Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Moderator: Moderatorzy
-
- Posty: 56
- Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
- Jestem: w separacji
- Płeć: Mężczyzna
Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Hej.
Czy po rozpadzie Waszego związku miewaliscie stany lękowe?
Odnoszę wrażenie, ze w moim przypadku dopiero teraz po roku od odejścia żony, wychodzę z etapu wyparcia. Np. w lecie bylem o wiele bardziej pozytywnie nastawiony do życia. Teraz dopiero jakby do mnie dociera, że po ludzku to już sie skończyło na zawsze. Jak śmierć.
Wtedy mam taki jakby atak paniki, ze jak to nigdy nie dotkne juz swojej żony, nie zjem z nią kolacji, nie pojedziemy na wakacje...
Tak samo gdy ktoś umiera.
Zaraz potem sobie powtarzam, ze po ludzku byc moze jest to koniec, ale po Bożemu juz niekoniecznie. Ze teraz zawierzam swe życie i los w Jego rekach i On uzna czy to koniec naszego małżeństwa w takiej postaci jaką znałem do tek pory.
Tym się karmię. Wiara, nadzieją i miloscia.
Dziwia mnie tylko te stany lękowe, ze występują po równo roku... A nie wcześniej...
Czy po rozpadzie Waszego związku miewaliscie stany lękowe?
Odnoszę wrażenie, ze w moim przypadku dopiero teraz po roku od odejścia żony, wychodzę z etapu wyparcia. Np. w lecie bylem o wiele bardziej pozytywnie nastawiony do życia. Teraz dopiero jakby do mnie dociera, że po ludzku to już sie skończyło na zawsze. Jak śmierć.
Wtedy mam taki jakby atak paniki, ze jak to nigdy nie dotkne juz swojej żony, nie zjem z nią kolacji, nie pojedziemy na wakacje...
Tak samo gdy ktoś umiera.
Zaraz potem sobie powtarzam, ze po ludzku byc moze jest to koniec, ale po Bożemu juz niekoniecznie. Ze teraz zawierzam swe życie i los w Jego rekach i On uzna czy to koniec naszego małżeństwa w takiej postaci jaką znałem do tek pory.
Tym się karmię. Wiara, nadzieją i miloscia.
Dziwia mnie tylko te stany lękowe, ze występują po równo roku... A nie wcześniej...
-
- Posty: 24
- Rejestracja: 08 sie 2019, 16:33
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Mężczyzna
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Na pewno warto porozmawiać ze specjalistą.
Ale z tego co mi wiadomo to bywa, że pewne rzeczy docierają do nas po pewnym okresie czasu. U innych to mogło być wcześniej a u Ciebie później.
Pamiętaj, że mamy XXIw i wizyta u psychologa czy psychiatry to nic złego
Ale z tego co mi wiadomo to bywa, że pewne rzeczy docierają do nas po pewnym okresie czasu. U innych to mogło być wcześniej a u Ciebie później.
Pamiętaj, że mamy XXIw i wizyta u psychologa czy psychiatry to nic złego
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Łukasz ,
to o czym piszesz to nie sa stany lękowe .
To tylko pewien proces nazwijmy go "godzenia się z faktami" .
Najpierw coś się wydarza , potem powoli czasem uświadamiamy sobie sytuację ,
często nie godzimy się na nowy stan rzeczy itd.
To wszystko trwa . U jednej osoby kilka miesięcy , u innej kilka lat .
A pory roku oczywiście wpływają na poziom naszej aktywności wszelakiej .
Podobnie jak cykl dobowy funkcjonowania poszczególnych organów .
Ilość światła , barwy czy temperatura otoczenia .
Co do roli Boga .
Nie sądzę aby Bóg miał już napisany scenariusz
i tylko traktował ludzi jak aktorów ,
którzy mają za zadanie ich odegranie .
Mamy wolną wolę i to od nas wszystko zależy , wiele przynajmniej .
Bóg nie będzie przymuszał także żony .
To pogłady które nie wszyscy tu podzielają rzecz jasna .
to o czym piszesz to nie sa stany lękowe .
To tylko pewien proces nazwijmy go "godzenia się z faktami" .
Najpierw coś się wydarza , potem powoli czasem uświadamiamy sobie sytuację ,
często nie godzimy się na nowy stan rzeczy itd.
To wszystko trwa . U jednej osoby kilka miesięcy , u innej kilka lat .
A pory roku oczywiście wpływają na poziom naszej aktywności wszelakiej .
Podobnie jak cykl dobowy funkcjonowania poszczególnych organów .
Ilość światła , barwy czy temperatura otoczenia .
Co do roli Boga .
Nie sądzę aby Bóg miał już napisany scenariusz
i tylko traktował ludzi jak aktorów ,
którzy mają za zadanie ich odegranie .
Mamy wolną wolę i to od nas wszystko zależy , wiele przynajmniej .
Bóg nie będzie przymuszał także żony .
To pogłady które nie wszyscy tu podzielają rzecz jasna .
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Kiedyś słyszałem takie porównanie roli Boga w życiu człowieka do nawigacji GPS. Mamy określoną drogę, którą musimy przebyć do celu (szczęścia, świętości), ale wielokrotnie z tej drogi zjeżdżamy. Nawet jednak, jeśli oddalimy się bardzo daleko, nawigacja automatycznie wyznacza drogę z tego punktu, w którym aktualnie jesteśmy.mare1966 pisze: ↑16 lis 2019, 23:31 Co do roli Boga .
Nie sądzę aby Bóg miał już napisany scenariusz
i tylko traktował ludzi jak aktorów ,
którzy mają za zadanie ich odegranie .
Mamy wolną wolę i to od nas wszystko zależy , wiele przynajmniej .
Bóg nie będzie przymuszał także żony .
To pogłady które nie wszyscy tu podzielają rzecz jasna .
Co do tego tematu, to polecam lekturę na temat etapów przeżywania żałoby. Ja też jestem rok po rozstaniu i też nie uważam, że jest to proces zakończony, czasami mam wrażenie, że wracam do etapu, który powinien już minąć. Słyszałem ostatnio, że dobrze przeżywa żałoba po zmarłym trwa od roku do dwóch. Żałoba po odchodzącym małżonku jest wg mnie pod wieloma względami trudniejsza, więc może trwać dłużej.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Tutaj jest przykładowy opis etapów żałoby (określony tez jako przebaczenie, że ktoś odszedł):
viewtopic.php?f=10&t=2299
Gdy ktoś umiera, to jego odejście jest definitywne. Gdy ktoś odchodzi do kogoś innego albo nawet w samotność, to nie jest to odejście definitywne. Ciągle wraca z nim kontakt, czyli musimy od nowa rozpoczynać proces przeżywania żałoby, albo chociaż od któregoś etapu.
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Monti
przyrównanie do GPS
to autorstwo ks.Pawlukiewicza zapewne .
Żałoba po odchodzącym małżonku jest trudniejsza ,
bo nie można go pochować ( tak fizycznie jak i emocjonalnie ) .
Czyli w zasadzie trudno mówić o zakończeniu sprawy .
Niepewność jest bardzo obciążająca dla człowieka .
Dodatkowo osoby zmarłe zwykle "upiększamy" w naszej pamięci ,
można o nich łatwiej mówić dobrze , także w relacjach wobec dzieci .
No i oczywiście małżeństwo ustaje , co oznacza możliwość
zawiązania sobie kolejnego supełka na niteczce życia .
Generalnie więc mamy sytuację znacznie bardziej skomplikowaną
i o wiele szerszą niż "klasyczna żałoba" .
Więcej - nie mamy za zadanie pochować małżonka
a raczej go do życia przywrócić ( tu w znaczeniu emocjonalno duchowym ) .
A to zadanie wydaje się dość trudne i uciążliwe .
przyrównanie do GPS
to autorstwo ks.Pawlukiewicza zapewne .
Żałoba po odchodzącym małżonku jest trudniejsza ,
bo nie można go pochować ( tak fizycznie jak i emocjonalnie ) .
Czyli w zasadzie trudno mówić o zakończeniu sprawy .
Niepewność jest bardzo obciążająca dla człowieka .
Dodatkowo osoby zmarłe zwykle "upiększamy" w naszej pamięci ,
można o nich łatwiej mówić dobrze , także w relacjach wobec dzieci .
