Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Tyle tu na forum mądrych wypowiedzi, że boję się, że moja będzie jakimś niewypałem. Ale potrzebuję napisać… Przyjmuję wszystko, co napiszecie.
W marcu mąż wyprowadził się od nas.
Poznaliśmy się dokładnie 20 lat temu, po trzech latach zawarliśmy sakramentalny związek małżeński. Bóg i Kościół zawsze był ważny w moim życiu. Zawsze starałam się być blisko Boga.
Mąż, kiedy poznaliśmy się, był niepraktykujący. Ale wiedział, że wiara jest dla mnie ważna. Później nasze randki niedzielne zaczynały się od mszy św. Byłam szczęśliwa i dumna, kiedy mąż przystąpił do spowiedzi św. po naprawdę wielu latach. I było nam dobrze w małżeństwie, nie idealnie, ale dobrze. Po 4 latach małżeństwa urodziła się długo wyczekiwana pierwsza córka. I dalej było dobrze, takie miałam wtedy wrażenie.
Po kilku latach mąż zaczął biegać. Zaczęło się niewinnie od kilku km ale z biegiem lat była to już siłownia, rower, basen, maratony, biegi górskie, długodystansowe biegi po górach itp. Codziennie musiała być jakaś aktywność. Zaczęło się wtedy psuć między nami. W międzyczasie urodziła się młodsza córka, chwilę później zmarła jego mama. Powoli zaczynały się problemy w firmie, którą mąż prowadził, i którą kilka lat temu zmuszony był już zamknąć. Już przy załatwianiu spraw pogrzebowych mamy zauważyłam jego wrogość wobec Kościoła, księży. Marudzenie młodszej córki podczas mszy św. stało się pretekstem, by wyjść z nią z kościoła, by nie przeszkadzała innym. I ta niechęć wobec Kościoła, księży coraz bardziej narastała, od kilku dobrych lat nie uczęszczał już na msze św., w tym roku dokonał apostazji. Nie ukrywam, że był to dla mnie wielki cios. Zastanawiałam się już nawet, czy przypadkiem ta spowiedź po latach, uczęszczanie na msze były szczere, czy może tylko po to, by ze mną się ożenić? Zresztą przez te wszystkie lata wiele się nasłuchałam, że Kościół to instytucja, złodzieje itp. Dzieci też swoje wysłuchiwały. Że rządzi taka a nie inna władza to też moja wina, bo pewnie na nią głosowałam.
Ostatnie lata to pasmo naprzemiennych kłótni i pogodzeń. Byle błahostka była okazją dla męża do spania w osobnym pokoju. Tam istniał jego świat i jego pasja, którą się otaczał. Jej poświęcał bardzo wiele, czasowo jak i finansowo. Ja i dzieci gdzieś zawsze z boku, czułam się zepchnięta na dalszy plan. Najpierw były jego potrzeby i gdy starczyło czasu i chęci, byłam ja. Potrzeba wykonania czegoś w domu… zawsze słyszałam „zrobię”. No i często niestety się nie zrobiło.
Komunikacja między nami była, patrząc z perspektywy czasu, niestety kiepska, zwalałam wtedy na nawał pracy, wychowywanie dzieci, obowiązki domowe, brak czasu po prostu. Często zostawałam z wszystkim sama, bo trzeba było znów się sportować. Dawałam mężowi do zrozumienia, że zbyt wiele czasu i uwagi poświęca swojej pasji, że nieproporcjonalnie dzieli czas między sportem a rodziną, że chciałabym, aby mówił mi, gdzie wychodzi lub wyjeżdża w góry biegać, że nie tak powinno wyglądać małżeństwo. W odpowiedzi słyszałam, że to ja nie akceptuję jego pasji, że nie wspieram w tym, co lubi robić. Zresztą, to że jego firma upadła to też moja wina, bo nie wspierałam go.
W czasie problemów finansowych w firmie, mąż bez mojej wiedzy zaciągnął kredyty na wysokie kwoty (mamy póki co jeszcze wspólność majątkową) twierdząc później, że one mnie nie dotyczą. Tak jakby traktował, że jest „moje” i twoje” a nigdy nasze wspólne, co niejednokrotnie próbowałam wytłumaczyć, że tak nie jest, bo wszystko jest po prostu „nasze”. Długi, sprawy sądowe, lecz na swoje wydatki związane z hobby pieniądze jakoś się znalazły. Wspólnego wyjazdu wakacyjnego nie było ale po kryjomu rower dla siebie kupiony był. Czułam się oszukiwana, okłamywana ale naiwna tłumaczyłam to sobie jakimś chwilowym brakiem rozsądku ze strony męża. Patrząc na to po latach, chyba muszę sobie jasno przyznać, że to małżeństwo było kiepskie, że te okłamywania, nieszczerości z jego strony trwały bardzo długo a jak udawałam, że ich nie ma lub nie chciałam ich widzieć. Czy to małżeństwo w ogóle było? Czy może tylko ja traktowałam nasz związek jako małżeństwo?
