Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że prawdziwe otwarcie ręki, klatki itd. będzie wtedy, kiedy rozliczysz się z żoną. Dopóki wiążą Was jakieś wspólne nierozliczone finansowe sprawy, na których Wam obojgu zależy (bo Ty masz plan co do domu itd., a ona ma dług, który pewnie chciałaby spłacić), to będzie właśnie takie krążenie, wirowanie.Ukasz pisze: ↑06 sty 2020, 20:27
Ja już dawno otworzyłem rękę, prosiłem, żeby sobie odleciała, żądałem tego, zamknąłem drzwi, żeby nie mogła wrócić do tej "klatki". I mimo wszystko będę uważał, żeby przy ponownym zamykaniu tej klatki od środka nie przytrzasnąć jej skrzydełka, jak będzie je kolejny raz wciskać w szparę, żeby wrócić do środka.
I wydaje mi się, takie jest moje odczucie, że Ty doskonale o tym wiesz, dlatego właśnie się z nią nie rozliczasz, chcąc utrzymać tę ostatnią nitkę, która każe jej kontaktować się z Tobą, trzymać ją w szachu. To trochę samooszukiwanie się. Możesz ubrać to w jak najbardziej natchnione słowa, ale dla postronnego czytelnika, jest to dosyć oczywiste.
Proste pytanie - czy żona ma jakiekolwiek prawo do jakiejkolwiek części tego domu? Zapowiada wieloletnią walkę sądową - a przecież jeśli nie ma podstaw do jakiejkolwiek spłaty, to sąd uwali sprawę na pierwszej czy drugiej rozprawie. O czym więc ona mówi? Mówisz, że haruje ponad swoje siły - nie jest więc nierobem, który chce sobie wygodnie żyć, nic nie robiąc. Może ona ma poczucie, że coś jej się z tego wszystkiego po prostu po ludzku należy. Czy dlatego, że przestała wierzyć w Sakrament, w małżeństwo, w Twoją miłość, w jej dotychczasowe życie - jest gorszym człowiekiem od Ciebie?
Jeśli ma prawo - ustalcie wspólnie jej część i uczciwie spłać ją. Ostatecznie sam mówiłeś, że przez lata była dobrą żoną.
I tak - wiem. Można pytać, dlaczego masz tracić coś, co miało służyć Wam obojgu, całej rodzinie itd. Sama odeszła i sama się tego pozbawiła - no ale czy rzeczy materialne mają nas trzymać przy tych małżonkach?
Sytuacja jest jaka jest, ona chce odejść, więc pozwól jej na to, okaż wielkoduszność. Zapewniam Cię, że jeśli kiedykolwiek powstałaby w jej głowie myśl, by pojednać się z Tobą, to ona nigdy nie powstanie, jeśli wyjdzie z małżeństwa z poczuciem skrzywdzenia, nie wiem - okradzenia z jej części.
Dopiero wówczas możesz mówić o pełnym otwarciu klatki i puszczeniu żony wolno. Może się okazać, że stracisz z nią kontakt całkowicie, a może się okazać, że wcale nie pieniądze czy kwestia domu ją przy Tobie (formalnie) trzyma.
Otwarcie klatki rozumiem tak, jako uwolnienie małżonka (i siebie) od zewnętrznego, niezależnego od nas musu, który trzyma obie strony w jakiś sposób powiązane. No oczywiste, jest Sakrament, ale jeśli Twoja żona odrzuciła wiarę w Sakramenty, to trzyma ją mus finansowy. Ciągle jest więc w klatce. Gdyby wygrała szóstkę w lotto - może nigdy byś już nie zobaczył. I myślę, że Ty też dobrze o tym wiesz, jesteś zbyt inteligentny, by nie mieć tej świadomości.