Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 19 wrz 2022, 20:31
Nirwanna pisze: 19 wrz 2022, 19:45
Caliope pisze: 19 wrz 2022, 17:45 niektóre wstydy można przerobić, innych nie da się i tyle.
Może ludzką siłą nie, ale po to można i warto zwrócić się do Boga.
I robić to, do czego On zaprasza.
„Wyciągnij rękę!”. Łk 6, 6-11 https://jezuici.pl/2016/09/wyciagnij-reke/
Byle się chciało chcieć.


Caliope, ja się wycofuję. Na ten moment mam wrażenie, że szukasz powodu, aby nic nie zmienić.
Ok. Masz do tego pełne prawo.
Ufam, że kiedyś wejdziesz na etap szukania sposobu :-)
Na to nie widzę spektakularnego sposobu, po prostu nie piję i nie wdaje się w dyskusje na ten temat z ludźmi. Wstyd ogarnia tylko wtedy kiedy temat jest drążony, a ja o tym nie lubię rozmawiać i nie muszę rozmawiać. To jest mój sposób na ten wstyd, trzymać w sekrecie :)
Caliope, ale przecież taki wstyd jest niszczący. Ja miałam inny wstyd i dokąd żyłam w strachu, że "się wyda", przed oceną, dotąd był we mnie ogrom bólu, lęku. Miałam też trudności w relacjach. Chciałam bliskosci, ale tak naprawdę sama jej unikałam, izolowalam się, miałam też nadmierne oczekiwania co do bliskosci od innych. Poza bliskoscią szukalam ukojenia dla bólu i wstydu, którego nie moglam ukoic, bo zrobiłam to wszystko, czego doświadczylam moją tajemnicą. To mnie zamykało i izolowało.

Ale uporanie się ze wstydem wcale nie oznacza, że trzeba każdemu opowiadać swoją historię. Mamy prawo chronić prywatność. Teraz już wiem, że czym innym jest trzymać sekret, a czym innym chronić prywatność. Z początku tej różnicy nie czułam i narażałam się na odrzucenie. Myslalam, że trzeba powiedziec wszystkim, jesli już jestem gotowa powiedziec sobie i Bogu. Madre osoby mnie wtedy przed moja niewiedzą ochronily.

Moze to też po częsci twoje doswiadczenie? Ze gdy zaczęłas mówic o sobie i swojej przeszlosci otwarcie, ponownie doswiadczylaś ocen, odrzucenia? I wszystko wrócilo? Moze nie mialaś wtedy przy sobie osoby, która by cię wspierala, prowadzila, dzielila się doswiadczeniem. A nawet zatrzymala, gdy trzeba. Ja mialam szczęscie, bo na tym etapie mialam juz Wspolnotę. I tylko dzięki temu uniknęlam takich błędów.

Ja teraz nie czuję wstydu, ale mam świadomość, ze są osoby które moglyby próbować mnie zranic lub odrzucic, poznawszy moją historię. I mam prawo przed tym się chronic. Ale też nie zyję w lęku, ze ktoś się dowie. Na 12 krokach mialam okazję doswiadczyć bycia przyjętą z moją historią przez siebie, przez drugą osobą i przez Boga.

Wiem, że masz za sobą wiele terapii, ale może warto pomyśleć o warsztacie 12 kroków? Ja jestem na ostatnich kilometrach, ale już teraz wiem, że to stała praca i za jakiś czas zacznę nowe kólko. Nasze Sycharowskie warsztaty są prowadzone z Duchem Świętym i ja tego działania doświadczam. Moja terapeutka pytała mnie, co ja robię, że mam takie skokowe postępy. No nie ja, właśnie Duch Święty, ale też pomaga wsparcie grupy, razem jest raźniej. Te Kroki to podobny program jak w AA, ale jednak inny.

Mi się dużo na Krokach porządkuje. Są też w formie on-line, dla ciebie i innych zapracowanych mam jak znalazł. Dla mnie tez, wcale to on-line w niczym nie przeszkadza, Duch Święty działa tak samo.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Monti »

Niepoprawny83 pisze: 20 wrz 2022, 10:27
Monti pisze: 20 wrz 2022, 0:21
Myślę, że Mare chciał podkreślić brak symetryzmu w podejściu do kobiet i mężczyzn (to jego cenna specjalność :) ).
Powinniśmy chyba dojść do takiego stanu, w którym nie przejmujemy się (zanadto) opinią innych i mamy w miarę trzeźwe pojęcie o własnej odpowiedzialności za różne sytuacje, które nas w życiu spotkały. To jest jakiś przejaw dojrzałości.
Pewnie takie były intencje Mare, zbyt szybko się uruchomiłem.. Sam piszesz o niskim poczuciu własnej wartości i lęku przed odrzuceniem. Manipulatorki potrafią bezwzględnie to wykorzystać pompując w poczatkowym okresie męskie ego pochlebstwami, oddaniem, bombardowaniem miłością do poziomu Everestu , by następnie małymi kroczkami sprowadzić ale nie z powrotem tylko do poziomu dna i metra mułu, faceci też to robią oczywiście, jednak męskie ego jest tu wrażliwszym celem bo łatwo je skruszyć, zwłaszcza jeśli było podparte na pochlebstwach ukochanej, ale niestety nieszczerej w intencjach kobiety. Być może twoje poczucie wstydu to pokłosie takich praktyk stosowanych na Tobie, sam kiedyś pisałeś chyba, że Twoja żona nie stroniła od manipulacyjnych zachowań . Do tego panuje przekonanie, że wszystkie kobiety lubią miłych i porządnych gości, więc skoro Cię odrzuciła to wstydzisz się tego bo myślisz, ze widocznie taki nie jesteś. I to jest właśnie oparcie poczucia własnej wartości na innej, w tym wypadku być może najgorszej z możliwych osobie. Warto odnaleźć swoją wartość i można to zrobić bez 12 kroków. Trzeba to zrobić, bo inaczej walec zmian przejedzie naszą psychikę a męskość to może być ten talent z przypowieści, który trzeba wykorzystać. Ja sobie wszystko przemyślałem i nawet besztanie przez teściową i próba manipulacją poczuciem własnej wartości spełzła na niczym. Tak więc da się. Jakie owoce wyda moja hardość zobaczymy, być może gilotyna już leci, ale znudziło mi się bycie chłopcem do bicia, zwłaszcza, ze patrzą na to synowie. A jestem doskonałym przykładem osobnika z nabytą bezradnością. Tak więc dojrzyj swoją wartość i nie patrz na innych. Wiadomo, kochaj żonę, ale moim zdaniem lepiej z dystansu, albo przyjrzyj się dobrze czy czasami nie trzyma Cię dalej w swej mocy.
Tak było zawsze w moim życiu, że afirmacja przez kobietę, zwłaszcza w początkowej fazie relacji, bardzo podbudowywała moje poczucie wartości. Pewnie jest to jakoś uzasadnione biologicznie - wydzielają się endorfiny i ogólnie bardzo poprawia się samopoczucie. Natomiast jak prawie każdy z nas popełniłem (a może nawet popełniałem kilkukrotnie) błąd ubożkowienia drugiej osoby. To zawsze jest droga donikąd, z perspektywy wiary można to uznać za sprzeczne z I przykazaniem. Jak zauważasz, tym bardziej jest to destrukcyjne, jeśli ta ubożkowiona osoba ma skłonność do manipulacji. Jako że u mnie tak właśnie było, wyszedłem z kryzysu wbity w ziemię. Weterani forum pamiętają moje wpisy z tamtego okresu. Zacząłem budować siebie na nowo i dziś już jestem w innym miejscu, ale ciągle wracają stare schematy myślenia i lęki. Dziś już chyba nie tyle żona trzyma mnie w swojej mocy, ile właśnie te nieprzerobione jeszcze problemy. Teraz zaczynam zastanawiać się też nad tym, na ile mechanizmy związane z syndromem DDA miały wpływ na wybór tej konkretnej kobiety na żonę, a następnie na przebieg małżeństwa.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Sefie »

Monti pisze: 20 wrz 2022, 20:46 Teraz zaczynam zastanawiać się też nad tym, na ile mechanizmy związane z syndromem DDA miały wpływ na wybór tej konkretnej kobiety na żonę, a następnie na przebieg małżeństwa.
Tej konkretnej osoby? Niewielki. Przypadek.

Osoby o tych konkretnie cechach, które szukałeś z uwagi na dysfunkcje? Zasadniczy.

Równie dobrze mogła to być inna panna z podobnymi cechami, zestawem cech, jedne lepiej uwypuklone, inne bardziej skryte. Oczywiście do tego dochodzą względy wizualne no nie ma co sie czarować :D

Wielokrotnie na forum polecałem:

Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców

Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców

Jeśli tematyka DDD Cię zainteresuje to warto zacząć od tych pozycji. Oczywiście jest tego dużo więcej ale treść książek lubi się powtarzać.

Co do wpływu genów na losy potomstwa polecam:

Nie zaczęło się od ciebie. Jak dziedziczona trauma wpływa na to, kim jesteśmy i jak zakończyć ten proces

Ksiażka powołuje się na naukowe badania w kwestii dziedziczenia cech, skłonności, czy wpływu rodzinnych traum na dorosłe życie nawet nienarodzonych jeszcze dzieci.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 20 wrz 2022, 20:24
Caliope pisze: 19 wrz 2022, 20:31
Nirwanna pisze: 19 wrz 2022, 19:45
Może ludzką siłą nie, ale po to można i warto zwrócić się do Boga.
I robić to, do czego On zaprasza.
„Wyciągnij rękę!”. Łk 6, 6-11 https://jezuici.pl/2016/09/wyciagnij-reke/
Byle się chciało chcieć.


