O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Informacje lokalne, gdzie szukać pomocy...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż wyprowadził się do kolegi

Post autor: Ruta » 07 gru 2021, 19:28

Monti pisze:
02 gru 2021, 20:41

Ruto,
sugeruję więcej empatii w stosunku do mężczyzn. Twoje pisanie już przyczyniło się do odpływu z forum jednego, bardzo aktywnego forumowicza. Sugeruję w szczególności więcej empatii w stosunku do ojców takich jak np. Sajmon, którzy muszą pracować niemal ponad siły, by zaspokoić wszystkie zobowiązania (także te alimentacyjne). Nie wynika to z jego skąpstwa, tylko z różnych innych okoliczności. Natomiast, jak rozumiem, Sajmon powinien utrzymywać w całości dzieci, jak i wiarołomną żonę. Na szczęście, Twoje teorie nie mają oparcia ani w przepisach prawa, ani w nauce Kościoła, bo wtedy naprawdę nie chciałbym być facetem.
Druga rzecz to możliwości zarobkowe kobiet. Czasem narzekasz w swoim wątku na finanse, podkreślasz też, że mąż nie płaci tyle alimentów, ile powinien. Zapytam zatem - czy Ty wykorzystujesz w pełni swoje możliwości zarobkowe? Patrząc to Twojej aktywności na forum, a także po opisywanej szeroko aktywności pobożnościowej (skądinąd słusznej w rozsądnych granicach), zastanawiam się, czy nie znalazłabyś czasu, by sobie dorobić.
Wybacz, że tak personalnie, ale sama (nie wiem, czy celowo) wbijasz kij w mrowisko dość kontrowersyjnymi wpisami.
Co do poukładania finansów, to generalnie się zgadzam. Można dyskutować co do szczegółów, ale zasadniczo jest to dobry kierunek dla każdego (nie wiem, dlaczego niby tylko dla mężczyzn). Natomiast nie wiem, czy poprawne teologicznie jest łączenie tego poukładania z dochodami, czy to nie zalatuje trochę taką protestancką teologią sukcesu.

Monti, odpisuję z opóźnieniem, bo zjadło mi odpowiedź. I dobrze. Teraz odpiszę spokojniej.

Co do odpływu forumowiczów, każdy podejmuje decyzje w wolności. Nie raz i nie dwa byłam i jestem na forum krytykowana, nie zawsze w przyjemny sposób. Jeśli coś jest nie tak, coś mnie rani, piszę o tym wprost w odpowiedzi. Nie zdarzyło się jeszcze, by to nie wystarczyło. Choć czasem potrzeba było dłuższej rozmowy i paru postów. Gdyby była taka sytuacja, że to by nie wystarczyło, są i inne narzędzia, w tym możliwość kontaktu z moderacją i prośba o pomoc w rozwiązaniu sytuacji. Zrzucanie na inne osoby odpowiedzialności za własne decyzje jest formą zawoalowanej, ale wciąż przemocy. Ja się za użytkownika o którym wspomniałeś modlę, gdy mi przyjdzie na myśl, proszę dla niego, by dostrzegł schematy przemocowe w swoim zachowaniu, a to właśnie było osią naszych rozmów, czy sporów, że pewne jego zachowania noszą znamiona przemocy i nadkontroli, choć na pozór są miłe lub nie są przemocą. Przy okazji serdecznie pozdrawiam, urazy nie chowam.

Co do Sajmona. Jest dorosły. Jeśli poczuje potrzebę powiedzenia mi, że któryś mój post go uraził, jestem pewna, że mi o tym napisze. Sajmonie, i ciebie pozdrawiam serdecznie, jeśli czytasz. Finansom warto się przyjrzeć, właśnie sama jestem na tym etapie, polecam. Mam nadzieję, że nie czujesz się urażony. Nie zalecam nic, czego sama nie robię. Teorie jakie przedstawiłam nie są moje, są mężczyzn z którymi rozmawiałam. Sprawdzone, sądząc po dobrych owocach. Myślę, że warto się im przyjrzeć. Może coś z tego uznasz za przydatne dla siebie.

Monti, wziąłeś w obronę przede mną dwóch użytkowników, których nie atakuję i do których się w żaden sposób nie odnoszę. Napisałeś też, że nie mam empatii do mężczyzn w tym, co piszę. Ja mam inne pytanie. Czym uraziłam ciebie? Bo ja tak odczytuję twój post, że jest w nim sporo twojej urazy osobistej. I odnoszę wrażenie, że stąd też niemiła dla mnie w odbiorze twoja argumentacja ad personam, której całkiem sporo jak na krótki post. Ale odpowiem i na to.

Piszesz:
"Czasem narzekasz w swoim wątku na finanse, podkreślasz też, że mąż nie płaci tyle alimentów, ile powinien. Zapytam zatem - czy Ty wykorzystujesz w pełni swoje możliwości zarobkowe?"

Tak, wykorzystuję w pełni moje możliwości zarobkowe. Wykorzystywałam je już w małżeństwie i nawet wcześniej. Od 16-go roku życia swoje bezpieczeństwo budowałam na tym, że potrafię utrzymać się sama i od nikogo w finansach nie zależę. Gdy mąż odszedł zostałam z długami i kredytami, nie wystąpiłam nawet o alimenty. Utrzymuję się, czy raczej nas, bez pomocy męża.

Owszem żyję skromnie, ale nie dlatego, że pracuję za mało i nie korzystam z moich możliwości. Pierwszy czas po odejściu męża płaciłam raty nawet po trzy tysiące by wyjść z długów. Żyliśmy bardzo skromnie. Przez zeszły rok szkolny syn był w nauczaniu domowym ze względu na stan zdrowia. W międzyczasie straciłam też pracę etatową, redukcja.
Pracuję obecnie na zleceniach, bo przy obecnej sytuacji rodzinnej i zewnętrznej nie bardzo mam jak wrócić na pełny etat. W tym roku obcięto u nas w szkole świetlicę i skrócono zajęcia szkolne. Syn jest w szkole maksymalnie pięć i pół godziny. Rehabilitację mamy kolejny rok w domu. Do tego synowi jest potrzebne codzienne wsparcie w nauce, ma trudności edukacyjne. Kiedyś się mówiło na to opóźniony. Dziś tak się nie mówi, bo dzięki pracy te dzieciaki świetnie sobie radzą. Syn czasem dostaje nawet szóstki. Jeśli mam wystarczająco czasu, by pomóc mu wszystko zapamiętać, wyćwiczyć i utrwalić, Czasem nie mam czasu i dostaje dwójki, co bardzo przeżywa, bo jest ambitny.
Po stracie pracy etatowej straciłam też prywatne ubezpieczenie medyczne, koniec z wizytami od ręki, umówionymi na godzinę. W NFZ trzeba wszystko wystać, wychodzić, a na koniec i tak klasa syna ląduje na kwarantannie i kolejny termin od nowa trzeba wychodzić... Syn tych specjalistów ma całą listę. Po południu, jak nie mamy akurat kwarantanny klasowej, syna trzeba zwieźć do poradni, na zajęcia, na basen. To nie jest fanaberia szalonej mamy. On tego potrzebuje do prawidłowego rozwoju. Jak zostajemy w domu, to robimy dodatkowe ćwiczenia rehabilitacyjne. Nie mam samochodu, jeździmy komunikacją. Mam mało czasu na pracę, bo dużo zabiera mi opieka nad synem, który ma wiele specjalnych potrzeb. Ale i tak daję radę nas utrzymać. Sporo pracuję też pro bono i wspieram potrzebujących, którzy są w trudniejszej sytuacji niż ja. Bo i tacy są.

