Kocham żonę - ona chce się wyprowadzić z synkiem
: 15 wrz 2018, 23:01
Witam wszystkich tu obecnych. Jestem tu nowy i chciałbym opisać kilka słów o mojej obecnej sytuacji. Jeśli źle wybrałem dział - proszę o przekierowanie.
Nie całe trzy tygodnie temu moja żona oznajmiła mi, że jestem najgorszą zarazą w jej życiu i że chce się wyprowadzić z synkiem i chce żyć beze mnie. Jesteśmy po ślubie prawie 7 lat a w związku około 10. Mamy cudownego kochanego synka lat 4. On również ciągle mówi "Kochana i cudowna mamusia" i "Kochany i cudowny tatuś". Cała sytuacja miała miejsce około trzech tygodni temu. Dzień poprzedzający to wróciłem dwie godziny później po zajęciach tańca i odwoziłem koleżankę i z nią rozmawiałem z aucie. Tylko rozmawiałem. Mówiłem, żonie, że będę zaraz po zajęciach. Dwa dni wcześniej wróciłem z imprezy koło południa. Nocowałem u kolegi bo było to daleko. Tylko nocowałem. To były akurat jej 35 urodziny. Już chyba się domyślacie mojej osoby...
Przez ostatnie jakieś dwa lata raczej w każdy weekend wyjeżdżałem na seminaria albo jak byłem to chodziłem z kolegami na imprezę. Nie dałem odczuć żonie zaufania do mnie, poczucia bezpieczeństwa oraz partnerstwa. Choć przewrotnie chyba codziennie mówiłem jej że ją bardzo kocham i że jest piękna. Jednak w tych ważnych dla niej momentach wychodziłem, nie słuchałem, uważałem często jej decyzje za złe.
Gdy żona te trzy tygodnie temu oznajmiła mi, że nie ma mnie teraz w jej życiu i że uczucie zupełnie umarło zaczął się mój dramat. Dramat jaki ja jej dawałem przez dłuższy czas. Ona to samo dała mi skoncentrowane i wylała wszystko na raz. Płakałem i mówiłem jej w oczy, żeby się nie wyprowadzała, że ją niewyobrażalnie kocham. Ona z zimnym spojrzeniem i lekkim uśmiechem twierdziła, że jest już za późno i że tyle razy dawała mi szansę. Zaczął się mój dramat. Wyprowadziłem się, żeby ona nie musiała tego robić raptownie. W pustym mieszkaniu płakałem tydzień, patrzyłem się w sufit i znowu płakałem. Zacząłem pojmować jak bardzo ją zaniedbałem choć dawała mi tyle luzu i pozwalała na wiele. Nigdy przenigdy nie sądziłęm, że taka sytuacja może mieć u nas miejsce. Byłem tak zaślepiony i zapętlony, że nie zauważałem tego wszystkiego. Zawsze rozmawialiśmy o związkach które są bez uczuć i jakoś dziwni a teraz ja zostałem największym frajerem tego świata tak zaniedbując żonę. Poszedłem emocjonalnie na samo dno...ale też przenigdy tak głęboko nie spojrzałem na siebie. Zacząłem analizować wszystko i tak żałować bo widziałem, że osoba w której się zakochałem od samego początku moja cudowna kochana żona - odchodzi.
Nie przychodziłem pijany do domu, nie jestem narkomanem, pomagam ludziom od zawsze kiedy chcą ale jednak nie tego wymaga prawdziwa miłość do najbliższej osoby.
Bardzo dobrze odczułem na swojej skórze jak bardzo żona mnie nienawidzi. Jak już mnie nie kocha. Na ostatniej wspólnej imprezie zostałem zmasakrowany psychicznie. Bawiła się cudownie z innymi podczas gdy ja stałem i na to patrzyłem. To imprezy taneczne (bachata, salsa) zatem tańce są bardzo zmysłowe i pełne namiętności. Potworny ból.
Dziś mija kilka dni od kiedy przestałem płakać i postanowiłem uszanować jej decyzję i ją wspierać. Pomagać oglądać mieszkania itp. Od kiedy nie poruszam całej tej sytuacji, możemy normalnie na spokojnie rozmawiać lekko się śmiać i z synkiem się bawić.
Jest mi bardzo trudno to robić bo czuję, że nie mogę się do nie zbliżyć. Tak bardzo zaburzyłem jej światopogląd na małżeństwo, na dobry związek na rodzinę. Nikt ze znajomych nigdy by nie powiedział o nas, że może dojść do takiej sytuacji. Zawsze uśmiechnięci, zawsze ze sobą rozmawiają.
Dziś zaproponowałem wspólny rower. Jeździliśmy, cieszyliśmy się i rozmawialiśmy. Potem razem zjedliśmy jej pyszny obiad. Kilka razy jej powiedziałem w oczy, że ją bardzo kocham i że jest moją żoną i że jej wybaczam co mi powiedziała. Na tą chwilę już na spokojnie ale nadal utrzymuje wyprowadzkę. Robię codziennie jakiś gest żeby wiedziała, że już jestem inną osobą. Bo jestem! Dziś na koniec dnia w jej oczach zauważyłem już może nie mróź ale temperaturę dodatnią. Może mi się tylko wydawało.
Trafiłem na to forum poprzez książkę "Ile jest warta Twoja obrączka". Moja siostra bardzo wierząca wysłana dwa egzemplarze jej i mi. Chciałbym aby moja żona również ją czytała. Może czyta bo nie jedną taką czytała i mi polecała podczas kiedy ja to lekko olewałem mówiąc, że takie coś jest nie dla mnie.
Różnimy się charakterami to prawda ale przeżyliśmy razem mnóstwo pięknych chwil. Jeszcze jakiś miesiąc temu, może półtorej codziennie wieczorem oglądaliśmy filmy, piliśmy wino i pięknie się kochaliśmy.
Ja byłem uzależniony od pornografii. Zacząłem żonę traktować lekko przedmiotowo. Generalnie w tych sprawach zawsze było u nas bardzo dobrze. Wiem, że te filmy raczej mnie zwichrowały. Jakiś tydzień temu całkowicie to odrzuciłem. Jako typowy facet zauważam nadal ładne kobiety na ulicy ale już ich nie rozbieram wzrokiem. Brakuje mi po prostu mojej pięknej żony.
Moje pytanie brzmi: Czy kobieta jeśli szczerze kochała może tak nagle się odkochać całkowicie z racji bólu, który dostała?
Nie raz doprowadziłem ją do łez mówiąc w oczy, że chyba do siebie nie pasujemy i że raczej nic nie wniosła w moje życia. Tak bardzo żałuję tych słów. Nie byłem sobą. Imprezy i koleżanki nie sprawiały mi poczucia szczęścia. To była odskocznia bo tak naprawdę brakowało mi żony. Tego żeby rzuciła mi się na szyję i powiedziała zostań ze mną, nie idź to nich. Wiem, nie dałem jej tego co było dla niej ważne więc co miała mi dać w zamian.
Tak to wygląda teraz i nie wiem co począć. Jestem już innym człowiekiem. Najważniejsze wartości znowu wyszły na górę ale nie ma możliwości ich udowodnić. Staram się bardzo ale czy będzie tego efekt?
Nie całe trzy tygodnie temu moja żona oznajmiła mi, że jestem najgorszą zarazą w jej życiu i że chce się wyprowadzić z synkiem i chce żyć beze mnie. Jesteśmy po ślubie prawie 7 lat a w związku około 10. Mamy cudownego kochanego synka lat 4. On również ciągle mówi "Kochana i cudowna mamusia" i "Kochany i cudowny tatuś". Cała sytuacja miała miejsce około trzech tygodni temu. Dzień poprzedzający to wróciłem dwie godziny później po zajęciach tańca i odwoziłem koleżankę i z nią rozmawiałem z aucie. Tylko rozmawiałem. Mówiłem, żonie, że będę zaraz po zajęciach. Dwa dni wcześniej wróciłem z imprezy koło południa. Nocowałem u kolegi bo było to daleko. Tylko nocowałem. To były akurat jej 35 urodziny. Już chyba się domyślacie mojej osoby...
Przez ostatnie jakieś dwa lata raczej w każdy weekend wyjeżdżałem na seminaria albo jak byłem to chodziłem z kolegami na imprezę. Nie dałem odczuć żonie zaufania do mnie, poczucia bezpieczeństwa oraz partnerstwa. Choć przewrotnie chyba codziennie mówiłem jej że ją bardzo kocham i że jest piękna. Jednak w tych ważnych dla niej momentach wychodziłem, nie słuchałem, uważałem często jej decyzje za złe.
Gdy żona te trzy tygodnie temu oznajmiła mi, że nie ma mnie teraz w jej życiu i że uczucie zupełnie umarło zaczął się mój dramat. Dramat jaki ja jej dawałem przez dłuższy czas. Ona to samo dała mi skoncentrowane i wylała wszystko na raz. Płakałem i mówiłem jej w oczy, żeby się nie wyprowadzała, że ją niewyobrażalnie kocham. Ona z zimnym spojrzeniem i lekkim uśmiechem twierdziła, że jest już za późno i że tyle razy dawała mi szansę. Zaczął się mój dramat. Wyprowadziłem się, żeby ona nie musiała tego robić raptownie. W pustym mieszkaniu płakałem tydzień, patrzyłem się w sufit i znowu płakałem. Zacząłem pojmować jak bardzo ją zaniedbałem choć dawała mi tyle luzu i pozwalała na wiele. Nigdy przenigdy nie sądziłęm, że taka sytuacja może mieć u nas miejsce. Byłem tak zaślepiony i zapętlony, że nie zauważałem tego wszystkiego. Zawsze rozmawialiśmy o związkach które są bez uczuć i jakoś dziwni a teraz ja zostałem największym frajerem tego świata tak zaniedbując żonę. Poszedłem emocjonalnie na samo dno...ale też przenigdy tak głęboko nie spojrzałem na siebie. Zacząłem analizować wszystko i tak żałować bo widziałem, że osoba w której się zakochałem od samego początku moja cudowna kochana żona - odchodzi.
Nie przychodziłem pijany do domu, nie jestem narkomanem, pomagam ludziom od zawsze kiedy chcą ale jednak nie tego wymaga prawdziwa miłość do najbliższej osoby.
Bardzo dobrze odczułem na swojej skórze jak bardzo żona mnie nienawidzi. Jak już mnie nie kocha. Na ostatniej wspólnej imprezie zostałem zmasakrowany psychicznie. Bawiła się cudownie z innymi podczas gdy ja stałem i na to patrzyłem. To imprezy taneczne (bachata, salsa) zatem tańce są bardzo zmysłowe i pełne namiętności. Potworny ból.
Dziś mija kilka dni od kiedy przestałem płakać i postanowiłem uszanować jej decyzję i ją wspierać. Pomagać oglądać mieszkania itp. Od kiedy nie poruszam całej tej sytuacji, możemy normalnie na spokojnie rozmawiać lekko się śmiać i z synkiem się bawić.
Jest mi bardzo trudno to robić bo czuję, że nie mogę się do nie zbliżyć. Tak bardzo zaburzyłem jej światopogląd na małżeństwo, na dobry związek na rodzinę. Nikt ze znajomych nigdy by nie powiedział o nas, że może dojść do takiej sytuacji. Zawsze uśmiechnięci, zawsze ze sobą rozmawiają.
Dziś zaproponowałem wspólny rower. Jeździliśmy, cieszyliśmy się i rozmawialiśmy. Potem razem zjedliśmy jej pyszny obiad. Kilka razy jej powiedziałem w oczy, że ją bardzo kocham i że jest moją żoną i że jej wybaczam co mi powiedziała. Na tą chwilę już na spokojnie ale nadal utrzymuje wyprowadzkę. Robię codziennie jakiś gest żeby wiedziała, że już jestem inną osobą. Bo jestem! Dziś na koniec dnia w jej oczach zauważyłem już może nie mróź ale temperaturę dodatnią. Może mi się tylko wydawało.
Trafiłem na to forum poprzez książkę "Ile jest warta Twoja obrączka". Moja siostra bardzo wierząca wysłana dwa egzemplarze jej i mi. Chciałbym aby moja żona również ją czytała. Może czyta bo nie jedną taką czytała i mi polecała podczas kiedy ja to lekko olewałem mówiąc, że takie coś jest nie dla mnie.
Różnimy się charakterami to prawda ale przeżyliśmy razem mnóstwo pięknych chwil. Jeszcze jakiś miesiąc temu, może półtorej codziennie wieczorem oglądaliśmy filmy, piliśmy wino i pięknie się kochaliśmy.
Ja byłem uzależniony od pornografii. Zacząłem żonę traktować lekko przedmiotowo. Generalnie w tych sprawach zawsze było u nas bardzo dobrze. Wiem, że te filmy raczej mnie zwichrowały. Jakiś tydzień temu całkowicie to odrzuciłem. Jako typowy facet zauważam nadal ładne kobiety na ulicy ale już ich nie rozbieram wzrokiem. Brakuje mi po prostu mojej pięknej żony.
Moje pytanie brzmi: Czy kobieta jeśli szczerze kochała może tak nagle się odkochać całkowicie z racji bólu, który dostała?
Nie raz doprowadziłem ją do łez mówiąc w oczy, że chyba do siebie nie pasujemy i że raczej nic nie wniosła w moje życia. Tak bardzo żałuję tych słów. Nie byłem sobą. Imprezy i koleżanki nie sprawiały mi poczucia szczęścia. To była odskocznia bo tak naprawdę brakowało mi żony. Tego żeby rzuciła mi się na szyję i powiedziała zostań ze mną, nie idź to nich. Wiem, nie dałem jej tego co było dla niej ważne więc co miała mi dać w zamian.
Tak to wygląda teraz i nie wiem co począć. Jestem już innym człowiekiem. Najważniejsze wartości znowu wyszły na górę ale nie ma możliwości ich udowodnić. Staram się bardzo ale czy będzie tego efekt?