Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

una
Posty: 334
Rejestracja: 08 lut 2017, 22:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: una »

Ja też bym pomięła to pogrubione. Napisałam maila, że po zastanowieniu nie jestem w stanie mu pomóc w jego pracy (mimo że sama chciałam), gdyż koszty emocjonalne tego będą dla mnie zbyt wysokie. NIe mam ochoty kolejny raz narażać się na komentarze personalne dlatego ze pracuję inaczej niż on i efekt jest inny niż sobie wyobrażał. Wziełam odpowiedzialność za siebie i ogarnęłam kuchnię. I poczułam że to właściwa droga.
Czarek
Posty: 1387
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: Czarek »

una pisze: 12 lip 2017, 22:25 Natomiast ja teraz siedzę i się zastanawiam, jak ja się mam zachować i co im powiedzieć, gdy są świadkami awantury. Jak mam nauczyć syna, że kobiecie należy się szacunek, że drugiej osobie należy się szacunek? I jak nauczyć córkę, że nikt niegdy nie może jej poniżać.
Una uważam, że warunkiem koniecznym aby dzieciaki dostały prawdziwy i owocny przekaz jest spójność w tym jak się zachowujesz i co mówisz.
Dzieci są doskonałymi obserwatorami i same słowa bez czynów pozostaną .... puste i bez pokrycia ;)
una pisze: 12 lip 2017, 22:25 Udało mi się wyrazić mój sprzeciw i brak zgody na taki sposób zwracania się.
I to jest konkret i tak trzymaj :)
una pisze: 12 lip 2017, 22:25 Jednak mam wrażenie jakby nie brał tego pod uwagę – nie przestaje krzyczeć.
Idealnie byłoby gdyby mąż od razu zareagował odpowiedzialnie.
Wrażenia i wątpliwości jeszcze przez jakiś czas mogą ciągnąć Ciebie ku staremu schematowi, który choć raniący to dobrze znany.

Zaczęłaś brać odpowiedzialność za siebie i wytyczać własne granice.
Mąż może być przyzwyczajony, że może dowolnie i bez Twojej zgody hulać po Twoim podwórku.

Powodzenia :)
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: Niezapominajka »

Właśnie,coto ma być? Ty mu oferujesz pomoc a on ma problem z garami w zlewie? To niech sam posprząta jakmu przeszkadza. DObra rada Jacka - zostawić pomoc mu i pójść demonstracyjnie do zlewu, a potem walnąć się na kanapie demonstracyjnie z gazetą. Zrozumie przekaz.
On ma wielki problem w sobie, naczynia czy Ty to tylko jego zapalniki wywołujace wybuch. Preteksty. Jest pełen złości.
una
Posty: 334
Rejestracja: 08 lut 2017, 22:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: una »

Zawsze będę bardzo wdzięczna za pomoc w spojrzeniu z innej perspektytwy niż moja - bo moja z konieczności jest bardzo ograniczona. Natomiast ocenianie męża w niczym nie pomaga, a wręcz przeciwnie odbiera mi siłę od zmian i sprawczość, wpycha na stare tory, których nie chcę.
una
Posty: 334
Rejestracja: 08 lut 2017, 22:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: una »

Czarek, ja właśnie w tym mam kłopot że sama nie wiem jak zaregować. Liczę, że ktoś kto to rozwiązał podpowie jak sobie w swojej sytuacji poradził, może mi to pomoże. Co kiedy komentarze do dziecka kierowane są z gruntu oceniające i niszczące - często w emocjach ale często w dobrej wierze, przekonaniu że tak należy. Że należy mówić pełną prawdę - czyli np. jesteś leń, albo jesteś złośliwy. I ja wiem że to nie pomoże a wręcz da skutek odwrotny. Ale on tego nie rozumie. A ja nie chcę podważać autorytetu męża ani zostawić dziecka z takim komunikatem.
Czarek
Posty: 1387
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: Czarek »

