Re: Moja historia - Krzysztof
: 16 kwie 2018, 18:40
Witam,
dawno się nie odzywałem, u mnie walka po staremu, co prawda było już spokojniej, ale w ostatni piątek tak się z żoną pokłóciliśmy, że córka poszła z nerwów pukać do sąsiadów po pomoc!! Tak mnie to wszystko zdołowało, że obiecałem sobie i Bogu już nigdy nie dać się ponieść nerwom i nie dać się sprowokować. Bardzo mi z tym źle, że tak się zachowałem. Dla żony to było paliwo do silnika pod tytułem rozwód, pojechała na skargę do swoich rodziców, że ich wnuczka cierpi, teściowie do moich żeby mnie namówić do wyprowadzki. Moi rodzice nie dali się wciągnąć i powiedzieli, że sam o sobie decyduję.
Rozmowy z żoną są trudne, ciągle nagabuje mnie o szybki rozwód i moją wyprowadzkę, po ostatniej kłótni wręcz tego żąda ode mnie.
Chodzi z córką i sama na msze i do szkółki niedzielnej, do tego rozpoczęła kurs alphy i jakieś warsztaty dla kobiet(wszystko u protestantów). Kowalski działa przez telefon, żona twierdzi, że rozmawiają tylko o Bogu i jego nauczaniu. Mówi, że dla niego nie istnieje bo jest mężatką, poza tym bardzo się kochają i chcą się pobrać.
Z żoną łatwiej mi się rozmawia bo oboje się powołujemy na Boga, przy czym robimy to tylko wtedy kiedy ona chce a wręcz mnie do tego zmusza, jest bardzo natrętna i jak odmawiam to robi się bardzo agresywna. Krytykuje blichtr w kościele i wychwala skromność u protestantów. W rozmowach przedstawiam tylko swoje stanowisko i nie staram się spierać bo to nie ma sensu.
Kowalski to wzór cnót wszelakich, jest bardzo religijny, zamożny, zaradny i jest lekarstwem na wszelkie dolegliwości psychiczne mojej żony. Próbowałem jej tłumaczyć, że cały syf z jej życia wróci wcześniej czy później ale to nie ma sensu, kowalski jest najlepszym terapeutą.
Żona skarży się na przewlekłe nerwy związane z moją osobą, dużo mówi o zawale, że córka może zostać przeze mnie sierotą, że chcę ją wykończyć żeby móc się ponownie ożenić. Twierdzi też że przez nerwy nie może znaleźć lepszej pracy... dzisiaj mi napisała, że właśnie dostała.
Mimo silnych nerwów nie jest już tak agresywna jak wcześniej, wyzwiska wciąż się powtarzają, ale nie ma przemocy fizycznej, widać w niej działanie Boga, nawraca się, może bardziej na kowalskiego ale nie mi to oceniać.
Kowalski podobno jest chory śmiertelnie, nie wiem czy to prawda, ale jak zapytałem co będzie z "ich" dzieckiem jak on umrze to odpowiedziała, że ma nadzieję, że on wyzdrowieje. Zaproponowałem modlitwę w intencji jego uzdrowienia, powiedziałem, że są msze o uzdrowienie, ale nie wywołało to żadnej reakcji u żony.
Dużym problemem dla mnie jest obojętność wobec żony, mam jej serdecznie dość i jej wyprowadzka prawdopodobnie nie zrobiła by na mnie żadnego wrażenia. Kocham ją tylko przez akt wyboru, obrączkę noszę jakby z obowiązku, mniej się za nią modlę, nie potrafię być przekonujący w rozmowach z nią, zarzuca mi, że skłamałem w odpowiedzi na pozew, że ją kocham. Trudne jest to dla mnie. Walczyć o małżeństwo bez miłości.
dawno się nie odzywałem, u mnie walka po staremu, co prawda było już spokojniej, ale w ostatni piątek tak się z żoną pokłóciliśmy, że córka poszła z nerwów pukać do sąsiadów po pomoc!! Tak mnie to wszystko zdołowało, że obiecałem sobie i Bogu już nigdy nie dać się ponieść nerwom i nie dać się sprowokować. Bardzo mi z tym źle, że tak się zachowałem. Dla żony to było paliwo do silnika pod tytułem rozwód, pojechała na skargę do swoich rodziców, że ich wnuczka cierpi, teściowie do moich żeby mnie namówić do wyprowadzki. Moi rodzice nie dali się wciągnąć i powiedzieli, że sam o sobie decyduję.
Rozmowy z żoną są trudne, ciągle nagabuje mnie o szybki rozwód i moją wyprowadzkę, po ostatniej kłótni wręcz tego żąda ode mnie.
Chodzi z córką i sama na msze i do szkółki niedzielnej, do tego rozpoczęła kurs alphy i jakieś warsztaty dla kobiet(wszystko u protestantów). Kowalski działa przez telefon, żona twierdzi, że rozmawiają tylko o Bogu i jego nauczaniu. Mówi, że dla niego nie istnieje bo jest mężatką, poza tym bardzo się kochają i chcą się pobrać.
Z żoną łatwiej mi się rozmawia bo oboje się powołujemy na Boga, przy czym robimy to tylko wtedy kiedy ona chce a wręcz mnie do tego zmusza, jest bardzo natrętna i jak odmawiam to robi się bardzo agresywna. Krytykuje blichtr w kościele i wychwala skromność u protestantów. W rozmowach przedstawiam tylko swoje stanowisko i nie staram się spierać bo to nie ma sensu.
Kowalski to wzór cnót wszelakich, jest bardzo religijny, zamożny, zaradny i jest lekarstwem na wszelkie dolegliwości psychiczne mojej żony. Próbowałem jej tłumaczyć, że cały syf z jej życia wróci wcześniej czy później ale to nie ma sensu, kowalski jest najlepszym terapeutą.
Żona skarży się na przewlekłe nerwy związane z moją osobą, dużo mówi o zawale, że córka może zostać przeze mnie sierotą, że chcę ją wykończyć żeby móc się ponownie ożenić. Twierdzi też że przez nerwy nie może znaleźć lepszej pracy... dzisiaj mi napisała, że właśnie dostała.
Mimo silnych nerwów nie jest już tak agresywna jak wcześniej, wyzwiska wciąż się powtarzają, ale nie ma przemocy fizycznej, widać w niej działanie Boga, nawraca się, może bardziej na kowalskiego ale nie mi to oceniać.
Kowalski podobno jest chory śmiertelnie, nie wiem czy to prawda, ale jak zapytałem co będzie z "ich" dzieckiem jak on umrze to odpowiedziała, że ma nadzieję, że on wyzdrowieje. Zaproponowałem modlitwę w intencji jego uzdrowienia, powiedziałem, że są msze o uzdrowienie, ale nie wywołało to żadnej reakcji u żony.
Dużym problemem dla mnie jest obojętność wobec żony, mam jej serdecznie dość i jej wyprowadzka prawdopodobnie nie zrobiła by na mnie żadnego wrażenia. Kocham ją tylko przez akt wyboru, obrączkę noszę jakby z obowiązku, mniej się za nią modlę, nie potrafię być przekonujący w rozmowach z nią, zarzuca mi, że skłamałem w odpowiedzi na pozew, że ją kocham. Trudne jest to dla mnie. Walczyć o małżeństwo bez miłości.