Piszesz: "Patrząc to Twojej aktywności na forum, a także po opisywanej szeroko aktywności pobożnościowej (skądinąd słusznej w rozsądnych granicach), zastanawiam się, czy nie znalazłabyś czasu, by sobie dorobić."

Piszę szybko. Pisanie nie zajmuje mi dużo czasu. To w jakimś sensie moje główne źródło utrzymania. Na forum piszę gdy mam chwilowy przestój, czekam na zatwierdzenie tekstu, na korektę. Dziś na przykład napisałam sporo na forum, bo mam takie dzień, że pracuję cały dzień przy kompie. Piszę też często z poradni syna, z autobusu, z drogi. Inna sprawa, że wtedy też pracuję, moja praca to w dużej mierze myślenie i czytanie. Piszę, gdy wymyślę. Nie musisz się martwić, że forum zabiera mi drogocenny czas na pracę. Ja swój czas na pracę bardzo szanuję, bo mam go bardzo mało.
Co do "aktywności pobożnościowej" jak to ująłeś, ja właśnie z modlitwy, z Mszy Świętej i z Adoracji czerpię siły, by sobie na co dzień radzić. I nie robię tego ani kosztem czasu na pracę, ani dla syna. Staram się zaczynać dzień od Mszy świętej. Po prostu wstaję wcześniej. Nie oglądam telewizji, nie czytam internetu. Ten czas, który inni poświęcają na takie rzeczy, ja mam na modlitwę i na Adorację. Coś za coś. Czasem, gdy mąż jest w dobrej kondycji i może zostać z synem sam, ale widać, że wobec mnie jest napięty, mam dodatkowy czas. Wycofuję się, wychodzę z domu i idę na Adorację lub na Mszę Świętą, przy ładnej pogodzie na spacer z różańcem.

Co do finansów po Bożemu, i zasad, zanim zapytasz:
-Stosuję już długi czas dziesięcinę, zanim ją stosowałam świadomie, stosowałam ją i tak, choć nie zawsze systematycznie, ale bywały miesiące, że oddawałam więcej, myślę, że bilans także był w okolicy 10 procent. Natomiast ważne jest, że dziesięciny się nie daje, a oddaje. Bogu. I to jest dla mnie w tym nowe. A bardzo dużo zmienia w podejściu do finansów.
- Nie pracuję w niedziele, tego nauczyłam się od mojego teścia, który mi to wyjaśnił krótko i treściwie, bo tak ma w zwyczaju:
w niedzielę się nie dorobisz.
- Bywało, że nie pracowałam na legalu, w sensie podejmowałam prace bez umowy, na rękę, głównie takie oferuje się mamom w domu. Teraz się na takie rzeczy nie zgadzam. Albo legalnie, albo wcale. Pracuję wobec tego mniej. Ale pieniądze mam te same. W moim przypadku legal się opłaca. Inni, których znam twierdzą to samo. To akurat już i ja mogę potwierdzić.
- Nie łamię swoich zasad moralnych i zasad wiary dla pracy. Zdarzyło mi się tak raz, w dobrej wierze, i bardzo ciężko to przeżyłam. Nie chcę tego powtarzać.
- Nie mam już swoich wydatków, które mogłoby nie podobać się Bogu, ostatnim było moje palenie. Ale już nie palę.
- Przyglądam się schematom finansowym z mojej rodziny. Jestem trzecim pokoleniem kobiet pracujących po męsku i niezależnych finansowo. Zobowiązuje. Mam też wiele innych odkryć co do różnych schematów rodzinnych, jak choćby to, że tyranie ma wartość, a odpoczynek jest podejrzany, i że trzeba się poświęcać dla bliskich ciężko pracując. Oraz, że posiadanie majątku jest podejrzane.To akurat, jak odkryłam, historyczna naleciałość. Majątki posiadało wiele osób które współpracowały z różnymi władzami. I w rodzinie zdarzyły się czarne owce, co bolało tych co woleli stracić i bardzo spolaryzowało postawy.

***
Natomiast właśnie moje praca nad tym, co oznaczają finanse po Bożemu uświadomiła mi, że ja mam męski model zarobkowania. I właśnie dbam, by do końca wyzyskać moje możliwości zarobkowe. Czuję się życiowo przede wszystkim odpowiedzialna za utrzymanie siebie i rodziny i tak było też w małżeństwie. To było destrukcyjne, bo dzięki temu mój mąż mógł tracić prace, brać, mieć okresy gdy nie pracował, i nic się nie działo. A powinno było się dziać i to jeszcze jak powinno.
Moje życie podporządkowane było pracy, a całą resztę ustawiałam pod pracę, także kwestie związane z potrzebami syna i swoje potrzeby także. I wszystkie kolejne zawalenia w tych obszarach wcale mnie z tej drogi nie zwracały.
Ale teraz zmieniam myślenie. Nie jestem mężczyzną i to nie jest moja rola by wykorzystywać wszystkie możliwości zarobkowe, by mąż nie musiał brać na siebie odpowiedzialności. Mam też prawo zorganizować swoją pracę tak, by była podporządkowana potrzebom mojego syna, a nie odwrotnie. I wcale nie muszę tyrać od rana do świtu, by móc domagać się od męża odpowiedzialności. Bo sądziłam dotąd, że ja najpierw muszę się zatyrać i dopiero jak się zatyram i nie dam rady, to mogę się czegoś od męża domagać.

Prawdę mówiąc teraz myślę, jak sobie leżeć i pachnieć i robić sobie paznokcie i chodzić do fryzjera. I jeszcze nowe ubrania kupować. Najlepiej za pieniądze męża. Dotąd tak nie robiłam. Jak mój mąż będzie zarabiać 30 tysięcy i zapłaci mi 10 tysięcy alimentów, to zostanie mu 20 tysięcy. Da chłopak radę. Będę się modlić w intencji jego finansów, Boże błogosław :D

Więc owszem wykorzystuję wszystkie możliwości zarobkowe, ale zamierzam się poprawić i pracuję nad tym, by przestać. Starczy mi przekleństwo Ewy, nie muszę jeszcze brać na siebie przekleństwa Adama. Inna sprawa, że i Ewy i Adamy są wezwani do tego, by z tego wychodzić, a nie by w tym tkwić.