Caliope, ja się wycofuję. Na ten moment mam wrażenie, że szukasz powodu, aby nic nie zmienić.
Ok. Masz do tego pełne prawo.
Ufam, że kiedyś wejdziesz na etap szukania sposobu :-)
Na to nie widzę spektakularnego sposobu, po prostu nie piję i nie wdaje się w dyskusje na ten temat z ludźmi. Wstyd ogarnia tylko wtedy kiedy temat jest drążony, a ja o tym nie lubię rozmawiać i nie muszę rozmawiać. To jest mój sposób na ten wstyd, trzymać w sekrecie :)
Caliope, ale przecież taki wstyd jest niszczący. Ja miałam inny wstyd i dokąd żyłam w strachu, że "się wyda", przed oceną, dotąd był we mnie ogrom bólu, lęku. Miałam też trudności w relacjach. Chciałam bliskosci, ale tak naprawdę sama jej unikałam, izolowalam się, miałam też nadmierne oczekiwania co do bliskosci od innych. Poza bliskoscią szukalam ukojenia dla bólu i wstydu, którego nie moglam ukoic, bo zrobiłam to wszystko, czego doświadczylam moją tajemnicą. To mnie zamykało i izolowało.

Ale uporanie się ze wstydem wcale nie oznacza, że trzeba każdemu opowiadać swoją historię. Mamy prawo chronić prywatność. Teraz już wiem, że czym innym jest trzymać sekret, a czym innym chronić prywatność. Z początku tej różnicy nie czułam i narażałam się na odrzucenie. Myslalam, że trzeba powiedziec wszystkim, jesli już jestem gotowa powiedziec sobie i Bogu. Madre osoby mnie wtedy przed moja niewiedzą ochronily.

Moze to też po częsci twoje doswiadczenie? Ze gdy zaczęłas mówic o sobie i swojej przeszlosci otwarcie, ponownie doswiadczylaś ocen, odrzucenia? I wszystko wrócilo? Moze nie mialaś wtedy przy sobie osoby, która by cię wspierala, prowadzila, dzielila się doswiadczeniem. A nawet zatrzymala, gdy trzeba. Ja mialam szczęscie, bo na tym etapie mialam juz Wspolnotę. I tylko dzięki temu uniknęlam takich błędów.

Ja teraz nie czuję wstydu, ale mam świadomość, ze są osoby które moglyby próbować mnie zranic lub odrzucic, poznawszy moją historię. I mam prawo przed tym się chronic. Ale też nie zyję w lęku, ze ktoś się dowie. Na 12 krokach mialam okazję doswiadczyć bycia przyjętą z moją historią przez siebie, przez drugą osobą i przez Boga.

Wiem, że masz za sobą wiele terapii, ale może warto pomyśleć o warsztacie 12 kroków? Ja jestem na ostatnich kilometrach, ale już teraz wiem, że to stała praca i za jakiś czas zacznę nowe kólko. Nasze Sycharowskie warsztaty są prowadzone z Duchem Świętym i ja tego działania doświadczam. Moja terapeutka pytała mnie, co ja robię, że mam takie skokowe postępy. No nie ja, właśnie Duch Święty, ale też pomaga wsparcie grupy, razem jest raźniej. Te Kroki to podobny program jak w AA, ale jednak inny.

Mi się dużo na Krokach porządkuje. Są też w formie on-line, dla ciebie i innych zapracowanych mam jak znalazł. Dla mnie tez, wcale to on-line w niczym nie przeszkadza, Duch Święty działa tak samo.
Ja się nie boję odrzucenia, ja je przyjmuję razem ze wstydem,tutaj na tym forum, mogę otwarcie pisać, że jestem trzeźwą alkoholiczką, ale nie w realnym życiu. Jak było mi zawsze smutno, że nikt mnie nigdzie nie zaprasza,czy to urodziny, czy święta czy inne uroczystości, bo wie z jakiego powodu nie piję.Z tym też jestem i byłam zawsze sama,odrzucona, bo występuje kult alkoholowy i prawie nikt z mojego otoczenia nie potrafi bawić się bez picia. Wstydzę się, bo ludzie mnie odrzucają, nowi też to zrobią jak nie umówię się z nimi na piwo, nie raz tego doświadczyłam. Nawet swego czasu, długo przed mężem jak ktoś chciał się zbliżyć, prosto z mostu mówiłam, ze mam problem z alkoholem i już nikogo nie było, telefon milczał.Ludzie nie lubią trzeźwych alkoholików, bo są alkoholikami i zawsze nimi będą i zawsze ze mną będzie wstyd i pokora, że jeden fałszywy ruch i tracę siebie i wszystko to co zbudowałam do tej pory. Starczy jeden kieliszek i wracam do picia, a więc czasem wstyd jest dobry, bo nie pozwala popłynąć, wstydzę się picia, więc nie piję i żyję w miarę normalnie, bez ludzi którym kiedyś będę musiała coś o sobie powiedzieć. Rany idą w parze z odrzuceniem, dlatego bycie samemu nie jest złe.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Caliope »

