Podejście męskie / podejście kobiece [wydzielony...]

Informacje lokalne, gdzie szukać pomocy...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Podejście męskie / podejście kobiece [wydzielony...]

Post autor: Pavel » 31 gru 2021, 11:08

Melisa pisze:
30 gru 2021, 9:43
Ruta pisze:
29 gru 2021, 20:00

A przyszło wam do głowy, że żony naprawdę mają dość? I że coś w nich pękło i z tego powodu postanowiły odejść? Że tak długo czekały na zamiany, aż doszły do wniosku, że nic się już nie zmieni? I po prostu nie wierzą w jakiekolwiek trwałe zmiany?

Pytam, bo jak czytam w jaki sposób piszecie o swoich żonach, to tak jakbyście pisali o małych nieświadomych niczego dziewczynkach, które mają kaprys na piątą porcję bitej śmietany i tupią nogami, by ją dostać. Na ile się jednak zorientowałam z waszych opisów, to są dojrzałe wartościowe kobiety, które przez wiele lat dźwigały na sobie sporą odpowiedzialność. I mają ewidentnie dość.

Nie popieram ucieczki w romanse. Jednak po takich ciężarach łatwo się pogubić. A gdy mąż nie docenia, obciąża, jest w jakiejś formie przemocowy, to byle chłystek wydaje się potem księciem z bajki. Łatwo tak obciążonej latami kobiecie zawrócić w głowie. Nie usprawiedliwiam. Romans to odpowiedzialność tej osoby która go nawiązuje.
Ruto, dziękuję, wyraziłaś dokładnie to z czym "chodzę" od paru dni gdy właśnie na początku tego wątku przeczytałam ;
_Michal_ pisze:
24 gru 2021, 10:51
Jak bym czytał swój temat. Jakie to jest powtarzalne i smutne.
Tak drodzy panowie, właśnie powtarzalne i smutne jest czytać "nie kochałem, nie doceniałem, nie szanowałem żony, zajmowałem się siłownią, garażem i czym tam jeszcze byle nie domem i dziećmi." I jeszcze: "nie miałem pojęcia, że coś robię źle bo przecież nie robiła mi awantur", a tego, że prosiła, błagała, była smutna, przybita zupełnie nie zauważaliście.

W tym kontekście niezwykle istotne są słowa J.Pulikowskiego (cytuję z pamięci) o tym, że kobieta bardzo długo potrafi wypierać to, że w małżeństwie dzieje się źle, że latami znosi okropne traktowanie, zaprzecza, że jest beznadziejnie do czasu aż w końcu uzna, że... jest beznadziejnie. I wtedy już bardzo trudno zawrócić ją z drogi.
Wczoraj napisałem mocny post w odpowiedzi do tego fragmentu który napisała Ruta. Finalnie po dluuuuugim namyśle zdecydowałem się nie wysyłać.
Może dziś uda mi się napisać delikatniej. Może. Postaram się, chociaż wątpię, że się uda.

Ruto, ja „czekam” aż podobnie zaczniesz podchodzić do pań na forum. Odwróć własne słowa - zamień panów na panie.

Ciekawi mnie, jak byś się poczuła gdyby ktoś w podobnym tonie napisał do ciebie.
A dałoby się dopasować ten post do twojej sytuacji dokonując kosmetycznych zmian. Uwierz na słowo. Tak samo w wątkach innych pań.
Worki do boksowania też mają swoją wytrzymałość.

Wszystko działa w obie strony. Udział w kryzysie, zaniedbania, pogubienie, dysfunkcje, brak wiedzy, fatalna komunikacja itd.

Autor wątku jeszcze tego nie wie, kwestia czasu tylko, ale jeśli tu zostanie to odkryje, że nie jest jedynym mającym porządny udział w kryzysie który zafundowali sobie z żoną w małzeństwie.
Odkryje również jaki to był udział.
Związek jest jak łańcuch przyczynowo-skutkowy.Jest akcja, następuje reakcja. Niespecjalnie właściwa, gdy się nie potrafi. Z obu stron. Od początku małżeństwa. Tylko na początku ma się więcej cierpliwości i mniej ostre, mniej krytyczne spojrzenie.

Ba, przyjdzie i etap gniewu, oby nie na tyle silny by podchodzić do swej żony jak większość panów patrzy na wiarołomne małżonki.

Mierzi mnie takie jak powyżej zacytowałem usprawiedliwianie kobiet i jednostronne patrzenie. Totalny niedobór symetrii.
I to nie raz, a regularnie. Czytam niemalże wszystkie posty na forum od 6 lat, więc dobrze się orientuję.
Kto nie wierzy niech wejdzie w pięć losowych wątków pań - główny temat to nie jak zmienić siebie, a jaki mąż jest okropny. U panów - to samo - jak zmienić męża i bezwzględne wyliczanie co zrobił źle. A powinno być chyba odwrotnie zgodnie z zasadą symetrii??
Ironizuję tu, bo droga skupienia się na samym sobie jest właściwa.
Jakimś sposobem panie w większości jednak dają sobie przyzwolenie, że w ich przypadku jednak można inaczej.

Nie znam niemal żadnej kobiety, na żywo, w otoczeniu, która spełnia jak należy trzy podstawowe potrzeby mężczyzny. Wliczając w to panie będące w lokalnej wspólnocie. Dobre dziewczyny, pobożne, sympatyczne...ale często dla wszystkich ale nie dla własnych mężów. Ich najchętniej to publicznie skrytykują, wytkną braki. Publicznie - coś co faceci „lubią” najbardziej.
A żeby chociaż czasem pochwaliły. Chociaż w proporcji 1 pochwała i 5 Krytycznych uwag.

Nakarmić, docenić, przytulić.
Główne potrzeby mężczyzn, wydają się proste w zestawieniu z potrzebami kobiet w liczbie chyba większej niż nieskończoność :lol:, w dodatku zmieniające się z minuty na minutę czasem.
Wliczam w to własną małżonkę, która gdyby miała mnie werbalnie docenić chyba by się udławiła. Proszę o wybaczenie delikatnej złośliwości.
A daję z siebie nie 100 a 189% (wyliczenia potwierdzone przez niezależną komisję :lol:). Od sześciu lat w dodatku.

Aby była jasność, ona też bardzo dużo z siebie daje. Z taką różnicą, że ja to potrafię głośno nazwać.
Mało która żona mężczyzn których znam na żywo potrafi pochwalić męża, zwłaszcza publicznie. Jakby od tego się umierało. Widać wszyscy oni tacy beznadziejni. Jak ja. Żartuję oczywiście, bo swą wartość znam.
Brzmi znajomo i z forum, nieprawdaż?

Pogubienie jest po obu stronach. Totalne i powszechne.
Spojrzenie na kryzys zaś, o dziwo na katolickim forum również, dużo bardziej jednostronne.
Rozpoznanie męskiego udziału jest głębokie i wyraźnie artykułowane, z damskim jest już inaczej.


Odchodzi żona? Mąż był niedobry, ona biedna się pogubiła, łatwo o to gdy mąż taki niedobry.
Odchodzi mąż? Bo łajdak, zdrajca, seksoholik, alkoholik i złodziej. Bo każdy pijak to złodziej, idąc za klasykiem.
Żona niemal niewinna, on był zepsuty już przed ślubem. Może żona ma jakieś mityczne wady, ale kto ich nie ma? W dodatku to tylko kilka drobiazgów. Można to przełożyć na później, naprawa męża jest ważniejsza.

Tak jak nie znam (wyjątki potwierdzają regułę) kobiet odchodzących od naprawdę dobrych mężów, tak nie znam mężów odchodzących od naprawdę dobrych żon.

Wiem, generalizuję i nieco trywializuję, ale jakoś w tym dużo wg mnie odwzorowania rzeczywistości.

Niech panowie będący na forum sami odpowiedzą jak wyglądało w ich małżeństwach docenienie, ciepło, szacunek, otwartość na męża, serdeczność. Jak bardzo czuli się w domu potrzebni.
Cechy i umiejętności niezbędne, a totalnie deficytowe. Panie nie szukając sobie usprawiedliwień również warto by choćby sobie na to odpowiedziały.
Czy żony swą postawą dodawały im skrzydeł, czy regularnie je cięły pilnując by choć piórko nie odrosło przypadkiem.
Nie piszę tego z sufitu - to osobiste doświadczenia i obserwacja.

Tak jak ja nawaliłem w swoim małzeństwie, tak regularnie nawalała żona.
Tak jak u mnie brak wiedzy nie zwalniał z odpowiedzialności, tak dokładnie to samo dotyczy żony.
Tak jak ona czuła się nieszczęśliwa, tak nieszczęśliwy byłem ja. Po prostu bardziej się oszukiwałem, miałem wobec niej mniejsze wymagania, oczekiwania (niż ona wobec mnie), grubszą skórę i większą wytrzymałość.
Czy podobnie nie było z wami, opuszczone forumowiczki?

