Tak to wybor, ale gdy zostal juz podjety to odejscie jest zlamaniem przysiegi i to nie znaczy ze mamy innym zle wybory ulatwiac lub swoim postepowaniem je aprobowac.czas pisze: ↑02 sty 2019, 23:21A co nazywasz złem? Czy to znaczy że mamy
wychodzić przed Boga? Happybean małżeństwo i sakrament jest dobrowolnym wyborem, życie z drugim człowiekiem jest dobrowolnym wyborem. Gdy to się zachwieje wciąż musi nastąpić (powrotnie) dobrowolny wybór. Nie obowiązek tylko wybór to jest wolna wola. I tak sobie myślę że gdy choćby tak to będziesz widzieć to zmienia się priorytety
zawieszenie
Moderator: Moderatorzy
Re: zawieszenie
Re: zawieszenie
Wybacz happybean lecz nadal nie bardzo rozumiem jak różne są postawy i odczucia w zależności od sytuacji, inaczej mówiąc perspektywa widzenia że sposobu siedzenia. A dokładnie - moja żona też się wyprowadziła na swoje własne, też zaczęła rozwijać tylko swoje, też zaczęła życie z koleżankami dla siebie. Czy zatem przypomina ci to coś? Sorry ze wrzucam odrobinę prywatny drugiej osoby ale czym to się różni?
Re: zawieszenie
Chociazby tym ze ja nie jestem w malzenstwie, jak ktos Cie zostawia to poprostu zaczynasz zyc swoim zyciem zamiast na sile zatrzymywac wspolmalzonka lub udawac dobrych znajomych.czas pisze: ↑03 sty 2019, 9:01Wybacz happybean lecz nadal nie bardzo rozumiem jak różne są postawy i odczucia w zależności od sytuacji, inaczej mówiąc perspektywa widzenia że sposobu siedzenia. A dokładnie - moja żona też się wyprowadziła na swoje własne, też zaczęła rozwijać tylko swoje, też zaczęła życie z koleżankami dla siebie. Czy zatem przypomina ci to coś? Sorry ze wrzucam odrobinę prywatny drugiej osoby ale czym to się różni?
W malzenstwie czeka sie az ktos powroci i powinno sie byc gotowym przyjac ta osobe ale tylko wtedy gdy zechce nanowo byc tym kim sie zobowiazal przed Bogiem a nie znajomym, ale tez nie ma obowiazku przyjmowac osoby w przypadku zdrady, mozna zdecydowac sie na odciecie gruba linia na zawsze.
Re: zawieszenie
Czyli sama napisałaś że Jest wybór. Uszanuj zatem mój wybór i nie oceniaj co dobre a co złe. Oceniajmy tylko siebie i własne postawy tak jest zdrowo. A teraz proponuję zakończyć dyspute bo to nie nasz temat z szacunku dla autorkihappybean pisze: ↑03 sty 2019, 9:13
Chociazby tym ze ja nie jestem w malzenstwie, jak ktos Cie zostawia to poprostu zaczynasz zyc swoim zyciem zamiast na sile zatrzymywac wspolmalzonka lub udawac dobrych znajomych.
W malzenstwie czeka sie az ktos powroci i powinno sie byc gotowym przyjac ta osobe ale tylko wtedy gdy zechce nanowo byc tym kim sie zobowiazal przed Bogiem a nie znajomym, ale tez nie ma obowiazku przyjmowac osoby w przypadku zdrady, mozna zdecydowac sie na odciecie gruba linia na zawsze.
Re: zawieszenie
Nie mam nic przeciwko, piszcie śmiało jeżeli tylko macie ochotę
I wszystkim serdecznie dziękuję za każdy odzew
I wszystkim serdecznie dziękuję za każdy odzew
Re: zawieszenie
My już po rozmowie.
Od czasu jak nie mieszkamy razem była to pierwsza zainicjowana przez męża rozmowa, długa i bardzo spokojna. A przede wszystkim miałam wrażenie, że na prawde słucha tego co mówię. A i sam również sporo powiedział
Oczywiście stwierdził, że do domu nie wraca, jest tak rozczarowany dotchczasowym życiem, małżeństwem, zraniony i zniechęcony, że już nie chce niczego ( chce byc sam ), mogę sie rozwieść jeżeli tego nie akceptuję ale on nie chce rozwodu. A jeżeli sie rozejdziemy, to trudno, zostanie sam jak pies - to jego słowa.
