Od czego zacząć...?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Pavel »

golo pisze: 19 paź 2021, 9:51 Być może jestem dziecinny i zachowuje jak słoń w składzie porcelany, ale to nie jest tak jak myślicie, że od tygodnia na forum próbuję rozwiązać ekspresowo nasz problem. Zresztą nie mam zamiaru się tłumaczyć. Jeśli chcesz mnie oceniać to ubierz moje buty i przejdź moje ścieżki życia... Były już rekolekcje, rozmowy, wspólna modlitwa (nadal jest) lecz naprawdę nie mam zamiaru się tłumaczyć. Myślę, ze nie ma gotowych szablonów do rozwiązania z pozoru podobnych problemów. Oczywiście są wskazówki pomocne każdemu, lecz wbrew temu co nieudolnie opisałem wszystko nie jest takie proste i jednoznaczne, jak się wydaje. Macie rację, że mam problem z emocjami w tej kwestii, ale trudno nie mieć. Choć pewnie zbyt głupi jestem i tego nie rozumiem. W każdym razie dziękuję za wskazówki z Waszej strony. Pozdrawiam.
Jasne, że nie wiem dokładnie jak jest, nie znam ani ciebie ani twojej żony.
Bazuję tylko na tym co piszesz, nie dokładając do tego swoich wyobrażeń. Z tego na szczęście wyrosłem.

W tym rzecz, że są gotowe dwie recepty.
1. Budowanie głębokiej relacji z Bogiem.
Nie mylić z (tylko) pobożnością. Gdy faktycznie się taką buduje, wierzy nie tylko w Boga ale przede wszystkim Bogu, wczytuje głęboko w instrukcję obsługi naszego życia którą nam podał i wdraża ją w czyn - wszystko zaczyna się układać na swoim miejscu. Niekoniecznie tylko tak, jak oczekiwaliśmy.
2. Praca nad sobą.
To pochodna recepty nr 1. Nawrócenie (czyli zmiana myślenia) polega między innymi na wymianie bazy danych (czyli rewizji wiedzy którą posiadaliśmy kontra ta wiedza której niestety nam nie wyłożono), dążenie do stawania się jak najlepszą wersją siebie.
Poznanie siebie jako mężczyzny, różnic miedzy płciami, tego jak małżeństwo powinno wyglądać, analiza błędów w małzeństwie, naprawa dysfunkcji (każdy swoich).
Praktykowanie tego w życiu.
Bo wiedzieć, wysłuchać, przeczytać to za mało. Bez wdrożenia tego w życie ta wiedza jest co najwyżej większą odpowiedzialnością za aktualny stan życia.

Ja nie wejdę w twoje buty, nawet nie próbuję.
Natomiast opowiem może po krótce o swoich.
Wszystko co powyżej opisałem starałem się aktywnie wdrażać w swoim życiu.

Trafiłem na forum 6 lat temu, rozpaczliwie szukając sposobów by uratować małżeństwo.
Chociaż byłem wtedy można rzec antyklerykałem, tzw. Wierzący-niepraktykujący, mimo pewnych oporów zostałem na forum.
Bo te duchowe posty o ile mnie wkurzały i miałem niektórych za fanatyków, o tyle szybko odkryłem, że ludzie tu piszą całkiem rozsądnie, wiedzą o czym rozprawiają.
Nic dziwnego, są praktykami którzy niemało i teorii zdążyli poznać :)

Moja żona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, nawet na przypadkowy dotyk reagowała jak na rozgrzane żelazo. O zbliżeniu nawet nie mówię ;)
Jak się później okazało (a na co jasno wskazywało jej zachowanie) pogubiła się totalnie - był kowalski, była kowalska.
Po ludzku - nie było czego zbierać.
Ja z kolei przez pierwsze pół roku o ile korzystałem z forum, o tyle działałem wciąż bardziej po swojemu, licząc na swoje siły.
Dopiero gdy dobrnąłem do swej granicy bezsilności, wyczerpałem wszystkie mi znane sposoby, żonę i małżeństwo oddałem Bogu, a sam zająłem się wytężoną pracą nad sobą.
W efekcie tej pracy zmieniłem się ja i moje życie. Książki, konferencje, terapia, warsztaty 12 kroków, czytanie forum - to mi zdecydowanie w tej pracy pomogło.

Moja postawa z kolei (plus czynniki ode mnie niezależne- żona, jej wizje szczęścia, zderzyła się z tirem zwanym rzeczywistością) Spowodowała, że i żonę dopadła refleksja.
Postanowiła spróbować po raz kolejny.
I idziemy do przodu już od 5 lat.
To jest jak wyprawa w Himalaje. Nie zawsze łatwo, ale całkiem nieźle hartuje ;)

Kryzys małżeński, o ile był zdecydowanie najtrudniejszym okresem mego życia, o tyle jednocześnie - najbardziej potrzebnym.
Bez niego pewnie wciąż bym żył „jakoś”.
Od ciebie zależy co ty zrobisz, jak wykorzystasz ten czas.
Możesz stąd zniknąć, twoje życie i twoje wybory.
Twoje również konsekwencje.
Ja wiem, że ta wspólnota, to forum to dzieło Boże, doskonałe narzędzie do pracy nad sobą, nad kryzysem. Kopalnia wiedzy o kryzysach małżeńskich, o sposobach pracy nad sobą. Bardzo dobre lustro.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
golo
Posty: 9
Rejestracja: 10 paź 2021, 0:57
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: golo »

Ja "czasem"(!?) zbyt emocjonalnie reaguję. Wiem, że chcecie dobrze i ja chcę dobrze dla swojego małżeństwa. Zdrada nie wchodzi w rachubę. Żona była i jest jedyną kobietą mojego życia! Po męsku patrząc żona podoba mi się nad życie i naprawdę nie chcę nikogo innego. Może moje bezsilność w tym tak mnie dobija? Naprawdę od lat staram się zmienić coś w swoim życiu! Chodzę często do spowiedzi, modlę się razem z żoną i osobiście. Wiem całe życie trzeba nieustannie się nawracać. Chciałbym naprawdę być lepszym człowiekiem i mężem, ojcem. Myślę jednak, że mimo moich słabości i nie do końca logicznego, a bardziej emocjonalnego, że się tak wyrażę "przedstawienia sprawy" zostałem trochę źle zrozumiany. Wiem z tego co napisałem może wynikać, że mam zamiar odejść i że szukam swojego usprawiedliwienia - nic bardziej mylnego! Nie trafiłem też tutaj żeby się wybielać i szukać pretekstu do odejścia czy nie daj Boże zdrady! Zależy mi na mojej lepszej komunikacji z żoną i relacjach. Chciałem tylko szukać jakiś rozwiązań. Od lat pewnie błądzę po omacku. Żona niestety nie chce razem ze mną wziąć udziału w rekolekcjach, czy terapii. Być może faktycznie problem w 99% jest po mojej stronie. Wiem, że źle wybrałem termin rozmowy na te tematy, choć nie chciałem żony urazić. Nie chcę żeby moje oczekiwania, czy emocje źle wpływały na nasze relacje i dlatego naprawdę tu jestem! Niedoskonały, grzeszny, targany emocjami, ale staram się. Wiem pewnie źle i mało cierpliwe, ale od lat próbuję i stąd moja frustracja. Skoro "miłość jest cierpliwa" to muszę i ja być cierpliwy. Dlatego też Was proszę o "trochę" cierpliwości. Wiem, że nie jest to wszystko zbyt logiczne co mówię i piszę, ale chce być szczery. W każdym razie reasumując DZIĘKUJĘ ZA WSKAZÓWKI!!! I proszę Was o jedno żebyście naprawdę nie wyciągali czasem zbyt pochopnych wniosków, bo nie końca tak jest, jak piszę tzn. staram się napisać. Jest to problem zbyt wielowątkowy, żeby w kilku zdaniach streścić wszystko co ma się na myśli. Poza tym podobno to co niewerbalne ma największy przekaz - taki żart😊 Pozdrawiam 😊
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: vertigo »

golo pisze: 20 paź 2021, 9:27 Naprawdę od lat staram się zmienić coś w swoim życiu! Chodzę często do spowiedzi, modlę się razem z żoną i osobiście. Wiem całe życie trzeba nieustannie się nawracać.
Samym staraniem niewiele zdziałasz. Tak, jak i samą częstą spowiedzią i modlitwą (nawet z żoną).
(Czy duża częstość spowiedzi nie wynika u Ciebie ze skrupulantyzmu? Masz stałego spowiednika?)
golo pisze: 20 paź 2021, 9:27 Chciałbym naprawdę być lepszym człowiekiem i mężem, ojcem.
Masz plan, by to chcenie przełożyć na konkretne działania, czyny, pracę w obszarach do zmiany?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Pavel »

Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Warto wiedzieć jak działać. Czyli najlepiej mądrze.
Ty w tej chwili (to nie zarzut, a fakt) nie potrafisz wskazać nawet przyczyn obecnego stanu rzeczy, rozeznać co i dlaczego jest czyli udziałem, gdzie leżą twoje i żony obszary odpowiedzialności i ich granice.
Oczywiście nic straconego, można i warto się tego nauczyć.
Gdy trafiałem na forum to co napisałem powyżej zabrzmiałoby dla mnie zapewne abstrakcyjnie.

Twoje potrzeby są ważne, ja jestem „dotykowcem”, więc doskonale rozumiem deficyty, ból i frustrację która jest twoim udziałem.
Tyle, że to warto poukładać mądrze, spokojnie.
Tak by nie narobić większego bałaganu.
Również po twojej stronie.

Obiektywnie (chyba, że są ku temu racjonalne powody) celibat (na stałe) w małzeństwie mu nie służy, nie tak być powinno.
Czyli na pewno nie jest tak, że pownieneś się swych potrzeb wyzbyć. One są zdrowe (aczkolwiek warto to zweryfikować, na ile jesteś w sferze płciowości uporządkowany, polecam Jacka Pulikowskiego i jego książki, konferencje).

No, ale od czegoś zacząć należy, doświadczenie moje i tej wspólnoty jasno wskazuje, że najlepiej zacząć od siebie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Ruta »

Golo,
Sądzę, że po części rozumiem targające tobą emocje. Mój mąż jest uzależniony od pornografii. W okresach czynnego nałogu żadnej bliskości między nami nie było. Dla mnie było to bardzo frustrujące, szczególnie do czasu, aż nie poznałam przyczyny. Wcześniej obwiniałam za brak bliskości siebie. I mój mąż także mnie obwiniał.

Nie zawsze potrafiłam się w tym odnaleźć. Zdarzało się nie tylko, że rozmawiałam z mężem, ale też że się z nim awanturowałam, a nawet, że groziłam mężowi zdradą, jeśli w tej sferze nic się między nami nie zmieni. Był też czas, gdy o mało faktycznie nie wpadłam w romans, z głupoty, nie z premedytacji.

Na pewno naciskanie żony nie pomoże rozwiązać problemu bliskości i intymności. Awantury i rozmowy też nie. Polecam nauczenie się tu na cudzych błędach, choćby na moich, bo własne są dość kosztowne.
Tycjana
Posty: 2550
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Tycjana »

Długo zastanawialam się czy odezwać w Twoim wątku, bo sama jestem tu od niedawna i gdzieś na początku swojej drogi nawrócenia czy w moim przekonaniu także w ogóle rozumienia. I odzywam się tylko ze względu na jeden fakt - jestem mamą niepełnosprawnego dziecka. Nie wiem jak to wyglada u Was, nie chcę na siłę szukać porównań, może sam je znajdziesz. A może ich w ogóle nie będzie...
Jeszcze parę lat temu nie przyznałabym otwarcie, że niepełnosprawność dziecka mogła tak wstrząsnąć moim światem. Na zewnątrz radziłam sobie doskonale, zajęta, ogarniająca, akceptująca swoją nową rolę (misję?, powołanie?). Jak zwał tak zwał. Aż w pewnym momencie, co ważne - w momencie dużych konfliktów małżeńskich - zrozumiałam, że mnie nie ma. Że żyję ja i wszyscy wokół mnie, tak, jakby mnie nie było. Że moje osobiste chcenie czegokolwiek przestało się liczyć. Wszystko było dla dzieci, dla męża, dla domu, nawet dla wizerunku naszej rodziny. Że "walczę" z niepełnosprawnością na pierwszym froncie, sama, że mnie to przerasta, że jest ponad moje siły, że potrzebuję wsparcia..
Zatraciłam siebie.. Mało tego. Mój mąż tego nie zauważył. Mój mąż też o to nie zadbał, bym była kimś osobnym, miała jego wsparcie, żebym nie czuła się samotna, nie musiała być dzielna ponad siły...
Mąż owszem chciał mieć Żonę przez duże Ż; nie tylko jako matkę swoich dzieci. Ale chciał mieć tę żonę wg własnych wyobrażeń i do własnych celów.
Wiem. Poniekąd wszyscy tak robimy. To łatwe. Takie bycie z ludźmi, ale na własny użytek.. Ale generalnie się nie sprawdza..
I nie jest to sedno i przyczyna problemów w moim małżeństwie, bo były one od początku, jeszcze zanim pojawiły się dzieci. Ale miało to swój udział w naszym dalszym oddalaniu się od siebie.
Może moje "wyznanie" niewiele Ci pomoże. Ale wydaje mi się, że Twoja żona, tak jak Ty, prawdopodobnie również nie jest szczęśliwa. I ona również jest odpowiedzialna za swoje i Twoje szczęście. Tak jak Ty. I ona również powinna w pewnym momencie to zobaczyć i chcieć o nie zawalczyć tak, jak Ty chcesz to teraz zrobić. I z Tobą będzie jej łatwiej.
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18
ODPOWIEDZ