Do mężów : po co jest żona?

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: Angela »

soprasia pisze: ↑25 cze 2018, 17:13


Faktycznie tak jest. Mi wciąż trochę żal tego wszystkiego z czego musiałam zrezygnować dla dobra rodziny. Z własnych marzeń, pasji, planów. A mój mąż odwrotnie. Rozwija się , pnie się w górę.

Stale dręczy mnie myśl po co Pan Bóg daje kobietom talenty, skoro potem ich nie mają jak używać w imię dobra dzieci, dobra rodziny, dobra męża.
Robiłam coś dobrego. Potrafiłam być dobrym organizatorem. Potrafiłam tworzyć, być kreatywna, twórcza, szalona, pracowita, zdolna. Czułam się dobrze : ważna, wartościowa.
Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Mt 6,21
Soprasiu, spojrzyj w swoje serce. Czy żal Ci zakopanych talentów ze względu na ludzi, którym nimi nie usłużysz? Czy tylko brak Ci pidziwu innych i ciekawego życia?
Czy masz tylko jeden talent, do konkretnej pracy w konkretnym miejscu? Czy mąż i dzieci nie zasługują na Twoje talenty?
Czlowiek wlartościowy jest nim bez względu na warunki.
I nie gniewaj się na mnie, bo jestem przekonana, że jesteś wartościowym człowiekiem i utalentowanym wielopoziomowo.
Dzieci szybko rosną. I choć trudno wrócić do punktu kariery zawodowej, w którym się było przed przerwą, ale nie znaczy, że to niemożliwe. A może Bóg ma dla Ciebie jeszcze ciekawsze zajęcie?
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: soprasia »

krople rosy pisze: 25 cze 2018, 18:36
Co byś chciała w życiu robić? Gdzie widzisz swoje miejsce na Ziemi?
To prawdziwe tęsknoty....czy tylko wyobrażenia....że w innym miejscu była byś naprawdę sobą?
Zastanów się.

trochę z mężem utknęliśmy w martwym pukcie i miejsce w którym jetem dziś jest zaprzeczeniem wszystkiego czego chciałam i na co pracowałam z jednym wyjątkiem : troje dzieci i On. Oni były w moich marzeniach.

Gdybym miała być "panią domu " i tyle, to dobrze byłoby mieć dom...…….Dom, w którym można byłoby się realizować, ogród, kwiaty, dużą kuchnię gdzie można wyczarować smakołyki, pokoje dla dzieci, by się pięknie bawiły, zmywarkę, żebym nieustanie w naczyniach nie siedziała, duży stół, przy którym mogłabym gościć innych, rodzinę, znajomych.


A tymczasem dzieci się rodzą ,mieszkania nie zmieniamy. Siedzimy na kupie, jak jedno odrabia lekcje, to muszę siedzieć nad pozostałą dwójką by nie niszczyły zeszytów nie jadły kredek, kuchnię mamy jednoosobową, zatem nie można wstawić zmywarki, więc ciągle zmywam, stale zmywam, nie mamy ogródka, więc jak chcę iść z dziećmi na spacer robota w domu leży, a mi głowa się gotuje ile mam przed sobą do nadrobienia, a jak jestem w domu, cierpię, że dzieci spędzają czas przed bajką, ale trudno , jakoś zrobić robotę muszę, a i tak nie wyrabiam ze sprzątaniem. Trójka dzieci ma jeden pokój, w związku z czym 40 minutowa zabawa dzieci kończy się 40 minutowym sprzątaniem.....Nie mogę najbliższych przyjąć w gościnę już od lat, bo ledwie się sami mieścimy przy ławie domowej. I nie jest to kwestia moich uprzedzeń, tylko rodzina otwarcie przyznaje, że nie da rady do mnie przyjechać, bo się nie pomieści. Ileś lat starałam się zapraszać, ale w końcu odpuściłam. Przygotowania, sprzątanie, a potem rozczarowanie, że przyjeżdża jedna osoba... O stole z krzesłami mogę zapomnieć w tej przestrzeni. Nie można nikogo przenocować, zaprosić kolegów dzieci. Ciasno. Za ciasno by rozwinąć skrzydła jako żona. I dopóki byliśmy w czwórkę, a ja miałam coś jeszcze - pasję, wyjścia z domu, przymykałam oczy na niedostatki domu i starałam się jakoś dać radę z tym co mamy.
Ale gdy musiałam redukować wszystko i zamknąć się z trójką dzieci, w naszym za małym, za ciasnym mieszkaniu , jako jedynym miejscu do realizacji to poczułam jak więdnę, duszę się i to dosłownie.