Odniosłam wrażenie, że już go trochę ta sytuacja przerasta. Powtarzał i powtarzał, że nie wraca, że jest zraniony ale kiedy powiedziałam, że jak to rozumiem, ok, to chyba był trochę rozczarowany, że go nie przekonuję do powrotu jak kiedyś. Mieszka sam, ale widać, że chyba wyobrażał to sobie inaczej. Że bedzie szczęśliwszy. Ma wolność, ale jakoś bez rodziny jednak nie może się obejść.
Powiedział mi również, że widzi, że się bardzo zmieniłam.
I chyba boi się, że postawię sprawę na ostrzu noża i a nasze kontakty ureguluję formalnie. Bo jakkolwiek teraz przyjeżdża do domu, pomaga, organizuje wspólny czas - to w granicach swojej wygody i swojego czasu a plany czesto się zmieniają. I wykręca potem takie numery jak z wyjazdem na Sylwestra.
Widziałam, że mu ulżyło jak powyrzucał z siebie trochę, zapytał zaraz o sobotę, czy pojedziemy na zakupy i czy u mnie wszystko dobrze ( 4 dni sie do niego nie odzywałam ).
Zdaję sobie sprawę, że on potrzebuje jeszcze czasu aby sobie przetrawic różne rzeczy ale obawiam się, że bez jakiejs presji czasowej będzie dojrzewał baaaardzo długo. Ale zwyczajnie nie mam serca na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. Chciałby aby wszystko sie samo naprawiło, albo ktoś to zrobił za niego - bo jest ciężko, ale na żadną terapię nie pójdzie ( bo nie ).Poprosił mnie jeszcze - parę razy o tym wspomniał - żebym pisała do niego maile, z tym o czym chciałabym mu powiedzieć.
Od czasu jak nie mieszkamy razem była to pierwsza zainicjowana przez męża rozmowa, długa i bardzo spokojna. A przede wszystkim miałam wrażenie, że na prawde słucha tego co mówię. A i sam również sporo powiedział
Oczywiście stwierdził, że do domu nie wraca, jest tak rozczarowany dotchczasowym życiem, małżeństwem, zraniony i zniechęcony, że już nie chce niczego ( chce byc sam ), mogę sie rozwieść jeżeli tego nie akceptuję ale on nie chce rozwodu. A jeżeli sie rozejdziemy, to trudno, zostanie sam jak pies - to jego słowa.
Odniosłam wrażenie, że już go trochę ta sytuacja przerasta. Powtarzał i powtarzał, że nie wraca, że jest zraniony ale kiedy powiedziałam, że jak to rozumiem, ok, to chyba był trochę rozczarowany, że go nie przekonuję do powrotu jak kiedyś. Mieszka sam, ale widać, że chyba wyobrażał to sobie inaczej. Że bedzie szczęśliwszy. Ma wolność, ale jakoś bez rodziny jednak nie może się obejść.
Powiedział mi również, że widzi, że się bardzo zmieniłam.
I chyba boi się, że postawię sprawę na ostrzu noża i a nasze kontakty ureguluję formalnie. Bo jakkolwiek teraz przyjeżdża do domu, pomaga, organizuje wspólny czas - to w granicach swojej wygody i swojego czasu a plany czesto się zmieniają. I wykręca potem takie numery jak z wyjazdem na Sylwestra.
Widziałam, że mu ulżyło jak powyrzucał z siebie trochę, zapytał zaraz o sobotę, czy pojedziemy na zakupy i czy u mnie wszystko dobrze ( 4 dni sie do niego nie odzywałam ).
Zdaję sobie sprawę, że on potrzebuje jeszcze czasu aby sobie przetrawic różne rzeczy ale obawiam się, że bez jakiejs presji czasowej będzie dojrzewał baaaardzo długo. Ale zwyczajnie nie mam serca na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. Chciałby aby wszystko sie samo naprawiło, albo ktoś to zrobił za niego - bo jest ciężko, ale na żadną terapię nie pójdzie ( bo nie ).Poprosił mnie jeszcze - parę razy o tym wspomniał - żebym pisała do niego maile, z tym o czym chciałabym mu powiedzieć.