una pisze: 16 lip 2017, 21:37 Czarek, ja właśnie w tym mam kłopot że sama nie wiem jak zaregować.
Una to jest dobra wiadomość :)
Przyznać się i uznać swoją nieumiejętność, niewiedzę, bezsilność to moim zdaniem najważniejszy krok aby rozpocząć pracę nad sobą ;)
Una ja uważam, że forum jest miejscem, które może dać wsparcie i zachętę do tego aby zacząć zmieniać swoje życie.
Na forum są osoby, które mają różne historie życiowe. Jestem przekonany o ich szczerych i dobrych intencjach. Uważam jednak, że na początku drogi przemiany jest duży problem z poczuciem własnej wartości, pewnością siebie, swoich myśli, uczuć, niezakłamanym odbiorem rzeczywistości co powoduje, że szukając i oczekując rad od ludzi, którzy Ciebie nie znają można zacząć zachowywać się jak chorągiewka na wietrze.
Myślę, że konkretna robota do wykonania przez Ciebie powinna dokonać się ze wsparciem osoby kompetentnej, która pomoże Ci zobaczyć i ponazywać Twoje dysfunkcje.
Możliwości wyboru jest całkiem sporo: terapia indywidualna, terapia grupowa, warsztaty 12 kroków, kierownik duchowy.
una pisze: 16 lip 2017, 21:37 Liczę, że ktoś kto to rozwiązał podpowie jak sobie w swojej sytuacji poradził, może mi to pomoże.
Przez wzgląd na to co napisałem powyżej, jaką masz pewność, że taka rada będzie dobra dla Ciebie. Nawet jeśli będzie to skąd weźmiesz siłę aby konsekwentnie ją realizować. To, że przyjdą chwile trudne i zwątpienie jest dla mnie niewątpliwe. Jeśli nie będziesz miała fachowego i kompetentnego wsparcia i się poddasz to wyjdziesz z takiego doświadczenia jeszcze bardziej słaba i poraniona :|
Bycie doradcą to świetna fucha, tylko że doradca nie bierze odpowiedzialności za Twoje życie ;)
una pisze: 16 lip 2017, 21:37 Co kiedy komentarze do dziecka kierowane są z gruntu oceniające i niszczące - często w emocjach ale często w dobrej wierze, przekonaniu że tak należy.
Dla dziecka jest to bardzo raniące.
Postawy jakie może przyjąć są skrajne:
- będzie robić wszystko aby temu zaprzeczyć i udowodnić, że tak nie jest;
- podda się i zacznie utwierdzać siebie i otoczenie w przekonaniu, że tak jest.
W obydwu przypadkach uwierzy, że jest to prawda :|
una pisze: 16 lip 2017, 21:37 Że należy mówić pełną prawdę - czyli np. jesteś leń, albo jesteś złośliwy.
To nie jest prawda, to ocena.
Wpadnięcie w pułapkę oceniania prowadzi do tego co napisałem wyżej.
una pisze: 16 lip 2017, 21:37 A ja nie chcę podważać autorytetu męża ani zostawić dziecka z takim komunikatem.
I stoisz w rozkroku :(
Chcesz dobrze, ale nie wiesz jak ... rozbić system, którego jesteś elementem i który nie jest funkcjonalny.

Una wszystkiego można się nauczyć.
Ja tego doświadczyłem. Zachęcam Ciebie do sięgnięcia po pomoc w realu ;)
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: 3Has »

witaj Una:)
Zdecydowałem się napisać, gdyż widzę pewne podobieństwa między Twoją a moją sytuacją.
Też niby "nic się nie stało", też nie rozmawiamy, ale w moim związku to ja mam pretensje - o wiele rzeczy, i to uzasadnione.
Żona nic z tego co mówię nie rozumie - to znaczy twierdzi że rozumie ale jej postępowanie udowadnia, że nie rozumie. Zdecydowałem się napisać, bo może pomogę Tobie zrozumieć co czuje Twój mąż - o ile sytuacja Wasza jest tak podobna do naszej jak mi się wydaje.

Napisałaś:"Mam wrażenie jakby z powodu życia ze mną miał jakąś depresję".
Zapewne nie jest to jedyny powód jego depresji, ale sytuacja może nasilać stany depresyjne. Jeśli Twój mąż czuje tak, jak napisalaś - to na pewno ma poczucie że coś mu się nie udało w życiu. Coś bardzo ważnego jeśli nie najważniejszego - małżeństwo.
Mężczyźni inaczej podchodzą do problemów w małżeństwie - otóż bardzo często, częściej niż kobiety, usiłują udawać przed światem że wszystko ok, albo w miarę ok. Dlaczego? Bo komukolwiek nie przypisywaliby winy za to - odczuwają to jako swoją porażkę, i to taką że wstyd się przed nią przyznać przed ludźmi.

Teraz pytanie - dlaczego Twój mąż ma taki stosunek do Ciebie. Spośród wielu zarzutów które on ma do Ciebie odniosę się do jednego: "traktuję go jak zabawkę".
To bardzo ważne by wyjaśnić dlaczego. W swoim życiu widziałem wiele takich przykładów, że kobieta traktuje mężczyznę jak
zabawkę w rozmaity sposób (oczywiście odwrotne sytuacje też, ale nie o tym teraz) - otóż mężczyzna przyjmuje zazwyczaj wtedy jedną z trzech postaw: albo jest to pogodzenie się z losem i wejście w rolę totalnego pantofla, albo bunt, gniew, agresja słowna a w gorszych przypadkach nie tylko to, albo - i to jest moim zdaniem najgorsze co może Was spotkać - rozegranie sprawy na chłodno, czyli po prostu ciche i spokojne przygotowanie do rozwodu. Gromadzenie środków, dowodów, świadków - wszystkiego co ułatwi późniejsze życie i samą rozprawę rozwodową.
W ostatniej sytuacji nic się pozornie nie dzieje długi czas - aż pewnego dnia żona dostaje informację że mąż się wyprowadza, nie wróci, a ona wkrótce dostanie pozew. Wtedy najczęściej już za późno na cokolwiek (choć cuda oczywiście się zdarzają).