Lawendowa
Posty: 7650
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Lawendowa » 07 gru 2021, 23:36

Decyzją moderacji ten wątek został wydzielony z wątku pierwotnego:
viewtopic.php?f=10&t=4406&p=384862#p384862
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 08 gru 2021, 1:26

Czytam Adhortację Familiaris Consortio, to co dotyczy kobiet i mężczyzn. I mi się wszystko wywraca w mojej bazie danych jeszcze bardziej, ale też zaczyna się bardziej układać. Panowie, wszyscy mamy bazę danych do wymiany. I ja i wy. Stwierdzam autorytarnie. Nigdy nie przeczytałam bardziej feministycznego tekstu o godności kobiety. Bardzo jestem ciekawa opinii mężczyzn o tym, jak opisana jest ich rola.

Wygląda na to, że kobieta ma pełne prawo pozostać w domu i nie pracować, a poświęcić się rodzinie. I że ma to ogromną wartość. I tylko jej wyborem jest, czy będzie też pracować i pełnić role publiczne i w jaki sposób. I mąż powinien żonę w takim wyborze "poważać i miłować". I jest to wpisane właśnie w zadania i role kobiety i mężczyzny. I wcale nie uzasadnia tego, by mężczyzna miał z tego powodu brać nad kobietą jakąkolwiek przewagę, lub traktować kobietę jako służącą, że jest on ta osobą która utrzymuje rodzinę.

Bardzo mi w tym tekście dobrze. Jestem kobietą i to jest okej i nie muszę już ani jednej chwili w życiu udawać mężczyzny, ani nawet być finansowo niezależna od męża. Szczerze mówiąc, podoba mi się to, bo całe życie słyszałam co innego. Żałuję, że tak późno trafiłam na ten dokument. Straciłam pół życia na udowadnianie że potrafię zarabiać jak mężczyzna i mam wartość. A mogłam spokojnie zajmować się macierzyństwem, zgodnie z tym co czułam. To jest też tekst o mojej relacji do pracodawców, bo w każdej pracy udowadniałam, że pomimo, że jestem matką, to jestem tak samo dobra, jak osoby co nie mają dzieci. Nie wpadłam na to, że mogę zrobić odwrotnie i dostosować moją pracę do potrzeb dziecka, a nie dziecko do potrzeb pracodawcy. Niech no mi jeszcze raz ktoś w sądzie zrobi wyrzut, że trzy pierwsze lata życia pracowałam z domu i porzuciłam rozwiniętą karierę i przez to spadły mi zarobki. Nie radzę!

W końcu rozumiem dlaczego powrót do pracy etatowej nie jest wcale dla mnie dobrym rozwiązaniem i czemu mi się to sypie, gdy tylko proszę o pomoc z góry. I lepiej rozumiem co ja mam jako kobieta, matka i żona do roboty na tym świecie. I co jest moją godnością. I moim priorytetem. I że ja sobie mogę i tu być w zgodzie ze sobą i to wcale nie oznacza ani że jestem zacofana, ani pokręcona, ani nawet leniwa. Nie mam obowiązku robić kariery zawodowej. Ale mogę jeśli zechce pracować, pełnić role publiczne i jeszcze mam prawo domagać się, by nie godziło to w moje macierzyństwo. I nie muszę przepraszać, że potrzebuję czasu dla syna. I mam pełne prawo do alimentacji ze strony męża, nawet jeśli jestem w stanie się zatyrać i radzić sobie bez niej i nie ma w tym nic złego. Mózg mi wyparuje zaraz od przyjęcia tylu nowych danych, ale: Hura! Koniec w moim życiu z udawaniem mężczyzny!

Dopiero teraz też rozumiem lepiej Pana Pulikowskiego. Którego swoją drogą panowie często cytujecie i który twierdzi nieco radykalniej niż jest w adhortacji, i niż ja, mianowicie, że praca zawodowa kobiety, gdy są dzieci jest dla rodziny zawsze szkodliwa. Co mnie wkurzało, bo było niezgodne z moimi podglądami. Ale gdy uczciwie patrzę na swoje doświadczenie życia i życia innych osób, to wkurza mnie już mniej. Bo widzę w tym dużo racji. Nie wiedziałam, że się się przekonam do tak radykalnych twierdzeń Pana Pulikowskiego.

http://kodr.pl/wp-content/uploads/2017/ ... sortio.pdf

Zadania kobiety

"Kościół zatem może i powinien dopomóc współczesnemu społeczeństwu, nawołując niestrudzenie do uznania i poszanowania przez wszystkich niezastąpionej wartości pracy kobiety w domu. Ma to szczególne znaczenie w pracy wychowawczej: wtedy bowiem zostanie usunięte samo źródło możliwej dyskryminacji między różnymi rodzajami prac i zawodami, gdy stanie się jasne, że w każdej dziedzinie wszyscy podejmują zadania, mając jednakowe prawa i jednakową odpowiedzialność. W ten sposób obraz Boga w mężczyźnie i kobiecie zajaśnieje jeszcze bardziej.

Jeżeli prawo dostępu do różnych zadań publicznych ma być przyznane kobietom podobnie jak mężczyznom, to jednocześnie społeczeństwo winno stworzyć takie struktury, aby kobiety zamężne i matki nie były w praktyce zmuszone do pracy poza domem, i aby ich rodziny mogły godnie żyć i rozwijać się pomyślnie nawet wtedy, gdy kobieta poświęca się całkowicie własnej rodzinie.

Należy ponadto przezwyciężyć mentalność, według której większy zaszczyt przynosi kobiecie praca poza domem, niż praca w rodzinie. Wymaga to jednak, by mężczyźni poważali i miłowali kobietę z całym szacunkiem dla jej godności, i aby społeczeństwo stwarzało i rozwijało warunki sprzyjające pracy domowej.

Z należytym szacunkiem dla odmiennego powołania mężczyzny i kobiety, Kościół winien w swoim własnym życiu popierać, w miarę możności, równość ich praw i godności dla dobra wszystkich: rodziny, społeczeństwa i Kościoła.

Jest jednak rzeczą jasną, że wszystko to nie oznacza rezygnacji kobiety ze swej kobiecości ani też naśladowania roli mężczyzny, ale właśnie pełnię człowieczeństwa kobiecego, które powinno wyrazić się w działalności kobiety czy to w rodzinie, czy poza rodziną; nie można przy tym zapominać o różnorodności zwyczajów i kultur w tej dziedzinie."

Zadania mężczyzny

"Prawdziwa miłość małżeńska zakłada i wymaga, aby mężczyzna żywił głęboki szacunek dla równej godności kobiety: „Nie jesteś jej panem — pisze św. Ambroży — lecz mężem, nie służącą otrzymałeś, ale żonę ... Odpłać życzliwością za życzliwość, miłość wynagrodź miłością”[69]. Mężczyzna winien żyć ze swą żoną „w szczególnej formie przyjaźni osób”[70]. A chrześcijanin jest powołany do rozwijania nowej postawy miłości, okazując w ten sposób swej własnej oblubienicy miłość subtelną i mocną zarazem, jaką Chrystus Ŝywi do Kościoła[71].

