Małżeństwo w rozsypce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dziękuję Wam wszystkim za refleksje.

Żona jest bardzo zmienna. Dziś już trochę złagodniała i nie wspomina o rozstaniu. To jej rozchwianie emocjonalne sprawia, że zupełnie nie wiem, na czym stoję. Z tym, że zauważam, że moje samopoczucie zależy w dużej mierze od zachowania żony, bo jest oczywiście błędne.

W naszych rozmowach wcześniej sporo było krzyku i agresji z obu stron, była też przemoc. Dziś staram się reagować spokojnie (choć jeszcze czasem wymsknie mi się coś niemiłego), z tym, że trudno mi się bronić przed agresją słowną w sposób w miarę kulturalny (w tym sensie, że moje argumenty są przez żonę zakrzyczane).

Na dziś terapia czy jakaś forma rekolekcji realnie patrząc nie wchodzi raczej w grę.

Ciągle nie potrafię jeszcze być na tyle stanowczy i twardy, na ile bym tego chciał. Czuję lęk przed agresją żony. Zawsze miałem zaniżone poczucie własnej wartości, a przez to, co od niej usłyszałem, jest jeszcze gorzej. Jest to dla mnie pole do pracy, żeby obudzić w sobie męstwo i stanowczość

Jeśli chodzi o dom rodzinny żony, to zdaje się, że nie wiem wszystkiego, co tam się działo. Zdaje się, że rodzice bardziej ją chowali niż wychowywali. Zajmowała się nią dużo babcia. Kiedyś mówiła, że rodzice chyba w ogóle nie mówili, że ją (i siostrę) kochają. W konsekwencji, ona też za bardzo nie potrafi okazywać uczuć.

Tak jak wspominałem, w jej rodzinie pierwotnej też są kłótnie (włącznie z wzywaniem policji), alkohol (choć chyba niekoniecznie uzależnienie). Nie ma bliskości. Rozmowy żony z rodzicami są stosunkowo rzadkie i raczej na błahe tematy.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

udasiek pisze: 20 sie 2018, 17:36 Dobra powiedziałam, na tym kończę bo się wyzewnęrzniłam a sama jeszcze nie jestem poskładana - czuję się jakby ślepy doradzał kulawemu :oops:
To jest nas dwoje Udasiek. :lol:
Monti pisze: 20 sie 2018, 21:09 Jeśli chodzi o dom rodzinny żony, to zdaje się, że nie wiem wszystkiego, co tam się działo. Zdaje się, że rodzice bardziej ją chowali niż wychowywali. Zajmowała się nią dużo babcia. Kiedyś mówiła, że rodzice chyba w ogóle nie mówili, że ją (i siostrę) kochają. W konsekwencji, ona też za bardzo nie potrafi okazywać uczuć.
Monti czy Twoja żona nie ma na imię ODRZUCONA?
Z takim imieniem wyszła z domu?
Czy konflikt z Twoimi rodzicami nie mógł wywołać w niej odczucia, że została odrzucona?

Przyznaję ze ja z takim imieniem wyszedłem z domu.
Strasznie z tego powodu cierpiałem.
Bałem się odrzucenia - wolałem sam odrzucić za cenę samotności niż być odrzucony.
W relacji musiało być według mojego planu bo inaczej czułem się zagubiony.
Niepoprawnie przyjmowałem krytykę, odbierałem to jako atak. Ale z\ pewnych powodów złość tłumiłem w sobie, nie wybuchałem na zewnatrz. Nie potrafiłem się bronić.
Z Bogiem też byłem na bakier przez pewien czas - pomyliło mi się zostałem i przez Niego odrzucony.
Wzruszało i bardzo dotykało mnie jak ktoś był na jakiś sposób odrzucony, byłem wrażliwy na tym punkcie - przyznam szczerze ze decyzja zaopiekowaniu się córką koleżanki była dla mnie niezrozumiała, chociaż się bardzo nad tym głowiłem.

Nie chcę tutaj bawić się w jakąkolwiek analizę.
O. Szustak przekonał mnie w swoim audiobooku na temat relacji, że warto zrozumieć czy ma się kłopoty w relacji np. z dorosłym w którym jest dziecko - słuchał ktoś? Próbował zastosować się do rad tam zamieszczonych?
Przetestowałem na sobie i dużo siebie zrozumiałem.
Spróbowałem zrozumieć żonę - też pomogło w jakimś tam stopniu.
Najciekawsze jest to, ze odrzucony spotkał się z odrzuconą. ;)
Dlatego Monti spróbuj jak najwięcej przypomnieć sobie co mówiła żona o swoich. jak często się kontaktuje z siostrą, rodzicami
Jak weszła w Twoją rodzinę.
Teraźniejszość jest zbudowana z przeszłości. Twojej i Twojej żony.
Co ją ukształtowało? Co wpłynęło na to, że jest taka a nie inna?

Przepraszam może nie powinienem tego pisać, ale czuję się jakoś wewnętrznie przekonany...
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Jarku, Twoje spostrzeżenia są bardzo cenne. Muszę popatrzeć na żonę jako na osobę poranioną, odrzuconą. Może to jest klucz do zrozumienia jej postawy. Coś było nie tak w domu rodzinnym żony. Jej młodsza siostra wyprowdziła się do Hiszpanii i do domu przyjeżdzą rzadziej niż raz do roku, choć pracę ma taką, że ma dużo wolnego. Nawet Boże Narodzenie zazwyczaj spędza sama (nie założyła póki co rodziny), choć mogłaby przyjechać. Dla mnie to zawsze było troche dziwne. Moja rodzina pierwotna też była z problemami, ale były i są więzi, a tam tego nie ma.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Nirwanna »

Dla mnie to zawsze było troche dziwne. Moja rodzina pierwotna też była z problemami, ale były i są więzi, a tam tego nie ma.
Monti, warto nie oceniać i nie porównywać. Pisząc w ten sposób już oceniłeś, że rodzina żony jest "gorsza", a Twoja "lepsza". A to z automatu prowadzi do myślenia, że lepiej będzie, gdy u Was w rodzinie będzie tak, jak było w Twojej rodzinie. A tego, jak widzisz - Twoja żona histerycznie się boi. Nie tędy droga.
Wy tymczasem macie wypracować własny sposób bycia rodziną, maksymalnie zdrowy, odrzucając zarówno ideę braku więzi, jak i ideę chorych więzi.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Witam wszystkich,
Odświeżając trochę mój wątek, chciałbym napisać kilka słów o obecnej sytuacji w naszym małżeństwie.
Udało nam się w końcu przeprowadzić do nowego domu i obecnie żyjemy względnie spokojnie, skupiając się na ogarnianiu nowego miejsca i syna, który poszedł do pierwszej klasy.
Od czasu do czasu słyszę od żony przykre słowa, groźby rozwodu itp. Ale dużo rzadziej niż wcześniej. Zdarzają się też miłe chwile.
Żona dalej nie utrzymuje żadnych kontaktów z moimi rodzicami. Nie ukrywam, że sytuacja ta mnie dość mocno stresuje, głównie w kontekście relacji syna z dziadkami. Dziś byłem na terapii i w trakcie rozmowy z terapeutą wpadłem na taki pomysł, by zorganizować spotkanie moje i żony z moimi rodzicami w jakimś neutralnym miejscu (np. restauracji) w przedmiocie kontaktów naszego syna z dziadkami.
Trochę obawiam się tego, bo żona może odmówić i znowu rozpętać wojnę w naszym małżeństwie. Z drugiej strony, nie chcę biernie czekać, aż żonie przejdzie złość na rodziców, tylko podjąć jakieś działania. Mam tu na względzie przede wszystkim dobro dziecka, zwłaszcza w kontekście jego trudnej przeszłości. Być może takie spotkanie pozwoliłoby ustalić jakieś zasady kontaktu syna z dziadkami (niekoniecznie musi prowadzić do pojednania samych dorosłych).
Zdaję sobie sprawę, że ten problem może wydawać się błahy na tle sytuacji innych forumowiczów, ale mimo to będę wdzięczny za wasze przemyślenia.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Amica

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Amica »

Monti - na zdrowy rozum - dla dziecka bardziej ważne i potrzebne jest to, by rodzice się dogadywali ze sobą, szanowali, kochali. Dziadkowie też są potrzebni i ważni, ale niestety powinni być na drugim planie, jeśli rodzice nie mogą się dogadać. Wiem, że ta sytuacja jest dla Ciebie trudna, ale jeśli sprawy z żoną nie są poukładane, to takie aranżowanie spotkania może być powrotem do początku.

