Echo Słowa

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/x_18/2310p/czyt.php3
Ef 2, 12-22
Bracia:
W owym czasie byliście poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, niemający nadziei ani Boga na tym świecie. Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa.
On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość. W swym ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch rodzajów ludzi stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i w ten sposób jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości.
A przyszedłszy, zwiastował pokój wam, którzy jesteście daleko, i pokój tym, którzy są blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca.
A więc nie jesteście już obcymi i przybyszami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie głowicą węgła jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Łk 12, 35-38
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie».
W pierwotnym Kościele relacje między wyznawcami judaizmu a poganami były kwestią kluczową. Dziś spojrzenie na to wciąż zachowuje swoją wagę, bez tego trudno o dojrzałą tożsamość chrześcijaństwa jako wspólnoty. Do mojego życia, decyzji podejmowanych każdego dnia, wyzwań i rozterek jest to jednak w sumie obojętne. Czy Bóg zwracając się dziś do mnie przez to Słowo chce tylko ożywić zainteresowanie historyczno-tożsamościowym problemem Kościoła powszechnego? Czy może pod tą warstwą znaczeniową kryje się wiele innych, wyrażonych mniej wprost, ale za to skierowanych wprost do konkretnych osób w konkretnej chwili, sytuacji, odpowiadających na ich aktualne rozterki i dramaty?
Spójrzmy na ustęp z Listu Efezjan jako na przesłanie dla małżonków w kryzysie, rozdzielonych zranieniami, grzechem, własnymi ograniczeniami. W owym czasie zdawało się Wam, że Bóg Was opuścił, że byliście poza Chrystusem, wyrzuceni z własnej rodziny i bez udziału w przymierzach obietnicy, niemający nadziei ani Boga na tym świecie. Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa.
On bowiem jest naszym pokojem. On, który Was oboje uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający was mur – wrogość. W swym ciele pozbawił On mocy ciężar wzajemnych uczynków, urazów, żalów i pretensji, aby z dwojga ludzi stworzyć w Sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i w ten sposób oboje znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości.
A przyszedłszy, zwiastował pokój wam, którzy jesteście daleko, i pokój tym, którzy są blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca.
A więc nie jesteście już obcymi i przybyszami, ale jesteście rodziną, współdomownikami - w Bogu – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie głowicą węgła jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Trochę zmieniłem, zmanipulowałem tekst natchniony, aby pasował do spojrzenia z jednej perspektywy. To zabieg niebezpieczny, trzeba się nim posługiwać ostrożnie i wciąż mieć przed oczami to, co jest samym Słowem. Jestem jednak przekonany, że we mnie przyniósł dobre owoce i dlatego się nim dzielę.
Św. Paweł pisze o dziele (ponownego) zjednoczenia jako już dokonanym. Dla wielu z nas należy to raczej do przyszłości, jest to naszą nadzieją, a nie doświadczeniem. Ten czas teraźniejszy obietnicy odczytuję jako wezwanie do czuwania. Jego czas jest zupełnie inny niż mój. Pan przychodzi – nie przyjdzie kiedyś, za jakiś czas, nie dzieli mnie od tego żadna pustka – lecz teraz, właśnie stoi u drzwi i kołacze. Nadzieja opisana w pierwszym czytaniu właśnie staje się, dzieli mnie od niej tylko moja własna gotowość. Obym czuwał i był gotowy. Pan wzywa: niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Bóg obiecuje mi szczęście – a Jego obietnica jest niezłomna. Więcej: On sam przepasze się i każe nam zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie nam usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, jutro, za rok czy w ostatniej godzinie, szczęśliwi my, gdy nas tak zastanie.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Echo Słowa

Post autor: Pantop »

Z niedzieli 21.10.2018.
Mk 10, 35-45 pisze: Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, podeszli do Jezusa i rzekli: «Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy».
On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?»
Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».
Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?»
Odpowiedzieli Mu: «Możemy».
Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, wprawdzie pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane».
Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich:
«Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu».
Rano po przebudzeniu wróciły do mnie te słowa.
Konkretnie pytanie Jezusa do dwóch uczniów czy mogą pić Jego kielich.
- Możemy - pada zgodna odpowiedź uczniów.
Jezus zdaje się teraz przekomarzać - Nie robicie łaski bo i tak będziecie go pić :D

A oto ma refleksja/pytanie
Jeśli ofiara Jezusa na krzyżu JEST pełna, doskonała i całkowita to dlaczego i ja jestem tu na ziemi krzyżowany (poprzez utratę żony, dzieci, sensu).
A nadmienię, że nie mam aspiracji do siedzenia po prawej lub lewej stronie Taty.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Pantopie, pytanie Twoje jest tak ważne i trudne, że borykały się z nim legiony filozofów i teologów. Te wszystkie wysiłki mają nawet wspólną nazwę - teodycea. Warto poszperać w różnych książkach przez to hasło.