Miłość do małżonki, która została matką, i miłość do dzieci są dla mężczyzny naturalną drogą do zrozumienia i urzeczywistnienia swego ojcostwa. Nade wszystko tam, gdzie warunki społeczne i kulturalne łatwo skłaniają ojca do pewnego uwolnienia się od zobowiązań wobec rodziny i do mniejszego udziału w wychowaniu dzieci, konieczne jest odzyskanie społecznego przekonania, że miejsce i zadanie ojca w rodzinie i dla rodziny mają wagę jedyną i niezastąpioną[72]. Jak uczy doświadczenie, nieobecność ojca powoduje zachwianie równowagi psychicznej i moralnej oraz znaczne trudności w stosunkach rodzinnych, podobnie jak, w okolicznościach przeciwnych, przytłaczająca obecność ojca, zwłaszcza tam, gdzie występuje już zjawisko tzw. „machizmu”, czyli nadużywanie przewagi uprawnień męskich, które upokarzają kobietę i nie pozwalają na rozwój zdrowych stosunków rodzinnych.

Mężczyzna, ukazując i przeżywając na ziemi ojcostwo samego Boga[73], powołany jest do zabezpieczenia równego rozwoju wszystkim członkom rodziny. Spełni to zadanie przez wielkoduszną odpowiedzialność za życie poczęte pod sercem matki, przez troskliwe pełnienie obowiązku wychowania, dzielonego ze współmałżonką[74], przez pracę, która nigdy nie rozbija rodziny, ale utwierdza ją w spójni i stałości, przez dawanie świadectwa dojrzałego życia chrześcijańskiego, które skutecznie wprowadza dzieci w żywe doświadczenie Chrystusa i Kościoła."

jacek-sychar

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: jacek-sychar » 08 gru 2021, 10:46

Najpierw pozwólcie moje osobiste przeżycie w zakresie odpowiedzialności finansowej za rodzinę.
Żona odchodząc chciała, żebym ja płacił na wszystkie dzieci, a żeby ona mogła sobie żyć jak panna. W tym czasie młodsi chłopcy chodzili do prywatnych szkół, za które ja płaciłem. Po roku od odejścia żony, starsza córka poszła na studia. Prywatne, więc trzeba było płacić. Ponieważ najmłodszy mieszkał cały czas u mnie, a starszym płaciłem kieszonkowe, jasno powiedziałem żonie, że studia córki to jej sprawa. Buntowała się, że niby jestem lepiej sytuowany, więc mam zęby w ścianę, brać dodatkowe prace i na to zarobić. Ponieważ zdecydowanie odmówiłem, w końcu płaciła.
Nie uważam więc, że mężczyzna ma obowiązek ponosić wszystkie koszty wychowania dzieci. Dodatkowo zawsze co najmniej jedno dziecko było u mnie, a czasami i dwoje. Również tylko ja jeździłem z dziećmi na wakacje lub ferie.

A teraz pewna uwaga ogólna.
Dlaczego tak dużo powstaje napięć na linii kobiety-mężczyźni na naszym forum. Niestety, ale często dokonuje się tutaj przeniesienia swojej sytuacji na płeć przeciwną. Panowie obecni na tym forum w zdecydowanej większości są odpowiedzialni i myślący o dzieciach. Jeżeli nie chcą ponosić pewnych kosztów, to widocznie uważają, że są one nieuzasadnione. Takie zawyżone koszty są zwykłym zyskiem naszych niewiernych kobiet, który mogą przeznaczyć na relacje z kowalskim, a więc moim zdaniem nie są słuszne i uzasadnione, nawet z punktu widzenia dzieci.

I osobista uwaga do Ruty.
Ruto, Adhortacja Familiaris Consortio raczej odnosi się do sytuacji regularnych małżeństw. Nie ma sensu przenoszenia ich na nasze sytuacje, bo u nas to jest jednak najczęściej wybieranie mniejszego zła. A nie zawsze wybierze się to naprawdę mniejsze.

Zachęcam do spokoju, szczególnie w takiej dyskusji.
Coś wyczuwam nadmierne emocje. Raczej niepotrzebne. ;)

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Pavel » 08 gru 2021, 11:02

Wychodzi na to Ruto, że słuchałaś Jacka Pulikowskiego, ale go nie słyszałaś. Może twoje „systemy obronne” nie były gotowe nawet na konfrontację z argumentami.
Bo te słowa przewijały się „na oko” w przynajmniej co drugiej jego konferencji.
Pan Jacek często się na tą adhortację powołuje, generalnie jak już wcześniej pisałem - nie potrafię (chyba, że coś przeoczyłem) znaleźć niczego w jego nauczaniu, co nie miałoby poparcia w Słowie Bożym czy nauczaniu KK.
Przy tym jest do bólu logiczny.
Nie tylko dlatego, że to mądry facet. Przede wszystkim dlatego, że korzysta z najmądrzejszych i niezawodnych źródeł :)

Aby była jasność, to nie zarzut w twoim kierunku. Znam takie mechanizmy z autopsji, przerabiałem to przez większość życia. Czyli - brzmi znajomo :lol:

Wciąż to czasem robię, tylko teraz staram się być bardziej otwarty na inne niż moje spojrzenia. Przerabiać je, dać im we mnie pracować. Mało tego, lubię czasem posłuchać nawet czegoś z czym kompletnie się ideologicznie nie zgadzam. Po to by poznać inne spojrzenie, by posłuchać jak druga strona wykazuje słabe punkty myślenia z którym się utożsamiam. A czasami takie są przecież :)

Odnośnie twej odpowiedzi na mój post - najwyraźniej nie trafia do ciebie to co napisałem. Może przez formę, może zbyt dużą różnicę w postrzeganiu pewnych spraw.
Dlatego widząc to, wywieszam „białą flagę”. Nie przez brak argumentów oczywiście. Po prostu wciąż zauważam, że mój racjoholizm tkwi gdzieś w środku, lubi się wygrzebywać z tej dziury do której go wepchnąłem i tylko czeka na takie okazje by poszaleć.
Ale się skubaniec nie doczeka, nie tym razem przynajmniej :lol:

To co pisałaś w odpowiedzi na mój post zupełnie do mnie nie przemawia (poza fragmentami które są oczywistymi oczywistościami).
To co napisałem ja z kolei najwyraźniej nie przemawia do ciebie :)

I tak jest ok, oboje damy radę z tym żyć :)
Pozdrawiam
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: mare1966 » 08 gru 2021, 20:32

Ruta pisze:
08 gru 2021, 1:26
Czytam Adhortację Familiaris Consortio, to co dotyczy kobiet i mężczyzn. I mi się wszystko wywraca w mojej bazie danych jeszcze bardziej, ale też zaczyna się bardziej układać. Panowie, wszyscy mamy bazę danych do wymiany. I ja i wy. Stwierdzam autorytarnie. Nigdy nie przeczytałam bardziej feministycznego tekstu o godności kobiety. Bardzo jestem ciekawa opinii mężczyzn o tym, jak opisana jest ich rola.