No i oczywiście małżeństwo ustaje , co oznacza możliwość
zawiązania sobie kolejnego supełka na niteczce życia .
Generalnie więc mamy sytuację znacznie bardziej skomplikowaną
i o wiele szerszą niż "klasyczna żałoba" .
Więcej - nie mamy za zadanie pochować małżonka
a raczej go do życia przywrócić ( tu w znaczeniu emocjonalno duchowym ) .
A to zadanie wydaje się dość trudne i uciążliwe .
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
mare1966 pisze:Generalnie więc mamy sytuację znacznie bardziej skomplikowaną
i o wiele szerszą niż "klasyczna żałoba" .
Więcej - nie mamy za zadanie pochować małżonka
a raczej go do życia przywrócić ( tu w znaczeniu emocjonalno duchowym ) .
A to zadanie wydaje się dość trudne i uciążliwe .
Generalnie więc mamy sytuację
Mamy?mamy sytuację
Czy również i Ty?
Przepraszam za wtręt mare1966 - ale jeśli to nie tajemnica - jaki jest Twój status:
- kawaler
- narzeczony
- po rozwodzie
- w trakcie rozwodu
- w kryzysie małżeńskim
- po kryzysie
- szczęśliwy mąż
- wdowiec
- w drugim związku sakramentalnym
- w związku niesakramentalnym
uff
- kapłan
- zakonnik
- inny (jaki)
Mam nadzieję, że nie urażam.
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Punkt.
A wykonalne?
Masz dostęp do dokumentacji i planów?
A masz moc?
Uzdrawiania chorych, wskrzeszania umarłych, przywracania wzroku ociemniałym, oczyszczania z trądu itd.?
Może czasem nie przeszkadzać, nie wyręczać, zrobić miejsce.
Ewentualnie zaproszonym zostać jako podwykonawca
Sam tak naprawdę nie wiem
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Jonaszu
myślę , że Bóg objawił nam już swoje plany .
Dał przykazania , posłał Nauczyciela w osobie Jezusa itd.
Znamy podstawowe fakty co do przyszłości człowieka
i jego przeznaczenia , jako ludzkości oczywiście .
A co do reszty .
Bóg po coś dał ludziom i rozum i ręce .ę
I rzekł " czyńcie sobie Ziemię poddaną"
czyli dał swobodę w urządzaniu świata .
Tym samym nie ma co Boga winić ani za wojny ,
ani za katastrofy , ani za wszelakie zbrodnie
i pytać "Gdzie jesteś , jak możesz na to pozwalać ?" .
Doszukiwać się w tym "planów bożych" itp.
Wszystko cokolwiek się dzieje to z woli i postępku człowieka ,
tak co do złego jak i dobrego .
Wybieramy - każdy z osobna , dzień po dniu .
-------------------------------------------
Trudno szukać logiki w tym , że Bóg najpierw łączy ludzi ,
potem swoim planem rozdziela by znowu realizawać jakiś skomplikowany plan .
Ale główny argument - człowiek ma wolną wolę , więc Bóg
chyba traktuje nas poważnie .
myślę , że Bóg objawił nam już swoje plany .
Dał przykazania , posłał Nauczyciela w osobie Jezusa itd.
Znamy podstawowe fakty co do przyszłości człowieka
i jego przeznaczenia , jako ludzkości oczywiście .
A co do reszty .
Bóg po coś dał ludziom i rozum i ręce .ę
I rzekł " czyńcie sobie Ziemię poddaną"
czyli dał swobodę w urządzaniu świata .
Tym samym nie ma co Boga winić ani za wojny ,
ani za katastrofy , ani za wszelakie zbrodnie
i pytać "Gdzie jesteś , jak możesz na to pozwalać ?" .
Doszukiwać się w tym "planów bożych" itp.
Wszystko cokolwiek się dzieje to z woli i postępku człowieka ,
tak co do złego jak i dobrego .
Wybieramy - każdy z osobna , dzień po dniu .
-------------------------------------------
Trudno szukać logiki w tym , że Bóg najpierw łączy ludzi ,
potem swoim planem rozdziela by znowu realizawać jakiś skomplikowany plan .
