Małżeństwo w rozsypce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Nie dokończyłam więc jeszcze słówko. Bo widzisz ja to widzę tak, ze owszem, Twojej mamie zależy na kontakcie z wnukiem jednak chciałaby ten problem rozwiązać Twoimi rękoma, a to ona narozrabiała (z tego co rozumiem) więc ona powinna to naparwić, przynajmniej się postarać.
Ta sytuacja trudna wymaga ugięcia karku z dwóch stron: mamy by przeprosić i nie pomijać Twojej żony a Twojej żony by pozwoliła swemu sercu na wybaczenie.
Tak to widzę.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Amica – zastanawiam się, co powinienem zrobić, by w Twoim mniemaniu (i przede wszystkim w mniemaniu mojej żony) odciąć pępowinę i uporządkować swoje relacje z rodzicami. Ona ma wręcz alergię na moich rodziców i cokolwiek by nie zrobili, jest źle.
Wcześniej też te relacje były bardzo serdeczne, żona zresztą pracowała razem z mamą, mówiła nawet, że ma z nią lepszy kontakt niż ze swoją matką.

Odkąd pojawił się syn zaczęły się problemy. Sytuacja była o tyle nietypowa, że adoptowaliśmy go jak miał prawie pięć lat, więc musieliśmy od razu odnaleźć się w roli rodziców już dość dużego dziecka (a z kolei moi rodzice w roli dziadków).
Prawda jest taka, że dziadkowie w ogóle mają tendencję do rozpieszczania wnuków. To, że dawali mu słodycze wbrew naszym zaleceniom rzeczywiście było nie fair, ale to nie jest powód do obrazy na śmierć i życie. Obstawiam zresztą, że rodzice żony robili podobnie jak syn był tam na wakacjach.

Rozumiem emocje żony, ale jednocześnie uważam, że jej reakcja na zachowanie moich rodziców jest niewspółmierna. Może nie jestem do końca obiektywny, ale większość osób postronnych tak uważa. Owszem, powinienem stawać po stronie żony, ale chyba ni w sytuacji, kiedy nie zgadzam się z jej stanowiskiem.

Tak jak zauważył Jacek, dziadkowie w świetle obowiązujących przepisów mają prawo żądać uregulowania przez sąd kontaktów z wnukiem. Wiem o tym jako prawnik i rodzice też zdają sobie z tego sprawę. Nie chcę, żeby ta sprawa się skończyła w sądzie.

Chciałbym, by żona była w stanie odłożyć na bok urazy i dla dobra dziecka potrafiła z nimi porozmawiać. Jaki to wzór dla dziecka, gdy widzi skłóconą rodzinę? Jak mam mu wytłumaczyć, że nie powinien się bić z kolegami, kiedy on widzi, że dorośli nie potrafią w cywilizowany sposób rozwiązywać swoich konfliktów? Jak mam go uczyć, że trzeba sobie wybaczać, kiedy widzi, że mama nie potrafi podać ręki babci?
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
jacek-sychar

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacek-sychar »

Monti pisze: 12 wrz 2018, 11:15 Obstawiam zresztą, że rodzice żony robili podobnie jak syn był tam na wakacjach.
Czyli Syn jeździł do rodziców żony w czasie wakacji. A ile trwał tam pobyt?
I jak porównać to z czasem spędzanym z Twoimi rodzicami Monti?
jacek-sychar

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacek-sychar »

Monti pisze: 12 wrz 2018, 11:15 Jak mam go uczyć, że trzeba sobie wybaczać, kiedy widzi, że mama nie potrafi podać ręki babci?
Ja tutaj widzę problem.
Miałem podobne problemy z moja żoną, która całe zło widziała w moich rodzicach. Ale oni mieszkali prawie 200 km od nas i widywaliśmy ich sporadycznie.
Coś jest Monti w Twojej żonie, co nie pozwala jej spojrzeć obiektywnie na relacje w rodzinie.
Nie widzę tego dobrze. :?
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Jacku, syn spędził tydzień u teściów na wakacjach, a w ciągu całego roku pewnie łącznie widział się z nimi dwa tygodnie. U moich rodziców w tym roku był pewnie kilka godzin, więc jest tu duża asymetria. Przed konfliktem była odwrotna proporcja. Syn widział się z moimi rodzicami codziennie i wtedy nawiązała się pomiędzy nimi silna więź, która z dnia na dzień została przerwana.