Ja bym kariery nie musiała robić. Ale to co mam nie wystarcza.


Jak zaczęłam temat DOMU, mąż mi powiedział : nie spodziewałem się, że jesteś taką materialistką..........Jest taki wiersz Herberta o jedwabnych pończochach i mi to zacytował. Jeśli ktoś wie, zrozumie co miał na myśli......


Jego nie uwierała ta sytuacja, bo zaczął być daleko, więc te niedostatki nie wpływały a niego. Na mnie tak.


Ale jest nadzieja, że to się w końcu zmieni :)
krople rosy

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: krople rosy »

soprasia pisze: 27 cze 2018, 22:00 Gdybym miała być "panią domu " i tyle, to dobrze byłoby mieć dom...…….Dom, w którym można byłoby się realizować, ogród, kwiaty, dużą kuchnię gdzie można wyczarować smakołyki, pokoje dla dzieci, by się pięknie bawiły, zmywarkę, żebym nieustanie w naczyniach nie siedziała, duży stół, przy którym mogłabym gościć innych, rodzinę, znajomych.
No i ja to rozumiem. To jest przestrzeń w której kobieta się realizuje i spełnia. Szkoda , że mąż patrzy na te Twoje pragnienia jak na materialistyczne zachcianki. Teraz kwestia jest taka czy to jest problem finansowy dla męża czy po prostu wychodzi z założenia, że przesadzasz i nie umiesz się cieszyć tym, co masz. Jesli nie ma w nim woli zrozumienia Ciebie to ewidentnie macie problem z komunikacją.
soprasia pisze: 27 cze 2018, 22:00 , jakoś zrobić robotę muszę, a i tak nie wyrabiam ze sprzątaniem. Trójka dzieci ma jeden pokój, w związku z czym 40 minutowa zabawa dzieci kończy się 40 minutowym sprzątaniem
Ile lat ma dwoje starszych dzieci? Nie są w stanie po sobie sprzątnąć?
soprasia pisze: 27 cze 2018, 22:00 więc jak chcę iść z dziećmi na spacer robota w domu leży, a mi głowa się gotuje ile mam przed sobą do nadrobienia, a jak jestem w domu, cierpię, że dzieci spędzają czas przed bajką, ale trudno
Warto pamiętać, że dom jest dla człowieka, nie człowiek dla domu. Ja nauczyłam się przy swojej czwórce że idealnego porządku nie będę miała nigdy. A też na początku pilnowałam, żeby wszystko miało swoje miejsce.....tyle, że to była syzyfowa praca. Tam gdzie coś ogarnęłam za 15 min. było to samo więc pewne zjawiska domowe przy dzieciach nauczyłam się akceptować i przeczekać.
Inaczej chodziłabym sfrustrowana, znerwicowana i rozżalona, że nikt nie docenił mojego wysiłku.
Pomyśl, w jaki sposób dzieci mogą Cię odciążyć w obowiązkach . Mogą np; nauczyć się przynosić Tobie do kuchni wszystkie brudne naczynia , mogą po sobie umyć kubek i talerz, mogą wynieść śmieci, odkurzyć, obrać ziemniaki. Wszyscy w tym domu mieszkacie więc warto aby wszyscy o niego dbali. Na jedną osobę to za dużo. TY pomagasz dzieciom przy lekcjach, one pomagają Ci tam, gdzie tego potrzebujesz.
soprasia pisze: 27 cze 2018, 22:00 Ale jest nadzieja, że to się w końcu zmieni :)

Mąż usłyszał Twoje wołanie? Jest szansa na polepszenie warunków lokalowych?
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: soprasia »