Ja nawet nie będę próbował czegokolwiek to dodać. Szukam zrozumienia słowa, drążę, jak coś znajdę lub przynajmniej mi się tak wydaje, to mam z tego radochę i dzielę się z Wami tutaj. Mijam po drodze pytania, na które teraz nie znam odpowiedzi. Jest ich o wiele więcej. Stoją sobie jak las, niech tak stoją i rosną. Ja chodzę sobie spokojnie między nimi i patrzę z podziwem na niedostępne korony. I dobrze mi z tym. Nie wszystko muszę wiedzieć, nie wszystko rozumieć.
A teraz czas na kolejne, dzisiejsze czytania:
https://brewiarz.pl/x_18/2510p/czyt.php3
Ef 3, 14-21
Bracia:
Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego, by potężnie wzmocnił się wewnętrzny człowiek. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości zakorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Boga.
Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co my prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.
Łk 12, 49-53
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».
Jezus, który nie przychodzi dać ziemi pokój, lecz rozłam? Dziwny to obraz. Przecież On przynosił pokój i mówił to wprost. Do tego ogień, symbol bardzo wieloznaczny. W połączeniu z rozłamem nasuwa na myśl wojnę i pożogę.
W pierwszym czytaniu ten ogień jest jednak sprecyzowany: to jest moc płynąca z Chrystusa, potężne wzmocnienie wewnętrznego człowieka, zakorzenienie i ugruntowanie w miłości, napełnienie całą Pełnią Boga, samym Chrystusem. To nieskończenie więcej niż to, o co my prosimy czy rozumiemy. Człowiek tak przemieniony jest inny, zmieniają się jego relacje z najbliższymi. Te dotychczasowe przestają wystarczać i powstaje rozłam. Kończy się stan błogiego spokoju, zasiedzenia, bierności, jakiejś gnuśności. Jego ogień burzy zastane układy, przynosi gwałtowną zmianę, wyrywa mnie ze strefy komfortu, zmusza do działania, budzi z letargu.
Ewangelia to nie głaskanie po głowie i mgiełka dobrego samopoczucia. To potężny żywioł, który wywraca życie do góry nogami i sprawia we mnie rzeczy, do których nie tylko sam nie byłbym zdolny, ale o które nawet nie potrafiłbym prosić. Których wciąż jeszcze nie rozumiem.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/x_18/2610p/czyt.php3
Ef 4, 1-6
Bracia:
Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój.
Jedno jest ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Łk 12, 54-59
Jezus mówił do tłumów: «Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: „Deszcz idzie”. I tak się dzieje. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: „Będzie upał”. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże chwili obecnej nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?
Gdy idziesz do sprawującego władzę ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie zaciągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni pieniążek».
Dzisiejsze pierwsze czytanie jest dla mnie szczególnie trudne. Po pierwsze pojawia się w tych rozważaniach już po raz czwarty. Po drugie zdaje się stać w takiej sprzeczności z wczorajszą Ewangelią, że jedność tego przesłania wymyka się racjonalnej analizie. I chyba właśnie to jest najlepszym tropem nie tyle do zrozumienia, co do przyjęcia tego Słowa.
Jezus nie przyszedł po to, żeby przenieść pokój, lecz rozłam. I wzywa przez autora natchnionego, aby zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jezus przyszedł po to, aby ogień rzucić na ziemię. I wzywa przez autora natchnionego, aby z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosić siebie nawzajem w miłości. Czy rozłam może być pokojem? Pokój rozłamem? Cichość, pokora i cierpliwość to ogień? Rzucenie ognia może polegać na wezwaniu do cichości, pokory i cierpliwości? Czy moc może doskonalić się w słabości? Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny... (2 Kor 12, 10). Takich pozornych sprzeczności znajdziemy w Ewangelii więcej. Jak widać dla Boga jest to możliwe. W Nim mieszczą się największe sprzeczności. I nadal jedno jest ciało i jeden Duch, jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Tak, jego ogień może być wezwaniem do cichości, pokory i cierpliwości, może być samą cichością. Mam być nieprzejednany w miłości, pokorze, cierpliwości. Nie dostosowywać się do innego ducha, nie iść za światem, być radykalnym wyznawcą Chrystusa. I właśnie dlatego mam pojednać się ze swym przeciwnikiem. Jego przesłanie przekracza ludzkie rozumienie, ale nie przekracza ludzkich możliwości poznania. Wzywa mnie, abym postępował w sposób godny powołania, do jakiego zostałem wezwany. Mam je rozpoznać, choć nie potrafię zrozumieć. Skoro umiem rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, to tym bardziej jestem obdarzony zdolnością do rozpoznania mojego powołania. Ponad rozumem. Wbrew wszystkiemu mieć nadzieję, jaką daje moje powołanie.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/x_18/2710p/czyt.php3
Ef 4, 7-16
Bracia:
Każdemu z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. Dlatego mówi Pismo: «Wstąpiwszy na wysokości, wziął do niewoli jeńców, rozdał ludziom dary». Słowo zaś „wstąpił” cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi? Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić. On też ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami, aby przysposobili świętych do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa.
Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. Natomiast, żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. Od Niego poczynając, całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności więzią umacniającą każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości.
Łk 12, 54-59
W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.
Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».
I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».
Zmieszanie krwi sprawcy z krwią ofiary musiało być czymś strasznym, gorszym niż śmierć. Jednocześnie było to pojmowane jako świadectwo wyjątkowej grzeszności tych osób, śmierć podwójną, ducha i ciała. Chrystus widzi mnie w takiej sytuacji zupełnego upadku i nie pociesza, że wszystko jest w porządku. Przeciwnie: przestrzega, że potrzebuję szybkiego nawrócenia, by nie utkwić w tym na zawsze. Żeby Pan nie wyciął mnie jak drzewa bez owoców. Podobna przestroga wybrzmiewa z Listu do Efezjan - abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauk; ludźmi, którzy tak naprawdę w nic nie wierzą, bo nie ma w nich korzenia.
Wezwanie do nawrócenia jest jednak zarazem wskazaniem drogi. Żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. On jest nie tylko celem, końcem, lecz także początkiem. Od Niego poczynając, całe Ciało przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości. Startując z tego fundamentu mogę wzrastać, budować siebie. On jest czymś – Kimś – towarzyszącym w tej budowie jako więź z całą resztą Ciała, z każdym bliźnim, ale szczególnie z tym, który jest ze mną jednym ciałem. A zarazem to jedno ciało, zespalane przez Chrystusa, jest po to, żebym budował siebie w miłości.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/x_18/2810w1/czyt.php3
Jr 31, 7-9
Tak mówi Pan: «Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba, weselcie się pierwszym wśród narodów! Głoście, wychwalajcie i mówcie: Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela!
Oto sprowadzę ich z ziemi północnej i zgromadzę ich z krańców ziemi. Są wśród nich niewidomi i dotknięci kalectwem, kobieta brzemienna wraz z położnicą: powracają wielką gromadą.
Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Przywiodę ich do strumienia wody równą drogą – nie potkną się na niej. Jestem bowiem ojcem dla Izraela, a Efraim jest moim synem pierworodnym».
Ps 126 (125), 1b-2b. 2c-3. 4-5. 6
Gdy Pan odmienił los Syjonu, *
wydawało się nam, że śnimy.
Usta nasze były pełne śmiechu, *
a język śpiewał z radości.
Mówiono wtedy między narodami: *
«Wielkie rzeczy im Pan uczynił».
Pan uczynił nam wielkie rzeczy *
i radość nas ogarnęła.
Odmień znowu nasz los, o Panie, *
jak odmieniasz strumienie na Południu.
Ci, którzy we łzach sieją, *
żąć będą w radości.
Idą i płaczą, *
niosąc ziarno na zasiew,
lecz powrócą z radością, *
niosąc swoje snopy.
Hbr 5, 1-6
Każdy arcykapłan spomiędzy ludzi brany, dla ludzi jest ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć tym, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości. I ze względu na nią powinien tak za lud, jak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. A nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron.
Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale uczynił to Ten, który powiedział do Niego: «Ty jesteś moim Synem, Ja Cię dziś zrodziłem», jak i w innym miejscu: «Ty jesteś kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka».
Mk 10, 46b-52
Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!»
Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa.
A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?»
Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał».
Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
Dzisiejsze teksty koncentrują się na dwóch zagadnieniach. Pierwsze to powołanie. Drugie to spełnienie próśb zanoszonych do Boga w cierpieniu, odpowiedź na wołanie o Jego miłosierdzie. Obie sprawy są nam bardzo bliskie.
To Bóg powołuje. To nie mój wybór, lecz jedynie rozpoznanie Jego wołania. To trochę inne wołanie, niż krzyk niewidomego Bartymeusza, i inne, niż wezwanie go przez Jezusa. Polski czasownik „wołać” został tu użyty do przetłumaczenia trzech różnych terminów greckich. To wołanie (καλώ – kalo) zawarte w powołaniu ma w sobie coś z nazywania po imieniu, wręcz nadawania imienia, i zarazem z zaproszenia. W jakiś sposób określa mnie i wyznacza mi drogę. Moim zadaniem jest usłyszeć to Słowo i Je pojąć, rozpoznać, przyjąć. Ono jest niezmienne, starsze niż ja sam, jest jak mój kod genetyczny: według niego byłem kształtowany od samego początku, jestem taki a nie inny, aby je wypełnić.
Ja w bólu i zagubieniu odpowiadam jak Bartymeusz krzykiem o litość: Jesu eleison, Jezu, zmiłuj się. Pierwsze czytanie i psalm wyraźnie obiecują spełnienie tego błagania, przemiany cierpienia w radość. Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Gdy Pan odmienił los Syjonu, wydawało się nam, że śnimy. Bóg odmieni mój los tak, usta moje będą pełne śmiechu, a język będzie śpiewał z radości.
To się jeszcze nie stało. Na razie wciąż zanoszę modły o zmiłowanie, o odmianę mojego losu. Wreszcie Pan słyszy mój rozpaczliwy krzyk i mnie wzywa do siebie. Ludzie wysłani przez Niego mówią: bądź dobrej myśli, wstań, On cię woła. Staję przed Jego obliczem i słyszę pytanie: co chcesz, abym ci uczynił?
Przecież wołałem, błagałem o odmianę losu, o zmiłowanie, odbudowanie mojej rodziny, odnowienie naszej miłości, o to, byśmy znów byli jednym ciałem. Czy tego chcę? Czy tego chcę najbardziej? Czy w kulminacyjnym momencie mojego życia, gdy staję przed Tym, który wszystko może, mam prosić właśnie o to? O zmiłowanie? Czyżby On dotąd nie miał miłosierdzia nade mną? Byśmy znów stali się jednym ciałem? A nie jesteśmy? Tak naprawdę, przed Nim? Przecież jesteśmy. O odnowienie miłości? On już odnowił moją miłość i wciąż ją odnawia.
Bartymeusz wiedział, że chce przejrzeć na oczy. Może tę jego odpowiedź powinienem przyjąć jak najbardziej dosłownie i odpowiedzieć Bogu tak samo: Panie, żebym przejrzał? Daj mi Panie światłe oczy serca, aby zrozumiał, czym jest nadzieja mojego powołania? (Ef 1, 18a) Czy to wystarczy? Czy moja wiara mnie wtedy uzdrowi? Czy spojrzenie Jego oczami na mnie samego i świat wokół mnie sprawi, że usta moje będą pełne śmiechu, a język będzie śpiewał z radości? Czy w ten sposób Pan odmieni mój los? Czy mam wyzbyć się pragnienia, aby ona odpowiedziała na moją miłość? Czuję, że całe moje człowieczeństwo usycha z tęsknoty za bliskością z drugim człowiekiem – mam się go zaprzeć? A może znów Jego odpowiedź jest ponad tak i nie, mam zaprzeć się samego siebie i pozostać sobą, pokochać to moje ludzkie pragnienie, usta moje mają być pełne śmiechu, a język śpiewać z radości, choć jednocześnie idę i płaczę?
Wiem na pewno, że on mnie wzywa. Jestem dobrej myśli. Nieustannie rozbrzmiewa we mnie to pytanie: co chcesz, abym ci uczynił? Chcę, Panie, wypełnić moje powołanie. Twoje Słowo zapisane we mnie. Chcę przejrzeć i każdego dnia rozeznawać je coraz bardziej, coraz bliżej. Coraz bliżej Ciebie.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/x_18/3010p/czyt.php3
Ef 5, 21-33
Bracia:
Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej. Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim.
Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby samemu sobie przedstawić Kościół jako chwalebny, niemający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała.
Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj również każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego. A żona niechaj ze czcią się odnosi do swojego męża.
Łk 13, 18-21
Jezus mówił: «Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki podniebne zagnieździły się na jego gałęziach».
I mówił dalej: «Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło».
Jeśli moja jedność z żoną jest obrazem łączności Chrystusa i Kościoła, to czym jest nasz kryzys, nasze rozdzielenie, przeżywana samotność? Chyba opuszczeniem Chrystusa przez tych, którzy tworzą Jego Ciało, przeze mnie: moja wiara przeżywana tak, by było jak najwygodniej, by karmić przy tym moją pychę, spychanie poza świadomość trudne wyzwania i łatwe usprawiedliwienie wszelkiej gnuśności... Kim ja jestem jako mąż opuszczony przez żonę? Pewnie w jakiejś mierze uczestniczę w tej największej męce Boga, w odrzuceniu przez tych, których ukochał.
Kim jestem w przypowieściach o ziarnku i o zaczynie? Szczególnie ta druga przemawia do mnie w dwojaki sposób. Jestem tym ciastem, w które Bóg swym dotknięciem zakwasza stopniowo tak, aż kiedyś zakwasi się całe. I zarazem mam być zaczynem, drobinką, która ma sobie moc przemieniać cały świat na lepszy, sam jestem okruchem królestwa Bożego, które z maleńkiego ziarna i z odrobiny zaczynu rośnie ponad moje wyobrażenia.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/x_18/3110p/czyt.php3
Łk 13, 22-30
Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy.
Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?»
On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”.
Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym.
Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».
Dziś chciałbym się z Wami podzielić doświadczeniem poniekąd negatywnym – choć i z niego czegoś się mogę nauczyć.
Przed mszą św. zobaczyłem w zakrystii plik ulotek wyborczych z paszkwilem pełnym insynuacji, ale powołującym się na tradycyjne wartości, bo o kandydatce wiadomo, że nie jest osobą wierzącą. Ksiądz rektor, którego mógłbym prosić o wyjaśnienie sprawy, przyszedł w ostatniej chwili i nie było takiej możliwości. Mimo starań o wyciszenie, w kłębiły się we mnie emocje i myśli z tym związane.
Jak idealnie pasowało to do dzisiejszej Ewangelii! Ludzie powołujący się na swoją bliskość z Bogiem słyszą, że On nie wie, skąd są. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości! Ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym.
Jest w tym może coś dobrego, że tak łatwo odnajduję odniesienie Słowa do sytuacji, w której aktualnie jestem. Gorzej, że odczytuję upomnienie pod adresem innych, a nie siebie. I że zamyka to we mnie działanie tegoż Słowa do jakiegoś drobnego wycinka przesłaniając jego bogactwo.
Okazało się, że ulotki znalazły się zakrystii nie po to, żeby je rozpowszechniać. Ktoś w nocy podrzucił je w wejściu do kościoła, więc zostały sprzątnięte i odłożone w zakrystii właśnie po to, żeby ich ludzie nie brali.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/xi_18/0111/czyt.php3
Ap 7, 2-4. 9-14
Ja, Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca, mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: «Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego». I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: «Zbawienie w Bogu naszym, Zasiadającym na tronie, i w Baranku».
A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: «Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen!»
A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: «Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?» I powiedziałem do niego: «Panie, ty wiesz». I rzekł do mnie: «To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka».
1 J 3, 1-3
Najmilsi:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest.
Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.
Mt 11, 28
Przyjdźcie do Mnie wszyscy,
którzy jesteście utrudzeni i obciążeni,
a Ja was pokrzepię.
Mt 5, 1-12a
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie».
Dzisiejsze czytania są tak piękne, że jednocześnie aż się proszą o mówienie o nich i budzą obawę, że takim gadaniem bardziej ujmę im blasku, przysłonię, niż cokolwiek odsłonię. Jest jednak w nich taki punkt, który wydaje mi się dalece nieoczywisty i ważny tak dla tego święta, jak dla Sycharków. Chodzi o teraźniejszość i przyszłość.
Chrystus w błogosławieństwach zapowiada coś, co ma być zaprzeczeniem stanu obecnego. Smutni będą pocieszeni, łaknący nasyceni. I od razu wzywa tych ubogich, cichych i prześladowanych, aby się cieszyli i radowali. Ci, którzy wprowadzają pokój, będą nazwani synami Bożymi. A przecież my już jesteśmy tak nazwani; więcej, jak pisze św. Jan, zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Bóg już nas obdarzył miłością – i to jaką! I ten sam św. Jan znów odnosi się przyszłości, wyraźnie odgraniczając ją od teraźniejszości: obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. A teraz Go nie widzimy, nie oglądamy, nie poznajemy? Mamy cieszyć się i radować już teraz, ale nie z obecnej chwili, lecz mocą nadziei, albowiem wielka jest nasza nagroda w niebie. Tam staniemy rzeszą przed Nim, przyjdziemy z wielkiego ucisku i opłuczemy swe szaty, i wybielimy je we krwi Baranka. To nasza przyszłość, do której chcemy dojść. Niebo, królestwo Boże. Nasza nadzieja pokładana w Nim. Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty. Uświęca się już teraz. Dotyka nieba już tu, na ziemi. Raduje się nadzieją radości, już się nią raduje. Bóg ukazuje mi moją marność i nędzę - i w ten sposób włącza do swojej świętości i chwały. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię. Na pewno pokrzepi nas tam, po drugiej stronie, i na pewno krzepi nas już tutaj, gdy tylko przyjdziemy do Niego, gdy tylko pozwolę Mu przyjść do mnie.
Jezus błogosławi mój smutek. Wzywa do radości, ale tego smutku nie uchyla. Pozwala dotknąć spełnienia obietnicy i nie odbiera jej spełnieniem. Czyni bogatym i pozostawia ubogim. Syci i pobudza głód. Błogosławi pragnienie, łaknienie sprawiedliwości, miłości, bliskości, obiecuje nasycenie, pozwala je przeżyć nadzieją, łącznością z Nim, i jeszcze je pogłębia. Abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości (J 10, 10).
