Zgadzam się w 100% , ciężko byłoby ponownie zaufać. Od nowa musielibyśmy się poznawać i uczyć siebie nawzajem.Monti pisze: ↑29 wrz 2019, 22:02 Podobne odczucia ma wielu porzuconych małżonków. Ja mieszkam sam prawie rok, jakoś sobie życie poukładałem i też czasem myślę, co by było, gdyby nagle żona zapałała do mnie na nowo miłością. Postawa chrześcijańska zakłada otwartość na powrót "marnotrawnego" małżonka. Wydaje mi się jednak, że może mieć to miejsce tylko po solidnym przepracowaniu kryzysu. Inaczej narażamy siebie i dzieci na "powtórkę z rozrywki".
Nie chcę jego powrotu
Moderator: Moderatorzy
-
- Posty: 8
- Rejestracja: 25 wrz 2019, 22:16
- Płeć: Kobieta
Re: Nie chcę jego powrotu
-
- Posty: 8
- Rejestracja: 25 wrz 2019, 22:16
- Płeć: Kobieta
Re: Nie chcę jego powrotu
Witaj Magdaleno Anno.
Borykam się z identycznym problemem.
Trzy lata znosiłam jego kłamstwa i "miłość" do kowalskiej. Gdy podjęłam za niego decyzję wyrzucając go kolejny raz z domu , tym razem ostateczny i definitywny, to wciąż jeszcze twierdziłam , że kiedyś jeszcze być może będziemy razem. Pękłam , gdy po 2 miesiącach okazało się ,że żyłam w nieświadomości ,że od razu razem zamieszkali. Już przestałam chcieć jego powrotu.
Dziś stwierdzam ,że to niemożliwe.
Nie jestem w stanie zaufać , żyć z nim ,pozbyć się uczucia pogardy.
Wszyscy dookoła twierdzą ,że to temu ,że pewnie chcę kogoś wpuścić do swojego domu i serca. Nikt mi nie wierzy ,że nie chce , że nie dam rady go przyjąć , bo powodem jest to, że zniszczę swojego męża.
Wiem ,że nie zniesie tego na co dzień. Obojętność to najdelikatniejsze słowo jakim mogę określić swoje odczucia. Raczej nim gardzę i nie potrafię tego kryć.
Nie chodzi o wybaczenie , raczej o nieumiejętność zapomnienia, powstrzymania się przed "rzucaniem" Kowalską.
Książkę Anny Jednej przeczytałam nie raz.Wiem co tzn czekać na cud.U mnie ten cud stał się miesiąc temu , gdy miłość po 4 miesiącach okazała się pomyłką.
Tylko ,że te trzy lata okupiłam nerwicą , która nie pozwoli mi normalnie żyć.
Uciekam od ludzi ,którzy na siłę próbują na mnie wpływać , bo jedyne czego teraz potrzebuje to spokój i zwyczajne życie, a wszyscy dookoła widzą we mnie tylko zło. Cokolwiek robię jest postrzegane jako szaleństwo , wyzwolenie , używanie wolności.
Nikt nie rozumie ,że ta odskocznia od problemów jest mi potrzebna by zacząć funkcjonować.Nie robię nic złego, to że żyje to cud , ale nikt tego tak nie postrzega.Nie mieli pojęcia co chodziło mi po głowie, uważali mnie za twardą , a ja byłam o krok od samobójstwa.
Dziś , gdy stąpam już mocno po ziemi , to każdy mój krok jest krytykowany , zabraniany, odbierany jako zło.
Uciekam by nie zwariować , bo wciąż ktoś czegoś ode mnie oczekuje.Nie potrafię już walczyć.Odpuszczam i się odsuwam. Ludzie wokół zrobili się toksyczni.Mam dość odpierania zarzutów.Wychodze z założenia ,że tłumaczą się winni , więc nawet nie próbuje prostować kłamstw , które na mój temat krążą , jak plotki .
Ale już brak mi sił.Za dużo w ostatnim czasie straciłam : męża , dzieci , rodziców , pracę.Jakby coś się sprzysięgło przeciw mnie.Powoli nie daje rady.
Jeśli znajdziesz złoty środek to podziel się nim.
Borykam się z identycznym problemem.
Trzy lata znosiłam jego kłamstwa i "miłość" do kowalskiej. Gdy podjęłam za niego decyzję wyrzucając go kolejny raz z domu , tym razem ostateczny i definitywny, to wciąż jeszcze twierdziłam , że kiedyś jeszcze być może będziemy razem. Pękłam , gdy po 2 miesiącach okazało się ,że żyłam w nieświadomości ,że od razu razem zamieszkali. Już przestałam chcieć jego powrotu.
Dziś stwierdzam ,że to niemożliwe.
Nie jestem w stanie zaufać , żyć z nim ,pozbyć się uczucia pogardy.
Wszyscy dookoła twierdzą ,że to temu ,że pewnie chcę kogoś wpuścić do swojego domu i serca. Nikt mi nie wierzy ,że nie chce , że nie dam rady go przyjąć , bo powodem jest to, że zniszczę swojego męża.
Wiem ,że nie zniesie tego na co dzień. Obojętność to najdelikatniejsze słowo jakim mogę określić swoje odczucia. Raczej nim gardzę i nie potrafię tego kryć.
Nie chodzi o wybaczenie , raczej o nieumiejętność zapomnienia, powstrzymania się przed "rzucaniem" Kowalską.
Książkę Anny Jednej przeczytałam nie raz.Wiem co tzn czekać na cud.U mnie ten cud stał się miesiąc temu , gdy miłość po 4 miesiącach okazała się pomyłką.
Tylko ,że te trzy lata okupiłam nerwicą , która nie pozwoli mi normalnie żyć.
Uciekam od ludzi ,którzy na siłę próbują na mnie wpływać , bo jedyne czego teraz potrzebuje to spokój i zwyczajne życie, a wszyscy dookoła widzą we mnie tylko zło. Cokolwiek robię jest postrzegane jako szaleństwo , wyzwolenie , używanie wolności.
Nikt nie rozumie ,że ta odskocznia od problemów jest mi potrzebna by zacząć funkcjonować.Nie robię nic złego, to że żyje to cud , ale nikt tego tak nie postrzega.Nie mieli pojęcia co chodziło mi po głowie, uważali mnie za twardą , a ja byłam o krok od samobójstwa.
Dziś , gdy stąpam już mocno po ziemi , to każdy mój krok jest krytykowany , zabraniany, odbierany jako zło.
Uciekam by nie zwariować , bo wciąż ktoś czegoś ode mnie oczekuje.Nie potrafię już walczyć.Odpuszczam i się odsuwam. Ludzie wokół zrobili się toksyczni.Mam dość odpierania zarzutów.Wychodze z założenia ,że tłumaczą się winni , więc nawet nie próbuje prostować kłamstw , które na mój temat krążą , jak plotki .
Ale już brak mi sił.Za dużo w ostatnim czasie straciłam : męża , dzieci , rodziców , pracę.Jakby coś się sprzysięgło przeciw mnie.Powoli nie daje rady.
Jeśli znajdziesz złoty środek to podziel się nim.
Re: Nie chcę jego powrotu
Koszmar,
Na "dzień dobry" i proszę nie zrozum mnie źle. Zalecam konsultację w poradni zdrowia psychicznego. Niesiesz bardzo duży ładunek emocjonalny, niestety ten negatywny. Miałaś nerwicę i myśli samobójcze, dużo straciłaś, brak zrozumienia u ludzi, nie wygląda to dobrze. Wygląda jakbyś miała głowice atomowa pod pachą.
Na "dzień dobry" i proszę nie zrozum mnie źle. Zalecam konsultację w poradni zdrowia psychicznego. Niesiesz bardzo duży ładunek emocjonalny, niestety ten negatywny. Miałaś nerwicę i myśli samobójcze, dużo straciłaś, brak zrozumienia u ludzi, nie wygląda to dobrze. Wygląda jakbyś miała głowice atomowa pod pachą.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Nie chcę jego powrotu
Chyba czujesz się ogromnie samotna w tym doświadczeniu, towarzyszą Ci w tym rozpacz, beznadzieja oraz (prawdopodobnie?) gniew jeśli się nie mylę, może warto zmienić to "towarzystwo"?Koszmar pisze: ↑24 sty 2022, 20:50 Witaj Magdaleno Anno.
Borykam się z identycznym problemem.
Trzy lata znosiłam jego kłamstwa i "miłość" do kowalskiej. Gdy podjęłam za niego decyzję wyrzucając go kolejny raz z domu , tym razem ostateczny i definitywny, to wciąż jeszcze twierdziłam , że kiedyś jeszcze być może będziemy razem. Pękłam , gdy po 2 miesiącach okazało się ,że żyłam w nieświadomości ,że od razu razem zamieszkali. Już przestałam chcieć jego powrotu.
Dziś stwierdzam ,że to niemożliwe.
Nie jestem w stanie zaufać , żyć z nim ,pozbyć się uczucia pogardy.
Wszyscy dookoła twierdzą ,że to temu ,że pewnie chcę kogoś wpuścić do swojego domu i serca. Nikt mi nie wierzy ,że nie chce , że nie dam rady go przyjąć , bo powodem jest to, że zniszczę swojego męża.
Wiem ,że nie zniesie tego na co dzień. Obojętność to najdelikatniejsze słowo jakim mogę określić swoje odczucia. Raczej nim gardzę i nie potrafię tego kryć.
Nie chodzi o wybaczenie , raczej o nieumiejętność zapomnienia, powstrzymania się przed "rzucaniem" Kowalską.
Książkę Anny Jednej przeczytałam nie raz.Wiem co tzn czekać na cud.U mnie ten cud stał się miesiąc temu , gdy miłość po 4 miesiącach okazała się pomyłką.
Tylko ,że te trzy lata okupiłam nerwicą , która nie pozwoli mi normalnie żyć.
Uciekam od ludzi ,którzy na siłę próbują na mnie wpływać , bo jedyne czego teraz potrzebuje to spokój i zwyczajne życie, a wszyscy dookoła widzą we mnie tylko zło. Cokolwiek robię jest postrzegane jako szaleństwo , wyzwolenie , używanie wolności.
Nikt nie rozumie ,że ta odskocznia od problemów jest mi potrzebna by zacząć funkcjonować.Nie robię nic złego, to że żyje to cud , ale nikt tego tak nie postrzega.Nie mieli pojęcia co chodziło mi po głowie, uważali mnie za twardą , a ja byłam o krok od samobójstwa.
Dziś , gdy stąpam już mocno po ziemi , to każdy mój krok jest krytykowany , zabraniany, odbierany jako zło.
Uciekam by nie zwariować , bo wciąż ktoś czegoś ode mnie oczekuje.Nie potrafię już walczyć.Odpuszczam i się odsuwam. Ludzie wokół zrobili się toksyczni.Mam dość odpierania zarzutów.Wychodze z założenia ,że tłumaczą się winni , więc nawet nie próbuje prostować kłamstw , które na mój temat krążą , jak plotki .
Ale już brak mi sił.Za dużo w ostatnim czasie straciłam : męża , dzieci , rodziców , pracę.Jakby coś się sprzysięgło przeciw mnie.Powoli nie daje rady.
Jeśli znajdziesz złoty środek to podziel się nim.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Re: Nie chcę jego powrotu
Nie trzeba.Magdalena Anna pisze: ↑01 paź 2019, 23:36 4.Pomimo tego ,że mamy XXI wiek do tych wszystkich terapii trzeba dwojga oraz chęci naprawienia tego co się rozsypało
Fakt, terapia par czy rodzin wymaga tego (chociaż od psycholog dziecięcego dostalam sygnał, że nie musimy razem - raz tata może iść z synem, raz ja, nie musiby być w tym samym momencie, ale on musi jednak uczestniczyć).
Ale terapia indywidualna nie. I paradoksalnie jak trafi się na dobrego psychologa i wie sie w czym grzebać - pozna się pewną teorie, nazewnictwo zjawisk - można i to przerobić.
Terapia grupowa również jest pracą z relacją i niektóre schematy w niej też się uaktywniaja, nie trzeba też męża zatem ściągać.
Jestem w trakcie szukania, ale na pewno nie jest nim nienawiść, odraza, niechęć. To mi się kojarzy z wątkiem Astro (pozdro ), a chłopak nam pęknął ostatnio.
Negatywne uczucia też świadczą o nieprzepracowaniu i nie jest dobre zionąć tak nienawiścią. Bo ona nie daje nic prócz bólu. Sobie, jemu, innym.
Re: Nie chcę jego powrotu
Selfie - nie miałam , ale mam nerwicę.
Ta choroba nie mija wraz z zamknięciem drzwi.
Ozeaszu - to " towarzystwo" to moi rodzice , syn , pół rodziny.
Oni nie rozumieją , że nie chce żyć z kimś , kim jest mój mąż, że nie potrafię.
To od nich muszę się izolować , by móc chodzić do pracy , spotkać się ze znajomymi ,którzy nie wywierają na mnie presji tylko dają mi czas.Niestety przykro to stwierdzić , ale Ci którzy powinni mnie wspierać niestety są przeciw mnie.
Nowiutka - to nie nienawiść , odraza i niechęć przynosi ból tylko brak zrozumienia.Potrzebujesz spokoju a wciąż słyszysz tylko krytykę, potrzebujesz wsparcia a dostajesz " a nie mówiłam" , potrzebujesz pomocy , a ktoś obwinia Cię o utratę pracy.
Pewnego dnia zamiast rodziny , która jest z Tobą dostajesz wrogo nastawionych ludzi , którzy robią z Ciebie tylko poszukiwaczke przygód.
Można mieć dość i chcieć uciec - uwierz.
Wiesz , gdyby nie jego " nawrócenie" wszyscy życzyli by mi zdrowia , spokoju , dodawali otuchy .
A tak zamiast ofiary zostałam winną , bo nie potrafię już kochać go jak dawniej. Straciłam wszystko , oddałam wszystko prócz domu a i w nim czuje się jakby nie był moją własnością.
Przepracowywalam nasze kryzysy zawsze sama. Mąż nawet nie chciał rozmawiać. Teraz czuję ulgę , że nie dźwigam już tego ciężaru.
Tak jak napisał Monti - boje się powtórki z rozrywki , a niestety nikt nie jest w stanie nam zagwarantować , że jej nie będzie.
Magdaleno Anno - poznawać i uczyć się na nowo można kogoś kogo się nie zna. Ja nie wierzę , że po 28 latach życia z kimś można to robić od nowa , ale to moje zdanie. Tu każdy ma własną wolę.
Ta choroba nie mija wraz z zamknięciem drzwi.
Ozeaszu - to " towarzystwo" to moi rodzice , syn , pół rodziny.
Oni nie rozumieją , że nie chce żyć z kimś , kim jest mój mąż, że nie potrafię.
To od nich muszę się izolować , by móc chodzić do pracy , spotkać się ze znajomymi ,którzy nie wywierają na mnie presji tylko dają mi czas.Niestety przykro to stwierdzić , ale Ci którzy powinni mnie wspierać niestety są przeciw mnie.
Nowiutka - to nie nienawiść , odraza i niechęć przynosi ból tylko brak zrozumienia.Potrzebujesz spokoju a wciąż słyszysz tylko krytykę, potrzebujesz wsparcia a dostajesz " a nie mówiłam" , potrzebujesz pomocy , a ktoś obwinia Cię o utratę pracy.
Pewnego dnia zamiast rodziny , która jest z Tobą dostajesz wrogo nastawionych ludzi , którzy robią z Ciebie tylko poszukiwaczke przygód.
Można mieć dość i chcieć uciec - uwierz.
Wiesz , gdyby nie jego " nawrócenie" wszyscy życzyli by mi zdrowia , spokoju , dodawali otuchy .
A tak zamiast ofiary zostałam winną , bo nie potrafię już kochać go jak dawniej. Straciłam wszystko , oddałam wszystko prócz domu a i w nim czuje się jakby nie był moją własnością.
Przepracowywalam nasze kryzysy zawsze sama. Mąż nawet nie chciał rozmawiać. Teraz czuję ulgę , że nie dźwigam już tego ciężaru.
Tak jak napisał Monti - boje się powtórki z rozrywki , a niestety nikt nie jest w stanie nam zagwarantować , że jej nie będzie.
Magdaleno Anno - poznawać i uczyć się na nowo można kogoś kogo się nie zna. Ja nie wierzę , że po 28 latach życia z kimś można to robić od nowa , ale to moje zdanie. Tu każdy ma własną wolę.
Re: Nie chcę jego powrotu
Mnie jednak chodziło o towarzyszące Ci emocje. A emocje mają źródło w Tobie nie innych, wynikają z Twojej percepcji świata i wartości, w tym temacie można coś zmienić, na ile masz siłę i ochotę np. w programie 12 kroków?
Możesz rozwinąć ten wątek, bo nie wiem czy rozumieć dosłownie co napisałaś czy to jakaś przenośnia?
Czyli jeśli dobrze zrozumiałem wewnętrznie "czujesz wypalenie" i wewnętrzny lęk w związku z utratą zaufania do męża i ewentualnego przeżywania trudnych i raniących sytuacji ponownie?Koszmar pisze: ↑25 sty 2022, 18:17 A tak zamiast ofiary zostałam winną , bo nie potrafię już kochać go jak dawniej. Straciłam wszystko , oddałam wszystko prócz domu a i w nim czuje się jakby nie był moją własnością.
Przepracowywalam nasze kryzysy zawsze sama. Mąż nawet nie chciał rozmawiać. Teraz czuję ulgę , że nie dźwigam już tego ciężaru.
Tak jak napisał Monti - boje się powtórki z rozrywki , a niestety nikt nie jest w stanie nam zagwarantować , że jej nie będzie.
No jest ryzyko i z doświadczenia własnego wiem, że dopóki nie wzrośnie Twoja siła i nie zapewnisz sobie zaplecza w wymiarze relacji i poczucia bezpieczeństwa to nie warto ryzykować. Człowiek złamany na duchu raczej rzadko widzi świat w pozytywnym świetle, chyba że zmieni punkt odniesienia i przewartościuje to wszystko, mówię tu o Jezusie i Jego Ewangelii.
Moje doświadczenie jest inne, ja staram się żonę którą "znam" (a raczej adekwatniejsze słowo to poznaję) już 30 lat widzieć każdego dnia w nowym świetle, w świetle Ewangelii i mnie to pomaga,
choćby nie czuć nienawiści czy złości które bazowały na moich zranieniach. Uczę się kochać tak jak kocha mnie Bóg, za życia to nie jest do końca możliwe jednak można tą drogą iść, ja nie idę sam.
Pomaga mi w tym też przyjęte przekonanie choćby wynikające ze słów JP2, że człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa, sam zaś czuję wewnętrznie, że człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże nie jest jak "przeczytana"(pozornie) książka, a raczej jak słowa Pisma Świętego które dzisiaj znaczą tyle, co może odczytać i pojąć ludzki umysł i serce na teraz, jutro to może być co innego i tak każdego dnia, my również dojrzewamy i nasza, moja percepcja ulega zmianie.
Tego też nauczyłem się "przy boku" Jezusa, i staram się nie zamykać spraw tego świata w ludzkiej garści która niewiele pomieści i w ludzkim umyśle który ma swoje granice, bliżej tu do intuicji serca i ducha.
Na tej podstawie mimo tylu lat przeżytych z żoną jestem pewny, że o wiele więcej jest do odkrycia niż mi się kiedyś wydawało, pewne rzeczy do dzisiaj nie pojmuje mój umysł bo sam nie dojrzał do tego by coś zobaczyć, moje ograniczenia percepcji tego świata i ludzi dają mi też podstawę do tego, że więcej nie wiem niż wiem, a i do tego, że nawet jeśli coś widzę to niekoniecznie jest to co myślę.
Koniec końców na dzień dzisiejszy jestem pełen nadziei i ufności która ma źródło w Bożej obecności, miłości i trosce oraz planie który wierzę ma dla każdego z nas.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Re: Nie chcę jego powrotu
Emocje są skrajne. Nerwica powoduje , że mimo woli czasem nie panujesz nad wyrzuceniem złych emocji.
Żeby Ozeauszu lepiej zrozumieć moją sytuację zapraszam Cię do mojego wątku " Jednak odszedł".
Nie lubię zaśmiecać swoimi prywatnymi wpisami wątków innych.Odnioslam się tu tylko do tytułu , bo wiem jak ciężko znaleźć zrozumienie , gdy nie potrafimy przyjąć marnotrawnego małżonka.
Czasem mam ochotę zrobić to dla świętego spokoju , ale wbrew sobie , a wiem , że nie tędy droga i to się wtedy nie uda.Dlatego rozumiem Magdalenę Anne.
To nie jest takie łatwe jak się innym wydaje , nawet z Bogiem. On nie czyści naszej pamięci tylko serce.A głowa czasem z sercem nie współgra.
Żeby Ozeauszu lepiej zrozumieć moją sytuację zapraszam Cię do mojego wątku " Jednak odszedł".
Nie lubię zaśmiecać swoimi prywatnymi wpisami wątków innych.Odnioslam się tu tylko do tytułu , bo wiem jak ciężko znaleźć zrozumienie , gdy nie potrafimy przyjąć marnotrawnego małżonka.
Czasem mam ochotę zrobić to dla świętego spokoju , ale wbrew sobie , a wiem , że nie tędy droga i to się wtedy nie uda.Dlatego rozumiem Magdalenę Anne.
To nie jest takie łatwe jak się innym wydaje , nawet z Bogiem. On nie czyści naszej pamięci tylko serce.A głowa czasem z sercem nie współgra.
Re: Nie chcę jego powrotu
U mnie po kilku latach modlitwy "wyczyścił" wspomnienia z dziadostwa które z własnej winy w nie "wgrałem", to nie tak że nic nie pamiętam, choć teraz kiedy się zastanawiam to naprawdę to jest już tak dalekie że prawie nieobecne, a bardziej że wspomnienia straciły możliwość wypływania w każdej możliwej sytuacji i stało się to na rekolekcjach w konkretnym czasie po kolejnym złożeniu tej intencji na ołtarzu, może po prostu do czegoś dojrzałem? Wtedy też realna stałą się druga intencja o kochanie żony Jego miłością, o zakochanie takie jak Jego w nas, to się stało.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Re: Nie chcę jego powrotu
Ozeszu, nawet nie wiesz, jak przeczytanie Twojego postu mnie wzmocniło i dodało wiary, że wspomnienia mogą zostać odłożone głęboko. Oby tak się stało w małżeństwie Koszmaru i moim także.ozeasz pisze: ↑30 sty 2022, 12:21U mnie po kilku latach modlitwy "wyczyścił" wspomnienia z dziadostwa które z własnej winy w nie "wgrałem", to nie tak że nic nie pamiętam, choć teraz kiedy się zastanawiam to naprawdę to jest już tak dalekie że prawie nieobecne, a bardziej że wspomnienia straciły możliwość wypływania w każdej możliwej sytuacji i stało się to na rekolekcjach w konkretnym czasie po kolejnym złożeniu tej intencji na ołtarzu, może po prostu do czegoś dojrzałem? Wtedy też realna stałą się druga intencja o kochanie żony Jego miłością, o zakochanie takie jak Jego w nas, to się stało.