krople rosy pisze: 28 cze 2018, 10:09 Jesli nie ma w nim woli zrozumienia Ciebie to ewidentnie macie problem z komunikacją.
Mamy problem, to oczywiste. Kryzys nie bierze się z dobrego porozumienia.
Był moment, że niemal coś kupiliśmy....ale się nie udało i temat się zamknął. On wiele już zrozumiał, ale jest potwornie nieszczęśliwy z tym tematem, chciałby jakoś aksamitnie wybrnąć z tej sytuacji i mieć spokój, a tu masa problemów , decyzji, pieniędzy.... I ja widzę, że on nie jest przekonany do niczego. Chce spełnić moje żądanie, ale kompletnie nie ma w tym jego serca i woli. Nie rozumiem, ale wizja komplikacji go paraliżuje. Że prowizje, że umowa, że przeprowadzka. A ja poddaję się jak widzę ten opór. Znów niby przełom, ale jego unieszczęśliwienie, umordowanie z tą kwestią jest tak ogromne, że znów mam ochotę zrezygnować i godzić się, że tu będę żyć, dopóki sama nie zarobię i nie kupię czegoś, albo nie wynajmę...….ale może to niepotrzebne zniechęcenie? Nie wiem. Jakoś tak jest, że nie mamy w życiu rodzinnym żadnego celu. I jak go pytam o to, robi wielkie oczy i nie rozumie o co mi może chodzić. Dla mojego męża mamy środki do życia, mieszkanie, zdrowe dzieci, więc jest jak trzeba i on się może zająć prawdziwie ważnymi sprawami, czyli tymi zawodowymi. I tak żyjemy od lat.

Ile lat ma dwoje starszych dzieci? Nie są w stanie po sobie sprzątnąć?
Tylko jedno już jest w stanie sprzątać. Bo sprzątanie 3,5 latka to na razie kilka klocków, czy puzzelki…

Warto pamiętać, że dom jest dla człowieka, nie człowiek dla domu.


Rzecz w tym, że nie jestem pedantką i czasem wolę zabrać gdzieś dzieci niż siedzieć i sprzątać, a potem mam zaległości. A ponieważ mąż nie wpada zawsze o tej samej porze do domu to często zastanie dom nieogarnięty. Wtedy potrafi robić mi wyrzuty, że co ja robię cały dzień. Z resztą, teraz sobie piszę w necie. Pewnie też nie spodobałoby się takie moje zachowanie.......Przecież mogłabym w tym czasie pranie układać.... I w sumie kończę i się biorę za robotę :) Chociaż jak wieczorem wróci, to będzie miał miły widok
Ostatnio zmieniony 28 cze 2018, 17:28 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Poprawiono cytowanie
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: ozeasz »

soprasia pisze:Chce spełnić moje żądanie, ale kompletnie nie ma w tym jego serca i woli. Nie rozumiem, ale wizja komplikacji go paraliżuje. Że prowizje, że umowa, że przeprowadzka. A ja poddaję się jak widzę ten opór.
Soprasiu ,dla mnie to normalne ,jeśli chodzi oczywiście o taki zakup jak mieszkanie , i postawa Twojego męża jest mi bliska , sami byliśmy w podobnej sytuacji , już mieliśmy wszystko załatwione ,ale Bank sie wycofał z powodu drobnostki .

Mnie kamień spadł z serca , sam nie jestem w stanie zarobić na rodzinę i utrzymać na normalnym poziomie , więc nie wyobrażam sobie sytuacji regularnej spłaty kredytu kiedy żona traci pracę regularnie ,ja nieraz pracowałem na dwa etaty ,a moje finanse są niewystarczające .
Z mojego punktu widzenia to może być kwestia właśnie odpowiedzialności za rodzinę ,a nie
aksamitny wybór .

A powiedz mi , jak to co opisujesz tutaj , może wpływać na męża ? Czy ma w Tobie wsparcie ,czuje to ,jest przekonany , dostał taki komunikat i widzi że te słowa są realizowane przez Ciebie ?
Czy wie że bez względu na to jaką podejmie decyzję Ty to przyjmiesz ,czy gdybyście wzięli kredyt i coś by nie wyszło ,On wie że nie będzie winowajcą ?
Bo to o czym napisałaś widzę jako brak ufności - obustronnej .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: soprasia »

ozeasz pisze: 28 cze 2018, 18:55
Bo to o czym napisałaś widzę jako brak ufności - obustronnej .

W czym to widzisz u mnie? Chętnie się przyjrzę Twoimi oczami samej sobie.

Opowiem sama nieco:

Ja ufności o tyle nie mam, że jako rodzina przestaliśmy być nr. 1 w Jego życiu. Właściwie nie wiem kiedy to się stało, ale być może już dawno. Zatem to oczywiste, że nie jest gotów na wielkie poświęcenie dla nas. Co innego gdyby chodziło o jego misję.... I mówię to bez złośliwości. Łatwiej byłoby mu wydać pieniądze " na inwestycje" niż na dom.