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/xi_18/0211/czyt2.php3?u=2
Ps 42 (41), 2-3. 5; Ps 43 (42), 3. 4
Jak łania pragnie wody ze strumieni, *
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, *
kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?
Rozpływa się we mnie moja dusza, *
gdy wspominam, jak z tłumem kroczyłem do Bożego domu,
w świątecznym orszaku, *
wśród głosów radości i chwały.
Ześlij światłość i wierność swoją, *
niech one mnie wiodą.
Niech mnie przywiodą na Twą górę świętą *
i do Twoich przybytków.
I przystąpię do ołtarza Bożego, *
do Boga, który jest weselem i radością moją.
I będę Cię chwalił przy dźwiękach lutni, *
Boże mój, Boże.
Rz 6, 3-9
Bracia:
Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Przyjmując więc chrzest zanurzający nas w śmierć, zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca.
Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu.
Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus, powstawszy z martwych, już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy.
J 11, 32-45
Gdy Maria, siostra Łazarza, przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go, upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł».
Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzie go położyliście?»
Odpowiedzieli mu: «Panie, chodź i zobacz».
Jezus zapłakał.
A Żydzi rzekli: «Oto jak go kochał!»
Niektórzy z nich powiedzieli: «Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?»
A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień.
Jezus rzekł: «Usuńcie kamień». Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: «Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie».
Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?»
Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał».
To powiedziawszy, zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą.
Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.
Psalm 42 to jeden z moich ulubionych. Cudownie wyraża tęsknotę za przyszłością i przeszłością. Warto przytoczyć jeszcze raz, w całości, jego pierwsze strofy (2-5a):
Jak łania pragnie
wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie
Ciebie, Boże!
Dusza moja pragnie Boga,
Boga żywego:
kiedyż więc przyjdę i ujrzę
oblicze Boże?
Łzy stały się dla mnie chlebem
we dnie i w nocy,
gdy mówią mi co dzień:
«Gdzie jest twój Bóg?»
Gdy wspominam o tym, rozrzewnia się dusza moja we mnie,
ponieważ wstępowałem do przedziwnego namiotu,
do domu Bożego,
wśród głosów radości i dziękczynienia.
Czy naprawdę tak tęsknię za Bogiem? Czy może za żoną? Tęsknota, pragnienie tej osoby, kiedy ją wreszcie ujrzę, nocne łzy i pytanie, gdzie ona jest, rozrzewnienie na wspomnienie minionego szczęścia. Myślę, że wielu z nas przeżywało to podobnie. Ta tęsknota była żywa do bólu, ostra, przeszywająca na wskroś. A do Boga? Czy potrafię tak zatęsknić, tak mocno Go zapragnąć? Chcę tego, czasem zdarzają się takie przebłyski, zrywy serca. Dzięki miłości do drugiego człowieka wiem, dokąd mógłbym dojść, dokąd mam iść. Wiem też, że relacja z Bogiem może być bliższa niż ta z człowiekiem, zjednoczenie z Nim może być pełniejsze niż stawanie się jednym ciałem w węźle małżeńskim.
Wciąż nie jest, bo mimo zanurzenia w chrzest nie potrafię zanurzyć się w Jego śmierci, umrzeć w Chrystusie. Dać pogrzebać się wraz z Nim, by stamtąd wkraczać do nowego życia. Zbyt wiele sobie wciąż zostawiam, aby naprawdę zatęsknić za tym nowym życiem tylko w Nim, za bardzo sycę się światem, by łaknąć prawdziwego Chleba, który jest życiem. Jak Marta, która przed chwilą wyznała wiarę w zmartwychwstanie i godność mesjańską Chrystusa (J 11, 20-27), by zaraz potem stać na drodze do cudu: Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie.
Tęsknię za Nim, tęsknię za nią. Wyznaję ustami wiarę w Jego wszechmoc. I wciąż powtarzam w myślach, że nie ma sensu usuwać tego kamienia z naszego małżeństwa, bo ono już dawno leży w grobie. Wciąż tęsknię za mało, ze zbyt małą wiarą, za bardzo zanurzony w świecie zamiast w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, wciąż za mało tęsknię za Nim. Daj mi Panie być jak spękana zeschła ziemia, jak łania pragnąca wody z jedynego Źródła.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/xi_18/0311p/czyt.php3
Flp 1, 18b-26
Bracia:
Na wszelki sposób głosi się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył. Wiem bowiem, że mi to wyjdzie na zbawienie dzięki waszej modlitwie i pomocy, udzielanej przez Ducha Jezusa Chrystusa, zgodnie z gorącym oczekiwaniem i nadzieją moją, że w niczym nie doznam zawodu. Lecz jak zawsze, tak i teraz, z całą swobodą i jawnością Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć.
Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli zaś żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, cóż mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze; pozostawać zaś w ciele – to bardziej konieczne ze względu na was.
A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie Jezusie przez moją ponowną obecność u was.
