Dzięki lustro, no właśnie u nas chyba bardziej chodzi o tą niechęć czy jak mój mąż to nazywa wypaleniem się. kowalska oczywiście do pracy przychodzi i zatruwa moje myśli i sieje zwątpienie i wiarę w to, że mąż mówi prawdę.lustro pisze: ↑22 gru 2017, 16:50 Trzeba trochę ochłonąć i to wcale nie z zauroczenia kowalskim, a raczej z niechęci do współmałżonka.
Czyli potrzeba cierpliwosci dla dania czasu.
A reszta to zapewne jest indywidualna.
Do mnie dotarło, że mam męża. I czy mi się podoba, czy nie - to mój mąż. Z nim powinnam być.
I od tego zaczęła się praca nad tym, aby poczucie tego obowiązku nie zostało tylko poczuciem obowiązku. Bo faktycznie trudno żyć tylko w taki sposób.
I pewnie tez w tym czasie wiele razy wysylalam sprzeczne sygnaly. Bo sama nie umiałam odnaleźć się w tej sytuacji powrotu.
Więc nie dziw się mężowi.
Tak naprawdę pracujemy oboje nad jego powrotem duchowym, bo fizycznie jest cały czas z nami.
I tak się właśnie zastanawiam ( a w zasadzie zamartwiam ) czy żyjąc w zasadzie jak do tej pory ( ta sama żona ( choć stara się być nie taka sama te same dzieci, te same obowiązki... ) czy poczuje tą chęć bycia z nami nie z poczucia obowiązku, nie dla dzieci, tyle dlatego że chce tu być, a jeszcze lepiej, że chce tu być bo kocha. Czy nie musi wydarzyć się coś co go obudzi... Czy czas wystarczy?
Od jakiegoś czasu jest u nas naprawdę miło, mąż jest troskliwy, czuły, widać, że stara się aby było dobrze, ale moja kobiecy umysł cały czas pracuje na pełnych obrotach:
czy robi to żeby poczuć się tu dobrze, żeby znowu stworzyć "dom" do którego wraca się z chęcią i przyjemnością, żeby odrodzić uczucie, które nas połączyło,
czy też dlatego żeby zagłuszyć wyrzuty, żeby mi wynagrodzić cierpienie jakie zadał, albo żeby mógł powiedzieć, że się starał, ale nie wyszło, a kowalska zaciera ręce...
Matko jak przez to przejść, jak przetrwać...