Od miesięcy słyszałam w sercu :”pisz…pisz…pisz…”
„Ale co mam Boże pisać, powiedz…..”
„pisz….pisz…pisz…”
Robiłam nadal swoje, praca , dom, obowiązki, ale słuchałam dalej, byłam otwarta na propozycje Boga.
Prosiłam o pracę, nie zarabiam od kilku miesięcy, a mamy duże potrzeby, ważne, konieczne - leczenie. Prosiłam cierpliwie.
Nawet raz powiedziałam: „Ty Boże wiesz, jakie mamy potrzeby serca i potrzeby w życiu, nie wiem jak to zrobisz, ale liczę na Ciebie”
Nie panikowałam, każdy przejaw zamartwiania się skąd wziąć potrzebne pieniądze ucinałam „Jezu ufam Tobie”. Po kilku tygodniach zaczęło się dziać, mąż mówi że mają klęske urodzaju, nie nadążają, że przyniesie dobrą pensję… Zaczęła budzić się nadzieja i wiara, że Bóg działa.
Ja robiłam nadal swoje, uwielbiałam Go codziennie, dziękowałam za wszystko co dostawałam, modliłam się za mamę o nawrócenie, podjęłam się postu w jej intencji, wsparłam jałmużną dobre działo Pana, czyli nowy kanał O. Szustaka. i cierpliwie czekałam.
Miesiąc temu gdy widziałam mamę, mieliśmy trudną rozmowę, cała rodzina przy stole. Narada, mama oczekiwała że wymusimy na tacie coś, niestety nie poszło po mamy myśli. Po raz pierwszy w życiu ja i moja siostra mówiłyśmy jednym głosem, a nasi mężowie nas wsparli. Nie mogłam postąpić inaczej w rozmowie, ale miałam pewność, że mama czuje się bardzo zawiedziona.
Postanowiłam jeszcze usilniej modlić się za mamę i całą rodzinę, o nawrócenie i potrzebne im uzdrowienie.
Pewnego piątku, szukając tekstów o modlitwie małżeńskiej znalazłam forum Sychar, przeczytałam jeden wątek i „wpadłam”. Miałam tyle do powiedzenia tej osobie, zaczęłam pisać… Od razu wiedziałam, że robię to czego chce ode mnie Bóg, bo poczułam pokój i miałam poczucie sensu.
Radowałam się bardzo w sercu, że mam tak wiele dla was myśli, kierowana chęcią dzielenia się swoją wiarą, doświadczeniami, świadczenia o Chrystusie pisałam dzień po dniu.
Ale jak można było zaobserwować, byłam atakowana za swoje wypowiedzi, że nie mam doświadczenia, że nie trafiam do czytelników w tak trudnej sytuacji życiowej, bo jej nie przeżyłam, że ciągle się mylę… ale jakby na przekór atakom zaczęły się podziękowania od forumowiczów, pojawiły się słowa wsparcia na PW, a przede wszystkim w moim sercu panował raczej pokój.
Odbierałam to w miarę spokojnie, bo przecież czułam że robię dobrze, że przecież dostałam od Boga „pracę”, a to że nie będzie z niej pieniędzy to nic, w końcu Bóg wie lepiej czego mi potrzeba, czułam się obdarowana i robiłam nadal swoje.
A co robiłam dokładnie? Opowiadałam o Bogu, jak Mu zawierzyć, jak zaufać, jakie narzędzia są dostępne katolikowi w walce ze złym. Ewangelizowałam. Mimo ataków i mimo wyśmiewania.
Nawet w jednym poście napisałam, ze jeśli Bóg jest z nami to zły nie robi nam krzywdy, a jeśli jeszcze naśladujemy Chrystusa to działania złego nas po prostu śmieszą.
Zbliża się 20 rocznica naszego ślubu, zbiegła się z bierzmowaniem starszej córki, zaprosiłam najbliższą rodzinę. Tu także nie obyło się bez różnych działań złego by nam zepsuć to świętowanie, ale zaufałam Bogu, modliłam się i nadal robiłam swoje, czyli organizowałam przyjęcie.
W piątek najważniejsze było dla mnie pójść z córką młodszą na mszę św. i do spowiedzi św. Zadzwoniłam do rodziny, kiedy przyjeżdzają, powiedzieli że są w połowie drogi a już jadą 4h. (Mieli do pokonania 300 km, zwykle jedzie się 3 h z przystankiem) w tym czasie zdążyłam na msze i do spowiedzi, wróciłam do domu i przygotowałam kolację, gdy wszystko stało na stole weszli goście. Jechali 6 h, bardzo im współczuję, ale najwyraźniej ważniejsza była Msza św.
W innym miejscu opisałam moje doświadczania z mamą, pokrótce to jest najtrudniejsza relacja w moim życiu, zwykle jestem pełna niepokoju przed każdym kontaktem z mamą. Dziś miałam spokój i pewność, że Bóg czuwa nade mną.
Rodzice przywieźli nam prezent, czarne, ładne pudełko a w środku gotówka…. nie mieściła się w kopercie…więc było pudełko. To jest połowa kwoty, którą potrzebujemy na leczenie. Dodam że mama nie wie o naszych problemach zdrowotnych, przypomnę że miesiąc temu bardzo ją zawiodłam ( w jej odczuciu). A teraz obdarowuje nas tak hojnie?!
Dla mnie było jasne, że tą hojność zawdzięczamy Bogu, Chwała Panu!
Kiedyś usłyszałam jak ewangelizator Marcin Zieliński (warto posłuchać konferencji na YT) powiedział, że gdy Bóg daje człowiekowi zadanie to i pomoże je zrealizować: „Jeśli Bóg chce żebym pojechał np. na Litwę i ewangelizował to ja nie zapłacę za to złotówki, o wszystko zadba Bóg”. Pomyślałam, że ja także tak chcę służyć Bogu…że także chcę się o tym przekonać.
No to się przekonałam!! Za dwa tygodnie ewangelizacji połowa kwoty potrzebnej na rok leczenia!!!
Ja chcę nadal zarabiać u Boga;-) A kto chce słuchać to niech słucha