Ps 42 (41), 2-3. 5
Jak łania pragnie wody ze strumieni, *
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, *
kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?
Rozpływa się we mnie moja dusza, *
gdy wspominam, jak z tłumem kroczyłem do Bożego domu,
w świątecznym orszaku, *
wśród głosów radości i chwały.
Łk 14, 1. 7-11
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich:
«Jeśli cię ktoś zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by przypadkiem ktoś znamienitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca”, a wtedy musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce.
Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy przyjdzie ten, który cię zaprosił, powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej”. I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników.
Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».
Dziś ponownie jest w liturgii ten sam psalm. Jednak pierwsze czytanie ustawia go w zupełnie innej perspektywie: oczekiwania na spotkanie z Bogiem przez śmierć. Pragnę odejść, a być z Chrystusem, dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże? Dopiero tam zobaczę Go twarzą w twarz, dopiero tam mogę się z Nim zjednoczyć. To o wiele lepsze niż wszystko, co może mnie spotkać po tej stronie życia. Tylko czy pragnienie śmierci, które dobrze znam, bo żyłem nim przez kilka lat, naprawdę jest pragnieniem Boga, a nie ucieczką przed powołaniem otrzymanym od Niego? Teraz już mi tak nie spieszno na drugi brzeg. Mam takie poczucie, że śmierci się nie boję, ale też jej nie wypatruję z utęsknieniem. I dzieje się tak nie dlatego, że jestem teraz dalej od Boga i mniej mi zależy na spotkaniu z Nim. Przeciwnie, doświadczyłem mocniej niż kiedykolwiek przedtem Jego obecności, właśnie przedsmaku nieba i to uczyniło myśli o śmierci jeszcze spokojniejszymi, pogodnymi.
Św. Paweł dochodzi jednak do wniosku, że na razie ma tu zadanie do wykonania. Że jest tu potrzebny, że Bóg potrzebuje go tutaj. Przez jego obecność wśród braci dokona się ich postęp w wierze, radość, wzrośnie ich duma w Chrystusie Jezusie. Stawia siebie samego na wyróżnionym miejscu w Kościele w Filippi. Czy ja też jestem gdzieś ważny, potrzebny Bogu, w jakimś miejscu, sytuacji, wobec jakiejś osoby niezastąpiony? Dla mojej żony? Czy mam samego siebie widzieć gdzieś na ważnym, zaszczytnym miejscu?
Jezus jednoznacznie wskazuje miejsce ostatnie. Mam zająć miejsce najmniej ważnego gościa na uczcie, takiego, bez którego może się ona odbyć i nie uzna na tym uszczerbku. Mam nie traktować siebie jako osoby niezastąpionej, ważnej dla Boga z jakiegokolwiek innego powodu niż ten, że jestem Jego dzieckiem. A w dodatku w moim życiu ciągle jest tak, że gdzieś stoją na czele, kieruję, odpowiadam za innych. I nic nie rozwiązuje tu oczywista myśl, że wszelkie dobro nie pochodzi tak naprawdę ode mnie, tylko od Niego.
Chcę się cieszyć z każdej sytuacji, gdy jestem komuś potrzebny, szukać takich okazji. Może aż za bardzo, ale to pokusa trudna dla mnie do odparcia. Wchodzę w to chętnie, ale zarazem staram się do tego nie przywiązywać.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/xi_18/0411/czyt.php3
Pwt 6, 2-6
Mojżesz powiedział do ludu:
«Będziesz się bał Pana, Boga swego, zachowując wszystkie Jego nakazy i prawa, które ja tobie rozkazuję wypełniać, tobie, twym synom i wnukom, po wszystkie dni życia twego, byś długo mógł żyć.
Słuchaj, Izraelu, i pilnie tego przestrzegaj, aby ci się dobrze powodziło i abyś się bardzo rozmnożył, jak ci przyrzekł Pan, Bóg ojców twoich, że ci da ziemię opływającą w mleko i miód.
Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję».
J 14, 23
Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę,
a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego.
Mk 12, 28b-34
Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?»
Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest: „Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. Drugie jest to: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Nie ma innego przykazania większego od tych».
Rzekł Mu uczony w Piśmie: «Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznie powiedziałeś, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego znaczy daleko więcej niż wszystkie całopalenia i ofiary».
Jezus, widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: «Niedaleko jesteś od królestwa Bożego». I nikt już nie odważył się Go więcej pytać.
https://brewiarz.pl/xi_18/0511p/czyt.php3
Łk 14, 12-14
Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».
Wczoraj napisałem jakieś dywagacje nt. czytań, ale na szczęście ich nie wysłałem. Dopiero dzisiejsza homilia, dotycząca powyższej perykopy, uświadomiła mi coś, czym chcę się podzielić.
Obraz wieczerzy jest zarazem metaforyczny i dosłowny. Zawiera konkretne polecenie dla słuchacza: nie zapraszaj, zaproś. Opowiada to Jezus. Dzieli się swoim doświadczeniem. On jest tym, który nie zaprasza po to, żeby ktoś mu się odwdzięczył. Ze szczególną miłością pochyla się nad ubogimi.
Te myśli z homilii ukazały mi z innej perspektywy przykazania miłości. To Bóg kocha mnie całym Sobą, całym Swoim sercem, całą Swoją duszą, całym Swoim umysłem i całą Swoją mocą. Bezgranicznie. Tylko on tak potrafi. Tylko on potrafi przyjąć taką miłość. Gdy próbuję kochać bezgranicznie człowieka – na przykład moją żonę – to jest w tym jakaś nieprawda. Ani ja nie jestem zdolny tyle dać, ani ona przyjąć. Mogę kochać człowieka tylko na moją i jego ludzką miarę. Szczególnie na moją: po prostu nie jestem zdolny kochać kogoś innego bardziej niż mnie samego. Jeżeli wydaje mi się inaczej, to jakoś się oszukuję. Poznanie samego siebie, dostrzeżenie w sobie godności dziecka Bożego w całej jej ułomności i pięknie zarazem, pozwala mi kochać drugiego, wyznacza mi limit moich możliwości kochania i bycia kochanym przez człowieka. Wszystko, co jest ponad to, mogę oddać tylko Bogu. Jego miłość nie zna granic – w dawaniu mi i w przyjmowaniu ode mnie.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Echo Słowa

Post autor: Pantop »

Mk 12, 28b-34 pisze:
Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?»
Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest: „Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. Drugie jest to: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Nie ma innego przykazania większego od tych».
Rzekł Mu uczony w Piśmie: «Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznie powiedziałeś, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego znaczy daleko więcej niż wszystkie całopalenia i ofiary».
Jezus, widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: «Niedaleko jesteś od królestwa Bożego». I nikt już nie odważył się Go więcej pytać.
Ot i całe PISMO S i NT w dwóch zdaniach.

Także dramatyczne odkrycie (dla mnie osobiście): wcale nie przestrzegam drugiego, że o pierwszym nie wspomnę.
Nie wiję się z tęsknoty za Najwyższym jak o. Pio albo siostra Faustyna. Nie mam z Jego powodu podkrążonych z miłości oczu.
Co rusz na kazaniu jestem zapewniany o Jego bliskości i miłości.
Intelektualnie o tym wiem.
Rzeczywistość skrzeczy.

W tym miejscu pozostaje mi życzyć Ci, aby cała ludzkość Cię kochała zgodnie z najważniejszym Twym wskazaniem:
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą
Natomiast nie wypada mi życzyć Ci, abyś odczuwał to tak, jak ludzie odczuwają Twe do nas uczucie.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Pantopie, do kogo się zwracasz: do Boga?
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/xi_18/0611p/czyt.php3
Flp 2, 5-11
Bracia:
To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.
On to, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca.
Łk 14, 15-24
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: «Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym».
On zaś mu powiedział: «Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadeszła pora uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe”. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: „Kupiłem pole, muszę wyjść je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Jeszcze inny rzekł: „Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść”.
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał swemu słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!” Sługa oznajmił: „Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i przynaglaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony.
Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”».
Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść na spotkanie Pana. Ona Ciebie nie zna, nie chciałaby pójść ze mną, a ja bez niej nie potrafię żyć. Jeśli pójdę na Twoją ucztę, ona może się na mnie pogniewać, nawet obrazić, a sama myśl, że kiedyś mogłaby mnie z tego powodu porzucić, paraliżuje mnie i czyni głuchym na Twoje zaproszenie. Tak myślałem i wiele razy tak robiłem.
Nie byłem zdolny do tego, aby ogołocić samego siebie i stać się posłusznym. Nawet nie do śmierci, a tym bardziej do krzyża. Nie byłem w stanie zaryzykować. Nie chciałem się uniżyć przed Bogiem, więc uniżałem się przed człowiekiem. To było prawdziwe uniżenie, które nie prowadzi do wywyższenia.
Potem zostałem ogołocony. Pan zerwał ze mnie skorupę. Bolało, bo pozwoliłem, żeby szata wrosła mi w skórę. Nosiłem ją na sobie tak, jakby była mną samym, zasłoniłem nią obraz samego siebie przede mną samym.
Dążenie do uniżenia i ogołocenia: cóż bardziej przeciwnego ludzkiej naturze. A jednak właśnie ono ma mnie ożywiać. Ma mi dawać życie. Ono było w Chrystusie Jezusie. Tędy prowadzi droga za Nim, droga do życia. Bolesna i pełniejsza radości niż jakakolwiek inna.
Zablokowany