Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

ŻonaS
Posty: 18
Rejestracja: 24 lis 2021, 16:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: ŻonaS »

Pavel pisze: 15 gru 2021, 16:24
To co opisałaś odnośnie jej odczuć w miarę się zgadza, tylko z tą różnicą, że akurat nauka KK niespecjalnie ją rusza.
Nie odbieram jej prawa do najszerszego spektrum emocji, ale wyrażanie ich w pełnym spektrum może ranić, powodować urazę. Moją. Moja cierpliwość nie jest jak u Boga i ma swoje ludzkie granice. Na razie jeszcze wytrzymuję.
Z empatii na jaką jestem w stanie się zdobyć. Ale i ona ma jakieś granice.

Ja rozumiem, że może mieć dość ciąż i dzieci oraz kompletnie jest to jej nie po drodze. To dość łatwe do przyjęcia. Nawet zrozumiałe.

Ale nie jesteśmy w przedszkolu ani grze komputerowej.
Stało się. I się nie odstanie. Oby, daj Panie Boże.
I opcje są dwie.
Zamordować albo przyjąć.
Dla mnie jest tylko jedna opcja.
Gdybym zgodził się zamordować własne dziecko, przyzwolił na to, brał w tym udział albo nie zapobiegł to generalnie mógłbym od jutra mordować wszystkich, jak leci.
Bo z całym szacunkiem znaczą dla mnie mniej niż moje dziecko.
Żona zna mój stosunek bo od 5 lat to powtarzam: nie planuję, niespecjalnie chcę - bo czwórka wystarczy, że przyjmuję i akceptuję że żona nie chce, ale jeśli się stanie - przyjmę z miłością.
To nie choroba.
To dziecko. Cud Boży, błogosławieństwo.
A przy okazji trud i odpowiedzialność, ale przecież od niego nie uciekam.

Nie patrzę na żonę z góry, po prostu wiem czego dokonała przez pięć lat a czego nie.
Jeśli chodzi o oczekiwania względem niej w cierpliwości, szacunku i dawaniu wolności osiągnąłem chyba poziom mistrzowski. Nie naciskałem na nic. Robiłem tylko swoje.

Prawdą jest, że każde moje słowo obecnie, nawet pytanie jest traktowane jak brak zrozumienia. Także tu twe uwagi się pokrywają z tym co obserwuję. Dlatego już milczę.
Także przyjmuję, że tak może patrzeć. Co mam zrobić, że mnie to nie załamało i patrzę szerzej? Winić się za to?
Przytakiwać nieakceptowalnym pomysłom?
Nie wiem po prostu jakimi słowami miałbym ją wspierać a jednocześnie nie mówić wbrew sobie.
Zwłaszcza, że ona uciekła mentalnie. Nie chce o tym rozmawiać, unika mnie.

Albo ze mnie ostatni gamoń nie rozumiejący kobiet, albo mamy tu problem z komunikacją. Ja obstawiam to drugie z elementami pierwszego, bo przecież nigdy nie byłem kobietą więc guzik wiem o tym co w procesie kumulacji emocji się u was dzieje.
Inna rzecz, że to trwa „chwilę” bo od poniedziałku.
Jest nadzieja, że to „tylko” emocje, że sobie to jakoś poukłada.
A jeśli nie - powrót do przeszłości.
Jak w tym wątku.
Tyle, że ja w poprzednie buty nie wejdę. Nie ma szans.
Absolutnie rozumiem, że to jest odpowiedzialność od której wg naszych wartości nie ma ucieczki.

Ja nie mówię, że jestem fanką tego żeby zawsze pozwalać sobie na wyrażanie każdej negatywnej myśli czy emocji ale to jest naprawde skrajna i wyjatkowa sytuacja. I tu uważam inaczej niż Ty, że akurat moglbys spróbować zniesc wybrzmienie nawet tych najbardziej bolesnych. Wiem po sobie jak czasem to że cos powiem na głos przynosi mi ulge, że ktos tego wysluchał, nie skrytykował itd. tylko bez oceny trwal przy mnie(patrz ostatni post Ruty).
Tak sobie wyobrażam myśli z perspektywy twojej żony, że czuje że jest w potrzasku, że na drodze do rozwiązań, które jej sie jawią stajesz ty i "ta cała wiara", ktorej ona nie podziela. Czuje, że na ołtarzu twoich a nie jej wartości ma być złożona ona, a to ona najwiecej bedac w ciąży poświęca i to nie ma co polemizować że ty tez itd.
Nie wiem na jakiej jesteście stopie, pisze co ja moze chcialabym uslyszec czy doświadczyc w takiej sytuacji, ale może spróbuj podejść do żony, powiedz że ją naprawdę rozumiesz, że nie jestes w stanie zaakceptować żadnych drastycznych rozwiązań, ale też sie boisz i przyjmujesz wszystkie jej trudne emocje i nawet strasznie brzmiace dla Ciebie słowa, żeby sie nie zamykała na Ciebie, tylko je wyrażała. Absolutnie nie gadać rzeczy typu że rozumiem twoj strach ALE... dziecko to dar od Boga, że jesteśmy dorośli, to nie gra komputerowa, to nie choroba, nie da się cofnąć czasu i trzeba brac odpowiedzialnosc za to jakie moga byc konsekwencje współżycia. Moralizatostwo tylko podwyższy jej stopien rozdrażnienia.
Tak czy inaczej poprawiam swój błąd bo nie zrobilam tego wcześniej i przede wszystkim: gratulacje!
Życzę wam z całego serca, żeby ta sytuacja nie stanęła w poprzek waszej małżeńskiej drogi.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Ruta »

Ruta pisze: 15 gru 2021, 23:43
Być może żonie zapadły w pamięć bardziej twoje słowa, że czwórka wystarczy, a mniej pamięta o tym, że kolejne dziecko także przyjmiesz z miłością. To bardzo nasila lęk, gdy kobieta jest w ciąży. Potrzebne jest poczucie pełnej akceptacji i tego, że mężczyzna się nie boi, że ma wewnętrzną postawę, poradzę sobie, mam Boga, obdarował nas życiem, będzie przy nas.
Ten jeden fragment chcę sprostować. Tak, super jest gdy mąż jest w dobrej kondycji. Ale jeśli akurat nie jest, nie ma sensu udawać twardziela. To jest wyczuwalne. I tylko nasila lęk.

