Dyskusja wokół współżycia przed ślubem oraz stereotypów damsko-męskich

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

MareS
Posty: 232
Rejestracja: 05 lut 2017, 22:22
Jestem: po orzeczonej nieważności małżeństa
Płeć: Mężczyzna

Re: Dyskusja wokół współżycia przed ślubem oraz stereotypów damsko-męskich

Post autor: MareS »

karo17 pisze: 16 cze 2018, 15:19 MareS
Ja tu nie widzę oceniania nikogo. Sam nie wymyśliłem tematu ogródka. To było "luźne" przedłużenie wątku. Niezbyt znaczące. Każde inne uzależnienie można wstawić w miejsce ogródka.
Ja miałbym twierdzić że Twoje 25 lat małżeństwa jest nieważne? To jakieś bajki.
Piszesz "oddałem 25 lat swojego życia małżeństwu". To brzmi tak jakbyś 25 lat robił w kamieniolomach a po tym czasie pokazano Ci gest Kozakiewicza. Dużo żalu w Tobie.
To o czym pisałem sprowadza się do tego że wiele, bardzo wiele osób uzależnia się od małżonka, a samo małżeństwo traktuje jak bożka. O tym pisałem. Reszta to Twoje dopowiedzenia. Mam wrażenie że złośliwe w moją stronę.
Może chodzi o to że Franciszek dostrzegł postawę miłości między tymi ludźmi i o tym mówił.
Czy nie jest prawdą że Bóg "nie ma względu na osoby"? U ludzi jest odwrotnie. Najpierw ocena drugiego człowieka. Ewentualnie później próba dostrzeżenia czegoś wartościowego w ocenionej wcześniej osobie.
Karo co dokopałeś mi. Lżej Ci. Bardzo łatwo siedzieć za klawiaturą kompa i prawić kazania. Czy byłbyś wstanie powiedzieć zrozpaczonej małżonce, którą zostawił mąż po 20 latach wspólnego życia, że to jest jej wina. Czy tak samo potraktowałbyś ojca, który po kilka godzin dziennie stoi przed domem aby zobaczyć dziecko bo żona utrudnia mu kontakty. Czy byłbyś tak bezlitosny i powiedziałbyś dla dziecka, żeby pogodziło się z tym, że tatuś wyprowadził się z domu, bo ma prawo być szczęśliwy. To nie jest lekarstwo, to jest kopanie leżącego. I nie mów mi, że coś wymyślam, bo to jest szara rzeczywistość z którą nie tylko spotykam się na forum ale i też podczas spotkań w ogniskach.
I jeszcze jedno. Nigdzie więcej nie spotkałem się z taką ilością modlitwy za współmałżonków jak w Sycharze. Bo czasami można wiele ładnych słów mówić ale niewiele zrobić. A modlitwa działa cuda.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Dyskusja wokół współżycia przed ślubem oraz stereotypów damsko-męskich

Post autor: rak »

Wiesz Karo,

dostałaś już b. dużo informacji zwrotnych, wręcz zadziwiająco dużo,
biorąc pod uwagę Twój staż tutaj i szczęśliwe pożycie małżeńskie,
ale że całkiem nieźle się trzymasz to i ja chciałbym się czymś podzielić.