Ale główny argument - człowiek ma wolną wolę , więc Bóg
chyba traktuje nas poważnie .
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Ode mnie żona odeszła we wrześniu. Od tego czasu mam pewnie to samo. Ciągłe drżenie rąk, nie mogę się na niczym skupić, nie mogę pracować, cały czas o niej myślę, gdzie jest, co robi, czy jest bezpieczna, ogólnie kompletny rozstrój nerwów. W pracy nie daję rady bez potężnej dawki ataraxu. Ale próbuję coś zrobić ze sobą. Od października jestem właściwie codziennie w kościele, komunia, częsta spowiedź, dziś byłem pierwszy raz na próbie chóru. To mi pomaga nie oszaleć z tęsknoty.
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Aba
czas leczy rany .
Po prostu nie sposób funkcjonować na podwyższonych obrotach
zbyt długo .
Chór to całkiem dobry sposób .
czas leczy rany .
Po prostu nie sposób funkcjonować na podwyższonych obrotach
zbyt długo .
Chór to całkiem dobry sposób .
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Ja nie wiem jakim cudem dałem radę pracować. Jakim cudem nie zwariowałem.
Również odchodziłem od zmysłów, to był zdecydowanie najtrudniejszy okres w moim życiu.
W tym trudnym czasie najbardziej pomagała mi modlitwa oraz zajęcia które wciągały mnie na tyle, by choć przez jakiś czas skoncentrować swą uwagę na czymś innym niż żona i małżeństwo (choć nie ukrywam, to było bardzo trudne).
Również odchodziłem od zmysłów, to był zdecydowanie najtrudniejszy okres w moim życiu.
W tym trudnym czasie najbardziej pomagała mi modlitwa oraz zajęcia które wciągały mnie na tyle, by choć przez jakiś czas skoncentrować swą uwagę na czymś innym niż żona i małżeństwo (choć nie ukrywam, to było bardzo trudne).
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Ja miałem przez prawie rok takie stany. Ale nie wiązały się z tęsknotą za żoną i rojeniami, że jesCze by mogło coś dobrego z tego być.
Ale ja miałem dość specyficzną sytuację. Byłem glęboko wierzący i poszedłem do oltarza szczerze z marzeniami o rodzinie i życiu z tą kobietą. W małżeństwie miałem jednak piekło, a ex okazała się skrajną egoistką bez empatii, zdolną do manipulowania nawet psychoterapeutką (to nie jest moja opinia, tylko fachowców). Jest tzw. wysoko funkcjonującą borderline.
Mnie w takie stany wpędził błąd systemu. Po prostu moje wychowanie i wierzenia w ogole nie dopuszczały takiego sxenariusza, rozwodu. Po tym wszytskim długo mialem coś co opisami zbliżone jest do zespołu wstrzasu pourazowego. I niestety bardzo pogorszyła sprawę religia. Wizje potępienia, poczucie winy i strach. Myślę, że Katolicy znoszą takie sytaucje o wiele ciężej, bo poza standardowym pakietem problemów dochodzi wlaśnie ten strach i poczucie winy i wykluczenia. Ponieważ ex chciała mi dokopać, atakowała manipulacjami także tą sferę. Bardzo bolesna mieszanka.
Ale nie piszę o tym, żeby ktoś poczuł się od tego gorzej. To nie pogorszy sytuacji, bo Ci którzy są obecnie w tym stanie doskonale to wiedzą. Do nich kieruję kolejne zdania:
To mija. Trwa różnie. U mnie prawie 2 lata, ale z czasem takie stany są coraz rzadsze, krótsze i coraz mniej intensywne. I nawet kiedy przychodzą można nauczyć się je przełamywać. Ja np. biegałem z muzyką na uszach. Warto trzymać się przyjaciół. Te chwile są trudne i w momencie ich trwania nadal boli. Różnica jest np. po tygodniu.
Wtedy jest wspomnienie fajnego wypadu z przyjacielem, albo ladnej pogody w lesie przy bieganiu. Po miesiącu jest jeszcze lepiej.
Mogę opisać swoje doświaadczenia tylko, ale myślę że każdy może sobie z taką traumą poradzić.
