Mądrze kochać w trakcie separacji

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Namiastka
Posty: 59
Rejestracja: 29 sie 2019, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Namiastka »

Witajcie!
Po kilkumiesięcznej przerwie chciałabym się z wami podzielić tym, co u mnie i również poradzić się.. Ostatni raz pisałam w lutym. Moja sprawa rozwodowa skończyła się w ten sposób, że powiedziałam mężowi, że w obecnej sytuacji ciąży na mnie obowiązek udowodnienia mu zdrady i że zrobię to, ponieważ jeśli udowodnię mu winę, a sprzeciwiam się rozwodowi, to sąd rozwodu nie da – i czy jest mu to potrzebne, to pranie brudów, oraz to, że z całą pewnością będę powoływać również kowalską na świadka – i że w związku z tym proponuję, żebyśmy złożyli zgodny wniosek o cofnięcie pozwu. Przy okazji okazało się, dlaczego mąż zmienił żądanie na rozwód – jedna z jego znajomych jako samotna matka (u niej mąż zmarł), otrzymała od gminy mieszkanie socjalne. Mąż wymyślił sobie, że jak będziemy po rozwodzie, to on jako samotny ojciec będzie mógł zawnioskować o to samo. Zapytałam go jak chciałby to zrobić, skoro w wyroku z całą pewnością będzie, że miejsce zamieszkania dzieci jest każdorazowo przy matce. W związku z tym zgodził się na wspólne złożenie pisma o cofnięcie pozwu. Sytuacja wróciła na chwilę do „normy”, tzn. do tego, że mąż mieszka z kowalską, ja z dziećmi, sprawowaliśmy opiekę naprzemienną w formie, o której już pisałam – mniej więcej co drugi dzień mąż przychodził do dzieci, wtedy ja wychodziłam z domu. A potem przyszedł koronawirus, który powywracał nam wszystko do góry nogami w kwestii tej opieki – kiedy dzieci przestały mieć możliwość chodzenia do przedszkoli, chodziliśmy do pracy na zmiany. Ja przestałam chodzić nocować do swoich rodziców w dni „męża”, na noce byłam w domu z dziećmi, a mąż szedł do siebie. Kiedy minęła pierwsza fala strachu, moi rodzice zaoferowali swoją pomoc w takim zakresie, że 3x w tygodniu przychodzili rano do dzieci, żebyśmy oboje mogli iść na rano do pracy. Przyjęliśmy tą pomoc z wdzięcznością – w te dni, kiedy rodzice nam pomagali, po pracy oboje byliśmy z dziećmi w domu. Po jakimś czasie mąż zaczął narzekać, że ten system powoduje, że nie ma w ogóle czasu na swoje sprawy, więc ustaliliśmy, że te 3 popołudnia podzielimy – tzn, że jednego tygodnia 2 z 3 dni on będzie z nami, a 1 dzień będzie miał wolny, a w kolejnym tygodniu w odwrotnej proporcji. Siłą rzeczy spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. Zdarzyło mi się zapytać męża o tamten związek, czy to uczucie jest tak silne… Mąż odpowiedział, że nie ma żadnego uczucia. Że on nie wie co to miłość, że jest z tamtą kobietą, bo widocznie tak mu jest wygodnie, bo czeka, aż to się samo rozpadnie, bo nie ma odwagi i potrzeby, żeby to kończyć – tamta kobieta poświęciła dla niego sporo – porzuciła wygodne życie w Norwegii, przeprowadziła się w miejsce z dala od swojej rodziny i przyjaciół. Zdarzyło mi się też zapytać męża, w jaki sposób ja przyczyniłam się do naszego kryzysu, do tego, że mnie zdradził. Że jak to jest, że jak wyjechał do Norwegii, to chwalił się wszystkim że ma wspaniałą żonę, a 4 miesiące później rozpoczął się jego romans. W czym byłam złą żoną. Mąż nie potrafił odpowiedzieć. Mówił, że raczej niczego nie zrobiłam. Że wyjazd spowodował, że „w d…ie się poprzewracało”.

Po początkowym koronawirusowym strachu, mąż doszedł do wniosku, że żadnego koronawirusa nie ma, że to wszystko to pandemia strachu, a ludzie, którzy wierzą w doniesienia medialne i stosują się do jakichkolwiek zaleceń rządowych są debilami. Sam ostentacyjnie żadnych z tych zaleceń nie stosował i głośno o tym mówił. Wobec takiej postawy męża, moi rodzice, a właściwie moja mama, w obawie o swoje zdrowie (mama choruje na nadciśnienie, dodatkowo rodzice opiekują się moją babcią, która choruje na nowotwór), zażądali, żeby mąż zaczął jednak nosić maseczkę albo w kontaktach z innymi ludźmi, albo jak przychodzi do dzieci – w przeciwnym wypadku oni będą musieli pomocy odmówić, gdyż poprzez dzieci mamy wszyscy ze sobą kontakt.
Zaczęło również dochodzić do zderzanie się wersji nt. koronawirusa moich rodziców, a męża przed dziećmi. Rodzice przychodzili w maseczkach, zanim je zdjęli u nas w domu, moje dzieci zaciekawione pytały, dlaczego je noszą. Więc moi rodzice tłumaczyli im na ile umieli po co to wszystko – że jest choroba, że można się zarazić, że to groźna choroba, że można nawet umrzeć. Moje dzieci z kolei, widząc i słysząc, że tata maseczki nie nosi, pytały z kolei tatę, czy on umrze dlatego, że nie nosi maseczki. W odpowiedzi tata mówił im: to kłamstwo, babcia kłamie. W sytuacji, kiedy moi rodzice postawili ultimatum, mąż w odwecie zażądał, że w takim razie on nie życzy sobie, żeby dzieci miały jakikolwiek kontakt z moimi rodzicami, ponieważ w jego opinii są debilami. Odmówiłam spełnienia tej „prośby”. W odwecie, przy najbliższej wizycie męża u dzieci, kiedy mąż od dzieci dowiedział się, że dzień wcześniej byli u nas w odwiedzinach babcia i dziadek, powiedział do dzieci: „A co ja wam mówiłem o babci i dziadku – że macie się z nimi nie kolegować, jak będziecie się kolegować z dziadkami, to tata nie będzie przychodził”. Byłam wtedy w domu, ale nie zareagowałam na to przy dzieciach w żaden sposób. Przy kolejnej wizycie męża, mąż dzieciom zaczął mówić, że dziadkowie są idiotami, debilami, że mają dziadków nie słuchać etc., kiedy stanowczo zaoponowałam, agresja męża jeszcze się wzmogła, więc wyszłam. Jak wróciłam do domu ok. godz. 22, moje dziewczynki (4 i 5 lat) były roztrzęsione, zapłakane, zrozpaczone, bo tata im powiedział, że nie będzie się z nimi kolegował, bo kłamią. Pytały co teraz będzie, jak ja będę w pracy, a tata nie będzie się z nimi kolegował, kto im da mleko, jak będę w pracy, że to ich wina, bo one tatę okłamały…

Poprosiłam męża żeby nie stosował wobec dzieci takich szantaży, że robi im krzywdę. W odpowiedzi usłyszałam kolejny szantaż – albo ja, albo dziadkowie. Odpowiedziałam, że to jak wielki będzie udział dziadków w życiu dzieci zależy od niego, od tego jak często będzie i ile w związku z tym pomocy rodziców będę potrzebować. Zaproponowałam rozmowę na ten temat i ustalenie takiego udziału dziadków, który będzie przez męża akceptowany, ale na pewno nie spełnię tego żądania, że dzieci nie będą mieć w ogóle kontaktu z dziadkami. W odpowiedzi mąż podtrzymał stanowisko, że w takim razie on przychodzić nie będzie w ogóle. To było w połowie maja… Mąż nie widzi w swoim zachowaniu niczego niestosownego. „W którym miejscu byłem agresywny? Że powiedziałem, że dziadkowie to debile i idioci? Przecież to prawda! Miałem prawo, zdenerwowałem się!” „Ja niby jestem agresywny, ale jak dziadki mówią dzieciom, że umrę bo nie noszę maseczki, to na to pozwalasz! Nienawidzę was”. Rozmowa z moim mężem to jak rzucanie grohem o ścianę.
Moje dzieci to bardzo przeżyły, przez jakiś czas prosiły, by do męża zadzwonić, że one go muszą przeprosić, bo one go okłamały, że jak przeproszą, to tata na pewno do nich przyjdzie. Nie wiedziałam jak poradzić sobie z tą sytuacją, jak rozmawiać z dziećmi, jak im to tłumaczyć. Skorzystałam z pomocy psychologa dziecięcego, ale zwróciłam się również do ośrodka pomocy społecznej ds. przemocy w rodzinie z prośbą o pomoc. Pracownik socjalny dzwonił do męża proponując spotkanie, chcąc wytłumaczyć mu, że jego zachowanie było złe i krzywdzące dla dzieci. Mąż w połowie tej rozmowy się rozłączył zdenerwowany.
Potem rzeczywiście nie przychodził do dzieci prawie wcale – np. w czerwcu przyszedł 2 razy. Wielokrotnie mnie prowokował i zarzucał, że to wyłącznie moja wina, że „ukradliście mi dzieci”, że jak mogłam wybrać dziadków ponad ojca, że nas nienawidzi, „oby zdechli ci Twoi starzy, ciekawe jak sobie wtedy poradzisz”. Na jego stanowisko, złożone za każdym razem ze stosu obelg i przekleństw, odpowiadałam zawsze tak samo – spokojnie i rzeczowo – dzieci będą mieć kontakt z dziadkami, nikt ci kontaktu nie utrudnia – jak chcesz, możesz do dzieci przyjść, ale jeśli będziesz stosował przemoc psychiczną wobec dzieci, będę reagować w każdy możliwy sposób”

Odmówił łożenia na dzieci kwitując, że radzi mi iść do sądu, ponieważ on nie ma i mieć pieniędzy nie będzie. Że niczego ustalać ze mną nie będzie. I że oczywiście to wszystko moja wina. Odmówił również uczestnictwa w kwestiach zdrowotnych i szkolnych jeśli chodzi o dzieci. W trakcie jego nieobecności nie interesował się dziećmi, nigdy nie zapytał, co u dzieci słychać, jak się czują, czy są zdrowe. Co jakiś czas zaczynał prowokacje pt. „Ile jeszcze wytrzymasz?” „Kiedy wreszcie twoi starzy odpuszczą i będę mógł przychodzić do dzieci?”. Jedyne co go w tym czasie interesowało to treść orzeczenia o niepełnosprawności naszego syna – dostaliśmy je w trakcie tej jego nieobecności – na mocy poprzedniego orzeczenia mąż pobierał świadczenie pielęgnacyjne (w wys. Min. Krajowej) – nowe orzeczenie już tego uprawnienia nie przyznało.
Inne kwestie związane ze szkołą czy dziećmi, o których męża informowałam- mąż kwitował – „nie będę brał udziału w tym systemie, sama chodź”. Kiedy podesłałam mu wyniki badania intelektu naszego syna, z którego wyszło, że syn jest upośledzony umysłowo w stopniu umiarkowanym – mąż skwitował: „po co mi to posłałaś? Wydrukuj i wsadź se w dupę”.

Ja się już jakoś specjalnie z nim nie kłóciłam, tylko powiedziałam – ok, będzie jak chcesz, idę do sądu. Poszłam do prawnika, złożyłam wniosek o separację z wyłącznej winy męża, z ograniczeniem władzy rodzicielskiej, z alimentami adekwatnymi do realnych kosztów utrzymania, jakie ponoszę – jak się do tego przygotowywałam, to nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile te koszty rzeczywiście wynoszą – rozliczaliśmy się z mężem dotychczas na bieżąco. Ale np. mąż nie uczestniczył w kosztach mieszkaniowych (czynsz + kredyt) – chciałam tym męża przekupić z lęku, że jak będzie musiał te koszty ponosić, to będzie chciał zabierać dzieci do siebie. Teraz już nie miałam skrupułów, żeby to ująć.

