Re: Echo Słowa
: 17 sty 2019, 18:44
https://brewiarz.pl/i_19/1701/czyt.php3
Hbr 3, 7-14
Dzieje się każdego dnia, póki trwa to, co zwie się „dziś”. Dzieje się, ale w Bożym czasie. Przyjęcie i dostrzeżenie tego wymaga ode mnie przejścia do Bożego czasu: do pełni czasu, która trwa. Do czasu nadziei, kiedy przeżywamy jej wypełnienie wierząc Słowu.
Natchniony autor Listu do Hebrajczyków przywołuje wędrówkę narodu wybranego przez pustynię i nawołuje do odniesienia jej do mojego życia.
Bóg przeprowadza mnie przez pustynię. Mówi mi, że to droga od niewoli do Ziemi Obiecanej. Ta droga jest trudna, bolesna, trwa długo, nie widać jej końca. Nadzieja brzmi tylko w Jego obietnicy, po ludzku jej nie widać. W tym czasie, który zdaje się rozciągać w nieskończoność, kiedy trwa to, co zwie się „dziś”, oszustwo grzechu sączy niewiarę i beznadzieję, rośnie pokusa zatwardziałości serca. Tego, że ono stwardnieje, stanie się zimne, że odstąpi od Boga żywego. Tego, że Jego nadzieja przestanie być żywa, że przygaśnie lub zgaśnie wiara w tę nadzieję.
Bóg mnie zachęca i mamy się zachęcać nawzajem, aby serce nie było przewrotne, lecz aby miało jeden kierunek, ku Bogu i Jego nadziei, żeby ta nadzieja była silna, żeby to ona nas wypełniała. Żebyśmy nie tylko od Boga nie odstępowali, lecz abyśmy mieli w Nim udział, byli współuczestnikami Chrystusa. Tak będzie, jeśli pierwotną nadzieję zachowamy do końca silną. To ona da nam uczestnictwo w Chrystusie, Jego żywą obecność w każdym i każdej z nas.
Ja przyszedłem do Chrystusa z raną w mojej miłości, w jednym ciele, jakie tworzymy z żoną. Wiem, że on zdjęty litością chce to ciało uzdrowić i tego cudu dokonuje: on się dzieje w Jego czasie. Moim zadaniem jest życie silną nadzieją, uczestnictwo w Nim, bo tylko w Nim ten cud może się dokonywać, może żyć. Już doświadczam niezwykłych przejawów Jego działania – odrodzenia mojej miłości do żony. Cała reszta także się dokonuje w Jego Słowie. Wierząc w nie już teraz mam w tym udział, choć wypełnienie nie dokonuje się w tym, co ja nazywam „dziś”.
Hbr 3, 7-14
Mk 1, 40-45Bracia:
Postępujcie, jak mówi Duch Święty: «Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych jak podczas buntu, w dzień kuszenia na pustyni, gdzie kusili Mnie ojcowie wasi, wystawiając na próbę, chociaż widzieli dzieła moje przez lat czterdzieści. Rozgniewałem się przeto na to pokolenie i powiedziałem: Zawsze błądzą w sercu. Oni zaś nie poznali dróg moich, toteż przysiągłem w swym gniewie: Nie wejdą do mego odpoczynku».
Baczcie, bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary, której skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego, lecz zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co zwie się «dziś», aby ktoś z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu.
Jesteśmy bowiem współuczestnikami Chrystusa, jeśli pierwotną nadzieję do końca zachowamy silną.
Scena z początku dzisiejszej Ewangelii jest cudowna w swej prostocie. Cierpiący człowiek przychodzi do Chrystusa z wiarą: jeśli chcesz, możesz mnie uleczyć, możesz zabrać moje cierpienie. A Jezus, zdjęty litością, wyciąga rękę, dotyka go i mówi do niego: Chcę, bądź uzdrowiony. I dzieje się cud uzdrowienia. Wiem, że to jest o mnie, że to się dzieje.Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: «Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Dzieje się każdego dnia, póki trwa to, co zwie się „dziś”. Dzieje się, ale w Bożym czasie. Przyjęcie i dostrzeżenie tego wymaga ode mnie przejścia do Bożego czasu: do pełni czasu, która trwa. Do czasu nadziei, kiedy przeżywamy jej wypełnienie wierząc Słowu.
Natchniony autor Listu do Hebrajczyków przywołuje wędrówkę narodu wybranego przez pustynię i nawołuje do odniesienia jej do mojego życia.
Bóg przeprowadza mnie przez pustynię. Mówi mi, że to droga od niewoli do Ziemi Obiecanej. Ta droga jest trudna, bolesna, trwa długo, nie widać jej końca. Nadzieja brzmi tylko w Jego obietnicy, po ludzku jej nie widać. W tym czasie, który zdaje się rozciągać w nieskończoność, kiedy trwa to, co zwie się „dziś”, oszustwo grzechu sączy niewiarę i beznadzieję, rośnie pokusa zatwardziałości serca. Tego, że ono stwardnieje, stanie się zimne, że odstąpi od Boga żywego. Tego, że Jego nadzieja przestanie być żywa, że przygaśnie lub zgaśnie wiara w tę nadzieję.
Bóg mnie zachęca i mamy się zachęcać nawzajem, aby serce nie było przewrotne, lecz aby miało jeden kierunek, ku Bogu i Jego nadziei, żeby ta nadzieja była silna, żeby to ona nas wypełniała. Żebyśmy nie tylko od Boga nie odstępowali, lecz abyśmy mieli w Nim udział, byli współuczestnikami Chrystusa. Tak będzie, jeśli pierwotną nadzieję zachowamy do końca silną. To ona da nam uczestnictwo w Chrystusie, Jego żywą obecność w każdym i każdej z nas.
Ja przyszedłem do Chrystusa z raną w mojej miłości, w jednym ciele, jakie tworzymy z żoną. Wiem, że on zdjęty litością chce to ciało uzdrowić i tego cudu dokonuje: on się dzieje w Jego czasie. Moim zadaniem jest życie silną nadzieją, uczestnictwo w Nim, bo tylko w Nim ten cud może się dokonywać, może żyć. Już doświadczam niezwykłych przejawów Jego działania – odrodzenia mojej miłości do żony. Cała reszta także się dokonuje w Jego Słowie. Wierząc w nie już teraz mam w tym udział, choć wypełnienie nie dokonuje się w tym, co ja nazywam „dziś”.