Jacku, pamiętam właśnie, że też miałeś tego rodzaju problem. Pamiętam, że pisałeś, że żona obwiniała Twoją mamę za Wasze problemy nawet po jej śmierci. Brzmi to zupełnie abstrakcyjnie, ale niestety widze, że moja żona idzie podobną drogą. Nie do końca rozumiem też tu, na forum katolickim, postawę osób, które usprawiedliwiają trwanie w gniewie przez tak długi czas.

Nota bene, od tego konfliktu rozpoczął się odwrót mojej żony od Kościoła. Od ponad roku nie była u spowiedzi, na Mszę chodzi sporadycznie. Nie stała się zupełnie niewierząca, ale podważa często w rozmowach nauczanie Kościoła.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

krople rosy pisze: 12 wrz 2018, 10:28
Problem żony z Twoimi rodzicami to kwestia jej dogadania się z nimi i wybaczenia. Do tego nikogo zmusić nie można.
Szkoda jednak że swoje zranienia stawia wyżej niż dobro własnego syna bo skoro jemu ze strony dziadków nie działa się krzywda to warto by uczciwie oddzielić swoje problemy od praw dziecka.
Krople Rosy podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami.
Sam zaczynam w świetle wpisów Montiego, i z naszej prywatnej korespondencji patrzeć po roku inaczej.
Szczerze mówiąc, o ile jakiś czas temu przyznawałem rację, a w zasadzie uznawałem wyższość "pójścia za żona, wybrania żony" w kryzysowej sytuacji to teraz moje odczucia idą w kierunku tego, że kontynuacja tego stanu nie jest zdrowa.
I rozumiem Monti, że zaczyna Cię uwierać.

Moje osobiste doświadczenie.
Długo nie rozumiałem, dlaczego ciężar odwiedzin przechylał się w stronę rodziny żony.
Moj syn nie zna babci w zasadzie, bo dziadek czyli mój tata przychodził do nas i pomagał.
Po latach okazało się, że tłem był konfliktowa sytuacja z moją mamą gdzieś tam het dawno dawno temu o czym nie wiedziałem...
I inne rzeczy - jak oceniam niezaleczone rany z rodziny pierwotnej.
Doszło do tego, że idąc do rodziców czułem się wyobcowany. Z własnymi rodzicami, z rodzeństwem.
Dziś wiem, że o tę relację mam zadbać sam. Bez względu na żonę.
Sam jej nie przeszkadzam - i dopiero widzę teraz że jest też no dziwna powiedzmy.

Szkoda że wtedy tego nie widziałem.
Czasem ta sytuacja wraca w głowie i budzi się żal do żony.
Czy gdybym był dojrzalszy wtedy i sam nie pozwolił się bądź co bądź krzywdzić nie uchroniłbym przede wszystkim siebie samego?
Owszem żona na pierwszym miejscu, ale relacje z rodzicami, rodziną mają się zmienić a nie zakończyć - bez przesady.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, że nie wiem teściowa mnie wkurzy .
Sam nie będę jej odwiedzał i jeszcze będę żądał od zony i dzieci, by tez nie chodzili.


Co do syna Montiego. Znam przypadek, gdy dzieci same odwiedzają babcię i dziadka.
Przynajmniej tam nie słyszą kłótni rodziców, tam je ktoś zapyta co u nich słychać.
Może to kwestia poczucia bezpieczeństwa?