Owszem to jest jakiś rodzaj odpowiedzialności, ale skoro wydało się na świat troje dzieci, to wydawałoby się odpowiedzianością stwarzanie im warunków do życia, nie jedynie środków do przeżycia. Ale to chyba go nie przekonuje.
jacek-sychar

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: jacek-sychar »

ozeasz pisze: 28 cze 2018, 18:55 Soprasiu ,dla mnie to normalne ,jeśli chodzi oczywiście o taki zakup jak mieszkanie , i postawa Twojego męża jest mi bliska , sami byliśmy w podobnej sytuacji , już mieliśmy wszystko załatwione ,ale Bank sie wycofał z powodu drobnostki .
Ja byłem trochę w podobnej sytuacji.
Mieliśmy działkę i żona napierała, żeby rozpocząć budowę. Ja jej ciągle mówiłem, że musimy trochę poczekać, bo po pierwsze ja mam jeszcze za dużo pracy i nie mógłbym budowy właściwie nadzorować. Po drugie mieliśmy zainwestowane pieniądze i byśmy straciliśmy, gdyby wtedy przerwać te lokaty.
Okazało się potem, że żona prawie rok czasu spotykała się już z kochankiem a mnie jeszcze namawiała do rozpoczęcia budowy.
Nieźle bym wyglądał, gdybym się wtedy na to zgodził. Mieszkałbym na budowie?
Sara
Posty: 507
Rejestracja: 10 lut 2018, 16:50
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: Sara »

Soprasiu bliskie mi to co piszesz, sama jestem po podobnych doświadczeniach, odczuciach wobec męża, jego postawy. Kilka lat tamu na świat miało przyjść nasze kolejne dziecko a ja czułam się tak, jakbym rozpadała się na kawałki. Wiele rzeczy było nie tak, mąż zapracowany, zajęty hobby, my wiecznie skłóceni. W tle budowa domu, zdrowe, fajne dzieci a we mnie wszystko buzowało. Nie chciałam tak żyć. Nie chciałam, by dzieci miały wiecznie niezadowoloną mamę a mąż żonę. Znałam Sychar, podczytywałam mądre książki, w końcu zrobiłam coś dla siebie - 12 kroków. I to było to;) Odnalazłam siebie, budowałam swoją relację z Bogiem, zobaczyłam ile niefajności jest we mnie. Długo by pisać, ale nie o to chodzi. Mąż niby się nie zmienił, ale jest inaczej, zdecydowanie lepiej. Te zmiany nie nastąpiły nagle, też jest czasem pod górkę, ale wiem że językiem miłości męża jest dotyk i dobre słowo i ja (skąpiąca kiedyś przede wszystkim tego drugiego) staram się to dawać - doceniać, przytulać. Trudne to czasem dla mnie, szczególnie poza domem, uczę się ciągle, ale wiem, że mój mąż, nasza rodzina jest tego warta.
I żeby nie było - nie jestem idealna, stale wpadam w stare koleiny, złości, ale mam tego świadomość i mam możliwość odwrotu.
Monika
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: lena50 »

Podczytuje ten watek,ale się nie wypowiadam.....jednak coś zwrociło moja uwagę.....
Chce spełnić moje żądanie, ale kompletnie nie ma w tym jego serca i woli
A czy Ty Soprasiu miałabyś serce i wole ,gdyby ktoś coś od Ciebie żądał?
Jest spora rożnica między prośbą a żądaniem.

Kochanie,jest mi źle,nie daje rady,czuję się ograniczona w tej małej przestrzeni.
Nie mam kontaktu z ludźmi,całe moje życie koncentruje się wyłacznie na dzieciach,jak tak dalej bedzie....eksploduję.
Skoro nie moge realizować się zawodowo,żeby nie zwariować potrzebuje również czegoś dla siebie.Proszę zrób coć,pomórz mi.

Nie lepiej tak?

jeszcze coś.....
Gdybym miała być "panią domu " i tyle, to dobrze byłoby mieć dom...…….Dom, w którym można byłoby się realizować, ogród, kwiaty, dużą kuchnię gdzie można wyczarować smakołyki, pokoje dla dzieci, by się pięknie bawiły, zmywarkę, żebym nieustanie w naczyniach nie siedziała, duży stół, przy którym mogłabym gościć innych, rodzinę, znajomych.
Jestem panią domu,ale nie mam domu....mam mieszkanie.
Mam małą kuchnię,bez zmywarki(nie zmieściła się),mały stół w salonie.
Mimo wszystko to nie przeszkadza aby wyczarować smakołyki.
Są też dwa pokoje dzieci(dorosłych już)które i tak ogarniam bo lubię porządek.
Powinni sami...wiem.Wciąż nad tym pracuję.

