zawieszenie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Rosiczka
Posty: 50
Rejestracja: 09 sty 2018, 15:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zawieszenie

Post autor: Rosiczka »

czas pisze: 11 sty 2019, 20:31 Uff a czym jest separacja? Jak nie redukowaniem więzi małżeńskiej. Toć to samo, albo jak kto woli zawieszenie małżeństwa na haku. Tak samo ustaje miłość, tak samo jest oddzielnie, tak samo są dwa światy, tak samo każde sobie. Rozdział finansowy, rozdział gospodarczy. Związek niby istnieje a tak naprawdę nie istnieje. Ale to można naprawić i jak to zrobić gdy oba serca skrzywdzone, znudzony, podzielone, z pamięcią o złym związku.
Dziękuję Czasie, ze podzieliłeś sie swoimi doświadczeniami - czytam sobie i czytam i pomimo ewidentnych podobieństw w sposobie funkcjonowania w naszych związkach, jest jednak zasadnicza rożnica.
Ty, jak piszesz, do obecnego etapu "koleżeńskości" dotarłeś pokonując długą drogę, pracując nad sobą, zmieniając postrzeganie swojej sytuacji. To był długi ( jak piszesz 10 lat ) proces. I biorąc pod uwagę wszystkie doświadczenia ostatnich lat, wypracowaliście z żoną pewne rozwiazanie ( przyjaźń, koleżeńskość ), które pozwala zachować otwartość na współmałżonka, jego ewentualny powrót, ale również pozwala przypuszczać, że w Waszej sytuacji nic się już nie zmieni. Bo być może upłynęło już zbyt wiele Czasu :) i po prostu przyzwyczailiście się do takiej sytuacji. I oczywiście, jest to wyjście o niebo lepsze od np. kompletnego ucięcia kontaktów czy wręcz nienawiści i złości wobec siebie. Ale do takiej postawy trzeba dojrzeć, trzeba też jej chcieć i trzeba sobie powiedzieć, że wszystkie inne sposoby odbudowania więzi małżeńskiej zawiodły.
Tak ja to widzę i chyba o to też właśnie chodzi Ukaszowi - jeszcze nie wszystko zostało zrobione, jeszcze nie składam broni.
Oczywiste jest dla mnie, że zarówno czas jak i sposoby "walki" są u każdego indywidualnie określane ( Ukaszu, czytam Twój wątek i widzę, że walczysz już długo ). I być może też tak, że właśnie ta walka okaże sie tak wyniszczająca dla związku, że w ogóle nie bedzie mowy, żeby być na takim jak Ty Czasie, etapie. Ale to ryzyko już każdy musi sobie indywidualnie skalkulować.
Jeżeli jednak chodzi o różnicę w Twojej i mojej sytuacji.
Ja jeszcze nie chcę takiego etapu. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała.
Mój mąż jest dla mnie mężem ( też oczywiście przyjacielem ) i na chwilę obecną nie chcę być jego koleżanką. Chcę być żoną. I chciałabym zrobić wszystko, aby relacja między nami była jak miedzy mężem i żoną ( ze wszystkimi konsekwencjami daj Boże :) ! ) a nie jak pomiędzy "tylko" rodzicami naszych dzieci czy nawet przyjaciółmi.
A obecny stan naszych relacji, czyli : jest miło, spotykamy się, 'spędzamy razem czas, rozmawiamy szczerze o wielu rzeczach ( unikając tematów zw. z powrotem męża do domu ), możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji, mamy stały kontakt, czasem nawet czuję, że jesteśmy bliżej emocjonalnie, niż przed wybuchem kryzysu - jest dla mnie nie do końca zrozumiały. I niestety, odbieram to jako szantaż emocjonalny.
Bo mam to wszystko ( taką namiastkę normalnego, fajnego życia ) dopóki godzę się na zachowania mojego męża. Na to, że z nami nie mieszka, że nie musi się opowiadać co robi w wolnych chwilach, że to on decyduje ile i kiedy czasu z nami spędzi. A jeszcze robi to w taki sposób, że z reguły odpuszczam gadanie bo i sam z siebie często jest, organizuje czas, sporo o sobie opowiada, o pracy czy nawet o tym, co robi i gdzie wychodzi ( też niepytany ). Ale jak tylko zgłaszam sprzeciw, bo przecież nie jest to normalna sytuacja, to straszy mnie, że skoro nie mogę wytrzymać, to mogę sie rozwieść.
Zdaję sobie sprawę, że trwanie w tej wymuszonej "koleżeńskości" nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę, nie mówiąc o tych szantażykach. I jedno i drugie wykańcza psychicznie a żadne nie prowadzi do odbudowy więzi. Wręcz przeciwnie, oddala i powoduje niechęć.
A jak sprzeciwić się szantażowi emocjonalnemu? Asetrywną postawą a przede wszystkim uświadomieniem sobie, w jakiej grze bierze się udział.
Teraz zastanawiam się, od czego zacząć na własnym podwórku, żeby dać nam szansę na bycie na powrót mężem i żoną :)

Pozdrawiam Was Wszystkich :)
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: zawieszenie

Post autor: renta11 »

Pisząc o tym, że chciałam budować z mężem na przyjaźni, miałam na myśli tylko stan emocjonalny. Bo skoro nie da się na tzw. "kochaniu" to można na przyjaźni. Ale zdecydowanie nie byłaby to zgoda na jego "zakochiwania" się na zewnątrz, czy na kontakty z kowalską. To byłoby małżeństwo z większymi elementami przyjaźni, niż tzw. "kochania" (przynajmniej z jego strony). Nigdy nie zamierzałam z siebie robić tzw. "cioci Kazi". Czyli posiadać męża realizującego na boku swoje potrzeby związane z kryzysem wieku średniego (emocjonalne, seksualne), a ja w roli jego cioci, może jeszcze wysłuchującej zwierzeń siwego kilkunastolatka. To jest dopiero pomylenie pojęć i ról. To "chora" dla mnie i nie do przyjęcia sytuacja.
Ale to dla mnie. Rozumiem, że inni mogą mieć inaczej.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Jonasz

Re: zawieszenie

Post autor: Jonasz »

Rosiczka pisze: 13 sty 2019, 23:39 Asetrywną postawą a przede wszystkim uświadomieniem sobie, w jakiej grze bierze się udział.
No właśnie.
Wiesz co ja też jakiś czas to sobie uświadomiłem - kto tu rozdaje karty i ustala reguły.
Czy stawką jest wygrane małżeństwo czy coś innego - czy gramy o to samo tak naprawdę.
I szczerze mówiąc doszedłem do wniosków, że skończyłoby się to tak jak mniej więcej opisała to Renta.
Pustelnik

Re: zawieszenie

Post autor: Pustelnik »

renta11 pisze: 14 sty 2019, 8:51 Czyli posiadać męża realizującego na boku swoje potrzeby związane z kryzysem wieku średniego (emocjonalne, seksualne), a ja w roli jego cioci, może jeszcze wysłuchującej zwierzeń siwego kilkunastolatka. To jest dopiero pomylenie pojęć i ról. To "chora" dla mnie i nie do przyjęcia sytuacja.
Ale to dla mnie. Rozumiem, że inni mogą mieć inaczej.
Czyli ... temat granic :-).
Czy RATOWANIE (jeden z etapów) polega / ma polegać na "odpuszczeniu"/poluzowaniu granic ?
Jak źle postawione, to czemu nie ?
Ale jak "bieżąca analiza" / sumienie tego nie podpowiada ?
Pustelnik

Re: zawieszenie

Post autor: Pustelnik »