Decydując się na małżeństwo, w moim zamyśle była przede wszystkim uczciwość wzajemna, zaufanie. Pragnęłam mężczyznę w domu, a nie kogoś, kto by żył własnym życiem, kto stawia własne potrzeby na pierwszym miejscu. Często ja ogarniałam remonty, prace, które powinien wykonać mężczyzna – bo słyszałam: „Ty się znasz na tym lepiej”. Tak jakby mąż zawsze uciekał od problemów, zamiast coś naprawić to lepiej zamieść pod dywan, pozostawić, by się samo zepsuło. A jak się już zepsuło no to trudno, stało się. Tak jak z naszym małżeństwem. Ale modliłam się za nas mocno.
Przez ostatnie lata słyszałam, że jestem toksyczną osobą, że ja do obecnej sytuacji doprowadziłam. Że wiele osób odradzało mu ślub ze mną (szczerze to nie wiem które, bo mam dobre relacje z jego rodziną – nie dużą już). Podczas ostatniej naszej rozmowy, do której doszło po tym jak znalazłam u niego prezerwatywy i tabletki, usłyszałam, że tak – ma kogoś, że za bardzo się różnimy, że on chce być szczęśliwy, że ja go we wszystkim ograniczam, że chce się odciąć ode mnie i mojej rodziny. No i odciął się całkowicie ode mnie i moje rodziny w czym tylko się da. Z córkami ma kontakt na zasadzie zadzwonię, zabiorę na spacer, żeby nie było. Próbowałam jeszcze na początku tłumaczyć, że przecież mamy rodzinę, są obowiązki domowe i rodzinne, którymi powinniśmy się dzielić w miarę równo, że ja też potrzebuję czasu wolnego dla siebie, to że się różnimy pod względem religijnym, politycznym nie musi oznaczać naszego rozstania. Ale on już postanowił i swojej decyzji nie zmieni. Bo jak powiedział, jeśli osoby się różnią to muszą się rozstać – tak się przecież dzieje w świecie i mam się z tym pogodzić. Od tego czasu traktuje mnie, jakbym była jego największym wrogiem.
I tu pojawia się pytanie, które wciąż mnie męczy. Czy była w ogóle szansa na uratowanie tego małżeństwa? I dalej, dlaczego ja tej szansy nie wykorzystałam? Czy może znając przed ślubem jak dorastał mąż (że wychowywał się bez ojca, że miał kiepski kontakt a teraz nie utrzymuje kontaktu ze swoim starszym bratem, który jest po rozwodzie, że mama, jak twierdził, zawsze na wiele mu pozwalała i uczyła, żeby być w ruchu, że był niepraktykujący), powinna już wtedy zaświecić mi się lampka w głowie, że takie nasze małżeństwo ma niewielkie szanse na przetrwanie?
Tysiące myśli, pytań… wiem, że one teraz nic już nie zmienią. Już nie naciskam na męża, nie tłumaczę, nie proszę. Znalazł kobietę, której pasją również jest bieganie i sport, która, jak mówił, potrafi go zrozumieć. Ja byłam ta gorsza, że nie potrafiłam zrozumieć?
W mojej głowie natomiast bez przerwy krążą myśli, że on jest szczęśliwy, realizuje się w sporcie, gdzie wreszcie udało mu się po wyprowadzce osiągnąć lepsze wyniki a ja zostanę do końca życia samotną matką z dziećmi a nie chciałam się zestarzeć w samotności. Czuję się winna przed córkami, że mają takich rodziców, że będą żyć z rozbitej rodzinie.
Tak, wiem … napiszecie Bóg ma plan wobec mnie i należy mu zaufać. Staram się ale wiele ostatnio chwil bezradności i beznadziejności. Przez 1,5 roku, zanim mąż odszedł, z wielką ufnością modliłam się podczas comiesięcznych wieczorów uwielbienia w naszej parafii o zgodę taką prawdziwą w naszym małżeństwie, o jego nawrócenie, o zmianę nas. A tu taka sytuacja się podziała.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Al la »

Witaj kawema.

Tak naprawdę Twoja historia jest taka, jakich wiele tutaj na forum. Zachowywałaś się w tej relacji małżeńskiej tak, jak umiałaś, zawierzałaś małżeństwo Bogu, co jeszcze można?
Zadbać o siebie, o swój rozwój, o stworzenie bezpiecznego domu dla córek, być dla nich szczęśliwą mamą. A jeżeli mąż zmieni myślenie...

Zapraszam Cię do dalszego rozwoju tutaj: http://sychar.org/pomoc/ i do wysłuchania konferencji z naszych rekolekcji wspólnotowych, oraz do zapoznania się z listą polecanych lektur

Pozdrawiam i mam nadzieję, że otrzymasz wsparcie od naszych forumowiczów.

Zwróć też uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów, internet nie jest anonimowy.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Bławatek »

Witaj,

Współczuję Ci czasu w którym teraz jesteś. Czytając Waszą historię czułam się tak jakbym czytała naszą - u nas było podobnie - mąż zajęty hobby, mało czasu spędzający z rodziną, nie angażujący w obowiązki, na mojej głowie było wszystko, nawet pilnowanie jego rachunków za garaż. A i tak usłyszałam, że nigdy nie wspierałam, nie troszczyłam się (a kto mu prał, prasowal, jedzonko do domu przynosił, kto wspierał gdy nie miał pracy 😡), byłam jędzą. A wszystko dlatego się u nas ostatecznie posypało gdy ośmieliłam się zwrócić mu uwagę, że nie będzie znikał każdego popołudnia bo ja też potrzebuję czasu dla siebie - też potrzebuję poćwiczyć, zająć się swoim hobby, które porzuciłam już w ciąży, też potrzebuję chwil bez dziecka. Parę dni później mój świat runął - mąż stwierdził, że nie pasujemy do siebie i on już mnie nie kocha (do teraz się zastanawiam czy mnie kiedykolwiek kochał). Trauma dla mnie wielka, a do tego powiedział to przy naszym synu. Później wybuchł covid, wszyscy się pozamykali a ja ze swoim bólem zostałam sama. Przeczesałam cały internet i w końcu natrafiłam na Sychar. To mnie uratowało. A także konferencje, książki i terapia.

Mój mąż parę lat po ślubie zaczął nie chodzić do komunii, spowiedzi, modlić się - i myślę, że zły łatwo mógł nim manipulować, bo nagle się okazało, że mój mąż jest za rozwodami, za nowymi związkami. Bo przecież ma prawo być szczęśliwy, a że ze mną nie umie, to trudno, trzeba się rozstać.

Nie rozumiałam rad w stylu - zajmij się sobą, zadbaj o siebie. Ale warto to zrobić - dla siebie i dzieci. Na męża nie masz wpływu więc myśl o sobie.

Też nigdy nie chciałam być rozwiedziona więc długo wybierałam i modliłam się o dobrego męża. A tu klops - wszystko nie tak jak chciałam. Mój mąż bardzo szybko oddał sprawę do sądu, później zawiesił, ale myślę, że znów zaczyna coś kombinować bo tak jak wtedy 3 lata temu jest nieobecny. I ciągle zadaję sobie pytanie, które też zawarłam w tytule swojego wątku - co robić, jak go traktować. Mój mąż dopiero po 2 latach przyznał mi się do kowalskiej - wcześniej ciągle kłamał i mną manipulował.

Nie jest łatwo samemu wszystko ogarniać, przychodzą chwile zwątpienia, smutku i złości. Może nie byłam idealna, ale rodzina, mąż byli ważniejsi - o sobie i swoich potrzebach zapominałam. I może dlatego tak jakoś bardziej to wszystko bolało.

Przykro czytać, że kolejna osoba przez to przechodzi. Ale pamiętaj, że Twój świat i szczęście się nie kończą.

To forum pomaga się wygadać, ale dobrze też pójść na terapię i z kimś w realu porozmawiać, bo można utknąć w miejscu lub zadręczać się cały czas, że się czegoś nie zrobiło i teraz się ma.

Pozdrawiam i życzę spokoju oraz znajdowania radości w codzienności.
Awatar użytkownika
Mała Księżniczka
Posty: 66
Rejestracja: 03 mar 2023, 22:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Mała Księżniczka »

kawema pisze: 05 cze 2023, 13:22 Bóg i Kościół zawsze był ważny w moim życiu. Zawsze starałam się być blisko Boga.
Mąż, kiedy poznaliśmy się, był niepraktykujący. Ale wiedział, że wiara jest dla mnie ważna. Później nasze randki niedzielne zaczynały się od mszy św. Byłam szczęśliwa i dumna, kiedy mąż przystąpił do spowiedzi św. po naprawdę wielu latach.
kawema pisze: 05 cze 2023, 13:22 zauważyłam jego wrogość wobec Kościoła, księży. Marudzenie młodszej córki podczas mszy św. stało się pretekstem, by wyjść z nią z kościoła, by nie przeszkadzała innym. I ta niechęć wobec Kościoła, księży coraz bardziej narastała, od kilku dobrych lat nie uczęszczał już na msze św., w tym roku dokonał apostazji. Nie ukrywam, że był to dla mnie wielki cios.
kawema pisze: 05 cze 2023, 13:22 Zastanawiałam się już nawet, czy przypadkiem ta spowiedź po latach, uczęszczanie na msze były szczere, czy może tylko po to, by ze mną się ożenić?
Witaj kawema!
Te pytania są mi bardzo bliskie i też często je sobie zadawałam. Odejście od Boga i od kościoła zawsze pociąga za sobą poważne konsekwencje. U mojego męża zauważyłam stępienie uczuć i ucieczkę w różnego rodzaju hobby, rozrywki i alkohol.
Potem doszły do tego kłamstwa i zdrady.
Ostatecznie jego odejście.
Trudno jest znaleźć odpowiedź na Twoje pytanie:
"Czy była szansa na uratowanie małżeństwa... i dlaczego jej nie wykorzystałam?"
Myślę, że w sytuacji decyzji twojego męża niewiele mogłaś zrobić, a czytając Twój wątek dochodzę do przekonania , że pewnie robiłaś wszystko co w twojej mocy, aby temu zapobiec. Czy tak?
Nie bierz całej odpowiedzialności na siebie. 👍
Życzę Ci pokoju serca i nadziei, że Bóg może wszystkie poplątane ścieżki znowu uczynić prostymi!
"Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana." (Rz, 14.7-8)
kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Bławatek pisze: 06 cze 2023, 16:38 Współczuję Ci czasu w którym teraz jesteś. Czytając Waszą historię czułam się tak jakbym czytała naszą - u nas było podobnie - mąż zajęty hobby, mało czasu spędzający z rodziną, nie angażujący w obowiązki, na mojej głowie było wszystko, nawet pilnowanie jego rachunków za garaż. A i tak usłyszałam, że nigdy nie wspierałam, nie troszczyłam się.
Bławatek, znam Twoją historię. Od niej zaczęłam przeglądać forum. Bardzo są podobne do siebie. Z jednej strony to pocieszające, że nie ja jedna borykam się z Takimi problemami. Bo gdy mąż wyprowadził się wmawiałam sobie, że tylko mnie taki kryzys popadł a inne małżeństwa są idealne i żyją szczęśliwie. Powoli dociera do mnie, że nie jestem wyjątkiem, na którego spadły wszystkie nieszczęścia.
Bławatek pisze: 06 cze 2023, 16:38 To forum pomaga się wygadać, ale dobrze też pójść na terapię i z kimś w realu porozmawiać, bo można utknąć w miejscu lub zadręczać się cały czas, że się czegoś nie zrobiło i teraz się ma.
Tak, chodzę na terapię do pani psycholog. Zależało mi, żeby był to psycholog katolicki. Usłyszałam od niej, że naszego małżeństwa tak naprawdę nie było już od ok.7 lat. Smutne ale prawdziwe niestety.
"Zajmij się sobą, zadbaj o siebie" - z biegiem czasu zaczynam rozumieć znaczenie tych słów. Łatwiej by było pewnie, gdybym miała więcej wolnego czasu, wolny wieczór dla siebie. Sami wiecie, ile jest obowiązków ze szkolnymi dziećmi. No chyba że tylko ja nie umiem tego czasu wygospodarować dla siebie.
Mocno wspiera mnie też moja mama. Do znudzenia wręcz powtarza mi "Zaufaj Panu Bogu". Staram się ale przychodzą, ostatnio zwłaszcza, chwile zwątpienia.
kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Mała Księżniczka pisze: 06 cze 2023, 23:15
Myślę, że w sytuacji decyzji twojego męża niewiele mogłaś zrobić, a czytając Twój wątek dochodzę do przekonania , że pewnie robiłaś wszystko co w twojej mocy, aby temu zapobiec. Czy tak?
Czy wszystko? Tego nigdy nie wiadomo. Nie byłam (jestem) idealną żoną. Nie raz potrafiłam wykrzyczeć wręcz mężowi, żeby się ogarnął, żeby zaczął interesować się więcej rodziną niż tylko swoimi sprawami, że dzieci potrzebują większej uwagi z jego strony, że mamy żyć razem a nie każdy osobno, że powinniśmy wszystko o sobie wiedzieć i nie mieć tajemnic, bo na tym polega małżeństwo.
Po wyprowadzce męża bardzo źle się czułam z tym, że byłam niekiedy bezpośrednia, że potrafiłam wybuchnąć, że za bardzo wyrażałam swoje emocje. No ale wysokie kredyty za moimi plecami... Jednak od pani psycholog na szczęście usłyszałam, że w sumie to nawet dobrze, że w taki sposób wyrzucałam to z siebie, że mąż powinien zreflektować się, że nie tak powinno wyglądać życie rodzinne.
Mała Księżniczka pisze: 06 cze 2023, 23:15
Nie bierz całej odpowiedzialności na siebie. 👍
Staram się.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Al la »

Kawema, nikt nie jest idealny i nigdy nie będzie.
A Ty byłaś wystarczająco dobrą żoną i matką, na miarę swoich możliwości i swojej wiedzy.
Zobacz, jak to inaczej brzmi?
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Bławatek »

Kawema niestety gdy dzieci są tylko przy jednym rodzicu a drugi wpada od czasu do czasu posiedzieć z dzieckiem czy zabrać na spacer to nie ma się czasu dla siebie. I ciągle kołowrotek - praca, zakupy, obiad, posprzątać po, odrobić lekcje, zrobić pranie i prasowanie (nie tylko dla siebie ale i dzieci) a nasi małżonkowie mają luz i czas na hobby. Ja wielokrotnie i na różne sposoby próbowałam z mężem uzgodnić stałe dni jego odwiedzin i nie na chwilę ale dłużej tak bym mogła i ja coś z tego skorzystać. Z marnym skutkiem. Ale mam plan by tak zrobić w wakacje bo mi się też wolne choć na chwilę należy. Tym bardziej, że mam teraz kartę przetargową - do córki walczył o uzgodnione kontakty więc i nam takie potrzebne. Tym bardziej że syn już samodzielnie z kolegami wszędzie śmiga i mnie wkurza że mąż nic wcześniej nie powiei przychodzi z propozycją 'moze gdzieś pójdziemy ' a syn zawiedziony bo koledzy przyjdą i jak im powiedzieć nie. Choć z drugiej strony to dla mojego męża bardzo wygodne - dla nas nie.

Ja też się zadręczałam że nie zrobiłam wszystkiego , ale gdy druga osoba chce odejść to choćby się na rzęsach stawało to się nic nie osiągnie. Mój mąż by został gdybym jeszcze więcej w domu i dla niego robiła a on miałby święty spokój. A gdybym jeszcze więcej zarabiała i od niego żadnych pieniędzy nie chciała to już w ogóle byłby przeszczęśliwy. Tylko jak to wszystko zrobić gdy doba ma tylko 24 godziny i po ciągłym stresie i pracy wszelakiej ciągle chce mi się spać.

Zbliża się czas wakacji więc odejdzie nauka - będzie mniej stresów za to więcej czasu. Mam nadzieję dobrze to spożytkować i tobie też życzę.

Swoją pierwszą terapię zaczęłam w ośrodku katolickim i tam po wypłakaniu się i wygadaniu usłyszałam od Pani terapeutki "po co pani tyle płacze po tym mężu - nie warto, może jednak to rozstanie dla pani nie jest takie złe jak się pani wydaje" - zdębiałam, bo nie tego spodziewałam się po katolickim ośrodku. Ale teraz myślę, że ja bym dłużej psychicznie z takim mężem nie wytrzymała. Bo były momenty gdy dzień zaczynałam od myśli 'dlaczego mnie to wszystko spotyka, mam dość swojego życia, chciałabym zniknąć '. Bo mąż wiecznie niezadowolony, ja ze wszystkim sama, byłam wrakiem człowieka. Może teraz nie jest idealnie, ale nawet gdy wiem, że będę mieć ciężki dzień to wstaję z radością bo nikt mnie nie drażni - brakiem miłego słowa, skwaszona miną, czy pretensjami od rana.
kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Al la pisze: 07 cze 2023, 10:55 A Ty byłaś wystarczająco dobrą żoną i matką, na miarę swoich możliwości i swojej wiedzy.
Zobacz, jak to inaczej brzmi?
Dziękuję za to zdanie :)
kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Bławatek pisze: 07 cze 2023, 16:57 Swoją pierwszą terapię zaczęłam w ośrodku katolickim i tam po wypłakaniu się i wygadaniu usłyszałam od Pani terapeutki "po co pani tyle płacze po tym mężu - nie warto, może jednak to rozstanie dla pani nie jest takie złe jak się pani wydaje" - zdębiałam, bo nie tego spodziewałam się po katolickim ośrodku.
No widzisz, ja na pierwszym spotkaniu usłyszałam od psychologa z katolickim podejściem, że można by u mnie poważnie pomyśleć o stwierdzeniu nieważności małżeństwa. Dla mnie też szok, że tak od razu taka informacja, że nie powiedziała, że należy zawalczyć o małżeństwo, bo to sakrament itp. A naprawdę starałam się obiektywnie przedstawiać naszą sytuację. Przez ostatnie lata wiele razy słyszałam od męża, że znęcam się nad nim psychicznie. W jaki sposób dokładnie? Tego już nie usłyszałam. Dopowiadam sobie, że może w taki, że spróbowałam przypominać, że rodzina jest najważniejsza, że powinniśmy być szczerzy i uczciwi wobec drugiej osoby.

Nie wiem, czy to dobry objaw czy nie ale od pewnego czasu chyba psychicznie odpoczywam od męża, od jego spontanicznych wyjść i nie wiadomo kiedy powrotów, od wiecznie suszących się i walających ubrań i butów do biegania, innych sprzętów sportowych, od jego słów "dobrze, zrobię" i czekania na to zrobienie kilka miesięcy alb wcale, od jego zalegania na kanapie, od jego życia wiecznie w biegu.

Jestem umysłem ścisłym ale próbuję męża jakoś scharakteryzować... czy to rodzaj egoizmu, egocentryzmu, narcyzmu...?
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Niesakramentalny3 »

kawema pisze: 09 cze 2023, 8:48 (...) od wiecznie suszących się i walających ubrań i butów do biegania, innych sprzętów sportowych, od jego słów "dobrze, zrobię" i czekania na to zrobienie kilka miesięcy alb wcale, od jego zalegania na kanapie, od jego życia wiecznie w biegu.

Jestem umysłem ścisłym ale próbuję męża jakoś scharakteryzować... czy to rodzaj egoizmu, egocentryzmu, narcyzmu...?
Moja bcż też miała (i chyba wciąż ma) tak, że "ucieka w sport" - stąd pamiętam dobrze też buty i inne ciuchy sportowe wszędzie...
Myślę, że ucieczka w sport, to trochę ucieczka od siebie (oczywiście nie chodzi mi o takie amatorskie uprawianie sportu - raz czy dwa w tygodniu) - a większa aktywność, jak wokół biegania i sportu i wyjazdów kolarsko/biegowo/sportowych zaczyna się kręcić całe życie.

Myślę, że oczywiście, można próbować definiować to, jako egoizm czy narcyzm - ale z moich obserwacji, to też (a może przede wszystkim) brak umiejętności kochania... zwłaszcza siebie przede wszystkim. Sprawdź (jak możesz, a może już wiesz) czy mąż dostał w dzieciństwie odpowiednio dużo miłości od rodziców. Jak ktoś dostał mało miłości "za dzieciaka", to trudno mu jest nauczyć się kochać... czy to siebie, czy innych.

Ale teraz to nie o niego chodzi, tylko o Ciebie :)
Więc raczej nie ma co diagnozować ani charakteryzować męża - warto wziąć się za pracę nad sobą :)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: Bławatek »

Prawda jest chyba taka, że nie wszyscy dorośli do bycia mężem/żoną. Tylko szkoda, że jednak takie osoby zawierają związek małżeński a potem z niego uciekają. I jeszcze potrafią wmówić drugiej stronie, że to ich wina (moje i znajomych doświadczenie). A jak są dzieci to cierpi jednak więcej osób.

Kawema zostaw męża Bogu i skup się na sobie i dzieciach. Choć wiem że to trudne, bo mąż szczęśliwy, wypoczęty a my nie wiemy nieraz w co ręce włożyć by że wszystkim zdążyć. I jak znaleźć czas dla siebie gdy ciągle jest coś do zrobienia 🤔. Ja czasami nie mam czasu by książkę poczytać, a bardzo lubię. Czasami jak już jestem zmęczona fizyczną pracą to poczytam forum, coś napiszę. A marzy mi się relaks z książką w dłoni - takie dłuższe czytanie a nie po parę stron raz na tydzień (bo potem już nie pamiętam co dokładnie czytałam wcześniej. No tak, mój mąż potrafi mi wytknąć że jestem niezorganizowana - ale nie odpowiadam tylko za siebie, bo syna non stop mam i o niego trzeba zadbać. A mąż proszony o zajęcie się synem dalej ma to gdzieś - a dla mnie jego przychodzenie od czasu do czasu (gdy mu pasuje) i siedzenie obok syna który z kimś gra jest niczym. No sorry... Ja już chyba nawet przestałam liczyć że mąż się zmieni. Tak, mamy wpływ tylko na siebie, ale np. takie zachowanie męża jak wyżej bardzo nam komplikuje funkcjonowanie. A ja sobie nigdy nie mogę nic zaplanować, bo mąż nie chce w dalszym ciągu określić w jakich dniach i godzinach na pewno będzie. A jak u ciebie wygląda opieka męża nad córkami? Macie ustalone dni i godziny? Możesz wtedy coś dla siebie wygospodarować czasu? Jeśli tak, to korzystaj.
kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Niesakramentalny3 pisze: 09 cze 2023, 9:46 Sprawdź (jak możesz, a może już wiesz) czy mąż dostał w dzieciństwie odpowiednio dużo miłości od rodziców. Jak ktoś dostał mało miłości "za dzieciaka", to trudno mu jest nauczyć się kochać... czy to siebie, czy innych.
No właśnie... Tu dużo by pisać. Moim skromnym zdaniem mąż niestety chyba nie zaznał w dzieciństwie tej prawdziwej rodzicielskiej miłości. Tata męża zmarł, kiedy on miał 3 lata. Od tego czasu teściowa (zmarła kilka lat temu) wychowywała go sama, choć wszędzie jej było pełno, chyba lubiła być towarzyska. Mąż ma dużo starszego brata z pierwszego małżeństwa jego mamy. Z bratem, który już dawno jest po rozwodzie i ma dwie córki w moim wieku, z tego co mi wiadomo, nie utrzymuje kontaktu. I wiecie... najzabawniejsze jest to, że jak poznawaliśmy się z mężem, on sam krytykował swojego brata, że odszedł od żony, bo jego pasją były psy - niezbyt łagodne, którym więcej uwagi i troski przeznaczał niż córkom, że psy lepiej żywiły się niż córki, że jak mógł trzymać groźne psy w mieszkaniu. No i co? Brat - typ samotnika, błąka się gdzieś po kraju z psem nie utrzymując kontaktu z rodziną. Wierzyć się nie chce, że człowiek, który na wyciągnięcie ręki widział, do czego może przyczynić się pasja, sam tak postępuje.
Bławatek pisze: 09 cze 2023, 19:53 A jak u ciebie wygląda opieka męża nad córkami? Macie ustalone dni i godziny? Możesz wtedy coś dla siebie wygospodarować czasu? Jeśli tak, to korzystaj.
Nie mam szans dogadać się z mężem. Chwilę po jego wyprowadzce, zapytałam (przez komunikator, bo tylko tak się komunikujemy), jak wyobraża sobie opiekę nad dziećmi? Na co odpisał, że rano może odprowadzać młodszą do szkoły ale nie więcej niż 3 razy. I to są te 3 dni "ustalone" kiedy rano przychodzi i odprowadza młodszą do szkoły ok. godz. 9, bo ma później lekcje. Ale ja i tak ją rano budzę przed 7, żeby uczesać. Innych ustalonych godzin/dni nie ma. Zdaniem męża to ustali sąd. I mnie też wkurza, że kiedy już chce wyjść z którąś z córek (oczywiście kiedy jemu pasuje), to dzwoni do starszej na kilka godzin przed. Mało kiedy pisze mi, że wychodzi z którąś. I tak właśnie jest, że mąż ma każdy wolny wieczór a ja nie. Jest to sprawiedliwie?
U nas też patowa sytuacja, bo ja z córkami jesteśmy w mieszkaniu męża, do którego przychodzi kiedy wie, że mnie nie ma a on mieszka na naszej wspólnej nieruchomości obciążonej kredytem, do której ja nie mam kluczy. Dopóki ciągną się jego sprawy sądowe, nijak nawet zrobić podział majątku.
Bławatek, ja też bardzo lubię czytać książki. Każdy jak widać ma swoją pasję ale trzeba umiejętnie poświęcać jej czas bez szkody dla rodziny.
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: helenast »

kawema pisze: 10 cze 2023, 20:41
U nas też patowa sytuacja, bo ja z córkami jesteśmy w mieszkaniu męża, do którego przychodzi kiedy wie, że mnie nie ma a on mieszka na naszej wspólnej nieruchomości obciążonej kredytem, do której ja nie mam kluczy. Dopóki ciągną się jego sprawy sądowe, nijak nawet zrobić podział majątku.
Twoim prawem jest posiadać klucze do wspólnej nieruchomości i nawet korzystać z niej do momentu wspólnego określenia podziału majątku lub orzeczonego przez sąd ... Jeżeli mąż uniemożliwia Ci dostęp do Waszej wspólnej nieruchomości łamie prawo współwłasności ...
kawema
Posty: 36
Rejestracja: 07 mar 2023, 8:12
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy była szansa na uratowanie małżeństwa … i dlaczego jej nie wykorzystałam.

Post autor: kawema »

Wiem, że tak jest. Ilekroć wspominam, że chciałabym klucze do tego budynku to niestety kontratakuje, że żadnej raty kredytu nie zapłaciłam a on miał tam swoją firmę i że kiedy przyjdzie pora to pewnie upomnę się o swoją część. Może i nie zapłaciłam ale mamy wspólność majątkową póki co. Ponosiłam wiele innych wydatków związanych z utrzymaniem rodziny.
Finanse to nasza niestety bolączka w małżeństwie. Z racji tego, że mąż prowadził firmę, nie mieliśmy wspólnego rachunku bankowego. Chyba się łudziłam, że on traktuje w małżeństwie wszystko jako wspólne.
Straszne to jest, myślałam, że takie problemy tylko w filmach i książkach są. Kwestie finansowe zostawiam swojemu prawnikowi, bo sama nie dałabym rady.
ODPOWIEDZ