Mika pisze: ↑16 lis 2019, 18:31
Witaj Łukasz.wroc
Z mojego skromnego zdania mogę stwierdzić , że dobrze zrobiłeś modląc się o cud powrotu żony.
Tylko piszesz czy kobiety mogą się znowu zakochać w swoim mężu?
Moim zdaniem tak ....
Tylko ze musza widzieć ta zmianę i chęć tej drugiej osoby czyli Twoja .Twoje staranie ....
Nie wiem jaka była Wasza historia .
Ale Twoja zona musi odczuć to ze ty nadal chcesz .
Czy zona jest sama tak jak Ty?
My kobiety jesteśmy uparte ale jeśli nie ma Kowalskiego to myślę ze ona tez ma nadzieje i czeka.
Nie mam pojęcia czy żona jest z kimś. Odchodzac rok temu twierdziła, ze nie ma nikogo i ze łatwiej wówczas byłoby jej odejsc. Znając charakter mojej zony była by w stanie tak zadziałać. Z drugiej jednak strony jej sposób zachowania, obojętność, lod w oczach, wskazywałyby ze jej emocje sa skierowane ku osobie trzeciej a ja się jej tylko źle kojarzę i przeszkadzam.
Przez ten okres roku czasu próbowałem jej dawać do zrozumienia delikatnie, ze chce zmiany, ze pracuje nad sobą, wiem, ze to konieczne. Stwierdziła, ze to bardzo dobrze,ze tak myślę i robię.
Jednak z jej strony nie było żadnego zainteresowania. Żadnej zmiany. Nadal traktuje mnie jak kolegę. Kilkukrotnie oferowalem jej np. pomoc w blachach sprawach, jednak zauważyłem, ze stanowczosc sprzeciwu z jaką się do tego odnosiła dała mi poczucie, ze lepiej odpuścić, nie kontaktować się.
Nie wiem co u niej, ona nie wie co u mnie.
Co miesiąc (ostatni raz wczoraj) wysyła mi sms z pytaniem czy u mnie wszystko w porządku. Ot taki kurtuazyjny, a i sadze, ze ma lekkie poczucie winy, ze mnie zostawiła samego z pewnymi zobowiązaniami finansowymi.
Wiec doprawdy nie mam pojęcia jak miałaby się nawiązać miedzy nami nowa nic i jak żona mogłaby zobaczyć zmiany we mnie skoro praktycznie nie mamy kontaktu ze sobą. Bez względu czy jest z kimś czy nie. Jest nadal totalnie zamknięta na mnie. Nie nosi obrączki i pierścionka.
Widzę w niej całkiem inna osobę. Jakby się ona ukrywala w niej przez 10 lat i jej nie widziałem. Jej zachowanie w momencie odchodzenia było takie, ze w pewnym momencie czułem sie, ze to ja np. zdradziłem i muszę teraz przepraszać, a ona odchodzi. To było straszne. Jedyna osoba na świecie, której ufalem bezgranicznie z dnia na dzień odeszła.
Więc moja modlitwa była/jest o cud. Bo tylko takie rozwiązanie widzę w tej sytuacji. Po ludzku wszystko juz jest "po ptokach".
I szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w ten cud. Bo życie wokół nie daje dobrych przykładów.
Gdzieś tylko na dole serca tli się iskra nadziei, ze nasz przypadek będzie inny, ze damy rade.
Karmie się cały czas "Jezu Ty się tym zajmij". Gdzie właśnie jest powiedziane, żeby nie szarpać się , nie rozpatrywać po ludzku, totalnie odpuścić, a wtedy zaczną dziać sie cuda.
Więc mam nadzieję, ze gdy juz będę całkowicie w stanie oddać się Bogu z moim problemem, to wtedy stanie się cud.