Napisałaś: "Ja jestem na niego zła, że moje błędy w jego ustach mnie definiują i określają. Jakby była nimi i tylko z nich się składała." No to jest niestety częsta reakcja - mam pretensje do niego że on ma pretensje do mnie. Widzi tylko wady, a mam tyle zalet. Ja to oczywiście rozumiem, tylko to też ma przyczynę - w moim wypadku żona ze swoimi wadami nic nie robi, a jeśli robi, to przez chwilę. Na dłuższą metę nic się nie zmienia, a są to wady na skutek których cierpi ona (choć tego nie widzi), cierpię ja (co ona ma gdzieś), cierpią dzieci (co ona też ma gdzieś, to znaczy robi wszystko by tego nie widzieć albo obwinić o skutki mnie), cierpi otoczenie bo znowu czegoś nie zrealizowała (ale wynajdzie wadę u mnie więc spoko). Jeśli u Ciebie jest podobnie - to recepta na to to solidna praca nad sobą, bez wymówek. Czytałaś post "w złote ramki oprawić słowa Kasi"? Tam jest pięknie napisane co powinniśmy ze sobą robić.
Dobrze się skupić na tym co dokładnie sprawia że Twój mąż czuje się traktowany jak zabawka. Warto to spisać i się uczciwie nad tym zastanowić - uczciwie to znaczy co byłoby gdyby Twój syn miał problem z żoną taki sam jak Twój mąż ma z Tobą. Co byś mu doradziła wtedy?

Najtrudniej jest spojrzeć z dystansu na własne zachowanie i go uczciwie ocenić - bez pokusy "a bo on". Zwłaszcza kiedy on
zapewne ma sporo na sumieniu - bo na przykład Ty nie widzisz problemu tam gdzie dla niego to problem, albo nie powinien przesadnie reagować na "drobiazgi" albo sporo innych win, nie sprowokowanych niczym. To oczywiście zrozumiałe, ale to krok konieczny - na razie masz wpływ tylko na siebie.

Na razie tyle ale chętnie rozwinę jeśli chcesz.
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: margaritum »

3Has, ja też poproszę o rozwinięcie.

Mój mąż jest pełen gniewu. A również ma swoje za uszami, więc trudno mi to znieść. Wiele stwierdzeń, które napisałeś, brzmi dla mnie tak bardzo znajomo, jakbym jego słyszała. Szczęśliwie chce jeszcze o wielu swoich emocjach mówić, o tym, że jest wściekły, że wie o tym, że wiele rzeczy nie jest moją winą, ale i tak ma dość.
Żona nic z tego co mówię nie rozumie - to znaczy twierdzi że rozumie ale jej postępowanie udowadnia, że nie rozumie.
Słyszę, że wiele się zmieniło, widzi to, ale to wciąż jest kropla w całym wiadrze tego, co jest potrzebne. Że nie zmienia się to, co dla NIEGO jest najważniejsze. Bo to ON wie, gdzie i jak powinnam się zmienić, ON wie, co robię nie tak w stosunku do dziecka, w domu, wobec innych ludzi.... Nie nadaje swoim stwierdzeniom pierwszej osoby, że jemu czegoś brakuje, tylko wypowiada swoje kwestie jak prawdy absolutne. Łatwiej mi coś zaakceptować, kiedy wiem, że robię to dla niego. Ale nie, on uważa, że TAK POWINNO BYĆ OBIEKTYWNIE i ja go PRZERAŻAM, że tego nie wiem...
mam pretensje do niego że on ma pretensje do mnie
Tak, tak właśnie nieraz czuję. Jak on "w ogóle śmie mieć do mnie tyle pretensji po tym, jak mnie zdradził" - cudzysłów, bo to jest emocja, a nie to, co myślę.
w moim wypadku żona ze swoimi wadami nic nie robi, a jeśli robi, to przez chwilę. Na dłuższą metę nic się nie zmienia, a są to wady na skutek których cierpi ona (...), cierpię ja (...), cierpią dzieci (...), cierpi otoczenie (...). Jeśli u Ciebie jest podobnie - to recepta na to to solidna praca nad sobą, bez wymówek.
O tutaj to aż mnie żołądek boli, jak to czytam. Moje emocje nadają Twojej wypowiedzi ton protekcjonalny, wszystkowiedzący.
Solidna praca nad sobą, ok. Ale skąd wiesz, skąd wie mój mąż, że ten kierunek zmian, który on sobie wyobraża za jedyny słuszny, jest właśnie tym, czego potrzebuję? Ja się zmieniam, ale dla siebie. Ja czuję się lepiej sama ze sobą. Ja nie wpadam już w rozpacz (no, może nie za każdym razem), kiedy on rzuci uwagę bez aprobaty, albo kiedy wyjedzie na parę dni. Ja nie mam już takiego poczucia uzależnienia od niego. Ale on tego nie widzi. On widzi to, że raz na piętnaście wieczorów zostały nieumyte 3 talerze po kolacji (w naszym wypadku niestety to ważne, bo mamy problem z karaluchami, które żerują na każdej pozostawionej resztce jedzenia.)
Warto to spisać i się uczciwie nad tym zastanowić - uczciwie to znaczy co byłoby gdyby Twój syn miał problem z żoną taki sam jak Twój mąż ma z Tobą. Co byś mu doradziła wtedy?
Tego nie rozumiem. Chciałabym się zastanowić. Ale stawiając sprawę w ten sposób, to z dystansu patrzę na to, co poradzić jemu, a nie sobie, jak działać...
. To oczywiście zrozumiałe, ale to krok konieczny - na razie masz wpływ tylko na siebie
Najtrudniejsza część zadania. Czasami po kolejnej niefortunnej czepialskiej wypowiedzi, kiedy najpierw powiem, potem pomyślę, mam ochotę zaszyć sobie usta na stałe :-P
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: udasiek »

3Has pisze: 24 lip 2017, 9:49 Mężczyźni inaczej podchodzą do problemów w małżeństwie - otóż bardzo często, częściej niż kobiety, usiłują udawać przed światem że wszystko ok, albo w miarę ok. Dlaczego? Bo komukolwiek nie przypisywaliby winy za to - odczuwają to jako swoją porażkę, i to taką że wstyd się przed nią przyznać przed ludźmi.

[...] rozegranie sprawy na chłodno, czyli po prostu ciche i spokojne przygotowanie do rozwodu.
Aż mi się gorąco zrobiło... Co zrobić z osobą która nie pokazuje emocji???
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: 3Has »

margaritum pisze: 24 lip 2017, 11:54 3Has Mój mąż jest pełen gniewu. A również ma swoje za uszami, więc trudno mi to znieść. Wiele stwierdzeń, które napisałeś, brzmi dla mnie tak bardzo znajomo, jakbym jego słyszała. Szczęśliwie chce jeszcze o wielu swoich emocjach mówić, o tym, że jest wściekły, że wie o tym, że wiele rzeczy nie jest moją winą, ale i tak ma dość.
To bardzo dobrze że chce rozmawiać - jeśli jest dialog, jest punkt zaczepienia, to można dojść do porozumienia. Świetnie też, że zdaje sobie sprawę że wiele rzeczy nie jest Twoją winą.
Tylko pamiętaj o jednym - ja jestem leniem, bo tak mnie wychowano (albo dokładniej: taki skutek odniosła próba wychowania mnie na pracoholika). Kiedy nad swoim lenistwem jednak nie pracuję - to już jest to wyłącznie moja wina, i żadne wychowanie nie jest usprawiedliwieniem.
Więc jeśli coś nie jest Twoją winą, ale nic z tym nie robisz (zakładając oczywiście że to wada do poprawy) to świadomość że to nie Twoja wina niewiele pomaga. A w zasadzie w ogóle.
margaritum pisze:
3Has pisze:Żona nic z tego co mówię nie rozumie - to znaczy twierdzi że rozumie ale jej postępowanie udowadnia, że nie rozumie.
Słyszę, że wiele się zmieniło, widzi to, ale to wciąż jest kropla w całym wiadrze tego, co jest potrzebne. Że nie zmienia się to, co dla NIEGO jest najważniejsze.
A co jest najważniejsze? Ważne jest to byś wiedziała co to jest i - przy założeniu że oboje uważacie że to jest do zmiany - pracowała przede wszystkim nad tym.
margaritum pisze: Bo to ON wie, gdzie i jak powinnam się zmienić, ON wie, co robię nie tak w stosunku do dziecka, w domu, wobec innych ludzi.... Nie nadaje swoim stwierdzeniom pierwszej osoby, że jemu czegoś brakuje, tylko wypowiada swoje kwestie jak prawdy absolutne. Łatwiej mi coś zaakceptować, kiedy wiem, że robię to dla niego. Ale nie, on uważa, że TAK POWINNO BYĆ OBIEKTYWNIE i ja go PRZERAŻAM, że tego nie wiem...
To doskonale rozumiem bo moja żona ma tak mniej więcej, że ona nie wie, że obiektywnie ma jakieś zobowiązania i powinności. Dodajmy że inne kobiety nie tylko to wiedzą, ale uznają za oczywste, i dziwią się że ktoś może uważać inaczej. Nie wiem czy o to samo chodzi u Ciebie - zastrzegam że ja rozumiem postawę, ale niekoniecznie zgadzam się co do jej zasadności. Wszystko zależy o czym mówimy.
Przykład - moja żona planując coś tam nie wpada na to, że skoro to mnie też dotyczy (bo ja z uwagi na jej plan powinienem coś zrobić albo czegoś zaniechać) - to wypadałoby po pierwsze poinformować mnie o tym a po drugie uzgodnić, że oboje z tym jesteśmy ok. Ale po co skoro można w ostatniej chwili mi coś zakomunikować i oczekiwać że skoro ona już podjęła decyzję i mi o niej w ostatniej chwili mówi, to ja powinienem się dostosować - bo ona już nie może czegoś tam odkręcić.
Jeszcze raz - nie wiem czy tak jest u Ciebie, ale tak mniej więcej to wygląda u mnie. Czy dziwisz się że ja wymagam od mojej żony rozumienia tego że OBIEKTYWNIE powinna najpierw uzgadniać ze mną swoje plany (takie co wymagają mojego dostosowania się i zmiany moich planów), i mnie też PRZERAŻA że można tego nie rozumieć?
Poważnie - ja nie wiem jak dorosła osoba może tego nie rozumieć. Tak, wściekam się wtedy.