A po roku? Po roku pamięta się ból i cierpienie, ale nie jest to paraliżujące. Bardzo złe nastroje nadal się pokazują, ale można nad nimi panować, mkżna nie marnkwać czasu. Po roku okazuje się, że cała ta sytuacja pokazała kto jest prawdziwym przyjacielem i które znajomości są na wagę złota- na całe życie.
A później? Po dwóch latach odzyskałem stabilność. Rozwód był sitem znajomych. Odpadła cała masa ludzi fałszywych. I dobrze. Szkoda na takich tracić czasu. Została garstka, ale za to najprawdziwiszych, sprawdzonych przyjaciół. Szczere złoto wybrane z kupy mułu. A ja cieszę się świetna kondycją fizyczną. Pozbyłem się zlych nawyków. Przed rozwodem byłem wrakiem i odpalałem jednego papierosa od drugiego w najgorszych momentach. Nie palę w ogóle. Moim nawykiem jesy teraz aktywność fizyczna. Uwielbiam to uczucie zmęczenia mięśni. Finansowo nigdy nie stalem tak stabilnie. Nigdy też nie wyglądałem lepiej, bo zacząłem przykladać wagę do tego jak się prezentuję, co z dobrą formą miało widoczne efekty.
Bardzo szybko odrobiłem to co, żona sobie zabrała ze wspólnego majątku (czyli prawie wszystko co cenne i nowe). Zarabiam dobrze, a żyję oszczędnie
Zaoszczędzone pieniądze zainwestowałem, na inwestycjach zacząłem bardzo dobrze zarabiać. Mam dużo satysfakcji z pracy, rozwijam się.
Naprawdę da się przez to przejść. Nauczyć się czegoś, rozwinąć. Wyrobić nawyk wdzięczności i cenić swój czas. Tego Wam życzę
Ale ja miałem dość specyficzną sytuację. Byłem glęboko wierzący i poszedłem do oltarza szczerze z marzeniami o rodzinie i życiu z tą kobietą. W małżeństwie miałem jednak piekło, a ex okazała się skrajną egoistką bez empatii, zdolną do manipulowania nawet psychoterapeutką (to nie jest moja opinia, tylko fachowców). Jest tzw. wysoko funkcjonującą borderline.
Mnie w takie stany wpędził błąd systemu. Po prostu moje wychowanie i wierzenia w ogole nie dopuszczały takiego sxenariusza, rozwodu. Po tym wszytskim długo mialem coś co opisami zbliżone jest do zespołu wstrzasu pourazowego. I niestety bardzo pogorszyła sprawę religia. Wizje potępienia, poczucie winy i strach. Myślę, że Katolicy znoszą takie sytaucje o wiele ciężej, bo poza standardowym pakietem problemów dochodzi wlaśnie ten strach i poczucie winy i wykluczenia. Ponieważ ex chciała mi dokopać, atakowała manipulacjami także tą sferę. Bardzo bolesna mieszanka.
Ale nie piszę o tym, żeby ktoś poczuł się od tego gorzej. To nie pogorszy sytuacji, bo Ci którzy są obecnie w tym stanie doskonale to wiedzą. Do nich kieruję kolejne zdania:
To mija. Trwa różnie. U mnie prawie 2 lata, ale z czasem takie stany są coraz rzadsze, krótsze i coraz mniej intensywne. I nawet kiedy przychodzą można nauczyć się je przełamywać. Ja np. biegałem z muzyką na uszach. Warto trzymać się przyjaciół. Te chwile są trudne i w momencie ich trwania nadal boli. Różnica jest np. po tygodniu.
Wtedy jest wspomnienie fajnego wypadu z przyjacielem, albo ladnej pogody w lesie przy bieganiu. Po miesiącu jest jeszcze lepiej.
Mogę opisać swoje doświaadczenia tylko, ale myślę że każdy może sobie z taką traumą poradzić.
A po roku? Po roku pamięta się ból i cierpienie, ale nie jest to paraliżujące. Bardzo złe nastroje nadal się pokazują, ale można nad nimi panować, mkżna nie marnkwać czasu. Po roku okazuje się, że cała ta sytuacja pokazała kto jest prawdziwym przyjacielem i które znajomości są na wagę złota- na całe życie.