Wygląda na to, że kobieta ma pełne prawo pozostać w domu i nie pracować, a poświęcić się rodzinie. I że ma to ogromną wartość. I tylko jej wyborem jest, cci zy będzie też pracować i pełnić role publiczne i w jaki sposób. I mąż powinien żonę w takim wyborze "poważać i miłować". I jest to wpisane właśnie w zadania i role kobiety i mężczyzny. I wcale nie uzasadnia tego, by mężczyzna miał z tego powodu brać nad kobietą jakąkolwiek przewagę, lub traktować kobietę jako służącą, że jest on ta osobą która utrzymuje rodzinę.

Bardzo mi w tym tekście dobrze. Jestem kobietą i to jest okej i nie muszę już ani jednej chwili w życiu udawać mężczyzny, ani nawet być finansowo niezależna od męża. Szczerze mówiąc, podoba mi się to, bo całe życie słyszałam co innego. Żałuję, że tak późno trafiłam na ten dokument. Straciłam pół życia na udowadnianie że potrafię zarabiać jak mężczyzna i mam wartość. A mogłam spokojnie zajmować się macierzyństwem, zgodnie z tym co czułam.

Wypada zatem współczuć, że dopiero teraz dochodzisz do tej prawdy,
że zajmowanie się dziećmi i WYCHOWYWANIE ich ( kształtowanie świata wartości itd. )
jest ważniejsze od pracy zarobkowej.
Jest taka stara piosenka Kukulskiej a karierze mamy ( zapomniałem tytułu ).

Oczywiście, nie wyklucza to możliwości pracy zarobkowej.
Zależy od liczby dzieci , predyspozycji i chęci samej kobiety.
Wreszcie możliwości męża i ogólnej sytuacji.
Istotne znaczenie ma tutaj hierarchia wartości i priorytety, styl życia.
Ustawienie tego wszystkiego należy do samych małżonków.
Nie ma tutaj jednego jedynego układu.
Przy wybitnej żonie, mąż może się zająć opieką nad dziećmi
jak obojgu to będzie pasowało.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 08 gru 2021, 23:43

mare1966 pisze:
08 gru 2021, 20:32

Wypada zatem współczuć, że dopiero teraz dochodzisz do tej prawdy,
że zajmowanie się dziećmi i WYCHOWYWANIE ich ( kształtowanie świata wartości itd. )
jest ważniejsze od pracy zarobkowej.
Jest taka stara piosenka Kukulskiej a karierze mamy ( zapomniałem tytułu ).

Oczywiście, nie wyklucza to możliwości pracy zarobkowej.
Zależy od liczby dzieci , predyspozycji i chęci samej kobiety.
Wreszcie możliwości męża i ogólnej sytuacji.
Istotne znaczenie ma tutaj hierarchia wartości i priorytety, styl życia.
Ustawienie tego wszystkiego należy do samych małżonków.
Nie ma tutaj jednego jedynego układu.
Przy wybitnej żonie, mąż może się zająć opieką nad dziećmi
jak obojgu to będzie pasowało.
Mare, bardzo mocno przekręcasz i wypaczasz to, co ja odkryłam i próbujesz mi dorobić gombrowiczowską gębę. I robisz to bardzo ad personam. I do tego kompletnie nie trafiasz. Nie to napisałam i nie to odkryłam, co sugerujesz.

O ile pamiętam rozmowa dotyczyła męskiej i żeńskiej odpowiedzialności w małżeństwie, a nie tego jaką jestem matką i co jest moim priorytetem. Tym bardziej, że sama napisałam uczciwie, że nie wszystko w tej sferze u mnie i w moim małżeństwie było w porządku. Robisz tak kolejny raz i kolejny raz zwracam ci uwagę że jest to żenujący poziom prowadzenia rozmowy. Tym bardziej w sytuacji, gdy ty w żaden sposób nie dzielisz się swoim doświadczeniem, a ograniczasz się do wygłaszania ex catedra bardziej lub mniej światłych myśli i subiektywnych obserwacji, które przedstawiasz jako prawdy objawione. Często w obszarach o których nie masz bladego pojęcia. Bo adhortacji nie czytałaś, skoro napisałeś co napisałeś.
Ale za to chętnie przywalasz we mnie, gdy ja się dzielę tym, że nie wszystko mi wychodzi, że błądzę, że różne rzeczy w swoim życiu przewartościowuję. Jakoś nie jesteś chętny do podzielenia się, jak to wygląda u ciebie. Ale jesteś pierwszy do krytykowania innych i to za to, o czym sami napisali. Tylko po to, by wykazać swoją rację. Której wcale w ten sposób nie wykazujesz. Pokazujesz tylko tyle, że nie potrafisz prowadzić dyskusji na rzeczowe argumenty i prędzej czy później kończysz na atakowaniu "przeciwnika". A jeszcze częściej "przeciwniczki". Proponuję zajrzeć do własnego oka, zanim zaczniesz grzebać w cudzych.

Przeczytaj adhortację, bo to co piszesz, to mizoginiczne truizmy, które z tekstem adhortacji nie mają nic wspólnego.
Wbrew temu co piszesz, mama ma pełne prawo robić karierę, pełnić funkcje społeczne i robić jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Tata także. Byle w zgodzie ze swoim zakresem odpowiedzialności. Bo ona jest inna dla mężczyzny i inna dla kobiety. I nie, mężczyzna nie może się zająć opieką nad dziećmi. Będzie z tego bałagan. Niedobitki naukowców, którzy o tym mówią iw oparciu o lata badań i nadal definiują płeć przez biologię, myją obecnie gary na zmywakach, i mają zakaz wstępu na uczelnie. W Kościele jeszcze można.
O tym co się dzieje, gdy z taty zrobimy mamę, pisał sporo Pan Pulikowski. Na przykładach z życia. Mówił też o takich pomysłach śp. Ksiądz Pawlukiewicz. Ojciec to ojciec, mama to mama. To są inne role, inne zadania, inna wrażliwość i inne predyspozycje. O "pakietach zapasowych na wdowieństwo" o których ksiądz wspomniał pisałam. To jest na sytuacje wyjątkowe, a gdy jest relacja małżeńska majstrowanie przy tym tą relację zaburzy. A relacja małżonków jest najważniejsza. To nie jest tak, ze my sobie możemy zmieniać dowolnie role, płcie i co chcemy. Jesteśmy równi w godności jako kobiety i mężczyźni, ale się od siebie różnimy. Znacząco.

To co piszesz, że wychowanie jest ważniejsze od pracy zarobkowej to bzdura. I niczego adhortacja takiego nie stwierdza. Powiedz to kobietom i mężczyznom, w których rodzinach oboje małżonkowie pracują z przymusu ekonomicznego, a dzieci nie mają właściwej opieki. Bo nie mają jeśli oboje rodziców jest poza domem przez 10 godzin. Wszystko co się mówi o tym, że liczy się jakość czasu a nie jego ilość, to fikcja. Godzina czasu wysokiej jakości podobno świetnie robi dzieciom. Tylko dzieci jakoś nie chcą tego przyjąć do wiadomości.