Zastanawiam się, dlaczego tak Cię stresuje brak kontaktów syna z dziadkami - czy rodzice naciskają? Powiedz szczerze - czy Twoja mama przedstawia Ci Twoje sugestie odnośnie do kontaktów z synem? Wiesz - nie powinna. Zwłaszcza w tej sytuacji. Powinna stać z boku i czekać - jeśli naprawdę zależy jej na Waszej rodzinie. Tak jak powiedziałam - dziadkowie są ważni, ale zastanawiam się, gdzie tkwi przyczyna tak usilnego prowokowania trudnych sytuacji - kto naciska sprężynę?

Nie martw się - kiedy się już ułoży między Wami, to dziecko nadrobi kontakty - a właściwie - zbuduje je, bo i tak musi je zbudować. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Będzie klimat do rozmowy, to i wszystko da się umówić.

Nie opisałeś sedna kłótni między Twoją żoną i mamą, dlatego trudno wyrokować, że żona np. przesadza i można byłoby forsować swój pogląd. Ale jeśli jest taka jej reakcja, to nie mogło tam chodzić o drobiazg. Sorry, ale Twoja mama dla Twojej żony to jednak obca kobieta i o ile np. swojej matce się wybaczy to i owo, to obcej już niekoniecznie. Tak już jest i to jest naturalne. Jeśli więc to nie był drobiazg, to myślę, że aranżowanie spotkania to będzie wielki błąd, prowadzący do jednego - znowu mamusia wygrała, żona jest na drugim planie.

Jeszcze raz - żona i dziecko - to jest Twoja rodzina, Twój priorytet. Reszta może poczekać.

Na pocieszenie dodam, że są tysiące, jeśli nie miliony dzieci, które nie mają jakoś bardzo regularnych kontaktów z dziadkami - wiele dzieci ich w ogóle nie ma, bo np. nie żyją, albo mieszkają w innym kraju. Tutaj dodatkowo chłopiec nie wie przecież, jak to jest żyć z dziadkami, więc nie martw się - niczego mu nie brakuje. Najważniejsze jest dla niego poczucie bezpieczeństwa - czyli skała pt. mama i tata.

Tak myślę...
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Lawendowa »

Monti pisze: 11 wrz 2018, 20:08 Żona dalej nie utrzymuje żadnych kontaktów z moimi rodzicami.
A jakie relację macie z żony rodzicami? Jakie relacje ma Wasz syn z dziadkami ze strony żony? Czy tutaj też wywierasz presję na częste kontakty syna z dziadkami?
Trochę obawiam się tego, bo żona może odmówić i znowu rozpętać wojnę w naszym małżeństwie.
Sęk w tym, że żona ma prawo odmówić. I czy wtedy na pewno ona będzie winowajcą tej wojny?
Z drugiej strony, nie chcę biernie czekać, aż żonie przejdzie złość na rodziców, tylko podjąć jakieś działania.
Myślę, że najważniejszym działaniem będzie odciąć wreszcie pępowinę i na terapii zastanowić się dlaczego w Twojej hierarchii rodzice są przed żoną i synem.
Mam tu na względzie przede wszystkim dobro dziecka, zwłaszcza w kontekście jego trudnej przeszłości. Być może takie spotkanie pozwoliłoby ustalić jakieś zasady kontaktu syna z dziadkami (niekoniecznie musi prowadzić do pojednania samych dorosłych).
Zdaję sobie sprawę, że ten problem może wydawać się błahy na tle sytuacji innych forumowiczów, ale mimo to będę wdzięczny za wasze przemyślenia.
Większości piszących przemyślenia w tym temacie znasz od bardzo dawna , a co z nimi robisz to już inna sprawa.
Amica już napisała Ci bardzo konkretnie jak to widzi - zgadzam się z tym.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: udasiek »

