Minęło kilka miesięcy w miarę spokojnie, więc może kilka słów co u nas.
Przede wszystkim, czytam różne wątki na tym forum i różne historie, co pozwala mi dostrzec wiele zbieżności z moją sytuacją, ale też spojrzeć na nasze życie z boku (w miarę możliwości). Kolejność nieco odwrotna, bo najpierw rozpisałam się o sobie, a potem dopiero zaczęłam czytać innych, ale wyszło jak wyszło. Byłam wtedy w bardzo kiepskim stanie psychicznym i potrzebowałam pomocy i wsparcia.
Na chwilę obecną wygląda to tak, że próbujemy. Powoli, mozolnie, po omacku, ale mam wrażenie, że do przodu. Oczywiście mój optymizm jest, delikatnie rzecz ujmując, umiarkowany, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, ile takich prób już było i jak wiele podobnych do naszej historii to niestety sinusoida, bez happy endu.
Obydwoje bierzemy udział w terapii własnej, ja co 2 tygodnie, mąż co tydzień. Moja terapia stawia przede mną wiele trudnych pytań, na które często nie potrafie odpowiedzieć, a które jakby nie pozwalają "przeklepać się" bylejakości. Czasem szczerze nie mam ochoty brać w tym udziału, bo wiem, że znów będę musiała w sobie grzebać i się z czymś zmierzyć, ale zwykle potem mam sporo materiału do przemyśleń i przegadania z mężem. Bo nowością jest, że sporo rozmawiamy. Właściwie nie aż tak bardzo dużo, bo nie chcę w kółko wałkować tych samych tematów, ale za każdym razem kiedy ja potrzebuję rozmowy, to siadamy i wałkujemy. Mąż się nie wycofuje, ale widzę, że stara się, jak potrafi. Co do bliskości... to temat wciąż trudny. Z powodu nadmiaru wolnego czasu przy kwarantannie zrobiliśmy drobny remont domu, skutkiem czego nasza sypialnia stała się sypialnią, a nie pokojem TV i składem na pranie. Myślę, że żadne z nas nie jest jeszcze gotowe na kolejny krok, choć czasem mam wrażenie, że ja jestem bardziej gotowa niż mąż. To jest temat do przemyślenia dla mnie.
Sprawy okołodomowe raczej zwykle dobrze nam szły, teraz nawet widzę większe zaangażowanie męża. Mam wrażenie, że sporo daje mu też jego własna terapia. Zwykle po spotkaniu jest zdecydowanie bardziej zwrócony w naszą stronę (moją, dzieci), on sam zresztą mówi, że wiele odkrywa na nowo. Np. dlaczego rozmowa ze mną nie boli i co dobrego może wnieść w moje samopoczucie
Mam też wrażenie, że zaczął zwracać większą uwagę właśnie na mnie, pod kątem tego co ja czuję i co mi pomaga. Oczywiście zdarzają nam się spięcia czy moje "szpile" na temat przeszłości (ciągle z tym walczę), ale zdecydowanie rzadziej.
Dostałam też kilka miłych wiadomości prywatnych na tym forum, z czego jedna przerodziła się w głębszą dyskusję i znajomość, co bardzo mi nieraz pomogło.
Oczywiście, średnio pięć razy dziennie zastanawiam się, jak długo będzie do przodu i kiedy znów się sprawa "rypnie", ale to juz chyba zostanie ze mną na zawsze. Takie poczucia życia jak na bombie.