A później? Po dwóch latach odzyskałem stabilność. Rozwód był sitem znajomych. Odpadła cała masa ludzi fałszywych. I dobrze. Szkoda na takich tracić czasu. Została garstka, ale za to najprawdziwiszych, sprawdzonych przyjaciół. Szczere złoto wybrane z kupy mułu. A ja cieszę się świetna kondycją fizyczną. Pozbyłem się zlych nawyków. Przed rozwodem byłem wrakiem i odpalałem jednego papierosa od drugiego w najgorszych momentach. Nie palę w ogóle. Moim nawykiem jesy teraz aktywność fizyczna. Uwielbiam to uczucie zmęczenia mięśni. Finansowo nigdy nie stalem tak stabilnie. Nigdy też nie wyglądałem lepiej, bo zacząłem przykladać wagę do tego jak się prezentuję, co z dobrą formą miało widoczne efekty.
Bardzo szybko odrobiłem to co, żona sobie zabrała ze wspólnego majątku (czyli prawie wszystko co cenne i nowe). Zarabiam dobrze, a żyję oszczędnie
Zaoszczędzone pieniądze zainwestowałem, na inwestycjach zacząłem bardzo dobrze zarabiać. Mam dużo satysfakcji z pracy, rozwijam się.
Naprawdę da się przez to przejść. Nauczyć się czegoś, rozwinąć. Wyrobić nawyk wdzięczności i cenić swój czas. Tego Wam życzę
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Longines, w swoim poście powyżej użyłeś określenia na swoją żonę "ex".
Nie jest to zgodne z naszym Regulaminem: viewtopic.php?f=32&t=56 ; ufam, że jest to niedoczytanie i ferwor pisania, a nie celowe działanie.
Jeśli jesteście małżeństwem sakramentalnym, i sąd biskupi nie orzekł jego nieważności, to wobec Boga i świata jest to Twoja żona, tu i teraz, i dopóki śmierć was nie rozłączy. Jakkolwiek dramatycznie nieudane może być Wasze małżeństwo.
Proszę, zwracaj na to uwagę w swoich przyszłych postach.
Nie jest to zgodne z naszym Regulaminem: viewtopic.php?f=32&t=56 ; ufam, że jest to niedoczytanie i ferwor pisania, a nie celowe działanie.
Jeśli jesteście małżeństwem sakramentalnym, i sąd biskupi nie orzekł jego nieważności, to wobec Boga i świata jest to Twoja żona, tu i teraz, i dopóki śmierć was nie rozłączy. Jakkolwiek dramatycznie nieudane może być Wasze małżeństwo.
Proszę, zwracaj na to uwagę w swoich przyszłych postach.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Stany lękowe itp. po odejściu żony /męża
Tak jak już pisałem w innym wątku, mam podobne doświadczenia szeroko rozumianej przemocy ze strony żony (zresztą, od czasu do czasu jej ataki jeszcze się powtarzają). Zespół stresu pourazowego - to dobre określenie. Ja jeszcze ciągle odczuwam lęk przed żoną, zwłaszcza, jeśli robię coś, co ona (zupełnie niezasadnie moim zdaniem) uważała za niedopuszczalne, np. pozwalam się synowi spotykać z dziadkami. Czasem nawet, jak widzę, że dzwoni, odczuwam silny lęk, bo nie wiem, czy z czymś nie "wyskoczy". A kontakt mamy praktycznie codzienny w związku z opieką naprzemienną.Longines pisze: ↑22 sty 2020, 12:38 Ja miałem przez prawie rok takie stany. Ale nie wiązały się z tęsknotą za żoną i rojeniami, że jesCze by mogło coś dobrego z tego być.
Ale ja miałem dość specyficzną sytuację. Byłem glęboko wierzący i poszedłem do oltarza szczerze z marzeniami o rodzinie i życiu z tą kobietą. W małżeństwie miałem jednak piekło, a ex okazała się skrajną egoistką bez empatii, zdolną do manipulowania nawet psychoterapeutką (to nie jest moja opinia, tylko fachowców). Jest tzw. wysoko funkcjonującą borderline.