Pomyślałam, że wolałabym, by mój mąż w takiej sytuacji nie udawał twardziela, ale podzielił się swoimi lękami, słabością, niepewnością. Łatwiej byłoby mi zaakceptować moje obawy i lęki. I czułabym się bliżej męża, niż wtedy, gdyby udawał twardziela i swoje niepokoje spychał gdzieś poza naszą relację.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 15 gru 2021, 23:43 Pavel,
mniej więcej taką sytuację wyobraziłam sobie na podstawie twojego opisu. Nie zawsze ciąża cieszy. Czasem wiąże się z ogromnym lękiem. Z paniką. Przerażeniem. I tak, kobietom powstają w głowie pod wpływem tego lęku różne pomysły. Także o tym, by ciążę zakończyć. To bardzo trudny stan, bo wiąże się z ogromnym poczuciem braku bezpieczeństwa.

Wiem, że to co napiszę jest trudne. Ale tutaj bardzo ważna jest postawa męża. I kluczem do spokoju żony jest jej poczucie bezpieczeństwa. To nie oznacza, że mąż odpowiada ze decyzje i stan emocjonalny żony. Ale oznacza to, że może zrobić wiele, by pomóc jej się w tak trudnej sytuacji odnaleźć. To jest bardzo trudna sytuacja i ogromny kryzys dla was obojga. Kryzysy w rodzinie i małżeństwie są naturalne. Ważne jest jak je przechodzimy.
Pooglądaj sobie lub poczytaj Panią Wandę Półtawską, ona dobrze tłumaczy mężczyznom jak czuje to kobieta i co może zrobić mężczyzna, by kobieta czuła się bezpiecznie i nie bała się urodzić dziecka. Myślę, że znajdziesz wiele sensownych podpowiedzi u niej. Bo masz pełne prawo czuć się w takich skrajnych emocjach i pomysłach żony pogubiony. I domyślam się, że gdy żona mówi mężowi, że nie chce ciąży, to mężczyzna może odczuć to jako odrzucenie siebie. Ale to jest bardziej o lęku, niż o relacji do ciebie.

Tym bardziej zachęcam cię do tego, by oczyścić głowę z uprzedzeń i słuchać żony. Słuchać, słuchać i słuchać. Bez mówienia, bez komentowania. Nawet pretensji i oskarżeń słuchać. Nawet nielogicznych i absurdalnych. Te wszystkie emocje, jakie twoja żona ma potrzebują znaleźć ujście.

Żona teraz bardzo cię potrzebuje. Wiem, że możesz czuć się raniony, odpychany i obwiniany. I jeszcze ucieczka żony, jej niechęć do rozmowy. Do tego w sytuacji, gdy być może i dla ciebie sytuacja jest trudna, i być może sam czujesz niepokój związany z tym, jak my sobie poradzimy, jak ja sobie poradzę. Piszę być może. Po ludzku wydaje mi się, że niepokój byłby uzasadniony i zrozumiały. Ale też nie wiem, co czujesz. Łatwiej mi w takiej sytuacji zrozumieć kobietę i jej niepokoje, lęki, potrzeby.

Być może żonie zapadły w pamięć bardziej twoje słowa, że czwórka wystarczy, a mniej pamięta o tym, że kolejne dziecko także przyjmiesz z miłością. To bardzo nasila lęk, gdy kobieta jest w ciąży. Potrzebne jest poczucie pełnej akceptacji i tego, że mężczyzna się nie boi, że ma wewnętrzną postawę, poradzę sobie, mam Boga, obdarował nas życiem, będzie przy nas.

Pomyśl, by zredukować do minimum wszystkie aktywności, które możesz, bądź jak najwięcej z rodziną, z żoną. Nawet wściekłą i nadąsaną. Inaczej jest, gdy mąż no nie wiem, gotuje zupę, albo bawi się z dzieckiem, proponuje herbatę - nawet po to by można było wściekle powiedzieć mu - nie!!! A inaczej, gdy ucieka za monitor laptopa, albo na długie spacery, albo gdziekolwiek. Wtedy panika narasta. No i w kryzysie, w lęku łatwo wrócić do starych wzorców zachowań. Obojgu.

Pomodlę się w waszej intencji z serca. Potrzebujecie wsparcia. I pewnie nie tylko ja się pomodlę. Od lat wspiera was mnóstwo osób i ciepło o was myśli. I na pewno także was otoczą modlitwą.
Obiektywnie Ruto, robię co należy by poczucie bezpieczeństwa żony zaspokoić.
Słuchałem, co prawda kilka lat temu po raz ostatni Pani Wandy, w głowie mam również to co mówił o tym, czerpiąc z niej, Jacek Pulikowski.
Nie oczekuję by żona się ciążą cieszyła, to nie pierwsze wyczekane dziecko, a piąte i kompletnie nie planowane. Dość istotna różnica pozwalająca zrozumieć brak entuzjazmu żony.

Słuchanie wszystkich emocji żony niezależnie od formy rozumiem I przyjmuję od strony teoretycznej.
Natomiast wdrożenie tego od strony praktycznej to inna para kaloszy.
Jestem mężczyzną, nie lubię „emocjonalnych pryszniców” i mimo teorii są trudne.
A emocjonalne armatki wodne albo tornada - łatwo powiedzieć trudniej wykonać.

Zwłaszcza przy świadomości, że emocjonalność nie zwalnia z odpowiedzialności za formę.
Jak to napisała lustro w wątku z którego ten został wydzielony (może być niedokładnie bo z pamięci): czy bycie kobietą oznacza zwolnienie ze stabilności emocjonalnej?