Zacznijmy od konkretów:
karo17 pisze: 15 cze 2018, 13:53 Mi niezbyt imponuje taka postawa. Z jednego powodu. Bo jest najprostsza.
Tutaj się chyba najbardziej nie zgadzam i co mi najbardziej imponuje w tej postawie, że jest właśnie mega trudna i wymaga olbrzymiego wysiłku i hartu ducha. Ale najpierw odwróćmy kota ogonem w przeciwne strony:
  • Gdyby rodzice w reakcji na przewinienia dzieci kompletnie zawiesili kontakty, odwrócili się od nich to by była "prosta postawa". Jak dla mnie po prostu ucieczka. Niemożność poradzenia sobie z własnym ego i wyobrażeniami i przerzucenie odpowiedzialności (za swoje możliwe błędy w wychowaniu) na swoje pociechy - bo oni są winni, źle robią, itd.. Brak kontaktów mógłby uniemożliwiać im konfrontację z własnymi deficytami, a ignorowanie ich byłoby po prostu wygodne...
  • Z drugiej strony, gdyby rodzice zignorowali "nowoczesność młodych, to kolejny raz byłaby "prosta postawa". Pomińmy sytuację, gdyby nie widzieli problemu, bo wtedy to już megaprosto ;) Ale jakby postępowanie młodych przeczyło ich wartością, a rodzice zdecydowaliby się przymykać na to oko, bo to mniejsze to też mogłoby być dla nich po prostu wygodniejsze, kontakty "głębsze", no i brak konfliktów. Generalnie wywracają swoją hierarchię, zamiast Boga na pierwszym miejscu stawiają na piedestale grzesznego człowieka, a strach przed stratą lub pogorszeniem relacji usprawiedliwiają lojalnością
Rozumiem, że żadna z tych "prostych postaw" nie nastąpiła. Rodzice nie uciekli od problemu, ani nie zerwali kontaktów, ani nie udają, że go nie ma. Zdecydowali się na utrzymywanie trudnych relacji z dzieckiem pokazując równocześnie swój sprzeciw wobec całej sytuacji. Czym generalnie nie ułatwiają sobie życia, utrzymanie granic kosztuje ich zapewnie sporo wysiłku i bólu i sami go ponoszą,a nie zwalają na swoje pociechy. Starając się np. tak zorganizować przestrzeń, żeby organizować "podwójne rodzinne imprezy", móc się spotykać poza domem, cierpią bo nie mogą tak często spotykać i mieć wpływu na życie swojej latorośli, jakby mogli mieć udając, że nie widzą problemu. Ale też wiedzą, że takie postępowanie mogłoby mieć znaczne późniejsze konsekwencje (zachwianie hierarchi przywolenie na grzech.
I właśnie dlatego mi taka postawa imponuje, bo wcale nie jest prosta. Dodatkowo imponuje mi to też, bo charakteryzuje ludzi, na których zawsze można polegać nieważne jak trudna byłaby to dla nich sytuacja.

Przykładowo synowa, mimo, że początkowo może się czuć obrażona, wie, że po ślubie będzie mogła zawsze na nich liczyć, chodźby ich własny syn chciał się wyautować ze związku, to oni pozostaną wierni jego przysiędze i swojej "nowej córce".
karo17 pisze: 15 cze 2018, 13:53 Nie jesteśmy na forum ogrodowym. Ale dobre porównanie.
Mogą być osoby zafascynowane swoim ogrodem przydomowym. Wszystkie pieniądze by wydali żeby ładnie wyglądał całe dnie poświęcali na pielęgnację. Tylko ogród i to co z nim związane jest ważne inne sprawy są drugorzędne. Ogród jest na pierwszym miejscu. Takie zafiksowanie na tym punkcie. Czy nie jest to znajomy temat? (Nie piszę tego do Ciebie ale ogólnie).
Intencja porównania była trochę inna, jako autor pozwolisz, że doprecyzuje. Forum ma pewną tematykę i misję i z racji tego dużo dyskusji się wokół tego "kręci". Zagęszczenie tej tematyki wynika wprost naturalnie z sensu jego powołania i moim zdaniem nie ma w tym nic dziwnego... Tematyka "dzialkowa" też nie jest mi obca, ale tam też ludzie wchodzą z konkretnymi wyzwaniami i szukają na nie rozwiązań lub punktu startu. Nie znaczy to, że w ich życiu nie ma innych priorytetów, ale też, że po prostu mogą sobie na to pozwolić i tą fascynację oceniam b. pozytywnie. Moi rodzice na przykład po tym jak dzieci wyfrunęły z gniazdka b. mocno angażują się w tą tematykę i na różnych forach zgłębiają temat, dużo bardziej mi się to podoba, niżby mieli na przykład siedzieć na forum Sycharowym...

Jeśli podkreślasz zafiksowanie na punkcie małżeństwa jako zachwianie hierarchii wartości, to mogę się z tym zgodzić, tylko, że moim zdaniem często prezentujesz podobną postawę, startujesz z przeciwnego bieguna może i podkreślasz, jak to u Ciebie dobrze i chwała Ci (i Bogu) za to. Ale to nie zmienia faktu, że caly czas ta żona, obowiązki, rodzina, obowiązki, wyzwania małżeńskie, "nagrody za współpracę", nie zapomniałem chyba o obowiązkach męża ;) itd. I ze względu na tematykę forum niespecjalnie by mnie to dziwiło, ale skoro jest ta fiksacja...

