renegate pisze: ↑02 lip 2020, 17:32
Lustro (...)Zapewniam Cię, że o ile dobrze zrozumiałam Twój dzisiejszy komentarz, to nie było tam tego, do czego się odniosłaś.
Renegate
nie wiem o czym konkretnie mowisz - mam sie domyslac
lepiej jest rozmawiac o kokretach i wskazać o co konkretnie chodzi.
Ale ponieważ ich nie podałaś, wiec odniose sie do Twojego posta tak, jak ja to widzę.
Poniżej cytaty z Ciebie, z którymi sie nie zgadzam, ponieważ warunkują wybaczenie od postawy i zachowań męża. Czyli przerzucaja odpowiedzialność na innych.
Oczywiście, że jeśli ktoś chce budować świat, np. po zdradzie, to musi przestać ciągle nią żyć. Jednak na to potrzeba czasu.
I przekonania, że druga osoba żałuje. Także z reguły czegoś, co określić można jako zadośćuczynienie.
przez niewystarczającą skruchę u męża.
Jednak musi być to wrażenie, że działanie osoby zdradzającej nie jest tylko na odczepne.
Odczucie, że ktoś zadośćuczynił, żałuje, zmienia się...jest bardzo subiektywne.
To tylko odczucie przefiltrowane przez własne chwilowe widzenie rzeczy.
To zdradliwe, bo moze byc nieprawdziwe.
Spotkałas sie kiedys ze stwierdzeniem - robie najlepiej jak potrafie
Ja pisałam o wybaczeniu, bo mam wrażenie, że z tym Rose ma najwiekszy problem. A wybaczenie nie zależy od zewnetrza.
I moim zdaniem Rose jest juz gotowa, żeby sie otrząsnąc i pojsć dalej. A co za tym idzie - popracowac nad tym, czy dobrze widzi siebie i innych.
Natomiast poniższy fragment wręcz mnie niepokoi, tym bardziej, skoro jesteś nie osoba w lub po kryzysie, ale "kims innym" - w domysle ( sądząc z Twojej wypowiedzi w kolejnym poście) terapeutą?
Jasne, że już sama terapia Rose coś może zmienić w jej, ich życiu. Ale przepracowanie kryzysu na terapii przez dwie osoby, a nawet dalej, ułożenie od nowa pewnych spraw na przyszłość, byłoby najlepszym wyjściem. Na razie oczywiście, nie ma takiej możliwości. Może indywidualna terapia Rose pozwoli znaleźć sposób, by mąż przemyślał jeszcze swoją odmowę. Przy czym, nie dziwmy się, że Rose tym bardziej czuje, że coś jest nie tak, jak powinno, skoro mąż odmawia wspólnej terapii. [/b]
Nie, terapia indywidualna Rose jest jej indywidualna terapią. Ma pracowac nad Rose a nie nad jej mężem.
To, co wytłuściłam, mam nadzieję, że jest tylko niefortunnym zdaniem, bo szczerze - to manipulacja.
I kolejne odwrócenie porzadku rzeczy z pracy nad soba Rose na wymuszenie zmiany w mężu.
I przerzucenie odpowiedzialności za siebie na innych. ( z Rose na jej męza)
Jeżeli ktoś odmawia terapii, to znaczy, że nie jest na nia gotowy.
Dla każdego psychologa, terapeuty czy innej osoby związanej z praca nad sobą, to jest oczywiste. I mówi tylko tyle, że to nie jest dobry moment na terapię, bo to nic nie da.
samorozwój jak sama nazwa wskazuje, jest SAMOrozmwojem i nie da sie tego zrobić za kogoś.
Ktoś inny zrobiłby to chociaż dla pro formy, najwyżej rezygnując, w którymś momencie.
a to juz naprawdę dla mnie szok - czyli co?
to nie są zachowania na odczepnego? dla świetego spokoju?
i gdzie w nich szczerośc, uczciwośc i szansa na budowanie dobrej relacji, skoro sie okłamuje otoczenie swoim zachowaniem?
Mąż Rose ma przynajmniej odwage powiedziec - NIE.
I to jest szczere i uczciwe i wbrew pozorom, daje sznasę duzo większą niz "pro forma" na odczepnego na faktyczną naprawę.
Pisząc o zgodzie, chociażby pro forma na terapię par, miałam na myśli dwie rzeczy. Pierwsza z nich, to podejście męża Rose. Jeśli mu zależy na żonie, małżeństwie, rodzinie i sam mówi, że nie wie, jak ma to udowodnić, to zgoda na terapię byłaby krokiem w kierunku tego udowodnienia. Mówię "chociażby pro forma", bo on może nie wierzyć w pomoc psychologa, uważać, że to nic nie warte, niepotrzebne lub nic nie da. Jednak dla żony i ratowania małżeństwa, mógłby spróbować, a najwyżej powiedzieć po takiej próbie, że on się jednak nadal w tym nie odnajduje. Czy to byłoby dobrze czy źle, to już temat do dalszych ewentualnych rozważań. Po drugie, część osób sceptycznie podchodzących do terapii, jednak zmienia zdanie, gdy spotka się z terapeutą.
Nie zawsze oczywiście tak jest, ale dla tych przypadków, gdy tak jest, warto próbować.
Sugerujesz, że dobrym rozwiązaniem jest gra pozorów i robienie komus złudzen?
Tak sie składa, że aktualnie "mam przed sobą" taka pare, gdzie mąż właśnie "pro forma" poszedł na terapię wspolną. Szkoda gadać jakie to daje efekty - po każdej sesji kolejne kłotnie, afery i awantury.
Poza tym chciałam zwrócic uwage na cos jeszcze - na sesji z terapeutą czy psychologiem, też mozna kłamać. A skoro sie poszło tam dla świetego spokoju, to tym bardziej.
I co to jest warte?
Jedno jest pewne i to powtarzam, już indywidualna terapia Rose sporo może wnieść dobrego. Jednak nie daje ona gwarancji na to, że Rose w pojedynkę zażegna na stałe kryzys w swoim małżeństwie. To jest praca własna nad Rose, także nad jej przypuszczeniami, co mogło doprowadzić do kryzysu, zdrady. Jednak to nie zastąpi pracy z dwoma osobami i obu osób.
Wspólna terapia daje szanse na wniknięcie, co stało za kryzysem, za działaniami męża. Bez niego to będzie tylko mniejsze lub większe gdybanie. I dalej, dotarcie do źródła problemu, przepracowanie go i wreszcie zamknięcie tego etapu, konstruktywne zamknięcie, daje szanse na uratowanie związku na stałe, na brak powtórek w przyszłości.
Nic nie daje gwarancji - taka prawda.
Wszystko tylko daje szansę.
I moze to jest najuczciwsze postawienie sprawy?
To jest praca własna nad Rose, także nad jej przypuszczeniami, co mogło doprowadzić do kryzysu, zdrady. Jednak to nie zastąpi pracy z dwoma osobami i obu osób.
Wspólna terapia daje szanse] na wniknięcie, co stało za kryzysem, za działaniami męża. Bez niego to będzie tylko mniejsze lub większe gdybanie.
Nie zgadzam się z takim mieszaniem terapii indywidualnej z terapią par.
Terapia indywidualna ma zajmowac sie TYLKO ta jedną osobą. Pracować nad jej wnetrzem, postrzeganiem świata, relacjami z innymi. A nie nad rozkminianiem co mąż mysli lub nie.
Uzależniasz powodzenie terapii indywidualnej od postawy męża Rose? Tak nie mozna.
Mam wrażenie, że czasem mylona jest ocena indywidualnej terapii osoby, która zdradziła, czasem też porzuciła a indywidualnej terapii osoby, która została zdradzona, porzucona. Oczywiście kryzysy mają różne tło i przyczyny. Jednak patrząc przez chwilę tak najprościej, jeśli wina za kryzys czy jej ogrom leży po stornie tego współmałżonka zdradzającego, to on w pierwszej kolejności potrzebuje przyjrzeć się sobie. I bez jego pracy nad sobą, druga strona za wiele nie zrobi.
Przepraszam, ale mam nieodparte wrażenie, że kompletnie nie rozumiesz znaczenia terapii indywidualnej.
Uważasz, że zdradzający jest wyłacznie winnym, zdradzony jest jedyna ofiarą...masz uporzadkowaną scene od pierwszego wejscia?
A nie pomyślałaś, że swiat nie jst taki prosty i czarno-biały jak napisałaś?
Jak możesz warunkowac powodzenie terapii indywidualnej od pracy nad soba osoby spoza terapii?
Dobra. nie bede wiecej pisać, bo się w końcu za bardzo rozpędzę.
[Myślę, że problem z odczytaniem, co napisałam, polega na tym, że bierzesz mnie za osobę w kryzysie małżeńskim, która w dodatku zafiksowała się na wyrządzonych jej krzywdach. Jeśli weźmiesz pod uwagę, że nie piszę tu z tej pozycji, to może spojrzysz inaczej na moje wypowiedzi.
Tak, spojrzałam na na Ciebie i Twoje wypowiedzi inaczej.
Jestes tu od lutego tego roku, do wczoraj napisałas 18 postów ( to dzis bedzie pewnie 20), ale wykazujesz sie dużą wiedzą o innych zaczerpniętą z ich historii rozciagnietej w czasie sporo sprzed lutego - choćby w watku Ukasza.
Czyli jestes tu od dawna - pod jakims innym nikiem byłaś wczesniej?
Nie ma w Twoim profilu informacji o Tobie poza tym, ze jeste kobietą. Nawet czy jesteś mężatką nie ma.
Nie piszesz nic o sobie, natomiast dajesz nauki innym.
Pisząc tutaj, staram się zrozumieć drugą osobę, to, co ona w danym momencie czuje, przeżywa, bez zblazowania, że wiele razy już to widziałam. I znam kolejne etapy czy możliwe finały.
Psychoterapueci i psychologowie przyjmują w swoich gabinetach.
Księża w konfesjonałach.
Adwokaci w kancelariach.
Na tym forum spotykaja sie równi - praktycy z praktykami.
I w tym wielka moc i wyjątkowośc tego miejsca, że tu nikt nie musi sie wczuwac w kogoś, próbować zrozumieć...bo wszyscy mają doświadczenia własne. Wiedzą, co jak smakuje, nie tylko z opowieści.
To ogromna róznica.
A tak naprawdę, to nie ma znaczenia, czy Ty przekonasz mnie, czy ja Ciebie.
Wazne, żeby pomóc Rose, na ile to mozliwe.
Rose, tak jak na dobrej terapii, została tu wsłuchana z zainteresowaniem, uwaga i zrozumieniem.
Mogła na bieżąco opowiadać, co sie dzieje w niej i wokół niej - to lepiej niz na terapii.
A kiedy juz troche okrzepła, dostała "szturchnięcie", które ma ją sprowokowac do wyjścia ze strefy komfortu.
Jak to nie pomaga, to dostanie małego kopniaka - bo tak działa to forum i jego pomocowość.
Bo pora ruszyc w dalszą drogę ku lepszej wersji siebie i lepszemu zyciu.
I stąd moze mało miłe posty, które jak widać Rose dobrze zrozumiała. Czyli - jest gotowa pójśc dalej.
Na takie ruszenie z miejsca przydają sie propozyje "na już" - modlitwa ( wszak to katolickie forum), nowenna rozwiązująca wezły, pisanie listów zamiast mowienia do męża...padnie tu na pewno ich jeszcze wiele.
I wsparcie na bieżąco, kiedy Rose go potrzebuje.
I jeszcze jedno - w kwestii dziecka.
A co do dziecka, twierdzenie, że jest to najlepszy moment jest albo niedojrzałe, albo nieszczere.
Napiszę Ci to, co napisałam Rose -Chciała bym Ci najpierw powiedzieć, że to wspaniałe, że spodziewacie sie dziecka.
To napewno jest najlepszy z mozliwych momentów na to. Przeciez Bog wie, co robi. To tylko my ciagle staramy sie wiedziec lepiej.
To cudowny dar.