Czy da się to naprawić?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Dzień dobry,
Jestem strasznie pogubiona, nie rozumiem tak naprawdę co się stało i dlaczego tak postąpił... Większość osób mówi mi, że powinnam odpuścić, że on nie jest warty aby walczyć o niego. Ale kocham go i wiem, że jest też dobrym i wrażliwym człowiekiem, tylko ma ze sobą problemy. Jeszcze nie chcę się poddać. Ale po kolei...
Pół roku po ślubie odszedł ode mnie mąż. Wiedziałam, że to nie będzie łatwy związek. Byliśmy ze sobą 2 lata przed ślubem (znamy się od 6). On ma straszne huśtawki emocjonalne, do tego dochodzi problem z alkoholem. Jest bardzo dobrze albo bardzo źle. Zanim się pobraliśmy rozstawaliśmy się kilka razy - zawsze on podejmował tę decyzję, kiedy nachodził go ten dół - twierdził, że mnie nie kocha, że musi być sam, poukładać się (miał bardzo skomplikowane wcześniejsze 20-letnie małżeństwo, był poniżany, wyzyskiwany, traktowany gorzej niż rzecz). Ale zawsze wracał, choć to zwykle ja nawiązywałam kontakt. W końcu miałam tego dość, wyjechałam do rodzinnego miasta na drugi koniec Polski. Po 3 tygodniach dzwonił z płaczem, że nie może beze mnie żyć, że dotarło do niego, jak bardzo mnie kocha. Rozmawiałam, tłumaczyłam mu, że jak następnym razem przyjdzie kryzys, że musimy go przezwyciężyć razem, żeby się nie poddawał i przeczekał go. Obiecywał, że tak będzie. Przez kilka miesięcy żyliśmy na dwóch końcach Polski, kiedy tylko mógł to przyjeżdżał, ciągle wisieliśmy na telefonach. W kwietniu rok temu przeprowadził się do mnie, w sierpniu wzięliśmy ślub (kościelny, chociaż on nie chodzi do Kościoła). Ustaliliśmy, że nie będzie pił alkoholu, mieliśmy o tym wiele rozmów, sytuacji, kiedy się napił ale tłumaczyłam, że w jego przypadku są dwie drogi - albo się stoczy albo będzie walczył, a to oznacza rezygnację z alkoholu. Jeszcze dzień przed ślubem, kiedy się napił, gdy jeszcze mieliśmy coś pozałatwiać rozmawiałam i tłumaczyłam, że nie chcę żyć z alkoholikiem, że może sobie pić, jeśli ma taką potrzebę ale żyć beze mnie. Powiedział, że chce być ze mną i obiecał nie pić. Wiedziałam, że będą potknięcia ale liczyłam, że będziemy z tym walczyć. Na terapię nie chciał iść, twierdził że da radę sam. Widziałam, że się stara, chociaż jest mu ciężko. Planowaliśmy zakup gospodarstwa, chcieliśmy mieć zwierzęta (to bardziej ja), stworzyć miejsce dla ludzi, prowadzić różne warsztaty. Widziałam, że nie mógł znaleźć sobie miejsca, chwytał się różnych zajęć, narzekał że tak by chciał mieć już gospodarstwo, warsztat, coś w drewnie porobić. W końcu kupiliśmy (tzn. za moje pieniądze ale dla mnie to nie miało znaczenia), ustaliliśmy że będzie to wszystko na mnie, żeby w razie czego nie odziedziczył tego jego syn z poprzedniego małżeństwa. To on decydował ostatecznie, które gospodarstwo, jednym z głównych kryteriów była bliskość kolei, na której pracuje, a nie ma prawa jazdy, żeby dojeżdżać. Chciałam, żebyśmy większość remontu starego domu robili własnymi siłami, ze względu na ograniczone finanse. Od tego momentu zaczęło się coś dziać. Był drażliwy, czepiał się różnych szczegółów. W końcu przy jakiejś sprzeczce wykrzyczał mi, że mam, jak odzyska pieniądze (mało prawdopodobne, ktoś z rodziny ma mu dać sporą sumę w rozliczeniu ale ta osoba sama nie ma) to mam mu przepisać połowę gospodarstwa. Tłumaczyłam, że inaczej to ustalaliśmy i przypomniałam dlaczego, choć było to w bardzo nerwowej atmosferze. Wyszedł z domu i wrócił pijany, następnego dnia również. Potem pojechał do rodziny na drugi koniec Polski, gdzie jak się później okazało pożalił się na mnie, jaka jestem niedobra i jeszcze pić mu zabraniam i znalazł doradcę - siostrę, która stwierdziła, że musi się zabezpieczyć (po poprzednim małżeństwie został "goły i wesoły") i że ja nie mogę mu zabraniać pić, bo przecież nie jest alkoholikiem. Zaczęły się smsy z szantażem, że albo mu sprzedam pół gospodarstwa albo się rozstajemy. Wytłumaczyłam mu, że porozmawiamy na spokojnie, nie w smsach po pijaku, że rozumiem, że chce się zabezpieczyć, że są różne możliwości itp. Przysłał jeszcze smsa, że podpiszemy rozdzielność majątkową. Wrócił po 3 dniach (jak się później dowiedziałam z zamiarem rozwodu ale jak mnie zobaczył, to "wymiękł"). Rozmawialiśmy, ustaliliśmy, że będziemy razem prowadzić gospodarstwo, podejmować wspólnie decyzje (w poprzednim małżeństwie nie miał nic do powiedzenia) i przez miesiąc była sielanka. To było pod koniec lutego. W międzyczasie poszliśmy do notariusza podpisać rozdzielność, kiedy czekaliśmy na dokumenty zapytał "a po co nam to właściwie?" Odpowiedziałam: Bo chciałeś. Zaczął się śmiać, że to w smsach po pijaku. Ewidentnie mu to ktoś podpowiedział, jest niestety strasznie podatny na wpływy. Po miesiącu sielanki poszedł do pracy w wolnym dniu "coś sprawdzić" i wrócił pijany. Nie wytrzymałam i zrobiłam awanturę. Znowu zniknął na trzy dni. Przysłał mi smsa, że jest u rodziny. Później się pojawił i oznajmił mi, że chce rozwodu. Że nie wie, czy mnie kocha. Po długiej rozmowie stwierdził, że wie, że gdybym go teraz znowu przytuliła, to zmieniłby zdanie, dlatego mnie nie przytuli. Miał spać w drugim pokoju, ostatecznie stwierdził, że będzie spał ze mną. Wypachnił się, przysunął jak się kładłam (zwykle jak miał "focha" odwracał się plecami). Ale nie potrafiłam wykonać gestu w jego stronę, za mocny cios otrzymałam. Później jeszcze się starał, karmił zwierzęta (co mu się rzadko zdarzało). To znowu znikał. Stwierdził, że wyprowadzi się na miesiąc, poszuka pokoju, żeby sobie to wszystko przemyśleć i zdecyduje, czy będziemy razem czy nie. Pojawiał się pakować swoje rzeczy, zwykle pijany. To znów, jakby nigdy nic kładł się koło mnie i oglądaliśmy razem filmy. Po kolejnym powrocie od rodziny przeprowadziliśmy jeszcze długą rozmowę, niby upierał się przy swoim ale spał ze mną, przytulił się, doszło między nami do zbliżenia. Ale po paru dniach się spakował. Twierdził, że wyprowadza się na miesiąc do kolegi. Spotkaliśmy się po paru dniach, załatwić urzędową sprawę. Widziałam, że się łamie, znam go dobrze i potrafię to rozpoznać - widziałam, jak na mnie patrzył, że znowu nie może się oprzeć moim oczom - ponoć to zwykle działało na niego przy powrotach. Poszliśmy na gofry, potem na zakupy. Bardzo fajnie nam się rozmawiało, był troskliwy. Na odchodne mnie przytulił i powiedział, że jak wynajmie pokój, to mnie zaprosi. Podejrzewam, że gdybym wtedy zaczęła mówić, żeby wrócił do domu, mogłoby coś z tego wyjść ale nie chciałam naciskać. Po paru dniach jeszcze rozmawialiśmy na messengerze, wypytywał jak się czuję po chorobie, jak mama, jak pies. W fazach, kiedy wcześniej się odcinał był niemiły, wręcz bezlitosny. Po kilku dniach napisał mi wiadomość "imię (oficjalne, bez zdrobnienia, choć nigdy tak do mnie nie mówił) chcę rozwodu". Po tonie wiedziałam, że ktoś nad nim pracuje. Napisałam, że porozmawiamy o tym w cztery oczy. Odpowiedział, że to będzie trudne bo od dwóch dni mieszka i pracuje na drugim końcu Polski. Po paru dniach napisałam, mu, że nie będziemy się kontaktować przez dwa miesiące, bo każde z nas musi to przemyśleć. Myślałam, że to go może trochę ruszy ale odpisał, że jedyny kontakt jaki będzie, to wniosek rozwodowy. Napisał mi jeszcze, że było mu ze mną dobrze, jeśli chodzi o ciało, umysł i emocje ale on się nie nadaje do związku. Wiem, że siostra nad nim wcześniej pracowała i tłumaczyła mu, że musi sam sobie poukładać wszystko, a jak będzie chciał, to do mnie wróci, jakbym ja w ogóle się w tym wszystkim nie liczyła. Obserwując jego ostatnie trzy lata życia, to głównie powroty do miejsc, do ludzi, do pracy... chyba się takiego schematu nauczył. Nie potrafi radzić sobie z problemami, tylko ucieka. Próbowałam go namówić, żebyśmy poszli na terapię razem ale nie chciał.
Chciałabym to jakoś poskładać. Zależy mi na nim. Nie wydarzyło się przecież nic takiego, żeby pół roku po ślubie się rozstawać. Wiem, że on ma ze sobą problemy i byłam na to przygotowana. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Zostałam sama z domem, który ledwie zaczęliśmy demolować, bo jeszcze nie remontować, z wielkim gospodarstwem. Sama nigdy bym się na to nie porwała. Ale nie o to chodzi, nie chciałam, żeby był parobkiem, co mi kiedyś zarzucił po pijaku, tylko żebyśmy byli partnerami. Od wielu dni czuję jedynie ból, nawet oddychać jest mi ciężko. On teraz mieszka u brata. Jest pod wpływem siostry (która od początku była przeciwna naszemu małżeństwu - to jej słowa), która mu cały czas doradza, że musi pobyć sam. Nie wiem, co mam robić, jak to poskładać. Kocham go bardzo, wiem że nie będzie łatwo ale zależy mi na odbudowaniu związku. Ja też nie byłam bez winy, za bardzo naciskałam w niektórych sprawach. Zrozumiałam to, że zabranianie picia nie jest sposobem, być może trzeba było mu się pozwolić stoczyć na dno, żeby mógł się odbić... tylko jak do niego dotrzeć, zwłaszcza kiedy teraz dzieli nas 500 kilometrów?
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Al la »

Witaj stokrotka0 na naszym forum.
Rozumiem, że chcesz ratować wasze małżeństwo.

Czytając Twój post, zastanawiam się, czy masz wiedzę nt uzależnień?
Piszesz o tym, że Twój mąż pije, często jest pijany, widzisz ten problem?
Na tyle, żeby stwierdzić, że to choroba, a choroba wymaga leczenia?

Zajrzyj na naszą stronę pomocową http://sychar.org/pomoc/, gdzie znajdziesz wiele materiałów, które pozwolą lepiej spojrzeć na Twoje małżeństwo.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że odezwą się nasi forumowicze i podzielą się swoim doświadczeniem przeżywania kryzysów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Tak Al la, wiem dobrze, na czym polega uzależnienie i współuzależnienie. Oczywiście, że widzę problem ale widzę go tylko ja. On po prostu ma ochotę się napić i nie ma w tym nic złego. Rozmawialiśmy o tym przed ślubem, obiecywał, że nie będzie pił - to był warunek, że będziemy razem. Wiedziałam też, że będą potknięcia, że to nie odejdzie z dnia na dzień ale liczyłam na to, że będzie chciał walczyć. Przez parę miesięcy po ślubie nie pił ale niestety jest to metoda, którą radzi sobie z problemami. Druga z jego metod to ucieczka. Wiem też, że ma inne problemy - zaburzenie osobowości (niedojrzała osobowość). Te obydwie sprawy nakładają się na siebie. Wszyscy mi mówią, że najlepiej odpuścić i nie męczyć się z nim. Ale też wiem ile jest w nim dobra i wrażliwości. Teraz jakby problem alkoholu schodzi na dalszy plan, bo to on ode mnie odszedł, chciałabym to naprawić i jeszcze raz spróbować, choć wiem, że znowu będą problemy i znowu będzie walka. Zdawałam sobie z tego sprawę wychodząc za niego, wiedziałam, że nie będzie to związek usłany samymi płatkami róż ale i cierniami.
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: nałóg »

stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 Tak Al la, wiem dobrze, na czym polega uzależnienie i współuzależnienie.
naprawdę wiesz? czy Ci się wydaje?
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 On po prostu ma ochotę się napić i nie ma w tym nic złego. Rozmawialiśmy o tym przed ślubem, obiecywał, że nie będzie pił - to był warunek, że będziemy razem.
to co piszesz świadczy o tym , że nie wiesz albo nie chcesz wiedzieć wiele o alkoholizmie.
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 Wiedziałam też, że będą potknięcia, że to nie odejdzie z dnia na dzień ale liczyłam na to, że będzie chciał walczyć.
iluzja ....
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 Wiem też, że ma inne problemy - zaburzenie osobowości (niedojrzała osobowość).
po coś pije
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 Ale też wiem ile jest w nim dobra i wrażliwości.
większość alkoholików to nadwrażliwcy
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 Teraz jakby problem alkoholu schodzi na dalszy plan, bo to on ode mnie odszedł, chciałabym to naprawić i jeszcze raz spróbować, choć wiem, że znowu będą problemy i znowu będzie walka.

co chcesz naprawić? siebie? czy męża alkoholika? jak siebie to dobra decyzja......jak męża-czynnego alkoholika to raczej marne szanse gdy on nie będzie chciał trzeźwieć. Sam ,bez wsparcia teareutycznego, bez wsparcia trzeźwych alkoholików np. mityngów AA raczej nie za duże ma szanse.
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 13:02 Zdawałam sobie z tego sprawę wychodząc za niego, wiedziałam, że nie będzie to związek usłany samymi płatkami róż ale i cierniami.
czyli? fundowałaś sobie "chorobę okienną" i jazdę emocjonalną. Twój wybór.....dojrzały?? róże? czy raczej kolce od róż?
Jak on nie zechce trzeźwieć to (a alkoholik robi to z poziomu DNA) to złudne Twoje starania. Jako koalkoholiczka sama potrzebujesz lecenia.PD
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Pavel »

Witaj stokrotko,
Abstrahując od twojego męża, jaki swój udział w zaistniałej sytuacji zauważasz?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

Witaj. Potrzebujesz dużo poczytać o uzależnieniu, pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to "obiecał ". Alkoholik nigdy nie wypełnia żadnej obietnicy, on jest zamknięty w swoim świecie i chce tylko wypić, obiecuje na odczepnego. Twój mąż podejmował kiedyś jakąś terapię? A ty dla współzależnionych? bez odbicia od dna i jego chęci by żyć w trzeźwości nic nie wskórasz, to nie ty masz problem. Mąż odszedł tylko dlatego, że był pod presją, że przy tobie nie może pić, a przy innych tak, bo jako osoby nie wiedzące i współuzależnione dają mu przyzwolenie na picie, a nawet mogą pić z nim razem. Jeśli czujesz, że coś jest twoją winą, że przez Ciebie mąż pije to pokazuje w jakim złym stanie jesteś i potrzebujesz pomocy.
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Odpowiadając na wcześniejsze pytania - tak, wiem trochę o uzależnieniach i cały czas tę wiedzę pogłębiam. Natomiast polecieliście trochę schematem - to że jestem związana z alkoholikiem nie oznacza, że jestem osobą współuzależnioną. Konsultowałam to ze specjalistą i to jego zdanie. Uważa, że po prostu jestem pod wpływem silnych emocji. Mąż podjął jedną próbę - poszedł na spotkanie AA, nawet był z tego zadowolony ale później pracował przez dwa tygodnie akurat w dniach meetingów, a potem zapał mu minął.
Ostatnio naszły mnie refleksje, że być może trzeba mu było pozwolić staczać się na dno, że wtedy by się odbił ale lekarz psychiatra, który zajmuje się na co dzień tymi uzależnieniami odradził mi to.
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Caliope, nigdzie nie napisałam, że uważam, że mąż przeze mnie pije.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:55 Caliope, nigdzie nie napisałam, że uważam, że mąż przeze mnie pije.
To dobrze, ja tak napisałam, bo to bardzo częsty mechanizm wspoluzależnionych kobiet, bardzo je krzywdząca. Jeśli tak nie masz, to bardzo dobrze, ja myślę ogólnie, nie siedzę w twojej głowie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:36 Odpowiadając na wcześniejsze pytania - tak, wiem trochę o uzależnieniach i cały czas tę wiedzę pogłębiam. Natomiast polecieliście trochę schematem - to że jestem związana z alkoholikiem nie oznacza, że jestem osobą współuzależnioną. Konsultowałam to ze specjalistą i to jego zdanie. Uważa, że po prostu jestem pod wpływem silnych emocji. Mąż podjął jedną próbę - poszedł na spotkanie AA, nawet był z tego zadowolony ale później pracował przez dwa tygodnie akurat w dniach meetingów, a potem zapał mu minął.
Ostatnio naszły mnie refleksje, że być może trzeba mu było pozwolić staczać się na dno, że wtedy by się odbił ale lekarz psychiatra, który zajmuje się na co dzień tymi uzależnieniami odradził mi to.
Ależ jesteś, ale nie przyjmujesz tego do wiadomości
,dziwny ten specjalista, bo aż czuć w piśmie ten stan. Wiedziałaś, że jest uzależniony i myślałaś że go z tego wyciągniesz, a to już współuzależnienie. Mi psychiatra nigdy takich rzeczy nie mówił, żaden psycholog, a wręcz trzeba pozwolić alkoholikowi upaść, bo to choroba śmiertelna.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Nirwanna »

Caliope pisze: 10 maja 2021, 18:47 aż czuć w piśmie ten stan.
Stokrotko, wg mnie Caliope ma rację. Też tak Cię czytam. To oczywiście kwestia skali współuależnienia, to można roztrząsać, ale człowiek bez tendencji do współuzależnienia nie zwiąże się z nałogowcem. Nie będzie go w żaden sposób pociągał, nic się kleić nie będzie.
Zwłaszcza, że Twój mąż jest już po związku cywilnym, czyli zakładam, że nie jesteście już w wieku "naiwne młodziki".
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: nałóg »

stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:36 Natomiast polecieliście trochę schematem - to że jestem związana z alkoholikiem nie oznacza, że jestem osobą współuzależnioną
no cóż.... jest tak prawidłowość:
geniusze uczą się na cudzych błędach ............
mądrzy ludzie na swoich........
ci mniej mądrzy tkwią w swoich błędach, cierpią, narzekają obwiniając otoczenie i Boga o to że cierpią, że jest im żle .

Doświadczenie uczy , że wiedząc z kim się wiążesz, że jeszcze nie mąż nadużywa alkoholu podjęłaś decyzję wejścia w toksyczny związek.
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:36 Konsultowałam to ze specjalistą i to jego zdanie. Uważa, że po prostu jestem pod wpływem silnych emocji.
i za to mu zapłaciłaś? i powiedział Ci to co chciałaś usłyszeć..... to może warto skonsultować to z terapeutą znającym problem uzależnienia i współuzależnienia .
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:36 Mąż podjął jedną próbę - poszedł na spotkanie AA, nawet był z tego zadowolony ale później pracował przez dwa tygodnie akurat w dniach meetingów, a potem zapał mu minął
Kto chce zdrowieć to szuka sposobu, a kto chce pić to szuka powodu by pić dalej. Z tych "nowicjuszy-alkoholików" co przychodzą pierwszy raz na mityng zostaje na stałe około 10% . Pozostali idą jeszcze się dopić.
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:36 Ostatnio naszły mnie refleksje, że być może trzeba mu było pozwolić staczać się na dno
najczęściej alkoholik przestaje pić gdy znajdzie się na DNIE. W kręgach trzeźwiejących alkoholików jest też takie powiedzenie: alkoholik zaczyna prosić o pomoc i chce zacząć trzeźwieć wtedy gdy dupsko znajdzie się mu poniżej jego pięt....więc na dnie.
stokrotka0 pisze: 10 maja 2021, 17:36 że wtedy by się odbił ale lekarz psychiatra, który zajmuje się na co dzień tymi uzależnieniami odradził mi to.
a co zalecił?
Ja bym poszukał innego psychiatry bo ten zaprzecza doświadczeniom milionów trzeźwiejących alkoholików i linii -stosowanej w terapii- wychodzenia z picia i wejściu na drogę trzeźwości.
Pavel pisze: 10 maja 2021, 14:45 Abstrahując od twojego męża, jaki swój udział w zaistniałej sytuacji zauważasz?
warto przemyśleć pytanie Pavla..... zasadne.
PD
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

nałóg pisze: 11 maja 2021, 10:07
no cóż.... jest tak prawidłowość:
geniusze uczą się na cudzych błędach ............
mądrzy ludzie na swoich........
ci mniej mądrzy tkwią w swoich błędach, cierpią, narzekają obwiniając otoczenie i Boga o to że cierpią, że jest im żle .
A jak określić tych, którzy po przeczytaniu kilku zdań wiedzą najlepiej, jak wygląda czyjeś życie?
i za to mu zapłaciłaś? i powiedział Ci to co chciałaś usłyszeć..... to może warto skonsultować to z terapeutą znającym problem uzależnienia i współuzależnienia .
Nie, nie płaciłam mu za to. I jest to specjalista zajmujący się od wielu lat problemem uzależnień.

"Kto chce zdrowieć to szuka sposobu, a kto chce pić to szuka powodu by pić dalej. Z tych "nowicjuszy-alkoholików" co przychodzą pierwszy raz na mityng zostaje na stałe około 10% . Pozostali idą jeszcze się dopić."

Tak jak pisałam we wcześniejszych postach - on nie widzi problemu w tym, że pije, poszedł na to spotkanie po jednym ze swoich wyskoków i kilku dniach rozmów. Nie liczyłam na to, że stanie się cud po jednym razie ale na to, że jest to jakiś kroczek do przodu, że spotka tam ludzi, którzy będą dla niego inspiracją.

I tak, weszłam świadomie w związek z osobą uzależnioną i z problemami i ze świadomością ponoszonego ryzyka. I kocham go pomimo tego. Jest cudownym człowiekiem, tylko władował się w straszną chorobę. Wiem, że nie stanę na nogi za niego ale liczyłam na to, że uda mi się go zmotywować do leczenia. Nie miał przy mnie komfortu picia i wydaję mi się, że tu właśnie mają źródło jego frustracje, w wyniku których odszedł. Chociaż tego nie jestem pewna. Być może przerosła go odpowiedzialność i nowe zadanie związane z remontem domu. Na początku była radość - nowa zabawka ale pojawiły się też pewne problemy. Nic strasznego ale on kiepsko sobie radzi z problemami - albo ucieka albo pije, a że napić się w spokoju nie mógł - wybrał tę drugą drogę. Właściwie, uświadomiłam to sobie w tym momencie, pisząc te słowa, bo do tej pory cały czas zastanawiałam się, dlaczego odszedł, skoro tak na prawdę nie wydarzyło się nic, co mogłoby doprowadzić do rozpadu małżeństwa - nie było żadnej zdrady, jakichś większych kłótni, razem jeździliśmy, gotowaliśmy, zajmowaliśmy się rękodziełem - wydawałoby się, że tworzymy zgrany zespół, jest nam ze sobą dobrze, co zresztą jeszcze dwukrotnie mi pisał - że jeśli chodzi o ciało, uczucia, emocje - było mu ze mną dobrze ale musi być sam - i tego właśnie nie mogę zrozumieć - tej nagłej ucieczki.

Co do pytania Pavlo - jaką swoją rolę w tym widzę? Tzn. w czym? W jego odejściu, w nałogu, w związku czy w próbie naprawy problemu?
Ostatnio zmieniony 11 maja 2021, 12:07 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Poprawiono cytowanie
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Pavel pisze: 10 maja 2021, 14:45 Witaj stokrotko,
Abstrahując od twojego męża, jaki swój udział w zaistniałej sytuacji zauważasz?
Przepraszam Pavel, pomyliłam nick w poprzednim poście.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Pavel »

stokrotka0 pisze: 11 maja 2021, 11:48
Co do pytania Pavlo - jaką swoją rolę w tym widzę? Tzn. w czym? W jego odejściu, w nałogu, w związku czy w próbie naprawy problemu?
Moje pytanie dotyczyło twojego spojrzenia na twój udział w obecnej sytuacji - kryzysu małżeńskiego.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
ODPOWIEDZ