Re: zawieszenie
Rosiczko a jak Ty się z tym czujesz? Psychicznie, fizycznie i emocjonalnie... Czy dobrze Ci tak żyć? Ja powiem że też tak ciągnie trochę trzymając mojego męża, zapraszając go do dzieci, spędzając razem święta, tylko mnie to już wykancza psychicznie i fizycznie a on co? Może się zastanawia albo czeka na swoje szczęście... Nawet nie wiem bo mi nie powie... Więc ja już nic nie inicjuje i nie zamierzam A może trzeba właśnie zostawić go niech zdecyduje? Bo moim zdaniem to jest dalej takie dalsze oddałanie się, przynajmniej u mnie.
Re: zawieszenie
A pytałaś o konkrety? Czym jest tak skutecznie zniechęcony i zraniony?
.....czyli ogólnie wyrzucił z siebie że masz nie czekać bo nie wróci....?
a co konkretnie?
Twój mąż Rosiczko wyrażał się w sposób jasny, że potrafisz z tej rozmowy wyciągnąć jakie są powody i przyczyny jego nie powrotu czy to raczej ogólniki, wodolejstwo....?
A po co?
Szkoda, że woli małżeństwo na odległość.....
-
- Posty: 752
- Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
- Płeć: Kobieta
Re: zawieszenie
Musisz być teraz bardzo mądra Rosiczko. A przede wszystkim daj swojemu mężowi na razie czas - tutaj jest sporo mądrych osób, które podpowiedzą Ci jak zachowywać się w takiej sytuacji. Trudna, ale nie beznadziejnaRosiczka pisze: ↑04 sty 2019, 14:34 My już po rozmowie.
Od czasu jak nie mieszkamy razem była to pierwsza zainicjowana przez męża rozmowa, długa i bardzo spokojna. A przede wszystkim miałam wrażenie, że na prawde słucha tego co mówię. A i sam również sporo powiedział
Oczywiście stwierdził, że do domu nie wraca, jest tak rozczarowany dotchczasowym życiem, małżeństwem, zraniony i zniechęcony, że już nie chce niczego ( chce byc sam ), mogę sie rozwieść jeżeli tego nie akceptuję ale on nie chce rozwodu. A jeżeli sie rozejdziemy, to trudno, zostanie sam jak pies - to jego słowa.
Odniosłam wrażenie, że już go trochę ta sytuacja przerasta. Powtarzał i powtarzał, że nie wraca, że jest zraniony ale kiedy powiedziałam, że jak to rozumiem, ok, to chyba był trochę rozczarowany, że go nie przekonuję do powrotu jak kiedyś. Mieszka sam, ale widać, że chyba wyobrażał to sobie inaczej. Że bedzie szczęśliwszy. Ma wolność, ale jakoś bez rodziny jednak nie może się obejść.
Powiedział mi również, że widzi, że się bardzo zmieniłam.
I chyba boi się, że postawię sprawę na ostrzu noża i a nasze kontakty ureguluję formalnie. Bo jakkolwiek teraz przyjeżdża do domu, pomaga, organizuje wspólny czas - to w granicach swojej wygody i swojego czasu a plany czesto się zmieniają. I wykręca potem takie numery jak z wyjazdem na Sylwestra.
Widziałam, że mu ulżyło jak powyrzucał z siebie trochę, zapytał zaraz o sobotę, czy pojedziemy na zakupy i czy u mnie wszystko dobrze ( 4 dni sie do niego nie odzywałam ).
Zdaję sobie sprawę, że on potrzebuje jeszcze czasu aby sobie przetrawic różne rzeczy ale obawiam się, że bez jakiejs presji czasowej będzie dojrzewał baaaardzo długo. Ale zwyczajnie nie mam serca na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. Chciałby aby wszystko sie samo naprawiło, albo ktoś to zrobił za niego - bo jest ciężko, ale na żadną terapię nie pójdzie ( bo nie ).Poprosił mnie jeszcze - parę razy o tym wspomniał - żebym pisała do niego maile, z tym o czym chciałabym mu powiedzieć.
Re: zawieszenie
Rosiczko
Moim zdaniem łże jak pies.
Mój mąż też przyszedł i mówił, nawet to że mnie kocha, ze musiał się wyprowadzić aby to zrozumieć.
Nie przekonał mnie,ale pewnie chciałam w to wierzyć. Nie dopytywałam - dlaczego?
Ty też chcesz w to wierzyć, bo nie jesteś gotowa na rozstanie. Ale ta metoda ma krótkie nogi.
Moim zdaniem łże jak pies.
Mój mąż też przyszedł i mówił, nawet to że mnie kocha, ze musiał się wyprowadzić aby to zrozumieć.
Nie przekonał mnie,ale pewnie chciałam w to wierzyć. Nie dopytywałam - dlaczego?
Ty też chcesz w to wierzyć, bo nie jesteś gotowa na rozstanie. Ale ta metoda ma krótkie nogi.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Re: zawieszenie
Kiepsko wiadomo, że trudno się z tym pogodzić, bo to ani miłe ani sprawiedliwe nie jest. Mąż wczoraj też stwierdził, ze jest wolny i że nie lubi jak się go do czegoś zmusza. Zapytałam, czy ja też tak mogę ? Dać sobie czas w odosobnieniu na przemyślenie życia? Bo też nie lubię jak sie mnie do czegoś zmusza.Camilaa pisze: ↑04 sty 2019, 15:01 Rosiczko a jak Ty się z tym czujesz? Psychicznie, fizycznie i emocjonalnie... Czy dobrze Ci tak żyć? Ja powiem że też tak ciągnie trochę trzymając mojego męża, zapraszając go do dzieci, spędzając razem święta, tylko mnie to już wykancza psychicznie i fizycznie a on co? Może się zastanawia albo czeka na swoje szczęście... Nawet nie wiem bo mi nie powie... Więc ja już nic nie inicjuje i nie zamierzam A może trzeba właśnie zostawić go niech zdecyduje? Bo moim zdaniem to jest dalej takie dalsze oddałanie się, przynajmniej u mnie.
Teraz już nie wychodzę z żadną inicjatywą, odpowiadam tylko na jego ewentualne propozycje.
Postanowiłam, że skoro poinformował mnie wczoraj o tym, że nie zamierza niczego naprawiać, to przyjmuję to wreszcie do wiadomości. Mówił to już wcześniej, ale ja nie brałam tego serio. A teraz chcaiłabym aby jednak zauważył, że WRESZCIE to do mnie dotarło. Skoro nie może chociaż spróbować, to na obecny moment ja też muszę go traktować tylko jak ojca moich dzieci. Nie ucinam kontaktu ale go nie inicjuję, nie informuję o moich planach i nie opowiadam się niepytana.
Ponieważ mało konkretnie wychodzi nam ustalenie grafika opieki nad dziećmi zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej gdyby pomógł w tym ktoś bezstronny. Skoro mąż nie zamierza rezygnować z separacji nieformalnej to może warto zrobić porządek w tym chaosie i uregulować wszystko formalnie. Może trzeba sprawę potraktować poważniej, żeby też konsekwencje naszego postepowania wyraźniej się pokazały. A skoro jedyna szansa na mediacje i porozumienie jest przed sądem, to może warto z niej skorzystać
Re: zawieszenie
Witaj Rosiczko..
jeśli pozwolisz, odniosę się do Twojego ostatniego posta,
nie ma sensu chyba wracać do tego co było.. jest co jest, teraz, i tylko to,
jest aktualne w sumie..
Napisałaś zdanie, które wg mnie jest zdaniem kluczem:
"Ale zwyczajnie nie mam serca, na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. "
to, co napisałaś, wg mnie, obrazuje Twój stosunek do wszystkiego, do całej tej sytuacji..
Nie Ty się liczysz, a twój mąż jest dla Ciebie ważniejszy..
z zasady, powinny liczyć się dwie osoby jednocześnie, ja i on. i dzieci następnie..
gdy ta kolejność jest zaburzona , to są problemy wszystkim znane..
gdy trzeba wybierać, ja czy on?, należy wybrać siebie, to chyba logiczne..
póki wybierasz jego, póty jesteś skazana na czyjś wybór, na czyjeś decyzje..
Twój mąż nie ma z tym problemu..
nie wybrał Ciebie..
"jest tak rozczarowany dotychczasowym życiem, małżeństwem, zraniony i zniechęcony, że już nie chce niczego ( chce byc sam "
gdybyś , podczas rozmowy, też tak powiedziała.. to co dalej? co z dziećmi?
gdybyś też chciała być sama???
pomyśl o tym..
Twój mąż, gdyby chciał być sam, to byłby sam..
nie jest..
bywa z Wami..nie jest sam, kiedy nie chce być sam..
Ty jesteś sama, kiedy nie chcesz być sama..
"Zdaję sobie sprawę, że on potrzebuje jeszcze czasu"
Czy naprawdę myślisz, że Twój mąż też się tak zastanawia, czy Ty potrzebujesz czasu??? nie, Ty nie potrzebujesz, bo Ty chcesz już i teraz żeby on wrócił...
kompletnie inna sytuacja..
pisałam już, odwróć wszystko o 180 stopni..
Jeśli stwierdził, że do domu nie wraca,
to znaczyć powinno tylko jedno,że on nie ma już domu..
nie forma jest istotna, a treść..
nadal skomlesz jak pies, wszystko zrobię, tylko wróć !
co bym sama zrobiła?
nie wracasz?
to znaczy, że jestem sama z dziećmi,
oddaj klucz i umawiaj się na wizyty..
To mój dom.
pozdrawiam
jeśli pozwolisz, odniosę się do Twojego ostatniego posta,
nie ma sensu chyba wracać do tego co było.. jest co jest, teraz, i tylko to,
jest aktualne w sumie..
Napisałaś zdanie, które wg mnie jest zdaniem kluczem:
"Ale zwyczajnie nie mam serca, na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. "
to, co napisałaś, wg mnie, obrazuje Twój stosunek do wszystkiego, do całej tej sytuacji..
Nie Ty się liczysz, a twój mąż jest dla Ciebie ważniejszy..
z zasady, powinny liczyć się dwie osoby jednocześnie, ja i on. i dzieci następnie..
gdy ta kolejność jest zaburzona , to są problemy wszystkim znane..
gdy trzeba wybierać, ja czy on?, należy wybrać siebie, to chyba logiczne..
póki wybierasz jego, póty jesteś skazana na czyjś wybór, na czyjeś decyzje..
Twój mąż nie ma z tym problemu..
nie wybrał Ciebie..
"jest tak rozczarowany dotychczasowym życiem, małżeństwem, zraniony i zniechęcony, że już nie chce niczego ( chce byc sam "
gdybyś , podczas rozmowy, też tak powiedziała.. to co dalej? co z dziećmi?
gdybyś też chciała być sama???
pomyśl o tym..
Twój mąż, gdyby chciał być sam, to byłby sam..
nie jest..
bywa z Wami..nie jest sam, kiedy nie chce być sam..
Ty jesteś sama, kiedy nie chcesz być sama..
"Zdaję sobie sprawę, że on potrzebuje jeszcze czasu"
Czy naprawdę myślisz, że Twój mąż też się tak zastanawia, czy Ty potrzebujesz czasu??? nie, Ty nie potrzebujesz, bo Ty chcesz już i teraz żeby on wrócił...
kompletnie inna sytuacja..
pisałam już, odwróć wszystko o 180 stopni..
Jeśli stwierdził, że do domu nie wraca,
to znaczyć powinno tylko jedno,że on nie ma już domu..
nie forma jest istotna, a treść..
nadal skomlesz jak pies, wszystko zrobię, tylko wróć !
co bym sama zrobiła?
nie wracasz?
to znaczy, że jestem sama z dziećmi,
oddaj klucz i umawiaj się na wizyty..
To mój dom.
pozdrawiam
Re: zawieszenie
Całokształtem. Mówi, że od początku mieliśmy złe relacje, nasze rodziny nie mogły sie dogadać, ma pretensje do mojej matki, spotkania rodzinne były sztuczne i naciągane.krople rosy pisze: ↑04 sty 2019, 15:03A pytałaś o konkrety? Czym jest tak skutecznie zniechęcony i zraniony?
raczej, że wyrzucił z siebie całe nagromadzone rozczarownie małżeństwem, mną, życiem
Podawał przykłady sytuacji, które były dla niego przykre. Oczywiście, przyznaję mu rację, że często potrafiłam się zachowywać w sposób bardzo raniący. W innych podawanych przez niego przykładach, mój odbiór sytuacji był zupełnie inny. Np. ja często zapraszałam gości, urządzaliśmy różne rodzinne spotkania a teraz stwierdził, ze to zawsze była pomyłka, do niczego atmosfera ( dzieki mojej matce ) a ja mialam wrażenie że było miło. Goście też sie raczej dobrze bawili i ciągle mnie pytają, kiedy znowu sie u nas spotkamy.
chyba nie lubi mojego głosu...
Ostatnio zmieniony 04 sty 2019, 20:53 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Powód: poprawiono cytowanie
Re: zawieszenie
Witaj Logiko, myślałam że o mnie zapomniałaślogika pisze: ↑04 sty 2019, 20:18 Witaj Rosiczko..
jeśli pozwolisz, odniosę się do Twojego ostatniego posta,
nie ma sensu chyba wracać do tego co było.. jest co jest, teraz, i tylko to,
jest aktualne w sumie..
Napisałaś zdanie, które wg mnie jest zdaniem kluczem:
"Ale zwyczajnie nie mam serca, na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. "
Tak, odniosłam wrażenie że jest jak wystraszone dziecko. I skrzywdzone na dodatek. Przeze mnie Wiem, że oboje mamy udział w tym kryzysie, ale ja mam sporo za uszami. Potrafię ( potrafiłam ) bez ogrodek powiedziec co myślę, w krótkich niecenzuralnych słowach. I po prostu chciałabym mu to jakoś wynagrodzić. Nie rozpamiętywać swoich żali, ale wziąć odpowiedzialność za moje głupie zachowania. Wiem, że czasu nie cofnę ale swoją postawą chciałamu mu pokazać, że mi na nim bardzo zależy. A w sumie, to cieszyłam się, że w ogóle do nas przyjeżdża, bo są przeciez o wiele gorsze - zwłaszcza tu na forum opisywane - sytuacje.
zapytałam go o to juz rok temu. A gdybym ja zrobiła to co ty? Albo gdybym chciała podzielić opieke nad dziećmi , 2 tygodnie u mnie a 2 u ciebie? Powiedział, żebym im poszukała placówki opiekuńczej, bo on sie nikim zajmował nie będzie. Wiedział, że mnie tym wystraszy i udało mi się ( nie myslałam wtedy logicznie )logika pisze: ↑04 sty 2019, 20:18 gdybyś , podczas rozmowy, też tak powiedziała.. to co dalej? co z dziećmi?
gdybyś też chciała być sama???
pomyśl o tym..
Twój mąż, gdyby chciał być sam, to byłby sam..
nie jest..
bywa z Wami..nie jest sam, kiedy nie chce być sam..
Ty jesteś sama, kiedy nie chcesz być sama..
a teraz pytany o to samo, nie mówi nic. Wie, ze tego nie zrobię. Ale widzi, że ja z takiej pełnej opieki nad dziećmi mam o wiele więcej niż on ze swojej wolności. Dzieci są ze mną, stram się aby nasze więzi były jeszcze lepsze, miło spędzamy czas. A on dużo traci i często widzę jego zdziwioną minę, gdy sie o czymś dowiaduje po czasie. A cały czas chce miec poczucie,że bierze aktywny udział w życiu dzieci - przyjeżdża, organizuje im ferie, chdzi na zebrania do szkoły itd.
mam na to wielką ochotęRosiczka pisze: ↑04 sty 2019, 20:09 Jeśli stwierdził, że do domu nie wraca,
to znaczyć powinno tylko jedno,że on nie ma już domu..
nie forma jest istotna, a treść..
nadal skomlesz jak pies, wszystko zrobię, tylko wróć !
co bym sama zrobiła?
nie wracasz?
to znaczy, że jestem sama z dziećmi,
oddaj klucz i umawiaj się na wizyty..
To mój dom.
pewnie, że sie boję co bedzie
ale pomyślałam dzisiaj - bo dopiero dziś w pełni dotarł do mnie sens naszej wczorajszej rozmowy - że skoro tak, skoro nie wraca i nie kończymy nieformalnej separacji to czas ją zalegalizować.
Dawno chciałam, żeby się konretnie określał z przyjeżdżaniem do domu, to informuje mnie : "no to będę jutro tak jakoś około południa" i koniec informacji. Nie wiem ile czasu bedzie miał dla nas i czy cos sie nie zmieni znienacka. Więc grafik też można formalny ustalić
Re: zawieszenie
zupełnie nie czuje sie mądra, raczej wręcz przeciwnieJolantaElżbieta pisze: ↑04 sty 2019, 15:38Musisz być teraz bardzo mądra Rosiczko. A przede wszystkim daj swojemu mężowi na razie czas - tutaj jest sporo mądrych osób, które podpowiedzą Ci jak zachowywać się w takiej sytuacji. Trudna, ale nie beznadziejnaRosiczka pisze: ↑04 sty 2019, 14:34 My już po rozmowie.
Od czasu jak nie mieszkamy razem była to pierwsza zainicjowana przez męża rozmowa, długa i bardzo spokojna. A przede wszystkim miałam wrażenie, że na prawde słucha tego co mówię. A i sam również sporo powiedział
Oczywiście stwierdził, że do domu nie wraca, jest tak rozczarowany dotchczasowym życiem, małżeństwem, zraniony i zniechęcony, że już nie chce niczego ( chce byc sam ), mogę sie rozwieść jeżeli tego nie akceptuję ale on nie chce rozwodu. A jeżeli sie rozejdziemy, to trudno, zostanie sam jak pies - to jego słowa.
Odniosłam wrażenie, że już go trochę ta sytuacja przerasta. Powtarzał i powtarzał, że nie wraca, że jest zraniony ale kiedy powiedziałam, że jak to rozumiem, ok, to chyba był trochę rozczarowany, że go nie przekonuję do powrotu jak kiedyś. Mieszka sam, ale widać, że chyba wyobrażał to sobie inaczej. Że bedzie szczęśliwszy. Ma wolność, ale jakoś bez rodziny jednak nie może się obejść.
Powiedział mi również, że widzi, że się bardzo zmieniłam.
I chyba boi się, że postawię sprawę na ostrzu noża i a nasze kontakty ureguluję formalnie. Bo jakkolwiek teraz przyjeżdża do domu, pomaga, organizuje wspólny czas - to w granicach swojej wygody i swojego czasu a plany czesto się zmieniają. I wykręca potem takie numery jak z wyjazdem na Sylwestra.
Widziałam, że mu ulżyło jak powyrzucał z siebie trochę, zapytał zaraz o sobotę, czy pojedziemy na zakupy i czy u mnie wszystko dobrze ( 4 dni sie do niego nie odzywałam ).
Zdaję sobie sprawę, że on potrzebuje jeszcze czasu aby sobie przetrawic różne rzeczy ale obawiam się, że bez jakiejs presji czasowej będzie dojrzewał baaaardzo długo. Ale zwyczajnie nie mam serca na drastyczne metody, bo widzę, że on faktycznie jest jak wystraszone dziecko. Chciałby aby wszystko sie samo naprawiło, albo ktoś to zrobił za niego - bo jest ciężko, ale na żadną terapię nie pójdzie ( bo nie ).Poprosił mnie jeszcze - parę razy o tym wspomniał - żebym pisała do niego maile, z tym o czym chciałabym mu powiedzieć.
Chętnie dałabym mężowi czas, ale co w tzw. miedzyczasie"? Czekac nie czekając kolejny rok? Możemy sie wtedy kompletnie oddalić, do reszty przyzwyczaic do tej chorej sytuacji albo wręcz przeciwnie, wykończyć się nerwowo.
Na chwilę obecną przychylam sie do rozwiązania Logiki ale boję się konsekwencji. Czy ja dam radę bez kontaktu, czy mąż nie zareaguje jakos niefajnie i da mi to odczuć