Monti pisze: 20 wrz 2022, 20:46 Teraz zaczynam zastanawiać się też nad tym, na ile mechanizmy związane z syndromem DDA miały wpływ na wybór tej konkretnej kobiety na żonę, a następnie na przebieg małżeństwa.
Bardzo dużo zależy od mechanizmów nabytych w rodzinie pierwotnej jako DDA. Ja szukałam osoby która będzie podobna do mnie, będzie ze mną rozmawiać na temat pijącego rodzica, że będziemy razem się wspierać w naszych krzywdach z dzieciństwa, bedzie też DDA.
Tylko nie wyszło, bo ja byłam koziołek ofiarny, a mąż za to ćwiczył na mnie nadkontrolę, bo tak mamy DDA, wchodzimy w role i pozwalamy przekraczać granice, nadkontrolę ma rola bohatera, który wszystko ogarnia.Rzadko człowiek znajduje podobnego do siebie , a często się te role wymienia z małżonkiem. Spotykam uległego, miłego, uczynnego, a po latach okazuje się przemocowcem, a gdzie ten miły miś? Szuka napięć, by się pokłócić, bo w domu nie było spokoju i jest do tego przyzwyczajony.Uległy znajduje osobę zołzowatą, bo każdy na niego krzyczał i teraz uważa, że to normalne i można przekraczać jego granice.
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: burza »

I ja postanowiłam wypowiedzieć się w tym wątku jestem w trakcie pozwu rozwodego, który trwa 4 lata . Już brak sił i brak jakichkolwiek relacji niestety ze strony męża bo tak zdecydował i dąży do tego rozwodu .Rozwódka bardzo źle mi się kojarzy ,więc dla mnie będzie wielka porażka moje zakończone małżeństwo. I to nie będzie powód dumy.Niestety na pewne sprawy nie do końca mam wpływ i strasznie się buntowałam . Już odpuszczam bo jawnie dąży do tego i szkoda mi czasu i życia i zdrowia walczyć w sądach ,więc już odpuszczam ale formalnie. Natomiast wierzę w sakrament i nie mam zamiaru wchodzić w jakieś relacje poza moim mężem ale to nigdy nie nastąpi, bo widze mąż teraz dopiero,żyje pełnią życia a rodzina jego jest bardzo happy z tego nowego życia ich syna
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Monti »

Jak wiadomo, najskuteczniejszym sposobem uwolnienia się od lęku jest skonfrontowanie się z nim. Chcąc więc przełamać mój wstyd, powiedziałem kilku osobom o naszym rozstaniu.
Zastawiałem się też, czy nie trzeba poinformować oficjalnie szkoły o tym, że syn jest w opiece naprzemiennej. Formalnie nie ma takiego obowiązku, bo obydwoje z żoną mamy pełnię władzy rodzicielskiej. Ale jednak informacja ta daje nauczycielom jakiś ogląd sytuacji. Jakiś czas temu, gdy były problemy z zachowaniem syna, na pytanie wychowawczyni powiedziałem, że w domu nie ma jakichś szczególnych trudności. Rzeczywiście, było to już długo po naszym rozstaniu i akurat pewnie jego zachowanie wynikało z czegoś innego. Teraz zaś, gdy chciałem trochę w ramach autoterapii powiedzieć wychowawczyni o opiece naprzemiennej, moja żona stanowczo się temu sprzeciwiła. Powiedziała, że nie ma takiej potrzeby i że to nasza prywatna sprawa. Więc odpuściłem, by nie generować dodatkowo konfliktu.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Niepoprawny83 »

A mogę się zapytać czy to skonfrontowanie wykonałeś z pozycji ofiary czy raczej faceta, który jest pogodzony z sytuacją i nie żyje z poczuciem winy??
Szkołę myślę, że powinieneś powiadomić, choć nie wydaje mi się, by nauczyciele obecnie byli w stanie jakoś szczególnie otoczyć troską dzieci po takich doświadczeniach, mimo to ja bym powiadomił.
Ludzie z deficytami szczególnie lubią dbać o swój wizerunek w środowisku, może dlatego sakramentalna żona poleciła Ci milczeć. Powinieneś odzyskać decyzyjność i postąpić zgodnie z własnym zdaniem.
Zaufaliśmy miłości.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Monti »

