Re: Wątek Ukasza
: 11 sty 2019, 17:46
Kochani, piszecie w takim tempie, że między momentem, gdy zacząłem pisać posta, a jego wysłaniem, przyszły trzy nowe. Wielkie, wielkie dzięki!
Zanim jeszcze trochę uzupełnię i doprecyzuję, mała krotochwila...
1. Majątek - mieszkanie, w którym mieszka starszy syn, odziedziczyłem, więc jest moim majątkiem własnym. Ponieśliśmy tam pewne nakłady (podatek spadkowy, remont) i z tego powodu żona uważa, że też ma tam prawa właścicielskie. W przypadku naszego domu poza tym argumentem - że wspólnie remontowaliśmy - dorzuca jeszcze zasiedzenie; moim zdaniem ten ostatni argument jest od czapy.
Ja nawet nie sugeruję, ale wprost twierdzę, że żona utrzymuje jakieś stosunki ze mną i pomieszkuje z domu przede wszystkim ze względu na roszczenia majątkowe.
Potem okazało się, że w podobnie opłakanym stanie znalazły się nasze relacje. Żona nie akceptowała już mnie w roli męża, tylko w kilku innych, o charakterze usługowym. Ja byłem wypalony. Na czym miała polegać postawa "robię swoje?" Jak rozstrzygnąć, czy żona chciała jakoś tworzyć relacje ze mną, czy nie? Ona twierdziła, że z jej strony wszystko jest w porządku, tylko ja mam przestać narzekać. Jak to ocenić, jak wyważyć? Pustelnik przytoczył niedawno taki SMS od swojej żony - cytuję z pamięci - "Jeśli potrzebujesz mojej obecności, to ja jestem." Uznałem, że potrzebuję właśnie jej obecności i to nie czasami i w biegu, ale w pewnym wymiarze, abyśmy mieli szansę poznać się od nowa, znów oswoić ze sobą. Jako symptom tego, czy chce być ze mną, czy nie. Żebym miał możliwość dać jej siebie, a nie usługi pralnicze, porządkowe, i parę innych. Żebym wiedział, czy chce moją miłość przyjąć, i wiedział, w jaką formę tę miłość w takim razie ubrać.
Te wszystkie warunki i punkty są z mojej strony tylko po to, żebym wiedział, jak w tym momencie powinienem wyrażać moją miłość. Nie trzymam się ich zresztą kurczowo. W jednym z ostatnich listów do niej ująłem to tak: "To wciąż może być Twój dom. Powiedz mi tylko, że tego chcesz - tworzyć ze mną dom. Daj mi szansę, żebym w to uwierzył."
Zanim jeszcze trochę uzupełnię i doprecyzuję, mała krotochwila...
To Wam zazdroszczę, bo ja jestem raczej skomplikowany i nawet jak się uczę, to wszystko komplikuję.
1. Majątek - mieszkanie, w którym mieszka starszy syn, odziedziczyłem, więc jest moim majątkiem własnym. Ponieśliśmy tam pewne nakłady (podatek spadkowy, remont) i z tego powodu żona uważa, że też ma tam prawa właścicielskie. W przypadku naszego domu poza tym argumentem - że wspólnie remontowaliśmy - dorzuca jeszcze zasiedzenie; moim zdaniem ten ostatni argument jest od czapy.
Ja nawet nie sugeruję, ale wprost twierdzę, że żona utrzymuje jakieś stosunki ze mną i pomieszkuje z domu przede wszystkim ze względu na roszczenia majątkowe.
Zgadzam się w 100%. Weź jednak pod uwagę, że od tej wiedzy teoretycznej do przełożenia jej na praktyką jest bardzo długa droga. Skąd mam wiedzieć ile i czego potrzebuje żona? Jeśli np. ona sama tego nie wie... I tak dalej. W teorii jesteśmy zgodni. Wolę też mam. Tylko tej wiedzy praktycznej brak.krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 15:24 W moim przekonaniu daje się tyle ;
- na ile ktoś potzrebuje
- to co on potzrebuje, nie ja
- na ile jest w stanie strawić pokarm ( w zalezności od tego podaję mleko albo mięso)
- na ile jest dojrzały do patrzenia w tym samym kierunku co ja
Dokładnie to staram się robić. Widzę jednak, że to zapowiada się raczej na lata i powoduje bardzo konkretne problemy, jak blokowanie synowi możliwości mieszkania w moim domu. Dlatego na ten czas trzeba uregulować sprawy formalne zgodnie ze stanem faktycznym. Ponadto separacja rzeczywiście miała żonę obudzić i przekonać, że ja nie na wszystko się zgodzę.krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 15:24 Nic nie wpycham na siłę choćby to były najwspanialsze i najszlachetniejsze rzeczy. Patrzę na kondycję i predyspozycje drugiego i czaasem decyduję się zaczekać na jego wzrost. A rośnie się i dojrzewa etapami. Najpierw człwoiek zderza się z parwdą o sobie, widzi swoje błędy...a potem rusza dopiero machina metamorfozy jesli komuś na sobie i innych zależy.
Tak. Sądzę, że tak postępowałem przez pierwsze lata kryzysu. Potem okazało się, że bez postawienia granicy z warunkami, regułami i punktami dokonywała się katastrofa finansowa, odcinająca jednocześnie perspektywę mieszkania kiedykolwiek na swoim. Wprowadziłem jedno cięcie i dzięki temu możemy w ogóle rozmawiać o domu, o mieszkaniu dla syna, o jakiś oszczędnościach. Bez tego tematem byłoby zapewne bankructwo konsumenckie.krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 15:24 ozeasz pisze: ↑
11 sty 2019, 14:59
Dawać miłość nie licząc na nic ?
To miałam na myśli pisząc o pójściu na całość. Bez wprowadzania reguł, wymogów, wymiany ......bez punktów, podpunktów, analiz, planów A B C.....
Kocham i chcę dać. Ktoś chce przyjąć to dobrze. Nie chce- też dobrze . Robię swoje.
Potem okazało się, że w podobnie opłakanym stanie znalazły się nasze relacje. Żona nie akceptowała już mnie w roli męża, tylko w kilku innych, o charakterze usługowym. Ja byłem wypalony. Na czym miała polegać postawa "robię swoje?" Jak rozstrzygnąć, czy żona chciała jakoś tworzyć relacje ze mną, czy nie? Ona twierdziła, że z jej strony wszystko jest w porządku, tylko ja mam przestać narzekać. Jak to ocenić, jak wyważyć? Pustelnik przytoczył niedawno taki SMS od swojej żony - cytuję z pamięci - "Jeśli potrzebujesz mojej obecności, to ja jestem." Uznałem, że potrzebuję właśnie jej obecności i to nie czasami i w biegu, ale w pewnym wymiarze, abyśmy mieli szansę poznać się od nowa, znów oswoić ze sobą. Jako symptom tego, czy chce być ze mną, czy nie. Żebym miał możliwość dać jej siebie, a nie usługi pralnicze, porządkowe, i parę innych. Żebym wiedział, czy chce moją miłość przyjąć, i wiedział, w jaką formę tę miłość w takim razie ubrać.
Te wszystkie warunki i punkty są z mojej strony tylko po to, żebym wiedział, jak w tym momencie powinienem wyrażać moją miłość. Nie trzymam się ich zresztą kurczowo. W jednym z ostatnich listów do niej ująłem to tak: "To wciąż może być Twój dom. Powiedz mi tylko, że tego chcesz - tworzyć ze mną dom. Daj mi szansę, żebym w to uwierzył."