Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukaszu.
Pozwól, że podzielę się swoimi przemyśleniami i osobistym doświadczeniem.
Ukasz pisze: 22 kwie 2018, 17:23 Zamierzam wciąż od nowa odnajdywać równowagę między komunikatem "Mogę żyć sam" i "Chcę żyć z Tobą". Nikt mi nie da recepty, jak to zrobić w konkretnej sytuacji.
Mnie bardzo w uporządkowaniu i znalezieniu równowagi między tymi dwoma skrajnymi jak sam zauważasz komunikatami pomogło stwierdzenie ks. Dziewieckiego: Ślubowałem Ci miłość i wypełnienie tego ślubu zależy ode mnie ale sposób w jaki Ci będę okazywał moją miłość zależy od Ciebie zależy od ciebie.

Czyli to, że mnie w danej chwili odrzucasz, ranisz, Twoje decyzje są dla mnie bolesne niezrozumiałe odsuwasz się - ok.
Trudne, bo boję się odrzucenia, samotności, odczucia klęski życiowej i niewiadomo czego jeszcze. Ale to mój problem. ;)
Doszło do tego, że w pewnym momencie żeby sobie sam dobrze i skutecznie postawić tamę takim zachowaniom musiałem sobie sam powiedzieć z uśmiechem:
Chłopie 30 lat wytrzymałeś bez tej osoby i nie umarłeś to niby dlaczego nie miałbyś wytrzymać kolejnych 30. Nawet gdyby Cie odrzuciła, porzuciła. No wyluzuj.
Efekt był taki, że przestałem gonić, prosić, próbować nawracać, narzucać się - po prostu sam stałem się wolny i dałem drugiemu wolność.
Trudne, ryzykowne , bolesne ale z perspektywy czasu myślę że jedyne słuszne.
Człowiek był moim bogiem i nic dziwnego ze nastąpił zawód - bo człowiek może zawieść i nie nasyci, nie wypełni. Bóg wrócił na swoje właściwe miejsce. Pierwsze i jedyne .

Dziwne mam wrażenie, że dopiero po tym zona zaczęła się zmieniać. Patrzeć na mnie inaczej. Ja nie wiem, czy taka postawa nie była dla niej sama męcząca i dyskomfortowa. A to czy tylko ja do tego doprowadziłem czy tez ona miała nierealne oczekiwania - o ile to pierwsze to już wiem, to to drugie wciąż dla mnie jest zagadką. Ale jej rozwiązanie należy do żony ;)

Na drugim biegunie jakby widzę to chcę żyć z Tobą.
Na pewno nie dlatego ze muszę ale dlatego ze chcę. Dokonałem wolnego wyboru - prawdziwego być może w końcu :lol:
Pytanie tylko czy ja dla niej też jestem wartością.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

No i super.
Jedż autobusem i nie informuj jej o każdym przystanku, a szczególnie tym na żądanie.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: rak »

Nie jestem coś przekonany, zobacz:
Ukasz pisze: 23 kwie 2018, 11:11 Jeżeli chodzi o moje dostosowywanie się do żony, do chciałbym tylko przypomnieć jeden szczegół. Złożyłem wniosek o separację i go nie wycofałem. Zrobię to tylko wtedy, jeśli będzie chciała znowu żyć ze mną jak żona z mężem. Ona o tym wie.
Uzależniasz b. silnie swoje postępowanie od niej (notabene ja też tak robię). Jeśli ona będzie chciała, jeśli wróci, jeśli będzie zachowywała się jak żona to rzucę wszystkie swoje granice i będę cały w skowronkach (misja życiowa wykonana)...
Nie, ja czułem i czuję się dotknięty Twoim zachowaniem, boli mnie to, nie mogę się zgodzić na takie traktowanie, chcę się odizolować, żeby chronić siebie (nie naszą miłość, czy małżeństwo), jak będziesz gotowa to daj mi znać, ja zobaczę co da się zrobić (nie znaczy to automatycznie, że wszystko znowu jest w porządku, bo zło już się zadziało, chcę wybaczyć, ale pamiętam o tym).
Trochę przerysowałem, ale róźnica wcale nie jest taka subtelna, a mająca duży wpływ na szacunek drugiej strony...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

Ukasz pisze: 23 kwie 2018, 11:11 [...]. Zrobię to tylko wtedy, jeśli będzie chciała znowu żyć ze mną jak żona z mężem. Ona o tym wie.
OK - a czy ona go już otrzymała, fizycznie?

Jak żonie mówiłem o pozwie (już po złożeniu, ale przed jego odbiorem) ... to nie robiło to na żonie najmniejszego wrażenia.
Myślę, że po prostu nie wierzyła.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Nie wiem, czy żona dostała pozew. Ja dostałem wezwanie do uzupełnienia braków formalnych (opłata, informacja o mediacji) i je uzupełniłem. Od tamtego czasu (grudzień) sam nie dostałem z sądu nic. Zamierzam dowiedzieć się, na jakim etapie jest sprawa.
rak pisze: 23 kwie 2018, 11:35 Uzależniasz b. silnie swoje postępowanie od niej (notabene ja też tak robię). Jeśli ona będzie chciała, jeśli wróci, jeśli będzie zachowywała się jak żona to rzucę wszystkie swoje granice i będę cały w skowronkach (misja życiowa wykonana)...
To oczywiste, że moje postępowanie ma być zależne od działań drugiej strony. Przecież chodzi o relację między dwoma osobami. Nigdzie nie napisałem, że zamierzam porzucić wszystkie granice, tylko wycofać wniosek o separację, jeśli nie będzie już konieczny. Granice budowałem po to, żeby były. Posmakowałem już sytuację ich braku i nie chcę do niej wracać. Jeśli ona wróci lub ja dojdę do wniosku, że to jednak ja powinienem wrócić (przecież nie mogę mieć pewności, że całą sytuację oceniłem obiektywnie i w 100% słusznie, mam raczej pewność, że popełniłem błędy, których wciąż nie dostrzegam), to będzie początek nowej drogi.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: rak »

Ukasz pisze: 23 kwie 2018, 12:06
rak pisze: 23 kwie 2018, 11:35 Uzależniasz b. silnie swoje postępowanie od niej (notabene ja też tak robię). Jeśli ona będzie chciała, jeśli wróci, jeśli będzie zachowywała się jak żona to rzucę wszystkie swoje granice i będę cały w skowronkach (misja życiowa wykonana)...
To oczywiste, że moje postępowanie ma być zależne od działań drugiej strony.
| tym się właśnie nie zgadzam, mamy postępować w sposób słuszny - nieważne jak się zachowa druga strona, to nie ona jest determinantem, tylko nasza wola (ukuta przez doświadczenia, Pismo, innych ludzi, własną autorefleksję i najlepiej wolną od własnych deficytów).

Wiesz Ukaszu, mnie kiedyś bardzo uderzyła myśl, że im człowiek bardiej inteligentny i religijny tym bardzie żarliwie potrafi bronić swojej pozycji, robi to w dobrej wierze i ... w sposób bardzo przekonujący. Tylko pod tą powłoką często kryją się inne motywacje, które zazwyczaj nie są wyciągane na powierzchnie, tylko chowane, wręcz przykrywane "słusznymi argumentami". Często są to jakieś stare lęki, których nie chcemy wyciagać na powierzchnię, bo byśmy musieli się z nimi potem zmierzyć. Często np. osoby porzucane, odpychane koncentrują wszystkie siły na pogoni za małżonkiem, bo .. boją się samotności, zaczynania życia od nowa, reakcji społeczeństwa, itd... Często robią to w dobrej mierze, obronie wartości, sakramentalnego małżeństwa, itd.. tylko pod spodem inne motywacje są dużo bardziej decydujące i to od nich trzeba się najpierw uwolnić...

