O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Informacje lokalne, gdzie szukać pomocy...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 10 gru 2021, 11:59

Pantop pisze:
10 gru 2021, 0:48
Ruta pisze: /.../To według wielu komentatorów nie jest stan pożądany,/.../
No.
Nie jest pożądany.

JEST, jako konsekwencja grzechu, natenczas OBOWIĄZUJĄCY.


Akceptacja tego faktu ułatwi.
Ustanie też miotanie się między śmiesznością a bezowocnością (z perspektywy paradygmatu) kolejnych dywagacji w tym temacie.
Pantopie, tak i nie. Jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym i potrzebujemy to zaakceptować. Ale raczej nie dla prostej konstatacji, że tak jest.

Co zjawiska poddania: dotyczy poddania żony mężowi, a nie kobiety wszystkim mężczyznom.

I tak jest i w cytowanym przez ciebie fragmencie Pisma, jak i na przykład u Świętego Pawła. A i tu to poddanie nie jest tak prostą sprawą, o czym jest i w adhortacji, jak i w nauczaniu wielu mądrych katolickich księży. Temat wraca często na przykład u Księdza Dziewieckiego.

Więc rozmowa o tym ani nie jest śmieszna, ani bezowocna. Ale też przyjmuję, że w wolności chcesz akurat tą rozmowę zakończyć.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 10 gru 2021, 12:28

mare1966 pisze:
09 gru 2021, 23:01
Ruta
za bardzo wchodzisz w szczegóły i tracisz orientację.
Twoje posty są długie, rozbudowane , także tematycznie.
Trudno się to czyta, a jeszcze trudniej odpowiada.
To trochę jak gra w bierki, każdy wyciąga inną
i tę opisuje.

Uważasz , że aby być dobrą żoną to adhortację każda kobieta musi studiować ?

Odniosę się do feminizacji sądów.
Oczywiście chodzi mi o feminizację sądownictwa cywilnego ( na wszystkich szczeblach , zwłaszcza w okręgowych ).
Bywa nawet obsada w 100% kobieca .
Statystyki sobie znajdziesz.
Kobieta czy w todze czy bez to nadal kobieta. ( jako i mężczyzna )


I może jeszcze do neoliberalizmu.
Przeciwnie, jestem raczej konserwatystą, ale jak ktoś szermuje hasłami tzw. liberalizmu
to idę w prawdziwy liberalizm a nie udawany.
Równość to równość.
I to zademonstrował bohater filmu w pociągu.

Tak naprawdę nie chodzi o równość , "feminizm" neguje różnorodność , inność płci.
Nawet negację płci, jako ...... wytwór kulturowy.
Stąd pomysł aby chłopcy bawili się lalkami a dziewczynki samochodzikami.
Głupota ideologiczna nie ma granic.



Nawiasem , pod tym filmem Pantopa ktoś dał bardzo, bardzo długi komentarz
z przykładami na NIERÓWNOŚĆ a w zasadzie na dyskryminację mężczyzn.
Facet się napracował solidnie.
Zrobił wielopunktową listę, polecam zajrzeć sobie.
Mare,
Ten post jest merytoryczny, więc odpowiem. Krótko.

Rozumiem, że denerwują cię postulaty trzeciej i czwartej fali feminizmu. Mnie też. A przestudiowałam temat dogłębnie, na studiach podyplomowych. To zbiór absurdów.

Jest prawdą, że sądy cywilne są sfeminizowane w takim kontekście jak opisujesz, a drugą stroną tego obrazu jest maskulinizacja wszystkich pozostałych sądów. Mężczyźni pozostają mężczyznami. Także w togach. To pod twoją rozwagę.
Jednak nie oznacza to, że w konkretnych sądach są preferencje płciowe i mężczyźni popierają mężczyzn a kobiety kobiety. Warsztat sędziego jest bardzo rozbudowany i obejmuje także budowę postawy bezstronności.

