Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
JolantaElżbieta pisze: ↑21 sty 2019, 17:13
Po zgodzie na rozwód wcale spokoju się nie ma - można go uzyskać będąc w zgodzie ze swoim sumieniem, nie z cudzymi zachciankami
Podpisuję się pod tym całą sobą.
Ja dopiero odzyskałam spokój, gdy zaczęłam żyć w zgodzie ze swoim sumieniem.
I pomimo, że czeka mnie trudny proces, wiem, że to przeżyję, bo czuję wewnętrzną zgodę.
I pisząc, że mi wszystko już jedno, mam na myśli, że nawet gdy ten rozwód mąż dostanie (a wszystko wskazuje, że tak będzie), ja będę miała czyste sumienie. Bo ja się nie zgadzam.
"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia"
(Flp 3,14)
happybean pisze: ↑21 sty 2019, 16:54
Czy w takiej sytacji nie lepiej wniesc o separacje?
Bo tak naprawde dopoki 2 strona nie chce niczego ratowac to nic sie nie poradzi
Oczywiście, że lepiej.
Ale mój mąż się na separację nie zgadza.
A i sąd się nie przychyli, gdyż już usłyszałam dwukrotnie od Pani sędzi czemu się upieram, skoro więź między nami już dawno ustała.
Ja w sądzie jestem postrzegana inaczej.
Tam się nie bierze pod uwagę wartości i przekonań religijnych.
Tam się liczą fakty.
Mamy rozdzielność, mąż ze mną już od 4 lat nie mieszka i nie zamierza wrócić bo nie kocha.
Ja tylko utrudniam i przeszkadzam w sprawnym przeprowadzeniu procesu
"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia"
(Flp 3,14)
Witaj Inna Moja pierwsza rozprawa rozwodowa jest jutro.Mam prawie identyczną sytuację ja Ty. Nie mieszkamy razem ponad dwa lata, mąż napisał w pozwie , że nic do mnie nie czuje. I jeszcze napisał , że ten czas osobno tylko go utwierdziły w przekonaniu ,że do mnie rodziny nie wróci.
I nie wiem czego jutro się spodziewać.
happybean pisze: ↑21 sty 2019, 16:54
Czy w takiej sytacji nie lepiej wniesc o separacje?
Bo tak naprawde dopoki 2 strona nie chce niczego ratowac to nic sie nie poradzi
Oczywiście, że lepiej.
Ale mój mąż się na separację nie zgadza.
A i sąd się nie przychyli, gdyż już usłyszałam dwukrotnie od Pani sędzi czemu się upieram, skoro więź między nami już dawno ustała.
Ja w sądzie jestem postrzegana inaczej.
Tam się nie bierze pod uwagę wartości i przekonań religijnych.
Tam się liczą fakty.
Mamy rozdzielność, mąż ze mną już od 4 lat nie mieszka i nie zamierza wrócić bo nie kocha.
Ja tylko utrudniam i przeszkadzam w sprawnym przeprowadzeniu procesu
A co jesli czlowiek by sie nie stawial na te rozprawy?
Zasadza rozwod zaocznie? Doprowadza sila?
Ja tylko utrudniam i przeszkadzam w sprawnym przeprowadzeniu procesu
To tak jak ja...
Na początku ,powiedziałam,że 17 lat byliśmy małżeństwem,to 17 lat bedzie się ze mną rozwodził...
Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić...
Za mną rok tego koszmaru,szczerze,mam już dosyć...
Odchodzący podają jako główny argument to, że nie kochają. I to się liczy, to ważna przesłanka dla sądu. A gdy porzucony mówi, że kocha i chce odbudowy pożycia, to już nie jest istotne? To nie jest więź? Czy można mówić o całkowitym rozpadzie więzi, kiedy on jest połowiczny?
Wiem, że to są pytania w tym miejscu retoryczne, nie do Was. Zastanawiam się jednak, na ile taka argumentacja może być skuteczna w sądzie. Oczywiście nie musi, ale czy to nie zależy od sędziego? Czy nie wolno mu uznać takich racji?
Sądzę, że nie warto odwoływać się do przekonań i wartości religijnych, bo ich sąd rzeczywiście nie bierze pod uwagę. Natomiast więź emocjonalna jest przesłanką zapisaną w ustawie. Warto udokumentować jej istnienie nie tylko deklaracją, ale też faktami. Między innymi wiernością, ale też innymi świadectwami miłości.
To tylko takie moje przemyślenia, a nie wiedza płynąca z praktyki. Prawie nic, ale może się jakoś przyda, choćby dla uporządkowania myśli.
