Re: Możliwość opini psychologa w procesie stwierdzenia nieważności małżeństwa
: 07 sie 2021, 6:12
Wiem ze to " dopiero " 2 lata odkad zona wymienila mnie na " lepszy model " ale pomimo tego wszystkiego wciaz cholernie boli
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
https://www.kryzys.org/
Ja w żadnym momencie zdrady nie usprawiedliwiałem. Za zdradę odpowiada zdradzający.krzygo5 pisze: ↑19 sie 2021, 19:39 Rozumiem swoje winy itd ale nic a nic nie usprawiedliwia zdrady. Też byłem odtrącany, olewany zsunięty na boczny tor i nie szukałem pocieszycielki i dlatego nie rozumie dlaczego próbuje się tu usprawiedliwiac stronę która dopuściła się najgorszego. To tak jakby idąc ulicą ktoś kogoś np pobil bo chwilę wcześniej przypadkiem się otarli przechodząc obok siebie. Nie rozumiem
Krzygo juz kilka razy pytales o to czym kieruje sie osoba dopuszczajaca sie zdrady i ze nie ma na to usprawiedliwienia. Napisze ci wiec jak ja sie czulam bedac w malzenstwie i dlaczego dopuscilam sie zdrady/opuszczenia meza. Zaznaczam na poczatku, ze nie probuje tego usprawiedliwiac, ponioslam swoje konsekwencje za to i nikomu nie polecam takich rozwiazan, ale moze pomoze ci to zrozumiec co moze czuc kobieta. Swojego meza kochalam i nienawidzilam jednoczesnie. Nienawidzilam go za to ze zniszczyl mi zycie, uwazalam ze mnie oszukal, ze zaslugiwalam na cos lepszego. Przez lata prosilam meza aby przestal pic (wtedy nie wiedzialam ze to choroba i on po prostu nie byl w stanie tego zrobic), prosilam sie o jeden weekend dla mnie, bez kolegow, bez alkoholu. Nie otrzymalam nic z tego. Ale poniewaz mojego ego i ambicje wowczas byly mocno wygorowane, to zamiast przyznac sie ze maz mnie rani, i szukac powodow dlaczego pozwalam sie ranic, chcialam sie od niego uwolnic. Kowalskiego nie szukalam, znalazl sie sam. nie interesowal mnie jego wyglad, majatek - interesowalo mnie czy pije. Zostawilam wiec meza w poszukiwaniu lepszego zycia. Czy mialam wyrzuty sumienia? Nie. Uwazalam ze mi sie to szczescie nalezy, a mezowi nalezy sie kara za to ze tak mnie zle traktowal. Maz mowil do konca ze mnie kocha, nawet na sali rozwodowej, i pojawily sie wowczas mysli zeby to ratowac ale do konca to byly puste slowa. Dwa dni przed rozprawa maz spedzil u kochanki, a dzien przed wrocil do domu pijany. Ja chcialam po prostu innego meza, chcialam zeby sie zmienil, nie interesowaly mnie jego slowa bo byly puste, nie szly za tym czyny. Do refleksji nad moim zachowaniem i malzenstwem sklonila mnie dopiero laska nawrocenia. Bez niej do konca uwazalabym ze maz jest winny mojej zdrady. Psycholog powiedziala mi kiedys ze najwieksza potrzeba kobiety to bycie na pierwszym miejscu.krzygo5 pisze: ↑19 sie 2021, 19:39 Rozumiem swoje winy itd ale nic a nic nie usprawiedliwia zdrady. Też byłem odtrącany, olewany zsunięty na boczny tor i nie szukałem pocieszycielki i dlatego nie rozumie dlaczego próbuje się tu usprawiedliwiac stronę która dopuściła się najgorszego. To tak jakby idąc ulicą ktoś kogoś np pobil bo chwilę wcześniej przypadkiem się otarli przechodząc obok siebie. Nie rozumiem
Krzygo, przeczytaj uważnie to co napisał Pavel, tak ze zrozumieniem. To naprawdę ważne.PDPavel pisze: ↑19 sie 2021, 9:12 Tu jednak wrzucę łyżkę dzięgciu do tej beczki pychy (lub nawet uzasadnionego poczucia wartości własnej). Wrzuciłem taką i sobie kiedyś
Pogubienie żony to tłumaczy, amok? Jasne, w jakiejś części tak.
Tyle, że kluczowe wg mnie jest tu to, że żona wybrała takiego kowalskiego z przeceny w dyskoncie, a odrzuciła mnie. Ba, przez długi okres nie chciała choćby ze względu na dzieci niczego próbować zmienić, naprawiać.
W końcu zadałem sobie pytanie: jak mnie, przez moje dotychczasowe wypełnianie małżeńskiej przysięgi i zachowanie musiała widzieć, że zachowuje się jak desperatka?
Jak bardzo musiałem ją zranić, jak często to robiłem, jak głuchy byłem na nią i jej potrzeby.
Wg mnie, warto byś te i inne, podobne pytania uczciwie zadał sobie.
Bo poznany i uświadomiony (oraz ten z którego sobie jeszcze sprawy nie zdajemy) udział w kryzysie ma na forum każdy (lub niemal każdy).
Ja z uwagą i kilka krotnie przeczytałam wpis Pavel i dużo w tym prawdy.nałóg pisze: ↑20 sie 2021, 14:48Krzygo, przeczytaj uważnie to co napisał Pavel, tak ze zrozumieniem. To naprawdę ważne.PDPavel pisze: ↑19 sie 2021, 9:12 Tu jednak wrzucę łyżkę dzięgciu do tej beczki pychy (lub nawet uzasadnionego poczucia wartości własnej). Wrzuciłem taką i sobie kiedyś
Pogubienie żony to tłumaczy, amok? Jasne, w jakiejś części tak.
Tyle, że kluczowe wg mnie jest tu to, że żona wybrała takiego kowalskiego z przeceny w dyskoncie, a odrzuciła mnie. Ba, przez długi okres nie chciała choćby ze względu na dzieci niczego próbować zmienić, naprawiać.
W końcu zadałem sobie pytanie: jak mnie, przez moje dotychczasowe wypełnianie małżeńskiej przysięgi i zachowanie musiała widzieć, że zachowuje się jak desperatka?
Jak bardzo musiałem ją zranić, jak często to robiłem, jak głuchy byłem na nią i jej potrzeby.
Wg mnie, warto byś te i inne, podobne pytania uczciwie zadał sobie.
Bo poznany i uświadomiony (oraz ten z którego sobie jeszcze sprawy nie zdajemy) udział w kryzysie ma na forum każdy (lub niemal każdy).
Tak. Ja też się utozsamiam praktycznie z każdym słowem. Tylko co zrobić z tą bezsilnością, kiedy poznajemy swój wkład, pracujemy nad nim, a "efektów" małżeńskich nie widać? Rozumiem dać czas czasowi, ale co jak druga osoba tego czasu nie dała/daje? Oddać Bogu... To też niby rozumiem, ale tak po ludzku jest to mega trudne i na ten czas praktycznie niewykonalne...Pavel pisze: ↑19 sie 2021, 9:12 Mam podobne doświadczenie i podobne miałem myśli odnośnie kowalskiego.
Coś podobnego: „z nim?”, „mogła wybrać chociaż kogoś kto mnie bije na głowę pod jakimkolwiek względem”.
Tu jednak wrzucę łyżkę dzięgciu do tej beczki pychy (lub nawet uzasadnionego poczucia wartości własnej). Wrzuciłem taką i sobie kiedyś
Pogubienie żony to tłumaczy, amok? Jasne, w jakiejś części tak.
Tyle, że kluczowe wg mnie jest tu to, że żona wybrała takiego kowalskiego z przeceny w dyskoncie, a odrzuciła mnie. Ba, przez długi okres nie chciała choćby ze względu na dzieci niczego próbować zmienić, naprawiać.
W końcu zadałem sobie pytanie: jak mnie, przez moje dotychczasowe wypełnianie małżeńskiej przysięgi i zachowanie musiała widzieć, że zachowuje się jak desperatka?
Jak bardzo musiałem ją zranić, jak często to robiłem, jak głuchy byłem na nią i jej potrzeby.
Wg mnie, warto byś te i inne, podobne pytania uczciwie zadał sobie.
Bo poznany i uświadomiony (oraz ten z którego sobie jeszcze sprawy nie zdajemy) udział w kryzysie ma na forum każdy (lub niemal każdy).
Niestety, nawet po wykonaniu najlepszej możliwej pracy nad sobą nie ma gwarancji, że w relacji małżeńskiej będą „efekty”. Zakładam, że piszesz po prostu o powrocie do czynnej relacji, powrotu małżonka/małżonki. Do tego potrzebna jest wola drugiej strony.sajmon123 pisze: ↑20 sie 2021, 17:23Tak. Ja też się utozsamiam praktycznie z każdym słowem. Tylko co zrobić z tą bezsilnością, kiedy poznajemy swój wkład, pracujemy nad nim, a "efektów" małżeńskich nie widać? Rozumiem dać czas czasowi, ale co jak druga osoba tego czasu nie dała/daje? Oddać Bogu... To też niby rozumiem, ale tak po ludzku jest to mega trudne i na ten czas praktycznie niewykonalne...Pavel pisze: ↑19 sie 2021, 9:12 Mam podobne doświadczenie i podobne miałem myśli odnośnie kowalskiego.
Coś podobnego: „z nim?”, „mogła wybrać chociaż kogoś kto mnie bije na głowę pod jakimkolwiek względem”.
Tu jednak wrzucę łyżkę dzięgciu do tej beczki pychy (lub nawet uzasadnionego poczucia wartości własnej). Wrzuciłem taką i sobie kiedyś
Pogubienie żony to tłumaczy, amok? Jasne, w jakiejś części tak.
Tyle, że kluczowe wg mnie jest tu to, że żona wybrała takiego kowalskiego z przeceny w dyskoncie, a odrzuciła mnie. Ba, przez długi okres nie chciała choćby ze względu na dzieci niczego próbować zmienić, naprawiać.
W końcu zadałem sobie pytanie: jak mnie, przez moje dotychczasowe wypełnianie małżeńskiej przysięgi i zachowanie musiała widzieć, że zachowuje się jak desperatka?
Jak bardzo musiałem ją zranić, jak często to robiłem, jak głuchy byłem na nią i jej potrzeby.
Wg mnie, warto byś te i inne, podobne pytania uczciwie zadał sobie.
Bo poznany i uświadomiony (oraz ten z którego sobie jeszcze sprawy nie zdajemy) udział w kryzysie ma na forum każdy (lub niemal każdy).
Krzygo5, byłeś odtrącany też w sypialni? czy ogólnie, bo próbuję zrozumieć postępowanie męża tak podobne do Ciebie, choć ja nigdy go nie odtrącilam, nie zdradziłam. Czy przypadkiem nie jest tak, że to odtrącenie żony to tak naprawdę zrobienie jej na złość? Mój mąż przypuszczam tak funkcjonuje i myśli, że ja do niego przyjdę się pojednać, a ja mam blokadę, podobną ma twoja żona. Odtrącając mnie strzelił sobie w stopę i mamy celibat prawie 2 lata, tylko ja po doświadczeniach nie szukam szczęścia gdzie indziej, ale jak ktoś mnie nie chce, to się nie narzucam.krzygo5 pisze: ↑19 sie 2021, 19:39 Rozumiem swoje winy itd ale nic a nic nie usprawiedliwia zdrady. Też byłem odtrącany, olewany zsunięty na boczny tor i nie szukałem pocieszycielki i dlatego nie rozumie dlaczego próbuje się tu usprawiedliwiac stronę która dopuściła się najgorszego. To tak jakby idąc ulicą ktoś kogoś np pobil bo chwilę wcześniej przypadkiem się otarli przechodząc obok siebie. Nie rozumiem