To jest narracja narzucona wielu małżonkom, rodzinom, samotnym matkom przez obecny świat, przez stosunki ekonomiczne. Matki pracujące po 10 godzin w fabryce nie wybierają kariery, one starają się nakarmić swoje dzieci. Podobnie jak moje koleżanki z kolejnych przedsiębiorstw i korporacji i spółek, które pracowały za znacznie lepsze pieniądze, owszem, ale także w tym wymiarze czasowym. I nie dlatego, że wybierały karierę. Adhortacja pomaga znaleźć drogę wyjścia z takich układów, z takiego sposobu myślenia i daje nadzieję, że można to w swoim małżeństwie ułożyć inaczej. W tym świecie który jest. Że są takie sposoby dzielenia się odpowiedzialnością w której małżonkowie współpracując nie wpadają właśnie w takie sidła. I wyjaśnia jak.

Nie rozumiem dlaczego możliwość pracy kobiety zależy twoim zdaniem od liczby dzieci, w klubie mam, w szkole mieliśmy rodziny wielodzietne powyżej siódemki dzieci i powyżej dziesiątki także i niektóre z mam pracowały.

Ja odkryłam, że wychowanie dziecka może być priorytetem nie tylko dla mnie, ale dla mojego otoczenia. I że ja mam prawo domagać się tego, by mój priorytet był uznawany przez męża, przez sąd, przez pracodawcę. I że moja więź z dzieckiem nie jest priorytetem tylko dla mnie i moją prywatną sprawą, a jest priorytetowa w wymiarze społecznym, małżeńskim i każdym innym. I ja się w związku z tym mogę wielu rzeczy domagać, bo to są moje naturalne prawa jako matki. I że mam także wiele praw jako kobieta.

Co do wszystkiego co napisałeś po zdaniu: "Oczywiście, nie wyklucza to możliwości pracy zarobkowej" wyjątkowo jeszcze wczoraj bym się z tobą zgodziła. Po lekturze adhortacji mogę napisać tylko jedno, to jest kapitalistyczny bełkot z telewizji i mediów. To nie jest krytyka, bo do wczoraj sama tak myślałam, mimo, że telewizji nie oglądam. Jesteśmy tym przesiąknięci. Przeczytaj adhortację. Naprawdę warto.

Do wczoraj też uważałam myśl, że mężczyzna w pełni odpowiada za utrzymanie rodziny, żony i wszystkich swoich dzieci za myśl rewolucyjną. I podejrzaną. Oraz wysoce kontrowersyjną. Dziś rozumiem, że jest to absolutnie naturalna rola i zadanie mężczyzny. I nie ja stwierdzam to autorytarnie, ale papież. Ponadto praca i aktywność kobiety poza domem jest li i jedynie wyborem kobiety, która ma prawo także wybrać że nie podejmie takiej aktywności i cały swój czas i uwagę poświęci domowi, rodzinie i dzieciom. I jej mąż nie ma prawa tego nie akceptować, bo to nie jest sfera jego akceptacji lub nieakceptacji, czy też tym bardziej z tego powodu wyłączać żony od decyzji finansowych lub torpedować jej decyzji o aktywności poza sferą rodziny i domem.
Rozumiem też już teraz to, co wydawało mi się podejrzane i wkurzające - dlaczego małżonkom, którzy tak ułożyli sprawy w swoich małżeństwach, jak to opisałam Bóg błogosławi i układa im się jeśli chodzi o sferę materialną, o to by wszystkie niezbędne potrzeby rodziny były zadbane. Po lekturze jest to dla mnie oczywiste.

I jeszcze jedno - to na co skarzą się mężczyźni, że żony chcą by utrzymywali rodzinę, ale też by mieli dla tej rodziny czas, jest uzasadnione. Dokładnie taka jest rola mężczyzny. I teraz rozumiem też dlaczego większość mężczyzn opisywała mi uznanie tego prostego faktu i odkrycie wszystkich jego wymiarów za absolutnie rewolucyjny zwrot w myśleniu o sobie, o finansach, o pracy i o zakresie swojej odpowiedzialności.

Ja odkrycie wymiaru mojej odpowiedzialności, jako kobiety także uważam za rewolucyjne.

Adhortacja niewiele mówi za to o tym, jak to ułożyć w kryzysie. To odnośnie pytań, czy żonę i dzieci gdy żona odejdzie mąż też ma utrzymywać. Ale daje tyle tropów, że da się to ugryźć. Wstępnie wygląda mi na to, że ta odpowiedzialność jest dożywotnia. Ale się nie upieram. Będę się wgryzać dalej, bo temat mnie żywo interesuje.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 08 gru 2021, 23:56

Pavel pisze:
08 gru 2021, 11:02
Wychodzi na to Ruto, że słuchałaś Jacka Pulikowskiego, ale go nie słyszałaś. Może twoje „systemy obronne” nie były gotowe nawet na konfrontację z argumentami.
(...)
To co pisałaś w odpowiedzi na mój post zupełnie do mnie nie przemawia (poza fragmentami które są oczywistymi oczywistościami).
To co napisałem ja z kolei najwyraźniej nie przemawia do ciebie :)

I tak jest ok, oboje damy radę z tym żyć :)
Pozdrawiam
I ja macham ci przyjaźnie naprędce zrobioną chorągiewką, niebieską wybacz, ale obrusa świątecznego wolę nie ruszać, zaraz koty wydepczą, niteczki wyciągną, a niebieski tez ładny :) bo niebieski :)

Co do Pana Pulikowskiego, nie tyle nie słuchałam, co oburzało mnie, że kwestię redukcji aktywności pozadomowej matki przedstawiał jako imperatyw, warunek sine qua non. I to włączało mi moje systemy obronne. Słusznie. Adhortacja nie jest tak kategoryczna i zostawia kobiecie ogromną wolność. Przyjmuję to z ulgą. Za to adhortacja jest równie jak Pan Pulikowski radykalna co do roli i odpowiedzialności mężczyzny. Ma i utrzymać rodzinę i mieć dla niej czas. Co mnie zaskoczyło, ale wiele mi rozjaśniło. Także w kontekście źródeł kryzysu i mojego i męża i naszego małżeńskiego kryzysu.

W ramach przyjaznych gestów - zachęcam cię do powrotu do lektury adhortacji, świeżym okiem. Oraz do lektury wszystkiego co katolickie o Bożych finansach (trzeba uważać, bo jest sporo różnych opracowań najróżniejszych kościołów chrześcijańskich, ale i sekt udających chrześcijańskie). Sporo mi to dało do myślenia o kierunku zmian życiowych w zakresie finansów i troski o sferę materialną. Więcej pytań nadal mam niż odpowiedzi, ale mieć pytania to już całkiem dużo. Ale mam też już taki ogólny zarys, mapę, czy raczej szkic okolicy. Dzięki adhortacji właśnie.

jacek-sychar

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: jacek-sychar » 09 gru 2021, 8:39

Ruta pisze:
08 gru 2021, 23:43
Przeczytaj adhortację, bo to co piszesz, to mizoginiczne truizmy, które z tekstem adhortacji nie mają nic wspólnego.
Ruta

Nie za mocno? :?
Dyskutować możemy, ale takie argumenty właściwie kończą dyskusję.
Coś mi się wydaje, że emocje ciągle u Ciebie buzują. :lol:
Z ostrożności procesowej (jak mówią i piszą prawnicy) wolę się wycofać z dalszej dyskusji.

