Krzychu, no to pardon, ale zgadzam się teraz z Nirwanną. Myślałem, że Ty pracujesz zawodowo, a żona zajmuje się domem - tak zrozumiałem z Twoich postów, może czegoś nie doczytałem. Jeśli oboje pracujecie, to powinniście się dzielić sprzątaniem. Jeśli żona mówi, że nie ma na to siły, to powinna znaleźć sposób żeby temat ogarnąć, bo trzeba funkcjonować. Tu wciąż dobrym pomysłem jest sprzątaczka, ale ze wspólnego budżetu.
Mi się wydaje, że problem sprzątania może pokazywać próbę wyrwania się żony z narzuconej jej kontroli. Nie wiem, jak to u Was wygląda, więc zapytam: Krzychu, kontrolujesz żonę? Zabraniasz jej i nakazujesz, mówisz co ona ma robić? Bo jeśli tak, to zarówno romans, jak i brak porządków, mogą być symbolem walki o niezależność. Często osobom kontrolujacym wydaje się, że "muszą to robić", że ta osoba "sama się o to prosi", bo jest życiowo niezaradna. Wiem, że to ciężko zrozumieć, ale to w żaden sposób nie tłumaczy roztaczania kontroli nad małżonkiem, bo małżonkowie z zasady powinni być sobie równi.
Tak samo Twoje mówienie w gniewie do żony, że odbierzesz jej dziecko jak nie zacznie się leczyć i jej w odpowiedzi histeryczny płacz sugerują podział ról na "kata" i "ofiarę". Twoja żona oczywiście w tą rolę ofiary sama się wtłacza. Ale...jej tu nie ma i z nią nie porozmawiamy