margaritum pisze:
3Has pisze:mam pretensje do niego że on ma pretensje do mnie
Tak, tak właśnie nieraz czuję. Jak on "w ogóle śmie mieć do mnie tyle pretensji po tym, jak mnie zdradził" - cudzysłów, bo to jest emocja, a nie to, co myślę.
Nie czytałem Twojego wątku, ale jeśli mąż Cię zdradził to jest inna rozmowa. Rozmawialiście o tym dlaczego do tego doszło? Skoro jesteście razem dalej, to dobrze byłoby wypracować jakieś zasady, choć tu doświadczenia nie mam - ja nie zdradzam, a żona albo też nie, albo nie wiem o tym. W każdym razie nie jest to temat u nas.
margaritum pisze:
3Has pisze:w moim wypadku żona ze swoimi wadami nic nie robi, a jeśli robi, to przez chwilę. Na dłuższą metę nic się nie zmienia, a są to wady na skutek których cierpi ona (...), cierpię ja (...), cierpią dzieci (...), cierpi otoczenie (...). Jeśli u Ciebie jest podobnie - to recepta na to to solidna praca nad sobą, bez wymówek.
O tutaj to aż mnie żołądek boli, jak to czytam. Moje emocje nadają Twojej wypowiedzi ton protekcjonalny, wszystkowiedzący.
Solidna praca nad sobą, ok. Ale skąd wiesz, skąd wie mój mąż, że ten kierunek zmian, który on sobie wyobraża za jedyny słuszny, jest właśnie tym, czego potrzebuję? Ja się zmieniam, ale dla siebie. Ja czuję się lepiej sama ze sobą. Ja nie wpadam już w rozpacz (no, może nie za każdym razem), kiedy on rzuci uwagę bez aprobaty, albo kiedy wyjedzie na parę dni. Ja nie mam już takiego poczucia uzależnienia od niego. Ale on tego nie widzi. On widzi to, że raz na piętnaście wieczorów zostały nieumyte 3 talerze po kolacji (w naszym wypadku niestety to ważne, bo mamy problem z karaluchami, które żerują na każdej pozostawionej resztce jedzenia.)
No, to jest właśnie to chyba co często występuje jako problem - cieszę się jednak że wiesz że to Twoje emocje nadają mojej wypowiedzi protekcjonalny ton.
Skąd wiem że kierunek zmian który on sobie wyobraża jest słuszny? Nie wiem, bo nie wiem co to za kierunek zmian:) Wiem natomiast dlaczego uważam że u nas kierunek zmian proponowany przeze mnie jest słuszny.
Bo proponujecie go z grubsza wy tutaj na forum. Bo piszą o tym w książkach, które polecacie. Bo polecają go autorytety. Bo - to dla mnie osobiście najważniejsze - widzę że to jest to czym się kierują kobiety w szczęśliwych związkach.
Ale u nas się to nie udaje bo jest nie bo nie, to znaczy w sferze deklaracji tak, a w rzeczywistości nie. Bo jakże by to wyglądało - że ona usłuchała mnie? Zwłaszcza wtedy kiedy mogę mieć rację? Owszem, co innego posłuchać by mi udowodnić że się mylę - ale jeśli jest ryzyko że mam rację, to nie róbmy tego, nie tykajmy. I nie ma znaczenia że ten kierunek zmian polecają inni, w tym autorytety, które uznaje moja żona - ważne jest to że skoro ja to uznaję to znaczy że ma być na odwrót. Nie w słowach - w czynach. Słowa są dowolne i tyle już usłyszałem że nie zwracam na deklaracje najmniejszej uwagi.

Jeszcze co do Ciebie - tak, czucie się lepiej sama ze sobą to dobry kierunek zmian. Brak uzależnienia - również. Ale czy to cel sam w sobie?
margaritum pisze:
3Has pisze:Warto to spisać i się uczciwie nad tym zastanowić - uczciwie to znaczy co byłoby gdyby Twój syn miał problem z żoną taki sam jak Twój mąż ma z Tobą. Co byś mu doradziła wtedy?
Tego nie rozumiem. Chciałabym się zastanowić. Ale stawiając sprawę w ten sposób, to z dystansu patrzę na to, co poradzić jemu, a nie sobie, jak działać...?
Szerzej, chodziło mi o stanięcie z boku wobec własnych problemów i spojrzenie na nie jak na problemy drugiej osoby. Podany przykład wyżej miał służyć próbie wejścia w sytuację od strony męża.Takie ćwiczenie - empatii - może pomóc zrozumieć sytuację od drugiej strony.
margaritum pisze:
3Has pisze: To oczywiście zrozumiałe, ale to krok konieczny - na razie masz wpływ tylko na siebie
Najtrudniejsza część zadania. Czasami po kolejnej niefortunnej czepialskiej wypowiedzi, kiedy najpierw powiem, potem pomyślę, mam ochotę zaszyć sobie usta na stałe :-P
Rozumiem - każdy to ma:) Też chciałbym być zimny jak głaz :)
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: 3Has »

udasiek pisze: 24 lip 2017, 13:06
3Has pisze: 24 lip 2017, 9:49 Mężczyźni inaczej podchodzą do problemów w małżeństwie - otóż bardzo często, częściej niż kobiety, usiłują udawać przed światem że wszystko ok, albo w miarę ok. Dlaczego? Bo komukolwiek nie przypisywaliby winy za to - odczuwają to jako swoją porażkę, i to taką że wstyd się przed nią przyznać przed ludźmi.

[...] rozegranie sprawy na chłodno, czyli po prostu ciche i spokojne przygotowanie do rozwodu.
Aż mi się gorąco zrobiło... Co zrobić z osobą która nie pokazuje emocji???
Nie wiem, ale spróbowałbym porozmawiac jaka jest tego przyczyna, i czy to oznacza że np osoba ta nie uznała że nie ma już o czym rozmawiać. A jeśli tak - to dlaczego tak uznała oraz spróbować przekonać że jeszcze jest o czym. Acz z osobami na tym etapie może być trudno, choć z drugiej strony z osobami nadmiernie pokazującymi emocje też łatwo nie jest.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: Pavel »

3Has pisze: 24 lip 2017, 13:30 A co jest najważniejsze? Ważne jest to byś wiedziała co to jest i - przy założeniu że oboje uważacie że to jest do zmiany - pracowała przede wszystkim nad tym.
W punkt.
3Has pisze: 24 lip 2017, 13:30 Czy dziwisz się że ja wymagam od mojej żony rozumienia tego że OBIEKTYWNIE powinna najpierw uzgadniać ze mną swoje plany (takie co wymagają mojego dostosowania się i zmiany moich planów), i mnie też PRZERAŻA że można tego nie rozumieć?
Poważnie - ja nie wiem jak dorosła osoba może tego nie rozumieć. Tak, wściekam się wtedy.
Na początek potrzeba zacząć nad sobą panować. Aby zamiast się wściekać, postarać się zmienić to.
To co opisałeś świadczyć może o tym, że nie potrafisz mądrze postawić granic oraz konsekwentnie ich bronić. Bo to co robi Twoja żona to jedno, ale co ty robisz z tym "stawianiem Cię pod ścianą", to już Twoja odpowiedzialność.
Złe emocje, wściekłość sprawy nie rozwiążą. Nauczenie się stawiania i pilnowania własnych granic - może, wraz z właściwą komunikacją, rozwiązać problem.
3Has pisze: 24 lip 2017, 13:30 Wiem natomiast dlaczego uważam że u nas kierunek zmian proponowany przeze mnie jest słuszny.
Odniosę się do zacytowanego fragmentu i tego co napisałeś po nim.
Nie mam wątpliwości, że kierunek zmian proponowany na forum jest słuszny i dobry.
Tyle, że przyjmuje go jako słuszny i dobry DLA MNIE.
Rozwój mojej żony to jej działka, relacja i jej wolność są dla mnie istotniejsze niż droga którą obecnie obrała w swoim rozwoju (nawet jeśli obecnie stałaby w miejscu, albo mi się tak wydawało ;))
Fajnie byłoby, gdyby zechciała skorzystać z podobnej drogi jaką ja przeszedłem. Ale nie wnikam w to już. To jej obszar, jeśli sama mnie do niego nie zaprosi, pozostanę z boku :)
Dwie sprawy, z którymi ja miałem duży problem, warto sobie przemyśleć:
1 - czy najważniejsza jest racja? Czy może ważniejsza jest relacja?
2 -Na porażkach również się uczymy (a przynajmniej możemy). Czy pozwalasz sobie i żonie na pomyłki, na błądzenie, potknięcia?
Czy akceptujesz, że może obrać inną drogę niż ta, którą uważasz za słuszną?