Mnie w takie stany wpędził błąd systemu. Po prostu moje wychowanie i wierzenia w ogole nie dopuszczały takiego sxenariusza, rozwodu. Po tym wszytskim długo mialem coś co opisami zbliżone jest do zespołu wstrzasu pourazowego. I niestety bardzo pogorszyła sprawę religia. Wizje potępienia, poczucie winy i strach. Myślę, że Katolicy znoszą takie sytaucje o wiele ciężej, bo poza standardowym pakietem problemów dochodzi wlaśnie ten strach i poczucie winy i wykluczenia. Ponieważ ex chciała mi dokopać, atakowała manipulacjami także tą sferę. Bardzo bolesna mieszanka.
Ale nie piszę o tym, żeby ktoś poczuł się od tego gorzej. To nie pogorszy sytuacji, bo Ci którzy są obecnie w tym stanie doskonale to wiedzą. Do nich kieruję kolejne zdania:
To mija. Trwa różnie. U mnie prawie 2 lata, ale z czasem takie stany są coraz rzadsze, krótsze i coraz mniej intensywne. I nawet kiedy przychodzą można nauczyć się je przełamywać. Ja np. biegałem z muzyką na uszach. Warto trzymać się przyjaciół. Te chwile są trudne i w momencie ich trwania nadal boli. Różnica jest np. po tygodniu.
Wtedy jest wspomnienie fajnego wypadu z przyjacielem, albo ladnej pogody w lesie przy bieganiu. Po miesiącu jest jeszcze lepiej.
Mogę opisać swoje doświaadczenia tylko, ale myślę że każdy może sobie z taką traumą poradzić.
A po roku? Po roku pamięta się ból i cierpienie, ale nie jest to paraliżujące. Bardzo złe nastroje nadal się pokazują, ale można nad nimi panować, mkżna nie marnkwać czasu. Po roku okazuje się, że cała ta sytuacja pokazała kto jest prawdziwym przyjacielem i które znajomości są na wagę złota- na całe życie.
A później? Po dwóch latach odzyskałem stabilność. Rozwód był sitem znajomych. Odpadła cała masa ludzi fałszywych. I dobrze. Szkoda na takich tracić czasu. Została garstka, ale za to najprawdziwiszych, sprawdzonych przyjaciół. Szczere złoto wybrane z kupy mułu. A ja cieszę się świetna kondycją fizyczną. Pozbyłem się zlych nawyków. Przed rozwodem byłem wrakiem i odpalałem jednego papierosa od drugiego w najgorszych momentach. Nie palę w ogóle. Moim nawykiem jesy teraz aktywność fizyczna. Uwielbiam to uczucie zmęczenia mięśni. Finansowo nigdy nie stalem tak stabilnie. Nigdy też nie wyglądałem lepiej, bo zacząłem przykladać wagę do tego jak się prezentuję, co z dobrą formą miało widoczne efekty.
Bardzo szybko odrobiłem to co, żona sobie zabrała ze wspólnego majątku (czyli prawie wszystko co cenne i nowe). Zarabiam dobrze, a żyję oszczędnie
Zaoszczędzone pieniądze zainwestowałem, na inwestycjach zacząłem bardzo dobrze zarabiać. Mam dużo satysfakcji z pracy, rozwijam się.
Naprawdę da się przez to przejść. Nauczyć się czegoś, rozwinąć. Wyrobić nawyk wdzięczności i cenić swój czas. Tego Wam życzę
Podziwiam Cię, że tak szybko się ogarnąłeś. Ja niestety zacząłem zajadać stres i odbiło się to na wadze.
Z jednym się nie zgodzę. Uważam, że osobom wierzącym łatwiej jest przejść przez kryzys, bo mogą znaleźć oparcie w Bogu. Ja bez wiary nie wiem, jakbym się pozbierał. Może masz jakąś niewłaściwą wizję Boga, bardziej karzącego niż kochającego? Mnie bliskie jest zdanie o. Grzegorza Kramera: "Albo Bóg jest dobry, albo daj sobie spokój z chrześcijaństwem". Osobom wierzącym może być o tyle trudniej, że zawierane przez nich małżeństwo z założenia jest tym jednym jedynym i po rozstaniu w zasadzie jedynym rozwiązaniem jest życie w pojedynkę.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)