Ona pracowała w domu? Ja również nie byłem na wakacjach w tym czasie, a ciężko pracowałem.
Ona czuła się uwięziona w domu? Mogła jak ja poszukać przestrzeni dla siebie, porozmawiać o tym. Na pewno bym jej w tym pomógł.
Dziwnym trafem panie często mają z tym problem, mam wrażenie, że wolą ponarzekać w tym temacie a nie realnie coś zmienić.
Czy ja bym znalazł zrozumienie na forum gdyby to mi się przelało i w efekcie przelania romansował z kowalską? To pytanie retoryczne.

Mężczyźni też nie bez powodu uciekają z domów do przysłowiowego lub realnego garażu czy w jakieś mniej rozsądne miejsca (jak świat wirtualny u mnie). Jasne, ucieczka to mało dojrzała postawa, mało męska. I to z pewnością warto zmieniać.
Warto się jednak zastanowić jakie są inne przyczyny tej niedojrzałości towarzyszące.

Ja zacząłem rozliczanie od siebie. Też, podobnie jak Rafał41, nadmiernie się z początku ubiczowałem biorąc na klatę swoje i nieswoje przewiny.
Ma to nawet jedną zaletę, nie przerzuca się odpowiedzialności na drugą stronę co pomaga w pracy nad sobą.
Ale docelowo, warto na klatę wziąć swoje, żony udział zaś zostawić jej.

Od ponad pięciu lat na ile intensywnie potrafię, pracuję nad sobą, nie ogladam się na to co robi żona, jak i czy pracuje nad sobą.
Skupiam się nad swoim obszarem sprawczości i odpowiedzialności. Niezmiennie.

I zdecydowanie taką postawę polecam również Rafałowi41 i każdemu innemu.
Zająć się sobą i tylko sobą. No i dziećmi. I relacją z Panem Bogiem oczywiście, co by najważniejszego nie pominąć.
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

Nie podoba mi się po prostu, wywołuje sprzeciw, taki sposób pisania - przerzucanie odpowiedzialności na jedną stronę głównie (dziwnym trafem na mężczyzn) przy jednoczesnym wybielaniu, bagatelizowaniu i przemilczaniu udziału drugiej strony (dziwnym trafem żon).

Zdradzające żony które dążą do rozwodu i rozbicia rodziny nazywasz Ruto dojrzałymi i wartościowymi?
Mam nieco inną definicję użytych przez ciebie słów.

Moja żona też miała dość. Głównym i bezpośrednim powodem tego dość był kowalski. I kowalska na dodatek w pakiecie.
Też miała etap „teraz ja!”.
W trakcie którego skupiała się tylko na sobie zaniedbując nie tylko swoje obowiązki domowe ale i dzieci.
Miała nowe plany, cele i marzenia. Wtedy mówiła, że od dawna je miała, ale ja ją tłamsiłem i blokowałem. A wreszcie jest wolna i zrobi co zechce.
Teraz jakoś tak nie ma i albo nie pamięta, albo to udaje.
A ja w tym czasie pracowałem i nadrabiałem za nią w domu. Do czasu aż oprzytomniałem i zdałem sobie sprawę, że stwarzam jej komfortowe warunki do dalszej destrukcji małżeństwa.
I w końcu powiedziałem: jeśli nie będziesz wykonywać swoich obowiązków, to i korzystać z owoców mojej pracy nie będziesz.
Bo ja nie mogłem przestać i pozwolić sobie na „teraz ja!” I inne formy buntu - rachunki się dziwnym trafem same nie zapłacą.

Tak drogie panie, gdy Michał pisał jakie to smutne i powtarzalne miał rację.
Zdradzające żony funkcjonują na zasadzie kopiuj-wklej. Mężowie też.
Opuszczani panowie i panie zresztą również jak można zauważyć działają dość schematycznie.
Po coś ktoś „listę Zerty” wymyślił.
Jakoś nie oponujecie gdy w wątkach pań padają nagminnie podobre sforułowania, jak „mój mąż ma tak samo”, „mój mąż jest taki sam” itp.

Moja żona miała dość?
Ja też miałem dość. Nie raz, nie dwa, nie pięćdziesiąt.
Zarówno przed kryzysem, w jego trakcie jak I po nim. Ale zaciskałem zęby. Bo odpowiedzialność, bo słowo, bo dzieci. Bo z takich powodów nie rozbija się rodziny.

Trwanie pomimo leży chyba jednak bliżej definicji dojrzałości niż ucieczka z małżeństwa czy zdrada.
Tak jak czekania aż ktoś się zmieni zamiast zmienić się samemu nie uważam za dojrzałą postawę.
A która z żon panów na forum postanowiła najpierw zmienić i naprawić siebie, by poprawić relację, zamiast skupiać się na tym co u męża źle funkcjonuje, a dopiero ewentualnie później szukać „nowego modelu”?
Która najpierw wzięła rozwód a dopiero później zaczęła szukać nowego szczęścia?
Standardem jest jednak podwójne życie, kłamstwa w żywe oczy, nawet postawione przed dowodami idą w zaparte. Wiem, zdradzający panowie mają podobnie.