A jak tam moja propozycja zastanowienia się, czy to nie działa przeniesienie emocji ze współmałżonka na nas, panów, obecnych na tym forum?

Pantop
Posty: 3157
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Pantop » 09 gru 2021, 10:26


mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: mare1966 » 09 gru 2021, 12:12

Ruta pisze:
08 gru 2021, 23:43

Do wczoraj też uważałam myśl, że mężczyzna w pełni odpowiada za utrzymanie rodziny, żony i wszystkich swoich dzieci za myśl rewolucyjną. I podejrzaną. Oraz wysoce kontrowersyjną. Dziś rozumiem, że jest to absolutnie naturalna rola i zadanie mężczyzny. I nie ja stwierdzam to autorytarnie, ale papież. Ponadto praca i aktywność kobiety poza domem jest li i jedynie wyborem kobiety, która ma prawo także wybrać że nie podejmie takiej aktywności i cały swój czas i uwagę poświęci domowi, rodzinie i dzieciom. I jej mąż nie ma prawa tego nie akceptować, bo to nie jest sfera jego akceptacji lub nieakceptacji, czy też tym bardziej z tego powodu wyłączać żony od decyzji finansowych lub torpedować jej decyzji o aktywności poza sferą rodziny i domem.

To ja chyba muszę za św.Pawłem powtórzyć,
że "lepiej się nie wiązać z kobietą". :lol:
( a zawsze byłem przeciwnego zdania i jestem pomimo tego co tu Ruta wypisujesz )

Znaczy papież niby pisze, że utrzymanie całej rodziny to wyłącznie odpowiedzialność mężczyzny
i mężowi wara do tego jaką drogę obierze sobie żona ?
Nad interpretujesz Ruta.
Tak daleko to nawet sfeminizowane sądy w Polsce nie idą.

mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: mare1966 » 09 gru 2021, 12:22

Dodam tylko.
W polskich realiach ( ale generalnie świata zachodniego )
mało który mężczyzna byłby w stanie sam utrzymać rodzinę, zwłaszcza liczniejszą
bez wsparcia pracy zarobkowej żony.
Tu znacznie się poprawiła ta sytuacja przez +500, ale kiedyś tego nie było.
Młodsi biadolą , że to tylko 500 zł/ dziecko ale to tylko robi wielką różnicę.
Myślę, że "nieco starsi rodzice" potwierdzą o czym tu piszę.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 09 gru 2021, 13:51

mare1966 pisze:
09 gru 2021, 12:12
Ruta pisze:
08 gru 2021, 23:43

Do wczoraj też uważałam myśl, że mężczyzna w pełni odpowiada za utrzymanie rodziny, żony i wszystkich swoich dzieci za myśl rewolucyjną. I podejrzaną. Oraz wysoce kontrowersyjną. Dziś rozumiem, że jest to absolutnie naturalna rola i zadanie mężczyzny. I nie ja stwierdzam to autorytarnie, ale papież. Ponadto praca i aktywność kobiety poza domem jest li i jedynie wyborem kobiety, która ma prawo także wybrać że nie podejmie takiej aktywności i cały swój czas i uwagę poświęci domowi, rodzinie i dzieciom. I jej mąż nie ma prawa tego nie akceptować, bo to nie jest sfera jego akceptacji lub nieakceptacji, czy też tym bardziej z tego powodu wyłączać żony od decyzji finansowych lub torpedować jej decyzji o aktywności poza sferą rodziny i domem.

To ja chyba muszę za św.Pawłem powtórzyć,
że "lepiej się nie wiązać z kobietą". :lol:
( a zawsze byłem przeciwnego zdania i jestem pomimo tego co tu Ruta wypisujesz )

Znaczy papież niby pisze, że utrzymanie całej rodziny to wyłącznie odpowiedzialność mężczyzny
i mężowi wara do tego jaką drogę obierze sobie żona ?
Nad interpretujesz Ruta.
Tak daleko to nawet sfeminizowane sądy w Polsce nie idą.
Mare, wklejam link. Przeczytaj. Mężczyzny odpowiedzialnością jest utrzymanie rodziny i czas dla rodziny. Kobiety odpowiedzialnością jest odpowiedzialność macierzyńska. Kropka. Co nie oznacza, że kobieta ma siedzieć w domu, nie pełnić funkcji publicznych i tak dalej. Tu nie ma co interpretować, bo jest to wyłożone językiem jasnym i prostym. Expressis verbis.

Ani ja nie piszę, że mężowi wara do tego jaką drogę obierze żona, ani nie ma tego w adhortacji. Natomiast decyzja o aktywności kobiety poza sferą domową, pracy, pracy społecznej, pełnienie funkcji i stanowisk lub o tym, że takiej aktywności nie podejmuje, należy do kobiety. I do nikogo innego.

Dla mnie to rewolucja, bo ja do tej pory patrzyłam równościowo: to znaczy ja odpowiadam i za to i za to i mąż także i jest to nasza wspólna odpowiedzialność, każdego z nas za wszystko. I tyrałam wobec tego jak głupia i czułam się winna, gdy dziecko było dla mnie ważniejsze. A czasami szłam na kompromisy. Mój siedmioletni syn został w domu sam chory, bo bałam się skorzystać ze zwolnienia. A byłam wtedy jedynym żywicielem rodziny. I mnóstwo matek z którymi pracowałam tak robiło, i mężatek i samotnych matek też. Po przeczytaniu adhortacji już nigdy czegoś takiego nie zrobię.

To dotyczy także ojców. I takich historii znam mnóstwo, wielu takich wysłuchałam. Jeden z nich był pod presją pracodawcy, by brać nadgodziny. Wyjaśnił, że nie może bo ma obowiązki rodzinne, i że dla firmy także nie jest to opłacalne, bo będzie za te godziny płacić półtorej stawki. Więc skoro to stała potrzeba, lepiej wziąć nowego pracownika, który może pracować nawet za stawkę mniejszą niż jego, bo w tych godzinach nie ma dużo pracy. A jeśli ma to być praca nieodpłatna, to tym bardziej się nie zgadza, bo łamie to jego prawa i jest formą eksploatacji i naruszania praw pracowniczych. Został zwolniony. Otrzymał odprawę, spędził czas z rodziną, znalazł nową pracę, gdzie nie eksploatuje się ludzi. Ale miałam też kolegów w pracy, którzy godzili się na nadgodziny i ja sama się godziłam. Na nieodpłatne. I żadne z nas nie miało odwagi stanąć, powiedzieć: stop, jestem rodzicem. Katolik ma fajnie, bo się nie boi. Pod warunkiem że naprawdę ufa Bogu, i nie trzęsie portkami bo ufa Bogu. A jak mnie zwolnią? No to Bóg się o mnie zatroszczy, dokąd wypełniam to powołanie, które mam od niego i to jest u mnie na pierwszym miejscu, On jest ze mną. Ja powinnam była uważnie przeczytać ta adhortację lata temu.

Co do feminizmu: dokładnie to napisałam - w życiu nie czytałam bardziej feministycznego tekstu, niż ta adhortacja. I tak, napisał ją papież, Jan Paweł II.

http://kodr.pl/wp-content/uploads/2017/ ... sortio.pdf

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 09 gru 2021, 14:11

mare1966 pisze:
09 gru 2021, 12:22
Dodam tylko.
W polskich realiach ( ale generalnie świata zachodniego )
mało który mężczyzna byłby w stanie sam utrzymać rodzinę, zwłaszcza liczniejszą
bez wsparcia pracy zarobkowej żony.
Tu znacznie się poprawiła ta sytuacja przez +500, ale kiedyś tego nie było.
Młodsi biadolą , że to tylko 500 zł/ dziecko ale to tylko robi wielką różnicę.
Myślę, że "nieco starsi rodzice" potwierdzą o czym tu piszę.
Ja sobie z tego zdaję sprawę mare, ale też rozmawiam z takimi osobami, które z tej pułapki wyszły. I od nich słyszę, że po prostu zaczęli robić w tych sprawach po Bożemu. To są sensowne, odpowiedzialne osoby, ich życie jest świadectwem prawdziwości tego co mówią. Ja postanowiłam spróbować. I znam mężczyzn utrzymujących liczne rodziny.
Wiesz, ja na to nie zwracałam uwagi, ale Bóg naprawdę im błogosławi. I nie na wszystko muszą zarobić. Wiele rzeczy dostają. Pamiętam kamienie na podjazd, to już był ostatni etap budowy domu kolegi i jego żony. Nie było już skąd wziąć pieniędzy, wszystko wyczerpane. I znalazły się i kamienie. Piękne, solidne. Wyszedł super podjazd.
Mam kolegę, który ma gromadkę dzieci i nigdy nie sprawdza konta. Taki ma układ z Bogiem, że Mu ufa. Dodam, że ma zasadę, że w domu z pracy jest zawsze o 16.15, a jak trzeba być gdzieś z dziećmi w ciągu dnia, zawsze jest na wszystkich badaniach, szczepieniach, występach. Jak ma kupić rajstopy córce, to kupuje, a jak syn potrzebuje badania za osiem stów, to robią badanie. Jak mają jechać rodziną na wakacje, to jadą. Mówi, że jeszcze nigdy nie było odmowy płatności. Więc można nawet i po wariacku podejść, ale z Bogiem. Nawet szaleńcom Bóg widać sprzyja, jak są Boży :lol:

Ja jeszcze nie wiem co to znaczy działać po Bożemu w mojej sytuacji, mężatki, ale samotnej matki równocześnie i jedynej żywicielki rodziny. Ale się dowiem.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: O odpowiedzialności finansowej za rodzinę... [wydzielony]

Post autor: Ruta » 09 gru 2021, 14:38

jacek-sychar pisze:
09 gru 2021, 8:39
Ruta pisze:
08 gru 2021, 23:43
Przeczytaj adhortację, bo to co piszesz, to mizoginiczne truizmy, które z tekstem adhortacji nie mają nic wspólnego.
Ruta

Nie za mocno? :?
Dyskutować możemy, ale takie argumenty właściwie kończą dyskusję.
Coś mi się wydaje, że emocje ciągle u Ciebie buzują. :lol:
Z ostrożności procesowej (jak mówią i piszą prawnicy) wolę się wycofać z dalszej dyskusji.

A jak tam moja propozycja zastanowienia się, czy to nie działa przeniesienie emocji ze współmałżonka na nas, panów, obecnych na tym forum?
Jacku, ja się wkurzyłam na mare i daję temu wyraz. Ale też napisałam czemu się wkurzyłam. Oraz, że jestem wkurzona. Wkurzona jestem na bardzo personalne uwagi mare wobec mnie. Oraz na udawanie, że zna treść adhortacji. Jeśli coś kończy merytoryczna rozmowę, to właśnie ataki ad personam i udawanie eksperta. Proponuję więc następnym razem zwrócić uwagę mare, gdy zacznie sprowadzać rozmowę na taki poziom, jeśli istotnie zależy ci na merytorycznym poziomie rozmów.

Jestem mocno wkurzona, więc i mocno się wypowiadam. To, co napisał Mare nie ma nic wspólnego z tekstem adhortacji, której, jestem przekonana nie przeczytał, co potwierdził pytając, czy naprawdę papież to napisał. Napisał. Trudno o merytoryczną rozmowę z osobą, która nie zna tekstu o którym się wypowiada, ale udaje eksperta. I udowadnia jedyną rację jaką zna. Swoją. Gdy nie da się inaczej, atakując osobę z którą się nie zgadza. I tak, uważam że taka postawa w rozmowie zasługuje na mocny odpór i nazwanie.

Nie jestem wkurzona na męża. Jestem wkurzona na mare. I nie mam problemu by o tym napisać. Na kogo jest wkurzony mare nie wiem. Wiele osób sugerowało mu już by przepracował swój stosunek do kobiet, bo jest w nim wiele zawoalowanej złości, gdy o kobietach się wypowiada lub gdy z kobietami rozmawia. Ja nie sugeruję. Ja wprost napisałam mare już niejeden raz, że jego wypowiedzi często mają mizoginiczny charakter. I nie mam problemu z tym, by konsekwentnie wskazywać które.

Ja z początku swojej bytności na forum emocje z męża i nie tylko z męża na innych mężczyzn przenosiłam. I podjęłam pracę nad tym, gdy otrzymałam takie sygnały. Skuteczną pracę. Bo i wobec męża emocje przepracowałam. Ale to nie oznacza, że dla odmiany mam nie czuć żadnych emocji, czy też nie czuć emocji klasyfikowanych obecnie jako "trudne", czy ich nie wyrażać. Wystarczy, by były adekwatne i wyrażane w granicach kultury i szacunku wobec drugiej osoby. Ale nie wyklucza to nazwania mizoginicznej wypowiedzi mizoginiczną wypowiedzią. A truizmu truizmem.

Pracuję też nad wyrażaniem emocji, także trudnych. Wprost. I nad tym, by wyrażać swoje zdanie. A jest właśnie takie. Mare nie przeczytał adhortacji. Zamiast tego spisał kilka mizoginicznych zdań, które jego zdaniem odpowiadają treści adhortacji. O ile Kopernik nie była kobietą, o tyle najwidoczniej papież Jan Paweł II był feministą i nie tylko cenił macierzyństwo i pracę kobiet, ale jeszcze potwierdził, że kobieta ma prawo decydować o sobie. Ot zagadka...

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości