Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Caliope »

Uczciwa zona pisze: 14 maja 2021, 7:55 Caliope, nie mamy rozdzielnosci majątkowej.
Teraz to mam wrażenie że ze strony męża wszystko toczy się o pieniądze. Czasami mam takie chwilowe myśli że już nic nie chcę od niego ani grosza, ale już ciszy i spokoju. ( Ale po chwili bierze górę moja odpowiedzialność za siebie i dzieci i wiem że jest to nierozsadne myslenie).
Czasami też myślę że może jakbym nie dążyła do budowania domu i miała mniej byłabym szczesliwsza i że może wszystko wypadałoby sprzedać i kupić małe mieszkanko a resztę wysłać na misję że mój los zmienił by się....
Jeśli mąż tylko pisze sms,nie rozmawia i nie dzwoni, to bardzo manipuluje, są emocje więc nie jesteś my obojętna, ale możesz postawić granice. Napisać żeby nie pisał do Ciebie wcale, bo jest ci przykro i nie życzysz sobie takiego traktowania.
Też zauważam, że głównie były pieniądze, ja też nigdy sobie nic nie kupowałam, cerowałam swoje rzeczy, a okazało się że czycham tylko na pieniądze.
Nie poddawaj się, bo robisz dużo dobrych rzeczy teraz dla Ciebie i dzieci.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Ruta »

Uczciwa zona pisze: 14 maja 2021, 7:47 Mąż cały czas do mnie pisze ( nawet w nocy) jaka to ja jestem okrutna i zła dla niego i że "nie będzie pracował na moją wydumaną kwotę I moich adwokatów ale i że dla mnie ciągle będzie mało to co on zarobi i że on nigdy nie poszedł na mnie do żadnego adwokata".
Tak jakbym ja chciała tą kwote tylko dla siebie.
Zna mnie i wie że jak juz szłam na sklepy to w 99 procentach kupowałam coś dla dzieci i jego a w 1 procencie dla siebie( choć niewiele miałam). Nigdy nie byłam rozrzutna, uważałam że pieniądz trzeba szanować bo jest ciężko zarobiony.( To z domu rodzinnego wyniosłam- rodziny wielodzietnej ale i bardzo szczesliwej). Mąż tylko dostał wezwanie do zaplaty od adwokata ( nie złożyłam od razu sprawy do sądu licząc że może jeszcze bez tego obejdzie się i żeby mieć czyste sumienie że jednak zaczynam od tych kroczkow najdelikatniejszych)
Myślicie że przez te słowa oprócz zranienia mnie on naprawdę jest przekonany w swojej głowie że jestem aż tak okrutna?
Jeśli tak naprawdę myśli, to ta jego skorupa jest naprawdę gruba.
Myślicie że mąż pisząc takie raniące słowa on już naprawdę nic do mnie nie czuje prócz tylko nienawiści ?
Uczciwa zono,

nie miej wyrzutów sumienia, że podjęłaś starania o to, by zabezpieczyć finansowo siebie i dzieci. Mąż zakładając rodzinę wziął na siebie odpowiedzialność, powołując dzieci na świat także. Jest to odpowiedzialność, która ma także wymiar finansowy.

Prawo nie jest w stanie wyegzekwować wielu rodzajów odpowiedzialności, jak choćby odpowiedzialności rodzica za prawidłowe wychowanie dzieci, czy męża za wspieranie emocjonalne żony. Ale w sferze odpowiedzialności finansowej jak najbardziej. I prawo - które przecież mogło zostać napisane na wiele różnych sposobów - uznaje alimenty za słuszne. Właśnie w sytuacji w której na przykłąd rodzic, tata - nie poczuwa się sam z siebie do odpowiedzialności lub próbuje się z niej zwolnić.

Osoby w kryzysach, nie wiem, czy tak jest w przypadku twojego męża, często myślą w sposób zaburzony. Na przykład uważają, że skoro odchodzą, żyją poza rodziną, nie powinny być już zobowiązane do wydatków na rodzinę, na dzieci. No przecież muszą żyć poza rodziną - i jak będą wydawać na dzieci, to nie starczy im na ich potrzeby. Albo, gdy same siebie nie są w stanie przekonac do takiego sposobu myślenia, wchodzą w jeszcze bardziej pokrętne kłamstwa - na przykład, że to ten co odszedł i chce żyć poza rodziną i jest w kryzysie jest pokrzywdzonym, został wyrzucony, i teraz żona dochodząca alimentów chce go "zniszczyć".

Trudno mi powiedzieć na ile te osoby wierzą w te głupoty, które sobie wmawiają. To nie ma znaczenia. Osoby, które są w kryzysach wierzą w różne głupoty. W świadectwach Sycharowskich w broszurze, jest świadectwo mężczyzny, który opisał dokładnie, jak zmieniło się jego widzenie w czasie kryzysu. Pisał, że domagał się od żony sprzedaży ich domu, czy też mieszkania (nie pamiętam) - połowę pieniędzy chciał zainwestować w dom kochanki. Nie dostrzegał, że żona z dziećmi przy takim "podziale" zostałaby na ulicy. Za to uważał kochankę za szlachetną, bo obiecała, że w przyszłości, jełśi nie będzie miała dziecka, to zapisze swój dom dzieciom kochanka.
I on podziwiał ją za szlachetność. To całkowicie odrealnione postrzeganie sytuacji - i z tym trzeba się liczyć, że małżonek w kryzysie widzi w sposób odrealniony. I może dążyć do uwalniania się od odpowiedzialności finansowej, do destrukcji wspólnego majątku - byle tu i teraz uzyskać wyższy komfort życia, nie być już za nic odpowiedzialnym, zacząć "nowe życie".

Myślę, że dobrze, jeśli druga osoba w małżeństwie zachowa zdrowy rozsądek i zrozumie co się dzieje. I będzie bronić wspólnego majątku, zamiast biec do notariusza na żądanie małżonka w kryzysie. Sądowo wcale nie tak łatwo podzielić majątek i na pewno nie na takich zasadach, jak się tego domaga mąż (czy żona) w kryzysie. Oraz korzystając z istniejących przepisów zabezpieczy na czas kryzysu małżonka finanse rodziny - przede wszystkim w postaci alimentów na dzieci, a jeśłi jest taka potrzeba także na siebie. O tym mówi także Ksiądz Dziewiecki - że jest to jak najbardziej w porządku. Pokazuje tez inny kontakst - że nie ma nic złego w chęci utrudnienia małżonkowie grzeszenia - i im wyższe będą alimenty tym lepiej, i nie trzeba mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.

Natomiast ma znaczenie, że osoby w kryzysie stosują szantaże emocjonalne. Ja takim szantażom męża emocjonalnym ulegałam i zupełnie nie zdałam egzaminu z dojrzałości w sferze finansów. Mąż zabrał wszystko co nieprzywiązane, samochód też, za to ja spłacałam długi, które wygenerował mąż w czasie naszego wspólnego życia, nie dochodziłam alimentów. W efekcie mąz i tak nie wrócił do rodziny, kpi sobie, i czasem potrafi w okrutny sposób przechwalać się wobec mnie dobrobytem, tym, że ma lepsze warunki życia ode mnie, nowymi ubraniami, samochodem - który kupił na osobę z rodziny, żeby nie stał się częscią majątku wspólnego, ale nawet tego nie ukrywa. Teraz pomału się z tego wygrzebuję. Sądzę, że gdybym od początku była konsekwentna nigdy nie doszłabym to tak trudnej sytuacji w jakiej jestem obecnie - gdzie żyję bardzo skromnie, gdzie spłaciłam dużą część długów, ale jeszcze sporo przede mną.

Oto niektóre z nich:
- jeśli będę dochodzić alimentów przekreślę szansę na odbudowę relacji między nami (mówił to mąż, który żył z kochanką),
- jeśli będę dochodzić alimentów udowodnię, że mi zalezy tylko na pieniądzach i że jestem materialistką,
- jeśli będę dochodzić alimentów bla bla bla

Mąż na różne sposóby mnie zdręczał, robił wszystko bym poczuła się zaszczuta, zgnębiona - i bym nie ośmieliła się godzić w "jego" finanse. I był w tym skuteczny. A ja głupia.Co skończyło się moim skrajnym przemęczeniem, przepracowaniem - bo usiłowałam wykazac, że mi na pieniędzach nie zalezy, że zalezy mi na mężu i że jestem zaradna i sobie poradzę sama i z utrzymaniem siebie i dziecka, mimo że mąż nie miał zamiaru odciązać mnie w opiece na czas pracy, i ze wszystkim sobie poradzę. Naiwność i uleganie manipulacjom mają wysoką cenę. A osoby naiwnej nikt nie szanuje. Nawet ten kto z tej naiwności korzysta.

Efekt jest odwrotny do zamierzonego - mężowi dzieki mojej naiwności żyje się z kochanką o wiele łątwiej, niż gdyby żyło się w sytuacji w której ponosił by tą odpowiedzialność finansową do której jest zobowiązany - moralnie, ale także prawnie.

Jestem więc klasycznym antyprzykładem - jak nie działać w sferze finansów w kryzysie. Nie polecam. Pracuję nad tym, by wyjść z tej sytuacji - jest trudniej, niż gdy od początku ustawi się wszystko po Bożemu.

I nie uczciwa zono - wystąpienie o środki na utrzymanie rodziny wobec męża który zapomniał, że ma taki obowiązek, nie jest powodem rozpadu więzi i nie przyczynia się do tego. Nie słuchaj głupot.
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Ruto,
dużo słucham ks. Dziewieckiego, jest takim mądrym człowiekiem. Kiedy słucham jego wykładów, rekolekcji czuje , że zawsze wszczela się dokładnie w moje odczucia i przekonania, zasady i myśli tak jak ja bym tego chciała i jak to czuje.
Jak byłam kiedys z mężem na terapii malzenskiej, gdzie prowadziła to terapeutka chrzescijanska, ( blisko kosciola)pamiętam że zapytała mnie kto jest moim autorytetem? Ja wtedy spytalam ją czy tu na ziemi z żyjących czy w niebie, wtedy ona doprecyzowala swoje pytanie mówiąc tu na ziemi. Odpowiedziałam jej że ks. Dziewiecki ( słucham go od 4 lat i marzę by kiedyś na takie rekolekcje było mi dane pojechać na żywo, z mezem). Na to ta Pani odpowiedziała że nie ma takich ludzi i małżeństw, które spełniają takie wymagania o których mówi ksiądz Dziewiecki ( ja tak nie uwazam) i że mój autorytet jest odbity od rzeczywistości. Wtedy ja odpowiedziałam: ale każdy może mieć swój autorytet i to chyba o to chodzi by stawiać samej sobie wysoko poprzeczkę, wtedy Pani przytaknela mi bez przekonania a mąż wtedy utwierdził się w tym że chyba stawiam sobie i jemu za wysokie wymagania.

Apropo męża tak myślę ( wiem że za dużo myślę, i nie powinnam gdybac) , czy On wogole się zatrzyma czy ta lawina zmiecie wszystko ( na którą ja już zadnego wpływu nie mam- jeśli chodzi o meza)
Mąż w smsach zrownał mnie z błotem, napewno w jakimś stopniu spadło u mnie moje poczucie wartości które przyznam się od zdrady męża nadal całkiem nieodbudowalam w sobie. Ale staram się jakoś trzymać. Na razie upadam i wstaję i tak wkolko.

Mój mąż zachowuje się dokładnie tak jak 4 lata temu podczas zdradzania ( jakby niczego nie widział, nie słyszał, nie czuł a ja tylko winna i ta zla), tak myślę czy ta jego relacja z kolejną pracownicą nie powoduje to że jest pewny siebie i tak się zachowuje bo już ma swój plan. ( I czasami mam wrażenie że ktoś mu doradza).
Wtedy też było mi ciężko przerwać ten jego stan równocześnie za męża szły 4 pompejanskie ( odmawialam ja, moja mama, brat i tata widząc co się dzieje). I te wszystkie modlitwy nie poszly na marne ale zatrzymalo sie to wszystko dopiero wtedy kiedy Bog chcial a nie kiedy my go o to prosilismy lub kiedy mąż wyraził swoją wolę i wtedy Bóg mógł działać. Ja rozumowo nie mogłam wytłumaczyć męża zachowanie a jeszcze sama obwinialam się za jego zachowanie.

Jeśli to kolejna jego " calkowita" kochanką to będzie ciężej niż ostatnio, patrząc na to że już z nami nie mieszka....
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Caliope, nie poddaje się choć jest bardzo ciężko.
Na razie idę i upadam i znów idę i upadam. Jutro sobota postaram się iść z dziećmi na adorację Najświętszego Sakramentu, choć ja przed Bogiem całkiem się rozklejam ale ta Jego osobista obecność daje mi takie ciepło w środku i spokój, czuje opiekę Boga. Samo to że trafiłam tu jakiś czas temu wiem że nie jest to przypadek....

Kiedy czytam Was i myślę że Wy dajecie radę i macie tyle siły w sobie i spokoju wierzę że to najgorsze też przetrzymam i będzie tylko lepiej.

Staram się dziękować Bogu za to co mam( bo przecież jest za co dziękować) zdrowe cudowne dzieci, cudownych rodziców, rodzeństwo, gdzie mieszkać i mieć co jeść... Myślę że niejedna z Was ma gorzej niż ja a ma taką siłę w sobie by mnie podnosić...
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Ruta »

Uczciwa zona pisze: 14 maja 2021, 11:38 Kiedy czytam Was i myślę że Wy dajecie radę i macie tyle siły w sobie i spokoju wierzę że to najgorsze też przetrzymam i będzie tylko lepiej.

Staram się dziękować Bogu za to co mam( bo przecież jest za co dziękować) zdrowe cudowne dzieci, cudownych rodziców, rodzeństwo, gdzie mieszkać i mieć co jeść... Myślę że niejedna z Was ma gorzej niż ja a ma taką siłę w sobie by mnie podnosić...
Pewnie, że będzie lepiej. Piszę z trzeciego roku kryzysu :) Mąż mój szacowny jeszcze nie wrócił, ani nawet nie wykazuje takiego zamiaru. Bo co tam mu w duszy i wsercu gra to nie wiem. Za to ja wracam - do równowagi. A praca nad sobą sprawia, że w wielu aspektach moje życie jest lepsze niż przed kryzysem. I mam w sobie coraz więcej radości :) Jeszcze trochę i faktycznie całym sercem podziękuję Bogu i za kryzys - jak ci Sycharowicze, których z początku tak podziwiałam, ale wydawali mi się jednak trochę w tej pochwale kryzysu, hm... nawiedzeni? Przesadnie entuzjastyczni? Teraz już tak nie myślę.

Uczciwa zono - to trudny czas, borykasz się z kryzysem już długo, więc i sił coraz mniej. Ale to taki w sumie czasem dobry moment, w którym można powiedzieć - okej, teraz Boże twoja kolej, ja już nie mam pomysłów, trochę odpocznę. Długo nie umiałam tak odpuścić, zająć się sobą. Doszłam do ściany, nie spałam wychudłam, tęskniłam za mężem na przemian rozważając jakim jest draniem a potem łkając co też ja mu zrobiłam, i tak w kółko - i wtedy dopiero, gdy doszłam poza skraj wyczerpania i zarazem na skraj szaleństwa powiedziałam do Matki Bożej (na Boga się gniewałam za kryzys w moim małżeństwie) żeby mi pomogła. To był krzyk rozpaczy. Dostałam pomoc, między innymi trafiłam na Sychar. I wiem, podobnie jak ty, że nie było to przypadkiem :)

Nie zawsze jest tak, że od pewnego momentu jest już tylko lepiej, są górki, są dołki. Ale mogę cię z całego serca zapewnić, że dołki z czasem są jakby mniej głębokie i krócej się w nich siedzi. A na górkach dłużej. Choć mam czasem dni, gdzie z łóżka nie wychodzę. Ale podobno nawet Arystoteles miewał takie dni, gdy tyko leżał w łózku i oglądał seriale. A Bóg jest przy nas, nawet w tym łóżku z którego tak ciężko czasem wstać. Może nas nawet z miłością przytulić :)

Zaraz zaczynam Litanię Loretańską, nie zdążyłam dziś jeszcze. Z całym sercem ją wyśpiewam - wspomnę i o tobie :)
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Dziękuję Ruto.
Mnie najbardziej boli to ze jestesmy ( ja i maz) doroslymi ludzmi kolo 40 tki a nie umiemy sie dogadac. Bo choc ja jestem otwarta na uzgodnienia, dogadania się i prace nad naszym malzenstwem i sobą ( tak jak Ty i wszystkie Wy tutaj) to muru nie przebije.
To takie przykre ze teraz to tylko "merytoryczna" komunikacja przez adwokatow ( bo obelgi ze strony meza dalej leca ze jestem obludna, okrutna itd) a wystarczy tak niewiele bo tylko woli z dwoch stron a jednak tak duzo by przerwac ten wir.
Czytajac Wasze swiadectwa widze ze wszedzie zabraklo tej woli z jednej strony a potem to juz byly az tego konsekwencje.
Wlasnie jestem na tym etapie rozmyslań , moich wyrzutow choc walcze z tym.
Mysle sobie skoro jestem az taka zla jak teraz maz pisze ( i dzis tez od rana) to co on u mnie widzial przed slubem? Wy pewnie tez sie nad tym zastanawiacie.
Pojde dzis do Matki Bozej Nieustajacej Pomocy, (wlasnie sie zbieram) i polece jej nie tylko moja rodzine ale i Was Kochane Sycharki i Wasze sprawy by Matula takze Wam pomogla. Wierze ze kazdy krzyz nie idzie na marne wiec choc moze Bog chce bym poczekala na swoja kolej to moze dla ktorejs z Was -Sycharki zbliza sie czas dobrych zmian 😊
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: elena »

Uczciwszono, jesteś bardzo silną osobą, zadbałaś o zabezpieczenie finansowe dla dzieci, ja miałam z tym problem, mąż ponad rok nie przyczyniał się do spraw finansowych a ja nie umiałam postawić granicy. Od jakiegoś mam sądowe zabezpieczenie na czas procesu i mąż płaci co miesiąc. A ja przez 1,5 roku słyszałam ciagle, ze nie mam wstydu, ze liczą się tylko pieniądze itp. Tez dostawałam i dostaje nadal od czasu do czasu różne smsy z których wynika, ze to ja zniszczylam małżeństwo itp. Mąż prosto w oczy nie powiedział mi żadnego złego słowa, tylko przez telefon, bo sam stwierdził, ze nie umie być w zasięgu mojego wzroku.
Nie skupiaj się na słowach męża, zadbaj o siebie i dzieci, jesteś wartościowa osoba i z pomocą Bożą odzyskasz pogodę ducha. Ja dostrzegam wiele pięknych rzeczy wokół mnie, których wcześniej nie widziałam, bo byłam skupiona na mężu i tym, co robi, co myśli i czemu taki jest, za bardzo go analizowałam zamiast poprostu żyć. Pomyśl czy warto marnować swoje życie na rozmyślania na temat osoby, która jest teraz w kryzysie. Pozdrawiam serdecznie.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Ruta »

Uczciwa zona pisze: 15 maja 2021, 9:03 Dziękuję Ruto.
Mnie najbardziej boli to ze jestesmy ( ja i maz) doroslymi ludzmi kolo 40 tki a nie umiemy sie dogadac. Bo choc ja jestem otwarta na uzgodnienia, dogadania się i prace nad naszym malzenstwem i sobą ( tak jak Ty i wszystkie Wy tutaj) to muru nie przebije.
To takie przykre ze teraz to tylko "merytoryczna" komunikacja przez adwokatow ( bo obelgi ze strony meza dalej leca ze jestem obludna, okrutna itd) a wystarczy tak niewiele bo tylko woli z dwoch stron a jednak tak duzo by przerwac ten wir.
Czytajac Wasze swiadectwa widze ze wszedzie zabraklo tej woli z jednej strony a potem to juz byly az tego konsekwencje.
Wlasnie jestem na tym etapie rozmyslań , moich wyrzutow choc walcze z tym.
Mysle sobie skoro jestem az taka zla jak teraz maz pisze ( i dzis tez od rana) to co on u mnie widzial przed slubem? Wy pewnie tez sie nad tym zastanawiacie.
Pojde dzis do Matki Bozej Nieustajacej Pomocy, (wlasnie sie zbieram) i polece jej nie tylko moja rodzine ale i Was Kochane Sycharki i Wasze sprawy by Matula takze Wam pomogla. Wierze ze kazdy krzyz nie idzie na marne wiec choc moze Bog chce bym poczekala na swoja kolej to moze dla ktorejs z Was -Sycharki zbliza sie czas dobrych zmian 😊
Uczciwa zono, to trudne - zarówno znoszenie obelg, jak wszystko co dzieje się w kryzysie. Na forum czasem piszą o tym, że współmałżonek wpada w amok. I to dobre określenie. W amoku - niezależnie od jego źródła - małżonek staje się destrukcyjny, bo myśli w zaburzony sposób. I pisze wszystkie te obelgi, domaga się pieniędzy, ma pretensje o to, że ma jakieś obowiązki - finansowe, czy polegające na opiece nad dziecmi.

Oprócz błędu który popełniłam - czyli nie zadbania o finanse, gdy mój mąż wpadł w amok, popełniłam też wiele innych. Na pewno jednym z nich było to, że bardzo długo przejmowałam się tym, co mąż o mnie myśli i jego słowami, tymi obelgami, tym zarzucaniem mnie winą, wmawianiem mi jaka jestem zła, okrutna. Wiem, że te słowa dosięgają serca, ranią - bo dostajemy je od osoby, która zobowiązała się kochać i którą często kochamy, której potrzebujemy, z którą chcemy się porozumieć. Ale te słowa pisze osoba w amoku, czyli taka która sama za siebie nie odpowiada. Trochę jakby zaburzona psychicznie. Szkoda czasu na ich analizę. Choć oczywiście - zanim to do mnie doszło, analizowałam i zastanawiałam się ile wlezie :oops: Żal mi samej siebie, długo nie umiałam się z tego wyzwolić.

Kryzys czy właśnie amok małżonka to czas na twardą miłość, tą o której mówi Ksiądz Dziewiecki. Na zadbanie o siebie i dzieci, postawienie granic - i zostawienie małżonka w spokoju, by sam mierzył się ze swoim kryzysem.

Natomiast to nie przychodzi zwykle z dnia na dzień. Każdy z nas ma swój czas, swoje tempo w którym konfrontuje się z rzeczywistością. Ja na tą rzeczywistość byłam długo bardzo odporna. Ale rzeczywistość była jeszcze bardziej odporna na mnie. Koniec końców i tak nie ma wyjścia - trzeba przyjąć i kryzys, amok i wszystko. I reagować na to co się dzieje: dbać o finanse, nie dać się szantażować, obrażać, czy w inny sposób poddawać przemocy i agresji - czyli uczyć stawiac granice, obelgom słanym przez smsy też.

Mi pomagał taki plan ramowy - na co się nie zgadzam, co mi przeszkadza. Zaczynałam z lewelu hard, bo nie umiałam stawiać żadnych granic, nawet w obronie syna. I zaczynałam od stawiania granic właśnie w obronie syna - miałam większą mobilizację. Trudno mi było też zrozumieć z początku co to oznacza, że granice stawiamy sobie. No bo to przecież mąż je przekraczał, nie ja. A jednak to stawianie granic sobie okazało się skuteczne, i skutecznie zakończyło wiele trudnych zachowań ze strony mojego męża.

Na przykładzie obraźliwych smsów ("amokowcy" je lubią) to działa tak: diagnoza granicy - nie chcę dostawać od męża obraźliwywch smów, bo mnie ranią. Próba stawiania granicy mężowi - pisanie mu, żeby nie pisał, że szacunek, że coś tam, odpisywanie mu w sposób, który ma na niego wpłynąć, by przestał. To nie działa. Granica postawiona sobie - tu różnie, bo zależy tylko od nas :). Zablokowanie numeru, odczytywanie wiadomości od męża tylko raz na dwa dni o określonej godzinie, postawienie sobie limitu smsów własnych do męża. Mnóstwo różnych możliwości 8-) A ponieważ to nasza granica, to po jakimś czasie możemy ją przesunąć, zmodyfikować, uszczelnić, albo poluzować. Ważne, by w zgodzie ze sobą.

Dobrego radosnego dnia, zawierzony Naszej Kochanej Mamie na pewno taki będzie :)

Na majówki przyjęłam w intencji wiodącej siebie i wszystkie żony w kryzysach małżeńskich. Mam więc już piękny wianek żon, za które się modlę, i ciebie w nim także :)
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Dziękuje Elena,
czy jestem tak silna?- staram sie, ale to tylko na zewnatrz ( to taka rola ktora odgrywam a napedza ją moj rozum), w srodku jestem miekka. Mam chwilami taką wewnetrzna wojenkę miedzy moim rozumem a tym co czuje w srodku. Choc w tej sytuacji wygrywa rozum bo są dzieci i chce im wszystko zapewnic ale i wychowac je jaknajlepiej a co najwazniejsze w wierze.
Dzis maz pisal z moimi rodzicami i napisal im ze mi nie odpusci i ze jego zdaniem wygra prawda. Choc w jego rozumieniu prawda jest czyms innym niz dla mnie.
A wiec musze przygotowac sie na najgorsze.

Rodzice napisali mu pare madrych zdań ktore i tak odbily sie od niego jakby ich wogole nie czytal bo tylko im pisal ze oni sa ok i ich szanuje ale mają taką okrutną corke itd. Moi rodzice sa zawsze ze mna w zdrowiu i chorobie i znają moją sytuacje nie tylko z mojej relacji ale i wiele widzieli i slyszeli na wlasne oczy i uszy i stwierdzili ze go chyba kilka diablow wzielo w obroty i trzeba duzo sie modlic do Boga, Maryji ale i Chorow Anielskich i Michala Archaniola by go uwolnili.
Takie mialam wrazenie ze jeszcze u moich rodzicow szukał sprzymierzencow.

Moj maz tak jak i Twoj na razie nie ma odwagi sie spotkac ale i powiedziec mi to co pisze prosto w oczy. Mysle ze brakuje mu odwagi.

Staram sie wiecej oszczedzac ale i tak duzo mam obowiazkow i slabo mi to wychodzi. Za to maz ma wolnosc i tylko siebie a wiec on rosnie w sile a mi jej brakuje. On sie zbiera do walki a ja zyje kazdym dniem i chwilą by dac radę. Wiem ze ludzie twardsi i wypoczeci mają wiecej szans a nie takie piorko jak ja po ktorym jeszcze walec przejechal nie mają szans. Moj uparty charakter napewno mi pomaga ( i mowi wstawaj dasz radę przeciez kto z Bogiem to i Bog z nim). Ale i dzieci ktore mowią jestes mamo taka dobra to taki miod na moje serce ( ktory ładuje moją wyczerpaną baterię)
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Dziekuje Ruto,
Dzis zebralam sie w sobie i napisalam mezowi ze mam dosc jego smsow w ktorych zrownal mnie z blotem i zeby przestal mnie gnębic . ( A w srodku tak walczylam z samą sobą by mu duzo smsow napisac szczerze i od serca ale wiedzialam w glowie ze i tak mi to nic nie da a bede jeszcze dalej od zamierzonego celu - bo przeciez juz probowalam tych miekkich smsow do niego i bylo jeszcze gorzej). Tak jak ktoras z Was pisala ja za mezem gonie on ucieka gdy ja uciekam on przynajmniej powoli stopuje. Muszę wyrobic w sobie twardą milosc dzis zrobilam pierwszy krok chwilowo duzo mnie kosztowal emocji ale teraz juz na wieczor mysle sobie ze jestem z siebie dumna.

Tak się boję sądu o alimenty, tej walki. Maz napewno bedzie mnie ostro atakowal a on jest jak z zelaza za to ja jestem dosc emocjonalna i w srodku wrazliwa. Chcialabym miec tez wtedy jasnosc umyslu taką jak w domu wtedy wiem ze dam rade a czy tam nie zje mnie stres .

Nawet jezeli maz wystapi o rozwod to tego sie tak nie boję bo wiem ze i tak bede bronic naszego malzenstwa jak lew. A i nie bede nic zlego o mezu mowic ani o jego zachowaniu a tylko odpierac jego ataki. A jakie bedą tego konsekwencje to Bog tylko wie.
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Dzisiaj mowilam standardowo jak co wieczor rozaniec i wiecie co tak niestonizowo nagle odpadl mi z niego krzyzyk. Patrze na krzyz caly dziurka o ktory byl zaczepiony krzyz cala patrze na miejsce z ktorego mogl sie odczepic nienaruszone. Cos niesamowitego.
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

Mam takie pytanie, jezeli maz bedzie dazyl teraz do rozdzielnosci majątkowej a za powod poda to ze jestesmy w seperacji faktycznej nie prawnej to sad zgodzi sie na rozdzielnosc majątkową nawet jezeli ja się nie zgodzę? ( Czy raczej w tym wypadku nie bede miala nic do gadania?)
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Ruta »

Uczciwa zona pisze: 15 maja 2021, 19:22 Tak się boję sądu o alimenty, tej walki. Maz napewno bedzie mnie ostro atakowal a on jest jak z zelaza za to ja jestem dosc emocjonalna i w srodku wrazliwa. Chcialabym miec tez wtedy jasnosc umyslu taką jak w domu wtedy wiem ze dam rade a czy tam nie zje mnie stres .

To są mity z tymi alimentami. Alimenty się należą zgodnie z prawem, a w waszym przypadku mąż jest zobowiązany przyczyniać się do łożenia na utrzymanie rodziny. Nie ma szans by sąd tego nie orzekł. Walka może byc co najwyżej o kwoty. Ale tu wystarczy po prostu szczerze wykazac jakie kwoty były wydawane dotąd, jakie są potrzeby i tyle.

NIe daj się zastraszyć. Mąz też mnie tak sądem straszył. Słuchałam, że sąd mu da 300 złotych alimentów i tyle, bo on nie ma dochodów i jest bezrobotny. Co prawda sąd na razie w zabezpieczeniu nie dał adekwatnych alimentów do kosztów utrzymania, ale dał. A w sądzie bywa nerwowo, bo my się denerwujemy, ale strasznie nie jest :)
Uczciwa zona
Posty: 240
Rejestracja: 26 sty 2019, 8:54
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: Uczciwa zona »

I jeszcze jakby ktos orientowal sie . Czy sad moze orzec seperacje sadową nawet jezeli ja sie nie zgodzę? bo powiem ze dla mojego meza drzwi zawsze sa otwarte i jestem gotowa pracowac nad naszym malzenstwem
JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ, PROSZĘ...
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy ból po zdradzie kiedyś zniknie?

Post autor: elena »

Uczciwa zona pisze: 15 maja 2021, 23:06 Mam takie pytanie, jezeli maz bedzie dazyl teraz do rozdzielnosci majątkowej a za powod poda to ze jestesmy w seperacji faktycznej nie prawnej to sad zgodzi sie na rozdzielnosc majątkową nawet jezeli ja się nie zgodzę? ( Czy raczej w tym wypadku nie bede miala nic do gadania?)
Wydaje mi się, ze przymusowa rozdzielność majątkowa (czyli sądowa) dotyczy sytuacji, gdy jeden z małżonków np. ma długi i trwoni majątek. Nie wiem czy sam fakt separacji faktycznej wystarczy, aby sąd orzekł rozdzielność. To musi być poważny powód. Ale dopytaj prawnika.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
ODPOWIEDZ