Moja żona wie, że nie czułem obawy przed kolejnym dzieckiem.
To „czwórka wystarczy” to raczej sygnał, że akceptuję bez sprzeciwu jej wolę.
Bo dla mnie gdyby było dwa razy tyle - żaden problem.
Nie mam najmniejszych leków czy obaw w tym obszarze, nie zadaję sobie żadnych egzystencjonalnych pytań w związku z tym.
Jedyne niepokoje jakie w związku z tą sytuacją odczuwam dotyczą żony i jej stanu.

Co by było gdyby odwrócić sytuację?
Czy jako mężczyzna mógłbym liczyć na podobne zrozumienie takich emocji?
Jakoś mój wielki normalnie optymizm w obliczu takiego pytania się mocno kurczy.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Bławatek pisze: 16 gru 2021, 7:42 Pavel i ja również gratuluję i życzę Wam błogosławieństwa Bożego i sił. A żonie poukładania sobie tego wszystkiego bo być może już więcej dzieci nie planowała i pewnie ją to teraz przerasta.

Ja mam jednego syna, który swoją żywiołowością i uporem od urodzenia dawał mi popalić a teraz powoli wkracza w wiek nastoletni i nie ma nic lepiej, że ja się czuję jakbym w domu miała co najmniej trójkę a nie jedynaka. Zresztą ja się zawsze śmieję, że jak mojemu synowi zaczął się bunt dwulatka tak trwa ciągle i końca nie widać. Po prostu ma trudną osobowość.

Ale Ty dla mnie (choć znam Cię tylko z tego co piszesz) jawisz się jako dobry i odpowiedzialny mąż i ojciec, chciałabym aby mój mąż pokonał swoje kryzysy i też się taki stał. A Twoja żona w końcu to wszystko przetrawi, hormony z niej zejdą i będzie dobrze. To dla Ciebie może być trudny czas - doskonalenie siebie i swojej cierpliwości.
Dziękuję za gratulacje, tak zbiorczo wszystkim przy okazji.
Oby było jak piszesz, że to chwilowe.
Natomiast mimo wewnętrznej niechęci zgadzam się z ostatnim zdaniem. Trzeba wziąć ten krzyż z pokorą, najwyraźniej nauka cierpliwości przeszła w kolejną fazę.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

ŻonaS pisze: 16 gru 2021, 8:44
Pavel pisze: 15 gru 2021, 16:24
To co opisałaś odnośnie jej odczuć w miarę się zgadza, tylko z tą różnicą, że akurat nauka KK niespecjalnie ją rusza.
Nie odbieram jej prawa do najszerszego spektrum emocji, ale wyrażanie ich w pełnym spektrum może ranić, powodować urazę. Moją. Moja cierpliwość nie jest jak u Boga i ma swoje ludzkie granice. Na razie jeszcze wytrzymuję.
Z empatii na jaką jestem w stanie się zdobyć. Ale i ona ma jakieś granice.

Ja rozumiem, że może mieć dość ciąż i dzieci oraz kompletnie jest to jej nie po drodze. To dość łatwe do przyjęcia. Nawet zrozumiałe.

Ale nie jesteśmy w przedszkolu ani grze komputerowej.
Stało się. I się nie odstanie. Oby, daj Panie Boże.
I opcje są dwie.
Zamordować albo przyjąć.
Dla mnie jest tylko jedna opcja.
Gdybym zgodził się zamordować własne dziecko, przyzwolił na to, brał w tym udział albo nie zapobiegł to generalnie mógłbym od jutra mordować wszystkich, jak leci.
Bo z całym szacunkiem znaczą dla mnie mniej niż moje dziecko.
Żona zna mój stosunek bo od 5 lat to powtarzam: nie planuję, niespecjalnie chcę - bo czwórka wystarczy, że przyjmuję i akceptuję że żona nie chce, ale jeśli się stanie - przyjmę z miłością.
To nie choroba.
To dziecko. Cud Boży, błogosławieństwo.
A przy okazji trud i odpowiedzialność, ale przecież od niego nie uciekam.

Nie patrzę na żonę z góry, po prostu wiem czego dokonała przez pięć lat a czego nie.
Jeśli chodzi o oczekiwania względem niej w cierpliwości, szacunku i dawaniu wolności osiągnąłem chyba poziom mistrzowski. Nie naciskałem na nic. Robiłem tylko swoje.

Prawdą jest, że każde moje słowo obecnie, nawet pytanie jest traktowane jak brak zrozumienia. Także tu twe uwagi się pokrywają z tym co obserwuję. Dlatego już milczę.
Także przyjmuję, że tak może patrzeć. Co mam zrobić, że mnie to nie załamało i patrzę szerzej? Winić się za to?
Przytakiwać nieakceptowalnym pomysłom?
Nie wiem po prostu jakimi słowami miałbym ją wspierać a jednocześnie nie mówić wbrew sobie.
Zwłaszcza, że ona uciekła mentalnie. Nie chce o tym rozmawiać, unika mnie.

Albo ze mnie ostatni gamoń nie rozumiejący kobiet, albo mamy tu problem z komunikacją. Ja obstawiam to drugie z elementami pierwszego, bo przecież nigdy nie byłem kobietą więc guzik wiem o tym co w procesie kumulacji emocji się u was dzieje.
Inna rzecz, że to trwa „chwilę” bo od poniedziałku.
Jest nadzieja, że to „tylko” emocje, że sobie to jakoś poukłada.
A jeśli nie - powrót do przeszłości.
Jak w tym wątku.
Tyle, że ja w poprzednie buty nie wejdę. Nie ma szans.
Absolutnie rozumiem, że to jest odpowiedzialność od której wg naszych wartości nie ma ucieczki.

Ja nie mówię, że jestem fanką tego żeby zawsze pozwalać sobie na wyrażanie każdej negatywnej myśli czy emocji ale to jest naprawde skrajna i wyjatkowa sytuacja. I tu uważam inaczej niż Ty, że akurat moglbys spróbować zniesc wybrzmienie nawet tych najbardziej bolesnych. Wiem po sobie jak czasem to że cos powiem na głos przynosi mi ulge, że ktos tego wysluchał, nie skrytykował itd. tylko bez oceny trwal przy mnie(patrz ostatni post Ruty).
Tak sobie wyobrażam myśli z perspektywy twojej żony, że czuje że jest w potrzasku, że na drodze do rozwiązań, które jej sie jawią stajesz ty i "ta cała wiara", ktorej ona nie podziela. Czuje, że na ołtarzu twoich a nie jej wartości ma być złożona ona, a to ona najwiecej bedac w ciąży poświęca i to nie ma co polemizować że ty tez itd.
Nie wiem na jakiej jesteście stopie, pisze co ja moze chcialabym uslyszec czy doświadczyc w takiej sytuacji, ale może spróbuj podejść do żony, powiedz że ją naprawdę rozumiesz, że nie jestes w stanie zaakceptować żadnych drastycznych rozwiązań, ale też sie boisz i przyjmujesz wszystkie jej trudne emocje i nawet strasznie brzmiace dla Ciebie słowa, żeby sie nie zamykała na Ciebie, tylko je wyrażała. Absolutnie nie gadać rzeczy typu że rozumiem twoj strach ALE... dziecko to dar od Boga, że jesteśmy dorośli, to nie gra komputerowa, to nie choroba, nie da się cofnąć czasu i trzeba brac odpowiedzialnosc za to jakie moga byc konsekwencje współżycia. Moralizatostwo tylko podwyższy jej stopien rozdrażnienia.
Tak czy inaczej poprawiam swój błąd bo nie zrobilam tego wcześniej i przede wszystkim: gratulacje!
Życzę wam z całego serca, żeby ta sytuacja nie stanęła w poprzek waszej małżeńskiej drogi.
O ile to co piszesz pokrywa się w niemałym stopniu z tym co odczuwam/słyszę od żony, o tyle niekoniecznie chcę i się mam zamiar zgadzać.
Po pierwsze z mojej strony to niespecjalnie motywacje religijne, a elementarna moralność i odpowiedzialność.
Po drugie, mi zapewne ulgę przyniosłoby wypowiedzenie po żołniersku co o tym myślę. Jak w poprzednich postach. Jakoś tego nie robię, bo liczę się z jej emocjami i odczuciami.
Nie uważam, że bycie kobietą, nawet w ciąży uprawnia jednostronnie do mówienia co ślina na język przyniesie.
Po trzecie, nie mogę powiedzieć że naprawdę ją rozumiem. Bo bym kłamał. Nie rozumiem.
Rozumiem, że to sytuacja dla niej trudna i wyjątkowa.
Niechciana, nieplanowana, niepożądana, bardzo trudna itp. - to rozumiem.
Ale są pewne granice od których przyjąć i rozumieć nie potrafię, właściwie to nawet nie chcę.
Nie mogę powiedzieć, że również się boję, bo się nie boję własnego dziecka.
Jeśli się czegoś obawiam, to tego, że odleci za głęboko w chaos. Tego nawet przy swoim męskim pojmowaniu wiem, że mowić nie powinienem.

I tak już o kilka zdań za dużo powiedziałem, z tym się zgadzam - racjonalne argumenty na teraz to strzał do własnej bramki.
Natomiast nie ukrywam, że nie podoba mi się niezmiennie, że mam się obchodzić z dorosłym człowiekiem jak z jajkiem.
A sam przyjąć rolę worka do obijania.

Było na forum, nawet ostatnio, o równości i równouprawnieniu - gdzie ono tu jest?
Bo jednak odwracając sytuację (czyli ja w podobny sposób reaguję na wiadomość o kolejnym dziecku) zakładam (te założenia nie biorą się z sufitu), że nie byłoby taryfy ulgowej, a nacisk na rany które mogą zostać w pamięci żony na zawsze.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 16 gru 2021, 14:00
Obiektywnie Ruto, robię co należy by poczucie bezpieczeństwa żony zaspokoić.
Słuchałem, co prawda kilka lat temu po raz ostatni Pani Wandy, w głowie mam również to co mówił o tym, czerpiąc z niej, Jacek Pulikowski.
Nie oczekuję by żona się ciążą cieszyła, to nie pierwsze wyczekane dziecko, a piąte i kompletnie nie planowane. Dość istotna różnica pozwalająca zrozumieć brak entuzjazmu żony.

Słuchanie wszystkich emocji żony niezależnie od formy rozumiem I przyjmuję od strony teoretycznej.
Natomiast wdrożenie tego od strony praktycznej to inna para kaloszy.
Jestem mężczyzną, nie lubię „emocjonalnych pryszniców” i mimo teorii są trudne.
A emocjonalne armatki wodne albo tornada - łatwo powiedzieć trudniej wykonać.

Zwłaszcza przy świadomości, że emocjonalność nie zwalnia z odpowiedzialności za formę.
Jak to napisała lustro w wątku z którego ten został wydzielony (może być niedokładnie bo z pamięci): czy bycie kobietą oznacza zwolnienie ze stabilności emocjonalnej?

Moja żona wie, że nie czułem obawy przed kolejnym dzieckiem.
To „czwórka wystarczy” to raczej sygnał, że akceptuję bez sprzeciwu jej wolę.
Bo dla mnie gdyby było dwa razy tyle - żaden problem.
Nie mam najmniejszych leków czy obaw w tym obszarze, nie zadaję sobie żadnych egzystencjonalnych pytań w związku z tym.
Jedyne niepokoje jakie w związku z tą sytuacją odczuwam dotyczą żony i jej stanu.

Co by było gdyby odwrócić sytuację?
Czy jako mężczyzna mógłbym liczyć na podobne zrozumienie takich emocji?
Jakoś mój wielki normalnie optymizm w obliczu takiego pytania się mocno kurczy.

Pavel,

A jakbyś tak jednak wysłuchał żony w tej nieodpowiedniej formie. To nie mój pomysł, to Rosenberga. Przekonał mnie. Że chcąc mieć relacje, potrzebujemy przyjąć i zaakceptować fakt, że ludzie będą wyrażać swoje potrzeby w sposób daleki od doskonałości. Na przykład przykładając nam nóż do gardła, zastraszając, ośmieszając, krzycząc. Jasne, że nikt nie jest zwolniony z kultury, ani ze stabilności emocjonalnej, ale też niewiele osób brakiem takiego zwolnienia się przejmuje.

Wkurzało mnie to jak nie wiem. Ale zdecydowałam się spróbować. I po prysznicu albo iluś tam strzałach z armaty, albo solidnym tornadzie, następowała komunikacja. Mój mąż wyjściowo komunikuje się ze mną w wyjątkowo nieprzyjemny, agresywny oskarżycielski i raniący sposób. Często już po jego dwóch zdaniach czuje się przepuszczona jak przez maszynkę do mięsa. Mąż wie gdzie uderzać i tam uderza. Bywa w tym bardzo precyzyjny. To co innego niż kobiece prysznice i tornada, potoki emocji. To sierpowy do nokautu za sierpowym.
Zdecydowałam się mimo to puścić swoje ego na odległą łąkę, i słuchać. Do tego dołożyłam te 10 procent racji, o których mówiła moja terapeutka. To pomogło mi w tym, by nie tylko słuchać, ale słuchać uważnie. Efekty są bardzo dobre - współpraca, porozumienie. Nazwijmy to ścieżką pokory.

O bardzo podobnej sytuacji i podobnej do mojej próbie wyjścia z impasu przez pokorę ostatnio pisze Astro w swoim wątku. On także zdecydował się przetrzymać spokojnie atak ryczącego lwa i przestać strzelać i przyjąć na klatę tornado, strzały i mnóstwo innych rzeczy. Dołożył do tego jeszcze bukiecik kwiatów - docenienie i aprobatę dla żony, oraz swoją pokorę - wiele ustępstw. I znów - efekty są fantastyczne, porozumienie, współpraca - choćby przy organizacji urodzin dzieci - i rokowanie na dalszą współpracę w przyszłości.

Załóż na chwilę, że nie wiesz co czuje i co myśli żona i o czym jest przekonana, o czym nie. Choć się upierasz, że nie, to w moim odczuciu sporo projektujesz. Ja też. I z tym walczę. Nie umiem jeszcze zatrzymać skutecznie swoich projekcji, ale umiem już je dostrzegać. Wyboldowałam dla ciebie w twojej wypowiedzi, fragment w którym w moim odczuciu wchodzisz w projekcję. I w moim odczuciu cały następujący po tym akapit jest o tym, co ty sądzisz, że twoje żona wie. Co nie znaczy, że naprawdę to wie.

Wiem, że to przyjęcie prysznica emocjonalnego i wytrzymanie go to trudna droga. Ale zalecana. Niezależnie od płci. Co by było gdyby odwrócić sytuację? Pewnie się nie dowiemy. Póki co w ciąży są jedynie kobiety i to one maja problem z hamowaniem wyrażania emocji w ciężkich stanach hormonalnych, czy to ciąży, czy PMS.

Natomiast zdarzają się sytuacje odwrotne, gdy to mężczyzna przyjmuje "niedoskonałe formy komunikacji". To bardzo głęboki i rozległy eufemizm. Mój mąż z powodu nałogu zachowuje się jak najgorsza najbardziej rozhisteryzowana, niestabilna emocjonalnie i agresywna kobieta w ciąży. Równocześnie będąca zawodowym pięściarzem wagi ciężkiej. Do niedoskonałych form komunikacji dokładająca ataki fizyczne.
Wielu mężczyzn wpada w takie kryzysy komunikacyjne. Bardzo niedoskonale wyraża swoje potrzeby. Są żony które słuchają i takie które się odcinają. Uczę się słuchać. Bo wolę budować relację niż mieć rację. Bo racja jest zdecydowanie po mojej stronie. Mój mąż jest dorosłym mężczyzną i nic nie zwalnia go ze stabilności emocjonalnej i bardzo rozsądnej zasady, że po rozmowie wszystkie meble powinny być całe (od razu oddam mężowi honor: od dłuższego czasu w końcu są).
No i co ja z tą moją racją mogę? Jak sobie rację (i racjonalizację) odłożę na bok, to dopiero mogę wiele. I mój mąż też jakby zaczyna móc więcej.

Pooglądaj też trochę Pani Wandy. Właśnie słucham, mówi, że jest przekonana, że piekło jest pełne kobiet, i że z kobietą nie da się żyć. Myślę, że da ci trochę ulgi posłuchanie jej :)
nałóg
Posty: 3364
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: nałóg »

Pavel, jako ojciec 5 gratuluję i sugeruję nie próbować zrozumieć żony ,a po prostu nastaw się na bycie przez jakiś czas "workiem treningowym" i zbieraj wszystkie "bęcki". Nawet jak żona nie obwinia Cię to gdzieś te trudne emocje musza być zwentylowane . To zapewne minie.....tylko kiedy? Nasza najmłodsza córka( nie planowana) dziś jest wielką radością choć już jest dorosła.
Pavel....... AKCEPTACJA I WDZIĘCZNOŚĆ!!!PD
Bławatek
Posty: 1684
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Bławatek »

