lustro pisze: ↑03 gru 2018, 16:11
rak pisze: ↑03 gru 2018, 15:12
Pisząc to mam świadomość, że obecne relacje ze szwagierką (a może i całą rodziną) są toksyczne i trzeba by jakoś sensownie znaleźć sposoby ograniczenia ich. Tylko to ograniczenie powinno mieć na celu ratowanie rodziny i małżeństwa, a nie jeszcze większe pogrążanie ich.
Czy to nie jest zbytnie rozpędzanie się i projekcja własnych problemów na cudze?
Moim zdaniem akurat
układy rodzinne, z opisu Zagubionego, wyglądają bardzo ok, ciepło i zażyle.
To, że się Zagubiony pogubil i siostra żony też, to chyba nie świadczy o toksycznosci?
jestem nawet przekonany Lustro, że te uklady rodzinne z opisu Zagubionego nie tylko wyglądają na ciepłe i zażyłe
Pytanie, czy naprawdę są dobre, czy pod tym płaszczykiem ciepła nie kryje się coś więcej?
Zgadzam się z tą projekcją, człowiek lubi upraszczać sobie rzeczywistość według własnych doświadczeń, ale przyjrzyjmy się temu otwarcie, czemu do takiego wniosku doszedłem, to będziemy mieli się do czego odnieść lub przyczepić.
Dla mnie układ rodzinny to często naczynia połączone, rodziny łączą wiele swoich norm, wspólnych wartości oraz przekonań jak się je powinno realizować. Nie wszystkie się deklaruje, niektóre po prostu przyswajają się same, mimo, że otwarcie nikt by się do nich nie przyznał. Dzieci często powtarzają postawy rodziców, nawet jak obiecują sobie, że u nich będzie inaczej to wchłonięte wzorce są często silniejsze mimo, że potrzebują czasem kilku lat. Zagubiony ja bym się też przyjrzał małżeństwu Twoich Teściów, czy jest takie ciepłe na zewnątrz, czy też w środku.
I teraz dla mnie na przykład Zagubionego i jego szwagierki może być odosobnioną wysepką w tym morzu szczęscia i rodzinnych wartości, ale też może być też kontynuacją pewnych rodzinnych zranień, które pod atrakcyjnym płaszczykiem przemykają na kolejne pokolenia. Silne zauroczenia i zakochania (szczególnie w stabilnych małżeństwach) mogą świadczyć o pewnej żarłoczności, pogoni za miłością, której się w pełni nie doświadczyło w dzieciństwie. Takie podkręcanie własnych nieświadomych pragnień i marzeń z okresu rozwoju. Osoby takie mogły nie czuć wystarczającej miłości rodziców lub mieć kombinację nadmiernej miłości (uzależniającej) i ich toksyczności. Niezależnie od powodu osoby te nie rozwinęły wystarczającej miłości i akceptacji do samego siebie i potrzebują coraz silniejszego (małżeństwo przestaje wystarczać) dowartościowania z boku.
Takie układy są z zewnątrz b. atrakcyjne, ale karmią się własną toksycznością i uzależniają członków od siebie nie pozwalając im po prostu dojrzeć. Mieszkanie w jednym domu z teściami, częste nocowanie u siebie, głód emocji, dowartościowania i sposoby go zaspokajania to tylko niektóre z zastanawiających rzeczy. Każde z nich z osobna jest błahostką, ale razem mogą tworzyć już inną kategorię.
Oczywiście to taka moja hipoteza i każdy może ją podważyć i odrzucić. Można się też nad nią zastanowić...