Niepoprawny83 pisze: 14 paź 2022, 18:43 A mogę się zapytać czy to skonfrontowanie wykonałeś z pozycji ofiary czy raczej faceta, który jest pogodzony z sytuacją i nie żyje z poczuciem winy??
Szkołę myślę, że powinieneś powiadomić, choć nie wydaje mi się, by nauczyciele obecnie byli w stanie jakoś szczególnie otoczyć troską dzieci po takich doświadczeniach, mimo to ja bym powiadomił.
Ludzie z deficytami szczególnie lubią dbać o swój wizerunek w środowisku, może dlatego sakramentalna żona poleciła Ci milczeć. Powinieneś odzyskać decyzyjność i postąpić zgodnie z własnym zdaniem.
Dobre pytanie, wydaje mi się, że jeszcze mimo wszystko nie jestem do końca pogodzony z sytuacją i muszę przepracować poczucie winy.
Co do szkoły, to jeśli wyjdą jakieś problemy albo po prostu będzie taka okazja, to powiem, że jesteśmy po rozwodzie. To już nie ma teraz większego znaczenia wychowawczego, bo od mojej wyprowadzki z domu mija niedługo cztery lata, a od rozwodu dwa. Syn jest pogodzony z sytuacją, więc tak naprawdę ta rozmowa z wychowawczynią to byłby bardziej trening dla mnie. Nie wykluczam zresztą, że nauczyciele wiedzą lub domyślają się, jaka jest sytuacja, bo to male środowisko.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Niepoprawny83 »

Monti pisze: 14 paź 2022, 20:51
Dobre pytanie, wydaje mi się, że jeszcze mimo wszystko nie jestem do końca pogodzony z sytuacją i muszę przepracować poczucie winy.
Twoja historia bardzo mnie interesuje, bo chwile wydawało mi się, że gdybym miał Twoje atuty (prawnik plus wybudowany dom) to moja żona darzyła by mnie miłością i szacunkiem. Jednak wasze małżeństwo pokazuje, że to nie takie proste.
Poczytałem trochę Twój wątek próbując znaleźć odpowiedź na pytanie czym ciągle się obwiniasz skoro zrobiłeś tak dużo.
Wg mnie szkoda, ze nie posłuchałeś rad użytkowniczki krople rosy z końcowej fazy małżeństwa. Krople Rosy zalecała Ci pójście na konfrontację z żoną, powrót do własnego domu i wyzbycie sie lęku przed małżonką. Inni użytkownicy w tym mężczyźni uważali z reguły że robisz dobrze bo unikasz zranień.
Jednak to chyba krople rosy trafnie rozszyfrowała motywację i charakter twej dysfunkcyjnej małżonki. Bałeś się jej, bałeś się utraty kontaktu z dzieckiem, a ona wobec tego każdą Twoją decyzję przyjmowała wobec tego jako przejaw słabości, a kobiety nie znoszą słabych mężczyzn. Wobec tego najszczersze twoje ustępstwa powodowały utratę punktów u małżonki zamiast odbudowania relacji. Pytałeś kropli co masz robić i inni uzytkownicy tez pytali co wg niej masz robić. Nie rozwijała myśli, ale wg niej miałeś odzyskać swoją siłę i poczucie wartości, to jest tak prosta rada, ze chyba jej nie zrozumieliście wtedy. A wiedział co pisze bo sama ma ciężki charakterek.
Cały myk polega na tym, że gdybyś odzyskał autentyczną męską siłę cokolwiek byś nie zrobił było by dobrze, a przede wszystkim sam wiedziałbyś co robić. Nie wiem jak to wyjaśnić jaśniej, ale wg mnie występując z pozycji ofiary, petenta walczącego o małżonkę paradoksalnie cały czas traciłeś w jej oczach. Twoja żona zaczęła by Cię cenić a może i na swój dysfunkcyjny sposób kochać gdyby zrozumiała, że jesteś gotowy ją utracić i to nie złamie ani Twojego poczucia wartości ani nie zniszczy Twojego szczęścia. Występując z pozycji "twardziela" jeśli nie uratowałbyś małżeństwa to nie zmagałbyś się teraz z poczuciem winy i z poczuciem braku własnej wartości. Wydaje mi się, ze ciągle liczyłeś, że wróci ta kobieta z którą było Ci tak miło i obawiam się, ze (podświadomie lub i świadomie) ciągle na to liczysz. Jeśli ona o tym wie to się raczej przeliczysz, ale będzie podtrzymywała Twe nadzieje ciągnąc z Twej postawy jakieś korzyści. A to pogłębi twój kryzys.
Mam nadzieję, ze w którymś momencie przestawi Ci się w głowie pstryczek i poczujesz w sobie tę męską siłę którą masz, a którą wg mnie ukryłeś gdzieś głęboko przez manipulacje małżonki a może i przez sprawy jeszcze wcześniejsze. Za dużo sobie wyrzucasz, mając taką małżonkę miałeś ciężkie zadanie i nawet jeśli nie rozegrałeś sprawy wzorowo to jeszcze nie powód by się zadręczać. Ona też zasługuje na wybaczenie, wiem, ze to brzmi jak jakieś banały, ale w istocie to podstawy podstaw, bez których których nie ruszymy dalej.
Sam nie wiem jak zachowam się wobec zaostrzenia mojego małżeńskiego kryzysu, więc nie myśl, ze w jakiś sposób czuję się lepszy od Ciebie, bo jest dokładnie na odwrót.
Czytam teraz po raz chyba 6sty "Lalkę" Prusa, może ta lektura pomogła by Ci podejść do samego siebie bardziej wyrozumiale.
Zaufaliśmy miłości.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Sefie »