Nie mam też ogródka przy domu,no bo jak przy bloku?.......ale doprosiłam się i mam jakieś 4/5 kilometrów od miejsca zamieszkania.
Tam się realizuję,tam odpoczywam,o dziwo mój mąż też.
Mało tego........mąż zwariował na punkcie ogródka.

Może zamiast "molestować" męża o kupno domu,poproś o kupno ogródka?
Zawsze to mniejszy koszt,niż kupno domu.
lena50....dawniej lena
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: lena50 »

.....jeszcze coś.......ogródek jest fajny,ale.......to praca i jeszcze raz praca.....zastanów sie czy napewno tego chcesz.
lena50....dawniej lena
krople rosy

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: krople rosy »

soprasia pisze: 28 cze 2018, 17:24 On wiele już zrozumiał, ale jest potwornie nieszczęśliwy z tym tematem, chciałby jakoś aksamitnie wybrnąć z tej sytuacji i mieć spokój, a tu masa problemów , decyzji, pieniędzy.... I ja widzę, że on nie jest przekonany do niczego. Chce spełnić moje żądanie, ale kompletnie nie ma w tym jego serca i woli. Nie rozumiem, ale wizja komplikacji go paraliżuje. Że prowizje, że umowa, że przeprowadzka.
Soprasia, mąż może obawiać się komplikacji bo cała odpowiedzialność finansowa i nie tylko spoczywa na jego plecach.
TY ewentualnie możesz być niezadowolona i zawiedziona gdyby coś poszło nie tak. Może spróbuj spojrzeć na wahania meża pod tym kątem zamiast doszukiwać się w nim złej woli.
Na jego oko to wasz los zabezpieczył. My z mężem i z dziećmi wiele lat żylismy na walizkach wynajmując mieszkanie.
Była to sytuacja bardzo niestabilna i męcząca jednak przeszliśmy przez ten czas RAZEM .
Dziś mamy mieszkanie (też nie własnościowe ) , co prawda bez balkonu, ogrodu, z dwójką dzieci w każdym pokoju ale jest stabilnie i nikomu się krzywda nie dzieje. A marzeń też trochę mam: ogród, auto, wakacje, itp.
Może kiedyś....? Nie żyję jednak obsesją posiadania więcej, doceniam to, co mam gdyż nie traktuję tego życia jako celu samego w sobie.
Moje troski są gdzie indziej: by nasze dzieci znalazły własną dobrą drogę i by się w życiu nie pogubiły.
Gdy tak patrzę wstecz to nie raz się zastanawiam jak myśmy przez te wszystkie życiowe doświadczenia przeszli? Gdyby nie silna wiara to nie jeden życiowy wicher powaliłby nas na ziemię.
Ty dziś wszystko widzisz w czarnych barwach. Może trzeba zdjąć te wstrętne okulary i z nadzieją patrzeć w przyszłość?
Nie mówię by zrezygnować z rozmów z mężem na temat zmiany Waszej sytuacji ale robić to w duchu życzliwości i zrozumienia bo być może nie ma w Twym mężu złej woli a jedynie lęk, troska, obawy, wątpliwości?
Szukaj ofert co do kupna mieszkania, przeglądaj, porównuj, może coś znajdziesz co warto pokazać mężowi i przedyskutować sprawę?
Nie czekaj na jego inicjatywę ale sama się zajmij szukaniem ofert i ewentualnie podsuń mężowi pod nos. Z pytaniem: co on o tym sądzi?
soprasia pisze: 28 cze 2018, 17:24 Tylko jedno już jest w stanie sprzątać. Bo sprzątanie 3,5 latka to na razie kilka klocków, czy puzzelki…
Dobre i to. Zaangażuj dziecko w takie obowiązki które nie będą dla niego trudne a przy okazji trochę Cię odciążą a dziecko zdobędzie nową umiejętność.
Wydawałoby się, że włożenie prania do bębna pralki czy suszarki, poskładanie ubrań, obranie włoszczyzny czy wytarcie kurzu to nic nie znacząca drobnostka a jednak gdy ja jestem zajęta to taka pomoc moich córek jest dla mnie istotna.
soprasia pisze: 28 cze 2018, 17:24 Rzecz w tym, że nie jestem pedantką i czasem wolę zabrać gdzieś dzieci niż siedzieć i sprzątać, a potem mam zaległości. A ponieważ mąż nie wpada zawsze o tej samej porze do domu to często zastanie dom nieogarnięty. Wtedy potrafi robić mi wyrzuty, że co ja robię cały dzień. Z resztą, teraz sobie piszę w necie. Pewnie też nie spodobałoby się takie moje zachowanie.......Przecież mogłabym w tym czasie pranie układać...
A może jednak mąż wolałby zobaczyć wypoczętą i zadowoloną żonę niż lśniący dom z żoną zmęczoną i wygaszoną?
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: nałóg »

Soprasia...... a co z WDZIĘCZNOŚCIĄ? co z AKCEPTACJĄ?
Bez akceptacji nie ma wdzięczności....bez wdzięczności nie ma RADOŚCI.
Warto w każdej sytuacji poszukać dobrych stron. Szukaj złotka a nie błotka nawet w małym mieszkaniu. Dzieci szybko rosną i nawet się nie obejrzysz jak zostaniecie sami. Program mieszkaniowy zmienia się średnio co 20 lat.
Szukaj złotka a nie błotka......... co nie ma eliminować marzeń i pracy nad poprawą stanu istniejącego.PD
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: ozeasz »

soprasia pisze: 28 cze 2018, 19:46
ozeasz pisze: 28 cze 2018, 18:55
Bo to o czym napisałaś widzę jako brak ufności - obustronnej .

W czym to widzisz u mnie? Chętnie się przyjrzę Twoimi oczami samej sobie.

Opowiem sama nieco:

Ja ufności o tyle nie mam, że jako rodzina przestaliśmy być nr. 1 w Jego życiu. Właściwie nie wiem kiedy to się stało, ale być może już dawno. Zatem to oczywiste, że nie jest gotów na wielkie poświęcenie dla nas. Co innego gdyby chodziło o jego misję.... I mówię to bez złośliwości. Łatwiej byłoby mu wydać pieniądze " na inwestycje" niż na dom.

Owszem to jest jakiś rodzaj odpowiedzialności, ale skoro wydało się na świat troje dzieci, to wydawałoby się odpowiedzianością stwarzanie im warunków do życia, nie jedynie środków do przeżycia. Ale to chyba go nie przekonuje.
Soprasiu ...widzę to po tym jak opisujesz Waszą relację Twoimi oczyma ,całokształt Twojego spojrzenia ,tak odbieram to co piszesz ,możesz się z tym zgodzić , lub nie .
Przecież to Ty szukasz tu jakieś "weny" , pomocy , wskazówki ,a kiedy słyszysz ,czytasz w innych również wątkach ,postach spojrzenie inne niż się spodziewasz , to nie potrafisz nad tym się zatrzymać ?

Tak wygląda Nasza konwersacja z Tobą w tych kilku wątkach w których sie zaangażowałaś przez wpisy ,to oczywiście jest znów widziane moimi oczyma .

I jest to pewna regułą ,czy tu na forum ,czy w rozmowach w ogniskach ,człowiek widzi po swojemu (zauważam to , co jest też w jakiś sposób naturalne ,bo przecież każdy ma jakieś spojrzenie swoje własne -subiektywne ),szczególnie kiedy sie "okopie " na stanowisku w "wojnie małżeńskiej" siedzi w tym "okopie" i każde wyjście z tego "swojego okopu-spojrzenia" widzi jako atak ,lub co najmniej zagrożenie . Czy jesteś tego świadoma ?
Czy zauważasz że gdybyś miała rozwiązania waszych problemów ,prawdopodobnie by Ciebie tu nie było ?

Więc chcę Ci pokazać ,że Twój sposób myślenia jest prawdopodobnie sfokusowany nie na tym co jest PRAWDZIWYM PROBLEMEM , i napisałem prawdopodobnie bo mogę się też mylić.

Piszę to czerpiąc z własnych i innych doświadczeń .

Dzisiaj gdybym był Twoim mężem i czytał co piszesz tak bym właśnie to odbierał jako brak zaufania mnie mężczyźnie mężowi który jest oceniany w swoich działaniach
Soprasia pisze:oczywiste, że nie jest gotów na wielkie poświęcenie dla nas...…….. Łatwiej byłoby mu wydać pieniądze " na inwestycje" niż na dom.
A skoro Twoje uwagi biorą się z oceny tego kim jest Twój mąż , są w swoim efekcie adekwatne do Twojego spojrzenia co widzę tu jak na dłoni ,czy mąż to widzi w Waszych rozmowach ,Twojej postawie , współpracy lub jej braku.

W zaufaniu jest pewne szaleństwo ,jeśli nie zrobisz kroku wiary ,tak samo jest w relacji z Bogiem , tracisz możliwość zobaczenia "cudu" , jeśli zrobisz jest możliwość że wiara była bez pokrycia


Zachowania "bez wiary" w świecie ludzkim odbierają tej drugiej stronie również ufność że działania które są Jego zaangażowaniem odbierane są niezgodnie z intencją ,trzeba mocnego charakteru żeby te przesłanki nie miały wpływu na stałość poczynań w tym wypadku Twojego męża.


Sytuację analogicznie obrazuje historia wyjścia Izraela z Egiptu i ufność Bogu którego nie tylko widzieli ,ale doświadczali każdego prawie dnia naocznie .

Jeśli czytałaś to i wiesz może o co chodzi ,ile razy naród doświadczył łaski Boga ,a ile razy dzień ,czy dwa później narzekał i złorzeczył Bogu ?

Kiedyś czytałem dobrą książkę " Przebudzenie na Broadway'u" obrazująca postawę Izraela jako śpiewającego po niewłaściwej stronie pieśń chwały , bo co to za wiara kiedy chwalisz Boga po tym jak przejdziesz morze ,wiara- zaufanie jest wtedy kiedy śpiewasz tę pieśń , przed rozstąpieniem sie wód .
Niestety te i inne czyny ,brak ufności , które Bóg znosił w dalszym ciągu (czyli Izrael nie chciał uwierzyć z jakiś powodów mimo ciągłych cudów), doprowadziły do tego , że to niewierne pokolenie nie mogło wejść do ziemi obiecanej .


Więc ja tak to widzę , ufność to postawa "sprzed rozstąpienia" , niestety w tym co piszesz widzę postawę Izraela który w momencie kryzysu ,trudu narzeka i ocenia poczynania Boga wołając :
po coś nas tu przyprowadził żebyśmy tu wszyscy poginęli ?
Oczywiście nie bierz tego dosłownie ,jest to pewien obraz który ma coś przedstawić ,twój mąż to nie Bóg ,i Jego zachowanie może być błędne , jednak Jego tu nie ma ,ja tylko odpowiadam jak odbieram to co opisujesz. Pozdrawiam serdecznie i życzę błogosławionej niedzieli .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: soprasia »

ozeasz pisze: 01 lip 2018, 9:35

Soprasiu ...widzę to po tym jak opisujesz Waszą relację Twoimi oczyma ,całokształt Twojego spojrzenia ,tak odbieram to co piszesz ,możesz się z tym zgodzić , lub nie .
Przecież to Ty szukasz tu jakieś "weny" , pomocy , wskazówki ,a kiedy słyszysz ,czytasz w innych również wątkach ,postach spojrzenie inne niż się spodziewasz , to nie potrafisz nad tym się zatrzymać ?

Tak wygląda Nasza konwersacja z Tobą w tych kilku wątkach w których sie zaangażowałaś przez wpisy ,to oczywiście jest znów widziane moimi oczyma .

I jest to pewna regułą ,czy tu na forum ,czy w rozmowach w ogniskach ,człowiek widzi po swojemu (zauważam to , co jest też w jakiś sposób naturalne ,bo przecież każdy ma jakieś spojrzenie swoje własne -subiektywne ),szczególnie kiedy sie "okopie " na stanowisku w "wojnie małżeńskiej" siedzi w tym "okopie" i każde wyjście z tego "swojego okopu-spojrzenia" widzi jako atak ,lub co najmniej zagrożenie . Czy jesteś tego świadoma ?
Czy zauważasz że gdybyś miała rozwiązania waszych problemów ,prawdopodobnie by Ciebie tu nie było ?

Więc chcę Ci pokazać ,że Twój sposób myślenia jest prawdopodobnie sfokusowany nie na tym co jest PRAWDZIWYM PROBLEMEM , i napisałem prawdopodobnie bo mogę się też mylić.

Piszę to czerpiąc z własnych i innych doświadczeń .

Dzisiaj gdybym był Twoim mężem i czytał co piszesz tak bym właśnie to odbierał jako brak zaufania mnie mężczyźnie mężowi który jest oceniany w swoich działaniach
Soprasia pisze:oczywiste, że nie jest gotów na wielkie poświęcenie dla nas...…….. Łatwiej byłoby mu wydać pieniądze " na inwestycje" niż na dom.
A skoro Twoje uwagi biorą się z oceny tego kim jest Twój mąż , są w swoim efekcie adekwatne do Twojego spojrzenia co widzę tu jak na dłoni ,czy mąż to widzi w Waszych rozmowach ,Twojej postawie , współpracy lub jej braku.

W zaufaniu jest pewne szaleństwo ,jeśli nie zrobisz kroku wiary ,tak samo jest w relacji z Bogiem , tracisz możliwość zobaczenia "cudu" , jeśli zrobisz jest możliwość że wiara była bez pokrycia


Zachowania "bez wiary" w świecie ludzkim odbierają tej drugiej stronie również ufność że działania które są Jego zaangażowaniem odbierane są niezgodnie z intencją ,trzeba mocnego charakteru żeby te przesłanki nie miały wpływu na stałość poczynań w tym wypadku Twojego męża.


Sytuację analogicznie obrazuje historia wyjścia Izraela z Egiptu i ufność Bogu którego nie tylko widzieli ,ale doświadczali każdego prawie dnia naocznie .

Jeśli czytałaś to i wiesz może o co chodzi ,ile razy naród doświadczył łaski Boga ,a ile razy dzień ,czy dwa później narzekał i złorzeczył Bogu ?

Kiedyś czytałem dobrą książkę " Przebudzenie na Broadway'u" obrazująca postawę Izraela jako śpiewającego po niewłaściwej stronie pieśń chwały , bo co to za wiara kiedy chwalisz Boga po tym jak przejdziesz morze ,wiara- zaufanie jest wtedy kiedy śpiewasz tę pieśń , przed rozstąpieniem sie wód .
Niestety te i inne czyny ,brak ufności , które Bóg znosił w dalszym ciągu (czyli Izrael nie chciał uwierzyć z jakiś powodów mimo ciągłych cudów), doprowadziły do tego , że to niewierne pokolenie nie mogło wejść do ziemi obiecanej .


Więc ja tak to widzę , ufność to postawa "sprzed rozstąpienia" , niestety w tym co piszesz widzę postawę Izraela który w momencie kryzysu ,trudu narzeka i ocenia poczynania Boga wołając :
po coś nas tu przyprowadził żebyśmy tu wszyscy poginęli ?
Oczywiście nie bierz tego dosłownie ,jest to pewien obraz który ma coś przedstawić ,twój mąż to nie Bóg ,i Jego zachowanie może być błędne , jednak Jego tu nie ma ,ja tylko odpowiadam jak odbieram to co opisujesz. Pozdrawiam serdecznie i życzę błogosławionej niedzieli .
wow! teraz w końcu czytam prawdziwie pogłębiony post nie do każdego tylko adekwatny do mojej sytuacji. Bardzo interesujące, co piszesz i nie sposób się nie zgodzić. Faktycznie mi generalnie w życiu starcza ufności do pierwszej porażki...……… to mój problem duchowy.

Ja faktycznie przeszłam takie załamanie ufności, bo gdy mąż podejmował stanowisko, w które jak wspomniałam zainwestowałam : moje wątpliwości, że go nie będzie, że będę samotna rozwiewał pocieszeniem : będzie dobrze, będę dużo w domu, nie zmieni się na gorsze. Gdy stało się tak , jak się obawiałam trochę runęły moje dotychczasowe przekonania o mężu.


Przeszli

Ale, ale . Chciałam z pełną ufnością rzucić się w ramiona męża, powierzyć mu decyzje bez względu czy będą mi się podobać czy nie, potwierdziłam zaufanie pochwałą jego mądrości "wiem, że dobrze zadecydujesz, jesteś mądrym człowiekiem" i...……...on zaczął świrować. Denerwować się, zmieniać decyzje, być złym na każde rozwiązanie, gniewać się na mnie, okazywać nieszczęście i pokazywać mi mój brak zrozumienia. Choć chciałabym bez reszty rzucić się w ufność, mój mąż jak się okazuje potrzebuje mojego "współkierowania" . Po ostatniej dzikiej awanturze, udało się dojść do porozumienia, ale wtedy gdy ja niejako z jego wskazaniem podejmowałam decyzje, uzgadniając kierunek. I widzę, że się rozluźnił, nie ma w sobie żalu i gniewu, nie miota się. Moje odkrycie to fakt, że mój mąż potrzebuje wspomagania w podejmowaniu decyzji. JEDNAK! Wszystkie podręczniki o władzy męża, o dowodzeniu : wyrzucam do kosza.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Do mężów : po co jest żona?

Post autor: mare1966 »

Soprasia ,
może podręczniku są dobre ,
ale ty źle czytasz ?

Nie widzę niczego dziwnego w tym ( powyżej opisanym ) zachowaniu męża .
Przeciwnie ,on chce znać twoją opinię , traktuje cię poważnie
i widocznie jakoś ceni twoje zdanie .
ODPOWIEDZ