Pavel z racji tego, że w moim życiu brakuję 'prawdziwych' mężczyzn bo za równo na ojca jak i na męża w wielu męskich sprawach liczyć nie mogłam, więc ja się posługuje śrubokrętami, młotkami, piłą itd., więc z racji tego niestety jestem bardziej męska chyba. Staram się też trzymać swoje humory i hormony na wodzy, no chyba, że druga strona (nie ważne czy kobieta czy mężczyzna) przekracza moje granice to wtedy bywa trudno. I tak się jakoś składa, że ciągle mi się szefowie zmieniają - panowie- i niestety zazwyczaj są bardziej zmienni niż niejedna kobieta a nawet wiele kobiet przy nich jest bardziej stała i konkretna. Już się nauczyłam, że to co mi dziś zlecają do wykonania za 2-3 dni będzie zmieniane lub będzie zdziwienie, że oni tak mówili. Dziś taką kawę chcą i co 3 godziny, drugiego dnia mają dość, że im kawę co 3 godziny proponuję, a innego zanim zrobię to się dopraszają bo myślą, że zapomniałam. Ja nawet za dewizę w pracy mam "jedyna stałą rzeczą są ciągle zamiany", przez co jestem baaaaardzo elastyczna i muszę być wyrozumiała. Choć raz gdy ślęczałam długo nad czymś w komputerze a na koniec szef mi powiedział, że źle zrobiłam bo centymetry w komputerze nie są takie same jak w linijce to nie wytrzymałam i mu udowodniłam, że jest w błędzie bo te centymetry i tamte mają tyle samo. Więc Pavle my kobiety też musimy huśtawki męskie znosić.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 16 gru 2021, 15:14
Pavel pisze: 16 gru 2021, 14:00
Obiektywnie Ruto, robię co należy by poczucie bezpieczeństwa żony zaspokoić.
Słuchałem, co prawda kilka lat temu po raz ostatni Pani Wandy, w głowie mam również to co mówił o tym, czerpiąc z niej, Jacek Pulikowski.
Nie oczekuję by żona się ciążą cieszyła, to nie pierwsze wyczekane dziecko, a piąte i kompletnie nie planowane. Dość istotna różnica pozwalająca zrozumieć brak entuzjazmu żony.

Słuchanie wszystkich emocji żony niezależnie od formy rozumiem I przyjmuję od strony teoretycznej.
Natomiast wdrożenie tego od strony praktycznej to inna para kaloszy.
Jestem mężczyzną, nie lubię „emocjonalnych pryszniców” i mimo teorii są trudne.
A emocjonalne armatki wodne albo tornada - łatwo powiedzieć trudniej wykonać.

Zwłaszcza przy świadomości, że emocjonalność nie zwalnia z odpowiedzialności za formę.
Jak to napisała lustro w wątku z którego ten został wydzielony (może być niedokładnie bo z pamięci): czy bycie kobietą oznacza zwolnienie ze stabilności emocjonalnej?

Moja żona wie, że nie czułem obawy przed kolejnym dzieckiem.
To „czwórka wystarczy” to raczej sygnał, że akceptuję bez sprzeciwu jej wolę.
Bo dla mnie gdyby było dwa razy tyle - żaden problem.
Nie mam najmniejszych leków czy obaw w tym obszarze, nie zadaję sobie żadnych egzystencjonalnych pytań w związku z tym.
Jedyne niepokoje jakie w związku z tą sytuacją odczuwam dotyczą żony i jej stanu.

Co by było gdyby odwrócić sytuację?
Czy jako mężczyzna mógłbym liczyć na podobne zrozumienie takich emocji?
Jakoś mój wielki normalnie optymizm w obliczu takiego pytania się mocno kurczy.

Pavel,

A jakbyś tak jednak wysłuchał żony w tej nieodpowiedniej formie. To nie mój pomysł, to Rosenberga. Przekonał mnie. Że chcąc mieć relacje, potrzebujemy przyjąć i zaakceptować fakt, że ludzie będą wyrażać swoje potrzeby w sposób daleki od doskonałości. Na przykład przykładając nam nóż do gardła, zastraszając, ośmieszając, krzycząc. Jasne, że nikt nie jest zwolniony z kultury, ani ze stabilności emocjonalnej, ale też niewiele osób brakiem takiego zwolnienia się przejmuje.

Wkurzało mnie to jak nie wiem. Ale zdecydowałam się spróbować. I po prysznicu albo iluś tam strzałach z armaty, albo solidnym tornadzie, następowała komunikacja. Mój mąż wyjściowo komunikuje się ze mną w wyjątkowo nieprzyjemny, agresywny oskarżycielski i raniący sposób. Często już po jego dwóch zdaniach czuje się przepuszczona jak przez maszynkę do mięsa. Mąż wie gdzie uderzać i tam uderza. Bywa w tym bardzo precyzyjny. To co innego niż kobiece prysznice i tornada, potoki emocji. To sierpowy do nokautu za sierpowym.
Zdecydowałam się mimo to puścić swoje ego na odległą łąkę, i słuchać. Do tego dołożyłam te 10 procent racji, o których mówiła moja terapeutka. To pomogło mi w tym, by nie tylko słuchać, ale słuchać uważnie. Efekty są bardzo dobre - współpraca, porozumienie. Nazwijmy to ścieżką pokory.

O bardzo podobnej sytuacji i podobnej do mojej próbie wyjścia z impasu przez pokorę ostatnio pisze Astro w swoim wątku. On także zdecydował się przetrzymać spokojnie atak ryczącego lwa i przestać strzelać i przyjąć na klatę tornado, strzały i mnóstwo innych rzeczy. Dołożył do tego jeszcze bukiecik kwiatów - docenienie i aprobatę dla żony, oraz swoją pokorę - wiele ustępstw. I znów - efekty są fantastyczne, porozumienie, współpraca - choćby przy organizacji urodzin dzieci - i rokowanie na dalszą współpracę w przyszłości.

Załóż na chwilę, że nie wiesz co czuje i co myśli żona i o czym jest przekonana, o czym nie. Choć się upierasz, że nie, to w moim odczuciu sporo projektujesz. Ja też. I z tym walczę. Nie umiem jeszcze zatrzymać skutecznie swoich projekcji, ale umiem już je dostrzegać. Wyboldowałam dla ciebie w twojej wypowiedzi, fragment w którym w moim odczuciu wchodzisz w projekcję. I w moim odczuciu cały następujący po tym akapit jest o tym, co ty sądzisz, że twoje żona wie. Co nie znaczy, że naprawdę to wie.