Monti pisze: 14 paź 2022, 20:51 Syn jest pogodzony z sytuacją, więc tak naprawdę ta rozmowa z wychowawczynią to byłby bardziej trening dla mnie.
A rozmowa z wychowawczynią ma mieć charakter terapeutyczny co do samego rozwodu czy nawiązywania kontaktu z płcią przeciwną?
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: s zona »

Niepoprawny83 pisze: 16 paź 2022, 15:13
Monti pisze: 14 paź 2022, 20:51
Dobre pytanie, wydaje mi się, że jeszcze mimo wszystko nie jestem do końca pogodzony z sytuacją i muszę przepracować poczucie winy.
Twoja historia bardzo mnie interesuje, bo chwile wydawało mi się, że gdybym miał Twoje atuty (prawnik plus wybudowany dom) to moja żona darzyła by mnie miłością i szacunkiem. Jednak wasze małżeństwo pokazuje, że to nie takie proste.
Poczytałem trochę Twój wątek próbując znaleźć odpowiedź na pytanie czym ciągle się obwiniasz skoro zrobiłeś tak dużo.
Wg mnie szkoda, ze nie posłuchałeś rad użytkowniczki krople rosy z końcowej fazy małżeństwa. Krople Rosy zalecała Ci pójście na konfrontację z żoną, powrót do własnego domu i wyzbycie sie lęku przed małżonką. Inni użytkownicy w tym mężczyźni uważali z reguły że robisz dobrze bo unikasz zranień.
Jednak to chyba krople rosy trafnie rozszyfrowała motywację i charakter twej dysfunkcyjnej małżonki. Bałeś się jej, bałeś się utraty kontaktu z dzieckiem, a ona wobec tego każdą Twoją decyzję przyjmowała wobec tego jako przejaw słabości, a kobiety nie znoszą słabych mężczyzn. Wobec tego najszczersze twoje ustępstwa powodowały utratę punktów u małżonki zamiast odbudowania relacji. Pytałeś kropli co masz robić i inni uzytkownicy tez pytali co wg niej masz robić. Nie rozwijała myśli, ale wg niej miałeś odzyskać swoją siłę i poczucie wartości, to jest tak prosta rada, ze chyba jej nie zrozumieliście wtedy. A wiedział co pisze bo sama ma ciężki charakterek.
Cały myk polega na tym, że gdybyś odzyskał autentyczną męską siłę cokolwiek byś nie zrobił było by dobrze, a przede wszystkim sam wiedziałbyś co robić. Nie wiem jak to wyjaśnić jaśniej, ale wg mnie występując z pozycji ofiary, petenta walczącego o małżonkę paradoksalnie cały czas traciłeś w jej oczach. Twoja żona zaczęła by Cię cenić a może i na swój dysfunkcyjny sposób kochać gdyby zrozumiała, że jesteś gotowy ją utracić i to nie złamie ani Twojego poczucia wartości ani nie zniszczy Twojego szczęścia. Występując z pozycji "twardziela" jeśli nie uratowałbyś małżeństwa to nie zmagałbyś się teraz z poczuciem winy i z poczuciem braku własnej wartości. Wydaje mi się, ze ciągle liczyłeś, że wróci ta kobieta z którą było Ci tak miło i obawiam się, ze (podświadomie lub i świadomie) ciągle na to liczysz. Jeśli ona o tym wie to się raczej przeliczysz, ale będzie podtrzymywała Twe nadzieje ciągnąc z Twej postawy jakieś korzyści. A to pogłębi twój kryzys.
Mam nadzieję, ze w którymś momencie przestawi Ci się w głowie pstryczek i poczujesz w sobie tę męską siłę którą masz, a którą wg mnie ukryłeś gdzieś głęboko przez manipulacje małżonki a może i przez sprawy jeszcze wcześniejsze. Za dużo sobie wyrzucasz, mając taką małżonkę miałeś ciężkie zadanie i nawet jeśli nie rozegrałeś sprawy wzorowo to jeszcze nie powód by się zadręczać. Ona też zasługuje na wybaczenie, wiem, ze to brzmi jak jakieś banały, ale w istocie to podstawy podstaw, bez których których nie ruszymy dalej.
Sam nie wiem jak zachowam się wobec zaostrzenia mojego małżeńskiego kryzysu, więc nie myśl, ze w jakiś sposób czuję się lepszy od Ciebie, bo jest dokładnie na odwrót.
Czytam teraz po raz chyba 6sty "Lalkę" Prusa, może ta lektura pomogła by Ci podejść do samego siebie bardziej wyrozumiale.
Jak dla bardzo sensowne podejscie. Zgadzam sie po calosci ...
Wg mnie Niepoprawny83 w punkt ...Mnie sie wydaje, ze kobiety nie cenia Wokulskich ....Nie doceniaja dobra ... moze potrzebne jakies radykalne ciecie .. w granicach wlasnej obrony ...
Sorry Montii...

