agaton pisze: ↑06 sty 2019, 14:42
Krople rosy- piszesz o depresji mając jej obraz z rodzinnego domu. Nie wiem, jaki to był obraz , czy była to prawdziwa depresja czy
tylko stan psychiczny depresją ( błędnie?) nazywany .Proszę CIę nie pisz w taki sposób , niestety nie masz racji a swój jakże ugruntowany pogląd, wyrobiłaś sobie na jednym przykładzie (tej połowy wioski nie liczę , wiadomo, że najłatwiej "wyciągnąć" rentę z powodów psychiatrycznych),
Jestem lekarzem i zapewniam Cię , że depresja to ciężka choroba - choroba, której nie da się uniknąć silną wolą, trzeźwym stosunkiem do życia czy też wiarą w Boga. I niezależna w większości od czynników zewnętrznych, choć czasem ją mogą indukować (albo tylko przyśpieszyć)
Równie dobrze możesz napisać , że Ty raka nie dostaniesz, bo tak postanowiłaś !! I jesteś tego pewna i żaden onkolog , nie może Ci wmówić , że jest inaczej - bo Ty to WIESZ! Jesteś w 100% pewna.
Dokładnie tym samym, jest Twoje przekonanie o depresji.
A ja się dziwię że jako lekarz przyrównujesz raka do depresji i szerzysz sztampową propagandę w jej obronie. Różnic diagnozowania i rozpoznawania obydwóch chorób przedstawiać Ci nie będę bo jako lekarz powinnaś je znać.
Nie zamierzam nikogo przekonywać do swojego sposobu myślenia, kto chce może sobie depresji bronić, w depresji trwać i depresji używać jako ochronnej tarczy przeciwko pociskom zarzutów i kłopotliwych pytań. Wystarczy się nią zasłonić i...gotowe. Przeciwnik odejdzie zrezygnowany i pokonany gdyż koło depresantów trzeba chodzić na palcach.
Znam to z autopsji, żyjąc obok matki depresantki (faszerowanej od lat lekami które na nic się zdały gdyż zderzyły się z wrośniętą w nią patologiczną tezą a wręcz dogmatem że nie jest zdolna z tego stanu wyjść, może jedynie łykać kolejne porcje pigułek...coraz to innych gdyż ich działanie jest krótkotrwałe). I jakiś czas obok ojca alkoholika (kolejna forma depresji i ucieczki od życia którym się jako córka zajęłam i pomogłam) , który po latach abstynencji wrócił do nałogu.
Brak własnej tożsamości, jakiś brak kontaktu i harmonii między sferą fizyczną psychiczną a duchową (gdyż takie sfery istnieją w człowieku i ani psychologia ani psychiatria duszy i ducha w człowieku nie uwzględnia stąd jej porażka w wielu przypadkach w procesie zdrowienia) , rozminięcie się ze swym powołaniem i odpowiedzialnością, brak sensu i celu życia, brak wiary albo religijność fasadowa która przyniosła swoje żniwo w postaci złych i nie trafionych wyborów człowieka, egotyzm i zafiksowanie na swoim punkcie.
Oto przyczyny zagubienia istoty ludzkiej. Albo przynajmniej kilka z najistotniejszych które nie wpływają na wyjście z choroby a nawet wpędzają człowieka w wir samobójczych myśli aż do unicestwienia się. Z początku oczywisty i zrozumiały stan strapienia po trudnym doświadczeniu zaczyna się w patologiczny sposób zagnieżdżać w człowieku okradając go z życia przy często jego zgodzie gdyż wysiłkiem i walką trzeba wydostać się z oplatających człowieka więzów. A potem już tak się człowiek przytula do owego stanu, że mu w nim dobrze i szantażując innych by pomagali mu wg jego modły zamyka wszystkim usta swoją ,,chorobą''. Mało tego afiszuje się z nią i żąda specjalnych względów, czuje się nawet wyróżniony , ba, chce być nawet hołubiony w swej odmienności stanu i nadaje sobie nawet drugie ( a czasem nawet i pierwsze) imię: Depresant! Mimo, że Bóg go wcale tak u schyłku życia nie zawoła, gdyż imię jego jest inne i zobowiązuje do działania i walki o sprawy najważniejsze.
Grubo się mylisz jeśli sadzisz że silna wola człowieka, jego rozumowe podejście do życia oraz wiara w Boga nie są w stanie zatrzymać czy wyeliminować zapadania się pod sobą człowieka. Ja jestem przykładem na to, że to właśnie wiara w Boga, świadomość Jego opieki i miłości oraz perspektywa życia wiecznego uchroniły mnie przed najgorszymi wyborami czy myślami. Nie zamierzam opowiadać tu swojego życia bo widzę że miejsce bardzo nieodpowiednie ale chwałę chcę oddać Bogu za to, że dawał mi ,,czuć''całą sobą, że jako Jedyny Jest przy mnie i mnie z wszystkiego wyprowadzi. Nawet jesli byłam zapomniana i opuszczona przez innych....i różne chwasty kiełkowały w mojej głowie...
Cóż nam oferuje medycyna? Minimalizowanie skutków? I na jak długo? A gdzie szukanie przyczyn cierpienia w człowieku?
Nie ma takiego krzyża i cierpienia którego nie mozna nieść z godnością i na końcu wygrać. Ale trzeba widzieć perspektywę. Duchem właśnie i oczyma wiary. W taki sposób właśnie ratowali się ludzie w obozach koncentracyjnych czyli w samym środku piekła.
To brak wiary i czarna rozpacz wpycha człowieka w ramiona wegetacji i agonii a także smierci. A druga twarz depresji to cwaniactwo, tchórzostwo, dezercja z pola walki, brak miłości i szukanie tylko swojej wygody w tym życiu oraz nakładanie innym ciężarów ponad miarę uchylając się od obowiązków stanu.
agaton pisze: ↑06 sty 2019, 14:42
Jesteś w 100% pewna.
Jestem. I tego mi nikt nie zabierze. Bo moje życie ani życie moich bliskich nie kończy się tutaj. A ja nie żyję dla siebie i pod siebie. Jestem tu po to by kochać i służyć. I taki jest mój sens życia.
Spychanie ludzi na tym forum, którzy nie doświadczyli depresji, zdrady, rozwodu, i innych podobnych rzeczy....jakby im się to trafiło jak ślepej kurze ziarno a nie jest wynikiem ich roztropności, mądrości, umiejętności wyczucia i podejścia oraz siły ducha mija się moim zdaniem z celem tego forum czyli z chęcią pomagania dzieląc się tym, co mnie czy kogoś innego uchroniło od większych kryzysów czy doświadczeń oraz stanu ducha. Wmawianie mi że mało wiem, gdyż coś nie było moim udziałem ( a przecież mogło byc gdybym się poddała) jest głupotą i krótkowzrocznością.....a może i igłą zazdrości , która kłuje że ktoś potrafił zmierzyć się z życiem i podjąć rękawice. Bez tłumaczenia się i czekanie na klepanie po plecach.