Kryzys w mlodym małżeństwie

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Al la »

Stamal pisze: 15 maja 2023, 13:52 Jest mi tak przykro że po ranilem uczucia ukochanej osoby i nie umiem znaleźć drogi do odbudowy naszej relacji.
Stamal, kryzys jest po coś. Zapewne u Ciebie podobnie jak było u mnie, żebym się obudziła i dostrzegła rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Albo miałam, ale udawałam, że nie widzę.
Nie umiesz znaleźć drogi do relacji, bo najpierw dobrze znaleźć relację z samym sobą.
Odpowiedzieć sobie na pytania, kim jestem, po co żyję, jakimi wartościami kieruję się w życiu?
Może odwiedziłbyś ognisko sycharowskie i w realu poznał ludzi, którzy mają problemy podobne do Twoich?
Tu mapa ognisk https://www.google.com/maps/d/viewer?mi ... 698127&z=3
W ogniskach w weekendy często są organizowane wspólne aktywności.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Z jednej strony dobrze, że wkradł się kryzys do naszego małżeństwa. Ja myślałem że jestem Panem życia wszystko mogę nie liczylem się z moją żoną nie zwracałem uwagi jak ją ranię. Myślałem trochę się po złości i jej przejdzie, przechodziło, ale za każdym razem do wiaderka wpadała kropla wody i gdy w to wiadro się napełniło zostało wylane mi na głowę dopiero otworzyłem oczy. Wtedy już było za późno moja żona powiedziała dość zmieniłeś się więcej tego ciągnąć nie będziemy.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Pavel »

Stamal, marne to pocieszenie, z pewnością nie usprawiedliwienie, natomiast to, że ocknąłeś się dopiero gdy runęło, jest jednak typowe i wynika z konstrukcji tak zwanego przeciętnego mężczyzny.
Czyli: naprawiamy często dopiero wtedy gdy coś się rozsypie, dopóki jakoś działa nie przykładamy do sprawy aż tak dużej wagi.
Dowodem na to twierdzenie jest każdy (?) forumowicz, ja jestem z pewnością doskonałym tego przykładem :)
Ocknąłem się dopiero gdy niebo runęło mi na głowę, po drodze będąc ślepym i głuchym, ignorując niemałą liczbę średnio dla mnie czytelnych, ale jednak sygnałów ostrzegawczych.
To tak ku lekkiemu pokrzepieniu z cyklu: nie jesteś jedynym „gamoniem” ;)

Co jednak w tej sprawie najistotniejsze:
1) Nie masz zakładam, tak jak ja i każdy mi znany człowiek, umiejętności cofania zdarzeń przeszłych. Czyli to już za tobą. Warto wg mnie dokonać głębokiej analizy celem wyciągnięcia wniosków. I tyle, inne powody grzebania w przeszłości, tkwienia w niej, są po mojemu działaniem na szkodę własną.
2)To co możesz (i warto wg mnie) zrobić, to naprawiać siebie by zmienić siebie, swe myślenie, bazę danych i swoje życie tak, aby je naprawić i zadośćuczynić pokrzywdzonym.
Tego nauczyło mnie to forum, ta wspólnota.
I zdecydowanie na bazie swojego doświadczenia taką drogę polecam.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Pavel nie tyle chodzi mi o pocieszenie tylko uświadomienie tego że powoli wyniszczalem nasze małżeństwo. Gdyby ten kryzys nie nastąpił to bym prawdopodobnie długo jeszcze to robił. Żona wielokrotnie dawała mi sygnały a powiem więcej dobitnie mi mówiła, że się doigram swoją postawą. Ja myślałem wtedy "Co ona chce, co może mi zrobić przecież jesteśmy po ślubie" i tak dmuchałem i dmuchałem balonik i pękł. Teraz robię i będę chciał robić rzeczy w swoim życiu które kiedyś uważałem za bezsensowne ale tylko w taki sposób mogę być lepszą wersją siebie samego.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Pavel »

Stamal pisze: 16 maja 2023, 8:45 Pavel nie tyle chodzi mi o pocieszenie tylko uświadomienie tego że powoli wyniszczalem nasze małżeństwo. Gdyby ten kryzys nie nastąpił to bym prawdopodobnie długo jeszcze to robił. Żona wielokrotnie dawała mi sygnały a powiem więcej dobitnie mi mówiła, że się doigram swoją postawą. Ja myślałem wtedy "Co ona chce, co może mi zrobić przecież jesteśmy po ślubie" i tak dmuchałem i dmuchałem balonik i pękł. Teraz robię i będę chciał robić rzeczy w swoim życiu które kiedyś uważałem za bezsensowne ale tylko w taki sposób mogę być lepszą wersją siebie samego.
Wymiana bazy danych była istotną częścią mojej drogi, polecam więc to co pomogło w tym procesie mi: czytanie forum i książek na nim polecanych, słuchanie konferencji.
Ja zarzuty i sygnały mojej żony odbierałem głównie jako czepianie się. No i istotnie o ile część jej uwag była zasadna, o tyle część można by zawrzeć w dziale „pretensje o to, że jestem mężczyzną i jak mężczyzna funkcjonuję”.
Warto, bazując na moim rozeznaniu, poprzez wiedzę którą na forum można uzyskać dokonać takiego rozróżnienia, które ja bym podzielił na trzy podpunkty:
1)rzeczy/pretensje/uwagi/zarzuty które obiektywnie wymagają naprawy;
2))takie, które mimo zarzutów nie wymagają naprawy/zmiany, a co najwyżej uświadomienia sobie i otoczeniu, że są normalne;
3) Obszary w których zmiany nie są ani szkodliwe ani konieczne, takie które obiektywnie nie szkodzą małżeństwu a zmianą swych nawyków nie szkodzisz sobie, można je potraktować jako dar/ofiarę na rzecz żony, małżeństwa. O ile się chce, bo taki dar warto by był bezinteresowny :)

Inna rzecz, że udział w kryzysie mają zazwyczaj (zawsze?) dwie osoby, także ten udział ma i twa małżonka. Nie ma jej tu natomiast, za nią jej pracy nie wykonasz, nie zmusisz jej do jej podjęcia, czyli i ja nie będę się nad tym tematem pochylać.
Twoim zadaniem i odpowiedzialnością, o ile zechcesz, jest podjęcie takich kroków, takiej pracy nad sobą, która spowoduje, że zaczniesz w procesie pracy nad sobą funkcjonować jak na mężczyznę i męża przystało.
Aby była jasność, to nie sprint a maraton i warto mieć tego świadomość.
Ze swojej strony zaręczam, że warto ten trud podjąć :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Lawendowa »

Stamal pisze: 16 maja 2023, 8:45 Teraz robię i będę chciał robić rzeczy w swoim życiu które kiedyś uważałem za bezsensowne ale tylko w taki sposób mogę być lepszą wersją siebie samego.
A co uważasz za bezsensowne?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Lawendowa
Kiedyś jak zona mi powiedziała chodź pójdziemy na terapie potrzebujemy katalizatora nasze małżeństwo się sypie nie możemy się dogadać. To ja uważałem że to bez sensu jak ktoś z zewnątrz może mi mówić jak mam żyć przecież ja wiem najlepiej. To jeden z wielu przykładów. Jak się mleko rozlało zaczolem czytać oglądać rozumieć i moje myślenie powoli powoli nabrało innego wymiaru. Wcześniej nie rozumiałem też co jest w życiu ważne a co najważniejsze.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Sefie »

Stamal pisze: 16 maja 2023, 8:45 Żona wielokrotnie dawała mi sygnały a powiem więcej dobitnie mi mówiła, że się doigram swoją postawą. Ja myślałem wtedy "Co ona chce, co może mi zrobić przecież jesteśmy po ślubie" i tak dmuchałem i dmuchałem balonik i pękł. Teraz robię i będę chciał robić rzeczy w swoim życiu które kiedyś uważałem za bezsensowne ale tylko w taki sposób mogę być lepszą wersją siebie samego.
Jakże to jest mi bliskie :)
Świadomość tego to dobry punkt wyjścia.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Zakładam że są tu na forum osoby które dużo popsuly w małżeństwie tak jak ja i się obudziły trochę za późno. Ale są też osoby które zostały zranione (czyli ta druga strona) i narazie potrzebują czasu w tej chwili nie chcą ratowac małżeństwa. Czego oczekujecie od tej drugiej strony jakiej zmiany jakiej postawy aby wasza decyzja się zmieniła?
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Widziałem się wczoraj i dziś z żoną. Nie było to spowodowane z chęci spotkania bardziej sytuacja tego wymagała (zona miała kolizję) Dowiedziałem się od znajomych sama mnie nie poinformowała. Zauważyłem że tak jak by lepiej jest jej gdy mnie nie ma, tak jakbym przeszkadzał jej w życiu. Odniosłem wrażenie że coś ukrywa przedemna nic nie mówi chowa telefon zebym tylko nic nie zobaczył. Nie naciskałem na nic zrobiłem co potrzeba wsiadlem w samochód i tyle. Powiedziałem że jak będzie gotowa to oczekuje szczerej rozmowy.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Bławatek »

Stamal pisze: 17 maja 2023, 17:32 Zakładam że są tu na forum osoby które dużo popsuly w małżeństwie tak jak ja i się obudziły trochę za późno. Ale są też osoby które zostały zranione (czyli ta druga strona) i narazie potrzebują czasu w tej chwili nie chcą ratowac małżeństwa. Czego oczekujecie od tej drugiej strony jakiej zmiany jakiej postawy aby wasza decyzja się zmieniła?
Stamal ile osób i historii tyle pomysłów i rozwiązań. Nie da się powiedzieć rób tak ... a żona o wszystkim zapomni.

Ja np. nigdy nie byłam ważna dla męża i choć ja się dwoilam i troilam aby on był zadowolony i szczęśliwy to jemu było mało bo zawsze chciał być najważniejszy, na pierwszym miejscu. Nawet o naszego syna był zazdrosny, a ja nie stawiałam dziecka na pierwszym miejscu. Zawsze też mi brakowało aby mój mąż chciał być głową rodziny, aby chciał byś odpowiedzialny za nasze dobro, nasze szczęście. I pewnie gdyby mój mąż stał się odpowiedzialnym mężczyzną, zorientowanym na rodzinę a nie na siebie to pewnie bym od razu go przyjęła, a tak ciągle mierzę się z jego egoizmem, kłamstwami i manipulacjami - np. dziś próbował mi wmówić, że ktoś z rodziny ucieszył się że ma nieślubne dziecko - serio myśli, że nie można wszystko wmówić?! (Akurat ta osoba na pewno by na taką informację nie skakała z radości).

Stamal pomyśl czym raniłeś żonę - czy takie twoje zachowanie mogłoby ranić też inne osoby, w tym ciebie, gdyby ktoś ciebie tak traktował - jeśli tak, to już wiesz nad czym pracować. A najważniejsze: staraj się być najlepszy - dla siebie.
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Z racji choroby żona wyjeżdża na miesiąc do sanatorium i dziś się spotkaliśmy pomogłem jej ogarnąć kilka rzeczy. Wyczułem podczas rozmowy taki niepokój z jej strony unika spojrzeń w oczy, zerka na telefon co chwilę. Mam wrażenie że coś ukrywa. Powiedziałem że jak będzie gotowa to oczekuje szczerej rozmowy. Wolę wiedzieć na czym stoję czy ktoś się pojawił czy coś innego się dzieje. Nie zmieni to celu mojego działania wtedy będę wiedział z czym mam się zmierzyć.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Ruta »

Stamal,
Nie wiem, czy dobrze rozumiem twoje ostatnie wpisy. Napiszę ci, co ja z nich odczytuję.

Podejrzewasz, że żona ma romans. Ale ponieważ "nie ma pewności", to czepiasz się myśli, że to jednak nie to. Bo romans postrzegasz jako "najgorsze", coś co wasze małżeństwo przekreśli, zmniejszy szanse, czy coś takiego. A z drugiej strony jako coś, co jak się okaże, że jest, to będzie taka "trochę przeszkoda", ale sobie z tym poradzisz, udźwigniesz. Oczekujesz też, że to żona rozstrzygnie wątpliwości. Że będzie szczera.

Odczuwasz też lęk, że stracisz żonę. Więc rozpaczliwie starasz się być koło niej. Korzystasz z "sytuacji, które wymagają żebyś był". Wcale nie musiałeś być po kolizji, a żona cię nie wzywała. Nie musiałeś też pomagać ogarniać żonie rzeczy przed wyjazdem.

W moim odczuciu to twoje łapanie kontaktu z żoną ma na celu poza radzeniem sobie z lękiem i jeszcze kilka rzeczy. Widzę potrzebę kontroli, ustalenia co żona robi, uzyskania wiedzy. Pomoc jest też w moim odczuciu sposobem, na przekonanie żony, by zmieniła zdanie co do was: okażę się pomocny i "wysłużę" szansę dla nas u żony.

Twoje myślenie, tak jak je odczytuję, jest wciąż ukierunkowane na to, co zrobić, by przekonać żonę do powrotu. Jak trafić do niej.

Widzę w tobie swoją dawną niepewność. Co do rzeczywistości, siebie, swojej oceny zdarzeń, swojej wartości. I swoją własną naiwność, skłonność do myślenia życzeniowego i uciekania w fantazje. Widzę też dziecięce przekonanie o swojej sprawczości. Mogę sprawić, że mąż przejrzy, zmieni zdanie, naprawi się i wróci 🤦Nie wiem, jak żyjąc w takiej bańce dożyłam 35 roku życia. Mam dobrego Anioła Stróża.

Widzę też w tobie swoje dawne przekonanie, że moim zadaniem jest przekonać męża, by chciał wrócić. Czyli tak się zmienić, by mąż uznał tą zmianę za satysfakcjonujacą.

Taki sposób myślenia, widzenia, reagowania czyni takie osoby jak ja bardzo trudnymi. Bo podstawowym narzędziem w relacjach jest wtedy manipulacja, celem, to by inni się zmieniali, by patrzyli tak jak ja, także skłonność do nadkontroli, skłonność do odlatywania od faktów, wypierania tego co niewygodne. Zdarzeń, emocji. I przekonanie, że mogę i powinnam sterować innymi, wpływać na nich. Na przykład uzależnionym mężem. Oczywiście dla jego dobra. Dla dobra rodziny. Męża. Mojego. Oraz pomagac innym. I pomagałam. Takin sposób widzenia spraw i życia sprawiał, że byłam stale napięta, obciążona, zmęczona. Z czym sobie nie radziłam. Więc szukałam ulgi. Nie u Boga. W papierosku, w awanturce, w rywalizacji, w imprezce, w wykazywaniu się w pracy, w zdobywaniu uznania, w kontroli, w buteleczce wina, w naprawie świata.

W Sycharze, na terapii, wśród dojrzałych ludzi, zaczęłam się zderzać z rzeczywistością. Bolało. Ale to był ból edukacyjny. Zaczęło się od tego, bym to co wyżej i wiele innych, mało przyjemnych dla siebie rzeczy, uznała.

Nauka przyjmowania faktów takimi jakimi są była trudna. Jeszcze trudniejsze było dla mnie nauczyć się wyrażania siebie wprost. Jeszcze trudniej było zacząć kochać siebie, zobaczyć w sobie wartość, zacząc siebie czuć. Swoje emocje, pragnienia, dążenia. I zacząć na nie odpowiadać, zacząć się o siebie troszczyć.

Podstawą tego procesu, który cały czas trwa, było uznanie podstawowej prawdy. Jest Bóg. Ten Bóg mnie stworzył. I bardzo mnie kocha.
Tego się nie da kogoś nauczyć. Ale da się mu to pokazać swoim życiem, swoim opowiedzeniem o relacji z Bogiem. I we Wspólnocie poznałam osoby, które mi o tym opowiedziały.

Sychar ma taki zestaw ukutych powiedzeń, maksym, haseł, wskazówek, podsumowujacych różne procesy. Lubię "odwieś się od żony/męża", "zajmij się sobą". Ale żeby to się zaczęło dziać, jest inne "Jeśli Bóg jest na właściwym miejscu, to wszystko inne też znajdzie się na właściwym miejscu".

I jak to mi zaklikało, to wszystko inne naprawdę zaczęło się układać. W dużej mierze samo. Mieć takiego Boga, to wspaniała rzecz. Dokąd nie wiedziałam, że Go mam i że On mnie tak kocha, nie znałam Go, i maialam o Nim błędne wyobrażenia, to myslałam, że ja mam w życiu wszystko robić i dźwigać sama. A to było za dużo. Ciągle byłam w stresie, zmęczona, nerwowa. Pokręcone we mnie były nawet moje zakręty.

Ja się wcale nie dziwię, że mojemu mężowi było ze mną trudno żyć. Mi samej nie było. Żeby nie było, decyzja mojego męża, by poradzic sobie z trudną żoną (i z trudnym sobą) przez porzucenie rodziny i zaczęcie "od nowa" z kochanką, też najmądrzejsza nie była. Choć po ludzku zrozumiała.

Nie dajemy rad. Ale się dzielimy sobą.

Posłuchałam mądrzejszych. A to już zaczątek pokory, która u Boga ma dobre notowania. Wyszłam z piaskownicy. Zostawiłam piasek i łopatki. Zostawiłam męża. Jego przekonania. Jego telefon. Kochankę. Swoje przekonanie, że swoim działaniem mogę zmienić nastawienie męża, wyrwać go z romansu, zmienić jego nastawienie do mnie. Pomogło mi w tym uznanie prostej prawdy: nasze małżeństwo nie jest zagrożone. To małżeństwo sakramentalne, z pieczątką samego Boga. Co za ulga. Jak już nie "musiałam" się tym zajmować, to zajęłam się podstawą. Moją relacją z Bogiem. Zakochałam się w Nim :D

On jest Bogiem, który cię kocha. Czeka. Wystarczy, że się do Niego odezwiesz. Odpowie. Poprowadzi cię. Napełni.

Jemu na waszym małżeństwie zależy bardziej niż tobie. I jeśli się zgodzisz, oddasz Mu lejce, to was i waszą relację uzdrowi. Bo jest to Jego pragnieniem, uzdrowienie każdego sakramentalnego małżeństwa.
Stamal
Posty: 63
Rejestracja: 19 mar 2023, 15:55
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Stamal »

Ruto masz rację moje myślenie i odczucia są mieszane raz staram się myśleć i zachowywać tak jak żona mi wcześniej mówiła że mnie ciągle nie było sama wszystko musiała robić gdy mnie najbardziej potrzebowała to była sama. Jest wdzięczna że coś robię tylko mówi że teraz to już jest nieważne. Wtedy sobie mówię Bóg tak chciał i tak musi być niech się dzieje wola nieba.
Wiele sprzecznych informacji mam od psychologa, psychiatry, naszego forum. Czasem mam taki mętlik w głowie że ciężko uporządkować myśli.
Drugi dylemat mam taki, że zona jedzie do senatorium na 4 tygodnie i teraz nie wiem czy mam do niej jeździć na weekend czy nie jechać i po powrocie usłyszeć nie było Cię kiedy Cię potrzebowałam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w mlodym małżeństwie

Post autor: Ruta »

Stamal pisze: 23 maja 2023, 15:12 Ruto masz rację moje myślenie i odczucia są mieszane raz staram się myśleć i zachowywać tak jak żona mi wcześniej mówiła że mnie ciągle nie było sama wszystko musiała robić gdy mnie najbardziej potrzebowała to była sama. Jest wdzięczna że coś robię tylko mówi że teraz to już jest nieważne. Wtedy sobie mówię Bóg tak chciał i tak musi być niech się dzieje wola nieba.
Wiele sprzecznych informacji mam od psychologa, psychiatry, naszego forum. Czasem mam taki mętlik w głowie że ciężko uporządkować myśli.
Drugi dylemat mam taki, że zona jedzie do senatorium na 4 tygodnie i teraz nie wiem czy mam do niej jeździć na weekend czy nie jechać i po powrocie usłyszeć nie było Cię kiedy Cię potrzebowałam.
Pewnie, że masz mieszane uczucia i każdy ci mówi co innego. Kryzys to rodzaj chaosu. Wszystko się wywala, ciężko ogarnąć, gdzie dół, gdzie góra. Dzięki Bogu mamy Słowo Boże, przykazania i całą Ewangelię, więc mamy się na czym oprzeć i czego trzymać.

Nie czyń Boga winnym swojego kryzysu małżeńskiego. Jego Wola wobec małżonków jest jasna. Uczynił ich jednym ciałem. I chce, by byli sobie wierni. Zapisał to już w Starym Testamencie (księga Malachiasza) i powtórzył w Nowym. Więc jak mam kryzys w małżeństwie, to nie z Woli Boga, tylko najczęściej ze swojej głupoty. No bo i ja nie chciałam kryzysu (a kto chce?), ale za mądra nie byłam, robiłam co chciałam i mam tego owoce, kwaśne, gorzkie i parę trujących.

Mi pomagała codzienna Adoracja i Msza Święta. Wydaje się, że trudno to zorganizować, ale wcale nie. A dużo mi się rozjaśniało i układało. Polecam. Juz od dziś. Aż do powrotu żony z sanatorium co najmniej.

Rozumiem, że czujesz zazdrość i niepewność w związku z wyjazdem żony. I obawiasz się, że będzie tam z mężczyzną. Albo jakiegoś tam pozna. W moim odbiorze z tym jeżdżeniem na weekendy do żony, by "być kiedy cię żona potrzebuje", to zasłona dymna. Dla twoich obaw, potrzeby skontrolowania co żona robi i z kim. Oraz przekonania, że twoja obecność czemuś może zapobiec. Lub przeszkodzić.

W kryzysie jeszcze przed obecnym kryzysem jechałam do sanatorium. Po ciężkim leczeniu. Na dwa tygodnie. Ani mi w głowie były romanse. Kochałam męża. Jechałam się zregenerować. Było mi to potrzebne.
Byliśmy w tamtym czasie w terapii. Mój mąż świrował z zazdrości. A ja się czułam jego podejrzeniami obrażana. I zraniona. Zaczęło mi wtedy świtać, że mój mąż nie jest mi wierny, skoro tak postrzega mój wyjazd. Jako okazję do zdrady. Mąż wcześniej wyjeżdżał. Ja nie. Jego świrowanie było dla mnie ciężkie. Mąż był urażony, że zostaje z dziećmi, chłodny wobec mnie i ewidentnie mnie za swoje własne emocje i podejrzenia karał. Dążył do tego, bym odwołała wyjazd. A mi było przykro. I wszystko to wprowadzało dużo napięcia.

Pojechałam, zachowywałam się normalnie i przyzwoicie. Regenerowałam się. Raz jeden wypiłam odrobinę alkoholu. Sama w pokoju. Nie było to za mądre. Ale inaczej nie potrafiłam jeszcze wtedy poradzić sobie z napięciem. A mąż go wprowadził sporo, zwykły wyjazd zamieniając w dramat.

Nie twierdzę wcale, że twoja żona planuje przyzwoity wyjazd. Może przeciwnie, planuje nieprzyzwoity. Nie wiem. Chcę ci tylko napisać, że to dorosła kobieta. Zrobi co zdecyduje. A napięcie jakie ty w tym wszystkim wprowadzisz, tylko wszystko skomplikuje. Gdybym nie miała wbudowanej wierności, a mam, zdradziłabym męża w tym sanatorium dla czystej przekory i z zemsty za to, jak mnie przed moim wyjazdem traktował.

Swoją drogą mój mąż tak świrował, bo był w fazie odstawiania używek. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że to tak na niektórych panów działa i tak ryje głowę. Nie wiem, jak stoisz z tym tematem, ale jeśli w ostatnim czasie w ramach naprawiania i zmieniania siebie odstawiłeś alkohol, jakies skręty czy pornosy, to co się dzieje z tobą może mieć z tym związek. Wtedy warto pogadać z psychiatrą. Są leki, które takie stany obsesji łagodzą.

Romans w kryzysie nie jest niczym niezwykłym. Mądrym też nie. Ale się zdarza. Nie żony masz pilnować, tylko siebie. Za żonę się pomódl. Najlepiej codziennie. I za siebie.

Emocje masz na razie na poziomie greckiej tragedii. Na początek może postaraj się wyciszyć?
ODPOWIEDZ