Monti, nie będziesz nigdy mógł być obiektywny na takim spotkaniu - i co wówczas zrobisz?
Proszę, może najpierw szczerze porozmawiaj z żoną o jej podejściu do rodziców Twoich i daj jej szczerze powiedzieć (bez bronienia rodziców) co ją tak boli. Pulikowski mówi pięknie na ten temat, posłuchaj (http://www.jacek-pulikowski.izajasz.pl/ ... stwie.html niestety nie pamiętam w której i w którym mcu, może ktoś pomoże). O tu krótko:
http://www.jacek-pulikowski.izajasz.pl/ ... dzina.html
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dziękuję za Wasze głosy. Odświeżyłem tę sprawę dlatego, że nastąpiła jakaś poprawa w naszych relacjach małżeńskich i chcę się zająć kolejnymi sprawami.
Obecnie uważam za trochę niesprawiedliwe głosy, że mam nieodciętą pępowinę. Mieszkamy teraz w innych miejscowościach, mamy rzadki kontakt. Rodzice owszem naciskają trochę na kontakty z wnukiem. Być może powinni wykazać więcej cierpliwości. Z drugiej strony, nie dziwię się temu za bardzo, bo przecież go kochają i też przeżywają tę sytuację.
Bardzo dużo myślałem o tej sytuacji i uważam, że obecnie (przynajmniej na poziomie rozumowym) moja hierarchia wartości jest odpowiednio poukładana.
Faktem jest, że z jakichś przyczyn ta sytuacja mnie mocno niepokoi. Kiedyś Nirwanna napisała mniej więcej tak, że jak odczuwa niepokój, to jest to sygnał od Boga, że coś powinna zrobić. Pomyślałem sobie, że jest to może taki sygnał, by spróbować jakoś uporządkować tę relację.
Trochę nie rozumiem takiego stanowiska, że jak w małżeństwie jest ok, to wszystkie inne relacje mogą kuleć. A to trochę przebija z wypowiedzi niektórych forumowiczek. Mnie zależy w pierwszej kolejności na małżeństwie, ale skoro teraz jest względny spokój, to mogę zając się innymi relacjami.
Żona od ponad roku nie ma praktycznie w ogóle kontaktu z moimi rodzicami. Sytuacja nie poprawiła się ani trochę. Oczywiście, mogę czekać, ale syn dorasta i za jakiś czas dziadkowie nie będą dla niego już tak ważni.
Tak naprawdę przez tę sytuację posypały się także automatycznie stosunki z innymi członkami rodziny. Doszło do tego, że przez w gruncie rzeczy błahy konflikt (z mojego punktu widzenia, bo dla żony widocznie była to ważna sprawa) posypała się cała rodzina.
Ja w jednej chwili odsunąłem się od swojej rodziny pierwotnej, a jednocześnie żona odsunęła się ode mnie. W konsekwencji zostałem sam.
Chciałbym, żeby żona odebrała taki przekaz, że rozumiem jej emocje, gniew i niechęć, ale należy to oddzielić od emocji dziecka, które potrzebuje także kontaktu z dalszą rodziną.
Na dzień dzisiejszy nie wiem, czy do spotkania dojdzie. Wczoraj rzuciłem rodzicom hasło, by wyszli z taką inicjatywą, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Jeszcze raz podkreślam, że małżeństwo jest dla mnie priorytetem i zdaję sobie sprawę, że rodzice są dla dziecka ważniejsi niż dziadkowie.
Jeśli chodzi o teściów, to mieszkają oni praktycznie na drugim końcu Polski. Syn spędził tam tydzień wakacji. Mogłem zaprotestować i powiedzieć żonie, że skoro odcinamy go od dziadków, to od jej rodziców też. Ale nie chciałem być małostkowy i rozgrywać dzieckiem, bo przecież chodzi o jego dobro.
Z teściami rozmawiam przez telefon średnio raz na tydzień, bywamy tam 3-4 razy w roku. Różnica jest taka, że oni mieszkają ok. 450 km od naszego domu, a moi rodzice – jakieś 7 km.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Pavel »

Monti,
Z mojego punktu widzenia, Twoje małżeństwo powinno być priorytetem.
Skoro aktualnie jest lepiej, nie widzę powodu by próbować aby było na powrót gorzej.

Nie uważam również, że powinieneś w takim spotkaniu uczestniczyć, a tym bardziej go organizować - moim zdaniem to Twoi rodzice, a zwłaszcza mama, jeżeli tak im zależy, powinni skontaktować się z Twoją żoną i to poukładać. Dlaczego to Ty masz być między młotem a kowadłem?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Amica

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Amica »

Monti pisze: 12 wrz 2018, 9:34
Chciałbym, żeby żona odebrała taki przekaz, że rozumiem jej emocje, gniew i niechęć, ale należy to oddzielić od emocji dziecka, które potrzebuje także kontaktu z dalszą rodziną.
Sęk w tym, że... nie potrzebuje.

Naprawdę. To nie jest pierwsza, ani nawet druga potrzeba dla dziecka, zwłaszcza kiedy małżeństwo jego rodziców wisi na włosku.

Czyli rodzice naciskają. Szkoda. Szkoda, że nie potrafią Cię puścić wolno, że nie potrafią kochać mądrze.

Monti - moje wrażenie - podkreślam - moje wrażenie wypływające z Twojego pisania jest takie, że pomimo Twoich słów, nie widzę tam postawionej żony na pierwszym miejscu w Twoim życiu. Co najmniej na równym.

Zapewniam Cię - że jeśli żona poczuje się bezpiecznie, to sama zaproponuje kontakt z dziadkami. Tym bardziej, że z Twoich słów wynika, że dziecko nie jest całkiem odcięte - był na jednym meczu z dziadkiem.

Z jednej strony chcesz, aby żona odebrała przekaz, że rozumiesz jej emocje i niechęć, a z drugiej chcesz pokazać, że kompletnie tych emocji nie rozumiesz.

Samo to, że uważasz za błahe to, co żonę tak uraziło, już pozycjonuje ją w określonym miejscu: mamusia "tylko" coś tam powiedziała, a żona obraziła się na śmierć i życie.

Zapytaj siebie - skąd takie myślenie? Dlaczego pozwalasz, aby ktokolwiek, nieistotne, czy to Twoja matka czy ktokolwiek inny - obrażał, ranił Twoją żonę? Mąż musi stać murem za swoją żoną w każdej sytuacji, w przeciwnym razie będzie miał mur między sobą a żoną. Wsparcie żony w takiej sytuacji to: masz rację.

A nie: masz rację, ale.

Nie ma ale.

Kiedy żona będzie czuła się bezpieczna i kochana, szanowana, traktowana z należytym szacunkiem, sama będzie organizować kontakty z dziadkami. Jeśli tego do tej pory nie robi - to znaczy, że ciągle czuje presję, że ciągle nie ma tej poczucia, że zawsze staniesz po jej stronie. Poza tym - wcale nie musi uważać, że obecność dziadków taka jest potrzebna dla tego dziecka. Opisywałeś sytuację, kiedy dziadkowie dawali mu słodycze pomimo wyraźnej prośby żony, aby tego nie robili. Co oznacza taka postawa dziadków? W skrócie i dobitnie: mama jest głupia, mama nie zna się na wychowaniu dzieci, mama przesadza, słowa mamy się nie liczą, bo my, dziadkowie wiemy lepiej, co dziecku jest potrzebne. To jest podważanie autorytetu matki w oczach dziecka - i jawne okazanie braku szacunku żonie przez teściów. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji.