Rosiczko, pozwól, że lekko uzupelnię o chociaż trochę ... :-) teorii
(...)
Ważne jest uświadomienie, że jeżeli stawiam granice, robię to nie tylko ze względu na własne dobro, ale także dla dobra drugiego człowieka i prawdziwości naszej relacji. Robię to, aby nie czuć niechęci do nikogo i nie czynić innych odpowiedzialnymi za mój dyskomfort. Dlatego, jeżeli kocham, mam obowiązek także stawiać granice.
Wklejka z:
Miłość stawia granice / Ona i on
https://m.deon.pl/inteligentne-zycie/on ... anice.html
Ukasz

Re: zawieszenie

Post autor: Ukasz »

Wytłumaczę jeszcze raz mój wybór.
Akceptowałem wspólne mieszkanie i pozorny układ małżeński, łącznie ze stopniowo redukowanym do samej fizjologii współżyciem, dopóki widziałem w tym szansę na lepszy start do budowy od nowa, dopóki sądziłem, że zachowując te szczątkowe i patologiczne relacje mam lepszy punkt wyjścia do naprawy niż w przypadku separacji, czyli wyzerowania więzi. W moim przypadku dzieci były dorosłe, więc takie cięcie mogło się odbyć bez ich krzywdy, tj. ich krzywda wyrządzona naszym kryzysem nie wzrastała przez postawienie przeze mnie granic. Potem jednak uznałem, że przez ponad sześć lat wyczerpałem wszystkie możliwości odbudowywania na takiej podstawie.
Z forum słyszałem różne głosy. Dla mnie mocniejsze były te, które zachęcały do postawienia granic, a nie do ich odpuszczenia, ale decyzję i tak podejmowałem sam. Podtrzymałem moje warunki i mam niemal pełną separację. W tej chwili faktyczną, a za kilka tygodni może ona być również formalna. Na razie mimo to sądzę, że postąpiłem słusznie. I nie chodzi o jakąś abstrakcyjną zgodność z normami, tylko o szansę na ponowne wspólne życie.
Pisałem, że znam przypadki zaakceptowania i osiągnięcia relacji "przyjaźni" w miejsce małżeńskich. W obu strona porzucona zaakceptowała decyzję zdradzającego. Uznała, że rozpad ich więzi jest ostateczny i nieodwracalny. Zrezygnowała z wszelkich prób naprawy. Nie czekają na powrót współmałżonka. Są wierni, ale nie po to, żeby czekać. I w tej chwili żadna strona nie próbuje w żaden sposób tego "przyjacielskiego" układu zmienić. Używam cudzysłowia, ponieważ nie widzę tu pełni przyjaźni. Zbyt wiele jest to warunków i obszarów tabu, wycofania i zamknięcia. To są raczej dobre relacje koleżeńskie.
Trzeci przypadek znam chyba najbliżej. Ona postanowiła się wycofać z małżeństwa i zaproponowała mężowi układ przyjacielski: nasze relacje pozostaną w zasadzie niezmienione, ale za wyjątkiem sfery seksualnej. W tej nic nas nie będzie łączyć i każde będzie zaspokajać swoje potrzeby poza małżeństwem, a drugiej stronie nic do tego. On odmówił. Ona zaczęła więc znęcać się nad nim psychicznie, żeby wymusić zgodę. Informowała go o każdym współżyciu z kochankiem, nastawiała przeciw niemu dzieci, pozbawiła go wszelkiego majątku, okazywała wrogość na każdym kroku i złożyła pozew o rozwód. On wciąż się nie zgadza. Jest przekonany, że jego trwanie przy miłości małżeńskiej to obecnie jedyna szansa, żeby kiedyś ich związek się odrodził. Że jeśli on spasuje, to wszystko będzie przegrane. Czas będzie działać, ale nie na ich korzyść. Będzie cementować ten chory układ.
Co mi przyjdzie z akceptacji układu koleżeńskiego i jaka będzie jego cena? Będę miał jeszcze jedną koleżankę, ale tego nie potrzebuję. Zachowam kontakty z żoną i teoretycznie ona spotykając mnie mogłaby znowu się we mnie zakochać. Odkryć coś, czego teraz we mnie nie widzi. Przyznam, że to jest jakiś bonus. Nie słyszałem jednak o żadnym przypadku, żeby to tak zadziałało. A cena jest wysoka. Mogę albo rzeczywiście zrezygnować z nadziei i uznać małżeństwo za umarłe, albo okłamać ją, że tak uważam. W dodatku w obu przypadkach byłoby to zaparcie się siebie i mojej miłości. Odrzucam oba rozwiązania. Nie sądzę, żebym miał większe szanse na tej drodze. Tak może jeszcze zatęskni za kochającym mężem. Może uzna, że woli jednak relacje małżeńskie niż żadne. Że w sytuacji kryzysowej można na mnie polegać, bo potrafię dochować wierności moim wartościom i jej samej.
Powtarzam: dzielę się tylko swoim doświadczeniem, tym co widzę w swoim małżeństwie i w najbliższym otoczeniu, i przemyśleniami. To nie jest wiedza, jakie rozwiązanie jest lepsze.
czas
Posty: 195
Rejestracja: 01 sty 2019, 11:00
Płeć: Mężczyzna

