Mare, cenne
P.S. zaraz też zobaczyłem inne "środowiska pracy" ale zwalczyłem "pokusę" , aby się tym podzielić ...
Wiedza popłaca (nie tylko szkolna i nie tylko chodzi o to aby mieć więcej (tak naprawdę wogóle o to nie chodzi ...))
Moderator: Moderatorzy
Mare, cenne
czas pisze:
Jak one wyglądają? Nie ma to nic wspólnego z rozwiązywaniem problemu ratowania związku tylko po to są mediacje by dogadać się w kwestii podjęcia decyzji bo jedno chce a drugie nie. Zatem mediacje doprowadziły do dogadania się o separacji, ustalenie alimentów, wizyt kiedy, wyjazdów, szkoły i nauki dzieciaków, spraw zdrowotnych, zamieszkania oddzielnie, swiat. Ale że tak powiem nikt nie próbował pogodzić nas a już tym bardziej dogadać się z naprawą małżeństwa i związku. Pani mediator jasno powiedziała od tego były poradnie małżeńskie. To tak a propos mediacji
Dorzucę mój kamyczek. Niestety u mnie było tak jak napisał Czas. Mediacja nie miała nic wspólnego z pojednaniem!! A ja naiwnie sadziłam,że jest jeszcze szansa na ratowanie małżeństwa, rodziny. Przykro mi to stwierdzić, ale Sąd nie stoi po stronie rodziny. Smutno mi,że nie miałam tyle szczęścia,żeby zobaczyć ten cień walki o rodzinę ze strony mediatora, sądu.Nirwana pisze:
Czasie, u Was tak było.
Jednak znamy z Sycharu przypadki, kiedy mediacje skierowane sądownie spowodowały pojednanie małżonków.
Bywa różnie.
Smutku,Smutek pisze: ↑23 mar 2019, 10:15 [...] Mimo odosobnienia i niewidywania się z mężem ta więź istnieje i jest bardzo silna, emocjonalne uzależnienie, uwieszenie się, czy jak to jeszcze inaczej nazwać. Nie jest to tak silne jak na początku, kiedy mieszkaliśmy razem ale jeszcze trochę drogi przede mną do życia w pełnej wolności.
Blisko (opisywanej ostatnio, przy okazji pochylania się nad zjawiskiem pedofilii) podwójnej wiktymiwizacji (dobrze napisałem ? ) ...
Mylisz się.Blondynka55 pisze: ↑22 mar 2019, 19:58
A co dalej teraz mnie czeka to już nie wiem.
Wszystko zależy od Sądu co zadecyduje.
Mediacje nie służą pojednaniu w sensie powrotu małżonków do siebie tylko spisaniu warunków rozwodu przy zastraszaniu, że przed sądem może być gorzej. Też byłem, też potwierdzam bezużyteczność mediacji w sprawach rodzinnych. Zupełny absurd. Chodzi tylko o to, żeby jedną stronę złamać. Oczywiście tę stronę, która "o dziwo traktuje małżonka jak niewolnika i nie chce pozwolić mu odejść, zbędnie przedłuża, angażuje świadków" itp. bzdury. Przy tak przeciwstawnych stanowiskach, jak u Sycharowiczów bywa, nie ma pola do mediacji. Uważam, że udział w mediacji sądowej w takich przypadkach są wyrazem braku miłości do samego siebie.lena101 pisze:
Dorzucę mój kamyczek. Niestety u mnie było tak jak napisał Czas. Mediacja nie miała nic wspólnego z pojednaniem!! A ja naiwnie sadziłam,że jest jeszcze szansa na ratowanie małżeństwa, rodziny. Przykro mi to stwierdzić, ale Sąd nie stoi po stronie rodziny. Smutno mi,że nie miałam tyle szczęścia,żeby zobaczyć ten cień walki o rodzinę ze strony mediatora, sądu.
Pozdrawiam
tata999 pisze: ↑23 mar 2019, 12:04Mylisz się.Blondynka55 pisze: ↑22 mar 2019, 19:58
A co dalej teraz mnie czeka to już nie wiem.
Wszystko zależy od Sądu co zadecyduje.
Mam wrażenie, że niektórzy myślą, że sąd zrobi za nich cokolwiek. Nawet jakby traktują go, jak bożka.
Czy nieraz (oczywiście : nie zawsze) stawic wszystkiemu czoła to nie czasem "odpuścić" i ... obserwować ?Blondynka55 pisze: ↑23 mar 2019, 16:09 I czy tego teraz chcę czy nie muszę stawić temu wszystkiemu czoło.
tata999, ja nie zgodzę się z tym, co napisałeś.tata999 pisze: ↑23 mar 2019, 12:18Mediacje nie służą pojednaniu w sensie powrotu małżonków do siebie tylko spisaniu warunków rozwodu przy zastraszaniu, że przed sądem może być gorzej. Też byłem, też potwierdzam bezużyteczność mediacji w sprawach rodzinnych. Zupełny absurd. Chodzi tylko o to, żeby jedną stronę złamać. Oczywiście tę stronę, która "o dziwo traktuje małżonka jak niewolnika i nie chce pozwolić mu odejść, zbędnie przedłuża, angażuje świadków" itp. bzdury. Przy tak przeciwstawnych stanowiskach, jak u Sycharowiczów bywa, nie ma pola do mediacji. Uważam, że udział w mediacji sądowej w takich przypadkach są wyrazem braku miłości do samego siebie.lena101 pisze:
Dorzucę mój kamyczek. Niestety u mnie było tak jak napisał Czas. Mediacja nie miała nic wspólnego z pojednaniem!! A ja naiwnie sadziłam,że jest jeszcze szansa na ratowanie małżeństwa, rodziny. Przykro mi to stwierdzić, ale Sąd nie stoi po stronie rodziny. Smutno mi,że nie miałam tyle szczęścia,żeby zobaczyć ten cień walki o rodzinę ze strony mediatora, sądu.
Pozdrawiam
Zbliżyliście się do siebie, bo sami tego chcieliście. Nic bez Was by się nie udało. Nie dzięki miediacjom, a dzięki Wam. Wręcz pomimo mediacji. Mogliście się zbliżyć przy przyjaciółce, terapeutce, księdzu, bez nikogo, pisząc listy itd. Mediacje same w sobie nie sprawiły, że stał się cud. Sama napisałaś "to była już nasza praca ..." i to wcale nie potem, ale również przedtem. Wygląda na to, że zbieg otwarcia na "sprawdzenie" i miediacji były zbiegiem okoliczności. Gdyby nie Wasza chęć to moglibyście się dobrowolnie rozejść bez konkluzji, co najczęściej się zdarza w procesie mediacji.GosiaH pisze: ↑24 mar 2019, 18:52 Ja napiszę jak u nas było - ja, w odpowiedzi na pozew męża, zaproponowałam mediacje.
Sąd nas skierował na rzeczone mediacje.
Trafiliśmy na mega mądrą osobę - słuchała każdego z osobna i prowadziła nas w dobrą stronę. Co przez to rozumiem - tłumaczyła to, co mówił mój mąż na mój język i odwrotnie. Wtedy pierwszy raz doszło do mnie jak bardzo nie umiem wypowiedzieć tego, co chcę by mąż to usłyszał (i odwrotnie).
Nam mediacje dały szansę na spojrzenie na siebie inaczej.
Dzięki nim, daliśmy sobie czas na "sprawdzenie" czy naprawdę damy radę być razem.
Potem to była już nasza praca ...
Przyznaję, że raczej wykorzystaliśmy ten czas dobrze - jesteśmy od ponad 4 lat znowu razem.