Znam "nie bo nie", wiem czym jest "walka o władzę" w małżeństwie oraz jak to jest, gdy żona nie potrafi się przyznać do błędu.
To co bym proponował, to wycofanie się z linii frontu, nie uczestniczenie w tych niekonstruktywnych potyczkach.
Warto dawać przykład swoim zachowaniem, spowodować, że żona (i inni ludzie) pomyślą: "ja też tak chcę".
I na tym poprzestać, bo podejrzewam, że przed gadaniem, poprawianiem jej i nauczaniem, może się po prostu bronić. Wtedy nawet głupi, niedorzeczny sposób obrony jest uznawany za lepszy niż uległość.
Nie wiem oczywiście jak jest u Was, piszę na bazie swoich doświadczeń.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
jacek-sychar

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: jacek-sychar »

3Has pisze: 24 lip 2017, 13:30 moja żona planując coś tam nie wpada na to, że skoro to mnie też dotyczy (bo ja z uwagi na jej plan powinienem coś zrobić albo czegoś zaniechać) - to wypadałoby po pierwsze poinformować mnie o tym a po drugie uzgodnić, że oboje z tym jesteśmy ok. Ale po co skoro można w ostatniej chwili mi coś zakomunikować i oczekiwać że skoro ona już podjęła decyzję i mi o niej w ostatniej chwili mówi, to ja powinienem się dostosować - bo ona już nie może czegoś tam odkręcić.
3Has
Zachowanie, które opisujesz, jest charakterystyczne dla DDA (dorosłych dzieci alkoholików), DDD (dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych) lub DDRR (dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców - prawnie lub emocjonalnie).
Takie dorosłe dzieci starają się zawsze panować nad swoim losem. Dlatego samodzielnie podejmując decyzje myślą, że panują nad swoim życiem. Uzgadniając z Tobą jakieś decyzje, pozbawiają się tego odczucie. Czyli robią wszystko, żeby nad nim panować. :?
Czy Twoja żona należy do którejś z tych grup?
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: 3Has »

Pavel pisze: Na początek potrzeba zacząć nad sobą panować. Aby zamiast się wściekać, postarać się zmienić to.
Oczywiście. Acz ta ciężka praca wymaga ogromnej samodyscypliny, zwłaszcza kiedy ktoś ma do czynienia z kimś kompletnie nie przejmującym się niczym ani nikim i radośnie bezmyślnym.
Pavel pisze: To co opisałeś świadczyć może o tym, że nie potrafisz mądrze postawić granic oraz konsekwentnie ich bronić. Bo to co robi Twoja żona to jedno, ale co ty robisz z tym "stawianiem Cię pod ścianą", to już Twoja odpowiedzialność.
Co robię? Ano kiedyś tłumaczyłem, oczywiście było "tak, rozumiem" a potem od nowa to samo. Dziś po prostu oznajmiam, że sorry, ale żadnych swoich planów nie zmieniam, a jeśli ona nie pomyślała o poinformowaniu oraz uzgodnieniu wcześniej, to nie mój problem tylko jej. I konsekwentnie do bólu jak z dzieckiem. Nie jest to łatwe ale uważam że to jedyna droga.
Pavel pisze: Złe emocje, wściekłość sprawy nie rozwiążą. Nauczenie się stawiania i pilnowania własnych granic - może, wraz z właściwą komunikacją, rozwiązać problem.
W moim przypadku najwłaściwszą komunikacją jest stuprocentowa konsekwencja bez żadnych wyjątków. Słowa już były i nic nie dały. Ile razy słyszałem "obiecuję" to nie zliczę - mam już alergię na to słowo.
Pavel pisze: Odniosę się do zacytowanego fragmentu i tego co napisałeś po nim.
Nie mam wątpliwości, że kierunek zmian proponowany na forum jest słuszny i dobry.
Tyle, że przyjmuje go jako słuszny i dobry DLA MNIE.
Rozwój mojej żony to jej działka, relacja i jej wolność są dla mnie istotniejsze niż droga którą obecnie obrała w swoim rozwoju (nawet jeśli obecnie stałaby w miejscu, albo mi się tak wydawało ;))
Zaraz zaraz - wobec dorosłego człowieka można wymagać rzeczy podstawowej jak np informowanie o swoich planach które dotyczą mnie. Nie byłoby Ci miło, gdyby ktoś przyszedł do Twojego domu informując Cię że właśnie urządza w nim imprezę na którą nie jesteś nota bene zaproszony:)
I coś mi się wydaje że byś nie czekał w spokoju aż taka osoba rozwinie się w swoim tempie - ale może się mylę. Ja uważam że podstawowych rzeczy wymagać można, a nawet trzeba.
Pavel pisze: Dwie sprawy, z którymi ja miałem duży problem, warto sobie przemyśleć:
1 - czy najważniejsza jest racja? Czy może ważniejsza jest relacja?
To zależy o czym rozmawiamy. Jeśli o fundamentach - traktowanie drugiego człowieka z szacunkiem na przykład - to należy zadać sobie pytania jaka może być relacja jeśli nie ma fundamentalnej i podstawowej rzeczy spełnionej. Innymi słowy - czy ja faktycznie chcę mieć relację z kimś kto mnie nie szanuje? Ja osobiście nie chcę - jeśli ta druga osoba nie jest w stanie zdobyć się na tak podstawową rzecz jaką normalny człowiek ma nawet do nieznajomego, albo do obcej osoby której możne nawet nie lubieć. Acz nie namawiam nikogo do przyjęcia mojej postawy - piszę jednak o niej bo może ona komuś coś wytłumaczy.
A czy mam rację rozstrzygając kto naprawdę wygrał w Wietnamie, to mniejsza z tym, są to drobiazgi.

Pavel pisze: 2 -Na porażkach również się uczymy (a przynajmniej możemy). Czy pozwalasz sobie i żonie na pomyłki, na błądzenie, potknięcia?
Czy akceptujesz, że może obrać inną drogę niż ta, którą uważasz za słuszną?
Oczywiście, ale czym innym jest błąd a czym innym uporczywe popełnianie wciąż tego samego błędu od lat.
Jeśli byłaby jakakolwiek poważna próba obrania jakiejś drogi (a nie tylko gadanie o tym i programowe nicnierobienie, za to zawsze z jakimś powodem ku temu, obojętne jak bzdurnym) to można zawsze spróbować.
Pavel pisze: Znam "nie bo nie", wiem czym jest "walka o władzę" w małżeństwie oraz jak to jest, gdy żona nie potrafi się przyznać do błędu.
A ja nie - nigdy bym nie przypuszczał że związek to walka o władzę. Śmiałem się z tak twierdzących, no to mam za swoje. Acz u mnie walka rozpoczęła się kiedy zrozumiałem że albo zacznę walczyć albo zostanę zupełnie zdeptany. Do czego zresztą niewiele brakło.

Pavel pisze: To co bym proponował, to wycofanie się z linii frontu, nie uczestniczenie w tych niekonstruktywnych potyczkach.
Warto dawać przykład swoim zachowaniem, spowodować, że żona (i inni ludzie) pomyślą: "ja też tak chcę".
I na tym poprzestać, bo podejrzewam, że przed gadaniem, poprawianiem jej i nauczaniem, może się po prostu bronić. Wtedy nawet głupi, niedorzeczny sposób obrony jest uznawany za lepszy niż uległość.
Nie wiem oczywiście jak jest u Was, piszę na bazie swoich doświadczeń.
Rozumiem ale to już było - nie uczestniczenie w potyczkach. Potyczką jest konsekwencja - nie informowałaś mnie o planach, nie oczekuj że zrobię tak jak zechcesz bo Ty już zrobiłaś to czy tamto. To niestety też front. Darowanie to gwarancja na to że sytuacja się powtórzy. To znaczy powtarza się acz przynajmniej jest świadomość granic. I nieustanna próba ich przesuwania oczywiście.
jacek-sychar pisze: 3Has
Zachowanie, które opisujesz, jest charakterystyczne dla DDA (dorosłych dzieci alkoholików), DDD (dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych) lub DDRR (dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców - prawnie lub emocjonalnie).
Takie dorosłe dzieci starają się zawsze panować nad swoim losem. Dlatego samodzielnie podejmując decyzje myślą, że panują nad swoim życiem. Uzgadniając z Tobą jakieś decyzje, pozbawiają się tego odczucie. Czyli robią wszystko, żeby nad nim panować. :?
Czy Twoja żona należy do którejś z tych grup?
Oczywiście. Do wszystkich trzech (alkohol, dysfunkcja,rozwód).
Wiem że tu ludzie mają doświadczenie ale podziwiam szybką i trafną diagnozę.
Aha i jeszcze jedno - dla otoczenia żona jest słowna, logiczna, empatyczna, grzeczna. Ileś razy słyszałem jakie to szczęście mam że mam tak cudowną żonę. Odpowiadam czasem (zaufanym) że też się na to nabrałem.
jacek-sychar

Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?

Post autor: jacek-sychar »

3Has pisze: 24 lip 2017, 15:38 jacek-sychar pisze:
3Has
Zachowanie, które opisujesz, jest charakterystyczne dla DDA (dorosłych dzieci alkoholików), DDD (dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych) lub DDRR (dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców - prawnie lub emocjonalnie).
Takie dorosłe dzieci starają się zawsze panować nad swoim losem. Dlatego samodzielnie podejmując decyzje myślą, że panują nad swoim życiem. Uzgadniając z Tobą jakieś decyzje, pozbawiają się tego odczucie. Czyli robią wszystko, żeby nad nim panować.
Czy Twoja żona należy do którejś z tych grup?
Oczywiście. Do wszystkich trzech (alkohol, dysfunkcja,rozwód).
3Has
To polecam Ci następującą lekturę:
ks dr hab. Grzegorz Polok, „Rozwinąć skrzydła” i „W drodze do siebie”
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
oraz
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
fragment jest za darmo tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/studenci ... dzicow.pdf

Dziwisz się, że tak szybko zgadłem?
Te też wylosowałem taki trójpak. :?
Wiem, jak ciężko z nim było żyć. Pisałeś więc jakby o mojej żonie. Totalnie tego nie rozumiałem. Dopiero po przeczytaniu książki Conwaya zrozumiałem wiele.

Na początku września zajrzyj koniecznie na nasze forum. Będzie mieli ekstra dla Ciebie (i nie tylko :P ) specjalną ofertę.
ODPOWIEDZ