Pantop pisze: ↑19 kwie 2018, 13:39
1. Żądanie wyprowadzki
2.Wniosek o separację
3. Rozdzielność majątkowa
Formalnie nie mamy rozdzielności majątkowej. Jeśli sąd orzeknie separację, to automatycznie oznacza to również ową rozdzielność.
Pantop pisze: ↑19 kwie 2018, 13:39
Jeśli wykonuję radykalne kroki (a takie Ukaszu wykonałeś) to nie ma tu już miejsca na słowa ,,kocham cię,, czy próśb o spędzanie więcej czasu razem.
Dla mnie nie wykluczają, a że nie siedzę w głowie mojej żony, to dałem jej możliwość wyjścia z klinczu bez żadnych warunków z mojej strony. Nie skorzystała - trudno, jej strata, choć moja niestety także. Nie proponowałem na tym etapie delektowania się wspólnym czasem, lecz raczej praktyczną koegzystencję.
Mirakulum pisze: ↑18 kwie 2018, 10:24
Czasami jest tak, albo masz racje albo relacje.
Wyjaśnij mi proszę, jak to odnosisz do mojej sytuacji, bo zupełnie nie rozumiem.
krople rosy pisze: ↑18 kwie 2018, 9:33
Ukasz pisze: ↑
18 kwie 2018, 0:05
Wróciłem, gdy dowiedziałem się, że potrzebuje pomocy. Usłyszałem, że jestem bezczelny wprowadzając się do własnego mieszkania.
Myślę, że bezczelny dlatego iż nie uszanowałeś jej woli. Sam zdecydowałeś co jest dla niej dobre i co jej potrzebne. Pewnie to miała na myśli.
W czym nie uszanowałem jej woli? Wprowadziłem się z powrotem do własnego domu, bo miałem do tego prawo. Nie twierdziła zresztą wcześniej, że sobie tego nie życzy, a miała ogromne pretensje, że ją opuściłem. To, że ona potrzebowała i przede wszystkim potrzebuje pomocy to fakt, któremu także ona nie zaprzecza. Nie pomagałem natomiast wbrew jej woli. Proponowałem - zgadzała się, to coś zrobiłem, odmawiała lub ignorowała - przyjmowałem to do wiadomości.
krople rosy pisze: ↑18 kwie 2018, 9:33
Lawendowa pisze: ↑
18 kwie 2018, 8:04
Czy Ty nie zrobiłeś bożka z małżeństwa?
Bardzo dobre pytanie.
Skoro uważasz to pytanie za dobre, to odpowiadam. Nie, małżeństwo nie jest dla mnie bożkiem. Ono się rozpada, a ja staram się zbliżyć do Boga i nawet wydaje mi się, że robię jakieś postępy na tej drodze. Nie robię tego po to, żeby On naprawił moją więź z żoną. Bardzo tęsknię za bliską relacją i łatwiej by mi było uzyskać ją z inną kobietą, ale związek bez Boga, wbrew Niemu, mnie nie interesuje. Najpierw Bóg, potem ja, potem żona itd. Znaczna część z nas tu na forum, może nawet większość, odpowiada na to pytanie nie słowami, lecz wyborem wierności Bogu i - wbrew wszystkiemu, mimo wygaśnięcia wszelkich uczuć - swojemu współmałżonkowi. Zadawanie go osobom w takiej sytuacji i o takiej postawie świadczy moim zdaniem wręcz o tym, że pytający nie do końca rozumie, o co chodzi.
krople rosy pisze: ↑18 kwie 2018, 9:33
Dodałabym jeszcze że dla Ciebie najważniejsze jest być nienagannym w swym postępowaniu, perfekcyjnym, wsłuchującym się bardziej w samego siebie niż w drugiego człowieka. Miłość uważam powinna być jakoś dostosowana do potrzeb bliźniego by została przyjęta i odwzajemniona.
Być może masz rację, a ja tego nie dostrzegam. To rzecz dość podstawowa, więc byłbym bardzo wdzięczny za rozwinięcie i doprecyzowanie, na czym opierasz taki wniosek.
Lawendowa pisze: ↑18 kwie 2018, 8:04
Tak się zastanawiam, czy Twoja żona nie czuła/czuje się całkiem ubezwłasnowolniona w Waszym małżeństwie. Odnoszę wrażenie, że Ty masz monopol na wszystko i chciałbyś przeforsować swoje pomysły nie patrząc na jej zdanie, nawet w kwestii jej zdrowia. A może ona czuje się przyduszona tym decydowaniem o niej, za nią, ale bez niej i próbuje ratować resztki jakiejś autonomii i samostanowienia o sobie?
Nie. Decydowała i decyduje sama o wszystkim. Nie mam nie tylko monopolu, ale nawet żadnego wpływu na nią i to już od lat. Robi wszystko, co chce.
Jeżeli ją przytłacza sam fakt, że ja mieszkam u siebie, to niech też mieszka u siebie. Prosiłem ją o to i stanowczo odmówiła.
W wielu sprawach mam wątpliwości, ale nie w tym, gdzie powinienem być w chwili, gdy moja żona jest ciężko chora. Mam być tak blisko, żeby mogła skorzystać z mojej pomocy jeśli tylko będzie chciała; żeby nie musiała o nią prosić, żeby wiedziała, że traktuję to jako mój za przeproszeniem psi obowiązek i nie wynikają z tego żadne obowiązania wobec mnie.
Wyprowadzając się napisałem jej, że w potrzebie zawsze może na mnie liczyć i będę wdzięczny, jeśli pozwoli sobie pomóc. Odpowiedziała, że ja także zawsze mogę liczyć na jej pomoc. Raz nawet poprosiłem wsparcie, gdy byłem chory, i mi pomogła. Potem znów zachorowałem i próbowałem jeszcze raz jej o tym powiedzieć, ale odcięła kontakt tak skutecznie, że nie miałem takiej możliwości.