały dwie mewy-śmieszki.
Obie radośnie fruwały nad jeziorkiem, a w czasie zenitu opadu jedna poszybowała nad drzewostan, natomiast druga usiadła na dżewniannym mostku śmiejąc się w twarz żywiołowi.
Opad jak się zaczął tak się skończył.
Pan słoneczko skończył krótką drzemkę, ziewnął przeciągle i rączkami poprzesuwał chmurki.
Pojaśniało.
Pocieplało.
Po minucie dało się usłyszeć energiczne piski.
Aha.
Za kaczką łyską mamą płynęła żadna wrażeń i pokarmu szóstka.. nie - siódemka małych bąków, dodająca sobie wzajem otuchy dziarskimi okrzykami:
Pi, pi, pi, pi, pi!
Może to ich pierwszy wypływ poza gniazdo?
Może.
Składam parasol i do domu wracam, gdzie nikt na mnie nie czeka.
https://youtu.be/FFdWQSq0A24