Przy okazji ...szkoda,ze Krople Rosy nie pisze ...potrafila dogrzebac sie od srodka ...to moje osobiste zdanie ...

Dzieki niej rzucilam " smakowanie kawy w ilosciach hurtowych" niemal...tak z dnia na dzien ..W ktoryms z postow rzucila,ze " niemozliwe jest porzucenie pornografii przez mezow, tak z dnia na dzien . To tak, jakby nam ktos zabronil pic np kawy,jesli ja pijemy przez 20 lub 30 lata .Nie da sie "
Bogu dzieki da sie :D

Montii PD
Ostatnio zmieniony 16 paź 2022, 18:43 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono nick
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Monti »

Sefie pisze: 16 paź 2022, 17:23
Monti pisze: 14 paź 2022, 20:51 Syn jest pogodzony z sytuacją, więc tak naprawdę ta rozmowa z wychowawczynią to byłby bardziej trening dla mnie.
A rozmowa z wychowawczynią ma mieć charakter terapeutyczny co do samego rozwodu czy nawiązywania kontaktu z płcią przeciwną?
Pytanie bardzo zasadne, bo wychowawczyni jest atrakcyjną kobietą :)
A tak na poważnie - miała to być dla mnie terapia mówienia o tym trudnym temacie. Tak jak wspominałem, już kilku osobom o tym ostatnio powiedziałem i poczułem ulgę. W tym przypadku jest trochę inaczej, bo chyba z kolei poczułem lęk przed tym, że ktoś sobie o mnie źle pomyśli, że próbowałem coś zataić (czyli jakby inny aspekt tego samego lęku). Obmyślałem ten temat kilka dni (zdecydowanie za długo, muszę nauczyć się "wyłączać" mózg) i doszedłem do wniosku, że nie ma ani obowiązku, ani potrzeby, żebym jakoś specjalnie o tym informował. Może wyjdzie to kiedyś w rozmowie przy okazji, ale nie mogę też popaść w drugą skrajność opowiadania na prawo i lewo o prywatnych rzeczach.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Monti »

Niepoprawny83 pisze: 16 paź 2022, 15:13 Twoja historia bardzo mnie interesuje, bo chwile wydawało mi się, że gdybym miał Twoje atuty (prawnik plus wybudowany dom) to moja żona darzyła by mnie miłością i szacunkiem. Jednak wasze małżeństwo pokazuje, że to nie takie proste.
Poczytałem trochę Twój wątek próbując znaleźć odpowiedź na pytanie czym ciągle się obwiniasz skoro zrobiłeś tak dużo.
Wg mnie szkoda, ze nie posłuchałeś rad użytkowniczki krople rosy z końcowej fazy małżeństwa. Krople Rosy zalecała Ci pójście na konfrontację z żoną, powrót do własnego domu i wyzbycie sie lęku przed małżonką. Inni użytkownicy w tym mężczyźni uważali z reguły że robisz dobrze bo unikasz zranień.
Jednak to chyba krople rosy trafnie rozszyfrowała motywację i charakter twej dysfunkcyjnej małżonki. Bałeś się jej, bałeś się utraty kontaktu z dzieckiem, a ona wobec tego każdą Twoją decyzję przyjmowała wobec tego jako przejaw słabości, a kobiety nie znoszą słabych mężczyzn. Wobec tego najszczersze twoje ustępstwa powodowały utratę punktów u małżonki zamiast odbudowania relacji. Pytałeś kropli co masz robić i inni uzytkownicy tez pytali co wg niej masz robić. Nie rozwijała myśli, ale wg niej miałeś odzyskać swoją siłę i poczucie wartości, to jest tak prosta rada, ze chyba jej nie zrozumieliście wtedy. A wiedział co pisze bo sama ma ciężki charakterek.
Cały myk polega na tym, że gdybyś odzyskał autentyczną męską siłę cokolwiek byś nie zrobił było by dobrze, a przede wszystkim sam wiedziałbyś co robić. Nie wiem jak to wyjaśnić jaśniej, ale wg mnie występując z pozycji ofiary, petenta walczącego o małżonkę paradoksalnie cały czas traciłeś w jej oczach. Twoja żona zaczęła by Cię cenić a może i na swój dysfunkcyjny sposób kochać gdyby zrozumiała, że jesteś gotowy ją utracić i to nie złamie ani Twojego poczucia wartości ani nie zniszczy Twojego szczęścia. Występując z pozycji "twardziela" jeśli nie uratowałbyś małżeństwa to nie zmagałbyś się teraz z poczuciem winy i z poczuciem braku własnej wartości. Wydaje mi się, ze ciągle liczyłeś, że wróci ta kobieta z którą było Ci tak miło i obawiam się, ze (podświadomie lub i świadomie) ciągle na to liczysz. Jeśli ona o tym wie to się raczej przeliczysz, ale będzie podtrzymywała Twe nadzieje ciągnąc z Twej postawy jakieś korzyści. A to pogłębi twój kryzys.
Mam nadzieję, ze w którymś momencie przestawi Ci się w głowie pstryczek i poczujesz w sobie tę męską siłę którą masz, a którą wg mnie ukryłeś gdzieś głęboko przez manipulacje małżonki a może i przez sprawy jeszcze wcześniejsze. Za dużo sobie wyrzucasz, mając taką małżonkę miałeś ciężkie zadanie i nawet jeśli nie rozegrałeś sprawy wzorowo to jeszcze nie powód by się zadręczać. Ona też zasługuje na wybaczenie, wiem, ze to brzmi jak jakieś banały, ale w istocie to podstawy podstaw, bez których których nie ruszymy dalej.
Sam nie wiem jak zachowam się wobec zaostrzenia mojego małżeńskiego kryzysu, więc nie myśl, ze w jakiś sposób czuję się lepszy od Ciebie, bo jest dokładnie na odwrót.
Czytam teraz po raz chyba 6sty "Lalkę" Prusa, może ta lektura pomogła by Ci podejść do samego siebie bardziej wyrozumiale.
Dzięki, Niepozorny, że zagłębiłeś się w tę moją historię, którą już pewnie mało kto pamięta.
Z perspektywy czasu to wszystko wygląda inaczej, bo wiemy, jak się potoczyła historia. Ale jak jesteś skołowany i zmanipulowany w środku kryzysu, a do tego masz sprzeczne rady doświadczonych kryzysowiczów, to bądź tu mądry ;)

