I co teraz?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

Teraz powiedział, zrobi mój samochód i swój i wtedy się wyprowadzi, kwestia tygodni.
Przepraszam, że tak Was bombarduję postami, ale nie mam z kim w tej chwili pogadać.
Kiedy powiedział, że on się nie zmieni, odpowiedziałam, że mógłby, ale po prostu nie chce. On pewnych rzeczy nie rozumie w ogóle, albo rozumie je na opak. Teraz płacze i co chwila dorzuca jakąś mądrość narodu typu "ale żebyś jedno wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć" itp. Bardzo to szlachetne, ale to tylko słowa, od początku były tylko słowa. Przeinacza fakty wspominając, że przecież rozmawialiśmy, a to były pojedyncze nieraz na cały dzień rzucane zdania z jakąś pretensją i kwaśną miną. Wszystko co się zdarzyło widzi inaczej, ale jednego jest pewny, nie pokocha mnie już i nie ma szans dla naszego małżeństwa.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: marylka »

krople rosy pisze: 04 maja 2018, 14:18
rak pisze: 04 maja 2018, 13:17 To zabrzmi kontrowersyjnie. Ale wg mnie nie masz prawa żądać od swojego męża szacunku, takie żądanie jest właśnie tupaniem nóźką ... Mąż Ci przysięgał (zgadzam się, ale zrobił to teoretycznie z własnej i nieprzymuszonej woli) i tak samo z własnej woli może wycofać szacunek do Ciebie, a Ty ... specjalnie nie możesz się z tym niezgodzić... Bo jak chcesz to zrobić. Możesz to najwyżej przyjąć i się odpowiednio do tego ustosunkować. To jest Twoja rola i Twoja strefa wpływów. Żądanie od kogoś, żeby zachował się w jeden określony sposób, bo inaczej (no co?) jest manipulacją i zazwyczaj szantażem. Nie ma też nic wspólnego z miłością, raczej z poczuciem własnego zranienia (wartości), które staramy się jakoś zakopać i pozbyć problemu cudzymi rękoma.
Genialne. Podpisuję się pod tym .
A teraz odniosę się do raka
Oczywiście, że ja nie zmuszę męża do szacunku! No co Ty! Przecież on jest WOLNYM CZŁOWIEKIEM!!!!
Jak i ja!
I ja w swojej wolności NIE GODZĘ SIĘ NA TO, żeby on nie okazywał mi szacunku, który dla mnie oznacza wspieranie mnie w prowadzeniu domu i wierności i lojalności jako żonie.
Czy to manipulacja?
Może według Ciebie tak. Według mnie NIE.
Bo 15 lat temu ślubowaliśmy sobie i ustaliliśmy w ten sposób model wspólnego życia. Jeżeli go złamie -ja nie jestem w stanie z nim mieszkać i z nim być/żyć, bo to jest moja granica.
Gdybym ją złamała - straciłabym szacunek do samej siebie.
Oczywiście wiąże się to z tym, że może być, że nie będziemy razem. Ale to jest wybór i decyzja MĘŻA a nie moja.
Czy oznacza to, że ja złamałam przysięgę?
Ślubowałam mu miłość. A osobne mieszkanie nie równa się końcowi miłości. Zrozumie to ten, kto to przeżył.
Dlatego niesłusznie raku piszesz, że nie mogę żądać od męża szacunku.
Mogę żądać i mam prawo w swojej wolności.
Natomiast mąż NIE MUSI w swojej wolności tego szacunku mieć i okazywać go mnie.
I chyba o to Ci chodziło. Jeśli tak - to TU masz racje

Smutku - mąż działa standardowo jak do tej pory. Idzie do mamusi. Po dwóch albo jednym dniu będzie chciał wrócić. Oczekuje, że zatęsknisz i że będziesz go wielbić za jego powrót i z powrotem osadzisz go na tronie.
To co napisał Jacek to prawda wg mnie całkowita.
Życzę Ci dużo siły.

