Re: Aspekt braku seksu- spójrzmy obiektywnie
: 11 lut 2018, 12:40
Pantop.
Myślałeś kiedy, aby z owym problemem udać się do psychologa? Do spowiedzi może?
Oczywiście teoretyzuję na podstawie informacji o Tobie, które przedstawiłeś dotychczas na forum.
Wydaje mi się, że jesteś bardzo skupiony na braku seksu.
W tej sferze, każdy z nas "opuszczonych" odczuwa chyba swoisty jego brak.
Pewien ksiądz powiedział mi swego czasu (a był czas, że nie dawałam sobie rady z moimi potrzebami czysto naturalnymi), że pożycie małżeńskie rozbudziło nasze pożądanie i seksualność, która jest w każdym z nas. Że nie mogę się za to winić. Ale mogę z tym walczyć. Strategicznie.
Te słowa pomogły mi wtedy zrozumieć moją nie dającą się uśpić rozbudzoną seksualność.
Pomogły mi nie skupiać się na tej sferze. Coś zrozumiałam.
Z perspektywy czasu i własnego doświadczenia, mogę napisać, że kajdany już mi Ktoś zabrał. Pozostały jeszcze łańcuchy... Wierzę, że prosząc naszego Pana o pomoc i one ze mnie opadną.
To jest jednak proces. To wymaga czasu, chęci i zawierzenia Bogu.
To jest trudne. Jak i całe uzdrawianie samego siebie.
Stawiając Boga na pierwszym miejscu w KAŻDEJ dziedzinie naszego życia, doznaje się oświecenia, że to łatwe.
Przynajmniej ja tak mam. Co jakiś czas oczywiście, bo wciąż brak u mnie tej silnej wiary.
Ale są momenty w których czuję, że tylko z Nim wszystko jest możliwe. I tego się trzymam i pielęgnuję te odczucia w mojej duszy. I szukam.... wciąż szukam...
Bezczynność, zniechęcenie, narzekanie... to ulubione "gadżety" szatana.
Myślałeś kiedy, aby z owym problemem udać się do psychologa? Do spowiedzi może?
Oczywiście teoretyzuję na podstawie informacji o Tobie, które przedstawiłeś dotychczas na forum.
Wydaje mi się, że jesteś bardzo skupiony na braku seksu.
W tej sferze, każdy z nas "opuszczonych" odczuwa chyba swoisty jego brak.
Pewien ksiądz powiedział mi swego czasu (a był czas, że nie dawałam sobie rady z moimi potrzebami czysto naturalnymi), że pożycie małżeńskie rozbudziło nasze pożądanie i seksualność, która jest w każdym z nas. Że nie mogę się za to winić. Ale mogę z tym walczyć. Strategicznie.
Te słowa pomogły mi wtedy zrozumieć moją nie dającą się uśpić rozbudzoną seksualność.
Pomogły mi nie skupiać się na tej sferze. Coś zrozumiałam.
Z perspektywy czasu i własnego doświadczenia, mogę napisać, że kajdany już mi Ktoś zabrał. Pozostały jeszcze łańcuchy... Wierzę, że prosząc naszego Pana o pomoc i one ze mnie opadną.
To jest jednak proces. To wymaga czasu, chęci i zawierzenia Bogu.
To jest trudne. Jak i całe uzdrawianie samego siebie.
Stawiając Boga na pierwszym miejscu w KAŻDEJ dziedzinie naszego życia, doznaje się oświecenia, że to łatwe.
Przynajmniej ja tak mam. Co jakiś czas oczywiście, bo wciąż brak u mnie tej silnej wiary.
Ale są momenty w których czuję, że tylko z Nim wszystko jest możliwe. I tego się trzymam i pielęgnuję te odczucia w mojej duszy. I szukam.... wciąż szukam...
Bezczynność, zniechęcenie, narzekanie... to ulubione "gadżety" szatana.