Równość to równość i w wydaniu pana z pociągu jego zachowanie jako akt symboliczny pokazuje absurdalność współczesnego rozumienia "równości", jednak już w konkretnej relacji między mężczyzną a kobietą taki akt byłby postawą machizmu. Obserwuję też, że taki sposób myślenia i zachowania przez wielu mężczyzn został bezrefleksyjnie przyjęty wprost, jako postawa wzorcowa. I dlatego mnie ta scena nie śmieszy.

Co do kwestii dyskryminacji kobiet, odsyłam do tekstu adhortacji. Jest on tam bardzo mądrze i głęboko opracowany. To jest realny istniejący problem. Problem, który wpływa także na nasze relacje małżeńskie, na gotowość do współpracy z mężem, z żoną, na postawę szacunku wobec naszych odrębności. Nieprzypadkowo tak dużo miejsca ta kwestia zajęła w adhortacji poświęconej małżeństwu i rodzinie.

Co do rozbudowania mojej wypowiedzi - zwracałam uwagę wcześniej, że z prostej kwestii wyprowadzasz kolejne, nie zawsze w ścisłej relacji z przedmiotem rozmowy. I że jestem w stanie prowadzić rozmowę wielowątkowo, choć wolę byśmy jednak trzymali się meritum.

Co do znaczenia adhortacji, uważam, że taka jest jej funkcja, byśmy stawali się lepszymi małżonkami i tworzyli lepsze rodziny. W tym trudnym świecie potrzebujemy wskazówek. Więc tak, dobrze żeby każda żona i mąż się z nią zapoznali. Uważam, że byłabym lepszą żoną poznając jej treść wcześniej. W całości, a nie we fragmentach.

Pantop
Posty: 3158
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Pantop » 10 gru 2021, 14:06

Wszechstronna Ruto
Ruta pisze:Pantopie, tak i nie. Jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym i potrzebujemy to zaakceptować. Ale raczej nie dla prostej konstatacji, że tak jest.
Pantopie, tak i nie.
Jeśli dasz sobie szansę skupić się na owym ,,tak,, to wtedy następujące po nim ,,nie,, straci znaczenie.

Z kontekstu w perspektywie jasno wynika że wolisz podjąć trud dojścia do owego ,,tak,, dłuższą drogą.

W takim razie owocnego dążenia - do nie/prostej konstatacji - wygenerowanego wolnością Twej woli

życzę.

Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż wyprowadził się do kolegi

Post autor: Monti » 10 gru 2021, 16:12

Ruta pisze:
07 gru 2021, 19:28
Monti pisze:
02 gru 2021, 20:41

Ruto,
sugeruję więcej empatii w stosunku do mężczyzn. Twoje pisanie już przyczyniło się do odpływu z forum jednego, bardzo aktywnego forumowicza. Sugeruję w szczególności więcej empatii w stosunku do ojców takich jak np. Sajmon, którzy muszą pracować niemal ponad siły, by zaspokoić wszystkie zobowiązania (także te alimentacyjne). Nie wynika to z jego skąpstwa, tylko z różnych innych okoliczności. Natomiast, jak rozumiem, Sajmon powinien utrzymywać w całości dzieci, jak i wiarołomną żonę. Na szczęście, Twoje teorie nie mają oparcia ani w przepisach prawa, ani w nauce Kościoła, bo wtedy naprawdę nie chciałbym być facetem.
Druga rzecz to możliwości zarobkowe kobiet. Czasem narzekasz w swoim wątku na finanse, podkreślasz też, że mąż nie płaci tyle alimentów, ile powinien. Zapytam zatem - czy Ty wykorzystujesz w pełni swoje możliwości zarobkowe? Patrząc to Twojej aktywności na forum, a także po opisywanej szeroko aktywności pobożnościowej (skądinąd słusznej w rozsądnych granicach), zastanawiam się, czy nie znalazłabyś czasu, by sobie dorobić.
Wybacz, że tak personalnie, ale sama (nie wiem, czy celowo) wbijasz kij w mrowisko dość kontrowersyjnymi wpisami.
Co do poukładania finansów, to generalnie się zgadzam. Można dyskutować co do szczegółów, ale zasadniczo jest to dobry kierunek dla każdego (nie wiem, dlaczego niby tylko dla mężczyzn). Natomiast nie wiem, czy poprawne teologicznie jest łączenie tego poukładania z dochodami, czy to nie zalatuje trochę taką protestancką teologią sukcesu.

Monti, odpisuję z opóźnieniem, bo zjadło mi odpowiedź. I dobrze. Teraz odpiszę spokojniej.

Co do odpływu forumowiczów, każdy podejmuje decyzje w wolności. Nie raz i nie dwa byłam i jestem na forum krytykowana, nie zawsze w przyjemny sposób. Jeśli coś jest nie tak, coś mnie rani, piszę o tym wprost w odpowiedzi. Nie zdarzyło się jeszcze, by to nie wystarczyło. Choć czasem potrzeba było dłuższej rozmowy i paru postów. Gdyby była taka sytuacja, że to by nie wystarczyło, są i inne narzędzia, w tym możliwość kontaktu z moderacją i prośba o pomoc w rozwiązaniu sytuacji. Zrzucanie na inne osoby odpowiedzialności za własne decyzje jest formą zawoalowanej, ale wciąż przemocy. Ja się za użytkownika o którym wspomniałeś modlę, gdy mi przyjdzie na myśl, proszę dla niego, by dostrzegł schematy przemocowe w swoim zachowaniu, a to właśnie było osią naszych rozmów, czy sporów, że pewne jego zachowania noszą znamiona przemocy i nadkontroli, choć na pozór są miłe lub nie są przemocą. Przy okazji serdecznie pozdrawiam, urazy nie chowam.

Co do Sajmona. Jest dorosły. Jeśli poczuje potrzebę powiedzenia mi, że któryś mój post go uraził, jestem pewna, że mi o tym napisze. Sajmonie, i ciebie pozdrawiam serdecznie, jeśli czytasz. Finansom warto się przyjrzeć, właśnie sama jestem na tym etapie, polecam. Mam nadzieję, że nie czujesz się urażony. Nie zalecam nic, czego sama nie robię. Teorie jakie przedstawiłam nie są moje, są mężczyzn z którymi rozmawiałam. Sprawdzone, sądząc po dobrych owocach. Myślę, że warto się im przyjrzeć. Może coś z tego uznasz za przydatne dla siebie.

Monti, wziąłeś w obronę przede mną dwóch użytkowników, których nie atakuję i do których się w żaden sposób nie odnoszę. Napisałeś też, że nie mam empatii do mężczyzn w tym, co piszę. Ja mam inne pytanie. Czym uraziłam ciebie? Bo ja tak odczytuję twój post, że jest w nim sporo twojej urazy osobistej. I odnoszę wrażenie, że stąd też niemiła dla mnie w odbiorze twoja argumentacja ad personam, której całkiem sporo jak na krótki post. Ale odpowiem i na to.

Piszesz:
"Czasem narzekasz w swoim wątku na finanse, podkreślasz też, że mąż nie płaci tyle alimentów, ile powinien. Zapytam zatem - czy Ty wykorzystujesz w pełni swoje możliwości zarobkowe?"

Tak, wykorzystuję w pełni moje możliwości zarobkowe. Wykorzystywałam je już w małżeństwie i nawet wcześniej. Od 16-go roku życia swoje bezpieczeństwo budowałam na tym, że potrafię utrzymać się sama i od nikogo w finansach nie zależę. Gdy mąż odszedł zostałam z długami i kredytami, nie wystąpiłam nawet o alimenty. Utrzymuję się, czy raczej nas, bez pomocy męża.

Owszem żyję skromnie, ale nie dlatego, że pracuję za mało i nie korzystam z moich możliwości. Pierwszy czas po odejściu męża płaciłam raty nawet po trzy tysiące by wyjść z długów. Żyliśmy bardzo skromnie. Przez zeszły rok szkolny syn był w nauczaniu domowym ze względu na stan zdrowia. W międzyczasie straciłam też pracę etatową, redukcja.
Pracuję obecnie na zleceniach, bo przy obecnej sytuacji rodzinnej i zewnętrznej nie bardzo mam jak wrócić na pełny etat. W tym roku obcięto u nas w szkole świetlicę i skrócono zajęcia szkolne. Syn jest w szkole maksymalnie pięć i pół godziny. Rehabilitację mamy kolejny rok w domu. Do tego synowi jest potrzebne codzienne wsparcie w nauce, ma trudności edukacyjne. Kiedyś się mówiło na to opóźniony. Dziś tak się nie mówi, bo dzięki pracy te dzieciaki świetnie sobie radzą. Syn czasem dostaje nawet szóstki. Jeśli mam wystarczająco czasu, by pomóc mu wszystko zapamiętać, wyćwiczyć i utrwalić, Czasem nie mam czasu i dostaje dwójki, co bardzo przeżywa, bo jest ambitny.
Po stracie pracy etatowej straciłam też prywatne ubezpieczenie medyczne, koniec z wizytami od ręki, umówionymi na godzinę. W NFZ trzeba wszystko wystać, wychodzić, a na koniec i tak klasa syna ląduje na kwarantannie i kolejny termin od nowa trzeba wychodzić... Syn tych specjalistów ma całą listę. Po południu, jak nie mamy akurat kwarantanny klasowej, syna trzeba zwieźć do poradni, na zajęcia, na basen. To nie jest fanaberia szalonej mamy. On tego potrzebuje do prawidłowego rozwoju. Jak zostajemy w domu, to robimy dodatkowe ćwiczenia rehabilitacyjne. Nie mam samochodu, jeździmy komunikacją. Mam mało czasu na pracę, bo dużo zabiera mi opieka nad synem, który ma wiele specjalnych potrzeb. Ale i tak daję radę nas utrzymać. Sporo pracuję też pro bono i wspieram potrzebujących, którzy są w trudniejszej sytuacji niż ja. Bo i tacy są.

Piszesz: "Patrząc to Twojej aktywności na forum, a także po opisywanej szeroko aktywności pobożnościowej (skądinąd słusznej w rozsądnych granicach), zastanawiam się, czy nie znalazłabyś czasu, by sobie dorobić."

Piszę szybko. Pisanie nie zajmuje mi dużo czasu. To w jakimś sensie moje główne źródło utrzymania. Na forum piszę gdy mam chwilowy przestój, czekam na zatwierdzenie tekstu, na korektę. Dziś na przykład napisałam sporo na forum, bo mam takie dzień, że pracuję cały dzień przy kompie. Piszę też często z poradni syna, z autobusu, z drogi. Inna sprawa, że wtedy też pracuję, moja praca to w dużej mierze myślenie i czytanie. Piszę, gdy wymyślę. Nie musisz się martwić, że forum zabiera mi drogocenny czas na pracę. Ja swój czas na pracę bardzo szanuję, bo mam go bardzo mało.
Co do "aktywności pobożnościowej" jak to ująłeś, ja właśnie z modlitwy, z Mszy Świętej i z Adoracji czerpię siły, by sobie na co dzień radzić. I nie robię tego ani kosztem czasu na pracę, ani dla syna. Staram się zaczynać dzień od Mszy świętej. Po prostu wstaję wcześniej. Nie oglądam telewizji, nie czytam internetu. Ten czas, który inni poświęcają na takie rzeczy, ja mam na modlitwę i na Adorację. Coś za coś. Czasem, gdy mąż jest w dobrej kondycji i może zostać z synem sam, ale widać, że wobec mnie jest napięty, mam dodatkowy czas. Wycofuję się, wychodzę z domu i idę na Adorację lub na Mszę Świętą, przy ładnej pogodzie na spacer z różańcem.

Co do finansów po Bożemu, i zasad, zanim zapytasz:
-Stosuję już długi czas dziesięcinę, zanim ją stosowałam świadomie, stosowałam ją i tak, choć nie zawsze systematycznie, ale bywały miesiące, że oddawałam więcej, myślę, że bilans także był w okolicy 10 procent. Natomiast ważne jest, że dziesięciny się nie daje, a oddaje. Bogu. I to jest dla mnie w tym nowe. A bardzo dużo zmienia w podejściu do finansów.
- Nie pracuję w niedziele, tego nauczyłam się od mojego teścia, który mi to wyjaśnił krótko i treściwie, bo tak ma w zwyczaju:
w niedzielę się nie dorobisz.
- Bywało, że nie pracowałam na legalu, w sensie podejmowałam prace bez umowy, na rękę, głównie takie oferuje się mamom w domu. Teraz się na takie rzeczy nie zgadzam. Albo legalnie, albo wcale. Pracuję wobec tego mniej. Ale pieniądze mam te same. W moim przypadku legal się opłaca. Inni, których znam twierdzą to samo. To akurat już i ja mogę potwierdzić.
- Nie łamię swoich zasad moralnych i zasad wiary dla pracy. Zdarzyło mi się tak raz, w dobrej wierze, i bardzo ciężko to przeżyłam. Nie chcę tego powtarzać.
- Nie mam już swoich wydatków, które mogłoby nie podobać się Bogu, ostatnim było moje palenie. Ale już nie palę.
- Przyglądam się schematom finansowym z mojej rodziny. Jestem trzecim pokoleniem kobiet pracujących po męsku i niezależnych finansowo. Zobowiązuje. Mam też wiele innych odkryć co do różnych schematów rodzinnych, jak choćby to, że tyranie ma wartość, a odpoczynek jest podejrzany, i że trzeba się poświęcać dla bliskich ciężko pracując. Oraz, że posiadanie majątku jest podejrzane.To akurat, jak odkryłam, historyczna naleciałość. Majątki posiadało wiele osób które współpracowały z różnymi władzami. I w rodzinie zdarzyły się czarne owce, co bolało tych co woleli stracić i bardzo spolaryzowało postawy.

***
Natomiast właśnie moje praca nad tym, co oznaczają finanse po Bożemu uświadomiła mi, że ja mam męski model zarobkowania. I właśnie dbam, by do końca wyzyskać moje możliwości zarobkowe. Czuję się życiowo przede wszystkim odpowiedzialna za utrzymanie siebie i rodziny i tak było też w małżeństwie. To było destrukcyjne, bo dzięki temu mój mąż mógł tracić prace, brać, mieć okresy gdy nie pracował, i nic się nie działo. A powinno było się dziać i to jeszcze jak powinno.
Moje życie podporządkowane było pracy, a całą resztę ustawiałam pod pracę, także kwestie związane z potrzebami syna i swoje potrzeby także. I wszystkie kolejne zawalenia w tych obszarach wcale mnie z tej drogi nie zwracały.
Ale teraz zmieniam myślenie. Nie jestem mężczyzną i to nie jest moja rola by wykorzystywać wszystkie możliwości zarobkowe, by mąż nie musiał brać na siebie odpowiedzialności. Mam też prawo zorganizować swoją pracę tak, by była podporządkowana potrzebom mojego syna, a nie odwrotnie. I wcale nie muszę tyrać od rana do świtu, by móc domagać się od męża odpowiedzialności. Bo sądziłam dotąd, że ja najpierw muszę się zatyrać i dopiero jak się zatyram i nie dam rady, to mogę się czegoś od męża domagać.

Prawdę mówiąc teraz myślę, jak sobie leżeć i pachnieć i robić sobie paznokcie i chodzić do fryzjera. I jeszcze nowe ubrania kupować. Najlepiej za pieniądze męża. Dotąd tak nie robiłam. Jak mój mąż będzie zarabiać 30 tysięcy i zapłaci mi 10 tysięcy alimentów, to zostanie mu 20 tysięcy. Da chłopak radę. Będę się modlić w intencji jego finansów, Boże błogosław :D

Więc owszem wykorzystuję wszystkie możliwości zarobkowe, ale zamierzam się poprawić i pracuję nad tym, by przestać. Starczy mi przekleństwo Ewy, nie muszę jeszcze brać na siebie przekleństwa Adama. Inna sprawa, że i Ewy i Adamy są wezwani do tego, by z tego wychodzić, a nie by w tym tkwić.
Ruto,
Odnośnie wpływu naszych postów na innych, to nigdy nie wiemy, jak dana osoba zareaguje. Trzeba mieć świadomość, że osoby w kryzysie mogą mieć obniżoną odporność psychiczną. Poza tym, zazwyczaj tych osób nie znamy osobiście i nie wiemy, jak są odporni na krytykę. Ponadto, oprócz autorów poszczególnych wątków, forum jest dostępne dla wszystkich internautów. Nie twierdzę, że czyjeś posty mają decydujący wpływ na kogoś, ale mogą być tą kroplą, która przelewa czarę. Po prostu warto mieć to na uwadze. Pisze to też do siebie, bo i mnie czasami zdarza się pisać trochę za mocno lub zbyt złośliwie. Jeśli tak było w Twoim przypadku, to przepraszam, nie chciałem Cię urazić.
Ty mnie też nie uraziłaś, bo temat, który poruszałaś, osobiście mnie nie dotyczy, jako że nie jestem tzw. alimenciarzem. Bardziej bezpośrednio dotyczyły mnie wpisy dot. opieki naprzemiennej, ale to oddzielny wątek. Natomiast mam kontakt z różnymi mężczyznami borykającymi się z zadłużeniem alimentacyjnym i wiem, że nie wszystko jest takie proste.
Co do przestrzegania przykazań, legalności zatrudnienia, tu pełna zgoda. Choć nie ma tutaj też takiego prostego przełożenia, że każde złamanie przepisów prawa podatkowego jest grzechem. Inaczej spowiednicy musieliby się szkolić z Ordynacji podatkowej, VAT, PIT itp. Dziesięcina ma inną rangę niż przykazania, ale też – jeśli ktoś ma takie możliwości, to czemu nie, tez znam świadectwa o dobrych owocach tej praktyki (choć m.in. z opisywanych tu już m.in. przez Pavla względów, jest to praktyka fakultatywna). Porównałbym to w aspekcie modlitwy do brewiarza – dobra sprawa, ale nie dla każdego.
Jeśli chodzi o Twoje możliwości zarobkowe, organizację czasu itp. – jeśli uważasz, że w tym aspekcie jest ok, to nie czepiam się. Bardziej chodziło mi o to, że każdy powinien patrzeć na własne podwórko, a nie stawiać wymagania innym.
W ogóle, to Jacek-sychar słusznie zauważył, że najcenniejsze są wpisy o naszym bezpośrednim doświadczeniu. Jakieś ogólne teorie może i są ciekawe (a z pewnością pobudzają dyskusję), ale to jest jednak forum pomocowe, a nie dyskusyjne.
Druga rzecz, którą zauważył Jacek, to zasady te mogłyby zafunkcjonować w tzw. „normalnym” małżeństwie. W rodzinie rozbitej albo na krawędzi rozbicia (a w takich żyje większość z nas) trudno te zasady wprowadzać w życie. Samotna matka (czy ojciec) nie ma co za bardzo dywagować – po prostu zazwyczaj musi iść do pracy, żeby przeżyć.
Cały czas uważam, że podział ról w małżeństwie to sprawa indywidualna danej pary. Nauczanie papieskie jest oczywiście cenną wskazówką, ale to nie jest dogmat, zwłaszcza w dość szybko zmieniających się realiach społeczno-ekonomicznych.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)

jacek-sychar

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: jacek-sychar » 10 gru 2021, 17:08

Ruta pisze:
10 gru 2021, 11:38
Ja jestem stuknięta
Ruta

Ty tak poważnie? :lol: ;)

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 10 gru 2021, 21:07

Monti,
Pełna zgoda jeśli chodzi o ostrożność w tym jak i do kogo piszemy. Uczę się tego, robię postępy, mozolnie. Najgorzej u mnie ze stopem, gdy ogólnie mam trudniejszy czas...

Generalnie rzecz biorąc jeśli chodzi o finanse, to moje doświadczenie. Jest mi wciąż trudno, mimo że sporo pracuję. Dlatego zamierzam spróbować zrobić w finansach Boże porządki. Jeszcze nie wiem, co to znaczy w odniesieniu do mojej sytuacji. Się zobaczy. Nowa przygodo, ahoj :)
Co do nauczania papieskiego, Bożych finansów, znam małżeństwa, ale też osoby nie żyjące z małżonkami, które za takimi naukami poszły, w tym naszym świecie. I moje odczucie jest takie, że idą drogą błogosławieństwa. Same też mówią o przemianach jakie to przyniosło. To nie znaczy, że wszyscy mają tak robić. Ja tak wybieram. A jakie będą owoce? Zobaczymy.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 10 gru 2021, 21:49

jacek-sychar pisze:
10 gru 2021, 17:08
Ruta pisze:
10 gru 2021, 11:38
Ja jestem stuknięta
Ruta

Ty tak poważnie? :lol: ;)
No poważnie. Ale to "wina" mojego dawnego proboszcza ;) Ma cudowną zdolność wyciągania z ludzi ich najdziwniejszych pasji i fiksacji, rozkręcania ich do potęgi entej i przekuwania w największe atuty. Pod jego skrzydłami wyrastają tak nieszablonowi księża, których można tylko kochać.
Sam nasz szacowny proboszcz jest cudowny, męski, zasadniczy i ojcowski. Ale kocha Boże Narodzenie z taką samą intensywnością jak małe dziewczynki, i jeszcze żeby wszystko błyszczało. I nie ma z tym najmniejszego problemu. Co roku parafia ma piękną długą świąteczną celebrę w ślicznej błyszczącej oprawie. Co roku w nowym wydaniu. Choinki od pierwszego możliwego do ostatniego dnia. Kocham pasterki naszego proboszcza :) Ma też pasję ogrodniczą i kocha kwiaty i rośliny wszelkie. Które jego kochają, bo rosną i kwitną jak szalone, żeby tylko sprawić naszemu proboszczowi przyjemność.

O księżach których pasje się przy naszym proboszczu rozkręcają, także pasje religijne, mogłabym pisać i pisać. Sami księża mają sporo radosnej autorefleksji o sobie i z radością czasem zapraszają do przychodzenia na dyżury i rozmowy, aby "ubogacić się wspaniałymi wyrazistymi osobowościami naszych księży i sióstr". No są to osobowości, można ich tylko kochać. Lubię być na ich Mszach, bo siebie nawzajem też tak radośnie kochają i akceptują i to się czuje.

I dorastając w takim klimacie sama też uznałam, że ja w sumie nie muszę wcale starać się zapanować nad swoimi odjazdami, skoro mogę się w nich realizować.

jacek-sychar

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: jacek-sychar » 11 gru 2021, 8:38

Ruta

Ja zadałem swoje pytanie trochę żartobliwie, trochę z pomysłem, że może Ty przemyślisz to, co napisałaś.
A Ty natychmiast przemknęłaś się na swojego proboszcza.
Oczywiście nie miał być to w stosunku do Ciebie atak ad personam, tylko sugestia, że może warto to przemyśleć.

A żeby nie było tak poważnie, teraz kawał o Jasiu z klasy Vb, który na lekcję biologii nauczył się o wężu, a pani zapytała go o słonia. Jasiu strapiony odpowiada: Słoń, słoń, ... to takie zwierzę, które ma trąbę jak wąż, a wąż to ... i tutaj była cała wypowiedź o wężu.

Oczywiście ;) :lol: , ale z podtekstem. I bez koniecznej odpowiedzi na forum.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 11 gru 2021, 13:28

jacek-sychar pisze:
11 gru 2021, 8:38
Ruta

Ja zadałem swoje pytanie trochę żartobliwie, trochę z pomysłem, że może Ty przemyślisz to, co napisałaś.
(..)
Oczywiście ;) :lol: , ale z podtekstem. I bez koniecznej odpowiedzi na forum.
I przemyślałam... choć proboszcz jak najbardziej autentyczny...
I mam swoje wnioski. Niekoniecznie na forum :)

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości