I do zajmowania się dzieckiem nie jako "wspołrodzic", ale coś jakby niania do dzieci.
Trudne chwile z zona
Moderator: Moderatorzy
Re: Trudne chwile z zona
Zgadzam sie. Tylko teraz w zwiazku z tym ze pracuje w tym systemie i nie ma jej w domu wieczorami przez pol miesiaca, a czesc wolnych wieczorow wykozystuje na wyjscia, to ja opiekuje sie dzieckiem przez praktycznie caly czas. Ja odwoze do przedszkola, ja go odbieram, kapie, ogladamy razem bajki... Dziwne to jest wszystko i ja nic nie rozumiem tak na dobra sprawe. A ona nie chce tego zmieniac. Mam nadzieje ze wszystko sie ulozy i bedziemy w stanie dogadac sie na tematy pracy, wieczorow itd
Re: Trudne chwile z zona
dziwne to wszystko prawda,
jak się już pozwoli sobie wejść na głowę (brak miłości własnej) i się człowiek otrząśnie, to druga strona nijak nie chce zejść, zbyt jej tam wygodnie się zrobiło i całkiem naturalnie nie chce oddać pola, zwłaszcza jak jest już zagospodarowane i pojawiły się na nim inne figury.
Ja jestem zdania, że głowa męża to nie jest wygodne siedlisko dla żony, chyba, że chce robić za kurę na grzędzie ale na to chyba za dumna, nie?
Ja na szczęście/nieszczęscie szybko wyczułem, że coś jest nie tak, ale nijak nie mogłem tego zrozumieć (złudzenia i odblaski niby szczęśliwej, głęboko wierzącej rodziny żony za bardzo biły po oczach, no i faktów paru mi wtedy brakowało, żeby dopasować różne puzzle). Więc ja zacząłem mówić jej, że się zmienia, jak zaczęła się konkretnie angażować to też to ode mnie uszłyszała, ale ja dalej żyłem złudzeniami. Miękkim dowodom zaprzeczała (do tej pory przez 12 lat nie miałem podstaw nie wierzyć), a jak skonfrontowałem ją z twardszymi to wnerwiła się, że odważyłem się je pozbierać... I zaprzeczanie nie ma sensu, a jeszcze nie przygotowała sobie w pełni miękkiego lądowania.
Aaaa moja też mówiła, że chciałaby odpocząć od związków wcześniej, to oklepany tekst, takie podanie w ładniejszym opakowaniu trudniejszej treści. Patrz na działania, nie słowa, które mogą być i słodkie, ale tylko do czasu, jak już sobie wszystko wygodnie poukłada.
Więc Mikki, ja nie wiem, na którym etapie jest Twoja, ale b. w trakcie procesu opisanego powyżej niż poza.... poczytaj inne wątki, bo podobne działania często się przewijają, jedno pozostaje zawsze niezmienne, nasze zdziwienie i wypieranie faktów.
jak się już pozwoli sobie wejść na głowę (brak miłości własnej) i się człowiek otrząśnie, to druga strona nijak nie chce zejść, zbyt jej tam wygodnie się zrobiło i całkiem naturalnie nie chce oddać pola, zwłaszcza jak jest już zagospodarowane i pojawiły się na nim inne figury.
Ja jestem zdania, że głowa męża to nie jest wygodne siedlisko dla żony, chyba, że chce robić za kurę na grzędzie ale na to chyba za dumna, nie?
Mikki, ja rozumiem, że każda sytuacja inna i kalki nie ma. Jednak czego się nauczyłem wewnętrzna pustka nie znosi samotności, szczególnie u kobiet (ale u mężczyzn też), jak ktoś ma problem ze sobą, to najgorsze jest dla niego ... zostać z samym sobą. I to nie muszą być wielke kroki (zazwyczaj nie są), znudzenie się rutyną, emocjonalne odsunięcie od obecnego partner, emocjonalne poszukiwania "pokrewnej duszy", zapewnienie siebie o jego lojalności i zaangażowaniu, praktyczne odsunięcie się od obecnego partnera, dalsze kroki ... - jak się mówi A to i B łatwiej powiedzieć, rozpoczęty proces sam z siebie się toczy, a mąż zazwyczaj wie o nim ostatni...
Ja na szczęście/nieszczęscie szybko wyczułem, że coś jest nie tak, ale nijak nie mogłem tego zrozumieć (złudzenia i odblaski niby szczęśliwej, głęboko wierzącej rodziny żony za bardzo biły po oczach, no i faktów paru mi wtedy brakowało, żeby dopasować różne puzzle). Więc ja zacząłem mówić jej, że się zmienia, jak zaczęła się konkretnie angażować to też to ode mnie uszłyszała, ale ja dalej żyłem złudzeniami. Miękkim dowodom zaprzeczała (do tej pory przez 12 lat nie miałem podstaw nie wierzyć), a jak skonfrontowałem ją z twardszymi to wnerwiła się, że odważyłem się je pozbierać... I zaprzeczanie nie ma sensu, a jeszcze nie przygotowała sobie w pełni miękkiego lądowania.
Aaaa moja też mówiła, że chciałaby odpocząć od związków wcześniej, to oklepany tekst, takie podanie w ładniejszym opakowaniu trudniejszej treści. Patrz na działania, nie słowa, które mogą być i słodkie, ale tylko do czasu, jak już sobie wszystko wygodnie poukłada.
Więc Mikki, ja nie wiem, na którym etapie jest Twoja, ale b. w trakcie procesu opisanego powyżej niż poza.... poczytaj inne wątki, bo podobne działania często się przewijają, jedno pozostaje zawsze niezmienne, nasze zdziwienie i wypieranie faktów.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Re: Trudne chwile z zona
Rak, czyli co sugerujesz? Ze to koniec?
Re: Trudne chwile z zona
Czyli co? Nie warto juz sie starac? Koniec? Proznia to mi zostanie po niej...
Re: Trudne chwile z zona
sugeruje to myślę dobre słowo, bo oprócz tego co napisałeś, to nic nie wiem o Twojej historii, nie umiem też czytać myśli (szczególnie tych ukrytych Twojej żony ), więc w praktyce może być różnie, ja mogę się oprzeć tylko na swoim doświadczeniu i znajomości paru związków przyczynowo-skutkowych, to tylko trochę bardziej inteligentne zgadywanie, niestety choć w Twoim przykładku moja pomyłka może Ci tylko wyjść na dobre, czego i Tobie i sobie przynajmniej w tym przypadku życzę
Nie melodramatyzowałbym też, myślę bowiem, że to dopiero początek, trudnej, wymagającej drogi, ale za to z satysfakcjonującym wynikiem... Myślę też, że nieprzypadkowo się tutaj znalazłeś...
Fajnie Marcinie (wybacz, ale zepsuty to zbyt pejoratywnie ), że się odezwałeś, bo Twój wątek jest też dobrym przykładem początkowych złudzeń i późniejszej pracy, polecałbym go jako pierwszego dla Ciebie Mikki.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Re: Trudne chwile z zona
Poczytalem sobie watek pana zepsuty13. Jest z czego wyciagac wnioski, niektore sytuacje zgadzaja sie z moimi. Przeczytalem liste Zerty. Postaram sie zastosowac do zawartych w niej podpowiedzi.
Postanowilem cos ze soba zrobic. Koniec rozczulania sie. Wracam na silke.
Co ma byc to bedzie. Jesli nie zaczne od siebie, moje marzenia o zejsciu sie nie maja prawa sie ziscic.
Dziekuje wam grupo
Postanowilem cos ze soba zrobic. Koniec rozczulania sie. Wracam na silke.
Co ma byc to bedzie. Jesli nie zaczne od siebie, moje marzenia o zejsciu sie nie maja prawa sie ziscic.
Dziekuje wam grupo
Re: Trudne chwile z zona
Mikki ale czego koniec?
Stary byku - zacznij pracę nad sobą, ułóż plan i jedziesz z tematem. To dopiero Twój początek a nie koniec.
Też na początku użalałem się nad sobą ale później pora przejrzeć na oczy i zmieniać swoje życie - na lepsze.
Żonie daj odpocząć, zajmij się sobą, znajdź swoje minusy i zamień je w plusy.
Jakbyś chciał pogadać na wal śmiało na prv.
Re: Trudne chwile z zona
Aha. Jesli chodzi o wyjazd, nie zmieniam zdania, pojedziemy, ale nie bede wykonywal zadnych gwaltownych ruchow. Chce aby bylo milo, a jak bedzie i co bedzie dalej, zobaczymy
Re: Trudne chwile z zona
Widzę, że w większości piszą mężczyźni (może i lepiej) ale spróbuje się podzielić czymś s mojego (chociaż nietylko mojego...) kobiecego doświadczenia.
Szczęśliwa kobieta nie chce opuszczać swojego męża, ojca swojego syna bez konkretnego powodu (albo nawet kilku, ale jakiś jeden zazwyczaj jest zasadniczy). Niestety nasza "logika" dla mężczyzn bywa pokrętna ale niestety kobiety same ją taką czynią. Wstydzą się, boją albo po prostu są nie do końca pewne swoich odczuć które w nich wygasają A jednocześnie mogą pojawiać się zupełnie inne, nowe... To zazwyczaj powoduje dyskomfort psychiczny, który początkowo szczegolnie ciężko "logicznie" ubrac w ładne słowa zgodne z brutalną prawdą..stąd takie teksty "że uczucie się wypaliło" albo że "chce odpocząć od związków".. fajne teksty jak się ma 15 lat..Ale nikt dojrzały w to nie uwierzy... każda sytuacja jest inna.. Ale jako kobieta wiem jedno- musiałoby mi się solidnie " ulać " raz po raz w związku, żebym chciała tak pp prostu- odejść od swojego mężczyzny albo musiałabym wpaść w amok i zauroczenie kimś innym, kto nagle okazuje się rycerzem w lśniące zbroi od małżonka nikt nie odchodzi bez powodu i to ISTOTNEGO. Niestety jego ujawnienie (A często także spraw wspolistniejacych..równie ważnych) zajmuje dużo czasu, energii a niekiedy nerwów i pieniędzy. Ale warto znać prawdę... Bóg jest Prawdą i warto przylgnąć do Niego. To boleśnie może obnażyć w pierwszej kolejności nas samych...ale warto;-)
Szczęśliwa kobieta nie chce opuszczać swojego męża, ojca swojego syna bez konkretnego powodu (albo nawet kilku, ale jakiś jeden zazwyczaj jest zasadniczy). Niestety nasza "logika" dla mężczyzn bywa pokrętna ale niestety kobiety same ją taką czynią. Wstydzą się, boją albo po prostu są nie do końca pewne swoich odczuć które w nich wygasają A jednocześnie mogą pojawiać się zupełnie inne, nowe... To zazwyczaj powoduje dyskomfort psychiczny, który początkowo szczegolnie ciężko "logicznie" ubrac w ładne słowa zgodne z brutalną prawdą..stąd takie teksty "że uczucie się wypaliło" albo że "chce odpocząć od związków".. fajne teksty jak się ma 15 lat..Ale nikt dojrzały w to nie uwierzy... każda sytuacja jest inna.. Ale jako kobieta wiem jedno- musiałoby mi się solidnie " ulać " raz po raz w związku, żebym chciała tak pp prostu- odejść od swojego mężczyzny albo musiałabym wpaść w amok i zauroczenie kimś innym, kto nagle okazuje się rycerzem w lśniące zbroi od małżonka nikt nie odchodzi bez powodu i to ISTOTNEGO. Niestety jego ujawnienie (A często także spraw wspolistniejacych..równie ważnych) zajmuje dużo czasu, energii a niekiedy nerwów i pieniędzy. Ale warto znać prawdę... Bóg jest Prawdą i warto przylgnąć do Niego. To boleśnie może obnażyć w pierwszej kolejności nas samych...ale warto;-)
Re: Trudne chwile z zona
tego nie chciałem nawet sugerować, tylko podzielić się swoim doświadczeniem i jak ono ewoluowało, razem z rozwojem sytuacji, u Ciebie oczywiście może być inaczej...
Jedna rzecz, która jeszcze mi się rzuciła w oczy, wiele osób w tak zaawansowanym kryzysie (kiedy już jedna strona mówi przynajmniej o separacji), rzuca się z całych sił do ratowania myśląc, że mogą poprawić relację i przekonać drugą stronę o swojej niezmiennej miłości niemal z dnia na dzień, kiedy to tak naprawdę wtedy walka toczy się nie o naprawę relacji tylko ewentualne zmniejszenie tempa jej rozpadu (ale rozpadu, który ciągle trwa nawet mimo starań). Ta niby delikatna zmiana tej optyki myślę, że dobrze podreśla prawdziwe prioritety i potrzebne działania w tej fazie kryzysu.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Re: Trudne chwile z zona
Pijawka, co zrobic aby dowiedziec sie DLACZEGO? Nie moge tego pojac. Czasem mowi, "chce zebysmy sie rozeszli, ale nie chce zebys sie wyprowadzal, zrozum" A ja wlasnie tego nie rozumiem.
Re: Trudne chwile z zona
rak, czyli wg ciebie nie ma czego ratowac?
Re: Trudne chwile z zona
wręcz przeciwnie, tylko ten ratunek trochę się różni od ckliwych scen w brazyliskich telenowelach...
Mikki, co teraz możesz zrobić to skoncentrować się na odbudowie siebie, co z żoną jest (jeśli coś tam się dzieje) to i tak dowiesz się stosunkowo niedługo, no i wtedy odpowiednio zareagujesz....
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen