Ponieważ nie mam możliwości odniesienia się w wątku psychologicznym do posta marylki zrobię to w swoim.
Kiedys sie zastanawiałam - czy to możliwe że żona, której mąż jest czynnym seksoholikiem może być szcześliwa jak deklaruje?
Czy to możliwe że po jego upadku żona go przytula i wspiera? Wiedzac że dopuscił sie wlaśnie zdrady?
Znam wiele żon seksoholików. Tylko u Ciebie taka postawe wobec meża spotkałam KR.
Mialam jeszcze mnostwo innych pytań
Dlaczego jak dziewczyny piszą tu o meżu seksoholiku - każesz im nie wchodzic w głowy meżów /watek w psycholigicznym kaciku/
lub wina obarczaja żonę/np. wątek Fino/
Skad taka postawa?
Jak tak można? Do czego to doprowadzi?
Zdecydowałam nie wchodzić w polemikę ale podczytuje wątki
Dzis widze obraz
malej dziewczynki...bardzo samotnej, ktora jest zostawiona bo mama ma depresję, tata też idealny nie był...i ta dziewczynka jest bardzo samotna......aż wściekła...na co? Na depresje!
Na matkę...bo leży.....a przecież obok jest samotna corka...a może ta depresja to wymowka? Trafila się
Jak cyt. "kurze ziarno"
Nie było mamy przy dorastajacej dziewczynce i przy kobiecie
krople rosy pisze: ↑
07 sty 2019, 19:04
Byłam bezpośrednim odbiorcą jej stanu życia jako dziecko.
Sugeruję głębsze spojrzenie by zobaczyć w tej całej historii depresantów ich dzieci nad którymi się nikt nie rozczula bo to one muszą sobie jakoś radzić ze skutkami depresji rodzica by ich dziecięca konstrukcja nie została w sposób drastyczny zachwiana i zniszczona.
moja mama też uważa swoją chorobę za najcięższą ze wszystkich....a że mi dzieci zmarły i zmagałam się z innymi róznymi problemami i doswiadzceniami to nie wazne.
Bardzo mi przykro, bo nikt przy takich doświadczeniach nie powinien być sam.
Gdzie był wtedy mąż?
A gdzie inni?
Co trzeba było pokazywać ludziom?
Że jest wszystko ok? Musiałaś to ukrywać? Wstydziłaś się choroby mamy?
Znasz to?
W środku serce wyje a na zewnatrz - banan na ustach.
To dlatego taka postawa dzisiaj?
Czy nadal czujesz potrzebe pokazywania że wszystko ok?
Bardzo bronisz wizerunku swojej rodziny boisz sie pokazać chociaż ryskę na swoim małżeństwie. Widzisz teraz że to zachowanie/postawa z Twojego dzieciństwa trwa do dziś?
Nie chciałabys tego zmienić?
Jestes bardzo madra i życiową kobietą. Jednak każdy z nas na sycharze jest nie tylko po to, żeby pomagać...także dowiaduje sie o sobie i pomoc otrzymuje.
Rozumiem Cie
krople rosy pisze: ↑
07 sty 2019, 19:04
Proszę w takim razie o usunięcie mojego konta bo widzę że większość ma frajdę skacząc mi po plecach. Nie widzę sensu mojej aktywności na forum.
Swoje rany masz głęboko schowane i wolisz odejsć niż ktokolwiek probowalby ich tykać.
Oczywiscie - możesz uciec - jak Amica na przykład.
Możesz też zostać i skorzystać choćby z programu 12 kroków.
Możesz wiele wyniesć
Na przykład
krople rosy pisze: ↑
08 sty 2019, 8:57
zajęłam się własnym ojcem który mnie zostawił i na którego nikt z rodziny nie spojrzał, motywowałam mamę do pracy nad sobą, próbowałam ocieplić kontakty mimo, iż jako dziecko byłam odizolowana od niech i jej przejawów miłości....
Na przykład możesz ten piekny czyn, ktory tu wykrzyczałas jako Ty jedyna ofiarna, zdobyłaś się na taki gest...
taki czyn możesz pokazać sobie i swojemu sercu jako czyn MIŁOŚCI prosto z serca.
Nie bedziesz miała wtedy pitrzeby udowadniania wszystkim a naprawde sobie, że choc masz wiele żalu to stać Cie na gesty.
Przepracujesz swoje dzieciństwo swoj ból i poczujesz / odnajdziesz siebie
Rozumiem że nienawidzisz depresji - zabrała Ci matke kiedy jej potrzebowałaś. Znam dzieci, ktore nienawidza raka i maja złość do matek że też je zostawiły.