Sam mam z tym problem, bo ja wystąpiłem o separację, gdy nic nie czułem do żony. Od tego czasu dużo się zmieniło z mojej strony i teraz nie mam wątpliwości, że ją kocham. Tyle tylko, że ona oddaliła się jeszcze bardziej, nie tylko nie chce nic odbudowywać, ale deklaruje starania, żeby żadna więź nie powstała, i poświadcza je czynami. Teraz zbliża się rozprawa i przede mną stoi decyzja, czy wniosek podtrzymać czy wycofać. Zgodnie z tym, co napisałem wyżej, więź istnieje i nie ma przesłanek do separacji.
tata999, na szczęście sądy nie zawsze orzekają rozwody. Zdarzają się przypadki oddalania pozwów, nawet po długotrwałej batalii sądowej. Owszem rzadko, ale są.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz pisze: ↑22 sty 2019, 23:28
Sam mam z tym problem, bo ja wystąpiłem o separację, gdy nic nie czułem do żony. Od tego czasu dużo się zmieniło z mojej strony i teraz nie mam wątpliwości, że ją kocham. Tyle tylko, że ona oddaliła się jeszcze bardziej, nie tylko nie chce nic odbudowywać, ale deklaruje starania, żeby żadna więź nie powstała, i poświadcza je czynami. Teraz zbliża się rozprawa i przede mną stoi decyzja, czy wniosek podtrzymać czy wycofać. Zgodnie z tym, co napisałem wyżej, więź istnieje i nie ma przesłanek do separacji.
Ukaszu ,
jako wnioskodawca mozesz zawiesic na rok , jesli nic sie nie wydarzy ,to sprawa znika , jest anulowana ..
Aeksander to przerabial ,u mnie jeszcze wisi ...zostalo ok 40 dni " karencji " ... a jak potem sie zachowa maz , Bog raczy wiedziec
Ukasz pisze: ↑22 sty 2019, 23:28
Odchodzący podają jako główny argument to, że nie kochają. I to się liczy, to ważna przesłanka dla sądu. A gdy porzucony mówi, że kocha i chce odbudowy pożycia, to już nie jest istotne? To nie jest więź? Czy można mówić o całkowitym rozpadzie więzi, kiedy on jest połowiczny?
Wiem, że to są pytania w tym miejscu retoryczne, nie do Was. Zastanawiam się jednak, na ile taka argumentacja może być skuteczna w sądzie. Oczywiście nie musi, ale czy to nie zależy od sędziego? Czy nie wolno mu uznać takich racji?
Sądzę, że nie warto odwoływać się do przekonań i wartości religijnych, bo ich sąd rzeczywiście nie bierze pod uwagę. Natomiast więź emocjonalna jest przesłanką zapisaną w ustawie. Warto udokumentować jej istnienie nie tylko deklaracją, ale też faktami. Między innymi wiernością, ale też innymi świadectwami miłości.
To tylko takie moje przemyślenia, a nie wiedza płynąca z praktyki. Prawie nic, ale może się jakoś przyda, choćby dla uporządkowania myśli.
Ukaszu im więcej myślę o tym to widzę bezsens tej sytuacji: sąd przyznaje rację stronie wycofującej się z umowy zawartej przed innym urzędnikiem państwowym bez żadnych konsekwencji i odszkodowania za niedotrzymanie zobowiązania....
Chyba rozumiem Twoją rozterkę.
Mówią ze człowiek strzela Pan Bóg kule nosi.
Ukasz pisze: ↑22 sty 2019, 23:28
Odchodzący podają jako główny argument to, że nie kochają. I to się liczy, to ważna przesłanka dla sądu. A gdy porzucony mówi, że kocha i chce odbudowy pożycia, to już nie jest istotne? To nie jest więź? Czy można mówić o całkowitym rozpadzie więzi, kiedy on jest połowiczny?
Na gruncie logicznego myślenia taka argumentacja się w zasadzie broni .
Tym bardziej , że :
Do zawarcia małżeństwa potrzebna jest ZGODA OBU STRON .
Nie wystarczy zgoda jednej strony .
Zatem analogicznie powinno być przy rozwiązaniu małżeństwa .
----------------------------------------------
Smutek ,
tak się mniej więcej pisze te pozwy .
A dopiero potem do takiego nadętego pustego wora
można coś tam wrzucić .
Myślę , że adwokaci idą prosto do piekła ,
bo na cudzym nieszczęściu robią kasę .
mare1966 pisze: ↑23 sty 2019, 22:34
[...]
Tym bardziej , że :
Do zawarcia małżeństwa potrzebna jest ZGODA OBU STRON .
Nie wystarczy zgoda jednej strony .
Zatem analogicznie powinno być przy rozwiązaniu małżeństwa [...]
Logicznie, można by uzasadnić zerwanie (w znaczeniu - praktyczne zawieszenie, jak nie prawne zerwanie) umowy rażącym zaniedbaniem nie mówiąc o krzywdzeniu tak myślę ...
A nie "zakochaniem" czy "odwidzeniem".
To tak jakby wspólnik chciał zerwać umowę handlową bo zaczął konszachty z innym kontrachentem, ale wcześniej zawarł (podpisał) nierozwiązywalną umowę ...