Wiesz....ja taka byłam....bardzo podobna do Ciebie.
Tak silnie go kochałam, że wystarczyło, że był. Zero wymagań. Tzn miałam i chciałam żeby mnie wspierał, ale nie potrafiłam tego wyegzekwować.
Jak przypomnę sobie siebie sprzed lat to widzę dokładnie, że to Bóg się zmiłował nade mną. I dla MNIE był ten kryzys.
Udowodniłam sobie i mężowi też że nie jestem kretynką i taką głupią za jaką mnie miał. Podobnie jak Twój próbował ze smerfetki zrobić w moich oczach nic nie znaczącą kumpelę. Powiedziałam mu z zimną krwią, że gorszego kretyna nie mógł z siebie zrobić i skoro takie kity mi wciska to widocznie i mnie ma za kretynkę. Ale na szczęście tylko w jego oczach jestem kretynką.
Miałam pracę, pozycję, kasę.
Poradziłam sobie i to lepiej niż się spidziewałam. Nie mówię, że nie płakałam. Prawie każdej nocy.
NIGDY nie zamieniłabym siebie dzisiaj na siebie sprzed lat.
Jestem silną i stanowczą kobietą. Kocham męża i on mnie. W swoich wolnościach szanujemy siebie nawzajem i każdego dnia.
On chciał od razu wrócić.
Jednak to już nie było takie łatwe. Dom to nie hotel gdzie się wprowadza i wyprowadza. Rodzina to WSPÓLNOTA, gdzie szanuje się DRUGIEGO.
Musiał duuuuużo popracować nad sobą, nad budowaniem relacji z dziećmi i ze mną przede wszystkim.
Nie zakładałam jego powrotu. To właśnie to o czym Ci piszę - zrozumiał, że jest moim mężem a nie pępkiem mojego świata. I chyba zrozumiał, że to on nas potrzebuje. Ja jego też potrzebowałam. Ale ja miałam dzieci, przyjaciół, swoją grupę wsparcia, rodzinę. A on został sam.
Ale wiesz....nie żałuję niczego. Mój bardzo mądry Przyjaciel często mi pisał - NIE ŻAŁUJ DOBRA.
I nie żałuję. Kiedyś jak sobie myślałam...na ile on sobie mógł przy mnie pozwalać....a ja z wyciągniętym na ręce sercem do niego....początkowo byłam właśnie zła na siebie, że taka głupia byłam. TRZEBA BYŁO ZA PYSK OD RAZU WZIĄĆ - tak mi mówiły bliskie przyjaciółki, które tak mężów trzymają. Ja tak nie potrafiłam. Nie chciałam. Wolałam, żeby właśnie w swojej wolności odszedł ode mnie, niż ze strachu czy innych powodów trwał przy mnie.
Dziś myślę....że chyba jednak docenił i mąż tą dobroć, którą mu dawałam kiedyś. Nie dyskredytowałam go w oczach dzieci po rozstaniu, ale o zdradzie powiedziałam. Najbliższym i dzieciom też. Zrozumiał, że nie będę go chronić. O alkoholu też powiedziałam.
Krycie go nic nie dało - tylko pogorszyło sprawę. Dlatego w innym wątku tak mocno nalegam, żeby nie zamiatać nałogu pod dywan. Ale nie wszyscy na forum to rozumieją. Widać mają inne doświadczenia i przemyślenia. Cóż....widać można być trochę szczęśliwym i to może wystarczyć.
Mnie nie wystarczyło.
Zaryzykowałam wszystko, zaufałam Bogu, zamówiłam za męża Msze Św. i odeszłam.
Bóg wysłuchuje ufających Mu. Ja tego doświadczyłam. Bóg dał mi więcej niż prosiłam. Nie śmiałam o takie rzeczy prosić jakie mam, bo nawet nie wyobrażałam sobie, że takie mogą BYĆ.
Ale zajęło to 2 lata. Ciężkiej i trudnej pracy. Każdego nad sobą i wspólnej - uuuuuTU Bóg miał szczególną robotę, ale jak wiemy jest WSZECHMOGĄCY więc MUSIAŁO się udać :P
Proszę Ciè Smutko - nie zamykaj się w ścianach swojego domu. Masz rodzeństwo? Rodziców? Pojedź do nich. Nie bądź sama.
I stawiaj wymagania.
Sobie i mężowi.
Wspieram modlitwą
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: marylka »

Smutko....a może zaproponuj mu weekend małżeński? Albo wizytę piętasz pisałam o Państwo Janowskich - terapeutach rodzinnych.
Hasła typu - zawsze możesz....to słowa użalającego się nad sobą zranionego i niezrozumianego...to taka poza....na pokaz...wersja dla Ciebie. Widocznie kiedyś to stosował i łapało Cię za serce. Teraz nie? On nie może tego pojąc i dalej będzie szukał. Widzisz? Już samochód naprawi! Uuuu
Może liczył, że padniesz mu do stóp? Albo zapomnisz o smerfetce?
Teraz jest taki etap stosowania sztuczek, które kiedyś działały. Przygotuj się, bo zaraz będzie sobie życie odbierał czyli od wzdychania przejdzie do szantażu
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

marylko
Wspomniałam jeszcze raz w tej rozmowie o terapii kiedy zapytał jak niby to miałby się zmienić. Niestety nic nie wchodzi w grę, ani terapia, ani wyjazdy, ani rekolekcje, nic, null, zero. Jestem taki i koniec, nie zmienię się, nie kocham Cię.
Kiedy zapytałam co według niego oznacza miłość na pierwszym miejscu wymienił seks i spanie razem, a skoro tego nie ma, bo on mnie pod tym względem nie chce, to nie ma miłości. Pytam go: ale pomagać mi chciałeś tak? Przywiązanie czujesz tak? Czy to nie jest część miłości? Nie rozumie.
Wyciągnęłam rękę, pokazuję pięć palców i mówię- tu masz miłość, przykładowo, jeden palec to seks, drugi pomoc, trzeci szacunek, czwarty wspieranie, piąty troska. Chowam jeden palec, ten z seksem. Przecież jeden z małżonków może być długo chory i już nie ma seksu. Odpowiedź- ale ty nie jesteś chora. Dobra, mówię, nieważne. Chowam ten palec i mówię: patrz, nie ma seksu, zostały cztery palce, czy one przestały być miłością? Nie rozumie.
On chyba uważa, że skoro przestał odczuwać do mnie pociąg fizyczny to koniec miłości. Dbam o siebie i zawsze wydawało mi się, że w tej sferze to ja byłam aktywniejsza, no ale... Jak zaczął się zajmować smerfetkami to wiadomo, że nowe bardziej kusi i smakuje niż "stare".
Ciężko mi na sercu, bo liczę się z tym, że jednak może już nie wrócić. Teściowie się o niego zatroszczą i ja to rozumiem. Wróci mu humor, będą rozrywki, po co ma tęsknić do kogoś kogo nie kocha?
Ale wreszcie zrozumiałam jedną rzecz... po co mi on w domu skoro nic z tego nie wynika. Ja się powoli kończę, a on uważa, że wszystko jest ok. Nawet z tej rozmowy to wynikło. Ja bym to jeszcze pociągnęła, nie wiem ile bym dała radę, pewnie aż by mi zdrowie fizyczne albo psychiczne siadło całkiem, ale to chore pod każdym względem.
Zaczęłam terapię i pracę nad sobą. Nie zrezygnuję. Trwam w modlitwie, szukam Boga. Może nie zrobiłam wszystkiego tak jak powinnam, ale starałam się naprawdę tak jak umiałam.
Teraz tylko muszę przestać się nad sobą użalać. Przecież wypłakałam już dość.
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

krople rosy
Przepraszam Cię bardzo, z tych nerwów przeoczyłam Twój post. Wybacz.
Naprawdę dziękuję, że wszyscy mi tu pomagacie, że czytacie co piszę i poświęcacie swój czas, aby mi odpowiadać, dziękuję za waszą modlitwę i wsparcie, zarówno tutaj jak i na priv.
Wiem, że nie jestem sama, to bardzo wiele.
Wiecie co mnie rozłożyło na łopatki poza jego stwierdzeniem, że nie kocha i nie będziemy żyć jak mąż i żona? Jego śmiech i obrócenie flirtu w żart. Mimo tego, że się spodziewałam takiej reakcji. Na logiczne pytanie, że skoro to tylko żarty to czemu wszystko kasował, nie umiał dać odpowiedzi i dalej śmiejąc się stwierdzał, że to co mówię jest głupie.
To tak jakby gadać do pchającego łapy w ognisko, że się poparzy, a on miał nas za idiotów. Nic nie trafia, żaden argument, żaden przykład, żadne tłumaczenie. Jedno wielkie niezrozumienie.
Jestem umordowana dzisiejszym dniem.
Życzę Wam dobrej nocy.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: mare1966 »

Smutek ,
jakie ty masz imię ?
Przypomnij je sobie .

Nie wiem , ale NA TERAZ oderwij się emocjonalnie od męża .
Tylko czy potrafisz ?
Czy w ogóle będziesz chciała ?
Czy potrafisz funkcjonować sama ?
Potrafisz się cieszyć SAMA SOBĄ ,
sobie zafundować jakiś miły spacer , kino , wycieczkę ,
cokolwiek .

Jak widać póki co nic dobrego z waszej "komunikacji" nie wynika .
Nie bardzo masz też wpływ na to co mąż robi ,
a tylko NIEPOTRZEBNIE sama wpędzasz się w smutek .
jacek-sychar

Re: I co teraz?

Post autor: jacek-sychar »

mare1966 pisze: 05 maja 2018, 22:11 jakie ty masz imię ?
Przypomnij sobie, ale nie podawaj tego na forum. ;)
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: Pantop »

Do: Smutek
Smutek pisze: Chowam ten palec i mówię: patrz, nie ma seksu, zostały cztery palce, czy one przestały być miłością? Nie rozumie.
Nie tak prędko Smuteczku, nie tak prędko.
Często, gęsto jest tak, że kobiecie możesz schować ten palec.
Jeśli chcesz go schować facetowi - zalecam chować go jako ostatni.
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

mare1966
Wieszam się dalej na nim, wiem. Po takim czasie nie potrafię się odciąć. Ja się pozbieram, dam radę, tylko teraz...ciężko. Ale wiem, że to do niczego nie prowadzi. Ta sytuacja nie może trwać w nieskończoność, bo się wykończę. Powiedziałam już wszystko co miało być powiedziane, każde kolejne słowo i tak już nie dociera do niego, a ja się w tym niepotrzebnie grzebię.

Jacku, wiem, ale w pierwszej chwili chciałam się przedstawić mare 😊

Pantop
Rozumiem to wszystko. Tylko, że to on schował ten palec mnie. To on mnie odtrącił, on wyniósł się na kanapę i to on tego nie potrzebuje. W każdym razie nie ode mnie. Ja mu tylko chciałam pokazać, że przez swoją pomoc i przywiązanie też okazuje miłość, ale może źle wytłumaczyłam, bo i tak patrzył na mnie jak na ufoludka.

Pójdę dziś pobawić się z siostrzenicą, potem na spacer z psem, wieczorem pogadam przez telefon z przyjaciółką i dzień minie. Muszę żyć, bo nie chcę wpaść znów w ten stan co na początku tego bagna. I tak widzę, że jestem inna teraz. To wszystko minie, zmieni się.
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

Jeszcze mam jedno pytanie, a właściwie refleksję. Dziwnie się z tym czuję, ale mam wrażenie, że ta sytuacja, czyli- jeśli chcesz ze mną mieszkać jak mąż z żoną to ok, jeśli nie, to wiesz co masz robić- jest też swego rodzaju postawieniem warunku, szantażem i manipulacją z mojej strony. On też może tak na to patrzeć...
A jeśliby się zgodził zostać, że niby jak małżeństwo, to proste że powstaje wątpliwość, że kłamie i zrobi wszystko, żeby nie musieć się wyprowadzić. Chociaż myślę, że tym razem nie wróci, jak już się wyprowadzi.
A w Kościele dziś - tylko Bóg ma prawdziwą miłość, każdy kocha nas za coś, a On pomimo wszystko...
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: mare1966 »

Smutek pisze :
"A w Kościele dziś - tylko Bóg ma prawdziwą miłość, każdy kocha nas za coś, a On pomimo wszystko..."

Rozsądny ksiądz . :)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przy wyprowadzce bym się nie upierał raczej .
Każdy dzień jest darem , a nie problemem - co robić aby minął jak najszybciej . :)

Pamiętaj , że dzisiaj jesteś młodsza niż jutro , zdrowsza i ładniejsza .
I jeszcze się chce .
Ale fakt , żyć wcale nie jest łatwo , tego trzeba się uczyć .
Warto poszperać na youtube , motywacyjne itp.
( jest tego mnóstwo )
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: Pantop »

Do: Smutek
Smutek pisze:A w Kościele dziś - tylko Bóg ma prawdziwą miłość, każdy kocha nas za coś, a On pomimo wszystko...
Bóg za bardzo nie ma wyjścia.. :lol: :lol: :lol:
My - w obecnej ludzkiej kondycji - mamy, że tak to ujmę - mocno zawężone pole widzenia, działania, odczuwania, empatii, świadomości, etc - słowem mamy 99 szans na 100 aby psuć.
Co też czynimy.
Gdyby było inaczej nie byłoby nas tu na forum a i samego forum podejrzewam - też nie :P
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

mare1966
No właśnie widzę, że mąż te moje słowa tak odbiera, a ja nie mam pola manewru. Propozycja by został i przemyślał...nie wiem, było tyle czasu, a on dalej pewny i niezachwiany w swojej decyzji. Jakie ja mam wyjście jeśli ciągle słyszę NIE.
W sumie ...Bóg też to ciągle słyszy...
Pantop
Święta racja.
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

A w kwestii wyprowadzki...
Machina ruszyła właściwie. Rozmowa nie polegała na stawianiu warunku, ale wyciągało się z niej jeden wniosek, że stoimy w miejscu, on ma komfort, nic nie zamierza zmieniać i na pytanie co dalej udaje że nie wie o co chodzi. Powiedziałam, że jeśli nic się nie zmieniło niech podejmie jakąś decyzję. Odpowiedzią jak zwykle było pytanie- to mam się wyprowadzić? Powiedziałam, że niech decyduje. On na to, że nie ma szans dla nas, a potem telefon do teściowej, żeby przygotować sobie lądowisko i cała reszta o tej naprawie samochodów itp. W tej chwili już tylko patrzę i czekam. Nie mogę go "prosić" żeby został. Wrócimy do punktu wyjścia, bo tak naprawdę moje słowa z początku kryzysu, że go nie wyrzucam, były prośbą by został. Nie wypowiedzianą, ale myślę, że on to wiedział.
I tak to wygląda...
Ale nie żałuję, że powiedziałam co czuję. Dusiłam to w sobie od stycznia. Gdyby nie ta...smerfetka pewnie dalej by się we mnie zbierało...
jacek-sychar

Re: I co teraz?

Post autor: jacek-sychar »

Smutek
Tkwiłaś w marazmie. Teraz coś się ruszyło. Albo będzie lepiej, albo gorzej. Okaże się za jakiś czas.
ODPOWIEDZ