Osobna sprawa to powtarzające się chyba groźby rozwodu, tak?
To już zaczyna być chore jak dla mnie.
Coraz bardziej chore.
Amica

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Amica »

Monti pisze: 12 wrz 2018, 11:15 Amica – zastanawiam się, co powinienem zrobić, by w Twoim mniemaniu (i przede wszystkim w mniemaniu mojej żony) odciąć pępowinę i uporządkować swoje relacje z rodzicami.
Przede wszystkich - dobrze by było, gdybyś skonsultował swoją relację z rodzicami i cały ten konflikt ze specjalistą, a najlepiej, idealnie byłoby - gdyby terapeuta, mediator mógł zrobić z Wami obojgiem, gdzie przedstawiony byłby konflikt z obu stron, oba widzenia, obie racje itd. Wówczas jest szansa na to, że otrzymacie obiektywną ocenę i naprowadzenie na wnioski - kto przesadza, kto nie rozumie, co macie dalej zrobić itd. A potem oczywiście przyjąć opinię terapeuty, mediatora, a nie kombinować, że no tak - ale. I to się dotyczy obu stron. I Twojej i żony.
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: karo17 »

Od siebie dodam że kontakty dziecka z dziadkami są kolosalnie ważne. I jak najbardziej służą dobru dziecka. Może już jestem stary ale dawniej była taka tradycja że do kościoła dzieci chodziły z dziadkami np. na nabożeństwa, gdy rodzice pracowali. Dziadkowie to nie zabawki które można odstawić do kąta i przypomnieć sobie o nich za kilka lat żeby przyjechali do wnuka. Sytuacje są różne ale uzależnianie kontaktu dziecka z dziadkami od tego jak się czuje żona to słabo wygląda. I na pewno jest nie w porządku wobec dziadków. Żona oczywiście jest wyżej od dziadków, ale od "widzimisię" żony nie może być uzależnione dobro dziecka.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Pavel »

Ja przypomnę coś czego się sam nauczyłem w kryzysie - czy ważniejsza jest racja, czy relacja?
Dobrem dziecka są przede wszystkim kochający się rodzice, dziadkowie to cenny, ale jednak dodatek. Nie ma co moim zdaniem rozprawiać jak powinno być optymalnie, skoro jest jak jest.
I właśnie o jakość małżeństwa warto zatroszczyć się najpierw, zwłaszcza jeśli ten temat może rozdrapywać rany i być zapalnikiem kolejnego konfliktu.

Chciałbym również zauważyć, na ile mogłem wywnioskować z postów Montiego, że rodzice Są zabetonowani przy swojej racji podobnie jak żona.

Na koniec zaś, ja nie twierdzę, że żona Montiego podejmuje właściwe decyzje w tej sprawie, ale moim zdaniem podważanie i deprecjonowanie subiektywnych odczuć i uczuć żony może prowadzić tylko do klęski.
I bardzo radzę wczytać się w to co pisze Amica, pochodzić z tym. Sam napisałeś, że podobne do Amiki spojrzenie ma i Twoja żona.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

jacek-sychar pisze: 12 wrz 2018, 11:25 Coś jest Monti w Twojej żonie, co nie pozwala jej spojrzeć obiektywnie na relacje w rodzinie.
Nie widzę tego dobrze. :?
Monti pisze: 12 wrz 2018, 11:15 Ona ma wręcz alergię na moich rodziców i cokolwiek by nie zrobili, jest źle.
Wcześniej też te relacje były bardzo serdeczne, żona zresztą pracowała razem z mamą, mówiła nawet, że ma z nią lepszy kontakt niż ze swoją matką.
Jakoś po głowie mi chodzą te dwa zdania.
Amica pisze: 12 wrz 2018, 11:42 Przede wszystkich - dobrze by było, gdybyś skonsultował swoją relację z rodzicami i cały ten konflikt ze specjalistą, a najlepiej, idealnie byłoby - gdyby terapeuta, mediator mógł zrobić z Wami obojgiem, gdzie przedstawiony byłby konflikt z obu stron, oba widzenia, obie racje itd.
Amica, a czy pomysł jest realny do spełnienia?
Czy myślisz że w w obecnej sytuacji żona pójdzie z ochotą z Montim szukać pomocy u mediatora.
Wydaje mi się, że nadal funkcjonuje w niej obraz Montiego jak to było maminsynka :shock: itp.
Plus jeszcze słowa - groźba realna, złość , manipulacja słowem że odejdę.
Czy Monti byłby dla niej równorzędnym partnerem w takiej rozmowie?

