Z mojego punktu widzenia i doświadczenia, czegoś co wielokrotnie tłumaczyłem żonie, w miarę załapała w dodatku na szczęście (moje i jej, bo to pozwala uniknąć wielu bezsensownych frustracji) - tak, dom i dzieci to wspólny obowiązek.Firekeeper pisze: ↑15 lis 2022, 21:54 A w takim nastroju zmęczenia i poczuciu bycia służącą cała frustracja wylewa się w Twoim kierunku. I ja się nie dziwię. Bo mnie słowa mojego męża ,,w czym Ci pomóc " działają jak płachta na byka. Czy ja chodzę za moim mężem i pytam się czy mu pomóc w wyniesieniu śmieci, zakupach, ugotowaniu obiadu, sprzątaniu, zabawie z dziećmi, nauce, pracy itd itd... ?! Nie i ja też nie chce takiego pytania. Ja nie potrzebuję pomocy męża, bo dzieci są tak samo jego jak moje, dom również. Wszystko jest wspólne. Oczywiście każdy ma swoją działkę przydzieloną w czym jest lepszy to to ogarnia. Po za tym. Takie pytanie w czym Ci pomóc sprawia, że to my kobiety musimy Wam powiedzieć co macie zrobić i pokazać palcem. To nie jest partnerstwo.
Tak jak zostało wspomniane, w naszym męskim języku "w czym ci pomóc" niekoniecznie jest tożsame z "to twoja robota, ale ja wspaniałomyślnie chcę cię wyręczyć w twoich obowiązkach". To po prostu deklaracja chęci zrobienia czegoś. Niektóre z czynności domowych są dla przeciętnego mężczyzny oczywiste, inne zaś- nie. Z całym szacunkiem, ale generalnie mężczyźni mają inną optykę w obszarze "co musi być zrobione by uznać, że jest czysto". Mamy inne potrzeby, inne postrzeganie. Czyli, z własnego doświadczenia oznacza to głównie "co jeszcze trzeba zrobić by zaspokoić twoje oczekiwania i potrzeby". Ewentualnie "co trzeba zrobić byś mi dała święty spokój":lol:
Wskazanie tych rzeczy bywa przydatne, bo i oczekiwania te są płynne. My się nie domyślamy zazwyczaj, tak dla przypomnienia.
Jedyni mężczyźni których znam, którzy dobrze (w oczach kobiet) funkcjonują w takich obszarach, to ci którzy mają zacięcie pedantyczne. Ich żony nie są specjalnie zadowolone, bo to one są przez nich poprawiane i krytykowane, to oni "zrobią to lepiej" - czyli "jak należy".
I odpowiadanie na takie pytania to jest partnerstwo. Partnerzy, małżonkowie powinni się komunikować, wzajemnie sobie podpowiadać, zasapakajać swe potrzeby, SŁUŻYĆ sobie. Komunickacja zaś oznacza, że dążymy do wzajemnego zrozumienia. We właściwie każdej ksiązce o tej tematyce którą przeczytałem, jasno jest napisane, że tak funkcjonują standardowi mężczyźni, że potrzebują by wskazać nam rzeczy które chce się by zostały wykonane. Czyli - to pretensja do mężczyzny za to, że jest mężczyzną. Nie rozumiem dlaczego to taki wielki problem powiedzieć zrób to, tamto i jesz
cze owamto. Przecież ja bez zrobienia części z tych rzeczy żyłbym sobie bardzo dobrze
Swiadczy to również o tym, że kobiety niespecjalnie wiedzą jak funkcjonują ich mężowie jako mężczyźni. Inna rzecz, że w drugą stronę działa to podobnie.
Dla jasności: bez problemu potrafię wykonać każdą czynność domową. W dodatku to robię Piorę, sprzątam, gotuję, dziećmi też się bez problemu zajmuję.
I robię to w sposób jaki JA uznaję za właściwy. Mam chyba do tego prawo? Z doświadczenia, nie tylko swojego, wiem że niekoniecznie
Moim zdaniem, jeżeli np. jedna strona robi to wszystko zazwyczaj, a druga okazyjnie - takie pytania są zasadne.Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 1:07
Jeśli chcecie wkurzyć i przewlekle sfrustrować swoją żonę pytajcie ją w czym macie pomóc, co zrobić, czym się zająć. To właśnie sprawia, że kobieta czuje, że ma w domu kolejne dziecko, a nie mężczyznę.
Warto wyobrazić sobie to w odwrotną stronę. Gdyby to żona zaczęła za wami łazić, prosić o listę zakupów, instrukcję prania i wskazanie co ma dzisiaj w domu zrobić i o której odebrac dzieci. Jak szybko mielibyście ochotę krzyczeć i jak szybko doszlibyscie do wniosku, że ożeniliście się z kobietą na poziomie umysłowym czterolatki?
Proszę natomiast, już w wypadku powyższych przykładów o wyobrażenie sobie standardowej reakcji gdy taki mąż zrobi zakupy takie jakie uzna za stosowne, wypierze ubrania po swojemu, zrobi w domu co uzna za stosowne. Bo takowe pytania nie zawsze biora się z braku wiedzy, a chęci uniknięcia krytyki bądź pretensji. Brak wiedzy zresztą to nic strasznego - nie znam takich co wiedzą wszystko i wszystko potrafią.
Osobiście możesz to robić. Obiektwnie jednak to funkcjonuje. Różni ludzie mają różną definicje porządku. Moja mama ma inną niż moja żona, moja zaś jest jeszcze inna. Kompletnie inną miał też mój tata. Generalnie zaś - męska i żeńska definicja ma co prawda zbiór wspólny, ale zupełnie inną zawartość i jej wielkość oraz wartości poza tym zbiorem.
Jesteś przekonana o słuszności tego co napisałaś?Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 1:07 Jak widzę dumnych panów z dziećmi na placach zabaw, to mam zawsze taką refleksję, że własnie szykują sobie potężny kryzys małżenski. I nie ma znaczenia czy żona w tym czasie sprząta dom, czy siedzi w spa. Oni na tym placu powinni być z dziećmi razem. Już się PODZIELILI.
A co jeśli żona potrzebuje odpocząć od dzieci? Pobyć sama? Woli zrobić coś w domu bez dzieciaków które w niektórych czynnościach, delikatnie nazywając, nie pomagają?
To co napisałaś ma wg mnie sens jeśli to tylko mężowie wychodzą z dziećmi oraz nie wychodzą (lub wychodzą rzadko) całą rodziną. W innym przypadku to jest wg mnie absurdalne.
Z pierwszym z powyższych akapitów generalnie się zgadzam. Może bym nie przesadzał z ilością, bo często nie ma takiej realnej potrzeby, ale zgadzam się co do zasady.Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 1:07 Warto jak najwięcej rzeczy robic wspólnie. Przygotowanie posilków, zakupy, porzadki. Da się. Wspólna praca buduje wspólnotę, więź. Podzielić znaczy dzielić. Współdzielić znaczy łączyć.
Współdzielcie z żonami obowiazki, zamiast je dzielić. I nie zachowujcie się jak dzieci. Co to za męzczyzna, co czeka na instrukcje od zony? Szczerze mówiac, wolalabym juz jasne postawienie sprawy: w domu nie lubię robic nic, nie lubię tego, nie czuję się w tym, niech to będzie twoja odpowiedzialnosc. Ty tym zarządzaj, daj mi instrukcje, co mam przejąć. Naucz mnie jak ma byc, żeby bylo dobrze. Raz. A nie codziennie od nowa. Jestem w stanie przyjąc, ze są tacy męzczyźni, co tak wolą. Mi się też do remontów nie pali, chociaż umiem juz sporo w tej materii zdziałać. Macie portki? To je noście. Takie postawie sprawy to co innego, niż codzienne stękanie zonie nad glowa, tego nie umiem, tego nie wiem, tego nie lubię, a to i tak źle zrobię.
Z drugim, zwłaszcza z wydźwiękiem który wynika z formy, nie zgadzam się bardzo mocno. Forma jest w moim odbiorze obraźliwa, deprecjonująca, oceniająca (w dodatku jednostronnie). Pomijam już, że takie czarno-białe przykłady niespecjalnie pasują do rzeczywistości, w której jest cała gama kolorów.
Co to za mężczyzna, który w pewnych obszarach czeka na instrukcje od żony?
Mądry i rozsądny mężczyzna.
Oddał (lub ustalił to z nią) we władanie (odpowiedzialność) żony pewien obszar i nie wtrąca się w to jak ona tym obrzarem zarządza.
Może dzieje się tak nie dlatego, że mężczyźni uważają cykle za irracjonalne, a z powodu tego jak zachowują się pewne kobiety?Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 1:07 Druga uwaga. Kobiety mają cykle. Miesięczne. Wyjscie z zalożenia, że cykle są irracjonalne, zmiana nastroju jest irracjonalna i kobieta jest irracjonalna prowadzi do stałego konfliktu i napięcia w relacji z kobietą. A wielu męzczyzn z powodu ich cyklu traktuje swoje żony jak tykajace bomby, wariatki, albo osoby z którymi nie trzeba się liczyć, bo są irracjonalne. Jest też mnóstwo panów, zyjacych w lęku przed zonami i ich "nastrojami". Zachęcam ponownie do założenia spodni. Stabilny męzczyzna na którym można się oprzeć jest na wagę złota.
W przypadku niektórych najstabilniejszy mężczyzna pod słońcem nie pomoże.
Skoro kobiety same ich nie potrafią zrozumieć, to w istocie są niezrozumiałe. Tym bardziej dla mężczyzny.
Tak w istocie jest lepiej, łatwiej i łagodniej. Natomiast za panowanie nad swoimi reakcjami, emocjami, nastrojami, humorami - odpowiedzialna jest głównie kobieta.Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 1:07 Z praktyki wiem, że gdy mąż zaczął mój cykl i moje funkcjonowanie rozumieć i UWZGLĘDNIAĆ, moje napięcia byly znacznie mniejsze. Kobieta, która przechodzi swój cykl dramatycznie, to często kobieta, której potrzeby związane z cyklem, także emocjonalne, są represjonowane.
Kobiety działają różnie, w trakcie cykli również. Wiele w tym obszarze zależy nie tylko od samych kwestii fizjologicznych, a od przepracowania, dojrzałości, świadomości. I w tym kierunku zachęcam szukać rozwiązań, zamiast przerzucać odpowiedzialność za swoją “misję” na mężów.
W dodatku chciałbym zauważyć, że nie ma takiej uniwersalnej instrukcji obsługi. Gdyby taka istniała, znałbym tytuł drugiej po Piśmie Świętym najbardziej powszechnej księgi. Inna rzecz, że byłaby zapewne dużo bardziej obszerna
A dlaczego mąż sam nie mógł sobie wybrać jakim nożem chce kroić chleb? Czy też kwestia z masłem - to chyba jego zmartwienie czy będzie mu łatwiej z miękkim czy trudniej z twardym. Z mojego punktu widzenia - mało jest równie irytujących rzeczy na świecie jak takie poprawianie, pouczanie.
Aha, wcale nie musiałaś Bławatku. A jeśli musiałaś, warto sobie zadać pytanie skąd ten przymus. Bo świat by się z tego powodu nie zawalił.
A jak byś miała znaleźć tych chętnych? To tak się da, mieć okres na życzenie by wyręczyć żonę?Bławatek pisze: ↑16 lis 2022, 8:22 I tak samo Ruto punkt za przypomnienie o naszej kobiecości - ja bym się z chęcią pozbyła naszych cykli, ale żaden mężczyzna nie jest chętny. Niby kilka dni cierpienia i zmian hormonalnych a chętnych brak. Aby jakoś funkcjonować łykam tabletki i zaciskam zęby i powtarzam sobie "za kilka dni przejdzie, a za paręnaście lat tego nie będziesz już miała" i mimo potrzeby odpoczynku w tych dniach działam jak zawsze wykonując 200 procent normy - no bo jak to, mogę odpuścić i nie robić nic? Nie, nie mogę odpuścić - ani w pracy, ani w domu, bo nie ma wsparcia i współczucia. Jedynym wyjściem dla mnie i wielu kobiet jest terapia hormonalna zmniejszająca a nawet blokująca płodność - czyli niezgodna z nauką kościoła. No, więc nie stosuję i trwam w tym niezbyt miłym doświadczeniu co miesiąc.
Odpuścić właśnie można. Zamiast robić 200 procent normy - niezbędne minimum.
Gdy jestem chory tak właśnie robię. I jakoś żyję, świat też się nie skończył. I było tak zanim się ożeniłem, będąc kawalerem, uprzedzając uwagi, że ja nie zrobiłem to zrobiła to żona. Mając na głowie czwórkę dzieci też się tak da. I to tłumaczę żonie, coraz skuteczniej - nie sztuka się zajechać albo/i później wylewać frustrację wokół.
Ruto, nie chcę cię urazić, ale może warto przemyśleć pewne sprawy (parafrazując to co napisałaś w tym poście).Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 10:01Sefie,Sefie pisze: ↑15 lis 2022, 20:59 Ewuryca
Stwierdzenie "pomagam żonie" w przypadku mężczyzn ma nieco inne znaczenie, niż to, jak je rozumieją kobiety.
Często kobiety nie artykułują swoich potrzeb, a mężczyźni mający nieco wyższy "próg bólu" w odniesieniu do czystości i ilości obowiązków są karceni za brak tego porządku i pokazuje im się palcem co mają robić. Więc panowie mogą myśleć, że właśnie wyręczają swoją panią w tym co robią bo przecież jest czysto a on wypełnia jej polecenia.
Panowie niestety domyślni nie są ale są za to wyuczalni jeśli poświęci im się chwilę czasu na naukę no i o ile sami wyrażą na to chęć.
Oczywiście przypadki są różne i mąż, który włożył naczynia do zmywarki pierwszy raz w tym miesiącu może mieć przeświadczenie, że przecież to obowiązek żony a on ją akurat teraz wyręcza
Na przykładzie mojej żony mogę powiedzieć, że proszę aby mi wprost mówiła czego wymaga bo czegoś mogę nie widzieć, najlepiej zawczasu tak aby dobrze rozplanować dzień ale jest kłopotliwe. Twierdzi że zarzucę jej, że mnie urabia ale jak mi nie pokaże to jest kłopot bo się okazuje, że zaraz czegoś wymaga.
Oczywiście są rzeczy dla mnie nie do ogarnięcia. Głównie pranie. Czarne, białe, kolorowe jasne, kolorowe ciemnie, domowe, wyjściowe, bielizna, pościel, do tego dochodzą kombinacje, których o zgrozo łączyć się nie da. Magia!
Po przeczytaniu twojego postu bardzo, ale to bardzo mi dzwoni, z mojej perspektywy, kobiety, żony. Napiszę ci co, pod rozwagę.
Oczywiście tak widzę ja, nie twoja żona, i możliwe jest, że twoja żona taki stan twojego postrzegania akceptuje i dla niej jest to w porządku i nie jest dla niej frustrujący.
Piszesz, że kobiety nie artykułują "swoich potrzeb". I dzwoni mi tu pierwszy dzwonek. Potrzeba wykonania obowiazków domowo-dziecięcych, przygotowania posiłków, utrzymania czystości nie jest "potrzebą kobiety". Jest wspólną odpowiedzialnością kobiety i mężczyzny.
Jeśli "pan myśli, że wyręcza swoją panią, bo przecież jest czysto, a on wypelnia polecenia", to dzwonią mi wszystkie dzwonki na raz i jeszcze te u sąsiadów. Tak może być w moich oczach tylko wtedy, gdy męzczyzna nie wziął na siebie SWOJEJ odpowiedzialności.
Pomocny jest badzo wyjazd żony. Nie na tydzień, przed którym wszystko przygotuje, od posilków po zapasy koszul. Na co najmniej trzy tygodnie. Z założeniem, że wróci do czystego pachnacego domu i pelnej lodówki, a nie domu, w którym ponkatach będą gnic resztki pizzy i kebabów i co do którego powstaną wątpliwości czy taniej wyjdzie go wysprzątać czy wyremontować, czy tez lepiej go opuscic w trybie ewakuacji.
"Panowie są wyuczalni, jesli poswięci im się..." Tu też mi dzwoni. Skoro męzczyzna bez pomocy żony nauczyl się obslugi komputera, samochodu, wiertarki i kosiarki, to poradzi sobie tez z lodówka, pralką, zmywarką i mikserem. Z piekarnikiem wielofunkcyjnym też. Męzczyzna robi z siebie głupka w oczach kobiety, domagając się instrukcji zamiatania, odkurzania i mycia wanny. Traci swoją atrakcyjność, autorytet - wazne atuty w relacji.
Z tego co piszesz wnoszę, że twoja żona nie jest zadowolona z twoich próśb o wyjasnienie "czego wymaga". Ty nie widzisz innego wyjscia, bo bez tego zona zaczyna "wymagać". Wiele żon taką sytuację z mężem postrzega jako ciężar. Im dluzej się cos niesie, tym cięzsze się wydaje. Wybuchy najpierw następują w szczcycie cyklu i przed koncem. To wazne sygnaly ostrzegawcze, nadchodzacej katastrofy.
Sefie, nie chcę cię urazić. Ale może warto przemyśleć pewne sprawy. I oddzielić co jest wymaganiem, pewnym rodzajem dziwactwa danej osoby, do którego mozna się z dobrej woli dostosowac, a co jest zwyklymi czynnosciami, które trzeba wykonywać codziennie dla podtrzymania życia biologicznego.
Codzienne przecieranie mebli sokiem z aramantusa i agawy jest dziwactwem. Można to robić, ale nie trzeba. Jesli zonę cieszy, i poprawia to realcje, pewnie warto. Natomiast zakupy, pranie, sprzątanie to nie dziwactwa.
Wymagania zony od wymagań biologii latwo odróżnić. Jesli nie będziemy spelniac wymogów biologicznych umrzemy z glodu lub z braku higieny. Ewentualnie ze smrodu.
Co do prania. Ja mam opór do prowadzenia samochodu. Raz zapisalam się na kurs, zaplaciłam pierwszą ratę i na tym poprzestałam. Ty masz blokadę do nauczenia się prania. Ja już wiem skad moja blokada, co na razie za wiele nie zmienilo. Jednak ze swoimi slabosciami i bezsilnosciami warto się mierzyc, bez zrzucania odpowiedzialnosci na innych. To, ze nie zrobilam dotąd prawa jazdy nie znaczy, że mąż mialby mnie wozić gdzie zechcę, tylko dlatego, ze on takiej blokady nie ma. To, że masz blokadę na pranie, nie oznacza, ze zona jest zobowiazana do prania twoich ubrań. Moze warto powiedziec wprost: kochanie, mam blokadę psychiczną z praniem. Jesli ty się tym zajmiesz w calosci, ja przejmę coś, co jest nieprzyjemne dla ciebie, czego nie lubisz. Nie radzę sobie z tym. Znacznie lepiej tak, niz dorabiac do swoich blokad teorie ewolucyjne. Miliony męzczyzn na swiecie obslugijacych perfekcyjnie pelny cykl prania az do etapu poskladania rzeczy w szafkach, tym teoriom skutecznie przeczą.
Warto czasem zmienić myślenie. Ja wiem, ze wam się wszystko w ciągi logiczne uklada. I że wszystko co napisaleś jest logicznie poprawne. Ale system jaki wymyślileś, zeby zona wyjasniala ci, czego wymaga, po to żeby "nie wymagala" nie jest byc może najlepszym z najlepszych. Ani nawet najlogiczniejszym.
W moich oczach masz świętą zonę, że spokojnie te twoje prosby o przedstawianie tobie "jej wymagań" znosi. Może na wszelki poobserwuj w jaki stan emocjonalny wprawiasz w tym swoją żonę. Jako kobieta przewiduję, że w zalezności od dnia od pobłażliwego politowania, do ciężkiej irytacji. Może jest twoja zona wyjątkiem i jest swiętą i po prostu cieszy się, że tak sobie dobrze ułozyliscie wspólpracę. Ale moze jednak nie...
Męzczyźni nie zdają sobie sprawy, że takim postępowaniem, teoriami, i logiką, z której nieodmiennie wynika, że zona ma kierować męzem i wszystkimi pracami zmierzajacymi do biologicznego przetrwania rodziny i jeszcze większośc z nich wykonywać, tracą w oczach swoich zon bardzo ważną rzecz, szacunek.
Ja ten post Ruto, właściwie w całości, odbieram jako obraźliwy, niegrzeczny i niedorzeczny. Zwłaszcza, że piszesz (tak wynika z tekstu) do mężczyzn/o mężczyznach w ogóle.
W moim odbiorze, poza kolejnym już podawaniem skrajnych przykładów z sufitu wziętych, sama stawiasz tezy które nie padły w poście Sefiego (ani innym w tym wątku) po czym bohatersko się z nimi rozprawiasz.
I jeszcze kanonizowałaś żonę Sefiego, tego akurat jej życzę
Po przeczytaniu twego postu I porównując go do tego co napisał o tej sytuacji Cogito86 zgadzam się głównie co do tego, że jego żona poczuła się w wyniku braku karmi I chipsów zlekceważona, nieważna. Nic, że kompletnie nie miało to pokrycia w intencjach Cogito.Ruta pisze: ↑16 lis 2022, 12:38 Zdecydowanie nie mam na celu wywolywania-wojny damsko męskiej. Ani na forum, ani gdzie indziej. Ani też, że twierdzę, że żona autora wątków nie ma problemów. Rzecz w tym, że na forum jest autor, a nie jego żona.
Okiem kobiety dla mnie opisana sytuacja wygląda tak: żona autora wąrku była w okresie przedmiesiączkowym. Kobiety, które funkcjonują bez uwzględniania swojego cyklu, często w tym czasie mają: zwiększony apetyt na niezdrowe przekąski, wysoki poziom frustracji i krótki zapalnik. Do tego wszystko, co tłumią przez cały miesiąc w tych dniach wzbiera jak fala, wszystkie żale i pretensje. Czują w dwójnasób to, co jest ich przykrą codziennoscią - że wszystko jest na ich glowie a mąż bez pokazania palcem nie zrobi nic, choćby to noc do ogarnięcia bylo wielkie jak pół salonu albo smierdzace jak własnie przypalające się kotlety. Czują, że w chwili zmęczenia, fizycznego bólu i emocjonalnej frustracji nie mają szans na odpoczynek, zainteresowanie męza, albo chocby na to, by mąz po prostu dał chwilę wytchnienia.
Zachcianki w takim stanie są tak samo mocne jak te ciążowe, więc nie przyniesienie chipsów i karmi, czekolady czy czegoś urasta do rangi tortury i poczucia bycia zupelnie nieważną dla męza, którego interesuje wylacznie komputerek. Nawet w takiej chwili gdy resztkami sił w zupelnej nieogarnialnosci męza staramy się jakos dzialać. Jakby podniósł wzrok znad monitora, zobaczylby żonęz która ledwo przy tej patelni stoi, bo ją boli i która odlocza minuty, jeszcze pranie, wywiesic, bajka, jakoś dotrzymam. Moze się nie poplaczę, nie wybiegnę z krzykiem na zawsze, nie cisnę w męza patelnią.
W tym czasie radzimy sobie tez ze zwiększonym poziomem agresji. Kilka dni w miesiacu jestesmy blizej waszego męskiego poziomu agresji. I trzeba się z tym zmierzyc. Obie strony.
Zaręczam jednocześnie, że Bogu dzięki nie wszystkie kobiety tak funkcjonują. Dla mnie jest to opis jak nie warto by kobieta funkcjonowała, a nie opis normy.
Nie wiem jak musiały funkcjonować nasze mamy, babcie, prababcie I tak dalej bez możliwości dania upustu swym “potrzebom” w opisany przez ciebie sposób przez tysiące lat. Bo tu się chyba zgadzamy, to tak w poprzednich stuleciach raczej nie funkcjonowało. Kobiety miały inne potrzeby, bały się, czy coś innego? Ja bym obstawiał pewną opcję o której nie napiszę, bo nieco to niegrzecznie brzmi.
Że co? Aż się ciśnie do głowy hasło “bo zupa była za słona”. Czyli dla mnie to co przeczytałem powyżej brzmi jak usprawiedliwianie, racjonalizowanie patologicznych zachowań drugiej osoby.
Ty to napisałaś okiem swoim, czy wczuwając się w żonę Cogito86?
Mam nadzieję, że sama w to nie wierzysz. Jeśli chodzi o ewentualne podstawy naukowe takich twierdzeń, nie takie cuda pseudonauka wyjaśnia. Ciekawe czy ze wszytskimi twierdzeniami naukowców się zgadzasz (pomijając już, że praktycznie w każdej sprawie różni naukowcy prezentują różne, nierzadko wzajemnie wykluczające się stanowiska). Czyli można się zawsze taką "nauką" podeprzeć.Ruta pisze: ↑17 lis 2022, 21:31
Awantura za brak kebaba (chipsów, czekolady) w czasie PMS jest, czy tego chcesz czy nie, wpisana w biologię kobiety, która przechodzi ciężkie PMS. Same żarty na ten temat zajęłyby kilka tomów, co wskazuje powszechnosć problemu. Nie mówiac juz o opracowaniach naukowych tematu. Na szczęscie calość wiedzy wystarczającej by ogarnąc temat da się sprowadzic do krótkiego wykladu na temat fizjologii i funkcjonowania organizmu kobiety.
Ilość żartów o Chucku Norrisie też nie oznacza, że te żarty relacjonują prawdę o nim.
PO raz kolejny, o co awanturowały się w trakcie miesiączki kobiety gdy nie było kebabów, chipsów, czekolady, karmi?
Gdy nie miały czasu na myślenie o takich głupotach? Może wtedy jeszcze taka potrzeba nie była wpisana w biologię kobiety? A może to dowód na ewolucję biologiczną?
Moim zdaniem powszechność problemu wynika z czegoś zupełnie innego. I jest uwarunkowana kulturowo.
Reasumując - awantura w trakcie PMS nie jest wpisana w biologię kobiety.
Jest coś nad czym (i to jest największa trudność, wyzwanie) warto by zapanowały kobiety. Są to emocje.
Mężczyźni mają do ogarnięcia panowanie nad sobą (najtrudniejszy w obsłudze jest obszar seksualności).
Wyobraźcie sobie drogie panie, zwłaszcza ty Ruto, że czytasz na forum usprawiedliwienia oglądania porno, masturbacji, zdrad, podciąganie takich chorych zachowań pod normę, podpieranie tego nauką, ilością żartów na te tematy, powszechnością występowania.
Wg mnie porównanie trudności do panowania nad seksualnością u mężczyzn do panowania nad emocjonalnością u kobiet jest ze względów także biologicznych bardzo adekwatne i analogiczne.
Takie są moje prywatne doświadczenia, naczytałem się, nasłuchałem i naobserwowałem.
Wyobraźcie sobie swoje oburzenie, gdyby jakiś mężczyzna na forum napisał, że gdy mąż ma "ciśnienie", mądra żona powinna go obsłużyć tak jak jemu jest to potrzebne. A jeśli powie mu, że nie ma ochoty, pójdzie zadzwonić w tym czasie do mamusi, to jest to dobra strategia by z hukiem wylecieć z domu.
Albo, że bagatelizowanie takich jego potrzeb jest biologicznie uwarunkowanym powodem do zrobienia awantury.
Oczywiście dla jasności - to absurd. Nie tak dorośli ludzie powinni pracować nad sobą, relacją. Nie tak stworzył nas Bóg, nie do tego wzywa nas Chrystus.
To wykrzywiony obraz. A że powszechny?
Grzech i zepsucie są powszechne. To nie powód by akceptować to jako normę.
Przy okazji, polecam więcej empatii a przede wszystkim symetrycznego spojrzenia, bo zwłaszcza tego drugiego w moim odczuciu kobietom (nie tylko na forum) powszechnie brakuje.
Wiedziałem, że będzie długo, gratulację dla tych którzy dotarli do końca.