Dlatego chciałbym zwrócić uwagę by jednak postarać się o choćby pozory symetrii.
I w miarę równego traktowania.
Bo tak jak wy możecie widzieć w nas I naszych historiach cząstkę swoich mężów oraz swoich bolesnych doświadczeń, tak my widzimy u was cząstkę swoich żon.

Miało być łagodniej, mam nieodparte wrażenie, że nie wyszło.
Ale skoro post się przez noc ostał w pamięci telefonu (finalnie wysłałem wczoraj tylko cytat postu Melisy, dziura w zasięgu się zrobiła), to chyba znak z góry, że może jednak ciężko, ale strawny.
Zaryzykuję.
Drogie panie celem nie jest atak na was ani odbijanie piłeczki, a zwrócenie uwagi na powszechny i duży w moim odbiorze problem.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: s zona » 31 gru 2021, 11:35

Pavel,
jesli o mnie chodzi, to ja sie pod Twoimi slowami podpisuje ...jako kobieta, zona, matka .. zawalilam czesciowo tez, mimo,ze to maz "wyszedl poza malzenstwo" .

Zostanowily mnie kiedys slowa mojego meza .. " nie jestes taka swieta, jak ci sie wydaje " .... nie bylam , nie jestem ..
Kroki pomagaja otworzyc oczy, polecam .. PD
ps te 3 potrzebuje mezczyzn oddaja sedno naszych relacji . I wg mnie - najwazniejsze nie jest to,jak my to widzimy, tylko ,jak nasi wspolmalzonkowie to odbieraja ..

konwalia123

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: konwalia123 » 31 gru 2021, 11:54

s zona pisze:
31 gru 2021, 11:35
ostanowily mnie kiedys slowa mojego meza .. " nie jestes taka swieta, jak ci sie wydaje " .... nie bylam , nie jestem ..
A może nasi mężowie nie oczekują naszej świętości? A takiej normalnej, kobiecej kobiety. Żony. Matki. Z wadami i z okiem zrozumienia dla różnych ludzkich przywar i słabości?
Może w tej własnie normalności kryje się zalążek świętości? A nie jej karykatury?

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Caliope » 31 gru 2021, 15:07

konwalia123 pisze:
31 gru 2021, 11:54
s zona pisze:
31 gru 2021, 11:35
ostanowily mnie kiedys slowa mojego meza .. " nie jestes taka swieta, jak ci sie wydaje " .... nie bylam , nie jestem ..
A może nasi mężowie nie oczekują naszej świętości? A takiej normalnej, kobiecej kobiety. Żony. Matki. Z wadami i z okiem zrozumienia dla różnych ludzkich przywar i słabości?
Może w tej własnie normalności kryje się zalążek świętości? A nie jej karykatury?
Nie oczekują, nie oczekują też poświęcenia, wylizanego mieszkania, czy dawania kapci na wejściu. Chcą normalności, spokoju i przestrzeni. Np. ja też potrzebuję stabilności i spokoju, nic więcej. Tylko do tego sie dochodzi latami jak widzę, szczególnie zacięta walka jest z niespełnionymi oczekiwaniami, wadami czy nawet chorobami. Starczy zaakceptować siebie i kogoś takim jakim jest.

_Michal_
Posty: 52
Rejestracja: 17 gru 2021, 12:19
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: _Michal_ » 31 gru 2021, 15:36

konwalia123 pisze:
31 gru 2021, 11:54
s zona pisze:
31 gru 2021, 11:35
ostanowily mnie kiedys slowa mojego meza .. " nie jestes taka swieta, jak ci sie wydaje " .... nie bylam , nie jestem ..
A może nasi mężowie nie oczekują naszej świętości? A takiej normalnej, kobiecej kobiety. Żony. Matki. Z wadami i z okiem zrozumienia dla różnych ludzkich przywar i słabości?
Może w tej własnie normalności kryje się zalążek świętości? A nie jej karykatury?
Po pierwszej zdradzie oczekiwałem od żony że nie będzie więcej kolegów, żadnych relacji z innymi facetami. Oczekiwałem tak niewiele, tylko dla własnego bezpieczeństwa.
Nie wiem co się podziało że znowu te relacje się pojawiły, czy ona naprawdę potrzebuje męskiego powiernika myśli? Dla mnie to było za dużo, nie potrafiłem tego znieść i przejść nad tym do porządku dziennego, powiedziałem jej wtedy że taka relacja to wstęp do zdrady i no miałem rację.

jacek-sychar

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: jacek-sychar » 31 gru 2021, 15:53

Pavel

W imieniu męskiej części forum dziękuję Ci za ten post:
viewtopic.php?f=10&t=4656&p=389120#p389113

Ja już dość miałem udowadniania, że nie jestem wielbłądem.

A odpowiadając na Twoje pytanie:
Pavel pisze:
31 gru 2021, 11:08
Niech panowie będący na forum sami odpowiedzą jak wyglądało w ich małżeństwach docenienie, ciepło, szacunek, otwartość na męża, serdeczność. Jak bardzo czuli się w domu potrzebni.
To powiem krótko: nie można opowiedzieć czegoś, czego nie było. Ciągle za mało było mnie w domu, ale jednocześnie za mało zarabiałem. Można to jakoś pogodzić, tym bardziej, że sam utrzymywałem 5 osobową rodzinę?

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: s zona » 31 gru 2021, 16:37

Konwalio i Caliope, teraz juz wiem,ze maz potrzebuje miec zone w... salonie, sypialni czy kuchni ..
Byc docenionym, jesli publicznie tym lepiej ...

Moze jeszcze dorzuce, co kiedys uslyszalam od Renty 11,zeby zyc w przyjazni z mezem ...To wazne, jesli mozemy rozmawiac o wszystkim, co nas dotyczy, bez potrzeby sprawdzania, sledzenia itd .. Wiemy o sobie ...naszych potrzebach, radosciach,klopotach ...

Mnie na poczatku obok Listy Zerty pomogly te 3 ksiazki, pisane przez mezczyzn, intuicyjnie czulam ,ze chce poznac problem z meskiej strony . ...z kobiecej juz wiedzialam ...
https://www.tolle.pl/pozycja/cenniejsza-niz-perly
https://www.tolle.pl/pozycja/malzenstwo-na-krawedzi
https://www.tolle.pl/pozycja/warto-naprawic-malzenstwo
Pogody Ducha i Blogoslawionego 2022 Roku :)

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: s zona » 31 gru 2021, 16:43

pisze:
31 gru 2021, 11:35

ps te 3 potrzeby mezczyzn oddaja sedno naszych relacji . I wg mnie - najwazniejsze nie jest to,jak my to widzimy, tylko,jak nasi wspolmalzonkowie to odbieraja ..

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: s zona » 31 gru 2021, 16:50

jacek-sychar pisze:
31 gru 2021, 15:53
Pavel

W imieniu męskiej części forum dziękuję Ci za ten post:
viewtopic.php?f=10&t=4656&p=389120#p389113

Ja już dość miałem udowadniania, że nie jestem wielbłądem.

A odpowiadając na Twoje pytanie:
Pavel pisze:
31 gru 2021, 11:08
Niech panowie będący na forum sami odpowiedzą jak wyglądało w ich małżeństwach docenienie, ciepło, szacunek, otwartość na męża, serdeczność. Jak bardzo czuli się w domu potrzebni.
To powiem krótko: nie można opowiedzieć czegoś, czego nie było. Ciągle za mało było mnie w domu, ale jednocześnie za mało zarabiałem. Można to jakoś pogodzić, tym bardziej, że sam utrzymywałem 5 osobową rodzinę?
To teraz, jako kobiety mamy 2 wyjscia ..zaczac " pisac sobie laurke " co zrobilysmy, jak sie poswiecalysmy itd . Co wg mnie nic nie zmieni w naprawie malzenstwa ..

Czy blizsza mi opcja, walnac sie we wlasne piersi, przemyslec, przerobic co sie da, przypominac sobie zarzuty mezowskie i choc do czesci sie odniesc pozytywnie ..


I moze z innej strony spojrzenie, odnoszac sie do " zakladania mezowskich spodni". Drugi raz nie popelnilabym tego wykroczenia . Za duze straty ...nie warto, mimo pozornych korzysci ...

Sefie
Posty: 623
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Sefie » 31 gru 2021, 17:06

jacek-sychar pisze:
31 gru 2021, 15:53
Pavel

W imieniu męskiej części forum dziękuję Ci za ten post:
viewtopic.php?f=10&t=4656&p=389120#p389113

Ja już dość miałem udowadniania, że nie jestem wielbłądem.

A odpowiadając na Twoje pytanie:
Pavel pisze:
31 gru 2021, 11:08
Niech panowie będący na forum sami odpowiedzą jak wyglądało w ich małżeństwach docenienie, ciepło, szacunek, otwartość na męża, serdeczność. Jak bardzo czuli się w domu potrzebni.
To powiem krótko: nie można opowiedzieć czegoś, czego nie było. Ciągle za mało było mnie w domu, ale jednocześnie za mało zarabiałem. Można to jakoś pogodzić, tym bardziej, że sam utrzymywałem 5 osobową rodzinę?
Przyłączam się do podziękowań.

Jacek, historia moje kolegi:

Małżeństwo z dwójką dzieci, chciało polepszyć swój status materialny, lepsze mieszkanie, samochód.
Zgodnie z żoną stwierdzili, że jeśli ma warunki niech dorabia. Pracował po godzinach, brał inne fuchy. Po jakimś czasie zdrada żony. Na pytanie czemu to zrobiła była prosta odpowiedź. "Bo cię nigdy w domu nie ma" :D

Nie dogodzisz :D
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Ruta » 31 gru 2021, 17:16

Pavle,

nie miałam zamiaru budzić aż takich emocji. Nie twierdzę, że panowie wszystko zawalają, a żony są idealne. Ja jestem głęboko przekonana o tym, że kryzys powstaje, gdy źle funkcjonuje oboje małżonków. Dlatego też szansę na wyjście z kryzysu widzę w tym, by chociaż jedno zaczęło funkcjonować prawidłowo. Bez oglądania się na drugie.

W moim małżeństwie osobą, która się ocknęła jestem ja. Mąż nadal tkwi w kryzysie. I w romansie. I alkoholu. I dragach. Z przerwami na regenerację. To jego decyzja. I nie mi ją zmieniać. Nie dlatego, że bym nie chciała. Dlatego, że takiej mocy nie mam. Uznaję to z pokorą.

Napisałeś, że to samo da się napisać w przypadku mojego małżeństwa. Tak. Jak najbardziej. Dokładnie tak. Napiszę to w ten sposób. Czarno na białym. I się pod tym podpiszę.

Mój mąż naprawdę miał dość. Coś w nim pękło i z tego powodu postanowił odejść. Tak długo czekał na zmiany, aż doszedł do wniosku, że nic się już nie zmieni. I po prostu nie wierzył w jakiekolwiek trwałe zmiany. To nie był nieświadomy niczego chłopiec, który chciał kolejnej porcji bitej śmietany. To dorosły mężczyzna, który miał i nadal ma prawo decydowania o sobie i swoim życiu. Nawet głupio, nawet niszcząco, nawet destrukcyjnie dla mnie, dla siebie, dla rodziny. Jest też dojrzałą wartościową osobą. I przez wiele lat dźwigał na sobie sporą odpowiedzialność. I ewidentnie odchodząc miał dość.

Nie popieram ucieczki męża w romans. Jednak po takich ciężarach łatwo się pogubić. A gdy żona nie docenia, obciąża, jest w jakiejś formie przemocowa to byle spódniczka wydaje się potem księżniczką z bajki. Łatwo tak obciążonemu latami mężczyźnie zawrócić w głowie. Nie usprawiedliwiam. Romans to odpowiedzialność tej osoby która go nawiązuje.

Ruta

Fakt mojego udziału w kryzysie nie zmienia tego, że udział w kryzysie ma także mój mąż. Jedyne co mogę zrobić - i robię - to zamiast siedzieć i biadolić jaki mój mąż jest niedobry i kombinować jak zmienić jego decyzję, przyjąć, że mój mąż tak ma. Na dzisiaj. Uszanować jego decyzję. I robić swoje. Pracować nad sobą. świadomie przepracować swój udział w kryzysie, zamiast dawać się wpędzać w poczucie winy. Wszystko po to, by jedno z małżonków szło do góry. To na które mam wpływ. Akceptując, że mój mąż może zostać przy swoim wyborze.

Dokładnie to słyszy ode mnie mój mąż. Masz prawo wnosić o rozwód, a ja mam prawo na ten rozwód się nie zgodzić. Masz prawo zmienić zdanie co do nierozerwalności małżeństwa, a ja mam prawo go nie zmieniać. Masz prawo pić alkohol i używać narkotyków a ja mam prawo przebywać tylko w obecności trzeźwych osób i wymagać byś był trzeźwy podczas opieki nad dzieckiem. Masz prawo zdecydować, że chcesz żyć poza naszą rodziną a ja mam prawo nie chcieć uczestniczyć w twoim nowym życiu i oczekiwać, że nie będziesz do tego mieszać naszego dziecka.

I nie chodzi mi o to kto zawalił. To jasne - oboje. Tylko o to, że i tak jedyne co można zrobić to skupić się na sobie. I na naprawie siebie.

Napisałeś też, czy mężczyzna ma być workiem treningowym. Nie musi. Może. Pokora jest dobra w procesie naprawy małżeństwa. Szczególnie, gdy idzie w parze z nauką mądrego stawiania granic. Kiedy być pokornym, a kiedy stawiać granice? To wymaga osobistego rozeznania. Dla człowieka jak na moje odczucie nie jest to do zrobienia. Ja nie dałabym rady. Więc do naprawy siebie i mojego małżeństwa zaprosiłam Boga. Moja relacja z mężem się naprawia, na tyle, na ile dziś jesteśmy zdolni do relacji. Czyli nie za wiele. Ale jednak. Czy kiedyś dojdziemy do poziomu w którym będziemy mogli wrócić do siebie, do wspólnego życia? Nie wiem.

Ale wiem jedno, gdybym traktowała mojego męża jakby był niepełna rozumu i zamiast skupić się na sobie, stale kombinowała jak zmienić jego decyzję, nie byłoby nawet tej niewielkiej poprawy między nami, którą udało się wypracować.

Jasne, można kombinować jak tu zmienić decyzje zony, naprawić w małżeństwo w pół roku i sprawić że ona zrezygnuje z romansu a deklaracje żony, że zamierza odejść traktować jako niepoważne i do zmiany. Można. Tylko po co?

Można też bez ustanku toczyć dyskusję, bo wy kobiety, bo wy mężczyźni. Załóżmy że 89,99 procent kobiet jest przyczyną rozpadu małżeństw, wchodzi w romans bo ma fiu bździu w głowie, a ich mężowie to szlachetni panowie. Jak to się ma to konkretnej sytuacji Zoltana, Rafała. Załóżmy że 99 procent mężczyzn porzucających żony to nałogowcy i przemocowcy, a żony są idealne. Jak to się ma do mojej sytuacji? Najwyraźniej jestem w tym jednym procencie, co tez nawala. I z tym mam się mierzyć, a nie ze statystykami.

_Michal_
Posty: 52
Rejestracja: 17 gru 2021, 12:19
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: _Michal_ » 31 gru 2021, 17:30

Sefie pisze:
31 gru 2021, 17:06
.

Jacek, historia moje kolegi:

Małżeństwo z dwójką dzieci, chciało polepszyć swój status materialny, lepsze mieszkanie, samochód.
Zgodnie z żoną stwierdzili, że jeśli ma warunki niech dorabia. Pracował po godzinach, brał inne fuchy. Po jakimś czasie zdrada żony. Na pytanie czemu to zrobiła była prosta odpowiedź. "Bo cię nigdy w domu nie ma" :D

Nie dogodzisz :D
Historia moja, mieszkaliśmy z moimi rodzicami. Oczywiście jest to sytuacja zawsze fatalana, ale takie były czasy, że zarabiałem źle i nie było nawet na wynajem.
Ale przyszły lepsze czasy i była natychmiastowa decyzja: budujemy! Wybudowałem (no firma, ale ja wszystko trzymałem za ryj) dom w 8 miesięcy, od 1 łopaty do wprowadzenia! Wprowadzka w maju, a jak się później dowiedziałem już w styczniu zaczęli się koledzy.
Żeby było śmiesznie wcale mnie mniej w domu nie było. Zawsze wracałem wcześniej niż żona.
Bywało że jechałem do Castoramy z dwójką dzieci (wtedy 3 i 5l) po 10 worków kleju czy cementu więc rodzina nie ucierpiała zbytnio, choć oczywiście bywało nerwowo ale przy takim tempie nie dało się tego uniknąć.
No i 3 tygodnie temu usłyszałem że z rodzicami (moimi!!!) jednak nie było tak źle...

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Pavel » 31 gru 2021, 20:11

_Michal_ pisze: Historia moja, mieszkaliśmy z moimi rodzicami. Oczywiście jest to sytuacja zawsze fatalana, (...)
W dzisiejszych czasach jest fatalna, niemal zawsze.
Bo z dobrobytu się w głowach ludziom poprzewracało. Tak oględnie nazywając, bo można powody wymieniać długo.

Ruto, poza tym, że do napisania „natchnął” mnie bezpośrednio twój post, to miałem taki ochotę napisać już od bardzo dawna.
Mało tego, kilka lub nawet kilkanascie razy nawet napisałem, ale nie zdecydowałem się wysłać.
Nie chciałem wywoływać burz ani spięć. Otwierać puszki Pandory.

Tu nie chodzi personalnie o ciebie, chociaż również. Bardziej o podejście pań w ogóle. Nie wszystkich, wiadomo.
Na przykład gdyby generalnie panie podchodziły do siebie i swej odpowiedzialności, udziału, rozumowali tak jak czytam w postach s zony (od dawna), ojjjjjj....
Aż słów brakuje, tak fajnie by było.
Jasne, odkryła to po długiej pracy nad sobą.
Jednakże niestety takie podejście nawet na forum jest wyjątkiem od reguły.

A wynika to z tego, że tak jak (słusznie) zwracacie uwagę na kryzys męskości, tak umykają wam źródła i objawy kryzysu kobiecości. Ba, nawet samo jej rozumienie niesamowicie zostało wypaczone (zupełnie jak z męskością).

Wracając do autora - Rafała41, w końcu to on jest tu najważniejszy: najpierw warto uporządkować siebie. Bo ślepy kulawego daleko nie zaprowadzi.
Dlatego gorąco polecam wytężoną pracę nad sobą.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Caliope » 31 gru 2021, 20:23

s zona pisze:
31 gru 2021, 16:50
jacek-sychar pisze:
31 gru 2021, 15:53
Pavel

W imieniu męskiej części forum dziękuję Ci za ten post:
viewtopic.php?f=10&t=4656&p=389120#p389113

Ja już dość miałem udowadniania, że nie jestem wielbłądem.

A odpowiadając na Twoje pytanie:
Pavel pisze:
31 gru 2021, 11:08
Niech panowie będący na forum sami odpowiedzą jak wyglądało w ich małżeństwach docenienie, ciepło, szacunek, otwartość na męża, serdeczność. Jak bardzo czuli się w domu potrzebni.
To powiem krótko: nie można opowiedzieć czegoś, czego nie było. Ciągle za mało było mnie w domu, ale jednocześnie za mało zarabiałem. Można to jakoś pogodzić, tym bardziej, że sam utrzymywałem 5 osobową rodzinę?
To teraz, jako kobiety mamy 2 wyjscia ..zaczac " pisac sobie laurke " co zrobilysmy, jak sie poswiecalysmy itd . Co wg mnie nic nie zmieni w naprawie malzenstwa ..

Czy blizsza mi opcja, walnac sie we wlasne piersi, przemyslec, przerobic co sie da, przypominac sobie zarzuty mezowskie i choc do czesci sie odniesc pozytywnie ..


I moze z innej strony spojrzenie, odnoszac sie do " zakladania mezowskich spodni". Drugi raz nie popelnilabym tego wykroczenia . Za duze straty ...nie warto, mimo pozornych korzysci ...
Mężowskie zarzuty mówisz, u mnie są absurdalne i muszę się nagimnastykować by umiejętnie postawić sobie granice. Mi pomoże tylko spokój, emocjonalnie jestem daleko, więc jest łatwiej żyć w takich warunkach.

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Bławatek » 31 gru 2021, 20:52

s zona pisze:
31 gru 2021, 11:35
Pavel,
jesli o mnie chodzi, to ja sie pod Twoimi slowami podpisuje ...jako kobieta, zona, matka .. zawalilam czesciowo tez, mimo,ze to maz "wyszedl poza malzenstwo" .

Zostanowily mnie kiedys slowa mojego meza .. " nie jestes taka swieta, jak ci sie wydaje " .... nie bylam , nie jestem ..
Kroki pomagaja otworzyc oczy, polecam .. PD
ps te 3 potrzebuje mezczyzn oddaja sedno naszych relacji . I wg mnie - najwazniejsze nie jest to,jak my to widzimy, tylko ,jak nasi wspolmalzonkowie to odbieraja ..
S zono w punkt - szczególnie koniec postu - "najważniejsze nie jest to, jak my to widzimy, tylko jak nasi współmałżonkowie to odbierają". Bo ja na różne sposoby próbowałam dotrzeć do męża, a ponieważ nigdy nie otrzymywałam informacji zwrotnej to albo uznawałam że jest OK, albo się wkurzałam, że mąż mnie olewa lub nie robi tego o co prosiłam.

Pavel, ja nieraz u różnych osób pisałam że nie rozumiem działań czy to mężów czy żon, bo to że ktoś ucieka od małżeństwa, przysięgi czy obowiązków rodzinnych i wobec dzieci niestety dotyczy każdej płci. Schematy podobne i krzywda wyrządzana podobna.

Nauki przedmałżeńskie powinny być w formie warsztatów gdzie nauka właściwych ról małżeńskich i komunikacji powinna być bardziej wałkowana. Może by było mniej ślubów, ale i może dużo mniej kryzysów małżeńskich.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości