Absolutnie rozumiem, że to jest odpowiedzialność od której wg naszych wartości nie ma ucieczki.Pavel pisze: ↑15 gru 2021, 16:24
To co opisałaś odnośnie jej odczuć w miarę się zgadza, tylko z tą różnicą, że akurat nauka KK niespecjalnie ją rusza.
Nie odbieram jej prawa do najszerszego spektrum emocji, ale wyrażanie ich w pełnym spektrum może ranić, powodować urazę. Moją. Moja cierpliwość nie jest jak u Boga i ma swoje ludzkie granice. Na razie jeszcze wytrzymuję.
Z empatii na jaką jestem w stanie się zdobyć. Ale i ona ma jakieś granice.
Ja rozumiem, że może mieć dość ciąż i dzieci oraz kompletnie jest to jej nie po drodze. To dość łatwe do przyjęcia. Nawet zrozumiałe.
Ale nie jesteśmy w przedszkolu ani grze komputerowej.
Stało się. I się nie odstanie. Oby, daj Panie Boże.
I opcje są dwie.
Zamordować albo przyjąć.
Dla mnie jest tylko jedna opcja.
Gdybym zgodził się zamordować własne dziecko, przyzwolił na to, brał w tym udział albo nie zapobiegł to generalnie mógłbym od jutra mordować wszystkich, jak leci.
Bo z całym szacunkiem znaczą dla mnie mniej niż moje dziecko.
Żona zna mój stosunek bo od 5 lat to powtarzam: nie planuję, niespecjalnie chcę - bo czwórka wystarczy, że przyjmuję i akceptuję że żona nie chce, ale jeśli się stanie - przyjmę z miłością.
To nie choroba.
To dziecko. Cud Boży, błogosławieństwo.
A przy okazji trud i odpowiedzialność, ale przecież od niego nie uciekam.
Nie patrzę na żonę z góry, po prostu wiem czego dokonała przez pięć lat a czego nie.
Jeśli chodzi o oczekiwania względem niej w cierpliwości, szacunku i dawaniu wolności osiągnąłem chyba poziom mistrzowski. Nie naciskałem na nic. Robiłem tylko swoje.
Prawdą jest, że każde moje słowo obecnie, nawet pytanie jest traktowane jak brak zrozumienia. Także tu twe uwagi się pokrywają z tym co obserwuję. Dlatego już milczę.
Także przyjmuję, że tak może patrzeć. Co mam zrobić, że mnie to nie załamało i patrzę szerzej? Winić się za to?
Przytakiwać nieakceptowalnym pomysłom?
Nie wiem po prostu jakimi słowami miałbym ją wspierać a jednocześnie nie mówić wbrew sobie.
Zwłaszcza, że ona uciekła mentalnie. Nie chce o tym rozmawiać, unika mnie.
Albo ze mnie ostatni gamoń nie rozumiejący kobiet, albo mamy tu problem z komunikacją. Ja obstawiam to drugie z elementami pierwszego, bo przecież nigdy nie byłem kobietą więc guzik wiem o tym co w procesie kumulacji emocji się u was dzieje.
Inna rzecz, że to trwa „chwilę” bo od poniedziałku.
Jest nadzieja, że to „tylko” emocje, że sobie to jakoś poukłada.
A jeśli nie - powrót do przeszłości.
Jak w tym wątku.
Tyle, że ja w poprzednie buty nie wejdę. Nie ma szans.
Ja nie mówię, że jestem fanką tego żeby zawsze pozwalać sobie na wyrażanie każdej negatywnej myśli czy emocji ale to jest naprawde skrajna i wyjatkowa sytuacja. I tu uważam inaczej niż Ty, że akurat moglbys spróbować zniesc wybrzmienie nawet tych najbardziej bolesnych. Wiem po sobie jak czasem to że cos powiem na głos przynosi mi ulge, że ktos tego wysluchał, nie skrytykował itd. tylko bez oceny trwal przy mnie(patrz ostatni post Ruty).
Tak sobie wyobrażam myśli z perspektywy twojej żony, że czuje że jest w potrzasku, że na drodze do rozwiązań, które jej sie jawią stajesz ty i "ta cała wiara", ktorej ona nie podziela. Czuje, że na ołtarzu twoich a nie jej wartości ma być złożona ona, a to ona najwiecej bedac w ciąży poświęca i to nie ma co polemizować że ty tez itd.
Nie wiem na jakiej jesteście stopie, pisze co ja moze chcialabym uslyszec czy doświadczyc w takiej sytuacji, ale może spróbuj podejść do żony, powiedz że ją naprawdę rozumiesz, że nie jestes w stanie zaakceptować żadnych drastycznych rozwiązań, ale też sie boisz i przyjmujesz wszystkie jej trudne emocje i nawet strasznie brzmiace dla Ciebie słowa, żeby sie nie zamykała na Ciebie, tylko je wyrażała. Absolutnie nie gadać rzeczy typu że rozumiem twoj strach ALE... dziecko to dar od Boga, że jesteśmy dorośli, to nie gra komputerowa, to nie choroba, nie da się cofnąć czasu i trzeba brac odpowiedzialnosc za to jakie moga byc konsekwencje współżycia. Moralizatostwo tylko podwyższy jej stopien rozdrażnienia.
Tak czy inaczej poprawiam swój błąd bo nie zrobilam tego wcześniej i przede wszystkim: gratulacje!
Życzę wam z całego serca, żeby ta sytuacja nie stanęła w poprzek waszej małżeńskiej drogi.