rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
nałóg pisze: ↑27 kwie 2020, 22:45
A oczekiwania są zwykle przyczyną rozczarowań.A wiesz że w małżeństwie czymś niemal codziennym
jest mierzenie się z własnymi rozczarowaniami tym drugim czyli współmałżonkiem? A to trudne uczucie...... więc może nie warto mieć te oczekiwania?
Wszystkie Wasze rady dają mi tylko do myślenia ile jeszcze pracy przede mną. Nie mieć oczekiwań... No tak tylko dla mnie to jest naturalne że po zdradzie zdradzający ma wyrzuty sumienia, okazuje skruchę i zależy mu na tym żeby coś zmienić/naprawić. I to chyba nie są zbyt duże oczekiwania.
Jeśli nie są to zbyt duże oczekiwania to czemu budzą w Tobie dużo emocji i czemu nie spełniają się w wielu przypadkach? Zakładasz, że to naturalne, że zdradzający ma wyrzuty sumienia, okazuje skruchę i zależy mu na tym, żeby coś zmienić/naprawić. Te założenia mogą być błędne, czyli niekoniecznie to naturalne, ani niekoniecznie występują wyrzuty sumienia itd. Osobiście uważam, że są błędne. Upewniają mnie w tym niektóre przykłady opisane na tym forum i nie tylko. Syn Marnotrawny nie okazał ani razu skruchy bezpośrednio po tym, jak zgrzeszył. Dopiero kiedy "sam zaczął cierpieć niedostatek (...) Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy zastanowił się". Bieda (trudność) wywołała w nim refleksję i wyrzuty sumienia, a nie to, że "roztrwonił twój majątek z nierządnicami". Podobnie istnieje przekonanie, że nałogowiec nie zacznie walczyć ze swoim nałogiem dopóki nie zleci na dno. Myślę, że taka może być ludzka natura.
(Na marginesie największa trudność w podbijaniu dna wydaje mi się w tym, żeby podczas tego podbijania samemu nie ucierpieć, nie sprowadzić się w dół jednocześnie z drugim upadającym, czyli m.in. trzeba się od niego "odwiesić". Ojciec Marnotrawnego Syna nie upadał razem z błędami syna. Niezależnie, co Syn robił, Ojciec był tym nie dotknięty i robił swoje. Nie chodził do Syna suszyć mu głowę, nie wyzywał go, nie groził, nie płakał, nie odstawiał scen, nie próbował na niego wpłynąć, podstępnie maniuplować, wzbudzać litość, nie poddawał się nałogom, nie złorzeczył, nie tracił swoje własnego zdrowia na to wszystko, nie opuszczał się).
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
Ale rzeczywiście jak wczoraj po kłótni się uspokoiłam i zaczęłam z nim rozmawiać o sprawach codziennych to było mi lżej. Ciężko mi to pisać ale ja na niego nie mam żadnego wpływu, zostawiam go (w sensie jego zmiany) i zajmę się sobą albo chociaż spróbuję tak zrobic
Sukces nie jest gwarantowany (ostrożnie z oczekiwaniami), ale bez takiej próby raczej niewiele się zmieni (przynajmniej w Tobie).
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
3letniaMężatka pisze: ↑27 kwie 2020, 23:17
A wspólna terapia? Czasami pary z wspólnej terapii odsyłane sa na indywidualne spotkania. A potem dopiero wspólna terapia.
Mój mąż kpi z terapii. Nie ma mowy żeby poszedł tam z własnej woli i ze szczerymi chęciami. Przerobiłam temat i z nim i z moim psychologiem - kolejna rzecz która odpuszczam.
Czy spróbowałaś zapoznać się z argumentami, dlaczego on nie ceni terapii. Czy dopuszczasz możliwość, że są słuszne?
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
To był temat naszej wczorajszej rozmowy. Na moje pytania o to żeby powiedział dokładnie dlaczego mu było źle, co mu się we mnie nie podobało, co by chciał żebym zmieniła, słyszę tego typu odpowiedzi: w sumie to wszystkp było dobrze, może ja trochę powinnam go bardziej docenić, był ogłupiony dlatego to zrobił, do naszego małżeństwa wkradła się monotonia. Jak dla mnie żadnych konkretów. Ja na prawdę staram się nie babrać w ich relacji z kowalska - nie zawsze mi się to udaje - skupiam się na tym co było i jest w naszym małżeństwie. Ale wg mojego męża wszystko było ok, a ja ciągle zadaje mu te same pytania.
"Jak dla mnie żadnych konkretów" brzmi, jakbyś nie wierzyła w to, co usłyszałaś. Czy dopuszczasz, że jego punkt widzenia mógł być przedstawiony przez niego szczerze? Czy oczekujesz, że powie Ci, że masz jakąś jedną konkretną wadę (twoją lub jego) lub z zemsty to zrobił itp.?
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
Nirwanna pisze: ↑28 kwie 2020, 6:51
poza tym warto nie ukrywać, bo przykład żony i jej zmiany mogą podziałać na decyzję męża, aby też w ten sposób wziąć się za siebie.
Przykład, a nie wykład.
Gdyby mój mąż wziął ze mnie przykład i poszedł na jakąkolwiek terapię to rozpatrywała bym to w kategorii cudu.
Bliska mi jest postawa opisywana przez Nirwannę, czyli uważam, że warto nie ukrywać. Tym się kieruję, taką podjąłem w sobie decyzję. Choć może być błędna (częściowo ocena tego może zależeć od punktu widzenia), to z dumą dźwignę konsekwencje.
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
Podsumowując, mąż jest zamknięty na każdą formę pracy nad naszym małżeństwem.
Czy to jego zdanie, które usłyszałaś, czy Twoje wyobrażenie?
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
Uważa że wszystko było i jest w porządku.
Nie opisujesz wiernie jego zdania tutaj. Nie może uważać, że wszystko było w porządku skoro narzekał na mało docenienia, ogłupienie i monotonie, jak sama napisałaś kilka zdań wyżej.
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
Ale nie chce kiedys żałować ze nie dałam szansy mojemu sakremantalnemu małżeństwu.
Waszemu sakramentalnemu małżeństwu, któremu szansę dajecie oboje.
rose pisze: ↑28 kwie 2020, 7:30
A czy mój mąż dobrze wykorzysta ta szanse, czas pokaże.
Zarówno mąż, jak i żona mogą wykorzystać lub nie wykorzystać tej szansy, którą sobie nawzajem dali.