Ja jestem człowiekiem raczej ugodowym niż konfrontacyjnym (a jak na ironię mój zawód w dużej mierze polega na toczeniu sporów). Jako DDA mam też zaniżone poczucie własnej wartości i lęk przed wchodzeniem w konflikt (pisałem o tym ostatnio w wątku Caliope). Te wszystkie uwarunkowania sprawiły, że zachowałem się tak a nie inaczej. Trudno powiedzieć, co by się stało, gdybym był bardziej „twardy”. Może małżeństwo udałoby się uratować, a może i tak by się rozpadło i nie byłoby nawet tych okruchów relacji małżeńskiej, które mam teraz. Mamy też przykłady mężczyzn, którzy zachowują się bardzo stanowczo i trwają latami w wyniszczającym konflikcie.

Rady typu „wyzwól się z lęku” są trudne do zrealizowania, bo trzeba dokopać się do jego źródeł. To nieraz trwa latami. Zazwyczaj trzeba cofnąć się do dzieciństwa i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko. Teraz w dużej mierze udało mi się pozbyć niektórych lęków związanych z żoną (bo jej postawa też uległa złagodzeniu). Ona być może czuje nade mną jakąś przewagę, bo wie, że jestem zainteresowany odbudowaniem relacji. W 10. rocznicę ślubu zasugerowałem jej spotkanie i rozmowę o nas, ale nie podjęła tematu.

Co do poczucia winy, myślę, że jest to też kwestia adopcji. Dzieci adopcyjne mają już swoje traumy i nie powinno się im dodawać kolejnych cierpień. Dzięki Bogu, mój syn za bardzo nie przeżywa tego rozwodu (przynajmniej na zewnątrz). Większe trudności ma z innego powodu, o którym nie chcę pisać na forum z uwagi na zachowanie anonimowości.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu

Post autor: Monti »

Pan Bóg mnie prowadzi w naskakujący dla mnie sposób. W ostatnich dniach miałem dużo do czynienia ze szkołą syna w sprawach formalnych oraz wychowawczych (problemy z zachowaniem). W związku z tym poinformowałem p. dyrektor o naszej sytuacji rodzinnej. Uczyłem się też trudnego dla DDA wchodzenia w konflikt (w pozytywnym sensie - przedstawiania merytorycznych argumentów) wobec dyrektorki i wychowawczyni. Choć dużo mnie to kosztowało emocjonalnie, nauka jest cenna. To coś zupełnie innego niż występowanie w czyimś imieniu jako pełnomocnik.
Potwierdziło się to, co już wiedziałem - że najskuteczniejszym sposobem zwalczania lęku jest skonfrontowanie się z nim. Wówczas okazuje się, że nie taki diabeł straszny.
Przy okazji starłem się tez z żoną, do czego powinienem być przyzwyczajony. Choć trochę puściły mi nerwy, generalnie udało mi się przekonać żonę do pójścia z synem do psychologa (w sensie, że ja pójdę i zapłacę, a ona się łaskawie zgodzi :) ).
Zapisałem się też na warsztaty dla ojców oraz podjąłem decyzję o wznowieniu swojej terapii.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
ODPOWIEDZ