Hehe, jak poszedłem raz czy dwa na próbę.
Nieprzekonany wewnętrznie ale żona mnie zaciągnęła.
W takim właśnie historycznym momencie naszej relacji.
Z perspektywy czasu to była strata czasu....

Jeżeli u Ciebie Monti jest inaczej to myślę że warto rozważyć. Pomysł godny zastanowienia.

Monti, syn poszedł do szkoły, jak ma ułożone lekcje. Kto go zawozi, kto odbiera, je obiady w stołówce, je wszystko, musi zostawać po lekcjach na świetlicy.
My tu gadu gadu a Pan Bóg się uśmiecha pod nosem.

Tak było u mnie .
Dziecko chore, ja do pracy, żona do pracy, dziadek akceptowany przez żonę w sanatorium.
Teściowa dalej i starsza, ciocia też odpada z innych względów.
Sam się zdziwiłem, ale się nie przesłyszałem : chyba musisz zadzwonić po swoją mamę ;)
Nic nie sugerowałem.
Nic nie przekonywałem, podpowiadałem.
Sama to zrozumiała, że nie mam wyjscia - trzeba zadzwonic ło Matko - po MAMUSIĘ :lol:
Amica

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Amica »

Jarku, czy zatem nie warto, by mediator stworzył odpowiednie warunki ku temu, bo żona się przekonała, że Monti tym maminsynkiem nie jest? Ja nie jestem żoną Montiego, nie znam jego rodziców, nie byłam świadkiem zdarzeń, a historię znam z opisu Montiego - a już tyle wystarczy mi, by zauważyć, że jego relacja z rodzicami nie jest do końca taka, jaka powinna być (szczególnie uleganie naciskom rodziców i przejmowanie ich toku myślenia). Nie tylko zresztą ja to widzę, kilka osób też zwróciło na to uwagę. Dla Montiego pewne zdania, sformułowania wydają się prawidłowe, naturalne, ale z boku widać je trochę inaczej. I to z boku przecież widzi też żona.

Jeśli żona nie będzie chciała, to - taka była moja pierwsza część zdania - Monti może pójść sam i zapytać, co robi nie tak, czy coś robi nie tak, starając się o ile to możliwe, na przedstawienie faktów, bez nadinterpretacji. Idealnie by było, gdyby taki mediator miał sprawę widzianą z obu stron, no ale jeśli to nie będzie możliwe, to trudno.

My się przecież nie znamy na psychologii, to chyba warto - jeśli konflikt tak długo trwa i zarzuty są wciąż powtarzane - zweryfikować to u mediatora.

A żonę można spróbować przekonać wyznaniem, że się chce naprawdę zrozumieć w pełni jej emocje, aby wiedzieć, co się robi nie tak i jak to rozwiązać. I że mediator to pozwoli Montiemu zrozumieć. Czemu miałaby odmówić odpowiednio skonstruowanej prośbie?

Jedyną przyczyną może być jednak poważna zadra wobec teściowej, możliwe, że powiedziała lub zrobiła coś, co może całkiem uniemożliwić dalsze relacje - bywa i tak.
krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Pavel pisze: 12 wrz 2018, 13:14 Na koniec zaś, ja nie twierdzę, że żona Montiego podejmuje właściwe decyzje w tej sprawie, ale moim zdaniem podważanie i deprecjonowanie subiektywnych odczuć i uczuć żony może prowadzić tylko do klęski.
Optymalnie by było żeby też nie podważać i nie deprecjonować subiektywnych odczuć Montiego bo ludźmi z uczuciami, emocjami i własnymi potrzebami są oboje: i żona i mąż.
Przestzreń na swoje zdanie i poglądy powinny mieć dwie strony w małzeństwie i probować jakoś dojść do punktu stycznego dla dobra wspólnego.
Ponieważ konflikt dotyczy przede wszystkim obu pań to moim zdaniem jako dwie dorosłe kobiete zatroskane szczerze o dobro dziecka powinny dojść do porozumienia dlatego zasugerowałam inicjatywę ze strony mamy.

I tak się jeszcze zastanawiam: czy Twoja żona Monti nie czuje się jakoś zagrożona i nie stoi na pozycji walki o względy syna?
Bo z jednej strony nie czuje się pewnie jako Twoja żona i ciśnie Cię do muru zapzrestania kontaktów z rodzicami a z drugiej widzę tę samą postawę odnośnie syna z dziadkami.
Być może czuje się tak niepewnie że dąży do wyeliminowania ,,zagrożenia''.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dziękuję wszystkim z zainteresowanie i Wasze uwagi.

Krople rosy, moja żona jakiś czas temu powiedziała synowi mniej więcej tak, że nie lubi babci, bo babcia się źle wobec niej zachowała. Syn nie jest już mały i ma świadomość, z czego biorą się nasze kłótnie i w ogóle tego tematu przy żonie nie porusza.

Kiedyś, jak zona wyprosiła mojego tatę z domu, syn powiedział mi, że dziadkowi musi być przykro, że mama go tak potraktowała. Pyta też, czy kiedyś się pogodzą. Mały jest bardzo inteligentny i rozumie więcej, niż może się wydawać.

Masz rację, że ta sytuacja może się kiedyś odbić przeciwko żonie. Chciałbym, żeby zmiana stosunków była efektem wzajemnego wybaczenia i refleksji, ale na to nie mam wpływu.

Zdaję sobie sprawę, że są dzieci, które nie mają w ogóle dziadków albo mają bardzo ograniczony z nimi kontakt. Jeśli tak jest od początku, to dziecko może to przyjmować jako coś naturalnego. U mnie jednak było tak, że najpierw ten kontakt był, nawiązała się jakaś relacja, a potem zostało to gwałtownie ucięte.

Oprócz moich rodziców, syn też jest bardzo zżyty z siostra mojego taty, która mieszka w tym samym domu, co rodzice, tylko na innym piętrze. Z nią też syn ma teraz siła rzeczy ograniczony kontakt.

Szczerze mówiąc, ja wcale nie mam ochoty uczestniczyć w tym spotkaniu, które ma być zaaranżowane. Może być tylko tak, e później będę słyszał skrajnie różne relacje z jego przebiegu. Tak było kiedyś, gdy rodzice przyszli do żony z intencją pogodzenia się, a żona to odebrała jako zachowanie dla niej obraźliwe. Nie chce później rozstrzygać, kto miał rację i jak było naprawdę.

Nawiasem mówiąc uczestnictwo w tym spotkaniu zaproponowała mi wczoraj psycholog (mając zresztą świadomość, że wychodzi z roli terapeuty).

Nie wiem, jak zachowałaby się dzisiaj żona, gdyby mama ja znów odwiedziła. Jej niechęć nie ustąpiła, ale relacje między nami trochę się poprawiły, a zdaje się, że jedno ma ścisły związek z drugim.

Zdaję sobie sprawę, że rodzice chcieliby widywać wnuka na swoich warunkach, tzn. żeby go przywieźć do nich i najlepiej, żeby nie musieli się konfrontować z żoną. Ale odwiedzanie dziadków po kryjomu to nie jest wyjście.

Sytuacja się przeciąga bez żadnego rozwiązania i to mnie trochę deprymuje. Nie umniejszając roli moich rodziców w tym konflikcie widzę to trochę tak, że toksyczne zachowanie mojej żony powoduje cierpienie całej rodziny. Mam wrażenie, że rodzice mają wolę pojednania. Nawet, jeżeli żona ma do nich żal, wg mnie powinna ich uszanować choćby z tego względu, że to moi rodzice i że są starsi. Pomijam to, że do konfliktu bardzo dużo nam pomagali (i finansowo i w inny sposób).

Nie widzę na razie szans na mediację czy terapię wspólną (ze względu na brak zgody żony).

Nie chcę deprecjonować uczuć żony. Ale chyba kiedyś musze powiedzieć stop. W końcu jestem ojcem i też mam prawo współdecydować o tym, z kim dziecko się spotyka.

Jarku, raczej nie ma szans na ten moment, by żona zgodziła się na opiekę mojej mamy nad synem. Nie ma dużo takich sytuacji, bo syn na szczęści nie choruje za często, a jak się to zdarzy, to któreś z nas może wziąć wolne w pracy. W czasie wakacji siedziała z nim dziewczyna, która z nami mieszka. Świetlica jest czynna w takich godzinach, że sobie radzimy.

Mam świadomość, że ważniejsza jest relacja niż racja. Z tego względu długi czas odpuszczałem dyskusję z żoną na ten temat. Kiedyś żona powiedziała mi, że potrzebuje czasu, żeby te relacje ułożyć (ale było to już dawno temu). Tymczasem czas mija, a zmian na lepsze nie ma. Być może jestem za bardzo niecierpliwy, trudno powiedzieć. Ale tak jak napisałem – czuje, że obecnie od widzimisię żony zależą relacje w całej rodzinie. I w tej sposób ona steruje wszystkimi. Bo jak powiem coś w jej mniemaniu nie tak, to znowu zacznie mnie wyzywać, obrażać (ostatnio powiedziała, że moja relacja z matką była pedofilska...) i straszyć rozwodem.

To straszenie rozwodem to kolejna kwestia, która mnie niepokoi. Żona ma mnie trochę w szachu, bo wie, że się boję jej odejścia, że nie jestem jeszcze całkiem odbluszczowiony. Wie, że dzięki procedurze niebieskiej karty, którą wszczęła, w razie czego ma większe szanse na uzyskanie opieki nad dzieckiem.

Wie, że boję się jej wybuchów gniewu i agresji. A jak tylko ja traciłem kontrolę (teraz już na szczęście mi się to nie zdarza), nagrywała mnie albo wzywała policję. Czyli klasyczne zbieranie haków...

Być może żona czuje się w jakiś sposób zagrożona, bo cała jej rodzina jest daleko. Tym bardziej nie rozumiem robienia sobie wrogów w mojej rodzinie pierwotnej.

Jeśli chodzi jeszcze o to straszenie rozwodem, to nie wiem, jak reagować na takie hasła. Oduczyłem się już krzyku i paniki, ale z drugiej strony muszę być stanowczy, musze stawiać granicę. A żona po takich słowach za kilka godzin rozmawia ze mną jakby nigdy nic. Może dla niej te słowa nic nie znaczą. Biorę poprawkę na to, że jest cholerykiem i nie zawsze panuje nad sobą, ale bez przesady...
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: karo17 »

Monti
A syn chętnie chce jeździć do dziadków?
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

karo17 pisze: 12 wrz 2018, 18:51 Monti
A syn chętnie chce jeździć do dziadków?

Wcześniej tak, a teraz (poza małymi wyjątkami) nie mówi o tym, bo się boi żony.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
ODPOWIEDZ