Wiem, że to przyjęcie prysznica emocjonalnego i wytrzymanie go to trudna droga. Ale zalecana. Niezależnie od płci. Co by było gdyby odwrócić sytuację? Pewnie się nie dowiemy. Póki co w ciąży są jedynie kobiety i to one maja problem z hamowaniem wyrażania emocji w ciężkich stanach hormonalnych, czy to ciąży, czy PMS.

Natomiast zdarzają się sytuacje odwrotne, gdy to mężczyzna przyjmuje "niedoskonałe formy komunikacji". To bardzo głęboki i rozległy eufemizm. Mój mąż z powodu nałogu zachowuje się jak najgorsza najbardziej rozhisteryzowana, niestabilna emocjonalnie i agresywna kobieta w ciąży. Równocześnie będąca zawodowym pięściarzem wagi ciężkiej. Do niedoskonałych form komunikacji dokładająca ataki fizyczne.
Wielu mężczyzn wpada w takie kryzysy komunikacyjne. Bardzo niedoskonale wyraża swoje potrzeby. Są żony które słuchają i takie które się odcinają. Uczę się słuchać. Bo wolę budować relację niż mieć rację. Bo racja jest zdecydowanie po mojej stronie. Mój mąż jest dorosłym mężczyzną i nic nie zwalnia go ze stabilności emocjonalnej i bardzo rozsądnej zasady, że po rozmowie wszystkie meble powinny być całe (od razu oddam mężowi honor: od dłuższego czasu w końcu są).
No i co ja z tą moją racją mogę? Jak sobie rację (i racjonalizację) odłożę na bok, to dopiero mogę wiele. I mój mąż też jakby zaczyna móc więcej.

Pooglądaj też trochę Pani Wandy. Właśnie słucham, mówi, że jest przekonana, że piekło jest pełne kobiet, i że z kobietą nie da się żyć. Myślę, że da ci trochę ulgi posłuchanie jej :)
„Chyba” się nie rozumiemy. Po raz kolejny piszę, że to nie jest projekcja z mojej strony. Żona tak samo wie, że nie jest dla mnie problemem jedno, dwa czy pięcioro dzieci więcej jak to, że jestem mężczyzną. Wszystkie znaki na niebie i ziemi to potwierdzają od lat. To nie jest obszar do interpretacji.

Nie wiem co czuje i myśli żona. Nie przypisuję sobie takich zdolności. Piszę natomiast tylko w oparciu o jej słowa i sposób w który te słowa wypowiada.
Biorąc poprawkę na aktualny stan emocjonalny który jest dla mnie niedostępny do pojęcia.

Problem z zaakceptowaniem kolejnego dziecka, ma żona. I wiedziałem o tym dwa lata temu, i rok temu i miesiąc temu tydzień temu, gdy wiedziała, że okres jej się grubo spóźnia.
Ja ten jej problem absolutnie rozumiem i akceptuję, szanuję.
Nie miałem problemu, że nie chce więcej dzieci - urodziła mi czwórkę i jestem jej za to wdzięczny, co niejednokrotnie werbalizowałem.
Z mojej strony chodzi tylko i wyłącznie o formę i niektóre słowa które padły. I nie jest to olbrzymi problem jeśli to kwestia początkowego szoku i etapu godzenia/niegodzenia się z rzeczywistością. Rozumiem, że w emocjach można powiedzieć przeróżne rzeczy, później zaś niekoniecznie z nimi utożsamiać. Nie urodziłem się wczoraj.
Problem z mojej strony będzie, jeśli żona w dłuższym okresie się z tego co w emocjach wyrzuciła nie wycofa, gdy okaże się to jej „oficjalnym stanowiskiem”.
Nie zastanawiam się nad tym jednak specjalnie, bo nic mi takie myślenie nie da.
Spokojnie czekam. Na ile spokojnie się w takiej sytuacji da oczywiście, gdybym do sprawy podszedł kompletnie bez emocji, również trudnych, poszedłbym zrobić test na człowieczeństwo ;)
Bogu dzięki uwieszenie emocjonalne mam dawno za sobą.

Jednakże te emocje nie sprawiają mi kłopotu, na pewno zaś nie potrzebuję słuchać na pocieszenie, że trudno wytrzymać z kobietami. Ulgi z tego by nie było.
Bo tak jak mi czasami ciężko z żoną, tak jej ze mną.
Moja racjonalność kontra jej emocje, ja też czasem nie wiem/ nie czuję momentu kiedy warto się po prostu zamknąć zamiast raczyć ją czy to swoją opinią, stanowiskiem czy przemyśleniami . Pole do nieustannej pracy.
I przyznam, że wywołuje to we mnie sprzeciw, bo uważam, że nie tak powinno być.
Ale nie chcę jednocześnie walczyć z wiatrakami. Nie rozumiem, mam niezgodę, ale staram się przyjąć, że może po prostu tak jest i może nawet tak być powinno, wbrew mojemu myśleniu.

Natomiast pomysły z Rosenbergiem na razie nie mają szans.
Żona nie chce mowić nic.
A gdy pytałem, próbowałem porozmawiać - wyrzut emocji i zaraz po wyrzucie znowu w skorupie plus wyłączony odbiornik.
Tu kolejny owoc pracy którą wykonałem - kiedyś bym uparcie na rozmowę nalegał.
Teraz cierpliwie czekam.
Delikatnie badam teren. I wracam. I znowu czekam.
Może się w końcu doczekam.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Nino »

Moja racjonalność kontra jej emocje, ja też czasem nie wiem/ nie czuję momentu kiedy warto się po prostu zamknąć zamiast raczyć ją czy to swoją opinią, stanowiskiem czy przemyśleniami . Pole do nieustannej pracy.
I przyznam, że wywołuje to we mnie sprzeciw, bo uważam, że nie tak powinno być.
Racjonalność w sytuacji, w jakiej znalazła się Twoja żona, może ją tylko jeszcze bardziej rozsierdzać. Podobnie wysłuchiwanie skądinąd słusznych opinii, stanowisk lub przemyśleń.

Bądź z nią teraz w jej emocjach.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: marylka »

Pavel - gratulacje :D
Jesteś dzielnym i mądrym człowiekiem z silnym poczuciem odpowiedzialności i jestem pewna że żona o tym wie, że może się na tobie oprzeć i liczyć na ciebie w każdym aspekcie. Dlatego też strzela w ciebie swoimi pretensjami i lękami bez obaw że zostanie przez ciebie odrzucona
To poczucie bezpieczeństwa to wynik waszego ciągłego budowania relacji i nieustającej pracy w komunikacji

Ja też mam gromadkę dzieci najukochańszych.
Żyjemy w takich czasach gdzie problem o byt - chociaż mega ciężki, nie wydaje się największym problemem.
Bo dzięki Bogu z głodu nie umierają dzieci czy z niedostatku
Bardziej chodzi o pogubienie maralne, wpływy internetu ideologii i całego bagna które walczą o każde dziecko. A my rodzice stałe się zamartwiamy czy z naszych kochanych istot wyrosną porządni ludzie
Ten stres przy dzieciach jest stały i wyczerpujący
Wiem że o tym wiesz i nie mądrzę się dalej i nie daję rad ale z doświadczenia swojego i innych wiem że to najmłodsze jest szczególnie iskierką w rodzinie. Także u rodzeństwa
A ten stres żony to stres przed stresem
To tylko kobieta zrozumie :lol:

Wierzę że żona jak zobaczy to dzieciątko w dniu narodzin to jej wszystko przejdzie. I będziecie silną Bogiem rodziną:)
Pozdrawiam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Nino pisze: 17 gru 2021, 8:39
Moja racjonalność kontra jej emocje, ja też czasem nie wiem/ nie czuję momentu kiedy warto się po prostu zamknąć zamiast raczyć ją czy to swoją opinią, stanowiskiem czy przemyśleniami . Pole do nieustannej pracy.
I przyznam, że wywołuje to we mnie sprzeciw, bo uważam, że nie tak powinno być.
Racjonalność w sytuacji, w jakiej znalazła się Twoja żona, może ją tylko jeszcze bardziej rozsierdzać. Podobnie wysłuchiwanie skądinąd słusznych opinii, stanowisk lub przemyśleń.

Bądź z nią teraz w jej emocjach.
Niemożliwe uczciwie powiedziawszy. Ja jestem tylko mężczyzną.
Max co mogę zrobić to zamknąć otwór gębowy i towarzyszyć.
I to się staram robić.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

marylka pisze: 17 gru 2021, 9:43 Pavel - gratulacje :D
Jesteś dzielnym i mądrym człowiekiem z silnym poczuciem odpowiedzialności i jestem pewna że żona o tym wie, że może się na tobie oprzeć i liczyć na ciebie w każdym aspekcie. Dlatego też strzela w ciebie swoimi pretensjami i lękami bez obaw że zostanie przez ciebie odrzucona
To poczucie bezpieczeństwa to wynik waszego ciągłego budowania relacji i nieustającej pracy w komunikacji

Ja też mam gromadkę dzieci najukochańszych.
Żyjemy w takich czasach gdzie problem o byt - chociaż mega ciężki, nie wydaje się największym problemem.
Bo dzięki Bogu z głodu nie umierają dzieci czy z niedostatku
Bardziej chodzi o pogubienie maralne, wpływy internetu ideologii i całego bagna które walczą o każde dziecko. A my rodzice stałe się zamartwiamy czy z naszych kochanych istot wyrosną porządni ludzie
Ten stres przy dzieciach jest stały i wyczerpujący
Wiem że o tym wiesz i nie mądrzę się dalej i nie daję rad ale z doświadczenia swojego i innych wiem że to najmłodsze jest szczególnie iskierką w rodzinie. Także u rodzeństwa
A ten stres żony to stres przed stresem
To tylko kobieta zrozumie :lol:

Wierzę że żona jak zobaczy to dzieciątko w dniu narodzin to jej wszystko przejdzie. I będziecie silną Bogiem rodziną:)
Pozdrawiam
Dzięki Marylko.
Dwa dni bez rozmów za nami, takie drętwe, jakbyśmy mieli ciche dni.
Tzn. Poza rozmowami-komendami porządkowymi.
Ja nie lubię cichych dni, moja jadaczka nie lubi ich jeszcze bardziej :lol:
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Ehhhhh...kobiety. Jak was pojąć? Nie ma szans. To chyba taki poligon mający trenować cierpliwość i prowadzić do świętości.
Ja nie ogarniam i nie widzę szans bym kiedyś ogarnąć był w stanie.
Tylko przyjąć, zaakceptować i...postarać się jakoś to przetrwać.
Chyba to „kara” za to, że to kobiety znoszą ciążę i rodzą, taki rodzaj równowagi dawkowany latami, aby dało się jakoś wytrzymać i nie zejść z tego świata.

Ale dość marudzenia ;)

Dziś już duuużo lepiej, żona wróciła do wymiaru który jestem w stanie pojąć i ogarnąć.
Czyli, o ile pewnie wciąż nie jest jej lekko psychicznie, w dodatku nie czuje się rewelacyjnie fizycznie (mdłości), o tyle dało się już porozmawiać i zakończyć ciche dni.
Wyglada na to, że te wszystkie słowa które mnie jednak ruszyły to wynik tego czego pojąć nie jestem w stanie. Na moje szczęście chyba ;)
Bogu niech będą dzięki!
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
rose
Posty: 137
Rejestracja: 14 mar 2020, 11:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: rose »

Pavel jaka pozytywna wiadomość na koniec dnia! Cieszę się że tak szybko udało się zażegnać ten kryzys.

Gratulacje dla Was! Podziwiam wielodzietnych rodziców i wierzę że maluszek dla Was będzie wyjątkowa pociecha. Dużo zdrowia dla Mamy i Dzidziusia. A dla Ciebie moc cierpliwości - zwłaszcza na tym pierwszym etapie😉
ODPOWIEDZ