Na koniec jeszcze tak ogólnie chciałbym się odnieść, bo trochę mnie zadziwiłeś,
dałeś radę w tak krótkim czasie zantagonizować do siebie tak wiele osób
i to jeszcze na tak trudnym terenie, jakim jest katolickie forum pomocowe,
przecież oprócz dzielenia się cierpieniem, główną ideą tego forum jest niesienie pomocy innym,
służenie innym (po)mimo własnego rezonującego przy tym bólu...

Moja wiara nie jest tak silna jakbym chciał, ale ja i tak nie wierzę do końca w nieoszlifowane diamenty,
każdy dostaje jakieś talenty, ale to od niego zależy jak je rozwija,
start jest może i łatwiejszy, ale dzięki temu też łatwiej później osiąść na laurach,
i teraz Twoje umiejętności w antagonizonizowaniu do siebie ludzi są zadziwiające
i trudno mi uwierzyć, że tak się rozwinęły bez własnej ciężkiej pracy...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dyskusja wokół współżycia przed ślubem oraz stereotypów damsko-męskich

Post autor: Angela »

rak pisze: 18 cze 2018, 23:24 Tutaj się chyba najbardziej nie zgadzam i co mi najbardziej imponuje w tej postawie, że jest właśnie mega trudna i wymaga olbrzymiego wysiłku i hartu ducha. Ale najpierw odwróćmy kota ogonem w przeciwne strony:
Gdyby rodzice w reakcji na przewinienia dzieci kompletnie zawiesili kontakty, odwrócili się od nich to by była "prosta postawa". Jak dla mnie po prostu ucieczka. Niemożność poradzenia sobie z własnym ego i wyobrażeniami i przerzucenie odpowiedzialności (za swoje możliwe błędy w wychowaniu) na swoje pociechy - bo oni są winni, źle robią, itd.. Brak kontaktów mógłby uniemożliwiać im konfrontację z własnymi deficytami, a ignorowanie ich byłoby po prostu wygodne...
Z drugiej strony, gdyby rodzice zignorowali "nowoczesność młodych, to kolejny raz byłaby "prosta postawa". Pomińmy sytuację, gdyby nie widzieli problemu, bo wtedy to już megaprosto ;) Ale jakby postępowanie młodych przeczyło ich wartością, a rodzice zdecydowaliby się przymykać na to oko, bo to mniejsze to też mogłoby być dla nich po prostu wygodniejsze, kontakty "głębsze", no i brak konfliktów. Generalnie wywracają swoją hierarchię, zamiast Boga na pierwszym miejscu stawiają na piedestale grzesznego człowieka, a strach przed stratą lub pogorszeniem relacji usprawiedliwiają lojalnością
Rozumiem, że żadna z tych "prostych postaw" nie nastąpiła. Rodzice nie uciekli od problemu, ani nie zerwali kontaktów, ani nie udają, że go nie ma. Zdecydowali się na utrzymywanie trudnych relacji z dzieckiem pokazując równocześnie swój sprzeciw wobec całej sytuacji. Czym generalnie nie ułatwiają sobie życia, utrzymanie granic kosztuje ich zapewnie sporo wysiłku i bólu i sami go ponoszą,a nie zwalają na swoje pociechy. Starając się np. tak zorganizować przestrzeń, żeby organizować "podwójne rodzinne imprezy", móc się spotykać poza domem, cierpią bo nie mogą tak często spotykać i mieć wpływu na życie swojej latorośli, jakby mogli mieć udając, że nie widzą problemu. Ale też wiedzą, że takie postępowanie mogłoby mieć znaczne późniejsze konsekwencje (zachwianie hierarchi przywolenie na grzech.
I właśnie dlatego mi taka postawa imponuje, bo wcale nie jest prosta. Dodatkowo imponuje mi to też, bo charakteryzuje ludzi, na których zawsze można polegać nieważne jak trudna byłaby to dla nich sytuacja.
Dziękuję za te słowa.
ODPOWIEDZ