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że cokolwiek bym nie napisał i tak odpowiednio się do tego odniesiesz, do niektórych argumentów nawet szybciej niż do innych, ale mi się wydaje, że masz z tego małżeństwa jakieś ewidentne profity (o których może słusznie tu nie piszesz), albo zaspojasz nim jakieś swoje deficyty i dlatego też tak trudno Ci tu odpuścić (dać wolność i spokojnie czekać na powrót).
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Chyba się nie rozumiemy: moje zachowanie nie może być zależne tylko o drugiej strony, ale również od niej. Nie zależą od niej wyznawane przeze mnie zasady, ale np. wyjazd na wakacje już tak, bo będzie albo razem, albo osobno, w konsekwencji w to lub inne miejsce, w tym lub innym towarzystwie itd. Przecież wspólne życie z kimś nie polega na tym, że robię co uważam za słuszne nie oglądając się na tę osobę. Jak to ładnie napisał wyżej Jarek powołując się na ks. Dziewieckiego: moja miłość do żony nie powinna być zależna od jej uczynków, ale sposób jej okazywania już tak.
Profity z małżeństwa miałem i chcę znowu mieć ogromne. Aż trudno je wyliczyć. Ale kocham moją żonę nie dla tych profitów, tylko tak po prostu. Również wtedy, gdy nie ma żadnych, ani nawet widoków na nie.
Pokochałem ją od nowa w czasie, gdy mnie najbardziej odrzuciła. Będę spokojnie dalej rozeznawał siebie i czekał na jej powrót. Sądzę, że właśnie o to chodzi.
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

rak pisze: 23 kwie 2018, 12:37 Nie mam najmniejszych wątpliwości, że cokolwiek bym nie napisał i tak odpowiednio się do tego odniesiesz, do niektórych argumentów nawet szybciej niż do innych, ale mi się wydaje, że masz z tego małżeństwa jakieś ewidentne profity (o których może słusznie tu nie piszesz), albo zaspojasz nim jakieś swoje deficyty i dlatego też tak trudno Ci tu odpuścić (dać wolność i spokojnie czekać na powrót).
Tak samo uważam. Dlatego powtórzyłam, że warto zastanowić się komu ta usilna i oferowana pomoc Ukasza jest bardziej potrzebna: Jemu czy Jego żonie.
I czego tak bardzo boisz się Ukasz że nie chcesz puścić tego co tak kurczowo trzymasz.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Przecież ja jej teraz nie pomagam ani nie oferuję żadnej pomocy. Czego trzymam się kurczowo? Tego, że chcę być znowu z żoną?
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: rak »

Ukasz pisze: 23 kwie 2018, 15:29 Przecież ja jej teraz nie pomagam ani nie oferuję żadnej pomocy. Czego trzymam się kurczowo? Tego, że chcę być znowu z żoną?
dokładnie tak. Zdaje się, że nie robisz tych rzeczy, ale kurczowo się ich trzymasz, jesteś w nieustającej gotowości, żeby to robić, nawet jakbyś sam przez to miał solidnie dostał po tyłku.

Z Twoją motywacją chyba każdy się tutaj zgodzi, ale twoja presja nie tylko na swoją żonę, ale też na siebie samego jest interesująca.... Nie wydaje mi się to naturalne, ta ilość presji, którą wywierasz zaraz po tym jak zostałeś odrzucony - muszę znów ją pokochać, nie mogę "zgubić" swojego uczucia, w nowym mieszkaniu muszę być gotowy na przyjęcie jej, kiedy tylko zażyczy sobie wrócić do mnie itd... To jest jakby stan pernamentnej gotowości, jakby tylko ona dawała szansę na szczęście i mimo Twoich różnych starań, żeby pokazać, że jest inaczej. to wydaje, że to Ty próbujesz wyrwać od lubej strzępki swojej godności, a nie zbudować ją w sobie (stąd przemawia do mnie czyjeś wcześniejsze porównanie do bożka małżeństwa). To nie wydaje mi się do końca normalne, a że w moim odczuciu nikt nie jest w głębi serca czystym masochistą, skądś ta presja musi wynikać. (sam nie dajesz sobie prawa czuć inaczej, mimo że może sam chcesz, a to nie jest pełnia wolności) ... Na to pytanie tylko Ty potrafisz odpowiedzieć, ale też Tobie samemu będzie to najtrudniej zrobić...

