
W sakramentalnym małżeństwie jesteśmy od 14 lat, a znamy się w sumie 20 lat.
Od 4 lat jestem w Ognisku Wiernej Miłości Małżeńskiej Sychar.
Od ponad 1,5 roku jesteśmy w separacji sądowej. Od prawie dwóch lat nie mieszkamy ze sobą. Mamy dwójkę dzieci: 10 i 6 lat.
1 rozprawa rozwodowa - 29.09.2020 w dzień wspomnienia Trzech Archaniołów z powództwa męża
Przecudowna data na rozprawę. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej obstawy w Sądzie. Idąc tego dnia na salę rozpraw miałam wsparcie, nie tylko Archaniołów, ale także wsparcie wielu Sycharków, przyjaciół, rodziny. Dzień rozpoczęłam jak co dzień, od porannej Eucharystii. Zawierzyłam Bogu to wszystko co się w tym dniu wydarzy, poprosiłam, aby to Archaniołowie za mnie mówili. Po Mszy Świętej dostałam indywidualne błogosławieństwo od Proboszcza, opiekuna naszego Ogniska i pojechałam do Sądu.
Po drodze do Sądu odmawiałam różaniec z rozważaniami siostry Anny Pudełko dla kobiet „Maryja wie lepiej”. To był wtorek, tajemnice bolesne. I tam usłyszałam słowa, które mnie wzmocniły: „Ojciec z każdej trudnej sytuacji wyprowadza nowe życie i nową radość, jeśli pozwolimy Mu działać”, „Kobieta o czystym sercu potrafi czystością zafascynować mężczyznę i wskazać mu drogę do prawdziwej miłości!”, abym była jak Maryja „prawdziwa, spójna, autentyczna, przejrzysta (…) aby bardziej ufać Bogu niż własnym myślom”, „My, jeśli kochamy prawdziwie, nie wycofamy naszej miłości, obecności, wsparcia także w chwilach ciężkich, upokarzających, tragicznych. Będziemy do końca, wierząc, że można coś zmienić, że jest nadzieja”, „Kobieta ma wpisaną wierność w swoją naturę”. Jak dojechałam do Sądu to napisałam sobie na kartce słowa: RADOŚĆ, WIERNOŚĆ, PRAWDA, UFNOŚĆ, MIŁOŚĆ. I spoglądałam na nią podczas rozprawy.
Miałam w sobie 90% pokój. Wiedziałam, że i tak wszystko jest już zapisane w Niebie i jakakolwiek decyzja zapadnie na rozprawie to nie będzie ona moja, to Sędzia decyduje. Liczy się tylko moja postawa, od początku do końca ta sama i niezmienna. Byłam jej pewna. Miałam w sobie jednak te 10 % lęku o to, że nie będę w stanie nic powiedzieć, bo Sądy mnie przerażają oraz o to, że zacznę oskarżać męża. A tego nie chciałam. Moja odpowiedź na pozew też była utrzymana w obronnym tonie, a nie w tonie oskarżycielskim męża.
Nie mieliśmy z mężem adwokatów, każdy z nas reprezentował się sam.
Spotykając się na Sali rozpraw, Sędzia posiadał naszą podpisaną umowę mediacyjną. W pozwie rozwodowym męża było parę punktów, które chciał na nowo ustalić. Po burzliwych rozmowach u mediatora doszliśmy do porozumienia we wszystkich kwestiach związanych z dziećmi i wspólnym majątkiem, natomiast kwestia rozwodu nie podlegała negocjacjom: on chce rozwodu, ja nie, więc tu nie ma wspólnej płaszczyzny do mediacji. Moja zgoda na rozwód nie wchodzi w grę. Jakiekolwiek korzyści nie spowodują, że zmienię zdanie, że przestanę być wierna mężowi i przysiędze.
Ustaliliśmy, że będziemy sprawować opiekę na przemienną nad dziećmi. W swojej odpowiedzi na pozew byłam przeciwna takiemu modelowi opieki. Uważam, że posiadanie dwóch domów jest niekorzystne dla dzieci. Mąż jest innego zdania. Podczas rozmów z mediatorką zrozumiałam, że dzieci potrzebują mieć ojca więcej niż na weekendy. Miałam poczucie wybierania mniejszego zła, bo przecież jedyną dobrą dla nich opcją jest jeden, pełen dom. A tego im dać nie mogę. Przy opiece naprzemiennej nie ma alimentów, wszystkie wydatki na dzieci ponosimy wspólnie. Mamy jedno wspólne konto, na które co miesiąc mamy przelewać ustaloną kwotę na pokrycie kosztów związanych np. ze szkołą, z ciuchami, lekarzami. Miałam w sobie trochę rozdarcia czy się na to godzić, czy sobie poradzę finansowo. Zawierzam i ufam, że dam radę. Mąż nie uchyla się od obowiązków rodzicielskich, dzieciaki go mocno kochają i lubią spędzać z nim czas. W jego życiu jest inna kobieta, ale nie mieszkają razem – co też przyczyniło się do mojej zgody. Ufam, że mąż wykaże się odpowiedzialnością i wrażliwością wobec dzieci i nie wprowadzi w ich życie „Kowalskiej”. A jeśli tak się stanie, jeśli będzie chciał z nią i dziećmi naszymi mieszkać, to wtedy nastąpi mój sprzeciw.
Mój lęk przed Sędzią okazał się niepotrzebny. Cały respekt jaki miałam do Sędziego szybko zgasł, jego postawa i podejście do mnie i mojej niezgody na rozwodu, były wg mnie bardzo stronnicze. Bardzo mu zależało, aby dobić targu i zakończyć naszą sprawę na 1 rozprawie. Był nachalny i robił wszystko, aby wymusić na mnie zgodę. Dzięki Bogu nie udało mu się. Naprawdę to było dzięki Bogu! Jak sobie przeanalizowałam na spokojnie to wszystko co się podziało na Sali rozpraw, to nie mogłam uwierzyć w to, że ja takie słowa mówiłam, że byłam tak nieugięta. Sędzia próbował wszelkich chwytów i sposobów, aby mnie złamać w mojej postawie, łącznie z tekstem: „Pani nie dba o dobro dzieci! Teraz zaczniecie się z mężem obrzucać winą, pogorszą się Wasze relacje i to odbije się na dzieciach”. Matka słysząc hasło, że nie dba o dobro dzieci, to naprawdę zaczyna się zastanawiać czy faktycznie tak jest. Dla mnie to cios poniżej pasa. Na szczęście tylko przez chwilę przeszła mi taka myśl, że może on ma rację. Szybko się ocknęłam z tego myślenia, wstałam i podsumowałam swoją postawę. Z całym szacunkiem zwróciłam Sędziemu uwagę, że:
• jak najbardziej dbam o dobro dzieci i dlatego chcę, aby rodzina była razem. Kocham męża i chcę naszego pojednania;
• moja postawa jest dla dzieci świadectwem wobec miłości. Pokazaniem, że z miłości się nie można wycofać, że miłość to decyzja, postawa i jak się składa przysięgę to się z niej nie wycofujemy, a jesteśmy jej wierni do końca. Czy mogłabym wycofać miłość do dzieci? No nie. Kiedyś też zdecydowałam, że przyjmuję je pod swoje serce i obiecuję kochać do końca swoich dni;
• to nie moim pomysłem są spotkania na Sali rozpraw, że wystarczy, że mąż wycofa pozew i nie będzie obrzucania winą i dalszego ciągu. Ja i tak nie zamierzam obrzucać czymkolwiek męża, bo ja staję w obronie małżeństwa, więc dociekanie męża winy będzie sprzeczne z moją postawą;
• nie potrafię oddzielić wiary od prawa cywilnego, bo dla mnie to jest całość, nie da się wyłączyć mojej moralności, ani uczuć. Moja niezgoda na rozwód nie wynika z mojej złej woli, ale z tego, że jestem osobą wierzącą i kochającą męża, więc nie mogę zaprzeczyć sobie i swoim uczuciom. Wyrażając zgodę na rozwód, wbrew sobie, nie mogłabym więcej spojrzeć sobie w oczy.
Nie wiem jak będzie na kolejnej rozprawie, czy przyjdzie z pełnomocnikiem czy nie. Ja wiem, że pójdę z jedynym i najlepszym obrońcą małżeństw na świecie – Bogiem. On był obecny na tej rozprawie, więc wiem, że będzie ze mną na kolejnej.
W Sądzie złożyłam pismo, w którym powołuję dwóch świadków (liderkę Ogniska i przyjaciółkę), którzy zaświadczą o mojej niezmiennej postawie wobec męża i naszego małżeństwa. One obie są ze mną od początku naszego kryzysu, widzą moją przemianę, pracę nad sobą, widzą jak bronię małżeństwa, jak mi na nim zależy. Nie złożyłam dowodów na zdradę męża, ani nic co by go oczerniło. Mąż sam na rozprawie przyznał się do „przyjaciółki”, niczego się nie wypierał. Był szczery podczas przesłuchania. Ja otrzymałam łaskę przebaczenia mężowi. Już za mną czas kiedy byłam pełna żalu, że to nie tak miało być, że to on jest taki i owaki, że to on jest wszystkiemu winny. Po 4 latach w Sycharze jestem inną osobą. Zbudowałam sobie na nowo relację z Bogiem. Zawierzyłam swoje życie Jezusowi przez ręce Maryi. Poukładałam sobie hierarchię wartości. Bóg stanął na pierwszym miejscu. Otworzyły mi się oczy na Bożą prawdę. Jeszcze nigdy nie kochałam męża tak mocno jak teraz. Teraz jestem w pełni świadoma złożonej mu przysięgi. Już teraz umiem dziękować za kryzys, co 4 lata temu jak słyszałam to z ust innych sycharków, wydawało mi się niedorzeczne!
Tego dnia dostałam od Pana Boga jeszcze wisienkę na torcie. Rodzice martwiąc się o mnie prosili, abym do nich zajechała po powrocie z Sądu i opowiedziała co było. Nie spieszyłam się z wizytą do nich, bo rodzice nie wspierają mnie w mojej decyzji. Raczej kupują to co świat dzisiejszy proponuje, czyli: znajdź sobie kogoś i bądź jeszcze szczęśliwa! Pod wieczór w końcu dotarłam do nich, opowiedziałam po krótce co się działo w Sądzie, na co tata stwierdził: a nie lepiej Ci się zgodzić na rozwód i mieć spokój?! Już się zbierałam do powtórnego tłumaczenia swojej postawy, ale mama mnie wyprzedziła i powiedziała: ona nie zazna wtedy spokoju, ona żyje innymi wartościami i wiarą! Na co mi oczy wyszły ze zdumienia na wierzch
cd w następnym wpisie