Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13377
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Nirwanna »

Jesteśmy nieustająco z modlitwą, bo kryzysy mają tendencje nawrotowe ;-)
Obyście je z Bożą pomocą przechodzili rozwojowo, a nie destrukcyjnie :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ŻonaS
Posty: 18
Rejestracja: 24 lis 2021, 16:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: ŻonaS »

Pavel pisze: 17 gru 2021, 21:43 Ehhhhh...kobiety. Jak was pojąć? Nie ma szans. To chyba taki poligon mający trenować cierpliwość i prowadzić do świętości.
Ja nie ogarniam i nie widzę szans bym kiedyś ogarnąć był w stanie.
Tylko przyjąć, zaakceptować i...postarać się jakoś to przetrwać.
Chyba to „kara” za to, że to kobiety znoszą ciążę i rodzą, taki rodzaj równowagi dawkowany latami, aby dało się jakoś wytrzymać i nie zejść z tego świata.


Ale dość marudzenia ;)

Dziś już duuużo lepiej, żona wróciła do wymiaru który jestem w stanie pojąć i ogarnąć.
Czyli, o ile pewnie wciąż nie jest jej lekko psychicznie, w dodatku nie czuje się rewelacyjnie fizycznie (mdłości), o tyle dało się już porozmawiać i zakończyć ciche dni.
Wyglada na to, że te wszystkie słowa które mnie jednak ruszyły to wynik tego czego pojąć nie jestem w stanie. Na moje szczęście chyba ;)
Bogu niech będą dzięki!
Cudownie pozytywna wiadomość :) i idealne Twoje nastawienie (pogrubione). Uwierz, że są cechy męskie, dla których my mogłybyśmy napisać podobne wnioski ;)
Niech Wam Bóg błogosławi

Pozdrawiam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Niespecjalnie pozytywny będzie moje odświeżenie swego wątku, ale nie lubię lukrowania rzeczywistości.
Piszę głównie po to, aby się podzielić doświadczeniem. A nuż się komuś przyda :)

Ostatnio mało mnie było ma forum. Najpierw, od początku maja przygotowania do przeprowadzki na ojczyzny łono, później sama przeprowadzka, a zaraz po niej…booooooooooooom!!!!

Już miesiąc temu zmieniłem status na forum, bowiem nasze małżeństwo ponownie jest w kryzysie. Po mojemu w dużo większym niż poprzednio.

Piszę, w końcu, bo na bieżąco mi się nie chciało. Też miałem trudny czas, na szczęście po jakimś tygodniu względnie stabilnie stanąłem na nogi.

Ale co się stało, przecież pisałem wielokrotnie, że powoli, ale ciągle idziemy do przodu.
Pomyliłem liczbę pojedyńczą z liczbą mnogą. Oczywiście moja pomyłka wynikała z braku szczerości i uczciwości mojej małżonki.

Jakoś (o ile mogę wierzyć słowom żony) od połowy kwietnia, jakieś półtora miesiąca przed powrotem do Polski, moja żona i matka czwórki dzieci, nawiązała romans z kowalskim, a właściwie to Mr. smithem z pracy.
Co prawda wróciła z nami do Polski, czyli jakąś decyzję podjęła, ale to czego się od momentu gdy odkryłem romans dowiedziałem, powoduje, że szanse na bycie razem określiłbym jako minimalne.

Głównie dlatego, że ja tego nie widzę. I nie widzę nawet światełka w tunelu tym razem.
Sam romans to „małe piwo”, wiem z czego wynika, pomijając już oczywistą oczywistość, że najwyraźniej ma ślubna ma problem z wiernością i uczciwością.
Geneza naszych problemów jest dużo cięższa gatunkowo niż mi się przez ostatnie 7 lat wydawało. Okazuje się bowiem, że żona nie tylko niespecjalnie wyciągnęła wnioski z poprzedniego kryzysu, ale markowała pracę i zrozumienie tematu.
Niestety, moje małżeństwo jest tak nafaszerowane jej kłamstwami, że obecnie nie wiem co jest prawdą a co nie.

Sama się nie przyznała, „wydusiłem” to z niej, bez stosowania duszenia ma się rozumieć ;) Szła w zaparte do końca, ale ja poprzez doświadczenia razu poprzedniego i bytność na forum szybko połączyłem kropki. Okazało się w dodatku, że mam całkiem dobrą intuicję. Przed powrotem tłumaczyłem sobie jej dziwne zachowanie przemęczeniem i przeprowadzką, na miejscu zaś załapałem, że to musiała być zdrada. Forum uczy ;)
Niestety nie myliłem się. Żona mnie zdradzała (ponoć emocjonalnie), zakochała się po uszy, obecnie wciąż ma kaca po swojej nowej „wielkiej miłości”. Bo „nie pykło”.
Raz, że odległość, dwa że pan smith (który zdradzał swoją partnerkę) wybrał swoje dzieci, trzy - moja szybka interwencja i wiadomość po której pan smith ponoć przyznał, że mam rację.
Moja żona obecnie, już właściwie od połowy czerwca, stoi na stanowisku, że nie chce odchodzić, ponoć chce naprawiać, ponoć jest gotowa wybrać się na terapię małżeńską, ale obecnie nie potrafi być dla mnie żoną (jak to ona mówi: „jaką chciałbyś abym była”). A moje wymagania są wg mnie bazowe.

Niby nie tak źle, niby rokuje to jakieś nadzieje.

Tyle tylko, że mi się wyczerpała (niemal) cierpliwość.
Nie widzę za bardzo możliwości, aby jej się (nazywając brzydko) klepki poustawiały jak należy. Czyli problemem mega ciężkim do przeskoczenia są jej zasady moralne, światopogląd (mam wrażenie, że zaczerpnięty z seriali) plus „atrakcje” związane z DDX.

W przeciwieństwie do 2015 roku nie mam sobie za wiele do zarzucenia.
Od 8 lat niemal staram się być jak najlepszym mężem i ojcem.
Nie jestem oczywiście ideałem, ale nawet żona mi nic nie zarzuca (poza momentami, gdy próbuje się usprawiedliwiać, racjonalizować, wtedy jakieś ogólniki rzuca, ale konkretów brak).
Moim udziałem jest zbyt najwyraźniej zbyt duże zaufanie, cierpliwość, wiara w nią, akceptacja. Nieco żartuję, bo tak być przecież powinno.

Była we mnie jakaś pycha (a może to wiara w nas?) bo wydawało mi się, że o ile nasze ostatnie dwa lata poświęceń by wrócić do Polski osłabią naszą relację, o tyle nie zakładałem, że ta relacja jest taka słaba i nastąpi coś takiego. Przeceniłem ją, przeceniłem informacje zwrotne od żony w których nie było nic niepokojącego.
Do tego brak wymagań po poprzednim powrocie. Zostawiłem żonie wybór drogi, tempa. I to jest wg mnie ok, ale wychodzi mi na to, że przyzwoliłem na „dłubanie w nosie”.
Tym razem tego błędu nie popełnię.
Oczywiście nie mam za to do siebie wyrzutów, to była odpowiedzialność mej żony.

Nie dostałem nawet jednego sygnału ostrzegawczego, że coś jej nie pasuje w małżeństwie. Nawet jednego.
Aby była jasność, wiem bo sam wielokrotnie pisałem, że zdrada to objaw, nie źródło.
I wciąż się z tym utożsamiam.
Moja żona, poza tym, że nie doceniałem wpływu wciąż nie uleczonego DDX na jej życie i funkcjonowanie, sabotowała małżeństwo, kłamała i udawała, miała jakieś niezaspokojone potrzeby i nie czuła się najwyraźniej kochana. Na dodatek wciąż myli miłość z zakochaniem.

Tyle, że ja przez te lata regularnie pytałem o jej potrzeby i to czy daję właściwie, czy czuje się kochana, co mogę zmienić i poprawić w sobie. Starałem się na bieżąco rozmawiać, stawiać czoło problemom. W odpowiedzi było zawsze, że wszystko jest ok, a ja przesadzam.
Nie czuje się odpowiedzialny za jej brak dojrzałości, dysfunkcje, kłamstwa, zdrady.
W moim obszarze odpowiedzialności za kryzys jest jeszcze komunikacja, która jest wciąż do poprawy. Poprawiać zawsze warto :)
Natomiast nawet stosując całkowicie bezprzemocową komunikację powoduję, że żona czuje się oceniana. To jedna z cech DDXów, najwyraźniej nie brałem tego na bieżąco do siebie (bez świadomości tego) i za często nazywam rzeczy po imieniu, zbyt często mówię bezpośrednio o co mi chodzi. Dbam przy tym o formę, ale pewnie nie zawsze była perfekcyjna. Mimo, że niemal zawsze objaśniam swe intencje, tłumaczę jak jest a jak nie jest, i tak moja żona wie lepiej ode mnie jak ja czuję i myślę.

Zostawiłem obecnie jej inicjatywę, bo przez ostatnie prawie 8 lat starałem się z całych sił uważnić nasze małżeństwo. Mam dość ciągnięcia tego wózka samemu, podczas gdy ona wkłada kije w szprychy. Wiem, jest ze mną Pan Bóg. Tyle, że żona ma wolną wolę.

Ja się nie boję jej odejścia, w pewnym sensie byłaby to jakaś ulga. Bo tak po ludzku, to mam dość.
Albo chce być moją żoną, albo nie.
Albo chce budować ze mną, albo nie.

Bez fałszywej skromności wiem kim i jaki jestem, jaką drogę przeszedłem, co zrobiłem i gdzie zmierzam.
Jestem świetnym facetem i swoją postawą zasłużyłem sobie na coś przeciwnego niż dostałem. Ta zdrada nawet o milimetr nie ruszyła poczuciem mojej wartości, bo mam świadomość, że jestem „kozakiem”.
Jedyną osobą w moim otoczeniu która najwyraźniej tego nie dostrzega, jest moja własna żona. To dla mnie smutne.
Nie ukrywam, jestem głęboko rozczarowany jej postawą. Czuję ból i złość. Momentami wściekłość. I wiem, że tak jest ok, bardzo mnie zraniła.
Nie jestem jeszcze gotowy by jej wybaczyć (tzn. wiem, że potrafię, ale obecnie jeszcze nie chcę).
I jeśli się mi żona nie ogarnie, jestem gotowy odejść.
Wolałbym uważnić nasze małżeństwo, lecz tym razem mam wymagania. Konkretne.
Czyli chcę widzieć chęci, konkretny plan i konkretną pracę.

A miało być tak pięknie.

Po co to piszę? Właściwie wygadałem się już jakiś czas temu, tu opisałem to mocno skrótowo. Nie o chęć wyrzucenia z siebie tego wszystkiego mi chodzi.
Po prostu po tym trudnym doświadczeniu jestem jeszcze większym fanem twardej miłości.
Bez wymagań, zmiany myślenia, konkretnej pracy, nie widzę możliwości budowania małżeństwa.
A nie wygląda mi na to, że refleksja może się w głowie mej żony pojawić.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że znowu traktuje mnie jak koło zapasowe. Na to się nie godzę.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
WNM2010
Posty: 457
Rejestracja: 13 lip 2020, 16:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: WNM2010 »

Witaj Pavel,
Przeczytałam twój opis sytuacji, uczuć, emocji a ten komedio dramat wydawać by się mogło, że nie ma końca. I nie ma. A jednak. Rozgrzewka już zrobiona, a więc teraz czas wystartowac w maratonie. Przygotowany jesteś, co daje nadzieję na dobry wynik końcowy. Start - jest ten sam co parę lat temu i może poziom jest ten sam ale Ty jesteś już emocjonalnie, duchowo,, przerobiony,,. Chcesz budować na Bogu, stawiasz warunki, stosujesz twarda miłość, wcześniejszy kryzys Cię rozwinął (tak wnioskuję po Twoich opisach), zbudował, treningi były ciężkie ale przyniosły efekty, więc bądź gotowy: do startu start. Dobry zawodnik nie boi się konkurencji, jeżeli ma pewność że jest dobry to osiągnie najlepszy wynik na jaki go stać. Trening czyni mistrza.
Czy będzie to podjum? :życzę Ci tego z całego serca.
Ty piszesz a miało być tak pięknie. A ja Ci napiszę:jeszcze będzie pięknie tylko załóż wygodne buty.. Bo masz do przejścia całe życie, jak będzie lepiej to pobiegniesz, a jak będzie gorzej to się należy przeczołgać byle do przodu.
"Miłość cierpliwa jest, miłość wszystko przetrzyma, miłość nigdy nie ustaje "
Bławatek
Posty: 1684
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Bławatek »

Pavel przykro mi się czyta twoją bieżącą historię. (Nawet pomyślałam, że ktoś sobie żarty robi). Zawsze miałam Ciebie/Was za wzór że pomimo trudnego kryzysu, zdrady, dzięki ciężkiej pracy i czasowi można naprawić i budować lepszą jakość małżeństwa. Ale jak sam wspomniałeś w pojedynkę na dłuższą metę się nie da.

Niestety "niektóre typy tak mają" czyli żony/mężowie nasi (mieszanka osobowości, wychowania, charakteru) a jak do tego dojdą wypaczone zasady moralne i światopogląd to już w ogóle mieszanka wybuchowa. Mój mąż pochodzi z rodziny związanej czynnie z kościołem, sam też nie stronił od kościoła, a w czasie kiedy go poznałam kręciło się wokół mnie wielu rozwodników czy mężczyzn, dla których rozwód nie był niczym złym, więc wiadomo, że mój mąż jawił się wtedy jak unikat warty wszystkiego. Rzeczywistość okazała się inna. Czasu nie cofnę, ale drugi raz naiwna już nie będę. I choć wiele pracy wykonałam i dużo na plus zmieniłam to dla mojego męża dalej mało - bo chociażby moja skromność go razi - no sorry, nie będę paniusia w szpilkach i miniowkach bo ani wiek, ani figura ani tym bardziej mój charakter mnie do tego nie zachęcają. Zresztą mój mąż osiadł na laurach - nie uważa że nad czymkolwiek musiałby popracować i dalej korzysta z kawalerskiego życia.

A i też mam problem z porozumieniem się z mężem tzn. bardziej z tym że on każdy mój komunikat odbiera jako ocenianie, atak, przytyk i tak jak pisałeś o żonie - czuje się zawsze oceniany i nawet krytykowany. A ja już nie mam pomysłów jak do niego mówić żeby nie zniekształcał odbioru. Po prostu powoli unikam rozmów jakichkolwiek. A to nas jeszcze bardziej oddala. Wszystko i tak prowadzi do niezrozumienia. No cóż... "Ten typ tak ma"

Życzę Ci sił w tym trudnym czasie i Bożego prowadzenia.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Avys »

Pavel,
Piękna jest Twoja postawa męża. Gdyby każdy w kryzysie startował z taką postawą to forum nie byłoby potrzebne ;-) (żart).
Miłość małżeńska jednostronna to patologia i godzenie się na to powoduje nie poświęcenie dla drugiego małżonka który nie kocha, ale krzywdzenie go poprzez właśnie nie wymaganie od niego miłości. Moje myślenie teraz jest takie, że jak mąż/żona mając wolną wolę nie chcą kochać małżonka poprzez m.in. wierność i uczciwość i bycie razem to nie spadają na bambus! Ich życie, ich wybory, ich odpowiedzialność - nie można za nich żyć i wybierać „dobrze”.

Bardzo mi się spodobała w Twoim wpisie Twoja stanowczość, szanowanie wolności drugiego człowieka a przy tym ogromna miłość do żony która na chwilę obecną nie idzie w parze z Twoimi uczuciami które są zdrową reakcją na jej czyny.

Mam wrażenie, że bez względu na to, czy Twoja żona zdecyduje być Twoją żoną czy nie - nie wpłynie to na źródło Twojego szczęścia.

Przez większość życia nie rozumiałam słów Jezusa o tym, że w Niebie nie będzie małżeństw. Na ziemi wydają mi się one niezbędne dla tych co chcą założyć rodzinę ale nie w Niebie :-)

Pozdrawiam Cię bardzo i życzę Ci dalej takiej postawy!
rose
Posty: 137
Rejestracja: 14 mar 2020, 11:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: rose »

Pavel, przykro mi, że tak się u Was zadziało. Podziwiam za postawę i spokój. I za poczucie własnej wartości - tego to nawet ciut zazdroszczę.
Przeszła mi taka myśl przez głowę, że może Twoja żona nie umiała poradzić sobie z tym, że to na jej barkach spoczywa większa odpowiedzialność za poprzedni kryzys. Że Ty jesteś ten "lepszy" w małżeństwie, a ona była niewystarczająca?
Pavel a może masz ochotę podzielić się jak w tym wszystkim odnajdują się Wasze dzieci i czy Ty w sobie nie masz leku, że jeśli Twoja żona nie zechce dotrzymać Ci kroku to będą wychowywane w niepełnej rodzinie.
Nie przez przypadek proszę o podzielenie się Twoimi przemyśleniami w tej kwestii - jestem w momencie życia że troska o przyszłość dzieci to jeden z dwóch powodów dla których jeszcze mieszkam z mężem.

Dużo spokoju dla Ciebie w tym niepewnym czasie. Z poprzedniego kryzysu wyszedłeś zwycięsko, czego i teraz Ci życzę.

Ps Brakowało tu na forum Twoich postów☺️
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Sefie »

Przyznam, że to duże zaskoczenie dla mnie czytać taki post.

Co by nie było potwierdza to kilka prawd życiowych.
- w pojedynkę nie naprawi się małżeństwa
- nieprzepracowana zdrada to zaproszenie do recydywy
- nic nie jest dane raz na zawsze

Przykro mi Pavel, że tak to się potoczyło. Mam jednak pewność, że oddychając pełną męską piersią poradzisz sobie z kryzysem. Czy to z małżonką czy bez niej.

Być może da się to poukładać. Tutaj jednak będzie drugi maraton ale już nie dla Ciebie.

Wspieram modlitwą.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: ozeasz »

Pavel pisze: 10 lip 2023, 7:01 Po co to piszę? Właściwie wygadałem się już jakiś czas temu, tu opisałem to mocno skrótowo. Nie o chęć wyrzucenia z siebie tego wszystkiego mi chodzi.
Po prostu po tym trudnym doświadczeniu jestem jeszcze większym fanem twardej miłości.
Bez wymagań, zmiany myślenia, konkretnej pracy, nie widzę możliwości budowania małżeństwa.
A nie wygląda mi na to, że refleksja może się w głowie mej żony pojawić.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że znowu traktuje mnie jak koło zapasowe. Na to się nie godzę.
Pavel dobrze Cię rozumiem jako fana twardej miłości, że ją stosowałeś do teraz w relacji z żoną?

Co do sytuacji to nie jest godna do pozazdroszczenia, pewnie łatwo mi to pisać bo ja z żoną nie odbudowałem na nowo takiej relacji której utrata by mnie zabolała, wobec której moje oczekiwania okazałyby się płonne, niemniej zachęcam do lektury Księgi Ozeasza, ja tam odnajduje sens tego co się dzieje w moim życiu.

Wspomnę w modlitwie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Asmis
Posty: 384
Rejestracja: 15 wrz 2019, 10:29
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Asmis »

Pavel pisze: 10 lip 2023, 7:01 Niespecjalnie pozytywny będzie moje odświeżenie swego wątku, ale nie lubię lukrowania rzeczywistości.
Piszę głównie po to, aby się podzielić doświadczeniem. A nuż się komuś przyda :)

Ostatnio mało mnie było ma forum. Najpierw, od początku maja przygotowania do przeprowadzki na ojczyzny łono, później sama przeprowadzka, a zaraz po niej…booooooooooooom!!!!

Już miesiąc temu zmieniłem status na forum, bowiem nasze małżeństwo ponownie jest w kryzysie. Po mojemu w dużo większym niż poprzednio.

Piszę, w końcu, bo na bieżąco mi się nie chciało. Też miałem trudny czas, na szczęście po jakimś tygodniu względnie stabilnie stanąłem na nogi.

Ale co się stało, przecież pisałem wielokrotnie, że powoli, ale ciągle idziemy do przodu.
Pomyliłem liczbę pojedyńczą z liczbą mnogą. Oczywiście moja pomyłka wynikała z braku szczerości i uczciwości mojej małżonki.

Jakoś (o ile mogę wierzyć słowom żony) od połowy kwietnia, jakieś półtora miesiąca przed powrotem do Polski, moja żona i matka czwórki dzieci, nawiązała romans z kowalskim, a właściwie to Mr. smithem z pracy.
Co prawda wróciła z nami do Polski, czyli jakąś decyzję podjęła, ale to czego się od momentu gdy odkryłem romans dowiedziałem, powoduje, że szanse na bycie razem określiłbym jako minimalne.

Głównie dlatego, że ja tego nie widzę. I nie widzę nawet światełka w tunelu tym razem.
Sam romans to „małe piwo”, wiem z czego wynika, pomijając już oczywistą oczywistość, że najwyraźniej ma ślubna ma problem z wiernością i uczciwością.
Geneza naszych problemów jest dużo cięższa gatunkowo niż mi się przez ostatnie 7 lat wydawało. Okazuje się bowiem, że żona nie tylko niespecjalnie wyciągnęła wnioski z poprzedniego kryzysu, ale markowała pracę i zrozumienie tematu.
Niestety, moje małżeństwo jest tak nafaszerowane jej kłamstwami, że obecnie nie wiem co jest prawdą a co nie.

Sama się nie przyznała, „wydusiłem” to z niej, bez stosowania duszenia ma się rozumieć ;) Szła w zaparte do końca, ale ja poprzez doświadczenia razu poprzedniego i bytność na forum szybko połączyłem kropki. Okazało się w dodatku, że mam całkiem dobrą intuicję. Przed powrotem tłumaczyłem sobie jej dziwne zachowanie przemęczeniem i przeprowadzką, na miejscu zaś załapałem, że to musiała być zdrada. Forum uczy ;)
Niestety nie myliłem się. Żona mnie zdradzała (ponoć emocjonalnie), zakochała się po uszy, obecnie wciąż ma kaca po swojej nowej „wielkiej miłości”. Bo „nie pykło”.
Raz, że odległość, dwa że pan smith (który zdradzał swoją partnerkę) wybrał swoje dzieci, trzy - moja szybka interwencja i wiadomość po której pan smith ponoć przyznał, że mam rację.
Moja żona obecnie, już właściwie od połowy czerwca, stoi na stanowisku, że nie chce odchodzić, ponoć chce naprawiać, ponoć jest gotowa wybrać się na terapię małżeńską, ale obecnie nie potrafi być dla mnie żoną (jak to ona mówi: „jaką chciałbyś abym była”). A moje wymagania są wg mnie bazowe.

Niby nie tak źle, niby rokuje to jakieś nadzieje.

Tyle tylko, że mi się wyczerpała (niemal) cierpliwość.
Nie widzę za bardzo możliwości, aby jej się (nazywając brzydko) klepki poustawiały jak należy. Czyli problemem mega ciężkim do przeskoczenia są jej zasady moralne, światopogląd (mam wrażenie, że zaczerpnięty z seriali) plus „atrakcje” związane z DDX.

W przeciwieństwie do 2015 roku nie mam sobie za wiele do zarzucenia.
Od 8 lat niemal staram się być jak najlepszym mężem i ojcem.
Nie jestem oczywiście ideałem, ale nawet żona mi nic nie zarzuca (poza momentami, gdy próbuje się usprawiedliwiać, racjonalizować, wtedy jakieś ogólniki rzuca, ale konkretów brak).
Moim udziałem jest zbyt najwyraźniej zbyt duże zaufanie, cierpliwość, wiara w nią, akceptacja. Nieco żartuję, bo tak być przecież powinno.

Była we mnie jakaś pycha (a może to wiara w nas?) bo wydawało mi się, że o ile nasze ostatnie dwa lata poświęceń by wrócić do Polski osłabią naszą relację, o tyle nie zakładałem, że ta relacja jest taka słaba i nastąpi coś takiego. Przeceniłem ją, przeceniłem informacje zwrotne od żony w których nie było nic niepokojącego.
Do tego brak wymagań po poprzednim powrocie. Zostawiłem żonie wybór drogi, tempa. I to jest wg mnie ok, ale wychodzi mi na to, że przyzwoliłem na „dłubanie w nosie”.
Tym razem tego błędu nie popełnię.
Oczywiście nie mam za to do siebie wyrzutów, to była odpowiedzialność mej żony.

Nie dostałem nawet jednego sygnału ostrzegawczego, że coś jej nie pasuje w małżeństwie. Nawet jednego.
Aby była jasność, wiem bo sam wielokrotnie pisałem, że zdrada to objaw, nie źródło.
I wciąż się z tym utożsamiam.
Moja żona, poza tym, że nie doceniałem wpływu wciąż nie uleczonego DDX na jej życie i funkcjonowanie, sabotowała małżeństwo, kłamała i udawała, miała jakieś niezaspokojone potrzeby i nie czuła się najwyraźniej kochana. Na dodatek wciąż myli miłość z zakochaniem.

Tyle, że ja przez te lata regularnie pytałem o jej potrzeby i to czy daję właściwie, czy czuje się kochana, co mogę zmienić i poprawić w sobie. Starałem się na bieżąco rozmawiać, stawiać czoło problemom. W odpowiedzi było zawsze, że wszystko jest ok, a ja przesadzam.
Nie czuje się odpowiedzialny za jej brak dojrzałości, dysfunkcje, kłamstwa, zdrady.
W moim obszarze odpowiedzialności za kryzys jest jeszcze komunikacja, która jest wciąż do poprawy. Poprawiać zawsze warto :)
Natomiast nawet stosując całkowicie bezprzemocową komunikację powoduję, że żona czuje się oceniana. To jedna z cech DDXów, najwyraźniej nie brałem tego na bieżąco do siebie (bez świadomości tego) i za często nazywam rzeczy po imieniu, zbyt często mówię bezpośrednio o co mi chodzi. Dbam przy tym o formę, ale pewnie nie zawsze była perfekcyjna. Mimo, że niemal zawsze objaśniam swe intencje, tłumaczę jak jest a jak nie jest, i tak moja żona wie lepiej ode mnie jak ja czuję i myślę.

Zostawiłem obecnie jej inicjatywę, bo przez ostatnie prawie 8 lat starałem się z całych sił uważnić nasze małżeństwo. Mam dość ciągnięcia tego wózka samemu, podczas gdy ona wkłada kije w szprychy. Wiem, jest ze mną Pan Bóg. Tyle, że żona ma wolną wolę.

Ja się nie boję jej odejścia, w pewnym sensie byłaby to jakaś ulga. Bo tak po ludzku, to mam dość.
Albo chce być moją żoną, albo nie.
Albo chce budować ze mną, albo nie.

Bez fałszywej skromności wiem kim i jaki jestem, jaką drogę przeszedłem, co zrobiłem i gdzie zmierzam.
Jestem świetnym facetem i swoją postawą zasłużyłem sobie na coś przeciwnego niż dostałem. Ta zdrada nawet o milimetr nie ruszyła poczuciem mojej wartości, bo mam świadomość, że jestem „kozakiem”.
Jedyną osobą w moim otoczeniu która najwyraźniej tego nie dostrzega, jest moja własna żona. To dla mnie smutne.
Nie ukrywam, jestem głęboko rozczarowany jej postawą. Czuję ból i złość. Momentami wściekłość. I wiem, że tak jest ok, bardzo mnie zraniła.
Nie jestem jeszcze gotowy by jej wybaczyć (tzn. wiem, że potrafię, ale obecnie jeszcze nie chcę).
I jeśli się mi żona nie ogarnie, jestem gotowy odejść.
Wolałbym uważnić nasze małżeństwo, lecz tym razem mam wymagania. Konkretne.
Czyli chcę widzieć chęci, konkretny plan i konkretną pracę.

A miało być tak pięknie.

Po co to piszę? Właściwie wygadałem się już jakiś czas temu, tu opisałem to mocno skrótowo. Nie o chęć wyrzucenia z siebie tego wszystkiego mi chodzi.
Po prostu po tym trudnym doświadczeniu jestem jeszcze większym fanem twardej miłości.
Bez wymagań, zmiany myślenia, konkretnej pracy, nie widzę możliwości budowania małżeństwa.
A nie wygląda mi na to, że refleksja może się w głowie mej żony pojawić.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że znowu traktuje mnie jak koło zapasowe. Na to się nie godzę.
Witaj Pavle
No kopiuj wklej moje zycie, moja sytuacja, to samo z malymi roznicami bo my do Pl nie chcemy wracac, zona drugi raz poszla do kochanka, przemocowca od ktorego w styczniu uciekala, paliwa jej starczylo na 2 miesiace...zrobila 1.5 kroku w programie...
Duza roznica jest taka, ze ja na chwile obecna nie potrafie kochac twardo...wrecz przeciwnie...co rozdrapuje moja rane...
„ Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia ” (Flp 4,13)
Totus Tuus Maryjo
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: renta11 »

Pavle

Tak bardzo mi przykro. Taka powtórka z rozrywki może odebrać nadzieję. :oops:
I dzieci w tym wszystkim.
Daj sobie czas Pavle, dużo czasu. Zajmij się sobą, rozpieszczaj się, bądż dla siebie najlepszym przyjacielem.

Może teraz czas dla Twojej żony?
Na jej wyjście na pustynię?
Zrób przestrzeń dla niej, dla jej przemyśleń, dla jej decyzji, jej pracy nad sobą. Do tej pory Ty dawałeś, zabiegałeś, rozwijałeś się, trzymałeś w garści, a ona ... korzystała. I jak widać nie doceniła. Może to teraz jej czas... na wszystko.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Małe odświeżenie, zanim się odniosę do powyższych wpisów, bo sytuacja jest dynamiczna.
Zrobiliśmy błąd w drugiej połowie zeszłego miesiąca. Współżyliśmy, to nie było mądre w obecnej sytuacji.
Konsekwencje są takie…że żona jest w ciąży.
Jako, że zapowiedziała jasno, że nie chce odchodzić nie byłby to jakiś ogromny problem po mojemu. Inna sprawa, że nigdy nie uważałem dzieci za problem, a za największe błogosławieństwo jakie może się człowiekowi przytrafić. Przynajmniej mi :)

Problem w tym, że żona zareagowała na tę wiadomość duuuuużo gorzej niż na początku tego wątku.
Jej słów nie będę przytaczał, bo nie nadają się do publikacji, jakby ją jakiś demon opętał.
Jedynym wyjściem z sytuacji jest wg niej…albo zabójstwo tego dzieciątka, albo samobójstwo lub coś pokrewnego. Prosiła mnie nawet wczoraj bym ją zabił lub kogoś do tego wynajął. To obrazuje nie tylko poziom emocji, ale i wartości którymi żyje. Mam nadzieję, że uda się te emocje przeczekać i nie zrobi czegoś głupiego.
Szczęśliwie w Polsce mordowanie dzieci jest zakazane prawem, zakładam że ona o tym wie.

Zastanawiam się kim ona jest, jaka ona jest tak naprawdę.
To co ostatnio widzę i słyszę napawa mnie nie tylko obawą ale i przerażeniem.
Na domiar złego wyjechałem na chwilę za granicę i wracam dopiero za dwa tygodnie, więc nie mogę za dużo zrobić na odległość.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

WNM2010 pisze: 10 lip 2023, 8:33 Witaj Pavel,
Przeczytałam twój opis sytuacji, uczuć, emocji a ten komedio dramat wydawać by się mogło, że nie ma końca. I nie ma. A jednak. Rozgrzewka już zrobiona, a więc teraz czas wystartowac w maratonie.
(…)
Czy będzie to podjum? :życzę Ci tego z całego serca.
Ty piszesz a miało być tak pięknie. A ja Ci napiszę:jeszcze będzie pięknie tylko załóż wygodne buty.. Bo masz do przejścia całe życie, jak będzie lepiej to pobiegniesz, a jak będzie gorzej to się należy przeczołgać byle do przodu.
Ja jestem gotowy, silny jak nigdy. I wiem, że będę szczęśliwy cokolwiek się wydarzy.
Co prawda zrobiłem trochę głupot świeżo po tym jak się dowiedziałem, ale jednocześnie odzyskanie pionu po tygodniu…to jest coś z czego jestem nie tylko zadowolony, ale i dumny. Pamiętam gdy pisałem, że liczę się z ewentualną powtórką zgadzając się na powrót.
No to i mam chwilę próby którą po mojemu zdaję bardzo dobrze.
I Bogu dzięki za to :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Bławatek pisze: 10 lip 2023, 9:26 Pavel przykro mi się czyta twoją bieżącą historię. (Nawet pomyślałam, że ktoś sobie żarty robi). Zawsze miałam Ciebie/Was za wzór że pomimo trudnego kryzysu, zdrady, dzięki ciężkiej pracy i czasowi można naprawić i budować lepszą jakość małżeństwa. Ale jak sam wspomniałeś w pojedynkę na dłuższą metę się nie da.
(…)
Życzę Ci sił w tym trudnym czasie i Bożego prowadzenia.
Mi też przykro, natomiast ma to zalety.
Każdy kryzys jest po coś.
Chociażby po to bym poznał prawdę, a może żona się w końcu ocknie??
Nie mam na nią bezpośredniego wpływu, więc…to jej działka :)
Dzięki, zarówno siła jak i Boże prowadzenie z pewnością się przyda :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Tąpnięcie czy powtórka z rozrywki?

Post autor: Pavel »

Avys pisze: 10 lip 2023, 12:43 Pavel,
Piękna jest Twoja postawa męża. Gdyby każdy w kryzysie startował z taką postawą to forum nie byłoby potrzebne ;-) (żart).(…)

Mam wrażenie, że bez względu na to, czy Twoja żona zdecyduje być Twoją żoną czy nie - nie wpłynie to na źródło Twojego szczęścia.

Przez większość życia nie rozumiałam słów Jezusa o tym, że w Niebie nie będzie małżeństw. Na ziemi wydają mi się one niezbędne dla tych co chcą założyć rodzinę ale nie w Niebie :-)

Pozdrawiam Cię bardzo i życzę Ci dalej takiej postawy!
Dziękuję, nie ukrywam, że sam również jestem z siebie zadowolony.
Zwłaszcza, że widzę efekty tej wieloletniej pracy. Nie jest to jeszcze perfekcja, ale oznacza to tylko tyle, że jeszcze jest coś do roboty :)
W tym wszystkim najbardziej mi (w najgorszym scenariuszu) szkoda dzieci. Nie o tym dla nich marzyłem.
Ale nie dam rady zrobić więcej niż mogę :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
ODPOWIEDZ