Rozpoczęłam dawno zapowiadany remont w pokojach dzieci – jak jeszcze żyliśmy w jako-takiej zgodzie, to mąż miał w tym uczestniczyć – ale teraz odmówił pomocy. Powiedział, że to moja sprawa, on ręki ani pieniędzy do tego nie przyłoży do tego. Ok, jak chcesz. Poradziłam sobie.
Zaczęłam uczyć się jeździć na motorze – marzyłam o tym od jakiegoś czasu, wykupiłam kilka lekcji, teraz chcę sobie jakiś kupić 😊
W lipcu wyjechałam z dziećmi sama na tydzień na wakacje – to był pierwszy raz, kiedy wyjechałam bez jakiejkolwiek pomocy (mam trójkę dzieci – 8 letni syn (autyzm+upośledzenie umysłowe) oraz 4 i 5 letnie córeczki). Ta sytuacja z mężem, kiedy mąż zaczął krzywdzić nasze dzieci, dała mi siłę, o którą się nie podejrzewałam – po prostu wiedziałam, że muszę dzieci chronić. Nie umiałam tego nigdy zrobić w stosunku do siebie i pozwalałam się krzywdzić. Mocno czuję się też zaopiekowana przez Pana Boga – mam dobrą pracę, dzięki której finansowo jestem w stanie sobie sama poradzić, mam rodziców, którzy zawsze mi pomogą, mam gdzie mieszkać, mam co jeść, wiem, że nie jestem sama. Im bliżej jestem Pana Boga – częsta Komunia Święta, modlitwa – tym lepiej mi bez męża. Im mniej tego męża było w ostatnim czasie, tym ja bardziej stawałam na nogi i w moim życiu było więcej spokoju i radości. Był taki czas, kiedy mocno się modliłam o nawrócenie mojego męża. Potem przestałam. Doszłam do wniosku, że modlitwa o to nie ma większego sensu. Bóg nie może tego uczynić, sprawić, że czyjeś serce się przemieni, bo to byłoby wbrew wolności, którą nam ofiarował. A jednocześnie kocha nas tak bardzo, że robi wszystko, żeby delikatnie nam o tej miłości swojej do nas przypominać. Ale tak sobie pomyślałam – Bóg kocha tego mojego męża cały czas tak samo mocno i nie ustanie nigdy w tej miłości do niego i w staraniach, aby do męża jakoś dotrzeć – moja modlitwa lub jej brak w tej intencji nie zmieni niczego – Bóg nadal będzie w tej kwestii robić to, co może. Zaczęłam się więc modlić o siebie. O uwolnienie od mojego męża. Od zabranie tego chorego uczucia, które mam do męża. Emocjonalnie jestem bardzo na mężu uwieszona. Mimo, że widzę, że wiele się w moim zachowaniu w stosunku do męża zmieniło – np. rzadko pytam o nas, nasze rozmowy były techniczne odnośnie dzieci, na te ostatnie wydarzenia i ataki męża reagowałam spokojnie: ok, zrozumiałam, będzie jak chcesz. – to wiem bardzo dobrze, że jeszcze jest przede mną daleka droga. Nie wiem jak wy macie, ale ja mam męża w myślach cały czas. Nie żebym się zastanawiała stale co robi, z kim, etc – to jest po prostu taka wieczna obecność, jak drzazga, którą ma się pod skórą, którą się stale czuje. Nie umiem się od tego uwolnić. Jak mąż fizycznie jest obok, bo przychodzi do dzieci – dla których jest cudownym czułym ojcem w trakcie tych wizyt – to w ogóle nie mam w sobie jakiś złych myśli na niego, że przecież on nas teraz krzywdzi, bardzo – nie łoży na utrzymanie dzieci – te wszystkie słowa, które do mnie napisał, to jak potraktował dzieci i nadal uważa, że nie zrobił niczego złego… no więc jak on jest fizycznie obok, to we mnie pojawia się żal, że tej rodziny nie ma, i nadzieja, że byłoby przecież tak fajnie nam… Tak, jakby to złe oblicze mojego męża w ogóle wtedy nie istniało.
Jednocześnie też w sposób komplusywny, kilka razy dziennie sprawdzam media społecznościowe kowalskiej…
Do stycznia tego roku średnio raz w miesiącu dochodziło do zbliżenia fizycznego między nami. Z czasem wyłącznie ja to inicjowałam, a mąż ulegał. W styczniu mąż powiedział wyraźne nie. W czasie koronawirusa, kiedy spędzaliśmy dużo czasu razem, przychodziłam czasem do męża się przytulić – nie odmawiał tego. Sam nie inicjował tego nigdy. Wiem, że sama się upokarzałam tym. Na przełomie kwietnia/maja którejś nocy mąż niespodziewanie przyjechał – powiedział, że nie ma jak dostać się do swojego domu, bo kowalska wyjechała i zabrała klucz do domofonu i w związku z tym on będzie u nas nocował. Skończyło się kolejnym kontaktem fizycznym…
A ostatnio zemściłam się na kowalskiej i nie umiem do końca tego żałować… Sprowokowana przez nią , wylałam z siebie masę niepotrzebnych rzeczy… Po prostu powiedziałam jej o podwójnej grze, jaką mąż toczy, o tym, co mówi mi o związku z nią, że sypialiśmy ze sobą, o tym, że mąż nocował wtedy u mnie, kiedy ona była poza domem… W nasze sypianie nie uwierzyła, w to, co mąż mówi mi o niej twierdzi, że wie – ponieważ jej powiedział o tym - że mówi mi to specjalnie, żebym nie czuła się gorsza od niej. Że może bym już wreszcie odpuściła, że nie robi na niej wrażenia, jak mówię stale „mój mąż”, że ona wie, że on mi przysięgał, ale że przecież nikt nie chce żyć w związku, w którym się męczy, że mąż przyznał się jej, że pośpieszył się z decyzją o małżeństwie, bo myślał, że stanie się przez to lepszym człowiekiem, ale widocznie zrozumiał, że nie tędy droga.
Choć nie pisałam długo w swoim wątku, to czytam na bieżąco inne, widzę, jak bardzo daleko jeszcze jestem od uwolnienia się i nie wiem chyba sama o co mi chodzi… Jestem sfrustrowana postawą męża, tym, że nie łoży na dzieci i ja tak naprawdę niewiele mogę w tej kwestii zrobić – nawet jak już będzie koniec sprawy i będą zasądzone alimenty, to wszyscy dobrze wiemy, że jak mąż będzie chciał nie płacić to nie będzie płacić – w tej chwili mąż pracuje na czarno. Ostatnio chwalił się, że ma teraz taką fuchę, gdzie rozlicza się co tydzień, bo już nikomu nie ufa, i te tygodniówki to ma rzędu 1,5 – 2 tys zł. A my mamy wspólny kredyt – tzn nie wspólny, bo formalnie kredyt wzięłam ja (mamy rozdzielność majątkową), który wzięliśmy jak mąż miał firmę budowlaną i mieliśmy problemy finansowe.. Duży kredyt to był, rata miesięczna 2 tys. Zł.. To takie niesprawiedliwe… Mąż obecnie na pytanie – po jego wyznaniu o jego obecnych zarobkach – dlaczego mnie okrada i kiedy zamierza zacząć płacić na dzieci – odpowiada tak, że nic nie odpowiada. Milczy. Ignoruje mnie. To takie frustrujące..

I to powoduje, że zastanawiam się nad takim krokiem:
Mąż ma bogatą przeszłość kryminalną. Od wieku nastoletniego popełniał liczne przestępstwa. Zazwyczaj kradzieże, paserstwa. Kiedy się poznaliśmy, 10 miesięcy wcześniej popełnił ostatnie przestępstwo, czekał na wyrok, który miał spowodować odwieszenie wcześniejszych warunkowo zawieszonych. Deklarował skruchę i żal za popełnione rzeczy i chęć poprawy. Ale wtedy miał pomysł na to taki, że ucieknie z kraju, żeby nie iść do więzienia – był już wcześniej. Przekonałam go, że może warto wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, odbębnić tą karę i żyć już z czystą kartą. Poszedł do tego więzienia pół roku po naszym ślubie, kara 3,5 roku pozbawienia wolności. Wyszedł po połowie kary. Jakieś jeszcze postępowanie za czyny z przeszłości ciągnęło się przez lata z powodu nieumiejętności ustalenia przez sąd adresu zamieszkania męża, w efekcie czego chyba 2 lata temu zapadł kolejny wyrok w zawieszeniu – nie znam treści tego wyroku, bo już wtedy byliśmy w kryzysie i mąż tego nie chciał mi powiedzieć. Miał przez rok dozór kuratora, ale w zeszłym roku kuratorka wystąpiła o zwolnienie go z tego dozoru. Ale okres próby nadal trwa, bo pewnie z racji jego recydywy to było 3 lub 5 lat. To ja się teraz zastanawiam, czy nie iść do tej kuratorki i nie powiedzieć jej, że mąż od 2,5 miesiąca stosuje wobec nas przemoc ekonomiczną i odmawia łożenia na rodzinę. W dodatku oficjalnie nie pracuje. To może spowodować, że kuratorka wystąpi o odwieszenie kary warunkowo zawieszonej i mąż pójdzie do więzienia. Czy powinnam to zrobić? Kieruje mną chęć zemsty – skoro nie płacisz, to ponieś tego konsekwencje, zamiast śmiać mi się w twarz. Ale czy to jest po chrześcijańsku? A może nie robiąc tego, chronię męża przed konsekwencjami i unikaniem odpowiedzialności? W miarę trwania naszego małżeństwa dowiedziałam się, że mąż wcale nie żałuje czynów popełnionych w młodości – np. tego, że kogoś skrzywdził tym, że go okradł z oszczędności życia. Jedyne, czego żałował, to że dał się złapać. A winnym tego, że on był w więzieniu był ten, kto go sprzedał i doprowadził do jego zatrzymania. Nie ma w nim żadnych wyrzutów sumienia… Co powinnam zrobić?
annes
Posty: 57
Rejestracja: 04 sie 2017, 23:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: annes »

W podobnej sytuacji do Ciebie składałam wniosek o podwyższenie zasądzonych już dużo wcześniej śmiesznie niskich alimentów do kwoty realnej . Mogę Cię zapewnić, że praca na czarno i brak dochodów nie ma znaczenia dla sądu - sędziowie orientują się w takich sprawach.
Przygotuj się do rozprawy dokumentując wydatki na dzieci i koszty utrzymania oraz swoje możliwości zarobkowe i zachowaj całkowity spokój.
Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że odcięcie się od takich rozkmin na temat męża i od samego męża jest korzystne, przynosi spokój, buduje granice i bezpieczeństwo wokół Ciebie i dzieci. Rób po prostu to, co nakazuje Ci prawo - dbaj o interesy dzieci i o siebie, swoją równowagę psychiczną i swoją godność.
Całkowicie niepotrzebne są jakiekolwiek kontakty z kobietą, z którą mąż żyje.
Namiastka
Posty: 59
Rejestracja: 29 sie 2019, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Namiastka »

Dziękuję annes za twoją odpowiedź. Jak u Ciebie skończyła się sprawa z alimentami? Uzyskałaś podwyższenie? Wszelkie wydatki dokumentuję. Za maj i czerwiec przedstawiłam mężowi do rozliczenia - również wydatki za remont, ktore mąż skwitował, że za dużo wydałam na gładź i on za to płacić nie będzie. To mialo być akurat jego zadanie, ale odmówił pomocy więc zrobilam to sama, chodź nigdy tego nie robiłam. Ale jest youtube, są gotowe mieszanki - wyszło mi bardzo dobrze. Komentarze męża są po prostu śmieszne. Za zeszły miesiąc już nie robiłam podsumowań dla męża - szkoda mi na to czasu,skoro i tak nie płaci. Co jakiś czas deklaruje, że wkrótce coś zapłaci, ale na tym się kończy. Czekam na rozstrzygnięcie sądu. Juz ponad miesiąc temu do sądu zlozony pozew o separację, zabezpieczenie alimentów i kontaktów, ale póki co nic się nie dzieje w sprawie. Prawniczka mówi, że sezon urlopowy i trzeba czekać. Mam takie fale - czasem po prostu bardzo mnie to złości, ta bezkarność męża. Ale dzisiaj mąż jest z dziećmi, a ja wyjechałam na samotną wycieczkę i cieszę się tym dniem. Lubię być sama. Lubię sama gdzieś pojechać.
annes
Posty: 57
Rejestracja: 04 sie 2017, 23:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: annes »

Uzyskałam podwyższenie alimentów mimo udokumentowanych zarobków męża w okolicach najniższej pensji, jaką można wypłacić.- Naprawdę warto zabezpieczyć alimenty chociaż zbliżone do połowy kosztów utrzymania dzieci. To jedna z niewielu rzeczy, jaką możesz zrobić - bo nie skłonisz nikogo do miłości.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Bławatek »

Namiastko, dziękuję Ci za przytoczoną odpowiedź Ks. Dziewieckiego - nieraz słyszałam ją w jego kazaniach, ale słowo pisane lepiej zapada w pamięć. Mój mąż od lutego dąży do rozwodu, na który ja z różnych względów nie wyrażam zgody, mogę ewentualnie zgodzić się na separację, ale tego mój mąż nie chce.

Mąż twierdzi, że nie ma nowej miłości, ale wiele wskazuje, że w jego życiu kowalska jednak jest, czytając Ciebie widzę, że bez dowodów istnienia kowalskiej trudno mi będzie w sądzie zmienić wniosek męża o rozwód na separację.

Moja adwokat chce walczyć o wyższe alimenty dla syna, ponieważ kwota którą teraz mąż płaci jest strasznie niska. Najbardziej boli mnie też to, że mąż nie chce mieć uregulowanych sądownie spotkań z synem ponieważ uważa, że się świetnie dogadujemy tzn. jak mąż ma chwilę to wpada do syna i nie liczy się z naszymi potrzebami czy planami, więc gdyby nie pomoc rodziny ciężko by mi było pracować i opiekować się 8-latkiem, szczególnie teraz w wakacje i wcześniej też jak była szkoła zdalna. Mąż jest mało zainteresowany potrzebami syna - najczęściej po fakcie pyta jak spędza czas wolny, weekend czy teraz wakacje - niestety sam synowi niczego nie proponuje.

Dwukrotnie czytałam Twój ostatni post i strasznie mnie poruszył fragment gdy Twój mąż obraża Twoich Rodziców, którzy tyle pomagają Ci i niejako wyręczają jego. Najgorsze, że nie hamuje się przy dzieciach, a niestety dzieci są zarówno bardzo wrażliwe jak i dużo chłoną mimowolnie czasami. Mój syn jest uparty i buntowniczy i wiem, że muszę być ostrożna w tym co mówię o mężu lub teściach, bo nie chcę niepotrzebnych kłótni gdyby się okazało, że syn coś komuś powiedział, a nie do końca to będą jednak moje słowa. U nas zawsze z teściami miałam problem związany z 'niejedzeniem' naszego syna - im trudno zrozumieć, że dziecko nie musi jeść wszystkiego lub w ilościach jakie im się wydają odpowiednie bo mimo swojej chudości wyniki syn na dobre (czasami aby się nie kłócić to mówiłam, że syn idzie w dziadka, który jest chudy a nie w swojego ojca który ma posturę i lekką nadwagę - ale chyba ani przez męża ani przez teścia nie byłam rozumiana).

Po kłamliwych słowach, które mąż wypisuje na mój temat do sądu udało mi się skutecznie odwiesić od męża, choć bywają momenty załamania, smutku, bo przecież mieliśmy się być razem dopóki śmierć nas nie rozdzieli (nawet przed ślubem mąż zapewniał mnie, że tak będzie :( ). Ale niestety nikogo do miłości zmusić się nie da. A dodatkowo z takim mężem jakim stał się w ciągu ostatnich miesięcy (w sumie kilku ostatnich lat) mój mąż to ja nie chcę być, bo przez niego oddalalam się od Boga i stałam się inną osobą. Teraz powoli odbudowuje siebie i swoją wiarę i relację z Bogiem.

Pomyślności w uzyskaniu separacji a nie rozwodu życzę i niech Ci się uda zadbać o dobro dzieci.
renegate

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: renegate »

Bławatek pisze: 11 sie 2020, 11:42...
Bławatku, odnosząc się do tego fragmentu:
Mąż twierdzi, że nie ma nowej miłości, ale wiele wskazuje, że w jego życiu kowalska jednak jest, czytając Ciebie widzę, że bez dowodów istnienia kowalskiej trudno mi będzie w sądzie zmienić wniosek męża o rozwód na separację.
Raczej nie pokładałabym nadziei w tym, że fakt posiadania kochanki przez Twojego męża wpłynie na oddalenie wniosku o rozwód.
To, że są pewne prawne instrumenty związane z winą jednego małżonka, to jednak już nie te czasy. Jeśli sprawa ewentualnej osoby trzeciej by wyszła, tym bardziej może to przemawiać za całkowitym i trwałym rozpadem związku małżeńskiego. Jeśli Twój mąż zezna przed sądem, że to z tamtą kobietą teraz żyje (a nie wiadomo, jak długo już w rzeczywistości taka potencjalna znajomość może trwać) i jest to poważna relacja, że, np. zamierza wziąć z nią ślub cywilny, założyć nową rodzinę, to sąd przecież na siłę go nie zatrzyma w tym Waszym.
Poza tym, z tego, co piszesz, można wywnioskować, że początki kryzysu były już kilka lat temu, bo wtedy nastąpiły już zmiany w Twoim mężu. A biorąc pod uwagę, że teraz Twój mąż przedstawia swoją wersję obecnej sytuacji, może się dalej tego trzymać.
I wtedy byłaby mowa o "ogólnym" rozpadzie małżeństwa, a nie z powodu jego ewentualnego romansu.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Pavel »

Mamy jednak na forum świadectwa, że sądy odrzucały wniosek rozwodowy strony która jest winna rozpadu.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
renegate

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: renegate »

Pavel pisze: 11 sie 2020, 16:43 Mamy jednak na forum świadectwa, że sądy odrzucały wniosek rozwodowy strony która jest winna rozpadu.
Nie wątpię.
Spójrz jednak całościowo na moją wypowiedź, a co najważniejsze weź pod uwagę to, co opisuje Bławatek. Jej mąż już teraz próbuje ją o różne rzeczy obwiniać, przedstawia inaczej całą sytuację. Trudno zatem sądzić, że w przypadku ujawnienia romansu, wziąłby całą winę na siebie.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Pavel »

To typowe, że mąż przedstawia sytuację inaczej. Prawdopodobnie choćby dlatego, że jego subiektywne spojrzenie jest inne niż Bławatka, już pomijając ewentualność nieczystych intencji.
Watpię, że w którymkolwiek z tych świadectw współmałżonek brał winę na siebie, jak sie okazuje da się i bez tego. Ocenia bowiem sąd a nie współmałżonek.

Przy okazji, nie wybieram treści z kontekstu - lektura całego wpisu przyniosła mi takie a nie inne refleksje. Wątek Bławatka jest mi znany, odbieram to jako sugestię, że może być inaczej.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
renegate

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: renegate »

Pavel pisze: 11 sie 2020, 18:13 To typowe, że mąż przedstawia sytuację inaczej. Prawdopodobnie choćby dlatego, że jego subiektywne spojrzenie jest inne niż Bławatka, już pomijając ewentualność nieczystych intencji.
Watpię, że w którymkolwiek z tych świadectw współmałżonek brał winę na siebie, jak sie okazuje da się i bez tego. Ocenia bowiem sąd a nie współmałżonek.

Przy okazji, nie wybieram treści z kontekstu - lektura całego wpisu przyniosła mi takie a nie inne refleksje. Wątek Bławatka jest mi znany, odbieram to jako sugestię, że może być inaczej.
Pavel, nie mam wpływu na to, co i jak odbierasz... :)
A tak przy okazji odbioru, w wątku Wigtona odniosłeś się jakiś czas temu do mojej wypowiedzi, jednak komentarz z moją odpowiedzią się nie pojawił. Nirwana przekazała mi inf., że po powrocie z urlopu zajmiesz się tym, odpowiesz itd.
Nadal mój komentarz nie widnieje w tamtym wątku, ani Twoja ewentualna odpowiedź na niego.
Szkoda, z kilku powodów... Zainteresował mnie m.in. wywiad, o którym wspominałeś, zdaje się z psychologiem z UJ. Byłoby miło, gdybyś podał namiary na ten artykuł.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Pavel »

Jednak masz wpływ renegate i Myślę, że dobrze o tym wiesz.
Sugerujesz mi, nie po raz pierwszy, nieumiejętność czytania ze zrozumieniem albo wyrywanie czegoś z kontekstu i nieznajomość wątku. Czemu ma to służyć?
Twój post znajduje się w wątku pomocowość forum, na moją odpowiedź „chwilę” będzie trzeba poczekać - jako, że chwilę to zajmie, a sprawa jakaś pilna nie jest. Linku i tak tam nie będzie, nie mam bowiem zwyczaju zapisywać linków do czegoś czego nikomu bym nie polecił.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
renegate

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: renegate »

Pavel pisze: 11 sie 2020, 23:42 Jednak masz wpływ renegate i Myślę, że dobrze o tym wiesz.
Sugerujesz mi, nie po raz pierwszy, nieumiejętność czytania ze zrozumieniem albo wyrywanie czegoś z kontekstu i nieznajomość wątku. Czemu ma to służyć?
Twój post znajduje się w wątku pomocowość forum, na moją odpowiedź „chwilę” będzie trzeba poczekać - jako, że chwilę to zajmie, a sprawa jakaś pilna nie jest. Linku i tak tam nie będzie, nie mam bowiem zwyczaju zapisywać linków do czegoś czego nikomu bym nie polecił.
Pavel, jeśli masz na myśli wpływ danej osoby, np. przez jej zachowania, działania na drugą, to oczywiście, że wpływ takowy być może. Jednak jeśli mówimy o percepcji czyjejś, to już leży to poza zasięgiem innej osoby. I o tym napisałam.
W związku z tym, pozwól, że nie będę się tłumaczyć z czegoś, co nie miało z mojej strony miejsca.

Dzięki za info dokąd został post przeniesiony.

Co do linku, może zatem pamiętasz nazwisko tego psychologa (psychiatry?) i mógłbyś na priv je podać... Mnie te treści na pewno nie skierują na złą drogę, natomiast chciałabym wiedzieć, do czego się odniosłeś w rozmowie ze mną, skoro już to zrobiłeś.
Trudno prowadzić dyskusję, gdy nie wiadomo na czym się ona w pewnym punkcie zasadza. ;)
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: vertigo »

Pavel pisze: 11 sie 2020, 16:43 Mamy jednak na forum świadectwa, że sądy odrzucały wniosek rozwodowy strony która jest winna rozpadu.
Jakie były dalsze historie tych małżeństw?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Wiedźmin

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: Wiedźmin »

vertigo pisze: 21 sie 2020, 9:18
Pavel pisze: 11 sie 2020, 16:43 Mamy jednak na forum świadectwa, że sądy odrzucały wniosek rozwodowy strony która jest winna rozpadu.
Jakie były dalsze historie tych małżeństw?
Bardzo słuszne pytanie.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mądrze kochać w trakcie separacji

Post autor: tata999 »

Wiedźmin pisze: 21 sie 2020, 10:59
vertigo pisze: 21 sie 2020, 9:18
Pavel pisze: 11 sie 2020, 16:43 Mamy jednak na forum świadectwa, że sądy odrzucały wniosek rozwodowy strony która jest winna rozpadu.
Jakie były dalsze historie tych małżeństw?
Bardzo słuszne pytanie.
To były historie twałych wpisów w rejestrach urzędowych. Jeszcze może niektórych zaskoczyła niemile konieczność uiszczenia kosztów procesów.

Myślę, że nie ma co wiercić dziury w brzuchu. Pavel stwierdził fakt czegoś, co się zdarzyło. Wszystko naokoło istnienia obserwacji/świadectw, to poboczne wątki.
ODPOWIEDZ