Chciałbym się jeszcze czymś podzielić. U mnie już jakiś czas żona naciska, żeby zawiesić separację i zamieszkać razem. Ostatnio nawet pokazała mi kontrakt, który musiała podpisać, żeby przedłużyć mieszkanie w miejscu gdzie jest teraz. Pamiętam dobrze, że zakłuło mnie, kiedy zauważyłem, że okres wypowiedzenia to ponownie pół roku - a miałem nadzieję, że szybciej się z tym uporamy. Długo myślałem, czy się nie "ugiąć", ale nie zaproponować jakiś zmian w jej kontrakcie (np. skrócenie wypowiedzenia), ale stwierdziłem, że nie jestem jeszcze gotowy... Problemem u mnie nie jest sama separacja, ale przyczyny które do niej doprowadziły, najpierw trzeba by się ich pozbyć (lub tego chcieć), a nie udawać że ich nie ma, a dopiero później wrócić do "normalnego" życia ...
Przypomniałeś mi o tym pisząc, że od razu chcesz przygotować to nowe mieszkanie, jakby się żona miała od razu wprowadzić. Po co? Przecież powiedziała, że nie chce mieszkać z Tobą. Jak zachce, to przecież może chwilę poczekać (albo mieszkać w trochę gorszych warunkach), to była jej decyzja i jej konsekwencje, Ty nie musisz skakać nad ułatwianiem jej popełnianiem jej błędów... A jak chcesz to robić, to może to też należy do powodów tych problemów i leży u podstaw tej presjii...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

rak pisze: 23 kwie 2018, 16:36 jesteś w nieustającej gotowości
A może Ukasz w dzieciństwie chciał być strażakiem i teraz to mu wyszło? :P
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

To ciekawe, jak bardzo się różnimy.
Jak uświadomiłem sobie nagłe wypalenie moich uczuć, to był to chyba najgorszy czas w moim życiu. Doświadczyłem tego, co dobrze zapamiętałem jeszcze z czasów szkolnych: to tyl­ko pew­ne­go rodza­ju przyk­rość nie być kocha­nym, praw­dzi­wym nieszczęściem jest nie kochać (Albert Camus, niestety nie potrafię podać źródła cytatu). Teraz, gdy powoli uczucia znów się we mnie budzą, czuję się znacznie o wiele lepiej. Byłbym masochistą broniąc się przed uczuciami.
Ślubowałem mojej żonie miłość: relację opierającą się na wyborze, a wyrażającą się także w uczuciach. Tak odczytałem i wybrałem swoje powołanie. Im pełniej je realizuję, tym bardziej jestem szczęśliwy, im mniej - tym jest mi gorzej.
Przez trzy lata nie mogłem się uporać z obojętnością wobec żony. Wreszcie kilka miesięcy temu kierownik duchowy powiedział mi tak: jeżeli chcesz odnowić w sobie charyzmat sakramentu małżeństwa, to sięgnij głębiej do fundamentu wszystkich sakramentów, do Eucharystii. Tak zrobiłem i widziałem krok po kroku, jak to działa, jak przez dotknięcie żywego Boga odżywa moje wnętrze. Właśnie tak rozumiem sens nierozerwalności małżeństwa. Nie jako obowiązek narzucony przez Boga, lecz jako niezniszczalny, zawsze żywy fundament, do którego każdy z małżonków może zawsze sięgnąć, gdy sam zbłądzi, wypali się itd. Zrozumiałem to doświadczając tego.
Nie mam wpływu na moją żonę, ale mam wpływ na siebie. Jestem mężem i moją drogą jest realizacja tego powołania, wzrost w miłości, czerpanie z niej siły. Niezależnie od odpowiedzi drugiej strony. Moje sakramentalne małżeństwo na pewno jest do uratowania - we mnie. Ja mogę pozwolić Duchowi Świętemu stale rozwijać charyzmat miłości małżeńskiej we mnie. Jeżeli to przyniesie ponowne zbliżenie z żoną, to bardzo mnie to ucieszy; jeżeli nie, to nic to nie zmienia w mojej motywacji. Chcę tak żyć dla Boga i dla siebie samego. Miłość do żony nie odbiera mi godności, lecz ją buduje, bo jest od Boga. Jestem przekonany, że teraz jestem bardziej wolny niż kiedykolwiek i że w pełni szanuję wolność mojej żony. Nie będę jej ograniczał ani naciskiem, ani odgradzaniem się od niej. Mam być jak ojciec syna marnotrawnego: czekać w swoim domu i wyglądać, czy ukochana osoba nie wraca, a gdy ją dostrzegę, wyjść naprzeciw i powitać z radością. Potem przyjdzie czas na mozolne odbudowywanie relacji - już razem.
Ewangelia mówi mi bardzo wyraźnie, że mam się uczyć miłości od Jezusa. Przyglądać się, jak On odnosi się do człowieka i do Kościoła. Wskazuje drogę doskonałą, do świętości, ale przygarnia i otacza łaską już od pierwszego poruszenia duszy ku Niemu. Nic nie robi bez mojej zgody, ale nie czeka, aż stanę się doskonały czy choćby poprawny, aż osiągnę pewien poziom. Wymaga coraz więcej, ale prowadząc mnie za rękę tak długo, jak ja chcę być prowadzony. Ani chwili krócej, ani chwili dłużej. Tyle tylko, że On zna doskonale moje serce, a ja coraz mniej rozumiem swoją żonę.
Nigdy mi nie powiedziała, że nie che ze mną mieszkać. Po moim powrocie zachowywała się tak, jakby tego nie chciała. Dlatego zadałem jej to pytanie i czekam na odpowiedź. Uszanuję tę decyzję. Teraz i w przyszłości.
Czarek
Posty: 1384
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Czarek »

Ukasz pisze: 23 kwie 2018, 17:11 Mam być jak ojciec syna marnotrawnego: czekać w swoim domu i wyglądać, czy ukochana osoba nie wraca, a gdy ją dostrzegę, wyjść naprzeciw i powitać z radością.
Ukaszu ja we wspomnianej przez Ciebie przypowieści dostrzegłem także fakt, że decyzję o odejściu a potem o powrocie podjął sam syn. Ojciec nie odwodził go od chęci odejścia ani nie naciskał na jego powrót.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Nie zamierzam wywierać nacisku na żonę.
Czy ojciec nie odwodził syna od chęci odejścia, tego nie wiem. Nie o tym jest ta przypowieść i nie warto się odwoływać do takiego domysłu i przekonywać małżonków w kryzysie, żeby nie próbowali przeciwdziałać odejściu męża czy żony. Byle mądrze, a nie bluszczem.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: rak »

Wiesz Ukaszu,

ani przez chwilę nie wątpiłem, że dostanę długą i wyczerpującą odpowiedź ;)

Różnimy się, to prawda i nie mam wglądu w siebie, czuję po prostu, że Twoja decyzja nie jest podjęta w pełnej wolności, tylko pod wpływem jakiejś wewnętrznej presji, którą sam na siebie nałożyłeś ...

Znasz Ewangelię pewnie dużo lepiej ode mnie i nie mi to oceniać, ale nie wydaje mi się, że ojciec marnotrawny starał się wpływać na syna podczas jego "emigracji zarobkowej" (dosyłał mu jedzenie, pieniądze, odwiedzał, itd...), raczej zostawił go w zupełnym spokoju, biedze i czekał na jego ostateczną dojrzałą decyzję... (nie wyręczał go w konsekwencjach jego wcześniejszych decyzji). Może i szanujesz jej decyzje, ale poprzez obudowanie sobą tysięcy alternatywnych możliwości starasz się zachować kontrolę nad sytuacją i może ona nie czuje tego "Twojego luzu", może ty sam jego nie czujesz...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
ODPOWIEDZ