Re: zawieszenie

Post autor: czas »

Rosiczko to nie do końca tak jest jak wiele osób tu na farum odczytuje moje intencje i losy mego małżeństwa. Zatem przejdę wielkim skrótem by coś istotnego wykazać, ale to na końcu. Zatem gdy potegowal nasz kryzys a faktem było to 10 lat temu. Był to kryzys pod jednym dachem 4 lata przepychanek o swoje. Czyli każde coś gadalo ale drugie nie słuchał. Przyjmijmy że bardziej nie słuchało to męskie,mimo że swoje racje miało. Co to spowodowało? Wiadomo bunt i odcięcie żony, i tu nastąpiło przebudzenie męskiej części, ale to przebudzenie było raptowne, nachalne i w jakimś zakresie ograniczające. Co to znaczy ano bardzo podobne do wielu działań inny h z forum. Zatem ten brak przestrzeni i raptowne zryw na budowanie dusil i zniewala druga stronę. A wiadomo chęć poprawy i naprawy ma być ze wszech miar świadoma, a nie spontaniczna bo coś się rozwalilo
. No cóż ta spontanika dusila żonę jaka miała już dość mnie i wszystkiego co jej mnie przypominało. Tu nadeszła separacja i znia moja wyprowadza z domu, a trwała ona 2 lata. I co dalej? No cóż powrocilem do domu po tych moich latach z dala z werba do budowania naszego Ja nie rozumiejąc dalej że nie jest to tak proste, nie rozumiejąc że powstała olbrzymią przespać i co? Znów te przepychanki z mojej strony na tak, że strony żony na nie. Jednym słowem znów jak pies z kotem. Wówczas to słyszałem wielokrotnie od żony że nie potrafimy że sobą rozmawiać, że trzeba takie proste rzeczy opanować. Słyszałem też wiele razy że przepaść jest olbrzymią i to co było jest wypalone. Mówiła często że z takiej oddali zaczyna się od najprostszej sprawy jak przyjaźń. No cóż żona swoje a ja swoje że kombinuje i nie potrafi naprawiać, suma sumarum tu powstało moje Nie i granicą skoro tak niech się wyprowadza i odeszła po 2 latach naszych nowych przepychanek. Zatem żona na swoim jest już 2 lata. I co? Przez rok czasu nie pytałem o nas, przez rok czasu nie naruszalem jej granic, przez rok czasu starałem się słuchać co mówiła. I nagle od roku szuka sama dialogu, od roku coraz więcej spraw nas łączy, od roku otwiera się na swoje sprawy prywatne, od roku interesuje się moimi sprawami. Jak to wygląda? ano tak jak sama kiedyś określiła zaczynamy od rozmawiania na luzie, zaczynamy od przyjaźni bez garba przeszłości. Nie wiem jak to oceniacie ale jak dla mnie to wielki krok, naprawdę wielki krok. A co będzie dalej mam nadzieję że jak dobrze to rozegrany to kto wie. Ale uwierzcie mi ze jazdę musiało przejść swoje bo na skróty czasem nie da rady. Jak mawiają co nagle to po diable........ pozdrawiam
Ukasz

Re: zawieszenie

Post autor: Ukasz »

A teraz Cię rozumiem i nawet widzę elementy podobne w naszej drodze, choć chyba jednak więcej odmiennych. Jak przyjemnie się czyta historię z nadzieją na końcu.
Jeśli żona oferowałaby mi przyjaźń jako etap naszych relacji, czas, oby od nowa oswoić się ze sobą, zgodziłbym się bez wahania. Na taki punkt wyjścia, stan przejściowy, nawet bez określania żadnego terminu. Ale nie jako punkt dojścia.
Na razie nie ona chce żadnej przyjaźni i deklaruje aktywną obronę przed pojawieniem się jakichkolwiek więzi ze mną. Szanuję jej wolę. Swoją też: nie wchodzę w układ o takich założeniach. Skoro taki jest jej wybór, to niech go przeżyje w pełni. Może wtedy, po jakimś czasie, zatęskni do jakiś relacji? Ja czekam, mam nadzieję zawsze być gotów.
W sumie wygląda na to, że mimo różnych historii mamy dość podobne podejście. Przynajmniej ja to tak odbieram.
Rosiczka
Posty: 50
Rejestracja: 09 sty 2018, 15:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zawieszenie

Post autor: Rosiczka »

Czasie,
dziękuję, teraz rozumiem dokładnie, co miałeś na myśli.
I zgadzam się z Tobą, że pewne czynności związane z ratowaniem moga ratowanego nieco osaczyć.A im większa determinacja w ratowaniu, to i większe uczucie osaczena u ratowanego :) Trzeba uważać, żeby nie przesadzić i żeby nie wypaść sztucznie i na siłę.
Zgadzam sie z taką jak Twoja postawą, dobrze to wyglada i dobrze rokuje. Ja ma tylko problem taki : co o tym sadzą dzieci i czy taki obraz rodziny im wszystkiego nie zamyli :(, czy to na pewno na dobre im wyjdzie
Ale sama idea ratowania w ten sposób bardzo do mnie przemawia :)
czas
Posty: 195
Rejestracja: 01 sty 2019, 11:00
Płeć: Mężczyzna

Re: zawieszenie

Post autor: czas »

Rosiczka pisze: 15 sty 2019, 12:55. Ja ma tylko problem taki : co o tym sadzą dzieci i czy taki obraz rodziny im wszystkiego nie zamyli :(, czy to na pewno na dobre im wyjdzie
Rosiczko to bardzo istotny temat i napisze jak było u nas. W momencie gdy kryzys wszedł w olbrzymie stadium to wówczas synowie mocno oberwali, wiadomo że uczestniczyli w tym wszystkim i byli rozdarci między prawda mamy a prawda ojca. To się tak odbiło że najstarszy zawalal szkole, wszedł w pop kulturę z okresem buntu. Natomiast najmłodszy zaczynał wagary i uniki w szkole, jedynie ze średnim nie było problemu ale tylko dlatego że zawsze był nadwyraz rozsądny. Takie a nie inne odlamki naszego kryzysu spowodowały to że właśnie się wprowadziłem by nie oglądali naszych bojow i potyczek. Fartem obraz ojca starającego się o związek i rodzinę naprawil zły obraz ojca jaki powstał w wyniku postępowania mamy nie chcącej męża. Powiem tak byli dumni że ojciec do końca zabiegał o rodzinę. Powrót mój do domu to też mocna decyzja z mojej strony w ich stronę, nie ukrywam że dorastający synowie potrzebują mocno ojca w swoim życiu a nie takiego sobotni niedzielnego. No cóż jak pisałem powrót był ale z tym powrotem znów wróciły kłótnie, nie dało się już słuchać głosow synów za ścianą. Co robią kłócą się? nie chyba rozmawiają. Jak rozmawiają to super tylko niech się nie kłócą. Widzisz rosiczko ciągle żyli w takim metliku. Dopiero wyprowadzka żony dała stabilizację chłopcy uwierzyli że to jedyne dobre rozwiązanie ciesząc się że zostają z ojcem. I tu była moja wielka rola ucząca ich szacunku do mamy mimo że mieszka oddzielnie. Ustaliłem z żoną że wywiadowki, sprawy szkoły nadzoruje ona, że decyduje we wszystkim na równi a nawet ma ważniejszy głos w wielu sprawach. Do tej pory tak jest ze synowie w wielu decyzjach po mojej aprobacie maja tez uzyskać zgodę od mamy. Fakt na początku było, ale po co mama ma decydować skoro z nami nie mieszka. Mimo to ja mówiłem że tak samo decyduje jak i ja i nie ważne że z nami nie mieszka. Dziś to normalka i nawet nie pytają. Co do reszty widzą że rodzice rozmawiają, pomagają sobie, doradzają, potrafią nawet zostać we dwoje i nic się nie dzieje. To są mądre chłopaki i coraz częściej słyszę jedno. Wy i tak będziecie jeszcze razem. Hee a mnie najbardziej cieszy ze w wyniku tego wszystkiego nie staliśmy się na wskroś patologiczna rodzina, myślę że to jednak wspólna ciężka praca moja i żony mimo kryzysu i rozłam nie poszlo na noze
jacek-sychar

Re: zawieszenie

Post autor: jacek-sychar »

Czas

Gdybyś przed wysłaniem sprawdził post (polskie litery, interpunkcja), to na pewno lepiej by się go czytało. :?
czas
Posty: 195
Rejestracja: 01 sty 2019, 11:00
Płeć: Mężczyzna

Re: zawieszenie

Post autor: czas »

Jacku sorry będę już starał się pisać tylko na laptopie, bez udziału telefonu... Obiecuję
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: zawieszenie

Post autor: vertigo »

czas pisze: 15 sty 2019, 15:46 W momencie gdy kryzys wszedł w olbrzymie stadium to wówczas synowie mocno oberwali, wiadomo że uczestniczyli w tym wszystkim i byli rozdarci między prawda mamy a prawda ojca.
Czasie, czy razem z żoną porozmawialiście z chłopcami i wyjaśniliście, co się dzieje niedobrego i dlaczego jedno z Was wyprowadza się z domu? Poruszaliście z nimi jakieś inne tematy?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
logika
Posty: 25
Rejestracja: 31 sie 2018, 11:59
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zawieszenie

Post autor: logika »

Droga Rosiczko,
Twoja postawa, jest godna pochwały..
wzięłaś swoje sprawy, w swoje ręce..
cokolwiek nie zrobisz,
to Ty, decydujesz...
a nie, ktoś za Ciebie..
pozdrawiam
czas
Posty: 195
Rejestracja: 01 sty 2019, 11:00
Płeć: Mężczyzna

Re: zawieszenie

Post autor: czas »

vertigo pisze: 15 sty 2019, 16:27
Czasie, czy razem z żoną porozmawialiście z chłopcami i wyjaśniliście, co się dzieje niedobrego i dlaczego jedno z Was wyprowadza się z domu? Poruszaliście z nimi jakieś inne tematy?
. Zawsze chłopakom było wszystko tłumaczone. Przy moim wyprowadzeniu się z domu tłumaczone było razem. Przed wyprowadzką byliśmy jeszcze parę razy z synami u psychologa. Co do wyprowadzenia się żony powiadomiła synów sama. Każdy nasz krok był skrupulatnie tłumaczony. Powiem tak mimo rozwałki związku, waśni i kłótni priorytetem byli synowie, ale jak zawsze i tak to ich dotykało.Taki prawdziwy spokój nastał w synach dopiero po wyprowadzeniu się żony z domu. Może tylko dlatego że synowie byli zawsze mocno że mną zżyci.
ODPOWIEDZ