Masz szanse zobaczyc w matce człowieka, ktory nie - wybrał depresję, bo tak mu było latwiej - uciec,
ale na człowieka, którego ta straszna choroba dopadła i powaliła.
Jestem pewna, że Twoja mama też ma świadomosć wielu cennych skradzionych przez depresje chwil, ktore mogła spedzić z Toba.
Krople rosy - wiem że nie pałasz do mnie miłością.
Natomiast prosze Cię - zastanow sie czy chcesz tak cały czas uciekać. Masz niepowtarzalna okazje rozpracować to. Ja jak przerabiałam dzieciństwo na krokach to zrozumialam czego chce a czego nie chce w moim obecnym życiu.
JAK chce żyć. Mam świadomosć w jakim jestem małżeństwie. Piznałam swoja wartosć i wiem na ile moge sobie pozwolic a jakie są moje granice.
Pamietam Twoja złosć i oskarżenia że zniewalam męża, bo właśnie te twarde granice ma postawione.
Ale to ja.
Ty możesz życ jak chcesz.
Nie bede zgadywala czy jestes szczera w swoim byciu szcześliwą czy nie, bo nie o to chodzi.
Przeżyłaś ogromne zranienia - raz po raz Twojego pisania one wychodza tu w pisaniu Twoim.
Nie chcesz tego przepracować i zamknać raz na zawsze?
I jeszcze jedno...tu nikt nie wyskakuje żeby
krople rosy pisze: ↑
08 sty 2019, 8:57
swoim zwyczajem przyjść i wbić szpilę. Doprawić mi ,,gębę'' kobiety
Tak jak Ty czasem widzisz pewne rzeczy z boku i piszesz o nich innym, tak i inni forumowicze - w duchu braterstwa pisza o prwnych spostrzeżeniach.
Nie żeby Cie wbić.
Tylko wybic
Pozdrawiam
Na górę
Marylko , dziękuję za Twoją ,,troskę'' jednak to, co napisałaś to nie moja bajka i nie moje życie. Podejrzewam, że to Twoja projekcja stanów, lęków i krzywd które są w Tobie , którymi w tak stanowczy sposób reagujesz przy okazji różnych historii ludzkich na tym forum.
Nie wiem dlaczego Cię tak nurtuje moje szczęście rodzinne i to, że mimo, iż nie jest idealnie (nigdzie nie jest....no...tylko u Ciebie
) stać mnie na miłość do męża, wybaczenie, wsparcie , a i jeszcze dobre słowo na forum, które mam nadzieję niesie jakiś pożytek innym.
Jeśli chodzi o depresję mojej mamy i moje życie z tym związane to wybacz ale nie będę tego komentowała gdyż nigdzie nie przejawiałam chęci ani potrzeby zajęcia się tą kwestią , gdyż temat ten przepracowałam podczas trzymiesięcznej terapii , i potem sama zainicjowałam chęć naprawy kontaktu z mamą na tyle, na ile ona jest w stanie się otworzyć. Relacje nasze są poprawne biorąc pod uwagę stan mamy.
Przykład jakim się posłużyłam na potrzeby dyskusji o depresji był tylko krótką wzmianką, podzieleniem się własnym doświadczeniem a nie materiałem do medytacji i szukania przeze mnie pomocy.
Z niczym nigdy nie byłam sama , zawsze we wszystkim towarzyszył mi mój kochany mąż , także w obliczu tragedii śmierci naszych synów.
We wszystkim jesteśmy razem i nie ma tematu którego byśmy nie puścili w obieg. Wszystkie doświadczenia wzmocniły nasze małżeństwo o czym pisałam nie raz i pewnie nie jedno jeszcze przed nami.
Tak. Jestem szczęśliwą żoną. Kocham mojego męża i moje dzieci.
Nie potrzebuję perfekcjonizmu i nieskazitelności w osobie męża by go kochać i by z nim dzielić życie do końca. Tak jak i on nie potrzebuje idealnej żony by ją kochać i być jej wsparciem.
Daję mu swoje zaufanie, wiarę w wielkie sprawy , cierpliwość i otwartość na jego potrzeby i otrzymuję za to o wiele więcej niż bym się spodziewała.
A Ty oczywiście możesz pozostać przy swoich teoriach i wyobrażeniach na mój temat . Widocznie jest Ci to do czegoś potrzebne
Mogłabym i ja podważać to Twoje szczęście ale po co?
Ja tego nie potrzebuję
Sama wiesz najlepiej jak jest i niech tak zostanie.