Moja teściowa nigdy, ale to przenigdy ani słowem nie skrytykowała niczego, co robię. Ani mnie. I nie sądzę, aby nie miała takich chęci czy powodów. Może i miała. Ale zawsze był tam takt, wycofanie się. Nie mieliśmy kłótni z mężem, ale jeśli na jakiś temat mieliśmy inne zdanie - nigdy nie stawała po stronie syna. Jeśli uważała, że ma rację - milczała. Jeśli uważała, że ja mam rację - była ze mną w teamie. Teraz widzę, że była i jest mądrą kobietą - i ja ją uwielbiam. Bardzo lubiłam do nich jeździć na obiady, zachęcałam męża, by dzwonił do nich jak najczęściej (on z kolei odpępowiony za bardzo). Moi teściowie nic nam nie dali, nie pomagali, nie obsypywali prezentami. Ale są fantastyczni, bo - się nie wtrącają w nasze życie. Puścili syna wolno i dawali jemu i jego żonie wolność w kontaktach. Z dziećmi (gdybyśmy je mieli) byłoby tak samo. Bo widzę, jak traktują wnuki swojego drugiego dziecka.

Najgorsze jest więc to, że jeszcze tego nie widzisz, tych nieprawidłowości, które my widzimy stojąc z boku. Że czytasz zapewne moje słowa i jest Ci przykro, że tak piszę o Twoich rodzicach. A nie powinno być Ci przykro.

Może najpierw uporządkuj i uzdrów własne relacje z rodzicami? A dopiero potem narzucaj jej żonie i dziecku.

Rodzicom na naciski odpowiedz: wspólnie z żoną zadecydujemy, kiedy i jak to będzie. Nie naciskajcie.

Jeśli będą się obrażać lub mówić, że jesteś pod spódnicą żony, bezwolny itd. - to będziesz miał jasną sytuację, kto tutaj miesza w Waszej relacji.
jacek-sychar

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacek-sychar »

To ja dla wszystkich zwolenników ograniczania kontaktów dziecka Montiego z jego rodzicami, polecam takie orzeczenie sądowe:
https://www.i-kancelaria.pl/artykuly/cz ... z-wnukiem/
Amica

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Amica »

W uzasadnieniu wyroku sądowego, który zacytowałeś jest wyraźnie podkreślone, że na pierwszym miejscu powinno stać dobro i interes dziecka. I to powinno być wyznacznikiem w każdej sytuacji.
krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Monti a jak żona tłumaczy dziecku swoja odmowę widzenia się z dziadkami?
I jak to przyjmuje syn?

Problem żony z Twoimi rodzicami to kwestia jej dogadania się z nimi i wybaczenia. Do tego nikogo zmusić nie można.
Szkoda jednak że swoje zranienia stawia wyżej niż dobro włąsnego syna bo skoro jemu ze strony dziadków nie działa się krzywda to warto by uczciwie oddzielić swoje problemy od praw dziecka.
No, chyba że byłby to faktycznie toksyczny ich wpływ na syna i na Waszą rodzinę to w takim wypadku ze spotkań należałoby zrezygnować.
W każdym razie syn dorośnie i moze zadać mamie niewygodne pytania i okaże się że na tym zakazie widzeń Twoja żona kiedyś straci .

Moje dzieci też są ubogie w kontakt z dziadkami i specjalnie nie cieprią. Jedna babcia nie żyje, druga mieszka 200 kim od nas a dziadkowie żyją własnym życiem i zapomnieli o dzieciach i wnukach.
W każdym razie ja jako matka wolałabym by dzieci miały kontakt z dziadkami.
krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Pavel pisze: 12 wrz 2018, 9:47 Nie uważam również, że powinieneś w takim spotkaniu uczestniczyć, a tym bardziej go organizować - moim zdaniem to Twoi rodzice, a zwłaszcza mama, jeżeli tak im zależy, powinni skontaktować się z Twoją żoną i to poukładać. Dlaczego to Ty masz być między młotem a kowadłem?
Mam takie samo zdanie. Jeśli Twoim rodzicom zależy a mama miała przykry incydent z Twoją żoną to uważam że ona powinna postarać się o kontakt z żoną. Nie angażując w to Ciebie gdyż tylko podsyca tym Twój konflikt z żoną. Może wyciszyła by swoje serce i odwiedziła twoją żonę z dobrą kawą, pączkami i upominkiem dla swego wnuka?
Czy Twoja żona zamknęłaby jej drzwi przed nosem w takiej sytuacji gdyby mama przyszła z przeprosinami ?
Kobiety powinny się jakoś dogadać.
ODPOWIEDZ