Ja uważam, że pozorna przegrana.
takie myslenie to wg mnie grzech przeciw małżeństwu. Bo naszym zadaniem jest ulepszanie małżeństwa, na ile możemy. Chociażby tylko ze swojej strony.
Moderator: Moderatorzy
Ja uważam, że pozorna przegrana.
takie myslenie to wg mnie grzech przeciw małżeństwu. Bo naszym zadaniem jest ulepszanie małżeństwa, na ile możemy. Chociażby tylko ze swojej strony.
Początek mam nadzieję wyjaśniłem dwa posty wyżejSarah pisze: ↑16 lip 2020, 11:41I jeszcze, że teraz wybrałbyś "dużo lepiej".
Nie kojarzę za bardzo Twojej sytuacji z innych wątków. Ale nie chciałabym na miejscu Twojej żony tego przeczytać. Czułabym się bardzo niekomfortowo. Nie wiem jak to napisać, żeby przeszło przez moderację . Czy nie jest tak, że jesteś z nią nie (tylko) z powodu nawrócenia, ale dlatego, że właśnie z tym "dużo lepszym" wyborem był problem? Każdy raczej myśli, że ma świat u swoich stóp, póki pozostaje to w sferze rozważań teoretycznych. Ja też. A potem, no cóż, nierzadko okazuje się, że wybór wcale nie jest taki szeroki, albo i w ogóle go nie ma, i wtedy nawet małżonek "skrojony na miarę własnych popaprań" może okazać się jakąś opcją, przynajmniej bezpieczną. A jak jeszcze to zracjonalizować i "ubrać" w wyższe wartości...
Szczęśliwie się z tym nie utożsamiam.
Mogłabyś rozwinąć?
Jak to się ma do określenia go dojrzałym, skoro jego wypowiedź świadczy o czymś przeciwnym?
Inne, znaczy jakie?
Oczywiscie, ze mozesz tak uwazac.
A ja gdzieś tak pisałem?
Bez prawdziwej bliskości z wieloletnią żoną/mężem? Czy sugerujesz, że tę "prawdziwą bliskość" można osiągnąć z nowopoznaną osobą? W krótszym czasie? Wydaje mi się to nierealne lecz może ktoś ma inne doświadczenia?
Jak najbardziej realne tata.. Ja mam takie doświadczenie - teraz, po kryzysie, gdy szerzej patrzę na wiele spraw, mogę powiedzieć, że przez prawie 20 lat nie zbudowaliśmy z żoną ani więzi, ani bliskości, ani szeroko rozumianej intymności (dlaczego, to osobny temat). Żona weszła w relację z kowalskim (lustro całkiem dobrze opisała niektóre przyczyny, dlaczego tak się wydarzyło) i dopiero w tej relacji krok po kroku budowali to, czego my przez lata nie zrobiliśmy. I to na tyle dobrze, że po roku wybrała odejście. Dlaczego? Bo nie miała punktu zaczepienia, by ze mną zostać ("my w ogóle nie znamy się" mówiła). I powiem więcej, czego by kowalski nie nawywijał ich relacji, to ona już nie wróci... Wiem, na czym stoję
Zawsze mi się wydawało, że budowanie więzi zaczyna się od postawy miłości, po etapie zakochania. Może go równie dobrze nie być jak w małżeństwach aranżowanych - sama postawa wystarczy, żeby zbudować więź i miłość. Bo miłości na początku małżeństwa nie ma - ja się buduje wspólnymi latami i wspólną postawą. Szkodliwe mity romantycznej miłości doprowadzają do nieszczęść, bo ludzie zaczynają szukać jednorożca zamiast skoncentrować się na tym do czego się zobowiązali. Sama przeszłam przez ten etap, mówię o sobie. Ogarnęłam się, mój mąż nie. Uwierzył w bratnią duszę i drugą połówkę jabłka. Nalezy przedwfiniować czym jest małżeństwo. Nasi dziadkowie rozumieli, bo nie było telewizji, romantycznych komedii i innych bzdetów! Jeśli wzięliśmy Boga na świadka, to od Niego powinniśmy uczyć się miłości - św. Paweł napisał jej definicję, tylko nikt jej nie chce zrozumiećlustro pisze: ↑18 lip 2020, 20:13 Mili panowie
Pavel, tata...
Wczytajcie sie proszd w to, co pisze Paprotka.
Jak odbierala, czula...wspólne zycie z mężem. Bliskość, intymność, miłość...
Tata
Ja rozumiem, ze Ty nie rozumiesz.
Ja wiem, ze więź to nie lata przeżyte razem, ale "to cos", co potrafi byc między ludźmi niemal od samego początku i wzrastać.
Nie z kazdym sie przyjaznimy, mimo, ze sympatyczny.
Nie kazdego pokochamy, mimo, ze fajny czlowiek.
Nie z kazdym czujemy więź...nawet jak to nie wspolmalzonek po 20 latach.
Miłość małżeńska, to nie tylko postawa i decyzja.
Moze wzrastac latami... A moze nigdy, bo jej nie bylo.
Wtedy faktycznie zostaje tylko postawa.
tata999 pisze: ↑18 lip 2020, 10:49Bez prawdziwej bliskości z wieloletnią żoną/mężem? Czy sugerujesz, że tę "prawdziwą bliskość" można osiągnąć z nowopoznaną osobą? W krótszym czasie? Wydaje mi się to nierealne lecz może ktoś ma inne doświadczenia?
Analogicznie z głębią intymnej więzi. Nie rodzi się ona natychmiast moim zdaniem.
Uczucia zapewne mijają po początkowych uniesieniach lub zmieniają się w inne. Myślę, że inne uczucia żywi się w pierwszym roku związku, inne w 10, a jeszcze inne w 30. Wydaje mi się to naturalne tak samo, jak to, że się starzejemy. Na marginesie wyczuwam, że z faktem przemijania wiąże się największy problem, z którym trudno sobie poradzić, a małżeństwo, odpowiedzialność, rodzina, religia itd. dostają rykoszetem.
Niepotrzebne te uszczypliwości chociaż dużo o Tobie i Twojej wypowiedzi świadczą.
Nie z każdym czujemy więź, wiadomo. Więź buduje się we dwoje. Czy to z mężem, czy to z żoną, czy to z dzieckiem itd.
JolantaElżbieta pisze: ↑19 lip 2020, 0:43 Zawsze mi się wydawało, że budowanie więzi zaczyna się od postawy miłości, po etapie zakochania. Może go równie dobrze nie być jak w małżeństwach aranżowanych - sama postawa wystarczy, żeby zbudować więź i miłość. Bo miłości na początku małżeństwa nie ma - ja się buduje wspólnymi latami i wspólną postawą. Szkodliwe mity romantycznej miłości doprowadzają do nieszczęść, bo ludzie zaczynają szukać jednorożca zamiast skoncentrować się na tym do czego się zobowiązali. Sama przeszłam przez ten etap, mówię o sobie. Ogarnęłam się, mój mąż nie. Uwierzył w bratnią duszę i drugą połówkę jabłka. Nalezy przedwfiniować czym jest małżeństwo. Nasi dziadkowie rozumieli, bo nie było telewizji, romantycznych komedii i innych bzdetów! Jeśli wzięliśmy Boga na świadka, to od Niego powinniśmy uczyć się miłości - św. Paweł napisał jej definicję, tylko nikt jej nie chce zrozumieć
Dokładnie. Najważniejsze, aby nie mylić zakochania z miłością.
Ryzykowna teza moim zdaniem. Sugerujesz, że z każdym można zbudować udane małżeństwo? No ja jednak jakieś tam wymagania mam, i tego będę się trzymaćJolantaElżbieta pisze: ↑19 lip 2020, 0:43 Zawsze mi się wydawało, że budowanie więzi zaczyna się od postawy miłości, po etapie zakochania. Może go równie dobrze nie być jak w małżeństwach aranżowanych - sama postawa wystarczy, żeby zbudować więź i miłość.
Przede wszystkim powszechna była zależność ekonomiczna kobiet od mężczyzn i dlatego, mówiąc kolokwialnie, nie mogły one "podskakiwać". Czytałam, że przed wojną wśród tzw. inteligencji powszechny był model: mąż, żona plus kochanka męża, mniej lub bardziej oficjalna. Nierzadko taką rolę pełniły też służące mieszkające przy rodzinie. Żonie pozostawało zaciskać zęby, ewentualnie też próbować się pocieszać gdzieś na boku, co oczywiście spotykało się już z o wiele mniejszą akceptacją społeczną. Naprawdę mamy tęsknić za tamtymi czasami i traktować to jako wzór do naśladowania? Moim zdaniem w dzisiejszych czasach, kiedy obie płcie są równe, są większe szanse na stworzenie udanego związku. Myślę, że każdy uczciwy, wartościowy mężczyzna woli, jeśli jego kobieta jest z nim, bo chce, bo go kocha, a nie dlatego, że jest od niego uzależniona i nie ma wyjścia, prawda?JolantaElżbieta pisze: ↑19 lip 2020, 0:43 Nalezy przedwfiniować czym jest małżeństwo. Nasi dziadkowie rozumieli, bo nie było telewizji, romantycznych komedii i innych bzdetów!
Nie, nie taka sugestia płynie z wypowiedzi. Nie z każdym można zbudować udane małżeństwo tak, jak nie każdemu deklaruje się postawę miłości.Sarah pisze: ↑19 lip 2020, 11:28Ryzykowna teza moim zdaniem. Sugerujesz, że z każdym można zbudować udane małżeństwo? No ja jednak jakieś tam wymagania mam, i tego będę się trzymaćJolantaElżbieta pisze: ↑19 lip 2020, 0:43 Zawsze mi się wydawało, że budowanie więzi zaczyna się od postawy miłości, po etapie zakochania. Może go równie dobrze nie być jak w małżeństwach aranżowanych - sama postawa wystarczy, żeby zbudować więź i miłość.
Podasz źródło tej opinii lub danych historycznych? Pachnie mi to propagandą. Ponadto, ani kobieta, ani mężczyzna związku małżeńskiego zawierać nie musieli. Raczej nie wydawano córki za mąż, żeby było jej gorzej. Chyba, że wyjątkowo wyrodni rodzice lub autodestrukcyjna córka do tego dążyli.Sarah pisze: ↑19 lip 2020, 11:28Przede wszystkim powszechna była zależność ekonomiczna kobiet od mężczyzn i dlatego, mówiąc kolokwialnie, nie mogły one "podskakiwać".JolantaElżbieta pisze: ↑19 lip 2020, 0:43 Nalezy przedwfiniować czym jest małżeństwo. Nasi dziadkowie rozumieli, bo nie było telewizji, romantycznych komedii i innych bzdetów!
Poproszę o źródło. Z takiej informacji wynikałoby, że mniej więcej każda żona byłaby jednocześnie czyjąś kochanką, a zatem każdy mąż był zdradzany ("mniej lub bardziej oficjalnie"). Wydaje mi się, że to propagandowa bzdura.
Tu też poproszę o źródło, bo jest to niewiarygodne.