lustro pisze: ↑30 cze 2020, 12:41
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
Ukasz pisze: ↑20 cze 2020, 22:48
A czy Twój mąż usłyszał to, co my przeczytaliśmy tutaj - że były świetne dni, że upadłaś, że jesteś słaba, że potrzebujesz pomocy? Nie wiem, czy powinien to słyszeć, po prostu staram się zrozumieć, jak wyglądają Wasze relacje, bez tego trudno pomóc.
Tak tym razem usłyszał wszystko, jechaliśmy samochodem więc nie miał dokąd uciec i rozmawialiśmy przez 3 godziny tzn głównie ja mówiłam.
postąpiłaś jak 100% kobieta
mówiłaś przez 3 godziny
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
Wie doskonale że nie radzę sobie z sytuacja,
wie? czy moze raczej - po raz setny to powiedziałaś?
i czy ona naprawde musi to wiedziec ?
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
ale jemu jest wygodniej jak ja o tym nie mówię.
Tak, na pewno jemu jest lepiej, jak nie mowisz mu o tym ciągle. Bo on tak naprawdę nic z tym zrobic nie moze, co Ty czujesz i czy sobie z tym radziśz czy nie.
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
Ja mam to dusić w sobie, ale na ten temat nie mam prawa się odzywać.
Nie, absolutnie nie.
Opowiedz to wszytsko na terapii.
Tam to ma sens i moze być dobrze wykorzystane do pracy nad sobą.
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
Bo przecież zadaje te same pytania i nic nowego te rozmowy nie wnoszą - to jest jego opinia.
A moze trzeba popatrzec na to inaczej?
Zadajesz te same pytania i one nic nie wnoszą.
A moze trzeba zadac pytania inaczej? i nie mezowi a sobie? Bogu? Światu?
Nie pytac - dlaczego?
A zapytac -
po co? w jakim celu?
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
Mówię mu ze ja sama sobie z tym nie poradzę, powiedziałam o psychologu i paradoksalnie mąż chyba na nadzieję że 'specjalista' mi pomoże
Skierowanie swoich kroków na terapię jest chyba najlepszym kierunkiem.
Pod warunkiem, że to jest twoja terapia i twoja praca nad sobą.
NIE NAD MĘŻEM.
Dleczego specjalista nie miałby Ci pomóc dojść do zrozumienia, wybaczenia, akceptacji, ulgi...spokoju i poczucia sensu?
Kiedy zmieniasz siebie świat wokół Ciebie sie zmienia.
To jak kamień rzucony w wodę - powoduje rozchodzące sie wokół kęgi.
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
- sam o wspólnej terapii wciąż nie chce słyszeć.
a koniecznie musi pojsc na wspolna terapię?
wogóle musi pojśc na terapię?
a moze twoja własna przemiana okaże sie wystarczającym motorem zmian?
rose pisze: ↑21 cze 2020, 3:52
Ale denerwuje mnie to bardzo (też to usłyszał) że zgotował mi takie piekło a teraz mowi że to ja mam problem i że muszę się z tym uporać sama.
Mąż na 100% czuje sie zaszczuty co nie co i bezradny - on nie potrafi i nie moze potrafić, zmienic Ciebie. To mozesz tylko Ty sama.
On zgotował Ci taki los?
Kochana - jestes tego pewna?
Czy nie zgototwujesz go sobie sama trwając w niewybaczeniu i zranieniu?
Czy to nie jest tak, że TY masz ogromny problem?
Ten problem rzutuje na was wszystkich.
Gdybys potrafiła wybaczyć męzowi i zacząć budować wasz swiat bez wiszącego nad nim odium zranienia z przeszłości, które tkwi w Tobie, mozna by ruszcyć z miejsca. Zostawic ten ciezar i budować dobrą relcję. Dobre tu i teraz.
Spodziewasz sie maleństwa. To wspaniałe i na pewno w najlepszym z mozliwych, czasie.
Czy nie lepiej by było, gdyby mogło ono życ w świecie, w którym jego mama jest szczesliwa?
I czy Twoje poczucie szcześcia nie zalezy od samej Ciebie?
Lustro, sporo dobrych spostrzeżeń, ale niestety nie wszystkie...
Pewnie nie zrobiłaś tego świadomie, raczej tak dla otuchy, ale unikałabym stwierdzeń, że jakieś zachowanie jest 100% przypisane do kobiet, bądź mężczyzn.
Ale to, co istotniejsze teraz...
Oczywiście, że jeśli ktoś chce budować świat, np. po zdradzie, to musi przestać ciągle nią żyć. Jednak na to potrzeba czasu.
I przekonania, że druga osoba żałuje. Także z reguły czegoś, co określić można jako zadośćuczynienie.
Dla Rose na razie na coś jest za szybko. I bardzo możliwe, że niejedynie subiektywnie za szybko. Może coś ją w tym wszystkim nie przekonuje, może potrzebuje czegoś więcej od męża. Może byłaby gotowa pójść dalej, choć to się dopiero okaże. Jednak ma wrażenie, że prośba o odcięcie się od tego, co się stało, nastąpiła za szybko, nie tylko przez czas, ale i przez niewystarczającą skruchę u męża.
Oczywiście, że osoba, która zdradziła nie może całe życie bić się w piersi, nie da się też nic zbudować, codziennie rozdrapując rany. Trudno wymazać, co się zrobiło i zadośćuczynić kompletnie. Jednak musi być to wrażenie, że działanie osoby zdradzającej nie jest tylko na odczepne.
Jasne, że już sama terapia Rose coś może zmienić w jej, ich życiu. Ale przepracowanie kryzysu na terapii przez dwie osoby, a nawet dalej, ułożenie od nowa pewnych spraw na przyszłość, byłoby najlepszym wyjściem. Na razie oczywiście, nie ma takiej możliwości. Może indywidualna terapia Rose pozwoli znaleźć sposób, by mąż przemyślał jeszcze swoją odmowę. Przy czym, nie dziwmy się, że Rose tym bardziej czuje, że coś jest nie tak, jak powinno, skoro mąż odmawia wspólnej terapii. Ktoś inny zrobiłby to chociaż dla pro formy, najwyżej rezygnując, w którymś momencie.
Daleko mi do utwierdzania Rose, że jej mąż nie chce uczciwie uznać swoich win, i ona powinna mu w związku z tym nie odpuszczać. Jednak uważam, że warto poczekać jeszcze ze stwierdzeniami, że zapiekła się ona w swym bólu i natychmiast ma przejść nad wszystkim do porządku dziennego. Co nie oznacza, że będą szanse na odbudowanie małżeństwa, jeśli nie otrząśnie się z tego, co się stało i nie spojrzy na męża na nowo. Przy czym, nikt nic nie odbuduje, jeśli będzie tylko przejście nad zdradą do tego porządku dziennego, bez żadnych zmian.
A co do dziecka, twierdzenie, że jest to najlepszy moment jest albo niedojrzałe, albo nieszczere. Rose potrzebuje wsparcia, ale nie zagłuszajmy jej niepokojów. Ciąża w środku kryzysu, to nie jest najlepsze, co mogło się stać. Powinni na spokojnie ułożyć sobie wszystko, zadbać o siebie, o swoje małżeństwo, o dzieci, które już są. W ogóle przepracować kryzys bez presji.
Może to też teraz w Rose powoduje lęk, że mąż zostanie z nią nie dla niej, lecz z obowiązku. Nie na tym powinno się opierać dobre małżeństwo i rodzicielstwo.
Poza tym, unikałabym też tego stwierdzenia, którego użyłaś, by przypadkiem inne osoby nie zasugerowały się, że ich małżeństwo też może uratować zajście w ciążę, decyzja o dziecku, tym gorzej, jeśli samodzielna. Takie sytuacje też się zdarzają i niestety nie dość, że małżeństwa nie udaje się i tak uratować, czasem jeszcze bardziej z tego powodu, to dodatkowo cierpi dziecko.
Rose teraz potrzebuje tym bardziej spokoju, stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa ze względu na siebie i na dziecko. Jednak wsparcie, które może tu dostać powinno być szczere i nieprzekłamujące jej sytuacji. Nie uspokoi jej zaprzeczanie obawom, które ma.